30 sierpnia 2013

Rozdział 115

Hejoo wszystkim xd
To jest ostatni rozdział w te wakacje, więc z góry mówię, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się następny -.-
Liceum to już nie przelewki, a ja mam zamiar zrobić wszystko, żeby spełnić jedno marzenie ;3
Dobra, mniejsza o to xd
Tak więc, mam nadzieję, że te wakacje były dla Was naprawdę udane, że świetnie się bawiliście i w ogóle ; D
Powodzenia w szkole, żeby Was nauczyciele nie męczyli i takie tam xd
Tak więc, ostatni rozdział w te wakacje. Zapraszam ;)





~*~





- Co robisz...? - James przytulił mnie od tyłu.
- Obiad, nie widać...? - zaśmiałam się cicho. Odkąd wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie miewam już koszmarów i powoli oswajam się z obecną sytuacją.
- Widać, ale za to jak czuć... - mruknął z uśmiechem, całując mnie po szyi.
- Musisz, prawda...? - mruknęłam speszona, gdy dostałam dreszczy.
- Tak, podstawa... - zaśmiał się i musnął mój policzek, po czym usiadł przy stole.
- Dobrze, że już jutro wracamy do Los Angeles... - pokręciłam głową zrezygnowana.
- A co? Źle ci ze mną? - uniósł brwi do góry.
- Po prostu wolę być tam niż tu... - mruknęłam cicho, a niedługo później jedliśmy lazanię, którą przygotowałam.





*





- Jesteśmy...! - wydarł się James, gdy po południu weszliśmy do domu.
- Nareszcie...! - Carlos do nas dobiegł, a za nim Kendall z Foxem.
- Co wy takie miny macie? - zdziwiłam się, biorąc psa na ręce.
- Dwa tygodnie czegoś takiego... - zaczął blondyn, patrząc na Carlosa, który odchrząknął.
- Dajesz, mała! O rany, ale mi dobrze...! - zaczął jęczeć. - Mocniej, Logan, mocniej...!
- Co się dzieje...? - zdziwił się James.
- Logan i Patricia...! - wyjaśnił Kendall. - Codziennie, po kilka razy było ich słychać!
- Co...? - zakrztusiłam się własną śliną.
- No właśnie to...! - krzyknęli oboje.
- Gdzie on jest? - James spojrzał za ich plecy.
- Wyszedł z tą...! - Kendall się wzdrygnął.
- Pustą, wstrętną, obrzydliwą wiedźmą...! - Carlos uniósł ręce, jakby kogoś dusił.
- Spokojnie, wróci to porozmawiamy... - spojrzałam na nich obu.
- To nic nie da! Już próbowaliśmy! - syknął Kendall.
- Hej, uspokójcie się! - zganił ich James, gdy oboje zaczęli się kłócić. Westchnęłam ciężko, po czym ich wyminęłam i poszłam na górę, gdzie się rozpakowałam.





