26 stycznia 2013

Rozdział 90

No hej, Wam.! :)
Rany, ale długo mnie nie było ... -,-
Ale nie moja wina, że wenę straciłam :(
Już nie wiem, jak rozdziały zaczynać ... -,- Porażka stulecia!
Ale mniejsza o to, nie będę się nad sobą użalać. Muszę być silna! ^,^
Zacznijmy od tego, że jak widzicie jest już rozdział 90! O.O
Sama się sobie dziwię, że nie zauważyłam, jak to szybko zleciało. Planuję rozłożyć to tak, żeby setna notka była w rocznicę założenia bloga ^^
Dobra, więc po moim dość długim wstępie, zapraszam na rozdział, za który mnie chyba nie zabijecie ^^'


~*~


Obudził mnie dźwięk dzwonka do drzwi. Niezadowolona spojrzałam na zegarek. Wskazywał pierwszą. Z wielkim ociąganiem zeszłam na dół, aby otworzyć.
- Skarbie, wy jeszcze śpicie? - zaśmiała się mama, a ja wpuściłam ich do środka. Fox od razu poleciał sprawdzić, czy wszystkie jesteśmy w domu, a potem walnął się na kanapie w salonie.
- Zaraz obudzę... dziewczyny... - ziewnęłam.
- Nie budź ich, niech śpią - zaśmiał się tata.
- Rany, ale się nie wyspałam - Jen przeciągnęła się na schodach. Zaraz za nią pojawiły się Monic i Christine. Razem z moimi rodzicami zjadłyśmy śniadanie, właściwie to już obiad. Siedzieli u nas do trzeciej, a my walnęłyśmy się przed telewizorem.
- Ej, może pójdziemy...? - wypowiedź Monic przerwał dzwonek do drzwi. Christine poszła otworzyć. Po chwili wróciła w towarzystwie Joe i Vivienne.
- Rany, ale ja was dawno nie widziałam! - Jen rzuciła im się na szyje. - Co wy tu robicie?
Mi i dziewczynom zrobiło się trochę głupio, więc się nie odzywałyśmy.
- Przyszliśmy was porwać na miasto, ale widzę, że dopiero wstałyście - zaśmiała się Blake.
- Nieźle wczoraj zabalowałyście - wyszczerzył się Parker.
- Zaraz, skąd wiesz, że byłyśmy na imprezie? - zaciekawiłam się.
- Cała prasa o tym trąbi - wyjaśnił, podając mi gazetę, którą cały czas trzymał. Na okładce było nasze zdjęcie. Szybko otworzyłam stronę, na której był artykuł i zaczęłam czytać.
- Dziewczyny szaleją pod nieobecność chłopaków. Wczoraj wybrały się na imprezę do jednego z klubów. Oczywiście nie obyłoby się bez alkoholu... Jednak nie martwcie się. Dziewczęta nie wypiły dużo, bo ledwie dwa drinki. W przeciwieństwie do innych one nie potrzebują piwa, czy wódki, aby dobrze się bawić, co można zobaczyć na zdjęciach zamieszczonych pod artykułem. Nie chcemy nikogo obrażać, ani pogrążać, ale te laski w pełni zasługują na to, aby brać od nich lekcje z imprezowania - westchnęłam ciężko i odłożyłam czasopismo na stolik.
- No i fajnie! - wyszczerzyła się Jen.
- To może pójdziemy na zakupy? - zaproponowała Mo. - Tak wszyscy razem.
- Mi pasuje - uśmiechnęłam się. - Christine? - spojrzałam na blondynkę.
- No możemy iść - dodała.
- Dajcie nam chwilę, okay? - odezwała się Jen i wszystkie pobiegłyśmy na górę. Wzięłam prysznic i szybko się przebrałam, po czym zeszłam na dół. Joe wyszedł, bo musiał załatwić jakąś ważną sprawę, czy coś.
- Ja już! - na dół zbiegła Jennifer, a zaraz za nią Monic i Christine.
- To co, gotowe? - wyszczerzyła się Vivienne.
- Zawsze i wszędzie o każdej porze! - zakomunikowała Mo.
- Rany, a ta znowu się nakręciła - westchnęłam zrezygnowana.
- Teraz sama idziesz do tego sklepu! - oburzyła się Jen, a ja i Chrisie parsknęłyśmy śmiechem. Co się dziwić? Ostatnio Monic zaciągnęła ją do sklepu z bielizną. Ale był ubaw!
- Okay, chodźmy zanim się pozabijacie - zaśmiała się Blake i wyciągnęła nas z domu.
      Od razu skierowałyśmy się do nowo otwartego centrum handlowego. Bawiłyśmy się świetnie. Na szczęście wzięłam aparat i mogłyśmy uwiecznić te wygłupy. Boże, ludzie sobie pomyślą, że z wariatkowa uciekłyśmy! Fox tylko na nas zdziwiony patrzył, no bo w końcu nie codziennie widzi kogoś tak szurniętego, jak my. No chyba, że chłopcy, ale aktualnie ich tu nie ma...
- Ej, chodźmy tutaj! - Vivienne wciągnęła nas do jakiegoś sklepu, gdzie, jak się okazało, sprzedawali sukienki każdego rodzaju. Od wieczorowych po te zwykłe.
- Rany, ale śliczna! - zachwyciła się Mo i gdzieś poleciała. Chrisie też zniknęła.
- Sukienki? No proszę was! - jęknęła Jen, co mnie zdziwiło, bo od zawsze lubiła chodzić w sukienkach.
- A od kiedy ty za kieckami nie przepadasz, co? - wzięłam Fox'a na ręce. Bądź co bądź, ja nigdy sukienek nie lubiłam.
- A znudziły mi się - wzruszyła obojętnie ramionami. - Dziewczyny, my idziemy! - ogłosiła, a ludzie w sklepie się na nią spojrzeli.
- Jennifer... - pokręciłam z niedowierzaniem głową.
- No co? - zaśmiała się i wyciągnęła mnie do galerii. Usiadłyśmy w jakiejś kawiarni i zamówiłyśmy sobie kawę i lody.
- Dobra, co jest? - zapytałam w końcu, gdy Fox usnął mi na kolanach, a Jen grzebała łyżeczką w swoim deserze.
- Nic, a co ma być? - zdziwiła się.
- Dziwnie się zachowujesz. Wszystko w porządku? - zmartwiłam się.
- Tak, a czemu pytasz? - dodała.
- Po prostu odkąd chodzisz do psychologa, bardzo się zmieniłaś - mruknęłam, popijając kawę.
- Zmieniłam? - nawet na mnie nie spojrzała.
- Tak, ciągle cię w domu nie ma. Bez przerwy jesteś zajęta. Nawet Logan nam się ostatnio skarżył, że się do niego nie odzywasz - dodałam. Nic nie powiedziała, tylko wzięła telefon do ręki i gdzieś zadzwoniła.
- Hej, Logan. Co tam? - uśmiechnęła się kpiarsko i wstała od stolika, odchodząc kawałek. Opadłam zrezygnowana na krzesło i podparłam się ręką. Miałam ochotę się popłakać. Z przyzwyczajenia zadzwoniłam do Jamesa. Nie liczyłam, że odbierze, bo nadal jest na mnie obrażony...
- Halo? - usłyszałam jego zaspany głos.
- James, już nie mam siły - jęknęłam z żalem i łzami w oczach.
- Jessica? Słońce, co się stało? - zmartwił się.
- Tęsknię za tobą, Jennifer dziwnie się zachowuje, a Monic flirtuje z jakimś kolesiem. Ja już nie wiem, co mam robić - łzy mi po policzkach spłynęły.
- Kochanie, nie płacz. Będzie dobrze. Zawsze jakoś sobie radziłaś z problemami - chyba się uśmiechnął.
- Ale one nie były takie, jak te - mruknęłam. - Carlos się załamie, jak dowie się o Mo.
- Carlos sobie poradzi - westchnął. - Porozmawiaj z dziewczynami. Może to coś da.
- Rada roku, naprawdę - mruknęłam niezadowolona.
- Ciesz się w ogóle, że z tobą rozmawiam, bo jesteśmy po koncercie i odsypiam - dodał rozbawiony.
- Dobra, już nic nie mówię. Spróbuję się z nimi dogadać, ale jak mnie ochrzanią to będzie na ciebie - zaśmiałam się cicho.
- Tak, tak, a teraz, słońce, dobranoc - zaśmiał się i przesłał mi buziaka przez telefon, po czym się rozłączył. Uśmiechnęłam się tylko i ogarnęłam. Po chwili Jennifer wróciła.
- Zadowolona? - westchnęła, siadając. - Pokłóciłam się z Loganem.
- I ty sugerujesz, że to moja wina? - zdziwiłam się.
- Nie, ale mogłaś mnie nie namawiać - zaśmiała się.
- Małpa... - mruknęłam. - O co się pokłóciliście?
- A ja wiem? - wzruszyła ramionami. - On krzyczał, a ja słuchałam.
- Serio? - oczy miałam jak dwa spodki.
- No tak, a niby czemu miałabym się tym przejąć? - spojrzała na mnie dziwnie i napiła się kawy.
- Jen, czy ty przypadkiem nie przestajesz kochać Logana? - spytałam podejrzliwie.
- Co? - zdziwiła się, a potem zaczęła śmiać. Nic z tego nie rozumiałam. No bo w końcu Jennifer nie zachowuje się tak bez powodu. Odpuściłam sobie dalsze dochodzenie. Zresztą i tak nic by mi nie powiedziała, a wolałam nie ryzykować i zaczynać kłótni. Zwłaszcza, że jest po rozmowie z Loganem. Wcale się nie zdziwię, jak się rozstaną... Cicho, bo wykrakasz, Jessica!
     Dopiłam kawę i zjadłam lody, po czym zapłaciłam i razem z Jennifer opuściłam kawiarnię. Po jakiejś godzinie znalazłyśmy dziewczyny, które siedziały sobie na fontannie i wcinały hot-dogi.
- Jak możecie to jeść? - Jen odwróciła głowę.
- O co ci chodzi? - zdziwiła się Mo, przełykając.
- Przecież to tłuszcz i nic więcej. Będziecie grube - moja BFF założyła ręce na piersi.
- Przeżyję... - Chrisie wzruszyła ramionami i wgryzła się w swoją bułę.
- Rany, ale z was żarłoki! - zaśmiałam się, widząc, jak ketchup spływa po brodzie Mo. Wytarła się, a po chwili wszystkie były najedzone.
- To, gdzie teraz? - odezwała się Vivienne.
- Do domu! - powiedziałam razem z Jennifer, na co Fox tylko zaszczekał.
- Jak chcecie to wracajcie, a my idziemy dalej! - wyszczerzyła się Mo i pociągnęła obie blondynki w nieznanym kierunku. Zdziwione odprowadziłyśmy je wzrokiem.
- Boże, z kim my mieszkamy? - Jen udała załamaną, na co tylko się zaśmiałam.
- Wracajmy, bo mi zaraz nogi odpadną! - jęknęłam. Przytaknęła tylko, po czym opuściłyśmy centrum i skierowałyśmy się do domu. Od razu poszłyśmy na górę, żeby wszystko pochować, po czym walnęłyśmy się przed... książkami.

~*~


Przepraszam, że taki... zły? o.O
Kompletnie nie miałam na niego pomysłu ... -,-
Teraz w dodatku ferie mi się skończyły :/
No nic, widzimy się niedługo! Chyba...

