29 sierpnia 2012

Rozdział 53

Święta, święta i po świętach... Ech, sylwester za nami, a ja ciągle nie dotrzymałam obietnicy złożonej Moli. Miałam ją odwiedzić. Minęło sześć miesięcy. Mam nadzieję, że się na mnie nie obraziła... Ostatnio ogólnie to całe moje życie kręci się wokół sierocińca i dziadka. Całe dnie spędzam z dziewczynami, a z Jamesem praktycznie się nie widuję. Za każdym razem, kiedy chciał ze mną porozmawiać, byłam zajęta. W końcu się na mnie obraził...
Weszłam do naszej sypialni. Było już grubo po dwunastej, a ja o niczym innym nie marzyłam, jak o łóżku. James stał w samych spodniach na środku pokoju.
- Myślałem, że dzisiaj śpisz z dziewczynami - mruknął, nawet na mnie nie patrząc.
- O co ci znowu chodzi? - westchnęłam. Byłam już zmęczona tymi ciągłymi kłótniami. W dodatku miałam za sobą ciężki dzień. Szkoda gadać...
- O co mi chodzi?! O co tobie chodzi?! - James podniósł głos i podszedł do szafy.
- Możesz na mnie nie krzyczeć?! Nic ci nie zrobiłam! - też prawie krzyczałam.
- Nie?! Od świąt mnie unikasz! W ogóle nie masz dla mnie czasu, bo całe dnie spędzasz z dziewczynami! - szatyn spojrzał na mnie morderczym wzrokiem.
- Zabronisz mi?! O ile dobrze wiem, to też mam swoje życie! Nie wszystko kręci się wokół ciebie! - krzyknęłam.
- Wiem o tym! Wiesz, kiedy ostatnio mnie pocałowałaś? - James się uspokoił. 
- Już... - powiedziałam, gdy pocałowałam go w policzek.
- Nie przeginaj - mruknął, idąc do łazienki.
- Do jasnej cholery! James, zachowujesz się jak dziecko! - wybuchnęłam.
- Ja?! Spójrz na siebie! Nie rozumiesz, że brakuje mi... ! - zaczął.
- Czego?! Seksu?! Jesteś taki jak reszta facetów! Zależy ci tylko na jednym! A ja głupia wierzyłam ci, że mnie kochasz! - wrzasnęłam, a w oczach zebrały mi się łzy.
- Wiesz co?! Daruj sobie takie wywody na mój temat! Nie znasz mnie, a osądzasz! Mam cię dosyć! - wściekły trzasnął drzwiami od łazienki. Dopiero teraz dotarł do mnie sens moich słów. Podeszłam do drzwi, które przed chwilą zamknął za sobą mój chłopak.
- James, porozmawiajmy - delikatnie zapukałam.
- Daj mi spokój! - krzyknął ze środka i po chwili usłyszałam szum wody. 

^*^
Oczami Logana
^*^

Jennifer brała prysznic, a ja szukałem w szafie jakiejś koszulki do spania. Drzwi na korytarz były otwarte. Z pokoju Jamesa i Jessici słychać było krzyki, więc je zamknąłem. Znowu się o coś pokłócili. Ostatnio dość często się kłócą. Zresztą nie moja sprawa...
- Nad czym tak myślisz? - z zamyślenia wyrwał mnie głos mojej dziewczyny.
- A nad takimi tam - z uśmiechem odwróciłem się w jej stronę. Wycierała włosy ręcznikiem. Miała na sobie różowe spodenki, które ledwo przykrywały jej tyłek i moją czarną koszulkę z czaszką i piszczelami. Była jej za duża, co sprawiało, że była jeszcze bardziej seksowna.
- Pożyczyłam sobie twoją koszulkę. Jesteś zły? - spytała niepewnie.
- Jasne, że nie. Do twarzy ci w niej - uśmiechnąłem się, przyciągając ją do siebie. Zauważyłem, że tak jakby odetchnęła z ulgą. 
- Dziękuję - uśmiechnęła się, kładąc ręce na moim torsie. Przeszedł mnie dreszcz.
- Ale niestety będę musiał ci ją zabrać, bo nie mam w czym spać - uśmiechnąłem się cwanie.
- To śpij bez - wystawiła mi język.
- Bo ci go kiedyś odgryzę - zaśmiałem się.
- Spróbuj tylko - mruknęła. Delikatnie ją pocałowałem. Potem coraz namiętniej. W końcu znaleźliśmy się na łóżku. Włożyłem jej rękę pod koszulkę.
- Logan, nie - jęknęła.
- Nic nie mów - zamknąłem jej usta pocałunkiem. Nie oponowała. Po chwili moja koszulka leżała na podłodze. 
- Logan! - Jen podniosła głos. Nie słuchałem jej. Byłem jak w transie. Błądziłem dłońmi po jej plecach, co chwila hacząc o biustonosz. Już miałem go odpiąć...
- Logan, opamiętaj się! - wrzasnęła Jennifer, spychając mnie z siebie. ,,Obudziłem się'' i przerażony spojrzałem na nią. Była przestraszona jak małe dziecko.
- Jennifer, ja przepraszam. Nie wiem, co mnie napadło. Przepraszam - usiadłem na brzegu łóżka i ukryłem twarz w dłoniach.
- To nie twoja wina - powiedziała cicho, kładąc mi dłoń na ramieniu. Czułem jak się trzęsie.
- Błagam cię, Jennifer. Wybacz mi - spojrzałem na nią.
- Nic się nie stało - uśmiechnęła się lekko. Wziąłem ją za rękę. Z każdą chwilą trzęsła się coraz mniej. Kamień spadł mi z serca.
- Obiecuję, że to już się więcej nie powtórzy - powiedziałem.
- Nic się, przecież nie stało - przytuliła się do mojego ramienia. I całe szczęście, pomyślałem.


^*^


No i jest.! Przepraszam, że takie krótkie :( Obiecuję, że następna będzie dłuższa. :D

