30 grudnia 2012

Rozdział 84

Dzisiaj wyjątkowo nie przynudzam, tylko od razu zapraszam na rozdział. A nie, czekajcie, coś jest do przekazania :) . W zakładce 'Bohaterowie' zmieniły się zdjęcia niektórych postaci. A teraz rozdział. Zaczynamy oczami Jennifer.

~*~

- Daj mi spokój! - krzyknęłam.
- O co ty się wściekasz?! - wrzasnął.
- A co ciebie to obchodzi?! Wracaj do niej! - odepchnęłam go.
- Dobrze! - dodał i odszedł w stronę samochodu.
- I już?! Tak po prostu mnie tu zostawisz?! - wskazałam na otaczając nas las.
- Czemu by nie?! - odwrócił się w moją stronę. - W końcu we wszystkim jesteś najmądrzejsza!
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi! - wściekła do niego podeszłam. - To ty bez przerwy rozstawiasz mnie po kątach i mówisz mi, co mam robić!
- Nie zganiaj winy na mnie, bo to nie prawda! - wściekł się.
- Prawda! - wrzasnęłam mu w twarz. - Nigdy mnie nie kochałeś! Zależało ci tylko na jednym!
- Jak ty możesz posądzać mnie o takie rzeczy?!
- Mogę, a teraz zejdź mi z oczu! Nie chcę cię znać! - warknęłam, mijając go i idąc przed siebie.
- Wiesz, co?! Dobrze, że z nią spałem! Przynajmniej teraz wiem, kto mnie naprawdę kocha! Słyszysz, Jennifer?! Niczego nie żałuję! - krzyczał.
Nie słuchałam go. Po prostu szłam przed siebie i wycierałam łzy, które miałam na policzkach.

Zerwałam się do pozycji siedzącej, ciężko oddychając. Gorączkowo rozejrzałam się po pokoju. Byłam sama. Całe szczęście...
Wstałam z łóżka i podeszłam do komody, na której stało zdjęcie moje i Logana. Wzięłam je do ręki.
- Co się ze mną dzieje? - spytałam samą siebie. - Przecież cię kocham. Ty mnie też, prawda?
Jednak im więcej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej w to wątpiłam. Zrezygnowana odstawiłam ramkę na miejsce i po cichu wyszłam na korytarz, który, dosłownie, tonął w mroku. Oświetlając sobie drogę telefonem zeszłam do kuchni. Zapaliłam światło nad blatem i nalałam sobie soku do szklanki. Usiadłam na krześle przy blacie i pogrążyłam się we własnych myślach. Jedyne, co udało mi się wymyślić przez całą noc to rozmowa z Emily. W końcu jest psychologiem.

^*^
Oczami Jessici
^*^

Obudziły mnie promienie słońca, wpadające przez okno. Podniosłam się i przeciągnęłam. Fox jeszcze spał. Dzień zapowiadał się fantastycznie, a to wszystko dlatego, że słońce świeciło. Podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej ubrania. Potem skierowałam się do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Po pół godzinie byłam gotowa. Obudziłam Fox'a i razem wyszliśmy na korytarz.
- Czas na małą pobudkę... - szatańsko uśmiechnęłam się pod nosem. Piesek tylko zaszczekał.
- Wstawać, lenie! Jest sobota! - zaczęłam krzyczeć.
- Zamknij się, Jessica! - Mo wychyliła głowę z pokoju i rzuciła we mnie poduszką.
- Kto się tak wydziera? - zaspana Christine wyszła na korytarz.
- Zamorduję! - warknęła Jen, dołączając do towarzystwa.
- Skoro już nie śpicie, chodźcie na śniadanie - wyszczerzyłam się i poszłam z Fox'em na dół. Zrobiłam sobie i dziewczynom kanapki i nakarmiłam pupila Jamesa. Odczekałam dwadzieścia minut, a moich współlokatorek nadal nie było na dole.
- Macie pięć sekund na to, żeby być na dole! - krzyknęłam, stając przy schodach.
- Zaraz zejdziemy! - odkrzyknęła Mo. Ktoś dzwonił do drzwi, więc poszłam otworzyć.
- Emily! - ucieszyłam się, widząc żonę managera chłopaków z synkiem na rękach.
- Cześć, Jessica - uśmiechnęła się.
- Cześć, wchodź - wpuściłam ją do środka i zaprowadziłam do kuchni. - Chcesz coś do picia?
- Kawę, poproszę - usiadła przy blacie. - Jak widzę, śniadanie jecie - wskazała na talerz pełen kanapek. Harry usiadł obok misek Fox'a i zaczął się z nim bawić.
- Właściwie to ja, bo ktoś jeszcze śpi! - ostatnią część zdania wykrzyczałam.
- No jesteśmy! Przestań się wydzierać! - jęknęła Jennifer (bez słuchawek dop. aut.), wchodząc do kuchni razem z Mo i Christine.
- Emily! Jak my się dawno nie widziałyśmy! - ucieszyła się Blue i uściskała blondynkę. Jen też się przywitała.
- Cześć, jestem Christine - Mays wyciągnęła rękę w jej stronę.
- Miło mi, Emily - uścisnęła jej dłoń.
- Rany, Harry, jak ja się za tobą stęskniłam! - Mo podniosła chłopca z podłogi i mocno go uściskała. Razem zjedliśmy śniadanie i rozsiedliśmy się w salonie. Jen chciała pogadać z Emily na osobności, więc wyszły do ogrodu, a my zaczęłyśmy przeglądać strony plotkarskie na moim laptopie. Oczywiście patrząc na to, co robią Harry i Fox.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

Usiadłyśmy na hamaku.
- To o czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytała Emily. Opowiedziałam jej swoją sytuację, a ta tylko spojrzała na mnie zdziwiona i się zamyśliła. Siedziałyśmy tak chyba z dziesięć minut. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, a im więcej milczałyśmy, tym bardziej się dołowałam.
- Wybacz, ale nie wiem jak ci  pomóc. Pierwszy raz spotykam się z czymś takim - dodała smutno.
- Nie szkodzi - westchnęłam zrezygnowana.
- Ale możesz zgłosić się do mojej przyjaciółki. Jest w tej branży krócej, ale ma dużo doświadczenia. Ona spotyka się z takimi problemami codziennie - rozchmurzyła się.
- Naprawdę? - ucieszyłam się.
- Serio. W torebce mam jej wizytówkę - uśmiechnęła się.
- Rany, Emily, dzięki - mocno ją uściskałam i wróciłyśmy do reszty. Jak mówiła pani Johnson, dała mi wizytówkę tej psycholożki.