14 stycznia 2013

Rozdział 89

Powiem tylko tyle, że nie mam weny -,-


~*~


- Dziewczyny, wychodzę! - Jennifer zbiegła na dół.
- Gdzie idziesz? Jest piątek - zdziwiła się Christine.
- Umówiłam się z Sam, do zobaczenia wieczorem! - pomachała nam i tyle ją widziałyśmy. Głośno westchnęłam i wróciłyśmy do oglądania.
    Zresztą zachowanie Jennifer jest takie od tygodnia. Po zajęciach siedzi do nocy i się uczy, a w weekendy praktycznie nie ma jej w domu. Dobre chociaż to, że stosuje się do zaleceń Mark'a odnośnie jej ręki. Ja już nie wiem, co my z tą dziewczyną mamy zrobić. W ogóle z nami nie rozmawia, ciągle jest zajęta. Ostatnio nawet Logan nam się skarżył, że się do niego nie odzywa. No zwariować można!
- Kto to jest ta Sam? - spytała nagle Chrisie.
- A żebym ja to wiedziała... - mruknęłam pod nosem, próbując dodzwonić się do Jamesa. Ten głupek się na mnie obraził i nie odbiera moich telefonów. A żeby go...! Urgh...! Czemu to zawsze ja mam pod górkę, a nie na przykład Monic?!
- Dziewczyny, wychodzę! - panna Blue zeszła na dół.
- Ty też? - zdziwiła się blondynka.
- Tak, Matt załatwił mi sesję zdjęciową - uśmiechnęła się.
- To wspaniale! - ucieszyłam się.
- Wiem, tylko mam straszną tremę - zaśmiała się nerwowo. - Widzimy się wieczorem. Pa!
- Pa... - powiedziałyśmy razem, gdy zniknęła nam z oczu. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ooo, to do mnie! - ucieszyła się Chrisie i pobiegła otworzyć. Zaciekawiona stanęłam w przejściu do przedpokoju i oparłam się o framugę.
- Hej, przepraszam za spóźnienie - uśmiechnął się Andree. Więc to dlatego tak się odstrzeliła!
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się blondynka.
- A właśnie - Harris spojrzał w moją stronę. - Jessica, mam do ciebie prośbę.
- O co chodzi? - zdziwiłam się.
- Za godzinę zaczyna się akcja charytatywna i ja miałem ją prowadzić. Zastąpisz mnie dzisiaj? Proszę - zrobił minę szczeniaczka.
- Jasne! - ucieszyłam się. - I tak mi się nudzi!
- Dzięki! Jesteś super! - cmoknął mnie w policzek.
- To widzimy się wieczorem! Pa! - Christine mi pomachała i oboje wyszli.
- Pięknie - westchnęłam, wyłączając telewizor. - Fox, ale ty mnie nie zostawisz? - zwróciłam się do pieska, stojącego na schodach. Podbiegł do mnie i zaczął skakać mi na kolana. Zaśmiałam się tylko i poszłam na górę, aby się przebrać. Po jakichś dziesięciu minutach byłam gotowa. Założyłam Fox'owi smycz i ruszyłam na tę akcję charytatywną.
    Czemu ja nigdy nie potrafię komuś odmówić? Zwłaszcza jeśli chodzi o pomaganie innym... Odkąd chodzę na studia, brałam udział już chyba w ponad stu akcjach charytatywnych i to w ciągu dwóch tygodni! Sama się sobie dziwię, że przez ten czas zdążyłam zaliczyć wszystkie kartkówki i większość sprawdzianów. Gorzej z projektami, ale jak mus to mus. Eh... Myślałam, że te studia będą lepsze, a tu takie rozczarowanie. Nic, kompletnie nic nie jest mówione o pomaganiu innym. Jedynie kilka akcji jest organizowanych przez szkołę, w których wszyscy muszą brać udział. Tak się zastanawiam, czy się czasem nie wypisać z tej uczelni i działać na własną rękę. W końcu o wolontariacie wiem całkiem sporo. Ja już chyba wariuję, skoro tak myślę!
    Po jakichś dwudziestu minutach byłam na miejscu. Do rozpoczęcia akcji było jeszcze pół godziny, więc mogłam się nieco rozeznać, o co chodzi. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nic nie było przygotowane! Ludzie siedzieli w jednym miejscu i nie myśleli się ruszyć! Co to za wolontariusze, do cholery?!
    Podeszłam do nich lekko zdenerwowana, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. W końcu oczekiwali Andree, co nie?
- Czemu tu siedzicie? - spytałam, biorąc Fox'a na ręce.
- Czekamy na Andree - powiedziała obojętnie jakaś dziewczyna.
- Andree nie przyjdzie. Dzisiaj ja go zastępuję - powiedziałam.
- Ty? A co ty wiesz o wolontariacie? - prychnął jakiś chłopak.
- Do twojej wiadomości, bardzo dużo! - warknęłam. - A teraz rusz tyłek i weź się za przygotowania, bo ta akcja nie będzie miała sensu jeśli nic nie zrobimy!
Widocznie się zdziwił, bo nie wiedział, co mi odpowiedzieć.
- Cześć, przepraszam za... O rany, ty jesteś Jessica Olson! - obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Ta Jessica Olson?! - reszta wybałuszyła na mnie oczy.
- Dobra, słuchajcie! Może moje towarzystwo wam nie odpowiada, ale ta akcja musi się odbyć, więc jeśli chcecie iść do domu, proszę bardzo, ja was nie zatrzymuję! - powiedziałam hardo, patrząc na wszystkich po kolei.
- Ja zostaję. W końcu tu chodzi o pomaganie innym! - uśmiechnęła się brunetka, która dopiero, co przyszła.
- Skoro Alex się zgadza to ja też - uśmiechnęła się jakaś blondynka i stanęła obok mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy powoli reszta się zgadzała.
- A ten psiak nam nie będzie przeszkadzał? - zmartwiła się Alex.
- To jest Fox. Będzie nam pomagał, a nie przeszkadzał - puściłam jej oczko. - No, ludzie! Do roboty!
   Mi przypadło nadzorowanie wszystkiego. Dostałam nawet listę z wszystkim, co miało być licytowane i rozdawane ubogim. Czułam się fantastycznie. Chyba dlatego, że byłam w swoim żywiole.
- Jessica, gdzie zanieść te kartony? - chłopcy do mnie podeszli cali obładowani.
- Postawcie je gdzieś z tyłu. Jedzenie będziemy rozdawać na końcu. A i żeby nie stały centralnie na ziemi! - zawołałam za nimi, gdy już odeszli.
- Ja i Alex poskładałyśmy wszystkie ubrania i rozłożyłyśmy rzeczy na licytację - Miley pojawiła się obok.
- Dobrze. Sprawdź jeszcze, czy wszystko jest w dobrym stanie - kiwnęła tylko głową i odeszła. - Widział ktoś Fox'a?!
Piesek wesoło za mną zaszczekał, a ja z uśmiechem się odwróciłam.
- Zanieś to Lucy, dobrze? - włożyłam mu w pyszczek kartkę, a on posłusznie zaniósł ją do właściwej osoby. Rozejrzałam się zadowolona i odetchnęłam głęboko, gdy pierwsi ludzie zaczęli się schodzić. Rola licytatora przypadła mi. Udało zebrać się sporo pieniędzy, a to wszystko dzięki temu, że Fox podawał ludziom ich wylicytowane rzeczy. Zdziwiłam się, gdy niektórzy robili zdjęcia. No, ale się tym nie przejmowałam. W końcu miałam na głowie inne sprawy. Pod koniec jeden z chłopaków mnie zmienił, a ja poszłam sprawdzić jak reszta radzi sobie z rozdawaniem jedzenia.
- I jak wam idzie? - spytałam.
- Świetnie! Wszystko jest zapakowane, a większość już rozdana. Za jakąś godzinę nie powinno nic zostać - uśmiechnęła się Lucy.
- To ja wam nie przeszkadzam - zaśmiałam się i wróciłam do Fox'a, aby pomóc jemu i dziewczynom w rozdawaniu licytowanych rzeczy. Gdzieś tak koło szóstej wieczorem akcja się skończyła. Pochwaliłam wszystkich i wróciłam z Fox'em do domu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia, bo cały dzień chodziłam głodna. Gdy myłam talerz, z przyzwyczajenia spojrzałam w okno i zobaczyłam Monic i Matta przed drzwiami.
- No proszę... - zaśmiałam się pod nosem i uważnie im się przyjrzałam. Dobrze, że okno było uchylone, bo przynajmniej mogłam słyszeć, o czym mówią.
- Jeszcze raz dziękuję za tę sesję. Było super! - uśmiechnęła się Blue.
- Nie ma sprawy - wyszczerzył się. - Byłem w szoku, gdy spoliczkowałaś fotografa.
- Zasłużył sobie! - zaśmiała się. - Nie będzie mnie obrażał! Zresztą sam mówiłeś, że moje zdjęcia były lepsze.
- Fajnie się z tobą bawiłem. Może to kiedyś powtórzymy? - uśmiechnął się.
- Z chęcią - odwzajemniła gest. - A i dzięki za odprowadzenie.
- Nie dziękuj. Miałbym cię na sumieniu, gdyby coś ci się stało - zaśmiał się. - To widzimy się niedługo, tak?
- Tak. Do zobaczenia - cmoknęła go w policzek i weszła do środka. Natychmiast poleciałam do przedpokoju.
- Czeeeść, Monic - wyszczerzyłam się, zakładając ręce na piersi i pochylając się w jej stronę.
- Jessica? Cz... Cześć - zdziwiła się.
- Ładnie to tak, flirtować pod drzwiami? - uśmiechnęłam się szatańsko.
- Co? - zarumieniła się.
- Daj spokój. Widziałam was przez okno - znacząco poruszyłam brwiami. - To jak tam sesja ci minęła, co?
- Wiesz, coś się źle czuję. Lepiej się położę - zaśmiała się nerwowo i pobiegła na górę.
- Hej! - krzyknęłam za nią oburzona.
- Fajnie było! - odkrzyknęła i zamknęła się u siebie.
- Małpa... - mruknęłam, idąc do kuchni, gdzie na podłodze siedział zdziwiony Fox. - Widzisz, piesku? Nawet mi nic nie powie.
- Jessica, masz coś z głową, że z psem gadasz? - usłyszałam rozbawiony głos Jen.
- No wiesz? - oburzyłam się. - Przynajmniej on mnie słucha, a nie tak jak Monic.
- A co? Wróciła już? - zaciekawiła się, siadając przy blacie.
- Przed chwilą - mruknęłam, wyciągając butelkę wody z lodówki.
- Sądziłam, że będzie później, skoro widziałam ją z Mattem w parku - zamyśliła się.