26 sierpnia 2012

Rozdział 52

- No Logan, czyń honory domu - zaśmiał się Kendall, gdy już wszyscy byli w jadalni.
- Z rozkoszą - uśmiechnął się brunet i rozdał każdemu po opłatku. Zaczęła się ta uroczysta część wieczoru, za którą zawsze przepadałam. Wtedy na każdego mogłam spojrzeć i z czystym sumieniem powiedzieć, że nie jestem na tym świecie sama. Składanie życzeń. Na samym początku porwała mnie Nathalie.
- Więc tak. Życzę ci wszystkiego dobrego, szczęścia, miłości przede wszystkim, ale tego akurat ci nie brakuje. No i kasy - uśmiechnęła się Czarna.
- No nic, muszę ci życzyć tego samego - zaśmiałam się. - Ale jeszcze dodam, żebyś częściej się uśmiechała, bo zarażasz tym wszystkich wokół.
- Dzięki, Jessica - cmoknęłyśmy się w policzek. Czarna odeszła.
- Jess - usłyszałam za plecami wesoły głos Monic.
- No hej - uśmiechnęłam się do niej.
- Wesołych świąt. Wszystkiego dobrego, szczęścia, miłości ci nie brakuje, no i kasy, kochana. A i liczę na wasz szybki ślub - Mo znacząco poruszyła brwiami.
- Niestety, ale muszę życzyć ci tego samego - zaśmiałam się. - Z tym, że wasz ślub ma być wcześniej.
- Zobaczę, co da się zrobić - zaśmiała się. Cmoknęłyśmy się w policzek, łamiąc przy tym opłatkiem. 
- Jessica, u ciebie jeszcze nie byłem - przede mną wyrósł Kendall.
- Pozwól mi zacząć. Życzę ci wszystkiego najlepszego, zdrowia, szczęścia, miłości, głosu i talentu, chociaż nie wiem, czy możliwe jest to, aby były jeszcze lepsze - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Ja życzę ci dużo szczęścia i miłości. I żeby łatwiej było ci tu mieszkać. Wiem, że jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłaś - uśmiechnął się, widząc mój pytający wzrok.
- Dziękuję, Kendall. Za wszystko - przytuliliśmy się po przyjacielsku i blondas mnie opuścił. Jego słowa podniosły mnie nieco na duchu. Odwróciłam się i wpadłam na Logana.
- O, witam szanowną przyjaciółkę - zaśmiał się.
- No hej - wyszczerzyłam się i złożyłam mu te same życzenia, co Kendallowi.
- Dzięki. Tobie również dużo szczęścia. Miłości chyba nie potrzebujesz - spojrzał z uśmiechem na Jamesa, który dzielił się opłatkiem z Monic. - No, nic dodać, nic ująć.
- Dziękuję - przytuliliśmy się i na jego miejscu pojawił się Carlos.
- U ciebie jeszcze nie byłem. Więc tak, życzę ci wszystkiego dobrego, szczęścia, uśmiechu, bez którego byłoby nudno, zdrowia, miłości nie potrzebujesz, kasy i innych ważnych rzeczy - wyszczerzył się.
- Dzięki. Ja tobie życzę zdrowia i szczęścia. No bo kasę, sławę i talent masz. Masz Mo... Czego chcieć więcej? - uśmiechnęłam się.
- Niczego - uśmiechnął się.
- A i liczę na wasz szybki ślub - wyszczerzyłam się. Latynos się zaśmiał i mnie przytulił.
- Carlos, nie mogę oddychać! - wydusiłam.
- I dobrze - przytulił mnie mocniej.
- Hej, bo mi dziewczynę udusisz - za nami stanął James.
- To ja was zostawię - Pena się oddalił. Szatyn przyciągnął mnie do siebie.
- Kochanie, nie będę ci specjalnie niczego życzył, bo i tak wszystko masz. A nawet jeśli to życzę ci, abyś nigdy się nie zmieniała, żebyś była zawsze taka jaka jesteś - szepnął i uśmiechnął się.
- Dziękuję. Jesteś uroczy. Za to ja życzę ci, abyś nigdy więcej nic mi nie kupował - szepnęłam.
- Dlaczego? - zaśmiał się. - Zrobię wszystko dla mojej małej księżniczki.
- Kocham cię, James - oparłam głowę o jego czoło.
- Ja ciebie też, mała. Ja ciebie też - szepnął i delikatnie musnął moje wargi swoimi. Przez chwilę się całowaliśmy, a potem się od siebie oderwaliśmy. Złożyłam jeszcze życzenia wszystkim rodzicom. Nagle przypomniało mi się, że muszę złożyć jeszcze życzenia Jennifer.
- Jessica, muszę jeszcze tobie złożyć życzenia - podeszła do mnie.
- Właśnie miałam do ciebie iść - uśmiechnęłam się.
- Więc tak. Po pierwsze, wesołych świąt. Po drugie, wszystkiego dobrego, szczęścia, miłości, kasy, zdrowia i przede wszystkim spełnienia marzeń - uśmiechnęła się.
- Powiem tylko, że życzę ci tego samego. I żebyś w końcu zapomniała o przeszłości. Liczy się to, co jest teraz. Logan cię kocha. Nie zepsuj tego - uśmiechnęłam się.
- Wiem i nie mam zamiaru. Dziękuję - cmoknęłyśmy się w policzek, a potem mocno przytuliłyśmy. Zasiedliśmy do stołu.
- No to zapraszam do wieczerzy - uśmiechnął się Loggy. Ogólnie to posiłek minął nam na rozmowach i zabawie. Jak tradycja nakazuje, spróbowałam każdej z dwunastu potraw. Oczywiście nie przesadzałam, tylko po malutkich porcjach brałam. Znając życie, to i tak przytyję po tych świętach. Zresztą jak po każdych...
Jennifer nabrała sobie trochę kaszy na talerz. Wszyscy wlepiliśmy w nią wzrok.
- Co? - zdziwiła się, podając miskę Mo. Ona też sobie nałożyła, a zaraz za nią Nathalie i Carlos.
- Widzę, że wszyscy biorą kaszę, więc nie będę tchórz i też wezmę - uśmiechnął się Kendall i nałożył sobie trochę na talerz. Po chwili wszyscy, oprócz rodziców, mieli kaszę na talerzu.
- Okey, to kto zaczyna? - spytał James.
- Jennifer zaczęła, to niech kończy - uśmiechnęła się Mo.
- No Jen, dajesz - uśmiechnęłam się.
- Ale jesteście mądre - udała oburzoną. - Znając moje szczęście, to nie znajdę migdała - powiedziała pewnie i zjadła kaszę. I rzeczywiście. Migdała nie było.
- Czyli Jen odpada - odezwała się Nathalie i zjadła swoją porcję. I taki sam efekt, jak u Jen. Kendall, James, Logan i ja też nic nie znaleźliśmy. Zostali Carlos i Mo.
- No dalej. Co się tak wahacie? - odezwała się Jen.
- Dobra, raz kozie śmierć - westchnął Pena. - Ja tam nie wierzę, żebym zna... - Latynos intensywnie wpatrywał się w połówkę migdała, którą miał na widelcu.
- A widzisz?! - zaśmiał się jego tata.
- Wygląda na to, że się rozpołowił - zaśmiała się mama Kendalla.
- Chwila, ale to jest pół. Monic, masz coś? -  spytałam.
- Raczej... - zaczęła, przeszukując swoją kaszę na talerzu. - Nie, nie mam nic.
- No to kto ma tą drugą połówkę? - spytał Logan.
- Monic ma - ogłosiła nagle Jennifer.
- Skarbie, skąd wiesz? - spytała jej mama.
- Bo coś tu jest - powiedziała Jen i zabrała Monic widelec z rąk. Wzięła trochę kaszy na widelec z jej talerza. Naszym oczom ukazała się połówka migdała.
- Więc wiemy, kto tu pierwszy weźmie ślub - zaśmiał się tata Mo, a my razem za nim.
- Gorzko! Gorzko! - zaczęli wołać chłopcy. Potem reszta się dołączyła. Carlos i Mo się pocałowali. Potem przyszedł czas na prezenty. Dostałam osiem. Pierwszy był od Mo i Jen. Kupiły mi nowiutkiego laptopa. Od Logana dostałam mp3. Od Carlosa zdjęcie całej naszej paczki przy basenie. Od Kendalla tableta. Od moich rodziców nowy telefon. Od rodziców chłopaków zestaw do makijażu, a od rodziców dziewczyn srebrny zegarek i biżuterię.
- A to ode mnie - uśmiechnął się Logan, podając Jennifer podłużne pudełko.
- Co to? - spytała.
- Otwórz, a sama zobaczysz - uśmiechnął się brunet. Jen niepewnie wykonała jego polecenie, a zaraz potem spojrzała na mnie przerażona i zaczęła płakać. W środku był przepiękny naszyjnik z brylantem.
- Jest piękny. Dziękuję - Jen go pocałowała. 
- Cieszę się, że ci się podoba - uśmiechnął się Loggy. Sama do siebie się uśmiechnęłam.
- A ty się tak nie ciesz, bo jeszcze ode mnie nie dostałaś prezentu - zaśmiał się James.
- Co masz na myśli? - spytałam.
- Proszę - podał mi kwadratowe, zapakowane pudełko.
- Co tam jest? - spytałam.
- Otwórz - uśmiechnął się. Powoli podniosłam wieczko i zobaczyłam wisiorek z zawieszką w kształcie serca, kolczyki i bransoletkę o tym samym motywie.
- Jezu, James. Nie musiałeś. Dziękuję - cmoknęłam go w policzek. - A to ode mnie - podałam mu prezent. Otworzył go. Kupiłam mu zegarek, który mu się spodobał, jak byliśmy na zakupach.
- Nie mogę go wziąć - powiedział.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Bo on kosztował fortunę - wyjaśnił.
- Ty wydajesz kasę na mnie, to ja będę wydawać na ciebie - wystawiłam mu język.
- Dziękuję, kochanie - cmoknął mnie w policzek.
- Nie ma za co - uśmiechnęłam się. Otworzyliśmy resztę prezentów. No i w końcu rodzice się zmyli, a my musieliśmy posprzątać.

Rozdział 51

No witam wszystkich.! ;** Blog przeniesiony, no i mam nadzieję, że nie będzie już żadnych komplikacji ;) Zgodnie z Waszą prośbą piszę dalej. A i zdjęcia niektórych bohaterów uległy zmianie. A teraz bez większego przynudzania zapraszam na kolejny rozdział... :D