*





Siedzieliśmy w czwórkę w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale za nic nie chciało nam się iść do łóżek, czy coś podobnego.
- Chyba Logan wrócił... - mruknęłam, patrząc w stronę przedpokoju, gdy rozległ się trzask drzwi. Chłopcy powiedli za mną wzrokiem, a po chwili ujrzeliśmy totalnie pijanego właściciela domu.
- Stary, coś ty z sobą zrobił? - Kendall uniósł brwi do góry. Loggy ledwo stał na nogach.
- Wykorzystała mnie... - uśmiechnął się kpiarsko.
- Wiedziałem, że tak będzie! - prychnął Carlos, wstając z miejsca. - Zachowałeś się jak kompletny idiota!
- Powtórz to, sukinsynie! - Henderson złapał go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Logan, zostaw go...! - próbowałam go odciągnąć od Latynosa, ale jedynie mnie odepchnął, przez co wpadłam na Kendalla.
- Powtórz...! - warknął Logan.
- Jesteś idiotą! - krzyknął Pena, odpychając go od siebie. A ten z kolei, nie czekając dłużej, rzucił się na niego.
- Cholera, Logan! Uspokój się! - James próbował ich rozdzielić, przez co oberwał od Hendersona, który rozciął mu wargę.
- Dzwoń po Jennifer...! - Kendall na mnie spojrzał i pomógł chłopakom.
- O... Okay... - nie bardzo wiedziałam, co to ma pomóc, ale wyciągnęłam komórkę i spełniłam polecenie blondyna.
- Jessica...? - usłyszałam zdziwiony głos mojej przyjaciółki.
- Jennifer, musisz do nas przyjechać! - wypaliłam od razu, a za mną rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Zostaw mnie, kretynie...! - krzyknął Carlos, próbując odepchnąć od siebie Logana.
- Carlos...! - spojrzałam na niego przerażona, gdy uderzył głową o szafkę i upadł na podłogę, łapiąc się za jej tył.
- Cholera...! Weź się ogarnij...! - James wściekły przycisnął Logana do ściany.
- Co się tam dzieje...?! - Jennifer sprowadziła mnie na Ziemię.
- Logan się upił i chłopaki nie mogą go uspokoić...! - jęknęłam niezadowolona. - Przyjedź szybko! - odpowiedzi już nie usłyszałam, bo się rozłączyła. Ja od razu zadzwoniłam po Michaela i Marka. Oni jako jedyni chyba ich uspokoją.
- Kendall...! - z mojego gardła wydarł się krzyk przerażenia, gdy blondyn oberwał od Logana i upadł na podłogę.
- Co tu, do jasnej cholery, się dzieje?! - w progu przedpokoju stanęła Jennifer, a zaraz za nią pojawili się bracia Johnson.
- Czy wyście powariowali?! - Michael się wściekł, jak jeszcze nigdy. Wcale mu się nie dziwię. Kendall miał podbite oko i zranioną skroń, James rozciętą wargę, a Carlos siedział zakrwawiony pod ścianą.
- A wy tu czego...?! - Logan wytarł krew z kącika ust. - Wynocha!
- Zamknij się w końcu...! - krzyknął Carlos. Oczywiście Henderson się wściekł i podniósł go za koszulkę do góry.
- Zostaw go...! - Jennifer odepchnęła swojego byłego i w jednej chwili go spoliczkowała. W domu zaległa cisza...
- W porządku...? - Mark od razu znalazł się obok Peny, aby go opatrzyć.
- Taa... - mruknął i z pomocą Kendalla poszedł z nim do kuchni.
- Pokaż to... - przyłożyłam Jamesowi dłoń do policzka, gdy wstał z podłogi.
- Nic mi nie jest... - mruknął, całując mnie w nią i zostawiając na niej krew ze swojej rozciętej wargi. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Logana, który ciągle był w szoku po uderzeniu Jen.
- A teraz grzecznie pójdziesz na górę, jasne...?! - złapała go za ucho i pociągnęła w stronę schodów. On pojękując z bólu, poszedł za nią.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Michael spojrzał na nas zabójczo.
- Zrobię herbaty... - westchnęłam ciężko i poszliśmy do kuchni, gdzie Mark zajmował się poturbowanym Carlosem.
- Aua...! - jęknął niezadowolony, gdy nacisnął mu na nadgarstek.
- No pięknie... - lekarz westchnął ciężko. - Jest skręcony.
- Sam bym wam kości połamał! - syknął Michael. - Banda dzieciaków! Nie macie lepszych zajęć jak bójki?!
- Nie nasza wina, że zaczął się stawiać...! - Kendall stanął w ich obronie, po czym skrzywił się niezadowolony, gdy przyłożyłam mu wacik z wodą utlenioną do rany na skroni.
- Rzucił się na Carlosa jak jakiś psychol! Chcieliśmy ich tylko rozdzielić...! - dodał James, trzymając przy wardze chusteczkę.
- Aż brak mi słów na wasze zachowanie! - Michael spojrzał na nich zabójczo.