- Flirtowali ze sobą przed drzwiami - zachichotałam, opierając się o szafkę.
- No proszę, jaka cwana - wyszczerzyła się Jen. - Zupełnie jak Christine.
- A co ty od niej chcesz? - zdziwiłam się.
- Była z Andree na lodach, a potem się całowali - uśmiechnęła się szatańsko. Zakrztusiłam się wodą.
- To gdzieś ty łaziła, że ich widziałaś? - spytałam, gdy już się uspokoiłam.
- Byłam na spacerze z rodzicami i Sam - wzruszyła ramionami, gdy podałam jej szklankę soku.
- A właśnie. Sorry, że pytam, ale kto to ta cała Sam? - spojrzałam na nią uważnie.
- Jest psychologiem - uśmiechnęła się. - Pomaga mi z tatą. Wiesz, że ostatnio nasze relacje znacznie się poprawiły?
- Naprawdę? To fantastycznie! - ucieszyłam się.
- Nie mów nikomu, ale wiem, dlaczego tata taki był - powiedziała cicho.
- Nie pisnę ani słowa - złożyłam harcerską przysięgę i usiadłam naprzeciwko niej.
- Ojciec mojego taty, czyli mój dziadek... - zaczęła, gapiąc się w szklankę.
- Chwila, ale rodzice twojego taty zginęli w katastrofie lotniczej - zauważyłam.
- Zgadza się - mruknęła.
- Więc, o co chodzi z twoim dziadkiem? - zdziwiłam się.
- Wiesz, że mój dziadek był wojskowym, nie? - spojrzała na mnie uważnie, a ja kiwnęłam tylko głową. - Gdy mój tata był małym chłopcem, dziadek stosował wobec niego kary, które były w wojsku za nieposłuszeństwo.
- Nadal nie rozumiem. Skoro twój dziadek taki był to czemu twoja babcia nic nie zrobiła? - zdziwiłam się, a ona prychnęła pod nosem.
- A myślisz, że ona była lepsza. Całe dzieciństwo mój tata był bity i poniżany. Według Sam to podziałało na jego osobowość, dlatego taki był - dodała cicho.
- Więc twój tata był taki dla ciebie, bo jego ojciec był taki dla niego - powiedziałam cicho.
- Dokładnie... - mruknęła. - Tata był na indywidualnej rozmowie z Sam i wszystko jej powiedział, a ona przekazała to mi.
- Czyli co? - spytałam ostrożnie
- Że mnie bardzo kocha... - oczy jej się ze szczęścia zaszkliły, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. - Mówił, że jestem wspaniałą córką, że zawsze był ze mnie dumny, że wiedział o tym, iż kocham taniec...
- Jennifer... - wzruszyłam się.
- Chciał mnie pochwalić nawet za głupi rysunek w przedszkolu, ale nie potrafił, a to wszystko przez jego rodziców - uśmiechnęła się lekko. - Jessica, rozumiesz? Jestem jego oczkiem w głowie. Ja i mama jesteśmy dla niego najważniejsze.
- Mała, przecież to było pewne - podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Wtedy nie chciał mnie uderzyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby to zrobić... - odwzajemniła uścisk.
- Więc dlaczego to zrobił? - spytałam niepewnie.
- Rodzice mu kazali. Od małego wpajali mu, że gdy dziecko jest nieposłuszne, trzeba je uderzyć - mruknęła.
- Rozumiem... - szepnęłam. Przytulałyśmy się jeszcze przez chwilę, a potem zrobiłyśmy sobie popcorn i usiadłyśmy przed telewizorem. Leciała jakaś komedia, przy której ze śmiechu się popłakałyśmy. Później Mo do nas dołączyła, a gdzieś tak o w pół do ósmej do domu wróciła Christine. Rozmarzona opadła na fotel.
- A tobie co? - zaśmiałam się.
- Chyba się zakochałam - westchnęła z uśmiechem.
- Nie chyba, tylko tak. Czy Andree dobrze całuje? - Jen znacząco poruszyła brwiami.
- A skąd ty... ? - zdziwiła się Chrisie, jednocześnie rumieniąc.
- Widziałam was - zaśmiała się Jennifer.
- Nie martw się. Mo jest nie lepsza. Pod drzwiami z Mattem flirtowała - zachichotałam, patrząc znacząco na naszą przyjaciółkę.
- A weź się! - rzuciła mnie poduszką.
- No co? Mówię prawdę! - zaśmiałam się.
- Ej, skoro jest piątek to może pójdziemy do jakiegoś klubu się zabawić, co? - Jen się podniosła, bo wcześniej leżała.
- No możemy - wzruszyłam ramionami.
- Czyli rozumiem, że babski wieczór? - wyszczerzyła się Mo.
- Tak, flirciaro - zaśmiała się Jennifer, a zaraz potem oberwała poduszką.
- To idziemy się przygotować i za pół godziny na dole, okay? - spojrzałam na dziewczyny. Kiwnęły głowami i poszłyśmy na górę. Zadzwoniłam jeszcze do rodziców, żeby wpadli po Fox'a. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. W mgnieniu oka się przebrałam i gotowa zeszłam na dół. Akurat przyjechali rodzice.
- Widzę, że się gdzieś wybieracie - zaśmiał się mój tata, gdy Jennifer zeszła na dół.
- Ooo, dobry wieczór - uśmiechnęła się i przywitała.
- Jennifer, skarbie, słyszałam o twoim tacie - uśmiechnęła się niepewnie mama.
- Jestem z niego dumna - wyszczerzyła się Jen.
- To dobrze, słońce - dodała moja rodzicielka. Pogadaliśmy chwilę i pojechali, a na dół zeszły Mo i Christine. Zadowolone i w dobrych humorach opuściłyśmy dom. Była piękna pogoda, więc pieszo ruszyłyśmy do najbliższego klubu. Impreza trwała już w najlepsze. Od razu poszłyśmy na parkiet. Przetańczyłyśmy kilka piosenek i zmęczone usiadłyśmy z drinkami przy wolnym stoliku.
- Fajnie, że jesteśmy tak w czwórkę - wyszczerzyła się Mo.
- Żadnych chłopców, żadnych problemów, a co najważniejsze jest dobra zabawa! - zaśmiała się Jen i stuknęłyśmy się kieliszkami.
- Tak bez nich jakoś dziwnie, nie? - spojrzałam na nie.
- Bez chłopaków, czy bez problemów? - zaśmiała się Christine.
- Bez chłopaków - wyszczerzyłam się.
- Ja tam nie narzekam - Jen z uśmiechem wzruszyła ramionami. - Przynajmniej Logan nie truje mi tyłka.
- W sensie? - zdziwiła się Mo.
- W wolnych kawałkach mogę sobie odpocząć - puściła nam oczko, a zaraz potem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Szczerze, to bez Jamesa moje nogi wreszcie mają wakacje - zachichotałam.
- A widzisz? Same plusy, gdy ich nie ma - wyszczerzyła się Jen. W klubie byłyśmy do drugiej. Bawiłyśmy się świetnie i w iście szampańskich humorach ruszyłyśmy do domu. Oczywiście szłyśmy środkiem chodnika.
- Jennifer, uspokój się, bo obudzisz całą dzielnicę! - skarciłam ją, gdy zaczęła śpiewać jedną z piosenek chłopaków.
- Oj, daj mi spokój - zaśmiała się. - Wskakuj!
Zaczęłam się śmiać, a po chwili wskoczyłam jej na barana.
- Dziewczyny, jesteście chore! - śmiała się Monic, gdy włączyłam piosenkę.
- Here I am, once again! Feeling lost but now and then! I breath in it to let it go! - zaczęłyśmy śpiewać. Całkiem dobrze nam to wychodziło. Mo i Christine wzruszyły ramionami i do nas dołączyły.
- And you don't know where you are now! With what it will come to it only somebody could hear! - zaśpiewały, tańcząc.
- Dajesz Jen! - zaśmiałam się, zeskakując na chodnik.
- When you figure out how! You're lost in the moment you disappear! - zaśpiewała.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - zaśpiewałam, tańcząc razem dziewczynami.
- Reaching high! Feeling low! I'm holding on but letting go! I like to shine! I'll shine for you! - wyszczerzyła się Christine, przytulając się z Monic i idąc tanecznym krokiem do domu.
- And it's time to show the world how it's a little bit closer as long as I'm ready to go! All we have is right now! As long as you feel it inside you know! - nie wiedziałam, że Mo tak świetnie śpiewa.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - ze śpiewem na ustach weszłyśmy na teren domu i zaczęłyśmy tańczyć. Boże, co za wariatki!
- Everyone can tell you how it's all been said and done! That harder times will change your mind and make you wanna run! But you want it! And you need it! Like you need to breath the air! If they doubt you! Just believe it! That's enough to get you there! - śpiewała Jen, otwierając drzwi. Znowu zaczęła kręcić tyłkiem na wszystkie strony, a nam się śmiać zachciało.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - śpiewając razem, tanecznym krokiem weszłyśmy do domu i zamknęłyśmy drzwi. Wybuchnęłyśmy śmiechem i walnęłyśmy się w salonie. Za nic nie chciało nam się spać, więc włączyłyśmy jakiś horror. Z popcornem w rękach zaczęłyśmy oglądać.
- Nie otwieraj tej szafy... - odezwała się Jen, gdy bohaterka filmu chciała to zrobić. No i zrobiła, a z szafy wyskoczył upiór. Wrzasnęłyśmy przerażone.
- Dziewczyny... - usłyszałyśmy i ze strachu ponownie krzyknęłyśmy, a popcorn rozsypał się po całym salonie. Nagle światło się zapaliło i zobaczyłyśmy zdziwionego ochroniarza.
- To tylko Louis - odetchnęłam z ulgą, próbując opanować walenie serca.
- Aaa! - krzyknęła nagle Jen i jak oparzona wstała z fotela.
- Spokojnie, to tylko Jerry - odezwała się Monic, wskazując na drugiego ochroniarza.
- Co wam odbiło, że o tej godzinie oglądacie horror? - Max założył ręce na piersi.
- Spać nam się nie chciało - Christine złapała się za serce, gdy David zszedł na dół.
- Lepiej się połóżcie - dodał Louis, a my posprzątałyśmy popcorn i pobiegłyśmy na górę. Zmyłam makijaż, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zasnęłam.