^*^

- Chłopcy, pośpieszcie się! - Jen popędzała chłopaków, jak mogła, gdy rozkładali talerze na stole. Za chwilę mieli przyjść nasi rodzice. Choinka ubrana, stół przygotowany. Brakowało, tylko gości. Kiedy chłopcy skończyli poszli się przebrać. My dopięłyśmy wszystko na ostatni guzik i do nich dołączyłyśmy. Całe szczęście, że ja i James mieliśmy swoją łazienkę, bo naprawdę sobie nie wyobrażam, jak wszyscy mielibyśmy zdążyć. 
- A ty już ubrany? - jęknęłam niezadowolona, gdy weszłam, a raczej wbiegłam, do naszej sypialni. James zapinał ostatnie guziki swojej białej koszuli.
- Mogłaś powiedzieć, to bym zaczekał - uśmiechnął się cwanie.
- Ale śmieszne - mruknęłam i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy. Owinięta w ręcznik wróciłam do pokoju. James wiązał krawat przy lustrze w drzwiach szafy. W mgnieniu oka się przebrałam i wtedy stało się coś okropnego... Zahaczyłam o róg toaletki i podarłam sukienkę.
- Cholera! - jęknęłam i obejrzałam rozdarcie w swojej kreacji. Szło przez całą długość uda.
- Skarbie, co się stało? - James do mnie podszedł.
- Podarłam sukienkę. Wydałam na nią kupę kasy i w ostatniej chwili ją zniszczyłam - ukryłam twarz w dłoniach. Maslow zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego jak na debila.
- Co cię tak bawi? - spytałam.
- Ponieważ wiem, jaka z ciebie gapa - podprowadził mnie do szafy. - Mam dla ciebie niespodziankę - otworzył ją, a moim oczom ukazała się przepiękna brązowa sukienka. - Ta da!
- James, jest piękna - zachwyciłam się. - Dziękuję - cmoknęłam go w policzek i szybko się przebrałam. Do tego założyłam czarne szpilki.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - uśmiechnął się. 
- Nie musiałeś - uśmiechnęłam się lekko.
- Ale chciałem - wyszczerzył się, przyciągając mnie do siebie.
- James, muszę się pomalować - jęknęłam, a zaraz potem mnie pocałował. Niechętnie się od niego odsunęłam i usiadłam przy toaletce. Zrobiłam sobie szybki makijaż i rozczesałam włosy. James założył marynarkę i oboje zeszliśmy na dół.
- No wreszcie - przywitał nas Carlos. - Ile można czekać?
- Jess, a gdzie twoja sukienka? - spytała Jen.
- Uległa małemu wypadkowi - wyjaśniłam, a mój chłopak wybuchnął śmiechem. - James! - zmierzyłam go wzrokiem.
- Ale ta jest ładniejsza - stwierdziła Mo.
- Aha! - z końca salonu dobiegł nas triumfalny okrzyk Jamesa.
- Skąd ją masz? - spytała Nathalie.
- Od Jamesa. Chcąc nie chcąc musiałam ją założyć - westchnęłam.
- I dobrze. Wyglądasz pięknie - uśmiechnęła się Jennifer. Swoją drogą to one wyglądały przepięknie. Mo miała na sobie beżową sukienkę na cienkich ramiączkach, Nathalie miała biało-fioletową, a Jen białą. Chłopcy tradycyjnie założyli garnitury.
- A jednak zdecydowałaś się na tą? - z uśmiechem zwróciłam się do Jen. Kupiła dwie sukienki, białą i czarną, bo nie mogła się zdecydować. Była bardziej za tą czarną. Uważała, że ta pierwsza jest zbyt wyzywająca.
- Wiesz, wyjścia nie miałam - założyła ręce na piersi.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Przeze mnie - powiedział dumnie Loggy i z uśmiechem objął ją od tyłu.
- A co ty masz z tym wspólnego? - spytałam.
- Uznał, że w tej wyglądam lepiej, a w obu wyglądam tak samo - wyjaśniła Jen.
- Wcale nie. W tej wyglądasz bardziej... - zaczął.
- No jak? - Jen na niego spojrzała.
- Seksownie... - mruknął jej na ucho, a zaraz potem się całowali. Dzwonek do drzwi sprowadził ich na ziemię.
- Otworzę! - powiedział Carlos i pobiegł do drzwi.

^*^
Oczami Carlosa
^*^

 - Otworzę! - powiedziałem i pobiegłem do drzwi. Z uśmiechem je otworzyłem i zobaczyłem rodziców swoich i Monic.
- Dobry wieczór, państwo Blue. Cześć mamo, cześć tato - z zasadami dobrego wychowania, najpierw przywitałem się z rodzicami mojej dziewczyny. - Zapraszam - wpuściłem ich do środka. Stresowałem się jak cholera. A jak coś pójdzie nie tak? Zaraz tu zwariuję! Ale jej tata chyba mnie lubi, to już coś...
- Witaj, synku - mama jak zwykle nie szczędziła mi czułości. Tata tradycyjnie uścisnął moją dłoń.
- A gdzie nasza córka? - spytała mama Mo, gdy odwieszałem ich kurtki do szafy.
- W salonie. Zapraszam - uśmiechnąłem się i ich tam zaprowadziłem.

^*^

Oczami Monic
^*^

Carlos poszedł otworzyć, a ja usiadłam z dziewczynami na kanapie.

- Chłopcy, powiecie nam w końcu, o jaką niespodziankę wam chodzi? - spytała Jen.
- Nie, kochanie - wyszczerzył się Loggy, sadzając ją sobie na kolanach.
- Ale... - chciała zaprotestować.
- Bądź cierpliwa - uśmiechnął się brunet.
- Nie wiesz, że cierpliwość należy do tych słabych cech Jennifer? - Jess spojrzała na niego z uśmiechem.
- Nie udzielaj się - Jen obrażona założyła ręce na piersi.
- Oj, skarbie. Do twarzy ci z fochem - zaśmiał się Loggy i cmoknął Jennifer w policzek. Po chwili do salonu wszedł Carlos, a za nim jego i moi rodzice.
- Dobry wieczór, państwu. Hej mamo, hej tato - z uśmiechem przywitałam rodziców mojego chłopaka, a potem swoich.
- Skarbie, jakaś ty śliczna w tej sukience - zachwyciła się moja mama.
- Dziękuję, Carlos mi ją kupił - lekko się zarumieniłam i spojrzałam na Latynosa. Wyglądał na spiętego. Żeby dodać mu otuchy, splotłam swoją dłoń z jego.
- Skoro już ci sukienki kupuje to trzeba szykować wesele - mój tata zatarł ręce.
- Ale takie wielkie - dodał tata Carlosa.
- Wam tylko jedno w głowie - powiedziały razem nasze mamusie i wszyscy zaczęli się śmiać. Potem nasi rodzice zapoznali się z resztą i jakoś czas zleciał nam na rozmowie. A jednak się udało, pomyślałam, gdy siedziałam Carlosowi na kolanach.

^*^

Oczami Jennifer
^*^

Po jakichś dziesięciu minutach rozległ się dzwonek do drzwi. Nathalie poszła otworzyć. Po chwili wróciła z moimi i swoimi rodzicami. Gdy tylko mój tata zobaczył, że siedzę na kolanach Logana zmierzył mnie wzrokiem. 

- Lepiej wstań - szepnął mi mój chłopak na ucho. Mama się tylko do mnie uśmiechała.
- Cześć, mamo - przytuliłam ją.
- Nie martw się ojcem. Przejdzie mu - pocałowała mnie w czoło.
- Mam nadzieję - mruknęłam i podeszłam do taty. - Cześć, tato.
- Cześć, córeczko - uśmiechnął się lekko i mnie przytulił.
- Dobry wieczór, pani Jayde. Miło panią znowu widzieć - Logan jak na dżentelmena przystało pocałował moją mamę w dłoń.
- Ciebie też, Logan - uśmiechnęła się moja rodzicielka.
- Dobry wieczór, proszę pana - Loggy i mój tata uścisnęli dłonie.
- Mam nadzieję, że zadbasz o moją córkę, jak należy - tata zmierzył go wzrokiem.
- Oczywiście. Może być pan spokojny, traktuję Jennifer jak księżniczkę. Jest dla mnie najważniejsza - powiedział spokojnie mój chłopak. Z każdą chwilą moje obawy malały. Oby wszystko się udało.
- Dobrze, wierzę ci - uśmiechnął się mój tata. 
- Skarbie, chodź poznamy rodziców reszty - powiedziała moja mama i odciągnęła tatę na bok.

^*^

Oczami Logana
^*^

Rodzice Jen się oddalili, a ja odetchnąłem z ulgą. Już myślałem, że się nie uda.

- Jak na razie idzie dobrze - uśmiechnęła się Jennifer.
- Tak, jeszcze żyję - zaśmiałem się nerwowo.
- Kochanie ty moje, wyluzuj. Mój tata ci zaufał, a to już plus - oparła dłonie na moim torsie. 
- No ja mam nadzieję - uśmiechnąłem się.
- Spokojnie. Nic złego się nie stanie - mruknęła i delikatnie mnie pocałowała.
- Szkoda, że nie jesteśmy sami. Byłabyś już moja - szepnąłem jej na ucho. Poczułem, że przeszedł ją dreszcz.
- Logan, jest... - zaczęła.
- Tak, wiem. Za wcześnie. Tak tylko mówię - uśmiechnąłem się. - Dobrze wiesz, że nie zrobię niczego wbrew twej woli.
- Wiem i za to między innymi cię kocham - szepnęła i znowu mnie pocałowała.
- Chodźmy już do reszty - powiedziałem i poszliśmy. Później przyszła reszta rodziców i mogliśmy jeszcze chwilę w spokoju porozmawiać.

^*^
Oczami Kendalla
^*^

- Przepraszam na chwilę - powiedziałem i poszedłem do kuchni. Byłem tak zestresowany, że chyba zaraz zwymiotuję. Lubię rodziców Nathalie, ale jej tata mnie przeraża. Mam ochotę schować się w pokoju, gdy z nim rozmawiam.
- Skarbie, wszystko gra? - moja dziewczyna weszła do kuchni.
- Tak... - jęknąłem. - Nie - powiedziałem po dłuższym namyśle.
- Co jest? - położyła mi rękę na ramieniu.
- Jestem ciut zestresowany - jęknąłem.
- Ciut? Kochanie, jesteś kłębkiem nerwów. Wyluzuj - uśmiechnęła się.
- Postaram się - uśmiechnąłem się lekko.
- To dobrze - cmoknęła mnie w usta i wróciliśmy do salonu.