^*^
Oczami Jessici
^*^

W plotkach nie było nic ciekawego. Głównie pisali o trasie chłopaków. Już miałam wyłączać laptopa, gdy na jednej ze stron dostrzegłam zdjęcie Mo i Carlosa.
- Ej, patrzcie! - zawołałam, gdy do środka wróciły Jen i Emily. Blondynka coś jej jeszcze dała i obie władowały się na kanapę.
- Co tam masz? - spytała Jen.
- Mo i Carlosa. Są na jakiejś stronie plotkarskiej - wyjaśniłam, zjeżdżając nieco niżej, aby przeczytać artykuł.
- Co mnie i Carlosa? - Monic oburzona wyszła z kuchni. - Mówiłam wam, że to koniec. Nie wybaczę mu.
- Siedź cicho i lepiej patrz, co tu o was piszą - dodała Jennifer, a Blue zajęła miejsce obok mnie.
- Dwa miesiące temu kryzys w związku przeżywali Logan i Jennifer, dziś są to Carlos i Monic - zaczęłam czytać. - Jak donoszą nasze źródła, gorąca miłość w ich związku się wypaliła. Trudno w to uwierzyć, zwłaszcza, że byli ze sobą tak długo. Jednak bardzo dobrym dowodem może być zdjęcie przesłane nam przez tajemniczego informatora, które jest zamieszczone poniżej - pod spodem było zdjęcie, jak Carlos i Christine się całują. - Dziewczyną, która rozbiła tak wspaniały związek, okazuje się być Christine Mays, która bez skrupułów ,,weszła z butami" w życie BTR - niżej zdjęcie naszej przyjaciółki. - Wybrała idealny moment, żeby to zrobić, bo akurat chłopcy wyjechali na pół roku w trasę, a szanse na pogodzenie się Monic i Carlos drastycznie spadły. Co więcej, wygląda na to, że Christine zasadziła się na Kendalla - niżej było zamieszczone zdjęcie, jak siedzą na plaży. - Miejmy nadzieję, że wreszcie skończy niszczyć Big Time Rush i zniknie.
- Jak można wypisywać takie bzdury?! - oburzyła się Monic. Wymieniłam z Jen porozumiewawcze spojrzenia.
- Nie martw się, Christine. To tylko kłamstwa - Emily pogłaskała ją po ramieniu.
- Spokojnie, dziennikarze to idioci. Nie wierz w to, co piszą - Mo usiadła obok blondynki i ją przytuliła.
- Monic, przepraszam - mruknęła, odwzajemniając uścisk.
- Nie masz za co. Nie gniewam się - uśmiechnęła się lekko.
- A żebyś wybaczyła Carlosowi to coś dla ciebie mamy. Obejrzyj to później - Jen podała jej płytę z nagraniem.
- Okay - wzruszyła ramionami i odłożyła ją na stolik. Mój laptop zaczął dzwonić. Odebrałam połączenie, a na ekranie pojawiła się twarzyczka Jamesa.
- Hej, skarbie - uśmiechnął się.
- No heeej - pomachałam mu, a Fox wskoczył mi na kolana.
- Imprezę robicie, jak nas w domu nie ma? - oburzył się z uśmiechem.
- Może - zaśmiałam się.
- Cześć, James! - przywitały się dziewczyny.
- Siemka, co robicie? - uśmiechnął się. - Chwila, czy Christine i Monic się przytulają?
- Tak, pogodziły się - powiedziała dumnie Jen.
- Chłopaki, chodźcie to zobaczyć! - krzyknął nad ekran, a po chwili obok niego pojawili się Logan i Kendall.
- Cześć, skarbie - Jen pomachała swojemu chłopakowi.
- No hej - wyszczerzył się.
- Cześć, wszystkim - uśmiechnął się Kend. - Co mieliśmy zobaczyć?
- Mo i Chrisie się pogodziły - wyjaśniłam.
- To super! - ucieszył się Loggy.
- Carlos, chodź tutaj! - krzyknął Kendall.
- Biorę prysznic, do cholery! Daj mi spokój! - usłyszeliśmy nieco przytłumiony krzyk Latynosa, a potem wybuchnęliśmy śmiechem.
- Z ciekawości zapytam, czy mój mąż jest tam koło was? Harry chciał się przywitać - uśmiechnęła się Emily.
- Już go wołam - Logan gdzieś zniknął, a Jennifer usiadła z chłopcem obok mnie. Po chwili brunet wrócił.
- Tata! - ucieszył się blondynek.
- Cześć, syneczku. Mamy pilnujesz? - zaśmiał się manager chłopaków.
- Tia, tia! - z radości podskoczył na kolanach mojej przyjaciółki.
- Jen, do twarzy ci z dzieckiem - zaśmiał się James, a my razem z nim.
- Nie rozwijaj się! - warknęła.
- Oj no, żartuję - wyszczerzył się mój chłopak.
- A dziwne, bo ja nie - wystawiła mu język, a my znowu zaczęliśmy się śmiać.
- Carlos, załóż spodnie, a nie się na nas wypinasz - oburzył się Kendall.
- On chyba nie jest nagi - Christine wytrzeszczyła na nich gały.
- Nie, jest w bokserkach, tylko paraduje nam tu z tyłkiem przed nosem - wyjaśnił Logan.
- Masz zastrzeżenia do mojego tyłka? - usłyszeliśmy oburzonego Latynosa.
- Nie no skąd, tylko wiesz, kręci mnie tyłek zupełnie kogoś innego - Henderson podniósł ręce w geście obronnym.
- Logan! - skarciła go Jen.
- No co? - zaśmiał się. - Przecież mówię prawdę.
- Weź ty lepiej siedź już cicho - westchnęła, a chłopcy się zaśmiali.
- Oj Loggy, jak ty się kiedyś z nią ożenisz to cienko cię widzę - zaśmiał się James, klepiąc go po ramieniu.
- Akurat to w naszej sypialni ja góruję - uśmiechnął się cwanie.
- Logan! - oburzyła się Jennifer, jednocześnie się rumieniąc. Zakryła twarz poduszką.
- Żeś sobie dziewczynę zawstydził - dodał Kendall. - Masz przesrane.
- Ej! - sprowadziłam ich na ziemię. - My tu ciągle jesteśmy!
- Wiemy, wiemy - westchnął Michael.
- Carlos, no! Weź się ubierz! - James rzucił w niego poduszką.
- Co ja ci robię?! - szatyn dostał w twarz.
- Paradujesz tu w samych gaciach i bez przerwy wypinasz się w naszą stronę! - oburzył się Kendall.
- Zapytam jeszcze raz, masz coś do mojego tyłka?! - dodał zły Latynos.
- Tak! Jedz mniej! - zaśmiał się Logan, a my razem z nim.
- Masz problem, bo tyłek mam zgrabny. Jak nie wierzysz to spytaj się Monic - dodał Pena, a nasza przyjaciółka spaliła buraka.
- Przesuńcie się! - Carlos zaświecił tyłkiem centralnie przed kamerą i władował się między Logana i Jamesa.
- Oj, tyłek masz zgrabny, nie zaprzeczam - Jen cwanie się uśmiechnęła.
- Jennifer! - oburzyła się Monic.
- No co? Mówię tylko, że ma zgrabny tyłek, skoro ty tak nie uważasz to twój problem - wzruszyła ramionami.
- Nie powiedziałam, że tak nie uważam! - dodała, a potem się zarumieniła, bo Carlos się na nią spojrzał. Bez słowa pobiegła na górę.
- Hej, co to miało być? - zapytał, z lekka oburzony, Logan.
- Daj spokój, zrobiłam to specjalnie - westchnęła Jen.
- No ja myślę - dodał. Później pogadaliśmy jeszcze o mniej ważnych sprawach i się pożegnaliśmy. Emily też poszła, a my resztę dnia spędziłyśmy na opalaniu.

^*^
Oczami Monic
^*^

Wyszłam z łazienki i rozejrzałam się po pokoju. Byłam w sypialni Carlosa. Sama nie wiem, czemu nie przeniosłam swoich rzeczy do wolnego pokoju. Może to z przywiązania? Nie zastanawiając się dłużej nad swoją głupotą, przebrałam się w piżamę i wskoczyłam pod kołdrę. Ten dzień zdecydowanie był dziwny, zasłużyłam na miły sen. Zgasiłam lampkę i zamknęłam oczy.
- Cholera! - mruknęłam niezadowolona, gdy mój telefon zaczął dzwonić. Zapaliłam światło i sięgnęłam po komórkę, leżącą na stoliku. Na wyświetlaczu widniał napis: Carlos ;***. Nie odebrałam. W końcu przestał dzwonić. Jednak ciekawość, która jest moim przekleństwem, nie dała mi spokoju. Po jakichś piętnastu minutach, zadzwoniłam do Latynosa. Odebrał pi dwóch sygnałach.
- Monic... - widocznie się ucieszył.
- Dzwoniłeś - powiedziałam, jakby to była normalna rzecz.
- Chciałem porozmawiać - wyjaśnił.
- Chciałeś, więc... - lekko posmutniałam.
- I nadal chcę! - dodał szybko. - Tylko nie wiem od czego zacząć.
- Najlepiej od początku - dodałam.
- Eh... No dobrze. Przepraszam - westchnął.
- Rozmawialiśmy o tym - przerwałam mu.
- Wiem, przepraszam cię za ten pocałunek i... - ciągnął.
- Carlos... - teatralnie wywróciłam oczami.
- Będę cię tak długo przepraszał, aż mi wybaczysz - dodał hardo. Mimowolnie się uśmiechnęłam.
- To, co dzisiaj widziałam, sprawiło, że mogę to zrobić - powiedziałam, patrząc na płytę leżącą obok laptopa.
- To znaczy, że mi wybaczasz? - ucieszył się.
- Tak, Carlos. Wybaczam ci - uśmiechnęłam się.
- Boże, dziękuję! - szczęśliwy wydarł się do telefonu.
- Carlos - zaśmiałam się.
- Chłopaki, Monic mi wybaczyła! - jego głos brzmiał nieco ciszej.
- Fajnie, ale się zamknij! Film oglądamy! - usłyszałam Kendalla.
- Carlos! - spróbowałam go zawołać. Po chwili ktoś wziął telefon do ręki.
- Tu James. Serio mu wybaczyłaś? Bo gada tak szybko, że go zrozumieć nie można - zaśmiał się Maslow.
- Tak, serio - westchnęłam.
- James, to mój telefon! Spadaj z mojego pokoju! - krzyk Carlosa i trzask drzwi.
- Już? Uspokoiłeś się? - zachichotałam.
- Przepraszam, to ze szczęścia - chyba się speszył.
- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się.
- A i przepraszam za tą dzisiejszą video-rozmowę - dodał.
- Ja też przepraszam. Nie powinnam kwestionować twojego tyłka - zachichotałam.
- No, ej! Ale przyznaj, że jest zgrabny - chyba się uśmiechnął.
- Tak, Carlos, masz zgrabny tyłek - zaśmiałam się, a on razem ze mną.
- Cieszę się, że mi wybaczyłaś.
- Ja też - mruknęłam. - Dobra, ja muszę kończyć, bo u nas już po dwunastej jest.
- Jasne, nie przeszkadzam. Śpij dobrze, mała - dodał ciepłym tonem.
- Dzięki, duży - zaśmialiśmy się.
- Dobranoc - przesłał mi buziaka przez telefon, a ja się rozłączyłam. Z uśmiechem odłożyłam komórkę na stolik i zasnęłam.


~*~

Dobra, macie nowy rozdział. Chyba z Monic i Carlosem trochę przesadziłam. Jak myślicie?? :)
A to życzenia dla Was na Sylwestra:

 Przyjemnego szumu w głowie
Wygodnego miejsca w rowie,
no i może jeszcze potem
spokojnego snu pod płotem.
Żeby pies z kulawą nogą
Cię nie oblał idąc droga.
Dużo czadu i uroku
w nadchodzącym Nowym Roku!!!

Jeszcze raz, wszystkiego naj! Do zobaczenia.! :**

27 grudnia 2012

Rozdział 83

Muszę powiedzieć, że jestem zawiedziona. Tak mało komentarzy pod ostatnią notką?? : /
Mam nadzieję, że się poprawicie :)
Rozdział będzie napisany z perspektywy każdej dziewczyny. Zaczynamy od Jessici.

