3 czerwca 2013

Rozdział 109

Pod poprzednim rozdziałem jedna z komentujących osób zadała mi pytanie: jak nazywa się dziewczyna, która jest na zdjęciu jako Miley Evans? Otóż odpowiem na to pytanie bez żadnego problemu :).
Nie mam pojęcia kim jest ta dziewczyna, ponieważ znalazłam to zdjęcie w wyszukiwarce Google. Więc jak widzisz, nie wiem, jak się nazywa. Jeśli zdjęcie Ci nie odpowiada to po prostu je zmienię...




~*~




- Może ta? - ściągnęłam z wieszaka jakąś sukienkę. Razem z Jamesem od dwóch godzin byliśmy na zakupach i szukaliśmy czegoś, w czym mogłabym pójść na ślub Joe i Vivienne, który jest już jutro.
- Paskudna... - udał wielki odruch wymiotny i wcisnął mi w rękę jakąś kieckę. - Idź przymierz - popchnął mnie w stronę przymierzalni. Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym posłusznie się przebrałam i obejrzałam się w lustrze. Sukienka była prześliczna.
- I jak? - James wlazł do środka i zaraz się wyszczerzył.
- Nie uważasz, że trochę za bardzo wyzywająca? - spojrzałam na swoje odbicie.
- Dla mnie wyglądasz pięknie... - mruknął cicho, przyciągając mnie do siebie.
- Lizus... - zaśmiałam się cicho, rumieniąc przy tym.
- Może, ale za to będziesz jutro pięknie wyglądać, bo twój chłopak ma dobry gust - oparł swoje czoło o moje i spojrzał w oczy.
- Kocham cię, wiesz? - zachichotałam i musnęłam jego usta swoimi. Uśmiechnął się szeroko i mocniej mnie do siebie przycisnął, na co zarzuciłam mu ręce na szyję. Kurcze, ale by było, gdyby ktoś teraz tu wszedł, pomyślałam, a w duchu parsknęłam śmiechem.





^*^
Oczami Jennifer

^*^




     Piątkowy wieczór, a ja siedzę na łóżku w sypialni i kuję do egzaminu, który mam mieć zaraz po weselu Joe i Vivi. Jaki egzamin? Sama nie wiem... Parker mówił, że bez tego nie mogę być opiekunem grupy, czy coś, ale i tak wiem, że chodzi o coś zupełnie innego.
     Odłożyłam podręczniki na biurko, a do środka wszedł Logan z głupim uśmiechem. Wywróciłam na to oczami. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, więc od razu skierowałam się do drzwi.
- Hej, skarbie, a ty gdzie? - przyciągnął mnie do siebie. Czuć od niego było alkohol, na co się skrzywiłam.
- Logan, puszczaj! To boli! - próbowałam go od siebie odepchnąć.
- Oj, no weź... Wiem, że tego chcesz... - popchnął mnie na łóżko i chciał mnie pocałować.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go ze łzami w oczach i wybiegłam na korytarz, gdzie wpadłam na Carlosa.
- Hej, mała, co jest? - przytulił mnie mocno. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego.
- Cienka w łóżku, cienka we wszystkim.... - Logan machnął ręką i zamknął za sobą drzwi. Zacisnęłam mocno oczy.
- Pff! - prychnęła Mo, która przechodziła obok nas, na co Carlos posłał jej mordercze spojrzenie. On chyba jako jedyny mnie rozumie...




^*^
Dzień ślubu Joe i Vivienne, oczami Jessici
^*^



- James, skarbie... Wstawaj... - mruknęłam szatynowi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam jak przechodzi go dreszcz, gdyż przez całą noc mnie do siebie przytulał.
- Muszę...? - musnął moje ramię, a potem szyję.
- Musisz, bo się na ślub spóźnimy... - mruknęłam cicho, zamykając oczy.
- Ale ja wiem, że ty nie chcesz tam iść... - uśmiechnął się cwanie, przesuwając rękę z mojego uda na pośladek, a potem plecy.
- Ja... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Skarbie, ulegasz mi... - mruknął rozbawiony, zjeżdżając na mój dekolt. Po chwili poczułam jak robi mi malinkę między piersiami.
- Ej! - szybko go od siebie odepchnęłam i wstałam. Zaśmiał się cicho i usiadł.
- Za późno... - wyszczerzył się dumnie.
- Będziesz mi ją maskował! - stanęłam nad nim, zakładając ręce na piersi. Objął mnie w pasie i pociągnął na siebie.
- Tobie zawsze... - ponownie musnął moją szyję. - I wszędzie... - wyszczerzył się głupio i zaczął poprawiać swoje dzieło.
- Ekhm... - ktoś odchrząknął, na co zdziwieni spojrzeliśmy na drzwi, w których stała Jennifer. - Mam zostać, czy dalej się połykacie? - zaśmiała się cicho.
- Zostań! - oznajmiłam, gdy James zawołał 'Wyjdź!'. Spiorunowałam go wzrokiem i usiadłam mu na brzuchu.
- Jadę do rodziców Vivienne pomóc jej się przygotować. Jak coś to dzwońcie... - dodała.
- I tylko po to nam przerwałaś? - James założył ręce na piersi, obrażając się jak mały chłopiec.
- Reszta śpi, więc co miałam zrobić? - zaśmiała się cicho. - Powodzenia, Jess! Przyda się! - pomachała mi i zniknęła.
- Co...? - nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam dłonie Jamesa na plecach. Szybko uciekłam i wystawiłam mu język.
- Małpa! - zawołał, gdy zamknęłam się w łazience. Zaśmiałam się na to cicho, po czym wzięłam prysznic i umyłam włosy. Zostało mało czasu...