- Wam chyba nic nie jest... - Mark spojrzał na Kendalla i Jamesa.
- Są tylko poobijani... - westchnęłam ciężko. - I całe szczęście.
- A ty... - przeniósł wzrok na Carlosa - ...przyjdziesz na prześwietlenie do szpitala.
- Prześwietlnie? Po co? - zdziwił się Michael.
- Abym mógł wykluczyć ewentualne złamania... - spakował swoje rzeczy.
- Niech będzie... - Carlos westchnął ciężko.
- Co z Loganem...? - spojrzałam na wchodzącą do kuchni Jennifer.
- Poza tym, że zwymiotował już pięć razy to nic... - wzruszyła ramionami, wyciągając apteczkę z szafki.
- Daj mu to, powinno pomóc... - Mark podał jej małą buteleczkę z lekarstwem.
- Dzięki... - westchnęła, biorąc ją od niego.
- Nie stawia ci się...? - Carlos zdziwiony uniósł brwi do góry.
- Nie, tylko cały czas gada jaki to on był cholernie głupi... - wywróciła oczami i wyszła, kierując się na górę.
- Jessica, a co z tobą? - Mark przeniósł na mnie wzrok.
- Ze mną...? - zdziwiłam się, a on wskazał na moje ramię, gdzie miałam poziome skaleczenie. On nie czekając dłużej, opatrzył mnie i wypił herbatę.
- Wrócę tu rano i ma być spokój! - Michael spojrzał na chłopaków zabójczo, po czym razem z bratem opuścił nasz dom. Kendall zamknął drzwi na wszystkie zamki, po czym każdy poszedł do siebie. Po wzięciu prysznica zaniosłam jeszcze herbatę Jennifer, gdyż miała zamiar czuwać przy tym pacanie całą noc.
- Dzięki... - wzięła kubek do ręki i spojrzała na leżącego w łóżku Logana.
- Co z nim? - spytałam cicho.
- Jest poobijany i tyle, ale jutro będzie umierał z powodu kaca... - wzruszyła ramionami.
- Powodzenia i dobranoc... - uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam do pokoju, gdzie spał już James.
- Dzięki, dobranoc... - zamknęła za sobą drzwi.
Weszłam po cichu do sypialni, po czym wyskoczyłam pod kołdrę i przytuliłam się do Jamesa.
- Nareszcie... - mruknął w moje włosy, przytulając mnie mocno.
- Myślałam, że śpisz... - szepnęłam cicho.
- Bez ciebie nie mogę zasnąć... - uśmiechnął się lekko.
- Śpij już, dobranoc... - musnęłam delikatnie jego usta swoimi, co od razu odwzajemnił.
- Dobranoc... - szepnął cichutko i oboje odlecieliśmy.
     Obudziłam się dość późno, bo o dziesiątej. Przeciągnęłam się z uśmiechem, po czym spojrzałam na przytulnego do mnie chłopaka.
- James, wstawaj... - musnęłam delikatnie jego ucho, czując po chwili jak przechodzi go dreszcz.
- Nie-e... - mruknął jak mały chłopiec, tuląc mnie mocniej.
- Trzeba zjeść śniadanie i się ubrać. Nasi rodzice mają dzisiaj wpaść, zapomniałeś? - zaśmiałam się cicho.
- Dasz buziaka...? - otworzył jedno oko, patrząc na mnie uważnie.
- A dam... - uśmiechnęłam się, całując go delikatnie. W końcu oboje zeszliśmy na dół, uprzednio biorąc prysznic i się ubierając.
- Hej... - uśmiechnęłam się lekko, gdy weszliśmy do kuchni, gdzie byli już Kendall i Carlos.
- Jak tam? Żyjecie? - James zrobił wszystkim po kawie.
- Jakoś... - mruknął blondyn, jedząc swoją kanapkę.
- Carlos, w porządku...? - spojrzałam na niego zmartwiona, gdy smażył sobie naleśniki.
- Nie... - burknął. - Jak ja się dzisiaj rodzicom pokażę?
- Nie martw się. Zrozumieją... - położyłam mu rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się ciepło.
- Mam nadzieję... - westchnął ciężko, a do kuchni wszedł Logan.
- Ale miałem dziwny sen... - mruknął zaspany. - Śniło mi się, że pobiłem się z chłopakami, a potem dostałem w twarz od Jennifer.
- To nie był sen... - mruknął Kendall, patrząc na niego i pokazując mu wielkiego siniaka pod okiem.
- Powtórzę to, co powiedziałem wczoraj... - Carlos usiadł przy stole. - Zachowałeś się jak skończony idiota.
- Czyli, że...? - Loggy spojrzał na nas zdziwiony, jak i przestraszony.
- Uderzyłam cię...? - Jennifer za nim stanęła. - Tak, i wcale nie żałuję - wzruszyła ramionami i nalała sobie soku do szklanki.
- Ile wczoraj wypiłem? - spojrzał na nas zdezorientowany.
- Wystarczająco dużo, aby doprowadzić chłopaków do tego stanu... - wskazałam ręką na pozostałą trójkę.
- Przepraszam... - mruknął cicho i wyszedł z kuchni, kierując się na górę. A my tylko spojrzeliśmy po sobie i wróciliśmy do śniadania.