~*~


Z rozdziału na rozdział coraz gorzej ... -,-
Jak mi wena wróci to obiecuję, że się poprawię. A na razie musicie jakoś wytrzymać te katastrofy ... -,-

12 stycznia 2013

Rozdział 88

No siemka .! :D
Jak ja nie mam weny ... -,-
Raaany, aż chcę się spoliczkować ^,^
Dobra, ale spróbuję coś napisać, więc z góry przepraszam jeśli wyjdzie okropnie :)


~*~

     Obudziłam się dość późno, bo o jedenastej. Powoli usiadłam i się przeciągnęłam. Fox jeszcze spał, więc dźwignęłam się z łóżka i podeszłam do szafy. Wyciągnęłam z niej jakieś ubrania i poszłam prosto do łazienki, w celu wzięcia prysznica. Gotowa wróciłam do pokoju, pościeliłam łóżko i otworzyłam okno. Zapowiadał się piękny dzień. Uśmiechnęłam się tylko i razem z Fox'em, który zdążył już się obudzić, poszłam na dół. Wszędzie panowała cisza, więc wszyscy pewnie jeszcze spali.
      Ciekawe, co robiła wczoraj Jennifer? W końcu po zajęciach musiała gdzieś być. No chyba, że cały dzień spędziła u rodziców, w co szczerze wątpię. Eh... Trzeba będzie ją o to wypytać.
      Założyłam Fox'owi smycz i poszłam z nim na spacer. Chodziliśmy tak z godzinę. W końcu się zmęczył, więc musiałam wracać. Od razu poleciał do kuchni, żeby się napić. Dałam mu coś do jedzenia i zabrałam się za robienie śniadania. Sama nie wiem czemu, ale miałam świetny humor. Chyba pierwszy raz odkąd chłopcy wyjechali. Coś czuję, że jednak ta trasa wyjdzie wszystkim na dobre.
      Nie zastanawiając się nad tym dłużej, wzięłam się za robienie naleśników z czekoladą. W końcu skończyłam i ustawiłam wszystko na stole. Usłyszałam trzask drzwi.
- Wstawać, śpiochy! - wydarła się Jennifer. - Jest pierwsza!
- Nie krzycz tak, bo ich wszystkich obudzisz - zaśmiałam się, wchodząc do tej części pomieszczenia, w której był salon.
- Ooo, hej, Jess - wyszczerzyła się i mi pomachała. - Dziewczyny, ruszcie tyłki! Jest sobota! - znowu spojrzała w stronę schodów.
- Zamknij się, bo nie jesteśmy same! - skarciłam ją, zakładając ręce na piersi.
- Hm? - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Jennifer! - po całym domu rozniósł się krzyk Monic, która po chwili pojawiła się na schodach.
- Cześć, śpiochu - zaśmiała się.
- Przestaniecie w końcu wrzeszczeć, czy nie? - jęknęła Christine, schodząc zaraz za Blue.
- Zabiję cię! Wiesz, która jest godzina?! - warknęła Mo.
- Tak, wiem - Jen wystawiła jej język i założyła ręce na piersi. - Pierwsza, do twojej wiadomości.
- Właśnie! A ja chciałam się wyspać! - jęknęła.
- Jennifer, lubię cię, ale nie budź nas tak wcześnie - ziewnęła Chrisie.
- Jak tak dalej pójdzie to... - nie dokończyłam, bo na schodach pojawił się Andree.
- Hej... - uśmiechnął się lekko.
- Obudzicie Andree... - westchnęłam.
- Eee... Dziewczyny? - Jen spojrzała na nas zdziwiona.
- Jennifer, to jest Andree, chodzimy razem do klasy - uśmiechnęłam się. - Andree, to jest największa wariatka w tym domu.
- Ej! - oburzyła się.
- No co? - zachichotałam.
- Masz dziewczynę? - wyszczerzyła się Jayde w stronę mojego przyjaciela. Normalnie go zatkało.
- Jennifer! - oburzyłyśmy się.
- No co? Przecież żartuję - zaśmiała się. - Poza tym mam Logana.
- Wariatka... - mruknęła Mo i poczłapała do kuchni.
- Chodźcie... - nie dokończyłam, znowu.
- NALEŚNIKI! - wydarła się Blue z kuchni, a my zaczęliśmy się śmiać i do niej dołączyliśmy. Jen nie jadła, bo mama ją nafaszerowała spaghetti. Gdzieś tak po drugiej posprzątaliśmy i pożegnałyśmy się z Andree. Wcześniej wyjaśnił mi jeszcze kilka rzeczy. No, a my, jak to my, postanowiłyśmy się poopalać.
- Fajny ten Andree, co nie Christine? - odezwała się w pewnym momencie Jen, zakładając okulary.
- Co? - zdziwiła się.
- Mówię, tylko, że jest fajny. Pasowalibyście do siebie - wzruszyła ramionami i wygodniej ułożyła na swoim leżaku. Chrisie się zarumieniła i wskoczyła do basenu.
- Jen, co ty wyprawiasz? - szepnęłam do niej.
- Teraz? Leżę, nie widać? - zaśmiała się.
- Wiesz, o co mi chodzi - wywróciłam oczami.
- Ojej, daj mi się ponabijać. W końcu i tak się zejdą - spojrzała na mnie znad okularów i wróciła do opalania.
- Wróżką nie jesteś... - mruknęłam rozbawiona.
- Nie wiesz... - zaśmiała się, wskazując na mnie palcem. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i wróciłam do przerwanej czynności, czyli do przeglądania stron plotkarskich. Nie było nic ciekawego, więc odłożyłam laptopa na stolik.
- Mam lody! - wyszczerzyła się Mo, stawiając na nim tacę z czterema pucharkami. Każda wzięła jeden.
- Jess, James dzwoni - Jen z łyżeczką w ustach podała mi laptopa. Odebrałam połączenie, a na ekranie pojawili się Carlos i Jimmy.
- Cześć! - powiedzieli razem.
- No hej - wyszczerzyłam się.
- Ooo! Ona ma lody! - jęknął Pena.
- Spadaj, nie dostaniesz! - wystawiłam mu język.
- Skarbie, powiedziałbym ci teraz coś odnośnie twojego stroju, ale... No wiesz... - wyszczerzył się James, perfidnie się na mnie gapiąc.
- Lepiej nie mów! - zaśmiała się Jen, ładując mi się na leżak. Spaliłam buraka.
- Powiem jej, ale jak będzie sama - zaśmiał się Jimmy.
- Nie licz na to, kochasiu! - Mo wystawiła mu język i stanęła za nami.
- One mają lody, no! - jęczał Carlos.
- Carlos, do cholery, jęczysz jak dziewica na płocie! - usłyszeliśmy w tle krzyk Kendalla, a zaraz potem zaczęliśmy się śmiać. W dodatku Latynos się obraził, ale bądź, co bądź, z miejsca się nie ruszył.
- Kendall, wyrażaj się może, co? - zaśmiał się James, odwracając głowę w głąb pokoju.
- A weź się! - szatyn dostał poduszką. - Jak ta Jessica z tobą wytrzymuje?
- Wyjścia nie ma - Jimmy się do mnie wyszczerzył.
- Mam, bo mogę z tobą zerwać - powiedziałam obojętnie, a jemu zrzedła mina.
- Ej, on się chyba zawiesił - zachichotała Jen.
- Skarbie, żartuję, wyluzuj - uśmiechnęłam się, a on odetchnął z ulgą.
- Gdzie macie Logana? - spytała podejrzliwie Monic.
- A gdzieś się szlaja - James wzruszył ramionami.
- Nie gdzieś, tylko bierze prysznic - poprawił go Carlos.
- Już ci przeszło? - zachichotała Mo.
- Pff... - wielce obrażony odwrócił głowę od ekranu.
- Założę się, że Michael gada z Emily - Jen się zamyśliła. - A co robi Kendall?
- Kendall, co robisz?! - krzyknął James.
- Śpię, debilu! - odkrzyknął blondyn, a Carlos z mega wyszczerzem gdzieś poszedł.
- Christine, chodź do nas - Jen zwróciła się do blondynki.
- Jem lody - zaśmiała się.
- Wcale, że nie! - wyszczerzyła się Jayde i wyrwała jej pucharek z ręki.
- Jennifer, oddawaj, masz swoje! - krzyknęła Chrisie, wyłażąc z basenu i ją goniąc po całym ogrodzie.
- James, z kim gadasz? - Logan się dosiadł do mojego chłopaka.
- Z nami - zaśmiałam się razem z Mo.
- A gdzie dziewczyny? - zdziwił się, a zaraz potem spojrzał na rozbawionego Jamesa.
- Lepiej, jak sam to zobaczysz - zachichotałam, odwracając laptopa w stronę tych dwóch wariatek. Jennifer ze śmiechem uciekała przed Christine i wyjadała jej lody, a ta biedna ją goniła.
- Haha! Złap mnie, jeśli potrafisz! - wyszczerzyła się moja BFF i pobiegła w naszą stronę.
- Dziewczyny, ogarnijcie się! - Mo do nich podeszła. Zaczęły się nią zasłaniać i w końcu lody wylądowały na jej dekolcie. Myślałam, że padnę ze śmiechu, gdy Jennifer wzięła na palec trochę i go oblizała.
- Myślałam, że będą smakować gorzej - zamyśliła się, a zaraz potem wyszczerzyła.
- Jennifer, grabisz sobie od rana! - warknęła Blue i zaczęła ją gonić.
- No co wam jest?! - śmiała się Jen, uciekając. - To tylko miłość!
Christine usiadła obok mnie i razem próbowałyśmy uspokoić chłopaków. W końcu się udało, a do towarzystwa dołączył roześmiany Carlos.
- A ty, co się tak szczerzysz? - spytałam podejrzliwie.
- Carlos, jesteś martwy! - usłyszeliśmy Kendalla.
- Stary, uważaj na komputer! - ostrzegał James.
- Carlos! - znowu nasz blondasek.
- Nie, Kendall, odłóż to! Odłóż to! - no i chłopcy zniknęli. Spojrzałyśmy z Chrisie na siebie zdziwione i zaczęłyśmy się śmiać. Mo nadal goniła Jennifer, a my postanowiłyśmy w końcu je uspokoić.
- Dziewczyny, przestańcie, bo coś się stanie - jęknęłam. No i wykrakałam. Jen się potknęła i upadła plackiem na trawę. Szybko do niej podbiegłyśmy, gdy leżała przez chwilę bez ruchu.
- Jen, wszystko gra? - zmartwiona kucnęłam obok niej, a ona zaczęła się śmiać.
- Jesteś paskudna - uśmiechnęła się Mo, gdy ta podniosła się do pozycji siedzącej.
- Ale za to... Aua! - jęknęła, gdy oparła lewą rękę na ziemi.
- Co ci jest? - zmartwiła się Chrisie.
- Moja ręka... - skrzywiła się, łapiąc za nadgarstek.
- A nie mówiłam, że się coś stanie?! - oparłam ręce na biodrach. - Mo, dzwoń po Mark'a.
- Dobrze - szatynka kiwnęła głową i wykonała moje polecenie, a my zabrałyśmy Jen do domu i się przebrałyśmy. Mark przyjechał po dziesięciu minutach i obejrzał rękę naszej przyjaciółki.
- Wygląda na to, że zwichnęłaś sobie nadgarstek, moja panno - mruknął. Syknęła, gdy nacisnął ją w miejscu bólu.
- Dobrze, że nic poważniejszego - odetchnęłam z ulgą.
- Usztywnię ci go trochę i wypiszę receptę na leki i maść przeciwbólową - dodał i zabandażował jej rękę. Potem wypisał receptę.
- Dzięki, że przyjechałeś - uśmiechnęłam się.
- Nie ma sprawy, tylko pilnuj, żeby nie przeciążała tej ręki. Za kilka tygodni powinno być okay - dodał. - Jeśli chce mieć wcześniej spokój to niech zapisze się na rehabilitację w naszym szpitalu.
- Powiem jej. Do zobaczenia - wypuściłam go i wróciłam do salonu. Przekazałam wszystko Jennifer i uznałyśmy, że pora iść spać. Nie było późno, ale i tak byłyśmy zmęczone.
    Fox od razu władował się na łóżko, a ja rozbawiona wzięłam prysznic i się przebrałam. Po jakiejś godzinie leżałam już w łóżku i uczyłam się na sprawdzian, który miałam zaliczyć w poniedziałek. Było mało materiału, więc szybko się nauczyłam. Odłożyłam podręcznik na szafkę, a mój telefon zaczął dzwonić.
- Halooo? - zaśmiałam się, gdy odebrałam. Dzwonił James.
- Przepraszam, że nas rozłączyło, ale Kendall zepsuł mi komputer! - ostatnią część zdania wykrzyczał w stronę pokoju.
- Przecież przeprosiłem! - usłyszałam blondyna.
- Skarbie, daj spokój - zachichotałam. - To nic.
- Teraz możemy tylko przez telefon gadać. No, przynajmniej dopóki nie kupię sobie nowego laptopa - mruknął niezadowolony.
- To twoje dzwonienie codziennie nie wyszło ci na dobre - zaśmiałam się. - Zresztą to może nawet lepiej, bo mam teraz sporo nauki.
- Ten Andree ci pomaga? - spytał podejrzliwie.
- Tak, a czemu pytasz? - zdziwiłam się.
- Możesz przecież dzwonić do mnie - dodał z żalem.
- James, jak ty to sobie wyobrażasz? - spytałam. - W trakcie koncertu zadzwonię i będziesz mi chemię tłumaczył?
- Nie o to mi chodziło - mruknął.
- James, no...! - nie dokończyłam, bo się rozłączył. Jęknęłam niezadowolona i położyłam się na poduszce. O co on się wścieka?! Zazdrośnik!