~*~

Razem z Foxem ruszyłam w stronę mojej uczelni. Denerwowałam się, bo niby dlaczego mnie przyjęli?
Po jakichś dziesięciu minutach byłam na miejscu. Wzięłam pieska na ręce i ruszyłam do środka.
- Ej, czy to nie ona jest dziewczyną Jamesa Maslowa? - słyszałam szepty. Nie zwracałam na nie uwagi. Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, więc szłam dalej.
- Rany, jaki słodki psiak! - zachwycały się niektóre dziewczyny.
- Ej, czy ona jest wolna? - pytali niektórzy chłopcy. Śmiać mi się chciało, gdy ich słuchałam. W końcu znalazłam się w środku. Przytłoczył mnie tłum, który był na korytarzu. I niby jak ja mam znaleźć gabinet rektora?
- Przepraszam - podeszłam do jakichś dziewczyn, które stały z boku - gdzie mogę znaleźć gabinet rektora?
- O mój Boże, ty jesteś Jessica Olson! - krzyknęły wszystkie trzy, a mi chyba bębenki w uszach pękły.
- To gdzie jest ten gabinet? - spytałam zdziwiona.
- Jaki słodki piesek! - zachwyciła się jedna. Chciała pogłaskać Foxa, ale ten zaszczekał, więc cofnęła ręce.
- Ja cię mogę tam zaprowadzić - usłyszałam i się odwróciłam. - Miło mi, Andree Harris.
- Jessica Olson - uścisnęliśmy dłonie i ruszyliśmy do gabinetu rektora. Pogadaliśmy chwilę. Okazało się, że będziemy chodzić do tej samej klasy. W końcu stanęliśmy pod drzwiami mojego celu.
- To tutaj - uśmiechnął się.
- Dzięki za pomoc - uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia.
- Do zobaczenia - dodał i odszedł. Drżącą ręką zapukałam. Po chwili otworzył mi, na oko, czterdziestoletni mężczyzna.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się.
- Pani Jessica Olson, jak mniemam? - uśmiechnął się. - Zapraszam.
Odwzajemniłam uśmiech i weszłam do środka.
- Przepraszam, że tak z psem, ale... - zaczęłam.
- Nic nie szkodzi. Proszę usiąść - uśmiechnął się, a ja zajęłam miejsce na przeciwko jego biurka.
- Jest jakiś problem? - spytałam, gdy zaczął przeglądać moje papiery.
- No właśnie, że nie ma żadnego - uśmiechnął się. Odetchnęłam z ulgą.
- To może już zaczniemy. Zajęcia trwają od dziewiątej do dwunastej. Będzie pani chodzić do klasy z Andree, chyba już go poznałaś - kiwnęłam głową na tak. - Studia trwają dwa lata, a pani zapisała się pod koniec pierwszego roku. Albo pani nadrobi zaległości, albo nauka się przedłuży.
- Spokojnie, wszystko nadrobię - uśmiechnęłam się.
- W to nie wątpię. Tu jest napisane, że zdała pani maturę najlepiej w jednym z najlepszych liceów - zerknął w moje podanie.
- Zgadza się - pogłaskałam Foxa, żeby się nie wiercił.
- Tu jest plan zajęć - podał mi wyżej wymienioną kartkę. - Z jakimikolwiek pytaniami proszę przychodzić do mnie lub dzwonić - podał mi swoją wizytówkę.
- Dobrze, dziękuję - uśmiechnęłam się. - Do widzenia.
- Do widzenia - odwzajemnił gest, a ja opuściłam jego gabinet. Schowałam plan do torebki i ruszyłam w stronę wyjścia.
- Nie było tak źle, jak myślałam - uśmiechnęłam się do Foxa, a on wesoło zaszczekał.

^*^
Oczami Jennifer

^*^

Stanęłam pod budynkiem mojej uczelni. Wzięłam kilka głębszych wdechów i ruszyłam do drzwi. Zauważyłam, że jakiś koleś siedzący na schodach się na mnie gapi. Gadał chwilę ze swoimi kumplami, po czym wstał i ruszył w moją stronę. Zaczyna się, pomyślałam.
- Hej - przywitał się.
- Cześć - mruknęłam, idąc dalej.
- Mam dla ciebie radę - stanął przede mną.
- Niby jaką? - zdziwiłam się.
- Uważaj na tych kolesi na schodach - ściszył głos. - Im tylko jedno w głowie.
- Nie martw się, poradzę sobie - uśmiechnęłam się cwanie i ruszyłam w ich kierunku. Zresztą i tak musiałabym obok nich przejść, żeby dostać się do środka. Stanęłam przed nimi.
- Ruszycie się, czy mam czekać? - założyłam ręce na piersi.
- Zmuś nas - uśmiechnął się jeden.
- Szkoda na ciebie czasu, ofermo! - warknęłam i przeszłam między nimi.
Ruszyłam do gabinetu rektora.
- Z twojego podania wynika, że jesteś bardzo wysportowana - zerknął w papiery.
- Przepraszam, ale się spieszę. Może pan dać mi plan zajęć i rozpiskę podręczników? W razie co, będę dzwonić - dodałam szybko.
- Dobrze - spojrzał na mnie lekko zdziwiony, ale wykonał moją prośbę. Dał mi jeszcze swoją wizytówkę i wreszcie mogłam iść. Postanowiłam sobie jeszcze zobaczyć szkołę. Byłam na każdym piętrze i w każdej klasie. Nawet w łazienkach. Ostatnie miejsce to stołówka. Bez zbędnych słów od razu tam poszłam. Jak się okazało był lunch, więc wszyscy uczniowie się tam zebrali.
- Peter! Peter! Peter! - wołali wszyscy, bo utworzyli na środku sali okrąg. Podeszłam bliżej. Dwóch kolesi się biło. Jeden kujonek i ten sam koleś, co przed wejściem siedział na schodach.
- Zostaw go! - krzyknęłam, a wszyscy się na mnie spojrzeli jak na wariatkę i zaczęli się rozchodzić do swoich stolików.
- A bo co? - spojrzał na mnie z góry.
- Uważaj, bo przez to ego mózg ci wysadzi! - warknęłam, a wszyscy zaczęli się śmiać. Kujonek się pozbierał i schował pod stołem.
- Nazwałaś mnie ofermą! Nie daruję ci tego! - wściekł się nie na żarty.
- Słuchaj, nie chcę z tobą walczyć - uśmiechnęłam się lekko, odwracając się z zamiarem odejścia. Jednak koleś mnie nie posłuchał i się zaczepił. Podłożyłam mu nogę, a on wpadł w czyiś lunch.
- Następnym razem patrz pod nogi, albo w ogóle się nie zaczepiaj - zaśmiałam się, odchodząc. Ta szkoła zaczyna mi się podobać.

^*^
Oczami Monic
^*^

- Świetne zdjęcia! Sama je zrobiłaś?! - zachwycał się rektor, gdy oglądał moje fotki zrobione w ogrodzie. Był dość młody, gdzieś w wieku Michaela.
- Tak - uśmiechnęłam się lekko. - Mogą być?
- Mogą?! Są fantastyczne! - ucieszył się. - Ty tu musisz się uczyć!
Nie wiedziałam, co powiedzieć.
- Akurat na tej uczelni studiuje się rok. Drugi i trzeci są dodatkowo dla chętnych - dodał.
- Rok? - zdziwiłam się.
- U nas są tak wykwalifikowani wykładowcy, że na ogół jeden rok wystarcza - uśmiechnął się. - Dlatego ci, co nie dają rady zapisują się na kolejne lata.
- Rozumiem, a muszę podjąć teraz decyzję? - spytałam.
- Oczywiście, że nie. Teraz to ty musisz nadrobić cały pierwszy semestr i połowę drugiego - oznajmił. - Jeśli ci się nie uda, będziesz musiała zrobić to we wakacje.
- We wakacje? - jęknęłam.
- Twój wybór - wzruszył ramionami.
- Dobra, niech będzie. Postaram się wszystko nadrobić - dodałam.
- Tu masz plan zajęć i spis podręczników. Jeden wystarcza na trzy lata. O zaległości pytaj nauczycieli od poszczególnych przedmiotów. Zajęcia trwają od dziewiątej do drugiej, a w piątki wszyscy jeżdżą na sesje fotograficzne - wyjaśnił, wręczając mi po kolei kartki.
- Rozumiem - przejrzałam wszystko.
- Jeśli będziesz mieć jakieś pytania to dzwoń - podał mi swoją wizytówkę.
- Jasne, dzięki. Do zobaczenia! - uśmiechnęłam się i opuściłam jego gabinet. Skierowałam się do wyjścia. Na zewnątrz zaczepiły mnie jakieś dziewczyny.
- No, proszę, proszę, czy to nie szmata, która złamała serce Carlosowi? - syknęła jedna, podchodząc do mnie z założonymi na piersi rękami. Boże, blondynka, pomyślałam.
- Susan, odpuść. To nie nasza sprawa - dodała druga.
- Jeśli tchórzycie to spadajcie! - warknęła blondynka w ich stronę. Więcej się nie odezwały.
- Czego chcesz? Tylko się streszczaj, bo nie mam czasu - wywróciłam oczami.
- Pożałujesz tego, że Carlos cierpi! - warknęła, łapiąc mnie za nadgarstek, na którym była bransoletka z imieniem Latynosa.
- Ty pożałujesz, jeśli jej nie puścisz! - usłyszałyśmy.
- Jennifer! - ucieszyłam się.
- Powiedziałam, że masz ją puścić! - warknęła Jen, podchodząc do niej.
- Susan, lepiej jej posłuchaj! Z tego, co słyszałam to... - przeraziła się jedna.
- Wiem o tym! - przerwała jej i wszystkie odeszły.
- Dzięki, Jennifer - przytuliłam ją i obie ruszyłyśmy do domu.