*





- Przyjaźń mi pasuje... - Jennifer przytuliła Carlosa, gdy razem z Jamesem zeszłam na dół.
- Jak wy razem fajnie wyglądacie...! - zaśmiałam się, robiąc im zdjęcie.
- Weź się nie rozwijaj! - Jen spojrzała na mnie ze śmiechem.
- Jak wy się lubicie... - James pokręcił głową rozbawiony.
- A tu co za kółko różańcowe? - Kendall ze śmiechem pojawił się na schodach.
- Knujemy jakby cię tu zabić bez rozlewu krwi! - wyszczerzył się Carlos.
- No wiesz?! - blondyn udał oburzonego, na co parsknęliśmy śmiechem.
- To pewnie rodzice... - oznajmiłam, gdy rozległ się trzask drzwi.
- He... - Carlos urwał, gdy do salonu wkroczyła Nathalie.
- Hejka! - uśmiechnęła się kpiarsko.
- Co ty tu robisz?! - James się zdenerwował.
- Przyszłam do Kendalla, a nie do ciebie, więc siedź cicho! - syknęła Czarna.
- Do mnie? - blondyn zdziwiony uniósł brwi do góry. - Między nami wszystko skończone, nie chcę cię znać!
- O, czyżby? Chyba zmieniszzdanie, kiedy ci powiem, że jestem z tobą w ciąży! - założyła ręce na piersi.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem zdziwieni.
- No właśnie to! - uśmiechnęła się triumfalnie, patrząc na nas po kolei.
- Wyjdź stąd...! - syknął Carlos, po czym rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili do środka weszła... Monic?!
- Monic...? - Los spojrzał na nią zdziwiony.
- Przemyślałam wszystko i postanowiłam do ciebie wrócić! - uśmiechnęła się szeroko, a mi prawie oczy wypadły.
- Ale on będzie ze mną! - w progu do przedpokoju pojawiła się była Carlosa.
- Taa, jasne...! - prychnęła Blue. - Carlos, powiedz jej, że nie ma u ciebie szans!
- Ja... - Latynos spojrzał na nie zdezorientowany. Nie minęła chwila, a pobiegł na górę i zamknął się u siebie.
- Nie licz, że on do ciebie wróci! - Samantha spojrzała na Monic z nieukrywaną wrogością.
- Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, więc dla dobra dziecka sobie pójdę... - Nathalie uśmiechnęła się kpiarsko i wyszła. Kendall bez słowa poszedł do siebie.
- Tak nagle zapragnęłaś wrócić do Carlosa?! - prychnęła Jen, zakładając ręce na piersi i patrząc wrogo na Monic.
- A co ciebie to obchodzi?! - syknęła. - Zajmij się lepiej sobą!
Jennifer uniosła ręce do góry, po czym zabrała torebkę i wyszła, żegnając się wcześniej ze mną i Jamesem.
- A wy wynocha! - popchnęłam obie byłe Carlosa w stronę drzwi.
- Mnie się tak nie traktuje! - oburzyła się Monic.
- Dziwne, bo nas to jakoś nie obchodzi! - syknął James i zamknął drzwi na wszystkie zamki, gdy już były poza nimi.
- Katastrofa... - oparłam się o nie plecami, patrząc przed siebie.







~*~


No i jest! ; D
Mam nadzieję, że się Wam podobał xd
Następny pojawi się, kiedy będę miała czas.
A na razie jestem ciekawa Waszych opinii xd
Bo uważam, że mi trochę nie wyszedł -.-

21 sierpnia 2013

Rozdział 114

Hey, what's up people??  ; D
Nawet nie wiecie jak mi smutno, że wakacje się już kończą ;C
Za szybko to zleciało... -.-