10 stycznia 2013

Rozdział 87

Hejoo !! :D
Jak obiecałam, rozdział jest wcześniej :)
Mam nadzieję, że się Wam spodoba ... ^^


~*~


- Dobra, ludzie! Świetnie się dzisiaj spisaliście! - ogłosił rektor, gdy akcja charytatywna dobiegła końca. - Zwłaszcza nasz mały towarzysz - z uśmiechem spojrzał na Fox'a, który zasnął mi na rękach. Pogratulował jeszcze i puścił nas do domu.
- Może cię odprowadzę? Już późno - uśmiechnął się Andree.
- Jeszcze nie ma dziewiątej - zaśmiałam się.
- To co, ale słońce już zachodzi - uparł się.
- Uparciuch, skoro tak to chodźmy - wyszczerzyłam się i ruszyliśmy do domu. Po jakichś dziesięciu minutach byliśmy na miejscu.
- Mam nadzieję, że weźmiesz Fox'a na kolejną akcję - zaśmiał się cicho.
- Jak będzie chciał iść to tak - uśmiechnęłam się lekko. - A właśnie! Skoro już tu jesteś to może zjesz z nami kolację? Przy okazji wyjaśniłbyś mi parę rzeczy z chemii.
- No nie wiem, a nie będę ci przeszkadzał? - spytał niepewnie.
- A czemu masz mi przeszkadzać? Dziewczyny z chęcią cię poznają - zaśmiałam się.
- Dziewczyny... ? - zdziwił się, a ja wciągnęłam go do środka.
- No chodź, nic ci nie będzie - uśmiechnęłam się, kierując do salonu. Posłusznie poszedł za mną i zachwycony się rozejrzał.
- Więc tak mieszka James Maslow? - mruknął pod nosem.
- No i Carlos, Logan i Kendall - zaśmiałam się.
- Monic, do cholery, oddawaj mój telefon! - usłyszeliśmy do góry krzyk Christine.
- Najpierw mnie złap! - zaśmiała się Blue i po chwili pojawiła się na schodach. Już chciała biec do ogrodu, gdy zauważyła Andree.
- Monic, no! To nie jest... ! - Chrisie zatrzymała się w połowie schodów.
- Zachowujecie się jak dzieci! - oburzyłam się, kładąc Fox'a na fotelu. - Nie wstyd wam?!
- Ale ona... ! - zaczęły obie.
- Cisza! - uciszyłam je. - Mam gościa, więc idźcie się ubrać i zachowujcie się przyzwoicie!
- Pff... ! - prychnęła Mo i z wysoko uniesioną głową powędrowała na górę. Christine uśmiechnęła się tylko do Andree i też zniknęła.
- Ej, ktoś tu się komuś spodobał - uśmiechnęłam się chytrze, szturchając go w bok.
- Co? O czym ty mówisz? - zrobił się czerwony.
- Chodź, pomożesz mi zrobić coś do jedzenia - zaśmiałam się, ciągnąc go do kuchni.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

- Tylko pamiętaj, że nie możesz naciskać - uśmiechnęła się Sam, gdy już opuściłyśmy kawiarnię i miałyśmy się żegnać.
- Wiem, a co mam zrobić, jak się nie zgodzi? - spytałam cicho.
- Nic, to tylko jego decyzja, więc nie możesz jej podważać - dodała. - Zwłaszcza, że to twój ojciec.
- Rozumiem... - westchnęłam.
- Porozmawiaj z nim jak najszybciej i daj mi znać, dobrze? - uśmiechnęła się lekko.
- Dobrze, do zobaczenia - przytuliłam ją na pożegnanie i odeszłam.
  Czułam się fantastycznie. Ta rozmowa naprawdę mi pomogła... Sam jest świetnym słuchaczem i daje wspaniałe rady. Umówiłyśmy się, że będę regularnie chodzić do niej w każdy piątek. Cieszyłam się, że ją poznałam. W końcu moje życie się ustabilizuje i będę mieć spokój. No, przynajmniej tak myślę...
   Skręciłam w ulicę, na której mieszkali moi rodzice. Musiałam z nimi porozmawiać, tak od serca... W końcu dawno się nie widzieliśmy. Wysłałam jeszcze sms'a do Jessici, że nie wrócę na noc do domu. Oczywiście pytała się o powody, ale nic jej nie zdradziłam. Jest za wcześnie. Powiedziałam tylko, że będę u rodziców, więc dała mi spokój.
    Po chwili stałam już pod drzwiami ich domu. Wzięłam kilka głębszych wdechów i drżącą dłonią nacisnęłam dzwonek. W życiu nie bałam się, tak jak teraz...
- Jennifer? Córeczko, a co ty tu robisz o tej porze? - zdziwiła się mama, a zaraz potem ucałowała mnie na powitanie. - Wejdź.
- Musimy porozmawiać - powiedziałam poważnie, wchodząc do środka.
- Skarbie, Jennifer przyszła! - krzyknęła mama w głąb domu, a w przedpokoju pojawił się mój tata.
- Hej, a co ty tu robisz tak późno? - pocałował mnie w czubek głowy.
- Muszę wam coś powiedzieć - westchnęłam, patrząc na nich obu.
- Zerwałaś z Loganem? - spytał podejrzliwie tata.
- Nie! - zaprzeczyłam od razu.
- Chyba nie jesteś w ciąży? - mama zasłoniła usta ręką.
- W jakiej ciąży?! Nie! Chodzę do psychologa! - oburzyłam się, zakładając ręce na biodrach.
- Do kogo chodzisz? - zdziwił się tata.
- Do psychologa... - powiedziałam ciszej. - Między innymi to powód mojej wizyty.
- Zrobię herbatę... - odezwała się mama i poszła do kuchni. Bez słowa powędrowałam do salonu. Odłożyłam torebkę na kanapę i zaczekałam chwilę, aż moi rodzice do mnie dołączą. Moja rodzicielka postawiła na stoliku tacę, na której były ciastka i trzy kubki herbaty.
- To może powiesz nam, po co chodzisz do psychologa? Masz jakieś problemy? - spytała cicho mama, siadając na fotelu.
- Powiedzmy, że muszę wreszcie uporządkować sobie życie - powiedziałam równie cicho, co ona i napiłam się herbaty.
- Uporządkować życie to mogą sobie ludzie z problemami, a nie ty! - tata podniósł głos.
- Christopher... - upomniała go mama.
- A skąd możesz wiedzieć, że nie mam problemów? - spojrzałam na niego wrogo. Zdziwił się i to nie mało.
- Bo jesteś moją córką - otrząsnął się.
- To, że jestem twoją córką, nie oznacza wcale, że nie mam problemów. Zresztą, co ty możesz wiedzieć, skoro cię nie obchodzę - mruknęłam, wgapiając się w pusty telewizor.
- Słucham?! - tata się zdenerwował. Teraz to będzie, pomyślałam zrezygnowana.
- Christopher! - mama podniosła głos, gdy wstał.
- Posłuchaj mnie, smarkulo! Nie będziesz się do mnie tak odzywać! - stanął nade mną z rządzą mordu w oczach.
- Bo co? Ty jakoś mogłeś całe życie traktować mnie jak przedmiot, a przez ostatni rok jak szmatę - powiedziałam spokojnie, patrząc mu w oczy. Widać było, że jest wściekły. Podniósł rękę, żeby mnie uderzyć, ale zawisła w powietrzu.
- Christopher, opanuj się, do cholery! - mama też się zdenerwowała. - Nie możesz jej uderzyć!
- No dalej, uderz mnie. Dla ciebie to żaden problem. W końcu wtedy też się nie powstrzymywałeś - uśmiechnęłam się z pogardą. - No dalej, tatusiu. Na co czekasz?
Nic nie powiedział, tylko opuścił rękę i ponownie usiadł na fotelu.
- Bawisz się moją psychiką, czy tak? - odezwał się w końcu.
- Nie, wcale nie - zaprzeczyłam od razu, a on spojrzał na mnie zdziwiony. - Tato, nie rozumiesz, po co tu przyszłam?
- No chyba nie po to, żeby mnie zdenerwować, co? - zaśmiał się.
- Nie, nie dlatego. Przyszłam, bo wiem, że ty też masz problemy. Coś się wydarzyło w twoim życiu, prawda? - spojrzałam na niego uważnie. - Coś, czego nie chcesz pamiętać lub próbujesz o tym zapomnieć.
- Christopher? - mama spojrzała na niego z żalem.
- Skąd wiesz? - tacie prawie gały wyleciały.
- Widać to po tobie - wzruszyłam ramionami. - Dlatego taki jesteś, prawda?
- To znaczy, jaki? - spojrzał na mnie uważnie.
- Łatwo się denerwujesz, jesteś agresywny wobec mnie, nic cię nie obchodzę... - wyliczałam na palcach.
- To nie prawda! - zaprotestował. - Obchodzisz mnie, wiesz o tym!
- Dlatego chcę, żebyś poszedł ze mną do psychologa - westchnęłam.
- A po co? - lekko się przestraszył.
- Chcę w końcu mieć normalnych rodziców, a nie bez przerwy martwić się o to, czy im na mnie zależy, czy też nie - wyjaśniłam.
- Jennifer! - oburzyła się mama.
- Tak, mamo, ciebie też to się tyczy - odwróciłam się w jej stronę.
- No wiesz?! - oburzona założyła ręce na piersi.
- To jak? Pójdziecie tam ze mną? - spojrzałam na nich z nadzieją. Milczeli chwilę, a potem wymienili porozumiewawcze spojrzenia.
- Ale nie będą mi nic w głowie robić, nie? - tata się przestraszył.
- No proszę, mój kochany tatuś boi się lekarzy - uśmiechnęłam się cwanie, a zaraz potem zaczęliśmy się śmiać. Może jednak mu na mnie zależy, pomyślałam, uśmiechając się i patrząc jak tata i mama tańczą po całym salonie, a raczej udają, że tańczą.