^*^
Oczami Christine
^*^

- Tu ma pani plan zajęć i rozpiskę podręczników. Tylko niech pani nie myśli, że skoro rodzice załatwili pani naukę tutaj to ma pani specjalne przywileje! - rektorka była dość straszna. - W mojej szkole nie ma luzów!
- Ro.. Rozumiem... - wydusiłam.
- W poniedziałek widzę panią na zajęciach, a teraz wynocha! - warknęła, a ja posłusznie wykonałam jej polecenie. Szybko opuściłam teren uczelni. Zatrzymałam się dopiero przy parku, żeby wziąć kilka głębszych wdechów.
- Może to kara za ten pocałunek? - zastanawiałam się na głos. Ruszyłam do domu.
   No bo w końcu powinnam zostać ukarana, czyż nie? A wszyscy winą obarczają Carlosa. Ile razy można powtarzać, że to był wypadek? No ile? Swoją drogą, czemu nie pomyślałam o tym, aby jakoś udowodnić swoją niewinność? Może po prostu nie chciałam? Ale dlaczego? Przecież Carlos mi się nie podoba. Zgoda, jest przystojny, czuły, opiekuńczy... No chłopak idealny. Bardzo go lubię, ale jak przyjaciela. Nic więcej. Najgorzej jest przebłagać Monic. Dziewczyny mówiły, że jest uparta, ale nie sądziłam, że aż tak.
- Brawo, Christine - mruknęłam pod nosem. - Rozwaliłaś taki piękny związek.
Dopiero teraz zauważyłam, że stoję pod drzwiami. Głośno westchnęłam i wyciągnęłam klucze z torebki, w celu ich otworzenia.
- Widocznie jestem pierwsza - dodałam, słysząc ciszę panującą w domu i jednocześnie zamykając drzwi.



~*~

No i jest.! Przepraszam, że taki nudny, ale musiałam napisać coś o tych ich uczelniach. Od następnego rozdziału będzie lepiej :D

24 grudnia 2012

Rozdział 82

Hejoo! :D Jak widzicie, końca świata nie ma :) . Mniejsza o to, ale przepraszam Was za długą nieobecność :/. Jedyne, co mogę zrobić to wprowadzić Was trochę w sytuację. Otóż, dziewczyny będą przeżywać trudne chwile i niekoniecznie związane z wyjazdem chłopaków ^^. Gabi, wiesz o czym mówię, nie??? :D
Notka zacznie się dość nietypowo, bo nie oczami Jess. Powinnyście się domyślić, kto będzie opowiadał ;p.

~*~

Biegłam... Nie wiem, gdzie... Nie wiem, dlaczego... Po prostu biegłam... 
Ze wszystkich stron otaczał mnie las. Ze wszystkich stron dobiegała głucha cisza.
W końcu opuściłam to 'więzienie' i znalazłam się nad jeziorem, w którym odbijał się blask zachodzącego słońca. 
Zrobiłam kilka kroków w przód, a przede mną wyrosła jakaś dziewczyna. Nie znałam jej. Uciekała przed... Loganem. Śmiała się, on też.
- I tak cię dorwę - uśmiechnął się.
- Tylko spróbuj! - zawołała, odwracając głowę w jego stronę. W końcu ją złapał.
- Mam cię! I co teraz? - przyciągnął ją do siebie i zbliżył się do jej twarzy.
- Hmm... A co planujesz? - mruknęła, przygryzając dolną wargę. Bez słowa ją pocałował. Chciałam go dotknąć, ale moja ręka, dosłownie, przeleciała przez jego ramię.
- Logan? - usłyszałam... siebie?!
Para się od siebie odkleiła.
- Jennifer, a co ty tu robisz? - spytał obojętnie.
- Co to ma znaczyć? - wydusiłam.
- Powiem od razu, żeby nie było - westchnął.
- Ale co? - spojrzałam na niego uważnie.
- Nie masz talentu, nic ci nie wychodzi i mnie wkurzasz - powiedział jak gdyby nigdy nic.
- Co? - zdziwiłam się. Miałam łzy w oczach, ale nie płakałam.
- Proste, nie kocham cię - wbił nóż w moje plecy.
- Słyszałaś, a teraz znikaj! - ta dziewczyna wyciągnęła nie wiadomo skąd pistolet i we mnie strzeliła. 
- Nie! - z krzykiem zerwałam się do pozycji siedzącej. Byłam cała zlana potem, w dodatku oddychałam nierównomiernie. Podkuliłam nogi pod siebie i objęłam je rękami.
- To tylko sen... - westchnęłam, żeby się uspokoić. - To tylko sen...
Oparłam głowę o kolana i starałam się w miarę wyrzucić z głowy ten obraz.
Zegarek wskazywał drugą w nocy, a za oknem padał deszcz.
- To tylko sen... - powtórzyłam, z powrotem się kładąc. Zamknęłam oczy i próbowałam zasnąć.

^*^
Oczami Jessici
^*^

Obudziłam się gdzieś koło dziewiątej. Przeciągnęłam się i usiadłam.
- Fox... Wstawaj... - ziewnęłam, a piesek wyciągnął się na poduszce swojego pana. Zaraz potem władował mi się na kolana. Zaśmiałam się tylko i go pogłaskałam. W końcu się ode mnie odkleił, a ja w spokoju podeszłam do szafy i poszukałam jakichś ciuchów. Skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. Gotowa i odświeżona zeszłam na dół. W kuchni już urzędowała Christine.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się. Fox od razu podbiegł do swoich misek.
- Siemka, kawy? - spytała, nalewając do kubka czarnej cieczy.
- Dzięki - uśmiechnęłam się, gdy mi go podała. Po chwili do towarzystwa dołączyły Mo i Jen.
- Hejka - wyszczerzyła się Blue.
- No hej, a co ty taka wesoła, hm? - zaśmiałam się.
- Dzisiaj mam spotkanie z rektorem uczelni - wyjaśniła, nalewając sobie mleka do szklanki.
- Aaa... Też mam dzisiaj spotkanie - dodałam, gdy Jen usiadła obok mnie.
- Ej, Jen, coś ty taka przymulona? - spytała Chrisie, patrząc na przyjaciółkę.
- Źle spałam - jęknęła, podpierając się ręką.
- Źle? Mała, wyglądasz jakbyś tydzień oka nie zmrużyła - zmartwiłam się.
- Dzięki, też mi pocieszenie - mruknęła.
- Monic, podasz mi kubek? Naleję jej kawy - odezwała się blondynka. Mo milczała. Po chwili jednak zrobiła to, o co prosiła ją Christine. Widać było, że nadal jest wściekła o tę sytuację z Carlosem.
- Pójdę już, bo się spóźnię - mruknęła i wyszła.
- Czekaj, a śniadanie?! - zwołałam za nią.
- Zjem na mieście! - odkrzyknęła i już jej nie było. Christine tylko głośno westchnęła.
- Nie martw się, przejdzie jej - położyłam jej rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się pokrzepiająco.
- Mam nadzieję - odetchnęła i dopiła swoją kawę. - Widzimy się popołudniu. Pa!
Pożegnała się i wyszła.
- Jeśli do końca dnia się nie pogodzą to obiecuję, że obie utopię w basenie - mruknęła Jen, popijając kawę.
- Monic jest wściekła. Niby jak chcesz je pogodzić? - spojrzałam na nią zdziwiona. Wygląda na to, że Jennifer ma plan, pomyślałam.
- To proste. Pójdziemy do studia i obejrzymy nagranie z tamtego dnia - wzruszyła ramionami.
- Czemu ja na to nie wpadłam? - klepnęłam się w czoło.
- Bo ty masz za dobre serduszko, żeby uciekać się do takich sposobów - zaśmiała się. - Znając życie, próbowałabyś je pogodzić normalnie i nie pokazałabyś im tego nagrania, nawet gdyby Mo miała rację.
- Pewnie tak - uśmiechnęłam się.
- Pamiętaj, że jestem twoim przeciwieństwem. Myślę i działam jednocześnie i nie obchodzi mnie to jakie będą konsekwencje - wyszczerzyła się.
- No dobra, może i się uda, ale co dalej? - spytałam.
- No jak to, co? Albo się pogodzą, albo nie - wzruszyła ramionami. Zjadłyśmy śniadanie i natychmiast udałyśmy się do studia. Przy okazji wzięłyśmy Foxa na spacer. Jedna rzecz nie dawała mi spokoju. A mianowicie, cicha Jennifer. Normalnie jadaczka jej się nie zamyka. No chyba, że nad czymś poważnie się zastanawia. Ciekawe, co się stało?
- Jess...? - zaczęła, gdy skręciłyśmy na ulicę, na której było studio chłopaków.
- Tak? - spytałam, nie odrywając wzroku od Foxa.
- Mam do ciebie pytanie, tylko odpowiedz na nie szczerze - dodała.
- Jasne, o co chodzi? - zaciekawiłam się.
- Chcę iść do psychologa - wypaliła, a ja z wrażenia stanęłam.
- Do psychologa? A po co? - zdziwiłam się, biorąc pupila Jamesa na ręce.
- A po co chodzi się do psychologa? - spojrzała na mnie jak na debilkę, jednocześnie opierając ręce na biodrach.
- No żeby rozwiązać swoje problemy, albo sprawdzić, czy jest się zdrowym... Ale chwila! Po co ty chcesz tam iść? - nadal nie ogarniałam. Weszłyśmy do środka.
- Powiedzmy, że mam mały problem i chcę się dowiedzieć, czy podjęłam słuszną decyzję - westchnęła.
- Chodzi o Logana, tak? - spojrzałam na nią z ukosa.
- Można tak powiedzieć - dodała.
- Dobra, co jest? - weszłyśmy do sterowni.
- Porozmawiamy o tym w domu - mruknęła. No tak, mogłyśmy się spodziewać, że ktoś tu będzie.
- W czym mogę pięknym paniom pomóc? - uśmiechnął się Zack. Nagrywał z chłopakami piosenki.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- Chciałybyśmy zobaczyć nagranie z kamery sprzed tygodnia - wyjaśniła Jen.
- Nie rozumiem, dlaczego, ale skoro chcecie to wam pokażę - dodał lekko zdziwiony i włączył swojego laptopa. Podłączył go do kamery i coś tam jeszcze zrobił. Potem pokazał nam nagranie, z którego wynikało, że ten pocałunek to był wypadek.
- Wiedziałam! - powiedziałam dumnie.
- Zgrasz nam to na płytę? - spytała Jen.
- Jasne - uśmiechnął się i wykonał naszą prośbę. Pożegnałyśmy się i opuściłyśmy studio. Każda z nas poszła w innym kierunku, czyli na swoje uczelnie i rozmowy z rektorami. Chyba ze strachu zwymiotuję...