^*^
Oczami Jamesa
^*^

Wchodziłem właśnie do salonu, bo byłem zakluczyć drzwi. Jessica schodziła ze schodów.
- James! Jessica! - zawołał nas Carlos.
- Co? - spytała Jess. Pokazał palcem do góry. Oboje podnieśliśmy głowy.
- Jemioła - wyszczerzyłem się.
- No to teraz buziak - zaśmiał się Logan. Przyciągnąłem swoją dziewczynę do siebie i ją namiętnie pocałowałem. Po chwili się od siebie oderwaliśmy.
- Kocham cię - mruknąłem jej na ucho.
- Ja ciebie też - cmoknęła mnie w policzek i pociągnęła za rękę do reszty. Rany, jak ja tą dziewczynę kocham. Mam nadzieję, że już zawsze będziemy razem. Nie wyobrażam sobie życia bez niej. Moi rodzice ją bardzo polubili, jej chyba też mnie lubią. Wszystko układa się po naszej myśli. Tylko Logan chodzi jakiś zestresowany. No i Kendall trochę. Carlos to prawdziwa oaza spokoju. No, przynajmniej tak wygląda... Czemu święta z rodzicami zawsze są takie stresujące?

^*^

Oczami Jessici
^*^

Miałam mega stresa, gdy witałam się z rodzicami Jamesa, a on z moimi. Ale wygląda na to, że niepotrzebnie. Jego rodzice chyba mnie polubili. Bo mi wręcz go kochają. Tata to już nawet ślub nam chciał planować. Dobrze, że mama wybiła mu ten pomysł z głowy. Nie jestem gotowa na małżeństwo. Nadal się nie mogę przyzwyczaić, że nie mieszkam już w Middletown. Stałam przy oknie i z utęsknieniem patrzyłam na brak śniegu.

- Skarbie, wszystko gra? - James pojawił się obok mnie.
- Tak, tylko... Nie, nieważne - uśmiechnęłam się lekko.
- Wiem, że tęsknisz za domem, ale teraz tu jest twój dom - przyciągnął mnie do siebie.
- Wiem. Brakuje mi tylko śniegu. W każde święta w Middletown padał śnieg. Nie jestem przyzwyczajona, że już tam nie mieszkam. Poza tym to moje pierwsze święta poza domem - westchnęłam.
- Obiecuję, że nie będziesz żałować - cmoknął mnie w usta.
- Chodźmy już - szepnęłam.

^*^

No i jest.! Mam nadzieję, że się Wam spodoba, chociaż ja osobiście uważam, że taka sobie :/

25 sierpnia 2012

Rozdział 50

- Chłopcy, pośpieszcie się! - krzyczała Mo. Już dziesięć minut czekałyśmy na naszych gwiazdorów. Całą ósemką mieliśmy iść na świąteczne zakupy. Tak. Niedługo święta. Rany, ale ten czas leci. Dużo się wydarzyło. Między innymi moi rodzice przeprowadzili się do Los Angeles.
- No idziemy! - odkrzyknął Kendall. Po chwili na schodach pojawiły się sylwetki chłopaków.
- Gotowe? - spytał James.
- Już od dziesięciu minut! - krzyknęłam.
- Skarbie, wstałaś lewą nogą? - spytał Maslow.
- Zanim się pokłócicie, to zaproszę was do samochodu. Logan czeka - Jen stanęła między nami.
- Okey, już idziemy - westchnęłam. No i poszliśmy. Kendall i Nathalie jechali z Carlosem i Mo, a ja i pan mądry z Jen i Loggim. Oczywiście my siedziałyśmy z tyłu, bo jakżeby inaczej...
- Co robiliście tak długo na górze? - spytała Jennifer, gdy już ruszyliśmy.
- Męskie sprawy - odpowiedział Logan, patrząc na nią w lusterku.
- A można to wiedzieć, jakie? - spytałam.
- A nie można - James wystawił mi język.
- Myślisz, że Logan mi nie powie? - Jen spojrzała na niego jak na debila.
- Zdziwisz się, kochanie - zaśmiał się brunet.
- Wredoty - powiedziałyśmy razem i strzeliłyśmy focha.
- Chyba się obraziły - odezwał się James.
- Geniusz to z ciebie nie jest - skwitował Logan, a ja i Jen wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Przyjaciół się nie obraża - szatyn śmiał się sam z siebie.
- Oj tam, oj tam - Loggy machnął ręką.
- Powiecie nam w końcu, co tam robiliście, czy nie? - spytała Jen.
- Nie! - powiedzieli razem.
- Uparci jak osły - mruknęłam.
- Mówić jak do ściany - Jennifer założyła ręce na piersi.
- Tyle, że ściana cię słucha - powiedziałam.
- O czym wy gadacie? - spytał Logan, skręcając na parking przed supermarketem.
- Babskie sprawy! - krzyknęłyśmy razem.
- One chcą wojny - uśmiechnął się James, odwracając się do nas, gdy już stanęliśmy.
- To będą ją miały - wyszczerzył się Logan.
- Debile! - skwitowała Jen i wyszłyśmy z auta Hendersona. Podeszłyśmy do dziewczyn. Na szczęście, Carlos zaparkował niedaleko.
- Czyli idziemy tak jak się umawiałyśmy i spotykamy się tutaj? - spytałam, żeby się upewnić. Każda miała iść ze swoim chłopakiem i kupić rzeczy, które były na jej liście.
- Tak! - potwierdziły razem. Razem z chłopakami weszłyśmy do sklepu. Oczywiście oni pchali wózki. Niech się pomęczą.

^*^
Oczami Logana
^*^


Jen wkładała do wózka produkty, które miała na liście, a ja biedny musiałem go pchać. Chociaż... Z drugiej strony, to mi się podobało. Takie wspólne zakupy. Obok nas pojawiła się Mo z Carlosem.
- Mo, czekaj! - Jen ją zatrzymała.
- Tak? - brązowowłosa się cofnęła.
- Wzięłaś już kaszę?
- Tak.
- I to sporo - wtrącił się Carlos.
- Czyli mogę ją wykreślić ze swojej listy? - spytała Jen.
- Jasne. Jak spotkam dziewczyny to też im o tym powiem - uśmiechnęła się i razem z Peną odeszła. Śmiać mi się chciało.
- A ty z czego się tak cieszysz? - Jen zmierzyła mnie wzrokiem.
- Z niczego - powiedziałem z mega wyszczerzem na twarzy. Moja dziewczyna tylko pokręciła głową i odeszła. Zmierzyłem ją od góry do dołu. Miała piękne ciało, że aż dech zapierało.
- Logan! No chodź! - z tego ''transu'' wybudził mnie jej głos. Bez słowa za nią poszedłem. Dotarliśmy do półek z nabiałem. Jen sprawdziła coś na liście i zaczęła się rozglądać. W końcu sięgnęła po jakieś jogurty na najwyższej półce. Nie mogłem patrzeć, jak sobie nie radzi, więc ją podniosłem i z łatwością je dosięgnęła.
- Logan! Postaw mnie! Ludzie się na nas patrzą! - warknęła, a ja ją odstawiłem.
- A niech sobie patrzą - uśmiechnąłem się i ją do siebie przytuliłem.
- To nie jest śmieszne - uśmiechnęła się i włożyła jogurty do wózka.
- To dlaczego się uśmiechasz? - spytałem.
- Przestań gadać i chodź. Musimy kupić masę rzeczy - chciała odejść, ale zagrodziłem jej drogę.
- Mamy czas. Przejdziesz, jak dasz mi buziaka - wyszczerzyłem się.
- Logan, nie wygłupiaj się - warknęła.
- To nie - udałem obrażonego i odwróciłem się do niej plecami.
- Oj, Logan. No nie obrażaj się - stanęła przede mną i cmoknęła mnie w policzek.
- Mało mi - mruknąłem. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem.
- Ach, ta młodzież - usłyszeliśmy i się od siebie oderwaliśmy. Obok z uśmiechem przechodziła starsza pani. Jen spaliła buraka.
- Do twarzy ci z rumieńcem - szepnąłem jej na ucho.
- Debil! Zrobiłeś to specjalnie! - oburzyła się.
- Wcale nie - zaśmiałem się.
- Chodź już - poszła dalej, a ja z uśmiechem powędrowałem za nią. Ech... Moja mała księżniczka... Boże, jak ja ją kocham! I pomyśleć, że jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy przyjaciółmi...

^*^
Oczami Jamesa
^*^


Ja i Jess mieliśmy już prawie wszystkie produkty. Brakowało tylko lodów. Postanowiliśmy, że oprócz zakupów świątecznych zrobimy też te zwykłe. Oparłem się o wózek i rozmarzonym wzrokiem przyglądałem się, jak moje kochanie pakuje do niego dwie paczki płatków.
- Dlaczego mi się tak przyglądasz? - spytała z uśmiechem.
- Myślę - uśmiechnąłem się.
- O czym? - spytała. Podszedłem do niej.
- O tym, że kiedyś weźmiemy ślub - przytuliłem ją do siebie. - O tym, że będziemy mieć gromadkę dzieci, fajnego psa i super dom...
- Skarbie, czy ty coś brałeś? - zaśmiała się.
- Nie - powiedziałem zgodnie z prawdą. - Po prostu myślę o przyszłości.
- James, dla mnie nie liczy się, co było, czy będzie. Liczy się to, co jest teraz, rozumiesz? - spojrzała mi w oczy.
- Rozumiem - uśmiechnąłem się lekko.
- A dla mnie liczysz się tylko ty. Kocham cię i o tym nie zapominaj - uśmiechnęła się i cmoknęła mnie w usta.
- Też cię kocham - oparłem swoje czoło o jej.
- Chodźmy po te lody i wracajmy - powiedziała i objęci ruszyliśmy po przysmak dziewczyn.