^*^
Oczami Jessici
^*^

- Rany, ale się najadłam! - Christine wyciągnęła się na krześle, a potem złapała za brzuch.
- Aż takie głodne byłyście? - zaśmiałam się, zbierając talerze ze stołu i zanosząc je do zlewu.
- Wiesz to bieganie nas tak zmęczyło - odezwała się Mo, stawiając na szafce brudne szklanki.
- Fox pracował cały dzień, a wy przebiegłyście kilka metrów - zaśmiał się Andree.
- Ej, gubienie kalorii to też praca! - wyszczerzyła się Chrisie, wytykając go palcem. Zaczęliśmy się śmiać. Wzięłam się za zmywanie, a Mo wycierała.
- Ślicznie razem wyglądają, nie? - szepnęłam, wskazując na pogrążoną w rozmowie parę.
- Mhmm... Ciekawe, czy coś z tego będzie? - odezwała się Mo równie cicho, co ja.
- Myślę, że tak - zamyśliłam się chwilę. - W końcu widać, że ich do siebie ciągnie.
- Chodź, pokażę ci moje rysunki - uśmiechnęła się Chrisie, a my spojrzałyśmy na nią zdziwione. W końcu nawet nam ich nie pokazuje.
- Skoro pokazuje mu swoje rysunki to pewne, że będą razem - zachichotała Mo, gdy oboje wyszli.
- Tej, w swatkę się chcesz bawić? - zaśmiałam się.
- Nie, no co ty? - wyszczerzyła się. - Mówię, co widzę.
- Ale masz rację, będą świetną parą - uśmiechnęłam się i dokończyłyśmy sprzątanie. Później obie walnęłyśmy się przed telewizorem. Leciał jakiś horror, ale nie wyglądał na straszny, więc kanału nie zmieniałyśmy. Mój laptop zaczął dzwonić, więc postawiłam go sobie na kolanach. Dzwonił James.
- Cześć, mała - wyszczerzył się.
- Jesteś w samolocie? - zdziwiłam się, pochylając w stronę ekranu.
- Od dwóch godzin - westchnął. - Co robicie?
- Oglądamy horror - zerknęłam na film. Akurat teraz facet ściął gałąź, która spadła na przechodzącego zombie.
- Uuu... Będzie ślad... - skrzywiła się Mo, nie odrywając wzroku od telewizora i pałaszując popcorn.
- Tak bez nas? - oburzył się Carlos, pojawiając na ekranie. Widocznie siedzieli razem.
- A co nie wolno? - wystawiłam im język. - Zresztą mamy w domu mężczyznę, więc nic nam nie grozi.
- Jeśli zechcę to Fox was nie obroni - James zmrużył oczy i uśmiechnął się cwanie.
- A czy ja mówię o psie? - zaśmiałam się. Obojgu zrzedła mina.
- To znaczy, że... - Jimmy nie mógł się wysłowić.
- Tak, jest u nas CHŁOPAK - Mo się do mnie przysunęła, bo włączyli reklamy. - Cześć, chłopcy - pomachała im.
- Cześć... - wydusili.
- Ej, gadacie z dziewczynami? - Kendall i Logan pojawili się nad zdziwioną dwójką. Fox wgramolił mi się na kolana i wesoło zaszczekał na widok swojego pana.
- No cześć, piesku - wyszczerzył się szatyn. - Ty mi tam Jessici pilnuj.
- Oj nie marudź, tylko go pochwal - uśmiechnęłam się. - Fox został dzisiaj wolontariuszem.
- Ma to po właścicielu - powiedział dumnie, a my zaczęłyśmy się śmiać.
- Gadacie z chłopakami? - zaciekawiła się Christine, schodząc z Andree ze schodów.
- No, chodźcie - uśmiechnęła się Mo, a blondynka pociągnęła chłopaka za sobą. Stanęli za nami.
- A to kto? - spytał podejrzliwie Logan.
- To jest Andree - uśmiechnęłam się. - Chodzimy razem do klasy.
- Cześć... - powiedział niepewnie Harris.
- A gdzie Jennifer? - pytał dalej Henderson.
- U rodziców. Nie wróci na noc, więc nie licz, że teraz sobie z nią porozmawiasz - Mo wystawiła mu język.
- Jesteś małpą, wiesz? - burknął.
- Oj wiem, Carlos mówił mi to wiele razy - zachichotała, patrząc na Latynosa.
- Wcale nie! - oburzył się.
- Nie? - spojrzała na niego uważnie.
- Ja mówiłem, że jesteś najsłodszą i najładniejszą małpką na świecie - wyszczerzył się, a ona spaliła buraka.
- Andree, tak? - James spojrzał na niego przenikliwie.
- Ty pewnie jesteś James - uśmiechnął się Harris. - Jessica sporo mi o tobie opowiadała.
- To pewnie wiesz, że lepiej jej nie podrywać, nie? - uniósł brwi do góry.
- Nawet o tym nie myślałem. Przyjaźnimy się to wszystko - podniósł ręce w geście obronnym.
- Jimmy, daj ty mu już spokój - pokręciłam z niedowierzaniem głową, a szatyn tylko się zaśmiał.
- Uuu... - skrzywiliśmy się, patrząc na film. Właśnie zombie został przejechany przez walec.
- Co wy tam oglądacie? - odezwał się Kendall.
- Film, a jak już musisz wiedzieć to horror - zaśmiała się Chrisie.
- Kurcze, a jak my jesteśmy w domu to nie chcecie oglądać - mruknął Carlos.
- Bo wy nas wtedy straszycie, pacany jedne! - oburzyłam się.
- No ale za to nas kochacie - wyszczerzył się Loggy. Pogadaliśmy jeszcze i się rozłączyli. Postanowiliśmy, że Andree zostanie dzisiaj u nas na noc. Z uwagi na to, że Christine zajmowała stary pokój Mo, Andree spał w starej sypialni mojej i Jen. Trzeba pomyśleć nad jakimś remontem. Łazienka na korytarzu jest praktycznie tak wielka jak jadalnia, a wierzcie mi, że to sporo miejsca. Musimy pogadać z chłopakami...



~*~

No i kolejny rozdział :)
Szczerze? To za bardzo mi się nie podoba... Taki jakiś chaotyczny jest i w ogóle ^,^
Mówiłam wcześniej, że nic nie powiem o Monic i Macie. Za to wiecie, co nieco o Christine i Andree ^-^
Hahaha! A Wy myślałyście, że spiknę ją z Kendallem ! <33

8 stycznia 2013

Rozdział 86

No i wreszcie jest rozdział :) .
Dedykuję go Nelly ;* . Kochana, tam jest coś, co na pewno ci się spodoba ^,^ .
A co do tego, czy Monic i Matt będą razem to nic nie powiem ;p ...
Zresztą nie muszę, bo dowiecie się niedługo ^^ .

~*~

- Dziewczyny, dzisiaj piątek! - podekscytowała się Monic, gdy siedziałyśmy w kuchni i jadłyśmy śniadanie.
     Taa... Dzisiaj już piątek. Nie do wiary, że tydzień tak szybko zleciał. Zdążyłyśmy poznać wszystkich wykładowców i resztę uczniów. No i oczywiście, każda z nas ma swoją listę, na której znajdują się projekty, sprawdziany i kartkówki do zaliczenia. Mi zajęło to dwie strony A4! Rany, naprawdę nie wiem, jak to nadrobię. Chyba od książek w ogóle nie będę odchodzić. Całe szczęście, że w piątki zamiast lekcji uczestniczymy w jakichś akcjach charytatywnych, ale to tylko, co dwa tygodnie. Szkoda...
- No i co z tego? - Jen wzruszyła ramionami. - Dzień jak każdy inny.
- Rany, daj mi się pocieszyć. Po tym tygodniu jestem padnięta - mruknęła Mo.
- Pierwszy tydzień szkoły, a ty już nie możesz? - zaśmiała się Christine.
- Nawet ja nie jestem zmęczona. Mało tego, chcę chodzić do tej szkoły, co w moim przypadku jest bardzo dziwne, bo szkoły nigdy nie lubiłam - dodała Jen.
- Nigdy jej nie lubiłaś, a zawsze miałaś piątki i szóstki - zaśmiałam się.
- Ma się tę głowę, nie? - wyszczerzyła się, pukając po czole.
- Mniejsza o to, czy lubimy szkołę, czy nie. Ja chcę wiedzieć ile macie zaległości - dodała Monic.
- Czekaj, niech pomyślę... - zastanowiłam się chwilę. - Muszę zrobić z dziesięć projektów, zaliczyć ponad dwieście kartkówek i ze sto sprawdzianów.
- No nieźle - mruknęła Blue.
- Ja nie będę mówić. Lepiej, jak wam pokażę - Christine podała nam dwie spięte kartki.
- Ładne pismo - uśmiechnęła się Jen.
- Sporo tego masz - przejrzałam zawartość kartek.
- No trochę - mruknęła blondynka.
- Ja mam mniej więcej tyle samo, co Jessica - odezwała się Mo.
- A ja? Lepiej nie mówić - Jen rzuciła na blat plik kartek.
- Że ile do cholery?! - krzyknęła Monic, ale od razu zasłoniła usta ręką.
- Nie gadaj, że to wszystko... - mruknęła Chrisie, przeglądając ,,stos''.
- Niestety, ale wszystko - jęknęła Jen.
- Dasz radę. Najwyżej ci pomożemy - uśmiechnęłam się.
- Dzięki - odwzajemniła gest.
- No dobra, ferajna, musimy iść - zarządziłam, patrząc na zegarek. - Jest w pół do dziewiątej.
- Daj nam się chociaż przebrać! - oburzyła się Mo i wszystkie poleciały na górę.
- Czemu tylko ja w tym domu jestem normalna? - zaśmiałam się, biorąc Fox'a na ręce. Zabrałam torebkę z kuchni i ruszyłam do przedpokoju, gdzie założyłam naszemu pieskowi smycz. Chciałam go zabrać ze sobą. W końcu nie mogę codziennie zwalać go rodzicom na głowę. Tym bardziej, że dzisiaj nie mamy żadnych zajęć. Po kilku minutach dziewczyny zeszły na dół i w końcu mogłyśmy wyjść z domu. Dzisiaj wyjątkowo postanowiłam iść przez park. Ta sama droga, więc nie było opcji, że się spóźnię. Zresztą była piękna pogoda. Fox bez przerwy gonił za jakimś motylem lub wbiegał między gołębie siedzące na ścieżce. Dobrze, że miałam go na smyczy. W końcu wyszliśmy z parku i skierowaliśmy się w stronę uczelni. Przed bramą wzięłam go na ręce, żeby nikogo czasem nie ugryzł. Pogłaskałam go po głowie i ruszyłam do drzwi.
- Hee... Ej, a co to za przystojniak? - Andree do mnie podszedł.
- To jest Fox, piesek Jamesa - zachichotałam.
- Rany, ale słodziak - wyszczerzył się i podrapał go palcem w szyję.
- Słodziak? - zaczęłam się śmiać.
- No co? - uśmiechnął się. - Myślisz, że wszyscy faceci są bezuczuciowi?
- Nie, tylko nie spodziewałam się usłyszeć tego akurat od ciebie - starałam się jakoś uspokoić.
- Małpa, czekaj no, naskarżę na ciebie twojemu chłopakowi - pogroził mi palcem.
- Uważaj, bo się przestraszę - wystawiłam mu język, a Fox zaszczekał.
- Uważaj, bo się przestraszę - przedrzeźniał mnie. - Zresztą, czemu go ze sobą wzięłaś?
- Nie mogłam go zostawić samego w domu. Poza tym i tak dzisiaj idziemy na akcję charytatywną, więc jest dobrze - wzruszyłam ramionami.
- No nie wiem, jak będzie przeszkadzał to cię wyrzucą - odrobinkę się zmartwił.
- Fox będzie grzeczny, prawda piesku? - zwróciłam się do niego, a on wesoło zaszczekał. Andree tylko się zaśmiał.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