~*~

Więc tak... :D
Chciałabym złożyć Wam najserdeczniejsze życzenia z okazji Świąt Bożego Narodzenia. ;*


Żeby święta były syte,
żeby rózgą było bite.
By choinka w twojej chacie
nie śmierdziała tak jak gacie.
Tylko była kolorowa
a na dole stał se browar.
Na pasterkę ruszaj śmiało
ksiądz na tacy ma za mało.
Daj złotówkę albo dwie
niech i on ucieszy się!


Wesołych Świąt Wam wszystkim życzę .! ;**

14 grudnia 2012

Rozdział 81

Kolejny rozdział. Nie wiem, czy się Wam spodoba, bo naprawdę, wymusiłam go ... :/ Ale tak już jest, kiedy człowiekowi nic się nie chce :/

~*~


Nie spałam już od jakiejś godziny. Leżałam po prostu i bez sensu gapiłam się w okno.
   To nie do wiary, że za kilka godzin James wyjedzie na pół roku. Co ja będę bez niego robić? Co my bez nich zrobimy? Przecież ten dom nie będzie normalnie funkcjonował bez chłopaków. Nie będzie tego ciągłego śmiania się i wygłupiania. Nie będzie rozmów, wspólnych kąpieli w basenie... Wszystko, kompletnie wszystko, przewróci się do góry nogami. I jak tu normalnie żyć bez tych debili? Do lipca czas jakoś nam zleci, bo będziemy chodzić na uczelnie, a potem? Lody, łyżeczki i przed telewizor. Bo co innego mamy robić? Z chłopakami to jeszcze wymyślaliśmy jakieś zajęcia, a bez nich, co to będzie?
    Dopiero teraz zauważyłam, że płaczę. Szybko wytarłam łzy i po cichu poszłam do łazienki, uprzednio biorąc z szafy ubrania. Wzięłam szybki prysznic, umyłam i wysuszyłam włosy. Dosłownie na palcach wyszłam z pokoju, bo James jeszcze spał. Zeszłam na dół i od razu skierowałam się do kuchni, rzucając po drodze marynarkę na fotel. Nalałam sobie soku do szklanki i usiadłam przy barze. Zerknęłam na zegarek, wiszący na ścianie. Wskazywał dziesiątą. Boże, jeszcze tylko cztery godziny!
Siedziałam taka zamyślona, a do kuchni weszła Christine. Widać było, że nie spała całą noc. Ja tylko na dwie godziny się zdrzemnęłam, bo spać nie mogłam.
- Hej... - uśmiechnęła się lekko.
- Hej... - mruknęłam, nie odrywając wzroku od okna i popijając sok. Blondynka bez słowa nalała sobie wody do szklanki i oparła się o szafkę. Nie musiałam jej widzieć, żeby wiedzieć, co robi. Żadna z nas nawet słowem się nie odezwała. Po prostu siedziałyśmy sobie w tej ciszy i nic nie mówiłyśmy. No bo, po co? Za kilka godzin osoby, które kochamy, wyjadą na pół roku. Koniec świata...
Do tego jakże ,,ożywionego" towarzystwa dołączyła Jennifer, a zaraz za nią Monic. Wyglądały praktycznie jak ja lub Christine.
- Cześć, wam - mruknęła Jen, podchodząc do lodówki.
- Cześć... - odpowiedziałyśmy. Monic usiadła przy stole z herbatą, a Jen na przeciwko mnie ze szklanką mleka. I znowu ta grobowa cisza. Nie dość, że czułam się potwornie to ona jeszcze mnie dobijała.
- Czyli to już dzisiaj... - westchnęłam, podpierając się ręką.
- No... - mruknęła Jen, biorąc łyk mleka. Akurat w tej sytuacji bardzo na nią liczyłam. Miałam nadzieję, że zmieni szybko temat, na jakiś przyjemniejszy. W końcu Jen była w tym mistrzynią. A tu takie zaskoczenie... Widać, że nadal do niej nie dotarło, że chłopcy wyjeżdżają.
- Dzisiaj miały przyjść listy, czy się dostałyśmy na uczelnie - odezwała się Monic. Bogu dzięki! Jakiś inny temat!
- Taa... Ciekawe, czy się dostałyśmy? - Jen myślała na głos.
- Na pewno tak - Christine lekko się uśmiechnęła.
- Jesteś mądra, bo ty już od jutra zaczynasz - Mo wystawiła jej język.
- Tak, ale... - wypowiedź blondynki przerwał dzwonek do drzwi. Jennifer poszła otworzyć. Po chwili wróciła z kilkoma kopertami w ręku.
- Patrzcie, co przyniósł listonosz - pokazała nam trzy duże koperty. Dwie wręczyła mi i Mo, a ostatnią sama otworzyła. Dziewczyny już dawno czytały swoje listy, a ja nadal nie. Raz się żyje, pomyślałam i podarłam górę koperty. Wyciągnęłam powiadomienie i zaczęłam je analizować. Ble, ble, ble... Nasza szkoła ma... Ble, ble, ble... Serdecznie gratulujemy przyjęcia!
Chyba zaraz zemdleję!
- I jak? Dostałyście się? - spytała niepewnie Chrisie.
- Ja tak - wyszczerzyła się Monic.
- Ja też - wydusiłam.
- A ty, Jennifer? - spytała blondynka.
- T...też - wydusiła, ciągle wpatrując się w swoje zawiadomienie. Zaczęłyśmy gadać o tym, co będziemy robić podczas nieobecności chłopaków. W końcu weszli do kuchni, a my zamilkłyśmy.
- Coś się stało? - spytał Kendall.
- Czemu zamilkłyście? - odezwał się Logan.
- My... - wypowiedź Monic przerwał dzwonek do drzwi. Wszyscy poszliśmy otworzyć. Bagaże chłopaków już stały w przedpokoju.
- Cześć, wam - uśmiechnął się Michael. - Już pora, żeby jechać na lotnisko.
- Skoro już musimy - westchnął Kendall. Chłopcy się ubrali i zapakowali swoje walizki do limuzyny.
- To wy się pożegnajcie, a ja poczekam w aucie - dodał Johnson i jak mówił tak zrobił. Pożegnałam się z chłopakami i na końcu podeszłam do Jamesa.
- Będę za tobą tęsknić - powiedziałam ze łzami w oczach.
- Ja za tobą też - szepnął i delikatnie mnie pocałował. Gdy się od niego oderwałam, mocno go przytuliłam. Kendall pożegnał się jeszcze z Christine przyjacielskim uściskiem i wsiadł do limuzyny.
- Kocham cię - powiedział Loggy, gdy żegnał się z Jen.
- Ja ciebie też - popłakała się i go pocałowała. Potem brunet poszedł w ślady Kendalla.
Carlos podszedł do Monic.
- No to... Do zobaczenia... - odezwała się niepewnie, wyciągając w jego stronę dłoń. Złapał za nią i jednym ruchem ją do siebie przyciągnął. Mocno ją przytulił.
- Kocham cię... Czekaj na mnie... - szepnął jej na ucho i bez słowa dołączył do chłopaków.
- Muszę iść - mruknął James.
- Wiem - jęknęłam przez łzy. Pocałował mnie w czoło i wsiadł do limuzyny. Razem z resztą machał nam przez przyciemnione szyby. Gdy auto zniknęło nam z oczu, nadal stałyśmy w miejscu i płakałyśmy. Jedyne, co nam zostało po chłopcach, to dwóch ochroniarzy i Fox...