~*~







- Nie miałam siły, żeby cokolwiek robić, aby było mi lepiej... - zaśmiałam się gorzko. - Zawsze myślałam, że mam cudowne życie, że nie jestem sama w tym wszystkim, że ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze... - po policzkach spłynęły mi łzy. Nie wiedziałam kompletnie, co mam zrobić, aby je powstrzymać.
- Często zastanawiałam się nad tym, co będzie jeśli wyjadę do Los Angeles... - spojrzałam w sufit. - Czy sobie poradzę? Znajdę pracę, może nie... - wzruszyłam ramionami. - Gdyby nie Jennifer, nie wiem, czy w ogóle kiedyś bym stąd wyjechała... - wstałam z łóżka i podeszlam do kosza, który stał obok biurka. James nie spuszczał ze mnie wzroku.
- To... - wyciągnęłam spomiędzy śmieci pogniecione i podarte plakaty chłopaków - ...była jedyna rzecz, która poprawiała mi humor.
Uśmiechnął się lekko, a ja podeszłam do szafy, z której dna wyciągnęłam duży, prostokątny karton. Postawiłam go na łóżku i zdjęłam wieczko. W środku było pełno gadżetów Big Time Rush.
- Odkąd wasz zespół powstał marzyłam o tym, aby pójść na chociaż jeden koncert... - uśmiechnęłam się lekko, biorąc do ręki koszulkę z nazwą i logo zespołu. - W liceum temat Big Time Rush górował. Często zastanawiałam się, czy kocham was za muzykę, czy za wygląd... - zacisnęłam mocno oczy. - Ale zawsze wychodziło na to, że za oba... - dodałam cicho. Przez sporą ilość czasu opowiadałam mu wszystko, czego nie wiedział.
- Tak to mniej więcej wygląda... - westchnęłam ciężko, gdy skończyłam opowiadać Jamesowi cały swój życiorys, czyli wszystko odkąd Kyle pojechał do Londynu. Dowiedział się o Nicole i Dylanie, o Amber, o sierocińcu. O moich rodzicach, czyli o tym, że moim biologicznym ojcem jest Bradley Cooper. W skrócie, opowiedziałam mu o sobie praktycznie wszystko.
- Powiedz coś... - szepnęłam cicho, patrząc na niego, gdyż przez całą moją opowieść milczał jak zaklęty.
- Ale co...? - oparł łokcie na kolanach, splatając palce.
- Cokolwiek... - oczy mi się zaszkliły, na co tylko wstał, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie wszystko mi powiedziałaś... - szepnął cicho z uśmiechem.
- Naprawdę...? - zapytałam cicho i niepewnie.
- Naprawdę... - założył mi włosy za ucho. - Tylko proszę cię, jeśli będziesz mieć jeszcze raz takie sny to powiedz mi od razu.
- Muszę...? - spojrzałam na niego.
- Musisz, kocham cię i się martwię, więc proszę cię, zaufaj mi... - dodał poważnie.
- Kocham cię, James... - wtuliłam się w niego mocno.
- Serio...? - uniósł brwi do góry. - Mówiłaś, że nie wierzysz w prawdziwą miłość... - ściszył głos.
- Bo tak było... - mruknęłam cicho. - Ale pojawiłeś się ty.
Uśmiechnął się ciepło i delikatnie musnął moje usta swoimi. Zakręciło mi się w głowie od napływu emocji, więc powoli się od niego odsunęłam.
- Przepraszam, Jessica, przepraszam... - padł na kolana i przytulił się do mojego brzucha.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Za wczoraj, za wszystko, co ci kiedykolwiek zrobiłem... - szepnął cicho.
- James... - łzy spłynęły mi po policzkach, na co zaczęłam głaskać go po włosach.
- Obiecuję, że więcej cię nie dotknę, obiecuję... - spojrzał na mnie. - Tylko proszę, wybacz mi ten wczorajszy wieczór... - nigdy nie widziałam, żeby miał w oczach tyle smutku i żalu.
- James... - szepnęłam cicho.
- Błagam, wybacz mi... - podniósł się, patrząc mi w oczy. Bez słowa mocno go przytuliłam, zamykając oczy.
- Jesteś pierwszym i jedynym chłopakiem, którego tak naprawdę kocham... - szepnęłam cicho.
- Miło to słyszeć... - uśmiechnął się, tuląc mnie mocno.