Wyszłam właśnie z uczelni. Okazało się, że odwołali dzisiaj zajęcia, bo większość nauczycieli jechało na jakieś szkolenie, czy coś tam. Postanowiłam iść dzisiaj do tej psycholożki, którą poleciła mi Emily. Zadzwoniłam do niej i umówiłyśmy się na dwunastą w kawiarni. Miałam sporo czasu, bo było dopiero w pół do dziesiątej.
- Przecież ja mam, co robić - klepnęłam się w czoło i zawróciłam na uczelnię. Natychmiast skierowałam się do biblioteki. Wypożyczyłam sobie kilka książek, które mogłyby mi pomóc w nadrobieniu zaległości. Projekty zostawię na koniec, pomyślałam, siadając przy jednym ze stolików. Zaczęłam przeglądać wszystkie podręczniki, które ze sobą wzięłam. Sporo tego było, ale jakoś trzeba wszystko nadrobić. Siedziałam tak z może dwie godziny. W końcu się ruszyłam i skierowałam do tej kawiarni. Bałam się trochę tego spotkania, ale ja muszę wyjaśnić kilka spraw!
Zajęłam stolik na zewnątrz i zamówiłam sobie sok z pomarańczy.
- Cześć, to ty jesteś Jennifer? - jakaś dziewczyna do mnie podeszła. Na oko była w wieku Emily.
- Tak, to ja - uśmiechnęłam się lekko.
- Jestem Samantha - wyciągnęła rękę w moją stronę, którą po chwili uścisnęłam. - Emily mówiła mi, że chcesz porozmawiać.
- Tak. Nie chcę, ale muszę - sprostowałam, a ona usiadła i zamówiła sobie kawę.
- Więc, jaki masz problem? - pochyliła się w moją stronę.
- Sama nie wiem... - jęknęłam, opierając łokcie o stolik i pocierając skronie. - Boję się tego wszystkiego.
- Czego się boisz? - zdziwiła się lekko.
- Mogę ci zaufać? - spojrzałam na nią niepewnie.
- Jasne, czemu pytasz? - spytała.
- Wiem, że jesteś psychologiem, ale nic więcej o tobie nie wiem - mruknęłam.
- Mogę ci powiedzieć, że jestem narzeczoną Marka Johnsona - uśmiechnęła się. No i tak zaczęło się to ,,poznawanie nawzajem". Okazało się, że Emily i Sam znają się od dziecka. Pracują w tym samym miejscu i każda ma, w przypadku Sam będzie mieć, nazwisko Johnson. Potem role się odwróciły i ja streściłam jej swój życiorys.
- Z tego, co powiedziałaś wygląda na to, że twój ojciec wywiera na tobie presję - odezwała się po dłuższym milczeniu.
- Presję? Co masz na myśli? - zdziwiłam się.
- Powiedz, jaki on jest? - spojrzała na mnie uważnie.
- Jest najlepszy, tylko czasami mam wrażenie, że nic go nie obchodzę. Traktuje mnie jak przedmiot, albo szmatę - spuściłam głowę, a w oczach pojawiły mi się łzy. - Nigdy mnie nie pochwalił, zawsze tylko krytykował. Kiedyś mu to wygarnęłam i mnie uderzył... Pierwszy raz w życiu podniósł na mnie rękę.
- Jennifer... - usłyszałam cichy głos Sam. Nie wytrzymałam i się popłakałam.
- Czułam się wtedy paskudnie. Wiedziałam, że go rozczarowałam, nie zgadzając się na to małżeństwo... - gadałam dalej. Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić. Nawet Jessica o tym nie wie, choć przyjaźnimy się od dziecka.
Łzy kapały mi na kolana. Nie miałam siły, żeby je wycierać...
- Od dziecka starałam się mu zaimponować - załkałam. - Chodziłam  na dodatkowe lekcje, uczyłam się po nocach, rozwijałam pasje, które mi narzucał... Ale to wszystko nic go nie obchodziło... - wzięłam kilka głębszych wdechów i na nią spojrzałam. - Całe życie mi wmawiał, że do niczego się nie nadaję! Taniec to coś, co kocham, a on tak po prostu mi tego zabraniał! Gdy inne dzieci grały w piłkę i bawiły się w chowanego, ja siedziałam w domu i mu usługiwałam!
- Skarbie, nie płacz... - Sam usiadła obok i mnie przytuliła. - Wszystko będzie dobrze, nie płacz.
    Odwzajemniłam uścisk. Potrzebowałam teraz tego. Moje dzieciństwo było okropne. Jedyny plus to taki, że poznałam Jessicę i Logana. Do teraz nie rozumiem, co ja zrobiłam mojemu ojcu, że mnie tak nienawidzi...

^*^
Oczami Jessici
^*^

- Fox, gdzie jesteś?! Fox! - od godziny szukałam pupila Jamesa. Byliśmy na akcji charytatywnej, która miała na celu rozdanie ubogim jakichś ubrań, czy jedzenia. Jeśli nie znajdę tego psa to Jimmy mnie zabije! I po jaką cholerę zostawiałam go samego?! Brawo, Jessica, nawet psem nie umiesz się zająć!
- Fox! - postanowiłam sprawdzić u Andree, więc ruszyłam w jego kierunku. Normalnie wryło mnie w ziemię, gdy zobaczyłam, co się tam dzieje. Wszędzie było pełno ludzi. I to z wszystkich stron! Przepchałam się jakoś przez ten tłum i stanęłam na podeście obok Andree.
- Zobacz ilu ludzi! - cieszył się.
- Widzę, wiesz gdzie jest Fox? - rozejrzałam się.
- Czekaj, gdzieś tu powinien być - poszedł w moje ślady. Nagle z kosza na ubrania wyszedł mój kochany piesek. Zaszczekał wesoło i złapał jakiś materiał w pyszczek. Pomogłam mu go wyciągnąć, żeby się nie podarł. Po chwili w dłoniach trzymałam śliczną sukienkę.
- Jest śliczna! - ucieszyła się jakaś dziewczyna, podchodząc do mnie. - Dziękuję, piesku - pogłaskała Fox'a po głowie, a on wesoło zaszczekał i pomachał ogonem. Podałam jej sukienkę i po chwili już jej nie było.
- No, piesku, czekam na wyjaśnienia - zaśmiałam się, kucając obok niego.
- Fox pomaga mi odkąd przyszliśmy. Ludzie go o coś proszą, a on szuka i im to daje, a jak się nie spodoba to idzie jeszcze raz - wyjaśnił Andree. - Wygląda na to, że też chce być wolontariuszem.
Piesek znowu zaszczekał i wskoczył mi na kolana.
- Chyba tak - zaśmiałam się, rozglądając dookoła. - No, Fox, do roboty!




~*~


Przepraszam, że taki eee... zły?? o.O Nie mam na niego słów. Po prostu mi się nie podoba, o! :D
Postaram się, żeby następny pojawił się już niedługo i z nieco krótszą przerwą czasową :) .

1 stycznia 2013

Rozdział 85

Dobrze, dziś trochę rozdział krótszy będzie, ale dlatego, żeby zacząć chociaż te uczelnie dziewczyn. Później z górki będzie ;)
Aha! A co do Carlosa i Monic, nie cieszcie się zbytnio, bo to, że się pogodzili nie oznacza, iż do siebie wrócą ^^. Jednak muszę przyznać, że się cieszę, bo rozdział się Wam podobał :D A zwłaszcza TYŁEK Carlosa !! :D Na Twitterze wyczytałam, że jego tyłek jest najlepszy na świecie ^,^ . Hahaha!

~*~

- Monic, rusz się, bo się do szkoły spóźnimy! - krzyknęła Jennifer, stając przy schodach. - Rany, ale to dziwnie brzmi w moich ustach.
    Tak, dzisiaj jest poniedziałek, a my idziemy na swoje uczelnie. O dziwo, wszystkie podręczniki kupiłyśmy wczoraj. No i nie obyło by się bez niezbędnych rzeczy typu: piórniki, długopisy, zeszyty itd. Cały dzień spędziłyśmy wczoraj w galerii. Oczywiście dziewczyny wykorzystały okazję i nakupowały sobie nowych ciuchów. Ja i Christine, jako te normalne, sobie odpuściłyśmy. Uznałyśmy, że to strata pieniędzy. Gdzieś tak pod wieczór byłyśmy w domu. Musiałam jeszcze zawieźć Fox'a do rodziców, bo przecież nie może zostać sam w domu. James by mnie zakatrupił. 
- Ej, dziewczyny, po zajęciach skoczę do sklepu, bo w lodówce nic nie ma - Christine wyszła z kuchni.
- Kończę najwcześniej to mogę, przecież po drodze wejść do spożywczaka - uśmiechnęłam się.
- Byłoby super, bo umieram z głodu - zaśmiała się. 
- Monic Blue, masz minutę, żeby być na dole! - krzyknęła Jennifer. Od rana była wściekła, bo musiała wcześnie wstać. Zaśmiałam się tylko, a mój telefon zaczął dzwonić. Dzwonił James. 
- Halooo?? - zaśmiałam się, odbierając.
- Tęsknię za tobą - jęknął do telefonu.
- Serio? Nie widziałeś mnie dwa dni - uśmiechnęłam się.
- Kobieto, ja tu katusze cierpię, bo nie mogę się do ciebie przytulić! - oburzył się.
- Mi też nie jest łatwo, ale postaraj się wytrzymać - westchnęłam.
- Dobra - mruknął. - Co robicie?
- Szykujemy się na uczelnie - wyjaśniłam.
- Dopiero? U was jest za dwadzieścia dziewiąta - zdziwił się lekko.
- My jesteśmy już gotowe. Czekamy tylko na Mo - zaśmiałam się.
- Jak wyglądasz? - spytał podejrzliwie.
- A czemu pytasz? - zdziwiłam się.
- Wolę wiedzieć, czy ktoś będzie się do ciebie podwalał. Przynajmniej wtedy będę miał pretekst, żeby mu walnąć - wyjaśnił, a ja zaczęłam się śmiać.
- Skarbie, o to się nie bój. Kocham tylko ciebie - uśmiechnęłam się, lustrując się od góry do dołu. Nie wyglądałam wyzywająco. Idealnie.
- No ja mam nadzieję - zaśmiał się. - Dobra, muszę kończyć. Kocham cię.
- Ja ciebie też. Pa - uśmiechnęłam się lekko i się rozłączyłam.
- Monic! - wrzasnęła Jen.
- No idę! - na schodach pojawiła się nasza przyjaciółka. - Musiałam się spakować!
- Pół godziny się pakowałaś? - zaśmiała się Chrisie.
- Patrz jak moja torebka wygląda! - oburzyła się, pokazując nam wypchaną torbę.
- Kamienie tam wsadziłaś?! - jęknęła Jen, gdy wzięła ją do ręki.
- Nie, podręcznik do matmy - Mo założyła ręce na piersi.
- Rany, ale ciężka! - Jen postawiła ją na schodach. 
- Dobra, dziewczyny, trzeba iść! - zarządziłam i wszystkie opuściłyśmy dom. Oczywiście każda poszła w swoją stronę. Na szczęście nie miałyśmy daleko. Po jakichś pięciu minutach stałam pod bramą prowadzącą na dziedziniec uczelni. Wzięłam kilka głębszych wdechów i ruszyłam przed siebie. Serce waliło mi jak oszalałe. Rany, czym ja się tak stresuję?! Szkoła jak każda inna! Spokojnie, Jessica. Dasz radę, tylko spokojnie.
- Cześć, Jessica! - jakaś dziewczyna, która siedziała na fontannie, mi pomachała. Zdziwiona odwzajemniłam gest i poszłam dalej. Niech ten dzień już się skończy!
- No hej, jesteś tu nowa, prawda? - jacyś kolesie do mnie podeszli.
- Jessica Olson, ładne imię - uśmiechnął się jeden.
- Dzięki, chyba - dodałam.
- Chłopaki, co wy robicie? - usłyszeliśmy. Obok z założonymi na piersi rękami stał Andree.
- Cześć - uśmiechnęłam się.
- No hej, chodź zaprowadzę cię do sali - uśmiechnął się i poszliśmy do środka.
- Dzięki - odetchnęłam, gdy siedzieliśmy już we właściwym pomieszczeniu.
- Spoko. Jesteś tu nowa, więc wypada ci pomóc - wyjaśnił.
- Dobrze, że chociaż ty jesteś normalny - zaśmiałam się.
- Nie dziw im się. Jesteś Jessica Olson, dziewczyna Jamesa Maslowa! - udał mojego wielkiego fana. Zaczęłam się śmiać.
- Wiesz, jakoś na sławie mi nie zależy - uśmiechnęłam się.
- Dobrze, że chociaż ty jesteś normalna - odetchnął z ulgą.
- Nie rozumiem - spojrzałam na niego lekko zdziwiona.
- Praktycznie wszystkie dziewczyny będą chciały się z tobą kumplować, tylko ze względu na twojego chłopaka, a że jesteś ładna to inni kolesie będą cię podrywać - wyjaśnił.
- Wiem, ale czego się nie robi, żeby pomóc innym, nie? - westchnęłam.
- Wiesz co? Skoro tak dobrze nam się rozmawia to mogę ci trochę pomóc w nadrobieniu zaległości. Oczywiście jeśli chcesz - dodał szybko.
- Jasne, tylko muszę popytać się wykładowców, co mam do nadrobienia - podparłam się ręką.
- Okay, jak będziesz miała z czymś problemy to przyjdź - uśmiechnął się i zadzwonił dzwonek. W sali pojawiła się reszta uczniów. Ja i Andree siedzieliśmy gdzieś tak w środkowym rzędzie. Wszyscy się na mnie patrzyli lub co chwilę przychodzili, żeby zaproponować zmianę miejsca. Grzecznie odmawiałam, mówiąc, że rozmawiam w tej chwili z Andree. Po kilku minutach na salę wkroczył wykładowca. Miał gdzieś koło czterdziestki.
- To nasz wychowawca - szepnął do mnie Harris.
- Dzień dobry wszystkim - odezwał się i położył dziennik na biurku.
- Dzień dobry - odpowiedziała klasa.
- Jak pewnie zauważyliście między wami pojawiła się nowa twarz. Jessica Olson, tak? - zerknął w dziennik. - Gdzie ta osóbka siedzi, hm?
- Tutaj, proszę pana - delikatnie uniosłam rękę.
- Ooo... Więc to tak wygląda dziewczyna, która chce pomagać innym - wyszczerzył się. Kiwnęłam tylko głową. Chyba nie będzie tak źle jak myślałam.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