^*^
Oczami Jennifer
^*^




- Wyglądasz bajecznie! - wyszczerzyłam się, gdy Vivienne była już gotowa.
- Jejku, dziękuję! - pisnęłam, przytulając mnie.
- Nie ma sprawy - zaśmiałam się.
- Dziewuchy, wchodzę! - za drzwiami rozległ się głos Joe.
- Nie ma! - szybko zablokowałam drzwi, podstawiając krzesło.
- No ej! - zajęczał. - Wszyscy czekają!
- Ale Jennifer nie jest jeszcze gotowa! - zaśmiała się blondynka.
- Baby... - Parker, prawdopodobnie, wywrócił oczami i zszedł na dół. A ja się przebrałam. Włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone, a makijaż zrobiłam w domu.
- Jennifer... - zaczęła cicho Vivi.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Przykro mi z powodu dziadka - spojrzała na mnie smutno. - Wiem, że wiele dla ciebie znaczył.
- To nic... - odwróciłam się do niej plecami. - Jest w lepszym miejscu.
- Nie będziesz tańczyć, jak zgaduję - stanęła obok.
- Wybacz, Vivienne, ale nie dzisiaj - westchnęłam, ponownie na nią patrząc.
- Rozumiem... - kiwnęła lekko głową, po czym przytuliła mnie w geście pocieszenia i obie zeszłyśmy na dół, gdzie czekali rodzice pary młodej oraz Rocky i Nathan, jako delegacja z mojej grupy. Rany, ale to śmiesznie brzmi, zaśmiałam się cicho w duchu.
- Wyglądasz pięknie! - wyszczerzył się Joe, na co Vivienne się zarumieniła i pocałowała go w policzek. Rodzice dali im błogosławieństwo i wszyscy skierowali się do samochodów.
- Jennifer...! - Parker złapał mnie za rękę. - Mamy coś dla ciebie - z uśmiechem spojrzał na przyszłą żonę.
- Niby co? - spojrzałam na nich uważnie, a on rzucił mi jakieś klucze. - Co to jest?
- Klucze do twojego mieszkania - uśmiechnęła się panna młoda.
- Mojego...?! Mojego mieszkania?! - zakrztusiłam się własną śliną.
- Jak już wcześniej ci mówiłem, kupiliśmy dom, a nasze stare mieszkanie stoi puste, więc wyremontowaliśmy je i dajemy tobie - zaśmiał się Joe.
- Ja... - zatkało mnie.
- Oczywiście, masz najpierw się nad tym zastanowić. Nic na siłę - dodała Vivi, na co uśmiechnęłam się wdzięczna i wyszliśmy.