^*^
Oczami Carlosa
^*^






Leżałem na łóżku z założonymi pod głowę rękami i patrzyłem bez sensu w sufit. Na zewnątrz już dawno było ciemno, a ja za nic nie mogłem zasnąć. Westchnąłem ciężko i usiadłem. Jednym, płynnym ruchem zrzuciłem z siebie kołdrę i poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz zimną wodą.
- James, wracajcie już... - spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z łazienki, a potem z sypialni. Przechodząc obok pokoju Logana usłyszałem dwuznaczne jęki i odgłosy, na co moja pizza, którą jadłem na kolację, chciała ujrzeć światło dzienne, które powoli oblewało dom.
- Kendall...? - zdziwiony uniosłem brwi do góry, gdy przekroczyłem linię, która oddzielała kuchnię od salonu.
- Cześć... - mruknął, biorąc łyk kawy.
- Myślałem, że tylko ja mam bezsenną noc... - westchnąłem ciężko, siadając naprzeciwko niego.
- Proszę cię... - wywrócił oczami - ...słychać ich nawet, gdy mam słuchawki w uszach.
- A myślałem, że niżej już upaść nie może... - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - To nie ten Logan.
- Mi to mówisz...? - burknął. - Mam go serdecznie dosyć. Zachowuje się jak ostatni wariat! - uniósł się.
- Ciszej, bo cię usłyszą...! - skarciłem go.
- Wierzysz, że to jest możliwe? - uniósł brwi do góry. - Są zbyt zajęci, żeby zwracać na nas uwagę.
- No, w sumie racja... - westchnąłem ciężko, pijąc z kartonu mleko, które wyciągnąłem wcześniej z lodówki.
- Co to było...? - Kendall spojrzał na mnie zdziwiony, gdy na górze coś walnęło. I to jak walnęło!
- Dajesz, mała...! - usłyszeliśmy przytłumiony krzyk Logana.
- Jeszcze chwila, a się wyprowadzam...! - Schmidt uderzył pięścią w blat.
- Spokojnie, James i Jessica wracają za kilka dni. Może jakoś się ogarnie? - westchnąłem ciężko. Już nie miałem siły, żeby niańczyć Logana.
- Boże, bo się zrzygam... - mruknął Kendall, gdy do kuchni weszła Patricia w krótkim szlafroku.
- Co ty tu robisz...? - uniosłem brwi do góry, gdy wyciągnęła z lodówki bitą śmietanę w sprayu.
- Przyszłam po śmietanę. Spokojnie, dla was też zostawię... - przejechała mi dłonią po ramieniu.
- Weź mnie nie dotykaj, kobieto! - odsunąłem się szybko.
- Zadziorny... - oblizała wargi. - Jeśli lubisz ostry seks jak Logan, to dobrze trafiłeś... - zrobiła krok w moją stronę.
- Ogarnij się! W życiu nawet bym cię nie dotknął! Jesteś obrzydliwa! - syknąłem.
- Twoja strata... - wzruszyła ramionami i pobiegła na górę.
- Rany, ale mi niedobrze... - Kendall zasłonił usta ręką i skierował się do łazienki w jadalni. Ja natomiast zamknąłem się u siebie, gdzie wziąłem kilka razy prysznic, a potem jeszcze gorącą kąpiel. Musiałem zmyć z siebie odciski jej palców! Kto wie, co może teraz po mnie pełzać...!
W końcu stwierdziłem, że jestem 'czysty', więc wyszedłem przed dom, zakładając na siebie uprzednio jakąś bluzę.
- No, stary, przynajmniej tu ich nie słychać... - pogłaskałem Foxa za uchem, siadając na schodach i kładąc go sobie na kolanach.
- Wreszcie cicho... - Kendall usiadł obok mnie. Nic nie powiedziałem, tylko pocałowałem pupila Jamesa w głowę.
- Poradzisz mi...? - spytałem cicho, patrząc na blondyna.
- Wybacz, ale żadne zatyczki na nich nie działają... - uniósł ręce do góry.
- Nie o to mi chodzi... - zaśmiałem się cicho. - Sprawy sercowe... - mruknąłem.
- Co jest? - spytał rozbawiony. - Jennifer już cię nie chce?
- W tym sęk, że ona chyba naprawdę się zaangażowała w ten 'związek' - zrobiłem cudzysłów z palców. - Lepiej by było, gdybyśmy nadal byli przyjaciółmi.
- No to jej to powiedz... - Kend wywrócił oczami.
- Nie mogę! Boję się, że będzie przeze mnie cierpieć, a tego nie chcę... - przetarłem twarz dłońmi.
- Czemu tak nagle zmieniłeś o niej zdanie? - zdziwił się.
- Nie zmieniłem. Kocham ją, naprawdę, ale jako przyjaciółkę i siostrę... - westchnąłem ciężko. - I ciągle myślę o Monic, a teraz jeszcze Sam się pojawiła...! - jęknąłem niezadowolony.
- No to, przyjacielu... - poklepał mnie po ramieniu - ...masz ciężki orzech do zgryzienia.
- Jakbym o tym nie wiedział... - burknąłem pod nosem.
- Wiesz, kiedyś ktoś powiedział... - uśmiechnął się, patrząc w niebo, które przybrało barwy wschodzącego słońca. - 'Jeśli chcesz kochać i być kochanym, musisz nauczyć się wybaczać'.
- To moje słowa, baranie... - mruknąłem rozbawiony.
- Twoje, więc się do nich zastosuj... - szturchnął mnie.
- Może masz rację... - westchnąłem.
- A mam! A teraz przepraszam, ale idę kupić coś do jedzenia, bo coś mi się wydaje, że szybko do środka nie wrócimy... - pokręcił głową i wyszedł za furtkę, kierując się do najbliższego sklepu. Pogłaskałem Foxa, który już smacznie spał na moich kolanach, po czym utkwiłem wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie, kompletnie pogrążając się we własnych myślach...







~*~




No hej ; D
Sorrki, że tak skróciłam tę opowieść Jessici, ale sama nie wiedziałam do czego ona zmierza... -.-' xd
Zbliża się moment, w którym Carlos będzie musiał wybrać dziewczynę, z którą chce być ;>
Jak myślicie, którą wybierze? ; D

18 sierpnia 2013

Rozdział 113

13... Trzynastka przynosi pecha o.O
Rozdział 113, więc będzie pechowy dla naszych bohaterów ;>
A w nagrodę za komentarze pod ostatnim rozdziałem... Hahaha xd
Miłego czytania ;3