- Rany, jak ja mam tu swoją klasę znaleźć? - mruknęłam, wchodząc do szkoły. Rozejrzałam się i zerknęłam na plan zajęć. Sprawdziłam numer sali wykładowej i ruszyłam w tamtym kierunku. Całe szczęście, nikogo jeszcze w niej nie było. Usiadłam mniej więcej w środkowym rzędzie i sprawdziłam telefon. Miałam kilka nieodebranych połączeń od Logana. Postanowiłam od razu oddzwonić.
- Hej, mała -  chyba się uśmiechnął.
- No hej. Przepraszam, że nie odbierałam, ale miałam telefon wyciszony - wyjaśniłam.
- Nie szkodzi. Jak tam na uczelni? - zaciekawił się.
- Na razie nikogo nie pobiłam - zaśmiałam się.
- Skarbie, po trasie chcę cię widzieć w domu, a nie w więzieniu - poszedł w moje ślady.
- Też cię kocham, wiesz? - zachichotałam.
- Nie wiedziałem. Dobrze, że mi powiedziałaś - udał zdziwionego.
- Dobra, muszę kończyć, bo zajęcia się zaczynają. Zadzwonię wieczorem. Kocham cię - uśmiechnęłam się lekko.
- Ja ciebie też. Pa - rozłączył się. Na nowo wyciszyłam telefon i schowałam go do kieszeni. Zawsze gdy na niego patrzę, robi mi się ciepło na sercu. Dostałam go od Logana, po tej całej aferze, gdy moja komórka się zniszczyła.
- Jennifer? - usłyszałam i odwróciłam głowę.
- Vivienne! - ucieszyłam się i rzuciłam się jej na szyję.
- Co ty tu robisz? - pytała, gdy już usiadłyśmy.
- Jak to, co? Edukuję się - puściłam jej oczko i obie się zaśmiałyśmy.
- Będziesz tu studiować? To szkoła taneczna - dodała.
- A co w tym dziwnego? - spytałam.
- Czemu akurat ta uczelnia, przecież są lepsze - wyjaśniła.
- To najlepsza szkoła w Stanach Zjednoczonych - zdziwiłam się. - Niby gdzie miałam iść?
- A czy ja mówię o USA? - spojrzała na mnie z politowaniem.
- Nie wyjadę za ocean, żeby studiować! - oburzyłam się.
- Ej, spokojnie. Nie o to mi chodziło - podniosła ręce w geście obronnym.
- A o co? - założyłam ręce na piersi.
- Przecież jesteś świetną tancerką... - zaczęła.
- Vivienne, wcale nie. Zresztą, żeby dostać pracę, muszę mieć wykształcenie. Nie mogę żerować na pieniądzach Logana - mruknęłam.
- Jak tam chcesz - westchnęła, wstając.
- A ty dokąd? Zajęcia już się zaczęły - dodałam zdziwiona.
- Jennifer, ja już skończyłam tę szkołę - zaśmiała się, widząc moją minę.
- Co? - myślałam, że gały mi wypadną.
- Pogadamy później, bo muszę załatwić kilka spraw. Do zobaczenia! - cmoknęła mnie w policzek i odeszła. Chwilę za nią patrzyłam, aż w końcu ktoś obok mnie usiadł.
- To ty, ofermo! - oburzyłam się, widząc kolesia, który zaczepił mnie wtedy na schodach.
- Rany, ale jesteś przemądrzała! Kto cię tu wpuścił?! - warknął.
- A ciebie kto?! - odgryzłam się i spiorunowałam go wzrokiem. Zabrałam torebkę i się przesiadłam do drugiego rzędu. Zajęłam miejsce obok jakiejś dziewczyny. Po chwili przyszedł wykładowca.

^*^
Oczami Monic
^*^

Zajęcia dawno się skończyły. Klasę miałam fajną, wychowawcę też. No życie jak z bajki. A rektor to po prostu mnie uwielbia! Oczywiście nie przechwalając się. Ogólnie to ludzie w szkole są spoko i da się z nimi pogadać.
   Szłam właśnie w stronę gabinetu rektora, bo chciał mnie widzieć, gdy z kimś się zderzyłam.
- Jejku, przepraszam - powiedziałam szybko, widząc, że wytrąciłam chłopakowi jakieś materiały i zdjęcia.
- Nic nie szkodzi. Powinienem uważać - uśmiechnął się i zaczął wszystko zbierać.
- Daj, pomogę ci - kucnęłam i mu pomogłam. W końcu to moja wina. Większość to były zdjęcia. Były fantastyczne. W życiu takich nie widziałam. Włożyłam wszystkie do teczki i pomogłam mu sprzątnąć resztę. Spojrzał tylko na mnie, ale nic nie powiedział.
- No, gotowe - uśmiechnęłam się, wstając z klęczków i trzymając w rękach dwie teczki.
- Dzięki za pomoc - wyszczerzył się. - Miło mi, Matt Moon.
- Wzajemnie, Monic Blue - uścisnęliśmy dłonie.
- Nie wiesz, czy rektor jeszcze jest? Miałem przekazać mu te materiały - dodał.
- Właśnie do niego szłam - uśmiechnęłam się i oboje ruszyliśmy w stronę właściwego gabinetu.

^*^
Oczami Christine
^*^


- Panno Mays, proszę zaczekać! - już miałam wychodzić ze szkoły, gdy rektorka do mnie podbiegła.
- Coś się stało? - spytałam zdziwiona.
- To się stało - wcisnęła mi w ręce jakieś papiery.
- Co to jest? - zdziwiłam się.
- Papiery z pańskiego liceum. Nie może się pani tu uczyć - uśmiechnęła się cwanie.
- Co?! - krzyknęłam.
- Z nich wynika, że pańskie umiejętności wykraczają poza program nauczania, więc nie może się tu pani uczyć - powtórzyła.
- Wykraczają?! Niby jak?! - warknęłam.
- Proszę na mnie nie krzyczeć! - podniosła głos.
- Słuchaj, ty spróchniała wiedźmo! Nie pozbędziesz się mnie! Nawet gdybym miała codziennie się z tobą użerać! - warknęłam i opuściłam teren uczelni. Co za baba! Będzie mi tu bezczelnie przygadywać!

^*^
Oczami Jessici
^*^

Odebrałam Fox'a od rodziców i poszłam do sklepu. Zrobiłam dziewczynom obiad, a o trzeciej wszystkie siedziałyśmy w ogrodzie i wcinałyśmy truskawki w czekoladzie.
- Jak pierwszy dzień w szkole? - zaśmiałam się.
- U mnie super! Poznałam cudownego chłopaka - Mo rozmarzona opadła na trawę.
- No patrzcie ją! Pierwszy dzień i już flirtuje - zaśmiała się Jen.
- Nie prawda! Wpadłam na niego przez przypadek! - Blue gwałtownie się podniosła.
- Czyli tak to się dzisiaj nazywa? - Jennifer znacząco poruszyła brwiami.
- Jen, no! - zaśmiała się Monic.
- A Christine, jak u ciebie? - spytałam.
- Nazwałam rektorkę spróchniałą wiedźmą i trzasnęłam jej drzwiami przed nosem - wzruszyła ramionami, oblizując palce od czekolady. Spojrzałyśmy na nią zdziwione. Jennifer zapomniała nawet rzuć.
- A ty, Jess? Jak u ciebie? - spytała Mo.
- Fantastycznie - uśmiechnęłam się. - Tylko ludzie traktują mnie inaczej ze względu na Jamesa.
- To nie dobrze - Jen sięgnęła po następną truskawkę.
- Ale w klasie mam fajnego chłopaka, z którym da się normalnie pogadać - dodałam.
- To w porównaniu do was ja miałam zdecydowanie najdziwniej - odezwała się Jen, oblizując usta od czekolady.
- Dlaczego? - spytała Christine.
- Prawie pobiłam takiego jednego kolesia - dodała, jakby to była zwykła rzecz. - Ale obiecałam Loganowi, że nie będę w więzieniu jak wróci, więc nic mu nie zrobiłam.
Zaczęłyśmy się śmiać. Rany, zapowiada się ciekawa nauka.


~*~

Miał być krótki, a tu proszę :) . Następny nie wiem, kiedy się pojawi, ale myślę, że niedługo.
Jak po Sylwestrze? Opowiadać! :D
A i jeszcze jedno. Czytasz? KOMENTUJ.
Do zobaczenia :**