~*~

Przepraszam, że taki krótki, ale serio nie wiedziałam, jak go napisać :/

8 grudnia 2012

Rozdział 80

Jej, przepraszam za tak długą nieobecność :( Ale kompletnie czasu nie miałam :/
Rozdział dedykuję Nelly ;* i wszystkim Schmidterkom :D

~*~


- Musimy jej poszukać. Kto wie, gdzie się chowa w takiej pogodzie? - Jennifer chodziła z miejsca w miejsce.
- Skarbie, usiądź wreszcie, bo zaraz mi tu zemdlejesz - Loggy próbował przemówić jej do rozsądku.
- Nie zemdleję. Trzeba znaleźć Christine - wiedziałam, że jak Jen się na coś uprze to nie ma mocnych, żeby ją od tego odwieść.
- Popieram. Chrisie jest naszą przyjaciółką i nie możemy jej zostawić - dodałam hardo, chociaż byłam potwornie zmęczona. 
- Rozdzielimy się i jej poszukamy - zarządził James.
- Przecież musiała schować się gdzieś przed deszczem - dodał Logan.
- Ja idę - odezwała się, ku zdziwieniu wszystkich, Monic.
- Monic... - szepnęłam.
- Czuję się winna temu, co się stało - dodała.
- Też idę - dodał hardo Carlos, a Mo spojrzała na niego niepewnie.
- Ja też - dodał Kend.
- I ja - odezwałam się.
- Skoro ty idziesz to ja też - James objął mnie w pasie.
- A co z nami? - oburzyła się Jen.
- Ty nie możesz się przemęczać, więc zostaniesz z Loganem w domu, na wypadek, gdyby Christine wróciła - wyjaśniłam.
- Ale... - chciała zaprotestować.
- Zostaniemy - zadecydował Loggy, a my wybiegliśmy z domu. 
   Nawet nie pomyśleliśmy, żeby wziąć samochód, czy coś. Po prostu wybiegliśmy na zewnątrz, tak jak staliśmy. Wpakowaliśmy się w istne piekło. Lało jak z cebra, co chwilę się błyskało, albo uderzał grzmot. 
   Sprawdzaliśmy już chyba wszędzie. Na przystankach, w każdym możliwym miejscu, w którym można było schować się przed deszczem. Zostało jedno, ale nie mieliśmy dużych nadziei, że Christine tam będzie...
- Christine! Christine! - wołał Kendall, gdy już wszyscy znaleźliśmy się w parku. Byliśmy całkowicie przemoczeni. 
- Christine, odezwij się! - krzyczała Monic, rozglądając się.
- Sprawdzaliśmy już chyba wszędzie - jęknęłam.
- Niemożliwe, żeby zapadła się pod ziemię - dodał Carlos.
- Jest! - krzyknął James. Podbiegliśmy do niego. Christine siedziała skulona pod drzewem. Kendall od razu znalazł się obok niej.
- Boże, Christine! Odezwij się! - złapał ją za ramiona. - Jest zimna! - spojrzał na nas przerażony.
- Błagam, powiedz, że ona nie... - zaczęła Mo.
- Monic... przepraszam... - usłyszeliśmy cichy głos blondynki.
- Nic się nie stało - Mo się popłakała.
- Boże, nawet nie wiesz, jak się martwiłem! - Schmidt mocno ją do siebie przytulił. 
- Wracajmy, bo za chwilę się pochorujemy - dodał Carlos. Kend wziął Chrisie na ręce i szybko ruszyliśmy do domu. 
Czułam się potwornie. Byłam zmęczona, przemarznięta, przemoczona i w ogóle nic mi się nie chciało. Jedyne, o czym marzyłam to gorąca kąpiel i ciepłe łóżko. 
Logan i Jennifer zajęli się Christine, a my mieliśmy jakoś się do porządku doprowadzić. Wzięłam długą, gorącą kąpiel, umyłam włosy i wskoczyłam do łóżka, które już grzał James. Od razu się do niego przytuliłam.
- A czym sobie zasłużyłem na takie czułości? - zaśmiał się i mnie objął.
- Bo cię kocham, zimno mi, jestem zmęczona... Mam wymieniać dalej? - mruknęłam, wtulając się bardziej w jego tors.
- Skarbie, tylko mi się nie rozchoruj - Jimmy się zmartwił i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Nie rozchoruję się. Która godzina? - dodałam. Czułam, jak usypiam.
- Już prawie rano - ziewnął i cmoknął mnie w czoło. Potem zasnęłam i straciłam wszelki kontakt ze światem. I całe szczęście, bo jeszcze chwila bez snu, a zaczęłabym bzikować.
   Nie wiem ile dokładnie spałam, ale kiedy się obudziłam zegarek w moim telefonie wskazywał piętnastą. Chciałam się przytulić do Jamesa, ale go nie było. Rozejrzałam się po pokoju. Obok szafy stały puste walizki. No tak, w końcu jutro chłopcy lecą w trasę. Sześć miesięcy...
Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam ciuchy, które wcześniej zabrałam z szafy. Było mi potwornie zimno. Jak nic się przeziębiłam. Uczesałam się w koka i zeszłam na dół. Wszędzie panowała cisza.
- To niemożliwe, że jeszcze śpią - mruknęłam pod nosem. Nagle usłyszałam ciche rozmowy dobiegające z kuchni. Od razu tam poszłam. Chłopcy siedzieli z kawą przy blacie.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko.
- Hej, skarbie. Wyspałaś się? - James od razu mnie objął.
- Tak, tylko strasznie mi zimno - mruknęłam niezadowolona, przytulając się do niego.
- Na pewno się przeziębiłaś - stwierdził Carlos.
- Proszę, powinno ci pomóc - Kendall podał mi kubek z syropem mamy Jennifer, który moja BFF wczoraj zrobiła dla Christine. Od razu wzięłam łyk i przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
- Logan, co ty taki zamyślony? - zdziwiłam się, widząc, że brunet tępo gapi się w jeden punkt.
- A nic, nic - uśmiechnął się. - Tak tylko myślę.
- Aha... Dziewczyny jeszcze śpią? - zmieniłam temat.
- Tak - westchnął Carlos. Wyglądał, jak ktoś kto nie ma dla kogo żyć. Wcale mu się nie dziwię. Monic z nim zerwała, a on uważał ją za cały swój świat. Naprawdę, nie wyobrażam go sobie podczas tej trasy.
- Cześć, wam - do kuchni weszła zaspana Jennifer. Wgramoliła się Loganowi na kolana.
- Hej, jak się czujesz? - spytałam, gdy Kend wręczył jej kubek z gorącą czekoladą.
- W miarę dobrze, tylko głowa mi pęka - westchnęła, opierając głowę o ramię swojego chłopaka.
- Carlos podaj mi jej tabletki - odezwał się Loggy, a Latynos posłusznie wykonał jego polecenie.
- A co z Christine? - drążyłam dalej. Mama Jennifer jest pielęgniarką, dlatego moja przyjaciółka tyle wie o medycynie.
- Była przemarznięta i nic poza tym. Dałam jej syrop mojej mamy, tak na wszelki wypadek, żeby nie dostała zapalenia płuc - wyjaśniła, a Carlos zabrał się za robienie śniadania.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą i dopiłam swój syrop. Kendall wystawił na blat talerze i kubki. Zrobił każdemu gorącą czekoladę, a brudne naczynia umył.
- A co wy dzisiaj tacy chętni do pracy? - zdziwiła się Jennifer, jednak żaden z chłopaków jej nie odpowiedział. Jedyne, co zrobili, to to, że każdy odwrócił głowę w inną stronę.
Już miałam coś powiedzieć, ale do kuchni weszła Monic.
- Hej, a co tak ładnie pachnie? - uśmiechnęła się, przeczesując ręką swoje wilgne włosy.
- Carlos robi naleśniki - wyjaśniłam.
- Uwielbiam naleśniki - pisnęła i zaraz doskoczyła do Latynosa. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Carlosowi prawie gały wypadły.
- No co? Lubię naleśniki - mruknęła Mo speszona tym, że na nią patrzymy.
- Przecież nikt nic nie mówi - uśmiechnęła się Jennifer, jednocześnie bawiąc się guzikiem od koszuli Logana.
- Ale się patrzycie - Blue wystawiła jej język.
- Marudzisz - zaśmiałam się, gdy do kuchni weszła Christine (bez plecaka i pierścionka dop.aut.). Oczy miała czerwone, jakby przed chwilą płakała.
- Hej - przywitała się niepewnie.
- Cześć - uśmiechnął się Kendall.
- Jak już wstałaś to może zjesz z nami śniadanie? - zaproponował James.
- No nie wiem... - zaczęła niepewnie.
- Nie wygłupiaj się. Siadaj i jedz! - zganił ją Carlos i posadził na wolnym krześle. Zauważyłam, że Monic zaczęła się ciut denerwować. Czyżby była zazdrosna?
Pena nałożył każdemu naleśnika na talerz i wszyscy zabrali się za jedzenie. Później chwilę pogadaliśmy, posprzątaliśmy i wpadł Michael poinformować chłopaków o wylocie i takich tam.
- Złóż inaczej spodnie to wszystko się zmieści - powiedziałam rozbawiona, gdy James na siłę wpychał swoje ubrania do walizki.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty musisz się pakować - mruknął.
- Daj mi to, ofiaro - zaśmiałam się, zabierając od niego koszulki i inne ubrania. Poskładałam wszystko od nowa i zmieściło się w trzy walizki. W dodatku uwinęłam się w godzinę. Jak się później okazało chłopcy też byli już spakowani.