^*^
Oczami Carlosa
^*^


- Skarbie, widziałeś jakie piękne kwiaty? - zachwyciła się Monic, pokazując na doniczki, stojące niedaleko.
- Ja tam widzę coś znacznie piękniejszego - uśmiechnąłem się, przyciągając ją do siebie.
- Serio? A co? - spytała, uśmiechając się. Kocham, gdy to robi. Jej uśmiech działa na mnie, jak plaster.
- Ciebie i tylko ciebie - szepnąłem jej na ucho. Poczułem, że przeszedł ją dreszcz.
- Jesteś uroczy - delikatnie mnie pocałowała. - Ale musimy już iść.
- Wolę, jak jesteśmy sami. Przynajmniej wiem, że nikt nam nie przeszkodzi - jęknąłem.
- Mamy całą noc - mruknęła mi na ucho i odeszła.
- Wiesz, jak mnie przekonać, co nie? - spytałem.
- Nie. Ale wiem, co zrobić, aby zobaczyć ten szalony błysk w twoich oczach - uśmiechnęła się. - Lubię to, bo mnie...
- Podnieca? - poruszyłem znacząco brwiami.
- Można tak powiedzieć - zaśmiała się. - Chodźmy już.
Trzymając się za ręce, skierowaliśmy się do kasy.

^*^
Oczami Kendalla
^*^


Razem z Nathalie staliśmy już przy kasie i pakowaliśmy zakupy do siatek.
- Może zostaniesz u nas na noc? Jest już późno - odezwałem się.
- A nie będę wam przeszkadzać? - spytała.
- Jasne, że nie. Dobrze wiesz, że jesteś u nas mile widziana - uśmiechnąłem się i ją pocałowałem. Dokończyliśmy pakowanie, zapłaciłem i wyszliśmy na zewnątrz.
- Teraz musimy czekać na Mo i Carlosa - jęknęła moja dziewczyna.
- Przynajmniej mamy czas dla siebie - przyciągnąłem ją do siebie. Już mieliśmy się pocałować...
- O hej, długo czekacie? - obok pojawiła się Monic, a zaraz za nią Carlos.
- Nie, dopiero przyszliśmy - mruknęła Nathalie niezadowolona. Szczerze, to też byłem na nich zły. My im jakoś nie przerywamy. No nic, ja i Carlito zabraliśmy się za pakowanie zakupów do samochodu.

^*^
Oczami Jessici
^*^


Chwilę czekaliśmy za Loganem i Jen, a potem chłopcy spakowali zakupy do bagażnika. Cud, że wszystko się zmieściło...
- Cholera! - krzyknęła nagle Jennifer.
- Jezu, weź nie strasz - jęknęłam. - Co się stało?
- Ciekawi mnie, co oni robili tak długo na górze. A ciebie? - spojrzała na mnie.
- Mnie też, ale nam nie powiedzą, nawet gdybyśmy na kolanach ich błagały - westchnęłam.
- Oj ty już się nie bój. Logan w końcu pęknie i mi powie - Jen szatańsko się uśmiechnęła. W końcu chłopcy wsiedli do auta.
- Co tam znowu knujecie? I tak wam nie powiemy, co robiliśmy na górze - zaśmiał się James.
- No, ale... - zaczęła Jen.
- Kochanie, żadnego 'ale'. Dowiecie się w swoim czasie - uśmiechnął się Logan.
- Czyli kiedy? - spytałam.
- Co wy takie niecierpliwe? - spytał James. W końcu pojechaliśmy do domu. Już my się dowiemy, co oni tam robili...

 ^*^

No i jest :) Chciałam Was przeprosić, bo nikt nie obchodził w moim opowiadaniu urodzin ^^' Więc obiecuję, że po świętach wszystko będzie jak być powinno. Pa.! ;***

Rozdział 49

Kochane moje :** Na początek chciałabym Wam bardzo podziękować. Cieszę się, że ostatni rozdział się podobał ^^ :D Nie powiem, sama się śmiałam jak to pisałam :)
Druga sprawa. Podobno 1D mają mieć serial na Nickelodeon, a BTR mają wywalić :( Nie wiadomo nawet, czy będą mieli prawa do nazwy zespołu i piosenek. Ja osobiście w to nie wierzę, ale nic nie wiadomo jak się sprawy potoczą. Jeśli jednak to prawda i Big Time Rush się rozpadnie, to ja się załamię ;( Dlatego apeluję do Was RUSHERZY i proszę o to, aby bez względu na to, czy chłopcy będą razem, jako zespół, czy osobno, MY RUSHERZY zawsze będziemy z nimi. Bez względu na to, jak się sprawy potoczą!
Dobra, bez większego przynudzania, zapraszam na rozdział 50!

~*~

- James, no nie powtarzaj tyle, bo zapomnisz - powiedziałam już po raz setny, gdy mój chłopak bez ustanku powtarzał słowa nowej piosenki. Siedzieliśmy w samolocie do stolicy. Jutro chłopcy mieli wystąpić przed samym prezydentem. Nic dziwnego, że się denerwowali.
- Nie zapomnę - uśmiechnął się.
- Nie bądź taki pewien - zgasiłam jego zapał.
- Oj, skarbie. Dramatyzujesz - westchnął, chowając tekst do plecaka.
- Nie, James. Nie dramatyzuję. Ale skoro ty uważasz, że tak, to masz problem - odwróciłam się do okna.
- Jessica, no nie gniewaj się na mnie - położył mi rękę na ramieniu. Spojrzałam na niego.
- Przepraszam, chyba masz rację. Lekko przesadzam - westchnęłam.
- My też się denerwujemy, ale bez przesady - uśmiechnął się lekko, gładząc dłonią mój policzek.
- Obiecuję, że już nie będę - oparłam swoje czoło o jego.
- No ja myślę - uśmiechnął się i delikatnie mnie pocałował. Przytuliłam się do jego ramienia i momentalnie zasnęłam.
- Proszę zapiąć pasy, za chwilę lądujemy - usłyszałam, jak przez mgłę. Powoli otworzyłam oczy i się rozejrzałam. James spał, a głowę opierał o mnie.
- James, wstawaj - szturchnęłam go. Obudził się niemalże natychmiast.
          Chłopcy przygotowywali się do występu, a my siedziałyśmy na widowni. Miałyśmy bardzo dobre miejsca, bo obok samego prezydenta! Oczywiście podziękowałyśmy za zaproszenie. A on podziękował za przybycie. No normalnie odleciałam! Sam prezydent mi dziękował! Szybko jednak się uspokoiłam i wróciłam do naszej nudnej i szarej rzeczywistości. Nie minęło dużo czasu, a chłopcy stali na scenie i śpiewali City is Ours. Potem wykonali swoje największe hity. Wszyscy byli zachwyceni, a zwłaszcza córka prezydenta. Po imprezie wszyscy wróciliśmy do hotelu.
- Więc jak? Idziemy na miasto? - spytał Carlos w windzie.
- O tej godzinie? - zdziwiła się Mo.
- Chce ci się jeszcze? - jęknął Kendall.
- Noc jeszcze młoda - uśmiechnął się Pena.
- Wieczny optymista - skwitował Logan, a my się zaśmialiśmy.
- Ja idę spać. Jestem zmęczony - James założył ręce za głowę.
- Popieram. Jestem padnięta - ziewnęła Jen, a Loggy objął ją od tyłu.
- To ja zostaję z tobą w pokoju - mruknął jej do ucha, a my się zaśmialiśmy.
- Kendall, na ciebie mogę liczyć? - Carlito zwrócił się do blondyna.
- Wybacz, stary, ale o niczym innym nie marzę, jak o łóżku - uśmiechnął się Kend.
- Zdrajcy - skwitował Latynos wielce obrażony.
- Nie nasza wina, że ucierpi na tym twoje ego - zaśmiał się James, za co dostał łokciem w brzuch. - No co?
- Przynajmniej Monic mnie nie zostawi - Carlos objął ją ramieniem.
- Marzysz, skarbie - uśmiechnęła się, dotykając ręką jego policzka. Po chwili winda się zatrzymała i każdy poszedł do swojego pokoju. Oczywiście James od razu władował się do łazienki, więc musiałam poczekać, aż łaskawie wyjdzie. Nie minęło pięć minut, a był w pokoju i wycierał głowę ręcznikiem.
- Serio jesteś zmęczony, skoro tak szybko się wykąpałeś - powiedziałam lekko zdziwiona.
- Jak cholera - mruknął, rzucając ręcznik na łóżko. Nie męczyłam go więcej i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Kiedy już się nasmarowałam balsamem, założyłam na siebie spodenki, które ledwo przykrywały tyłek i biustonosz.
- Cholera, nie wzięłam bluzki! - mruknęłam pod nosem i wróciłam do pokoju, w którym panowały egipskie ciemności. Poczułam na swojej szyi ciepły oddech Jamesa.
- Podobno jesteś zmęczony - uśmiechnęłam się, gdy zaczął jeździć opuszkami palców po moim brzuchu.
- Bo jestem - szepnął, całując mnie po szyi.
- Właśnie widzę - mruknęłam, gdy jego dłonie znalazły się blisko moich piersi. Delikatnie odwrócił mnie w swoją stronę i pocałował. Nie sądziłam, że tak mi tego brakowało. Boże, jak ja kocham tego wariata, pomyślałam. Nawet nie zauważyłam, kiedy znaleźliśmy się na łóżku. James obdarowywał pocałunkami moją szyję i dekolt. Szybko pozbył się mojego biustonosza i ręką sięgał do moich spodenek.
- James... - szepnęłam.
- Co się stało? - spojrzał na mnie zdziwiony.
- Kocham cię. Kocham cię najbardziej na świecie - ujęłam dłońmi jego twarz.
- Ja też cię kocham i nigdy o tym nie zapominaj - mruknął i mnie pocałował. Już po chwili tworzyliśmy jedność.
- Obiecaj, że zawsze będziemy razem - szepnęłam, przytulając się do nagiego torsu szatyna.
- Nie ma innej opcji - mruknął w moje włosy. Po chwili zasnęłam.