~*~






Otworzyłam oczy, jednak nic nie zobaczyłam...
Ciemność... Ciemność ogarniała mnie z wszystkich stron...
Czułam się w środku niesamowicie pusta. Jakby ktoś przyszedł i zabrał nie tylko moje wszystkie wnętrzności, ale i duszę... Duszę, która błąkała się w okrutnym świecie, która nie mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie czy pomoc. Po prostu była sama...
Zdziwiona usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Sypialnia moja i Jamesa, ta w Los Angeles... Ale co ja tu robię?
Odetchnęłam głęboko, patrząc w mrok za oknem. Nie świecił księżyc, nie błyszczała żadna gwiazda. Przerażał mnie ten fakt, ale jednocześnie fascynował.
Z tego głębokiego letargu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła, który echem rozbrzmiewał dłuższą chwilę w moich uszach. Z przerażeniem i bijącym sercem spojrzałam w stronę zamkniętych drzwi. Wzięłam kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić, po czym powolnym krokiem opuściłam sypialnię i skierowałam się na dół. Czułam pod stopami coś mokrego i obrzydliwego, jednak bałam się spojrzeć na podłogę, aby przekonać się, co to takiego.
- Witaj, kochanie... - usłyszałam głos Jamesa. Jednak nie był on ciepły i czuły, jak zwykle. Od samego jego dźwięku przeszedł mnie dreszcz, na co moje serce przyspieszyło. Czułam jak lecę w dół... W końcu wylądowałam na podłodze i spojrzałam na schody, na których pojawił się Dylan z nożem w ręku. Zaczęłam cofać się po zimnych kafelkach, aż w końcu dobiłam do ściany. 
- Kochanie, nie uciekaj... - otworzyłam szeroko oczy ze strachu, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu za ramiona. Powoli i z zimnym potem na czole odwróciłam głowę. Krzyknęłam przerażona, gdy ujrzałam wielkie, straszliwe oczy, które dosłownie pożerały mnie samym spojrzeniem. Czułam jak skóra ze mnie schodzi, jak wszystko mnie pali, a z bólu z oczu wypływają mi łzy.
- Kochanie... - James przycisnął mnie do ściany za nadgarstki.
- Zostaw mnie! - starałam się wyrwać, ale był za silny.
- Kochanie...! - syknął, zrywając ze mnie ubranie.
- Proszę, przestań...! - załkałam. 
- Zamknij się...! - pociągnął mnie za włosy. - Zniszczyłaś mi życie! Wracaj do swojego, durnego miasta...! - popchnął mnie na kanapę. Nie miałam kompletnie siły, żeby się podnieść, żeby cokolwiek zrobić. Po prostu leżałam tam i płakałam jak małe dziecko.
- Zgwałć ją...! - usłyszałam głos Jennifer.
- Właśnie...! - śmiech Nicole i Dylana.
- Weszła z butami w nasze życie...! - krzyk Kendalla.
- Niech zginie, nikt nie będzie tęsknił...! - wrogi głos Logana.
- Umieraj...! - przeraźliwy wrzask Carlosa.
- Przestańcie...! Zostawcie mnie! - złapałam się za głowę i z płaczem skuliłam się w kącie.
- Kochanie... - James uśmiechnął się kpiarsko i pociągnął mnie za włosy do góry.
- Zostaw mnie, błagam... - załkałam, na co on zaśmiał się szyderczo i zaczął się do mnie dobierać.
- Umieraj!!! - wszyscy wrzasnęli tak głośno, że musiałam zasłonić uszy.

- Nie...! - krzyknęłam, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Włosy oblepiły mi spoconą twarz i ramiona. Byłam przerażona, a serce waliło mi jak młotem.
- Jessica, w porządku...?! - James wpadł do pokoju zmartwiony. - Krzyczałaś!
- Nie dotykaj mnie...! - odsunęłam się od niego gwałtownie, gdy chciał mnie dotknąć. - Chciałeś mnie zgwałcić! - po policzkach spłynęły mi łzy.
- Co...?! Oszalałaś?! - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Nigdy bym się nie posunął do czegoś takiego!
- Ale jednak to zrobiłeś! - krzyknęłam. - Wynoś się! Nie chcę cię znać!
- Jessica... - szepnął cicho, patrząc na mnie bałagalnie.
- Wynoś się, słyszysz?! - popchnęłam go na korytarz. - Wszystko było dobrze dopóki się nie pojawiliście!
- My...? - zdziwił się.
- Ty, chłopaki, dziewczyny...! To wszystko wasza wina! - łzy wypływały ze mnie strumieniami. - Gdyby nie wy, ciągle miałabym normalną rodzinę! I ciągle bym tu mieszkała!
- Jessica, proszę cię, co się stało...? - zbliżył się do mnie z zamiarem przytulenia.
- Nie zbliżaj się do mnie! - popchnęłam go z taką siłą, że upadł na podłogę. - Nienawidzę cię, słyszysz?! Jesteś dla mnie nikim, zupełnie obcy! - zatrzasnęłam za sobą drzwi, przekręcając w nich klucz.