^*^
Oczami Jessici
^*^




- James, przestań! - syknęłam cicho, gdy szatyn bez przerwy mnie dotykał.
- A dostanę coś w zamian? - wyszczerzył się głupio.
- Tak, porządnego kopniaka w tyłek! - spojrzałam na niego zabójczo.
- Wiesz... - rozbawiony mnie do siebie przyciągnął - ...kopniak może być, byleby był od ciebie.
- Nie wierzę... - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- W co? W to, że dam ci się kopnąć? Czy w to, że tak strasznie jestem w tobie zakochany? - wymruczał mi do ucha.
- Oba... - spojrzałam na niego, zagryzając dolną wargę.
- Bo ją w końcu sobie odgryziesz! - zaśmiał się, po czym musnął delikatnie moje usta swoimi.
- Hej, gołąbeczki! - obok nas wyrósł Kendall z mega wyszczerzem.
- A tobie co? - spojrzałam na niego rozbawiona.
- No więc, świeci słońce, śpiewamy dla pary młodej, Carlos czeka na Jennifer, Monic znowu jest z Mattem, a Christine obiecała, że przyjedzie na ślub, bo dostała zaproszenie - wyliczał na palcach rozbawiony.
- Monic znowu z Mattem? - dodałam cicho, po czym westchnęłam ciężko. - A już myślałam, że wszystko będzie po staremu.
- Widocznie nie... - mruknął James.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie - obok nas wyrosła Christine. - Coś mi wypadło.
- Chrisie! - rzuciłam jej się na szyję. - Rany, ale się stęskniłam!
- Ej, bo mnie udusisz! - zaśmiała się, a ja ją puściłam. - Piękna sukienka!
- Sam wybierałem! - James wyszczerzył się dumnie i objął mnie ramieniem.
- Tak, jasne... - zaśmiała się cicho.
- Ciężko to przyznać, ale on ma rację - westchnęłam z uśmiechem.
- A ze mną się już nie przywitasz? - odezwał się Kendall rozbawiony.
- Chodź tu, głupku... - zaśmiała się cicho i przytuliła go za szyję.
- Uuu... - rozległo się obok. - No hej! Widzę, że ekipa w komplecie! - zaśmiała się Jennifer.
- Wariatka... - mruknęłam rozbawiona.
- No wreszcie - obok niej wyrósł Carlos. - Gdzie byłaś?
- Coś mnie zatrzymało... - zaśmiała się cicho.
- Proszę, proszę, proszę... Panna 'Cienka w łóżku, cienka we wszystkim...' - Patricia do nas podeszła. - Na pogrzeb idziesz, czy jak?
- Daj jej spokój! - Carlos się uniósł.
- Spokojnie, kochasiu... - zaśmiała się głupio. - Bez dziadziusia na świecie nie jesteś już taka cwana, co?
- Ej! Nie przeginaj! - oburzyłam się, a Jennifer zacisnęła zęby i odwróciła się do nas plecami. W oczach miała łzy.
- A tu co za zbiorowisko? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Poznajemy się lepiej... - Taylor uśmiechnęła się przesłodzenie, aż mnie zemdliło.
- Tak, tak... Jennifer, wszytko w porządku? - machnął ręką na brunetkę, po czym zmartwiony podszedł do mojej przyjaciółki.
- Tak, zostaw mnie... - odsunęła się i ze spuszczoną głową odeszła. Carlos od razu poszedł za nią.
- Daj sobie z nią spokój! - Patricia przytuliła się do jego ramienia. - Chodź, bo miejsca nie będzie - pociągnęła go do kościoła.
- Jak jej zaraz...! - zacisnęłam ręce w pięści i chciałam za nimi iść.
- Skarbie, spokojnie! - James rozbawiony złapał mnie w pasie.
- Puszczaj! - syknęłam cicho.
- Mowy nie ma! Jeszcze wsadzą cię do więzienia za pobicie! - spojrzał na mnie uważnie. Prychnęłam pod nosem i obrażona założyłam ręce na piersi. Ceremonia niedługo potem się zaczęła, a ja się jakoś przez ten czas uspokoiłam.



^*^
Kilka godzin później
^*^




- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? - mruknął mi James do ucha.
- Tak, setki razy - wywróciłam rozbawiona oczami. Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy się świetnie bawili. No może oprócz Jennifer, jej rodziców i siostry, którzy cały czas siedzieli i nie tańczyli. Znaczy Marie tańczyła, bo żałobę miała równy miesiąc, czyli tak jak się po dziadku trzyma. Tylko dziwiła mnie Jennifer... Nie odzywała się do nikogo, a gdy Patricia jej dogadywała, nawet nie miała zamiaru jej się odgryźć.
- Dokąd Jennifer idzie? - zagadnęła Christine, patrząc jak wyżej wymieniona, kieruje się do ogrodu. Bez słowa wstałam i za nią poszłam.
- Jennifer, wszystko gra? - dogoniłam ją.
- Tak, a czemu pytasz? - zatrzymała się przy jakiejś płycie.
- Martwię się, co ty robisz...? - spojrzałam na nią uważnie.
- Znajdź w labiryncie fontannę ukrytą. Wrzuć doń monetę i wypowiedz życzenie, a wnet spełni się Twe najskrytsze marzenie... - przeczytała, po czym spojrzała na furtkę, a potem na mnie. - To jest odpowiedź na moje pytania.
- Ale, Jennifer...! - nim dokończyłam, wbiegła do labiryntu. Przeklęłam pod nosem i ruszyłam za nią. Po kilku minutach byłyśmy pod wielką bramą, za którą była podświetlona fontanna.
- To tutaj... - mruknęła pod nosem i otworzyła bramę, po czym weszła do środka.
- Jennifer, wracaj tu! - syknęłam, ale mnie nie słuchała. Po prostu wrzuciła do wody monetę i odetchnęła głęboko.
- Chcę, aby to, co czuję do Logana zniknęło... - gdy to powiedziała, poczułam, jak serce mi staje. - Nie chcę go kochać. Ta miłość cholernie boli, dlatego proszę, aby zniknęła... - w oczach stanęły jej łzy. - Chcę o wszystkim zapomnieć. O tym, co nas łączyło... Proszę...
- Jennifer, co ty robisz?! Nie wygłupiaj się i wracaj ze mną na salę! - chciałam do niej podejść, ale ktoś położył mi rękę na ramieniu. I jak się okazało, był to ogrodnik. Nagle fontanna rozbłysła się tak jaskrawym światłem, że musiałam zasłonić oczy. Gdy już wszystko się uspokoiło, zauważyłam, jak Jennifer leży na ziemi.
- Jen! - podbiegłam do niej przestraszona.
- Spokojnie, nic jej nie jest. Jest tylko oszołomiona - ogrodnik do mnie podszedł.
- Co to za miejsce? I co to było za światło? - zdziwiłam się.
- To zwykła fontanna, a ludzie wierzą, że spełnia życzenia - westchnął ciężko. - A światło pochodziło od zepsutego reflektora. Nie mów swojej przyjaciółce, że jej prośba się nie spełniła. Niech wierzy, że się udało. Na pewno będzie szczęśliwsza niż z tym chłopakiem - dodał i się oddalił, a ja potrzepałam głową. Gdy Jen się obudziła obie wróciłyśmy na salę. Miałam tylko nadzieję, że nic złego nie zacznie się z nią dziać...