Rozdział 48

Moja głowa... Czuję się, jakby mi spadło na nią kowadło... Zaraz chyba mi jak balon pęknie!
Powoli się podniosłam i rozejrzałam po pomieszczeniu. Salon? A co ja robię w salonie? I w dodatku na podłodze? Dziewczyny śpią, chłopaki też... Chwila, moment! Skoro James i Kendall są tam, a Monic i Caros tu... To gdzie są Jen i Logan?
Wstałam z podłogi i się rozejrzałam. Spali przytuleni na kanapie. Wyglądali tak uroczo, że nie mogłam nie zrobić im zdjęcia. Chwiejnym krokiem poszłam do kuchni. Znalazłam aspirynę i ją połknęłam. Wróciłam do salonu. Reszta nie zmieniła swoich pozycji. Mo leżała na Carlicie, Jen i Logan się przytulali, a Kendall spał na kolanach Jamesa we fotelu. Nie powiem, śmiać mi się chciało jak cholera. Po chwili Jennifer się obudziła.
- Jessica? Która godzina? - podniosła się i przetarła oczy.
- Czekaj, zaraz sprawdzę - podniosłam swój telefon z podłogi i spojrzałam na godzinę. - Cholera, już dwunasta!
- No to ostro wczoraj zabalowaliśmy - Jen rozmasowała skronie. - Pamiętasz coś w ogóle?
- Zero - jęknęłam.
- Dobra, trzeba obudzić resztę - westchnęła Jennifer.
- Zajmę się tym, zatkaj uszy - powiedziałam, a ona wykonała moje polecenie. Podeszłam do wieży. Włączyłam jakąś piosenkę  rozkręciłam na cały regulator. Wszyscy natychmiast się obudzili z głośnym krzykiem. Logan to w dodatku spadł z kanapy i to na Jennifer! Efekt był taki, że się pocałowali! Już myślałam, że się od siebie odsuną, a oni zaczęli się jeszcze bardziej całować.
- Która godzina? - Kend przetarł oczy.
- Dwunasta. A co ty do jasnej cholery robisz u mnie na kolanach?! Posrało cię?! Spierdalaj! - krzyknął James, a zaraz potem zrzucił blondyna na podłogę.
- Aua! - jęknął Schmidt, rozmasowując bolący tyłek.
- Ciszej tam! - krzyknął Carlos z podłogi i bardziej przytulił do siebie Monic.
- Carlos, jeszcze raz krzykniesz, a cię zamorduję! Głowa mi pęka! - warknęła Mo.
- Wybacz, skarbie - mruknął. Dopiero teraz zauważyłam, że zwijam się ze śmiechu.
- A ty z czego się cieszysz? - spytała Jen, która właśnie wstawała z pomocą Logana.
- No nie wiem... - udałam, że się zastanawiam. - Wy się całujecie, James drze się na Kendalla, a Mo na Carlosa, bo on się drze na Jamesa.
No i znowu dostałam głupawki.
- Zamorduję cię! - Jen chciała się na mnie rzucić, ale Loggy przytrzymał ją w pasie. Po godzinie wszyscy się jakoś ogarnęli, a salon był posprzątany. Darowaliśmy sobie śniadanie i usiedliśmy przed telewizorem. Oczywiście każdy z butelką wody. Kendall i James to nawet z dwoma...
- Ej, pamięta ktoś coś w ogóle? - spytał nagle Carlos.
- Ja nie wiele, a wypiłam najmniej z was wszystkich - odezwała się Jennifer.
- Do którego momentu pamiętasz? - spytał Kendall.
- Do tańców - odpowiedziała Jen.
- Carlos, czy ty przypadkiem nie nagrywałeś tego wszystkiego? - Mo zwróciła się do swojego chłopaka.
- Rzeczywiście. Chwileczkę... Gdzie ja podziałem kamerę? - Pena wstał i zaczął się rozglądać. Dostrzegł ją na półce nad kominkiem. Pobiegł jeszcze do góry po kabel i podłączył ją do telewizora. Każdy wygodnie się usiadł i czekał, aż Carlito włączy ,,film''. Po chwili zobaczyliśmy na ekranie roześmianą twarzyczkę Monic. (okey, teraz będzie trochę dialogów z tego filmu, więc będę zapisywać je kursywą, to co będzie się działo poza ekranem telewizora będzie pisane normalnie dop. aut.)
- Carlos, weź mnie nie nagrywaj! - zaśmiała się Mo.
- Oj, skarbie, nie lamentuj. Jesteś bardzo atrakcyjna - usłyszeliśmy głos Latynosa. Mo zakryła obiektyw i odwróciła kamerę w drugą stronę. Pewne było, że się całują. W kadrze znaleźli się już dość wstawieni Kendall i James. Oboje stali na środku salonu z butalkami w dłoniach.
- Ja wypiję więcej! - darł się Maslow. Zaczęliśmy się śmiać.
- Ciekawe jak to zrobisz bez butelki?! - zaśmiał się Kend i porwał mu z ręki wyżej wymieniony przedmiot. Zaczął uciekać.
- Oddawaj to, debilu! - krzyknął James i zaczął go gonić po całym salonie. Nagle na drodze Kendalla wyrosła Jennifer.
- Stój! I oddaj tą butelkę, kretynie! - krzyknęła i wyciągnęła rękę w jego stronę. Niestety James nie zdążył wyhamować i wpadł na Kendalla, co za tym szło, cała zawartość butelek wylądowała na Jen.
- Ups... - mruknął Kendall.
- To moja nowa bluzka, debilu! - Jen zaczęła gonić blondyna po salonie. Nagle w kadrze znalazłam się ja z Loganem.
- Zabiorę cię na Majorkę, a potem polecimy na Hawaje... - objął mnie ramieniem.
- Nie, nie, nie! Ja się boję latać! - zaprotestowałam.
- Kupię ci Red Bulla i polecisz - Logan tłumaczył mi to jak małemu dziecku. Jen zaczęła chichotać.
- Hej, koleś! Podrywasz mi dziewczynę?! - James do nas podszedł.
- Wiedz, że zamierzamy się pobrać - ogłosił Logan.
- Prędzej wyjdę za szczura z kanałów - obrażona odwróciłam się do nich plecami.
- Jak śmiesz?! - zbulwersował się Loggy.
- Krzyczysz na moją kobietę?! Dawaj! Na gołe klaty! - krzyknął James i oboje zdjęli koszulki. Logan chciał go uderzyć, ale nie trafił i efekt był taki, że się przytulili. W tle leciała wolna piosenka. Zaczęli tańczyć wolnego. Autorzy tego wybryku nieco się zmieszali.
- Kocham cię, Jennifer! - wyszczerzył się Logan do kamery.
- Kocham cię, Jessica! - James zrobił to samo.
- Skoro mnie kochasz to się odwal od tego kretyna! - krzyknęłam i próbowałam ich rozdzielić.
- Ranisz mnie! - zawył Logan.
- I widzisz?! Przez ciebie Loguś płacze! Chodź, Loguś. Pójdziemy się napić - powiedział James i oboje się zmyli. Obok mnie pojawiła się Mo.
- Co jest? - spytała.
- James, mnie zostawił dla Logana - jęknęłam.
- To oni są gejami?! - Mo wytrzeszczyła na mnie gały.
- A skąd ja mam wiedzieć?! Idź i ich spytaj! Może ci powiedzą! - wybuchnęłam i obrażona usiadłam na kanapie.
- James! Logan! Jesteście gejami?! - wrzasnęła Mo.
- Nie! A ty jesteś lesbijką?! - krzyknął James.
- Zapomnij, nie było pytania! - odkrzyknęła Mo, a kamera przeniosła się na mnie, jak zwijam się ze śmiechu na kanapie. Potem w kadrze znaleźli się Kendall i Jen. Ona siedziała mu na plecach i ciągnęła go za włosy, a on darł się wniebogłosy.
- Złaź ze mnie, wariatko!
- Dobra - Jen jak na zawołanie z niego zlazła.
- I co? Już? - zdziwił się Kend.
- No, a co? - Jen wzruszyła ramionami.
- Wariatka - skwitował blondyn i odszedł. Nagle Logan podszedł do Jen i ją pocałował. A ona nie wyglądała na taką, która chce to skończyć. Przenieśli się na kanapę, z której ja co dopiero zeszłam. Carlos odwrócił kamerę w swoją stronę.
- Jeśli zaczną się rozbierać to ja spierdalam - uśmiechnął się i znowu odwrócił kamerę na Logana i Jen.
- Carlos! - zawołała Mo, a on z kamerą odwrócił się w jej stronę.
- Tak, skarbie?
- Pomóż mi! Zaczepiłam bransoletką o swoją bluzkę! - wyjaśniła.
- W którym miejscu? - spytał Carlos.
- Twoim ulubionym - uśmiechnęła się zalotnie. Spojrzeliśmy na nich znacząco, a oni się zmieszali.
- Już pędzę! - krzyknął Carlos i odstawił kamerę na półkę nad kominkiem. Nagle Kendall podszedł do kamery.
- Cześć, mały. Jak się masz? - wymyślił sobie, że to zwierzę. - Ale masz wielkie oko - zaczął pukać w obiektyw.
- Kendall, zostaw tego robota i chodź tu! - w tle rozległ się krzyk Jamesa.
- Idę! - odkrzyknął, a potem zwrócił się do kamery. - Nazwę cię... Wally!
Obok niego pojawił się wściekły James.
- Co ty kurwa wyprawisz?! - spytał, zakładając ręce na piersi. Zaczęliśmy zwijać się ze śmiechu.
- Gadam z Wally'm? - spytał Kend.
- Że z kim? - spytał szatyn.
- Z Wally'm - blondyn wskazał na kamerę.
- To nie jest Wally, debilu! - krzyknął Maslow.
- Właśnie, że jest! - odkrzyknął Kendall.
- To jest R2-D2 z Gwiezdnych Wojen - wyjaśnił James.
- Sam jesteś gwiezdna wojna! A to jest Wally! - krzyknął Kendall i odeszli na bok, żeby się pokłócić. Logan pojawił się przed kamerą.
- To jest włączone? - spytał, pukając po urządzeniu. Coś tam zapikało. - Ups... Chyba się zepsuło.
Logan pogwizdując odszedł.
- Jennifer, odłóż tą poduszkę! - krzyknęła Mo, a w stronę kamery poleciała czerwona poduszka.
I film się skończył.
- Ja chcę jeszcze raz - śmiała się Mo.
- Najlepsze było na końcu - śmiała się Jen.
- R2-D2 z Gwiezdnych Wojen! - brzuch mnie ze śmiechu zaczął boleć.
- A wy za tych geji pożałujecie - James zwrócił się do mnie i Monic.
- Ale się boję! - powiedziałyśmy razem i śmiałyśmy się dalej.
- Najlepsi byli Logan i Jennifer - wyszczerzył się Carlos i znacząco poruszył brwiami.
- No, nie zaprzeczę - uśmiechnął się Kendall i wszyscy spojrzeli w ich stronę. Loggy się zmieszał, a Jen spaliła buraka.
- Byliśmy pijani... - zaczął brunet.
- Coś mi się zdaje, że Jennifer była świadoma tego, co akurat wtedy robiła - spojrzałam podejrzliwie na swoją przyjaciółkę.
- Może odrobinkę... - udawała niewiniątko.
- To znaczy, że byłaś świadoma tego, co robisz i mnie nie odepchnęłaś? - spytał Logan.
- Może odrobinkę... - Jen ciągnęła dalej.
- Czyli, że ci się podobało? - spytał Loggy z... nadzieją.
- No t... tak - powiedziała, robiąc się jeszcze bardziej czerwona. Logan tylko się uśmiechnął i ją pocałował. James i Kendall przybili piątkę, a ja i Mo przytuliłyśmy się do swoich chłopaków.