^*^
Oczami Kendalla
^*^


Kiedy już się spakowałem, postanowiłem sprawdzić, jak się czuje Christine. Wyszedłem ze swojego pokoju i skierowałem się do jej sypialni. Zapukałem delikatnie, ale nikt mi nie odpowiedział, więc po cichu wszedłem do środka.
   Siedziała na starym łóżku Jessici i podpierała się łokciami o kolana. Słońce już zachodziło, a jego promienie cudownie komponowały się z jej włosami.
- Jak się czujesz? - spytałem, siadając obok niej.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz - mruknęła, wycierając łzy, które miała na policzkach.
- Czemu płaczesz? Coś się stało? - zdziwiłem się.
- Nie, wszystko w porządku - dodała, wstając i podchodząc do okna.
- Coś mi się nie wydaje - obstawałem przy swoim. Podszedłem do niej.
- Mógłbyś chociaż raz się nie wtrącać! - warknęła, piorunując mnie wzrokiem.
- Przepraszam, że się martwię! - podniosłem głos.
- Nikt cię o to nie prosił! - krzyknęła.
- Racja, to po co w ogóle z tobą rozmawiam?! - wkurzyłem się.
- Bo jesteś głupi! - krzyknęła mi prosto w twarz, ale zaraz zasłoniła usta dłonią. Cała złość ze mnie uleciała. Skierowałem się do drzwi.
- Kendall, ja nie... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Żałuję, że ci pomagałem. Żałuję, że się spotkaliśmy - odwróciłem głowę w jej stronę. - Już raz ktoś mnie oszukał i nie mam zamiaru tego powtarzać.
Wyszedłem. Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. W ogóle z nikim nie chciałem rozmawiać. Nie po tym, co od niej usłyszałem.
Walnąłem się na łóżko w swoim pokoju i ukryłem twarz w dłoniach.
- Cholera! - mruknąłem, gdy zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz.
- Kevin? Czego chcesz? - odebrałem.
- Hej, braciszku, cóż za miłe powitanie - mruknął sarkastycznie. - Co jest?
- Szkoda gadać - jęknąłem.
- Dziewczyna? - spytał prosto z mostu.
- Można tak powiedzieć - dodałem.
- Tylko mi nie mów, że znowu jesteś z tą czarną wiedźmą - ciut się zdenerwował. Kev nigdy nie lubił Nathalie. Zawsze mówił, że jest jakaś dziwna i miał rację... niestety.
- Nie, to nie o nią chodzi... - mruknąłem. - O Christine.
- O tą śliczną blondyneczkę, która była z wami na tym balu? - spytał, żeby się upewnić.
- Nie mów tak o niej! - skarciłem go.
- No, już, już... Spokojnie, a wracając do tematu... Co z nią?
- Pokłóciliśmy się - mruknąłem niezadowolony.
- O co? - zaciekawił się.
- Powiedziała, że jestem głupi, a ja jej nagadałem, że żałuję, że się spotkaliśmy - wyjaśniłem.
- Uuu... Nieźle, ale dziewczyna ma rację. Jesteś głupi - stwierdził.
- Dzięki, nie ma to jak wsparcie starszego brata - dodałem ironicznie.
- Kendall, do cholery! Weź się w końcu ogarnij! Tylko ty jeszcze nie masz dziewczyny, a założyłem się z ojcem, że prędzej się ożenisz niż ja czy Kenneth! - krzyknął.
- No to masz problem, bo do końca życia będę singlem - gadałem bardziej do siebie niż do niego.
- Ty mnie w ogóle nie denerwuj! Chłopie, Kenneth i ja mamy już żony i dzieci, a ty co?! - nie odpuszczał. Szczerze, to miałem gdzieś to, że na mnie krzyczał.
- Dziwne by było, gdyby takie staruszki były singlami - zaśmiałem się.
- Nie wymądrzaj się! - zganił mnie.
- Bo co? Nawet jeśli ktoś miałby mi się spodobać to kto to by był? Nathalie?
- Błagam cię, nie wypowiadaj tego imienia! - chyba ciarki go przeszły. - A co z tą, jak ona ma...? Christine?
- Proszę cię, nic nas nie łączy. Ona ma swój świat, ja mam swój - westchnąłem.
- Stary, radzę ci, dobrze się zastanów podczas tej trasy, co do niej czujesz, bo ktoś sprzątnie ci ją sprzed nosa. Muszę kończyć, bo dzieciaki mnie wołają. Trzymaj się - i się rozłączył, a ja zasnąłem z mętlikiem w głowie.

^*^
Oczami Carlosa
^*^

Skończyłem się pakować i postanowiłem wziąć prysznic, i iść spać. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na fotel, w efekcie zostałem w samym czarnych jeansach. Odwróciłem się i na komodzie dostrzegłem ramkę ze zdjęciem, na którym byłem z Monic. Wziąłem ją do ręki i powoli wycofałem się, i usiadłem na łóżku. Wbiłem wzrok w moją, teraz już byłą, dziewczynę.
  Tak żałuję tego, co się stało. Cud w ogóle, że się jeszcze jakoś trzymam.
Postawiłem ramkę na stolik, który stał obok łóżka, i położyłem się na plecach, jednocześnie zakrywając twarz dłońmi. Chciałem, żeby było, jak dawniej. Chciałem, żeby moja Monic wróciła...
Ktoś zapukał.
- Proszę - mruknąłem, uchylając jedno oko. Do środka weszła Ona.
- Monic... - szybko się podniosłem.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale chciałam zabrać swoją książkę - wskazała na przedmiot, który leżał na szafce obok łóżka. Podałem jej ją.
- Monic, proszę, porozmawiaj ze mną - złapała za drugi brzeg książki.
- Nie mamy o czym rozmawiać - mruknęła i wyrwała trzymany przeze mnie przedmiot.
- Błagam cię, ja ci to wszystko wyjaśnię - złapałem ją za nadgarstek, kiedy chciała wyjść.
- Powiedziałam ci już, nie chcę twoich wyjaśnień - spojrzała na mnie wrogo i się wyrwała. - Całowałeś się z Christine, dla mnie to wystarczający powód, żeby z tobą zerwać.
- Zrozum, kocham tylko ciebie! - jęknąłem niemalże bliski płaczu.
- Też cię kochałam, ale ty odebrałeś mi nadzieję w to, że mogłabym dla kogoś żyć - dodała ze łzami w oczach i wyszła, a ja załamany opadłem na łóżko.
- To koniec... Straciłem ją na zawsze... - ukryłem twarz w dłoniach i poczułem, jak po chwili stają się mokre. Płakałem...



~*~


No i jest.! I jak podoba się Wam? Bo szczerze powiedziawszy, ja jestem z siebie dumna ^^ . Ale liczę na Waszą opinię ;p .

1 grudnia 2012

Rozdział 79

Wiem, wiem, wiem... Jestem paskudna, że Was tak długo trzymałam w niepewności, ale miałam masę nauki w ostatnich dniach, więc wiecie, ale już jestem, więc zapraszam na rozdział... :D