^*^
Niedziela, godzina 15.00
Oczami Logana
^*^





- Cieszę się, że spędziliśmy to wesele razem - Patricia wzięła mnie za rękę.
- Szczerze, to ja trochę też - uśmiechnąłem się lekko.
- Wiesz... - zagryzła dolną wargę. - Chyba się w tobie zakochałam...
Zdziwiłem się lekko. W końcu znamy się krótko. Nim cokolwiek powiedziałem, poczułem jej wargi na swoich. Nie całowała tak jak Jennifer... Nie potrafiła robić tego w nieskończoność, gdy miała humor. A co najważniejsze nie robiła tego, ze względu na mnie. Jennifer jest o 360 stopni inna niż Pat.
Sam nawet nie zauważyłem, kiedy odwzajemniłem ten jakże, według brunetki, gorący pocałunek. Poczułem, że jej dłoń zaczęła wędrować tam, gdzie nie powinna. Nagle do środka weszła Jennifer, a ja odskoczyłem od niej jak oparzony, spadając przy okazji z łóżka na podłogę.
- O hej... - uśmiechnęła się szeroko. - Nie przeszkadzajcie sobie, zabiorę tylko swoje rzeczy - dodała i w mgnieniu oka się spakowała.
- Wyprowadzasz się...? - wydusiłem wreszcie.
- No tak. Nie jesteśmy już razem... - gdy to usłyszałem, poczułem jak serce mi staje. - Nie będę siedzieć wam na głowie. Zresztą mam lepsze rzeczy do roboty niż patrzenie jak się nawzajem połykacie... - wzruszyła ramionami. - Narazie... - pomachała mi ręką, po czym zniknęła za drzwiami.




^*^
Oczami Jessici
^*^




- Na pewno chcesz się wyprowadzić? - smutna podeszłam do Jen, gdy zeszła na dół.
- Tak, chcę sobie poukładać wszystko i na spokojnie przemyśleć - westchnęła. - Zresztą nie mam ochoty patrzeć jak Logan i Patricia się obściskują - wzdrygnęła się.
- Będziesz mieszkać u rodziców? - zagadnęłam.
- Nie... - spojrzała na mnie. - I nie pytaj, gdzie, bo i tak ci nie powiem. Jest za wcześnie.
- Jennifer, zastanów się nad tym, proszę... - oczy mi się zaszkliły, na co ciężko westchnęła.
- Ten rozdział w życiu uważam za zamknięty. Nie chcę wracać do tego, co było kiedyś. Zresztą teraz przynajmniej czuję, że nic i nikt nie stanie mi na drodze do sukcesu... - uśmiechnęła się szeroko.
- Masz mi zaraz powiedzieć, gdyby coś się działo - mocno ją przytuliłam.
- Obiecuję... - dodała cicho, po czym się pożegnałyśmy i odjechała taksówką. Po policzkach spłynęły mi łzy.
- Będzie dobrze... Nie martw się... - James przytulił mnie od tyłu, kładąc mi głowę na ramieniu. Bez słowa się w niego wtuliłam.








~*~


No i jest.! xd
Mam nadzieję, że się podobało ;>
Trochę przesadziłam z Jamesem i Jessicą, co nie ? Jak myślicie ?