Rozdział 47

- Okey, robimy dziesięć minut przerwy! – ogłosił Michael w połowie próby chłopaków. Od tygodnia pracowali jak woły. Dlaczego? Otóż córka samego prezydenta Obamy jest wielką fanką Big Time Rush. A on jako kochający ojciec, postanowił zrobić jej niespodziankę na urodziny. Dlatego chłopcy zaśpiewają dla niej w stolicy, na placu przed Białym Domem. Wszyscy są podekscytowani! No może, prawie wszyscy… Monic się rozchorowała i od kilu dni leży z gorączką w łóżku. Biedulka… Z Jen nie straciłam kontaktu, ale coraz trudniej jest mi ukrywać fakt, że z nią gadam…
- Jak tak dalej pójdzie to do wyjazdu stracicie głosy – zauważyłam, gdy całą szóstką staliśmy w sterowni. Dlaczego szóstką? Bo odziwo Nathalie była wśród nas…
- Lepiej nie kracz, bo się spełni – Logan pogroził mi palcem.
- Wątpię – mruknęła Czarna. – Skoro deszcz was nie pokonał, to takie próby tym bardziej was nie złamią.
- Coś w tym jest – zauważył Kendall. No tak, pamiętam. Dlatego Mo się rozchorowała. Lało jak cholera, a my sobie w ogrodzie siedzieliśmy. Dziwne, że tylko ona zachorowała.
- Nie mów, że znowu dzwonisz do Monic – westchnął James, gdy Carlos wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Nie, dostałem sms-a z propozycją wygrania samochodu – Pena wyciągnął mu język.
- Oooo, to coś nowego – Logan zrobił na niego wielkie oczy.
- Taa, bo Mo się w końcu wkurzyła – Carlos podrapał się w tył głowy.
- A to ciekawe dlaczego? – Kendall założył ręce na piersi.
- Skarbie, daj mu spokój – zaśmiała się Nathalie. – Gdybyś ty do mnie tyle wydzwaniał też bym się wkurzyła.
- Oj tam, oj tam – blondyn ją przytulił.
- Zachowujcie się – zganił ich James, a potem mnie od tyłu objął.
- Odezwał się ten przyzwoity – odciął się Kend.
- Odezwał się ten przyzwoity – szatyn go przedrzeźniał.
- Zachowujecie się jak dzieci – mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
- Mówiłaś coś, kochanie? – spytał James. Po tonie jego głosu poznałam, że się uśmiecha. Wiedziałam, co chce zrobić. Chciałam odejść, ale za mocno mnie trzymał.
- James, nawet o tym nie myśl! – krzyknęłam, gdy szykował się, żeby mi wbić palce w boki. Mój czuły punkt… Nie znoszę tego!
- Ale o czym ty mówisz? – udawał głupka.
- Dobra, chłopaki. Musimy coś obgadać – do środka wszedł Michael. Bogu dzięki, pomyślałam, a James zrezygnował ze swojego planu.
- Co takiego? – spytał Logan.
- Za tydzień wystąpicie przed głową państwa, a to wielkie wyróżnienie. Dlatego nagramy nową piosenkę...  – Michael rozdał chłopakom teksty.
- Teraz mamy nagrywać nową piosenkę? – spytali razem chłopcy.
- A czemu nie? – spytał Johnson.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł. Chłopcy dopiero jedną nagrywają – odezwałam się.
- Ale ta piosenka im nie wychodzi. Miała być hitem, a oni nawet nie są z nią osłuchani – Michael się zdenerwował.
- Przecież świetnie im wychodzi – powiedziałam cicho.
- Słyszałaś ją, że wiesz? – spytał.
- Mi się tam podoba – usłyszeliśmy i się odwróciliśmy. Oczy o mało co mi na wierzch nie wyszły.
- J… J… Jennifer? – wydukałam.
- I na waszym miejscu nic bym nie zmieniała – uśmiechnęła się.
- No dobra, niech wam będzie – Michael zrezygnowany wyszedł.
- Ja już pójdę, przypomniało mi się, że miałam wpaść do rodziców – odezwała się Nathalie i pocałowała Kendalla. I już  jej nie było. Zauważyłam, że Logan chce pogadać z Jen. Wiedziałam, że ona tego nie zniesie.
- Miałaś przyjechać dopiero za tydzień – szybko ją uściskałam. – Mam ci tyle do powiedzenia. Chodź.
Zaciągnęłam ją do Sali, której chłopcy używali do śpiewania.
- Jess, puść mnie – jęknęła, a ja ją puściłam.
- Co ty tu robisz? – spytałam. – Miałaś wyjść ze szpitala za tydzień.
- Wiem, wypisałam się – Jen wzruszyła ramionami.
- Co? Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Czuję się dobrze, nie martw się – chciała mnie uspokoić.
- Dobra, mniejsza o szpital. Co ty tu robisz?
- Chciałam was odwiedzić – mruknęła.
- Ta ta, a tak serio? – spojrzałam na nią uważnie.
- Chciałam zobaczyć Logana, ten ostatni raz – szepnęła i z czułym uśmiechem spojrzała w stronę chłopaków. Z czegoś się śmiali. Cała złość ze mnie uszła, na ten widok.
- To takie słodkie – zachwyciłam się.
- Co ja wyprawiam? – Jen oderwała wzrok od bruneta i wytarła łzy, które miała na policzkach.
- Jennifer, co się między wami wydarzyło? Bo coś się wydarzyło, prawda? – spojrzałam na nią uważnie.
- Tak, ale nie chcę o tym mówić – westchnęła.
- Jennifer, przyjaźnimy się. Mi możesz zaufać – położyłam jej rękę na ramieniu. Wahała się przez chwilę.
- Wtedy w Hiszpanii… dzień przed waszym wyjazdem… my… my siedzieliśmy na plaży i podziwialiśmy zachód słońca… i wtedy on… on powiedział, że mnie kocha… - Jen spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Wyznał ci miłość przy zachodzie słońca? – wytrzeszczyłam na nią gały. – To takie romantyczne!
- Wiem, ale ty nic nie rozumiesz – odtrąciła moją rękę. – My nie możemy być razem.
- Dlaczego? Pasujecie do siebie – nie ogarniałam o co jej chodzi.
- Po prostu nie. Kocham Logana, najmocniej na świecie…
- Ty kochasz jego. On kocha ciebie. Jakoś nie widzę w tym problemu – założyłam ręce na piersi.
- Ty nic nie rozumiesz! Logan to wspaniały facet! I wierz mi, nie zamieniłabym go na wszystkie pieniądze świata! Ale nie możemy być razem, bo jestem nikim, tylko zwykłą suką, która rani przyjaciół! Rozumiesz wreszcie?! – krzyknęła Jen i zaraz potem złapała się za lewy  bok.