~*~


- Boże, Logan, uspokój się do cholery! - James od przeszło dwudziestu minut próbował uspokoić Hendersona, który od zmysłów odchodził po telefonie Jennifer. Sama ledwo się na nogach trzymałam. W głowie mi się ze strachu kręciło. W dodatku pobladłam i brzuch mnie rozbolał. Matko, jak coś stało się Jennifer to chyba nie przeżyję! Ona jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Mam brata, ale co to ma do rzeczy? Tak, mam starszego o dwa lata brata, który studiuje i pracuje w Anglii. Wyjechał, jak miałam piętnaście lat. Pisaliśmy ze sobą, ale potem jakoś ten kontakt się urwał. Boże, o czym ja gadam?! Moja najlepsza przyjaciółka ma kłopoty, może coś jej się stało, a ja się o rodzinę martwię! Jejku, ja już chyba na łeb dostaję, że tak gadam! 
- Ja muszę ją znaleźć, a co jeśli coś jej się stało?! - Loggy panikował.
- Nic jej nie jest! - James podniósł głos i spojrzał na mnie. - Skarbie, jeszcze ty? No proszę was, Jennifer jest cała  i zdrowa!
Jimmy pomógł usiąść mi na kanapie i przyniósł mi wody.
- Spróbuj do niej zadzwonić - zaproponował Maslow, podając Loggiemu jego komórkę. Drżącymi dłońmi wybrał numer do swojej dziewczyny. Dobrze, że chociaż James jest opanowany, bo chyba byśmy kompletnie zbzikowali ze strachu.
- Nie odbiera - jęknął brunet, odsuwając telefon od ucha po kolejnej nieudanej próbie dodzwonienia się do Jen. 
- Cholera! - James założył ręce na piersi i chodził z miejsca w miejsca. Chyba próbował coś wymyślić.
- I co teraz? Jak coś jej się stało to chyba nie przeżyję - Logan ukrył twarz w dłoniach.
- Jessica, a może ci się wydawało, że słyszałaś strzał? - James pełen nadziei usiadł obok mnie. 
- Właśnie, może tylko ci się wydawało - Loggy był równie pełen nadziei, co szatyn.
- Na pewno nie. Słyszałam wystrzał pistoletu - uparłam się.
- No to po ptakach - James głośno westchnął, opierając dłonie na kolanach. - Nie wiemy, co się stało. Nie wiemy, gdzie ona jest. Nie wiemy, czy jest cała. Nic nie wiemy.
- Stary, dołuj mnie jeszcze bardziej - mruknął Logan. - Ja tak bardzo tego chcę, że ty sobie nie wyobrażasz.
- No sorry, ale mówię jak jest - dodał Maslow i włączył telewizor. Leciały wiadomości. Mówili o jakiejś strzelaninie w centrum miasta. Niby było kilku ciężko rannych, ale tych od razu przewieźli do szpitala.
- Najdziwniejsze jest to, że w sam środek tego bagna wpakowała się Jennifer Jayde, dziewczyna Logana Hendersona - odezwał się reporter, a brunet pobladł jak ściana. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nawet palcem nie ruszył. James szybko wyłączył telewizor. Logan wyglądał, jakby cały świat mu się zawalił, jakby uleciało z niego życie. 
- Logan, to nie oznacza, że coś jej się stało - zaczął James.
- Nie?! To w takim razie, co?! - wrzasnął brunet, patrząc na nas wrogo. Miał łzy w oczach. Wcale mu się nie dziwię. Sama nie wiem kiedy, ale też się popłakałam.
- Nic jej nie jest. Wiem to - mruknął James, a Fox wskoczył Loggiemu na kolana i zaczął lizać go po twarzy.
- Za bardzo ją kocham, żeby dać jej teraz odejść - dodał brunet i pobiegł na górę. Gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów, popłakałam się na dobre. James tylko mnie przytulił i próbował uspokoić. Siedzieliśmy tak długo, aż zasnęłam.
        Obudziłam się gdzieś koło ósmej wieczorem. Leżałam w łóżku. Słońce już zachodziło, a Fox leżał na swoim legowisku i smacznie spał. Nie miałam ochoty nigdzie się ruszać. Jednak świadomość, że Jennifer wróciła cała i zdrowa do domu, nie dawała mi spokoju. Wyskoczyłam z łóżka i zbiegłam na dół. Chłopcy siedzieli w salonie z piwem i o czymś gadali. Brakowało tylko Carlosa, który pewnie nadal siedzi zamknięty u siebie.
- Hej - uśmiechnęłam się lekko i wgramoliłam się na kanapę obok Jamesa. Objął mnie bez słowa i cmoknął w usta.
- Cześć, śpiochu - zaśmiał się Kendall.
- Daj mi spokój, małpo - rzuciłam w niego poduszką.
- Czemu małpo? - zachichotał James.
- Bo się tak zachowuje - wyjaśniłam. 
- Ej, a gdzie jest... ? - zaczął Kendall, ale jego wypowiedź przerwał mój dzwoniący telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.
- Halo? - chłopcy patrzyli na mnie wyczekująco. Zwłaszcza Logan.
- Jessica? Tu Joe - usłyszałam i nie powiem, zdziwiłam się jak cholera.
- Coś się stało? Skąd masz mój numer? - pytałam.
- To teraz jest nie ważne - wtrącił. - Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że Jennifer jest u mnie. Przyjedź po nią.
- Jest u ciebie?! Jak?! Skąd?! Czemu?! Nic jej nie jest?! - zdenerwowałam się. Po pierwsze, nie wiem, czy Joe faktycznie się zmienił, jak mówiła Jen. Po drugie, czemu nie zadzwonił wcześniej?!
- Tak, spokojnie. Jest cała. Przyjedź jak najszybciej możesz - dodał, podał mi adres i się rozłączył.
- Kto dzwonił? - zaciekawił się Kendall.
- Joe. Jennifer jest u niego - szybko wstałam i skierowałam się do przedpokoju. 
- Co robisz? - zdziwił się szatyn.
- Jadę po nią - powiedziałam, zakładając buty i kurtkę. Pobiegłam jeszcze do góry po torebkę.
- Nie puszczę cię samej - ogłosił Maslow i też się ubrał. Logan nic się nie odzywał, tylko czekał pod drzwiami, aż się ubierzemy. Wybiegliśmy z domu, zostawiając zdziwionego Kendalla. 
Wzięliśmy auto Jamesa. Uznaliśmy, że Loggy nie powinien prowadzić w takim stanie. Podałam szatynowi adres Joe i pojechaliśmy. Okazało się, że po pięciu minutach staliśmy pod wielkim apartamentowcem. Wbiegliśmy do środka jak oparzeni i dopadliśmy windy. James wdusił guzik piętra, na którym mieszkał Parker i po chwili byliśmy już na korytarzu i szukaliśmy jego mieszkania. 
- Jest, 3165! - zawołał uszczęśliwiony Jimmy i nacisnął dzwonek do drzwi. Logan cały się niecierpliwił. Świadomość, że Jennifer jest u Joe, wkurzała go do granic możliwości. W końcu to o niego toczyły się ich wszystkie dawne kłótnie.
Po chwili usłyszeliśmy przekręcanie zamków i w drzwiach stanął sam gospodarz. 
- Szybka... - urwał, gdy zobaczył chłopaków.
- Gdzie Jennifer?! - Loggy nie wytrzymał i podniósł głos.
- Spokojnie, jest w środku. Wejdźcie - Joe przepuścił nas w drzwiach, a potem je zamknął. Jak na mieszkanie, to korytarz robi niezłe wrażenie, pomyślałam, obserwując pomieszczenie, w którym byliśmy. Musiało sporo kosztować. Tak poza tym, to czym Joe się zajmuje? Jennifer nigdy nam o tym nie mówiła. 
Z lewej strony drzwi chyba był mały korytarz, który prowadził do sypialni gospodarza, bo na jego końcu dostrzegłam przepiękny pokój. Gdyby nie zachodzące słońce, pewnie bym go nie widziała. 
- Chodźcie za mną - dodał Joe i zaprowadził nas do salonu. 
- Przestań kręcić i mów, gdzie jest Jennifer - odezwał się James.
- Śpi na kanapie - dodał Parker, wskazując na stojącą niedaleko nas sofę. Logan od razu znalazł się obok śpiącej Jen. Ja i James podeszliśmy bliżej. Moja BFF leżała pod kocem, a z lewej strony na czole miała przyklejony ogromny opatrunek. Nagle do salonu weszła Vivienne w samym szlafroku.
- Skarbie, obudź się - szepnął Logan, gładząc dłonią policzek Jen. Zaczęła się budzić. W końcu powoli otworzyła oczy i zamrugała kilka razy.
- Logan? - mruknęła niemrawo.
- Jestem tu, kochanie. Jestem tu - delikatnie ją pocałował, a zaraz potem pomógł jej usiąść.
- Logan, ja przepraszam. Tak strasznie się bałam - Jen się popłakała i wtuliła w bruneta, a ten mocno ją objął. Spojrzałam wyczekująco na Joe. Od razu załapał o co mi chodzi.
- Zrobię herbatę - odezwała się Vivienne i poszła zapewne do kuchni, a my usiedliśmy i czekaliśmy, aż Parker wszystko nam wyjaśni.
- Pierwsze i podstawowe pytanie: jak Jennifer do ciebie trafiła? - spytałam, a on odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy.
- Nie trafiła, sam ją tu przywiozłem - powiedział od niechcenia.
- Dlaczego? - ciągnęłam go za język.
- Wychodziłem właśnie ze sklepu. Zapakowałem zakupy do samochodu i już miałem wsiadać, gdy zza zakrętu wybiegła Jennifer. Patrzyła za siebie i całą siłą wyrżnęła w słup. Okazało się, że uciekała od tej całej strzelaniny i gonił ją jeden z bandytów, ale całe szczęście go złapali. Jak już mówiłem, Jennifer uderzyła w słup i natychmiast zemdlała. W dodatku spadła głową na pustą butelkę i się zraniła. Widząc to wszystko zabrałem ją do szpitala, żeby ją zbadali i stwierdzili, że wszystko gra. Nałożyli jej opatrunek i zapisali tabletki. No i przywiozłem ją tutaj - wyjaśnił. W czasie jego opowiadania, Vivienne przyniosła nam herbatę.
- Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej, tylko dopiero teraz? - zaciekawił się James.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko z nią gra. Wolałbym nie mieć później wmawiane, że to ja ją tak urządziłem - zerknął na Logana.
- Przecież nikt by cię o to nie posądzał - dodałam.
- Wolałem się jednak upewnić - dodał Joe, nie spuszczając wzroku z Hendersona.
- Najważniejsze, że nic poważnego nie stało się Jennifer - uśmiechnęłam się.
- Aha, jest coś jeszcze - Joe wstał i podszedł do komody. Wyciągnął z niej tabletki i jakiś woreczek ze szczątkami jakiegoś urządzenia. Leki dał mi, a worek położył na stoliku.
- Co to jest? - spytał Logan.
- Telefon Jennifer - wyjaśnił Parker, wracając na miejsce. Zdziwiona przypatrywałam się zniszczonemu urządzeniu. Nie do wiary, że po zetknięciu z ziemią jest teraz nie do użytku, ba, nawet nie do naprawy.
- Joe, posłuchaj mnie uważnie - odezwał się Loggy.
- Logan, nie... - mruknął James.
- Między nami różnie bywało, ale wiesz, że miałem powody, aby osądzać cię tak, a nie inaczej. Myślę, że pora zakopać topór wojenny i się w końcu pogodzić, chociażby ze względu na Jennifer i Vivienne - powiedział brunet, wyciągając dłoń w stronę Parkera. Gały o mało co mi na ten widok nie wypadły. Nie dziwcie się. Logan i Joe godzący się, to nie codzienny widok.
- Zgoda - uśmiechnął się były Jen i uścisnął dłoń bruneta. Posiedzieliśmy jeszcze u nich i postanowiliśmy wrócić do domu. James prowadził, a ja zajęłam miejsce pasażera, jak poprzednio.
- Jeszcze raz mnie tak wystraszysz to chyba cię uduszę - odezwał się oskarżycielskim tonem Logan.
- Nie ty jeden - zaśmiałam się.
- Aż tak was przestraszyłam? - spytała Jen.
- Tak! - powiedzieliśmy razem.
- Przepraszam, głupio się zachowałam - mruknęła, przytulając się do bruneta. Po chwili byliśmy w domu. Zdążyliśmy przed burzą. Kendall i o dziwo Carlos siedzieli w salonie. Schmidt chodził z miejsca w miejsce. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Coś się stało? - spytał James.
- Christine nie wróciła do domu, a dochodzi dwunasta - wyjaśnił Pena.
- To wszystko moja wina, nie powinienem na nią krzyczeć - Kend złapał się za głowę i usiadł we fotelu.
- Dzwoń do niej - odezwał się Logan.
- Nie odbiera - dodała Mo, która właśnie pojawiła się na schodach. Miała czerwone oczy i ślady po łzach na policzkach. Zdziwiłam się na jej widok. Za oknem rozpętało się prawdziwe piekło.
- Jak jej się coś stanie to ja chyba zwariuję - jęknął blondyn, patrząc w okno i nasłuchując odgłosów burzy...





~*~


Wiem, wiem, wiem.... Znowu skończyłam w takim momencie :D Ale musicie się trochę niecierpliwić, aby był nowy rozdział ^^ ;p