- Jen, wszystko Okey? – przestraszyłam się.
- Tak, tylko trochę mi słabo – powiedziała nieprzytomnie. Pomogłam jej usiąść na ławce pod ścianą. Wzięła kilka głębszych wdechów. Podałam jej kubeczek wody.
- Już dobrze? – spytałam.
- Tak, dzięki – uśmiechnęła się lekko.
- Jennifer, na pewno wszystko dobrze? Martwię się o ciebie – posmutniałam i kucnęłam przed nią.
- Tak, nie ma powodów do obaw. Lekarz uprzedził mnie, że mogę mieć zawroty głowy. To nic wielkiego. Jak tylko wrócę do domu, to wezmę tabletki. Obiecuję – uśmiechnęła się, jak dla mnie wymuszenie, ale i tak sobie odpuściłam dalsze dochodzenie. Interesowało mnie coś innego.
- Jennifer, mam do ciebie pytanie. Ale błagam cię, odpowiedz na nie – spojrzałam na nią.
- Jasne, o co chcesz zapytać?
- Czy ty boisz się Logana? – spytałam. – Boisz się go kochać?
- To nie o to chodzi, że boję się go kochać. Kocham go jak cholera i wcale nie boję się tej miłości.
- To dlaczego nie chcesz z nim być?
- Nie powiedziałam, że nie chcę – zauważyła.
- Ale się tak zachowujesz – sprostowałam.
- Wiem, ale to tylko dlatego, że obiecałam sobie, że go więcej nie skrzywdzę. Wolę, żeby mnie nienawidził niż miał być ze mną i cierpieć.
- Ale on cierpi, bo nie chcesz z nim być – jęknęłam.
- Może masz rację, ale po prostu nie chcę, żeby odszedł – westchnęła.
- Odszedł? – zdziwiłam się. – Dlaczego miałby odchodzić?
- W sensie, że nie chcę go stracić.
- Jennifer, nie rozumiesz, że tracisz go wyłącznie przez swoje zachowanie? Logan cię kocha i nie wyobraża sobie życia bez ciebie – coraz trudniej mi się z nią rozmawiało.
- Może to tylko zauroczenie? Może mu już przeszło? Znajdzie sobie dziewczynę, którą naprawdę będzie kochał. Nie mogę mu dać tego czego oczekuje.
- Miłości?
- Właśnie… Poza tym, on jest sławny, a związek ze mną mógłby mu popsuć karierę…
- Czy ty siebie słyszysz?! Wiesz co, nie mam ochoty na dalszą rozmowę. Mam dosyć słuchania tych bzdur – wstałam.
- Jessica, a gdzie Monic? – Jen też wstała.
- Jest chora.
- Jak to chora?
- Leży z gorączką w łóżku od kilku dni – wyjaśniłam.
- Pamiętasz jak moja mama nas kiedyś leczyła? Próbowałaś tego? – spytała.
- Nie, z głowy mi to wyleciało – puknęłam się w czoło.
- No to chodź, trzeba postawić Mo na nogi – uśmiechnęła się i zaciągnęła mnie do chłopaków. Gdy tylko weszłyśmy do sterowni, Carlos grzebał coś przy konsoli. A potem odwrócił się do nas jak gdyby nigdy nic.
- Chłopcy, jesteście na dzisiaj wolni. Muszę załatwić kilka spraw odnośnie wyjazdu – do środka wszedł Michael. Zabraliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy do domu. Po drodze musieliśmy jeszcze wstąpić do sklepu. Potrzebne były składniki na syrop, który wymyśliła mama Jennifer. Zbijał gorączkę, niwelował katar i kaszel, a co najważniejsze, był smaczny.
- Pięknie pachnie – zaciągnął się Logan, gdy wszyscy siedzieliśmy w kuchni, a Jen przygotowywała syrop dla Mo.
- Bo to mięta – uśmiechnęła się Jen i zamieszała gorącą ciecz w dość dużym kubku.
- Uwielbiam miętę – westchnął Kendall i porwał jej jeden listek.
- I myślisz, że to jej pomoże? – spytał troskliwie Carlos i posadził sobie Mo na kolanach.
- Najwyżej padnie –Jen wzruszyła ramionami i wrzuciła do kubka posiekaną miętę.
- Że jak? – spytała Mo.
- Żartuję. Oczywiście, że ci pomoże – uśmiechnęła się Jennifer i dokończyła wrzucanie składników do gorącej wody. Wszystko dokładnie wymieszała.
- Jestem ciekaw, czy serio te twoje czary jej pomogą – zaśmiał się Logan.
- Chcesz się przekonać? – uśmiechnęła się Jen.
- Chcę – Loggy zmrużył oczy.
- Dobrze. Monic, wypij to – Jennifer podała jej kubek z syropem, a ona posłusznie wykonała jej polecenie.
- No i? – spytał James. – Jak się czujesz?
- O wiele lepiej – uśmiechnęła się.
- O kochana, ty się nie nakręcaj, syrop jeszcze nie zaczął działać – Jen zgasiła zapał Mo.
- Ale nie chcesz chyba stosować na niej dalszej kuracji? – spytałam ostrożnie.
- Jakiej kuracji? – spytali wszyscy.
- Będziemy cię moczyć w kurzym tłuszczu – powiedziała Jen, zacierając ręce, a Logan zaczął się zwijać ze śmiechu.
- Zgłupiałaś?! – krzyknęła Mo.
- A ty z czego się tak cieszysz? – spytał Kendall.
- Przecież ja się nie śmieję – Loggy natychmiast spoważniał.
- Do tej kuracji potrzebujemy siedem pucharków i dwa gigantyczne pudełka lodów – wyszczerzyła się Jen, wyciągając z zamrażarki pudełka lodów.
- Całe szczęście – Monic odetchnęła z ulgą, a Logan znowu zaczął się brechtać. Wymieniłam z Jen porozumiewawcze spojrzenia. Wyciągnęła z lodówki kostkę lodu i wrzuciła ją brunetowi za koszulkę.
- Aaaa! Zimno! Zimno! – zaczął się miotać. Zaczęliśmy się śmiać. W końcu kostka spadła na podłogę.
- Skoro już jesteś cicho, to zabieraj się z chłopakami za przygotowanie deserów, bo Monic nie może czekać – Jen założyła ręce na piersi.
- Toś ty taka, małpo? – spytał Loggy.
- Mniej gadania, więcej pracowania – klasnęła Jen w ręce.
- Słyszeliście ją, do roboty – zwróciłam się do Jamesa i reszty.
- Chodźcie, dziewczyny. Niech oni popracują, a my sobie pogadamy – powiedziała Mo i wzięła nas pod ręce. Z dumą poszłyśmy do salonu. Zanim opuściłyśmy kuchnię, zauważyłam, że Jen i Logan się do siebie uśmiechnęli. Resztę dnia spędziliśmy na zabawie. Potem film mi się urwał.