^*^
Oczami Jamesa
^*^





- Jessica... - wydobyłem z siebie cichy szept, patrząc z szeroko otwartymi oczami na zamknięte drzwi od jej pokoju. Czułem się potwornie...! Jakbym dostał w brzuch i twarz jednocześnie! Nie...! To było zupełnie coś gorszego!
Podniosłem się na drżących nogach i skierowałem się na dół. Chciało mi się wymiotować. Jakaś siła ściskała mi gardło. Brakowało mi powietrza, przez co ciężko opadłem na kanapę.
- Co ja zrobiłem...? - wydusiłem w końcu przerażony. Nie chciałem jej skrzywdzić! W życiu nawet o tym nie pomyślałem!
Nagle mnie olśniło, na co spojrzałem na kanapę, na której siedziałem. Gwałtownie się podniosłem, odsuwając od niej na dobre kilka metrów.
- Wczoraj... - przełknąłem z trudem ślinę, zsuwając się po ścianie na podłogę. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i drżącymi dłońmi wybrałem numer do Carlosa.
- No hej, stary! - zaśmiał się po odebraniu. - Jak tam wspólne chwile we dwoje?
- Ona mnie nienawidzi... - wydusiłem cały blady, tępo patrząc przed siebie.
- James, dobrze się czujesz? - zdziwił się. - Wszytko okay?
- Chciałem ją... Ja... - nie potrafiłem tego z siebie wydusić. Byłem w totalnej rozspyce.
- James, do cholery, mów...! - Carlos się zdenerwował, jak i zmartwił.
- Zgwałcić... Ja chciałem ją... - słowa z trudem wypływały z moich ust.
- Co?! - był wręcz zszokowany. - Coś ty zrobił?!
- Ja nie chciałem... - w oczach stanęły mi łzy.
- Okay, od początku... - zarządził. - Co się wydarzyło od waszego przylotu do Middletown?
- Rozpakowaliśmy się, ogarnęliśmy w domu, a potem... - urwałem, zagryzając dolną wargę.
- James, mów...! - Carlos mnie skarcił.
- Na kanapie... - przełknąłem ciężko ślinę. - Zaczęliśmy się całować i... rozbierać... - było mi cholernie głupio, że muszę zdradzać własnemu przyjacielowi sekrety z mojego życia seksualnego, ale to było nic w porównaniu z tym, jak Jessica mnie potraktowała.
- No mówże wreszcie...! - chyba wywrócił oczami.
- Nie miała nic przeciwko... - zacisnąłem mocno oczy. - Sama się nakręciła.
- I...? - ciągnął mnie za język. Milczałem chwilę, aż w końcu odetchnąłem głęboko.
- Do niczego nie doszło... - mruknąłem cicho.
- Czyli, że nie zdążyliście tego zrobić... - stwierdził, na co przytaknąłem. - No to jest tylko jedno wyjaśnienie.
- Jakie...? - spytałem cicho, kompletnie pozbawiony chęci do życia.
- Coś jej się śniło... z tobą w roli głównej... - dodał niepewnie.
- Zanim potraktowała mnie jak śmiecia, krzyczała przez sen... - mruknąłem cicho.
- Sam widzisz. Spróbuj z nią porozmawiać, może sobie wszystko wyjaśnicie... - chyba się uśmiechnął.
- Tak, tylko, że ona wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi... - urwałem, gdyż ze schodów spadła moja walizka, w dodatku spakowana.
- James...! - Carlos sprowadził mnie na ziemię.
- I właśnie wyrzuciła mnie z domu... - czułem jak serce pęka mi na miliony małych kawałeczków.
- James... - westchnął ciężko.
- Wiesz co...? Skoro nie chce mnie widzieć, to jej sprawa. Ja się nie będę narzucał. Nie chcę pogorszyć swojej sytuacji... - mruknąłem.
- Człowieku, tylko nie zostawiaj jej samej...! - przestrzegł mnie.
- Nie jestem głupi... - dodałem cicho. - Powiedziałem, że nie będę się narzucać, więc słowa dotrzymam... - wzruszyłem ramionami.
- Zuch chłopak... - zażartował. - Powodzenia.
- Dzięki, przyda się... - mruknąłem i się rozłączyłem.
Nie mogłem tak po prostu wyjechać i zostawić jej samej. Ja ją kocham!
Odetchnąłem głęboko, po czym powoli się podniosłem i założyłem kurtkę, stawiając przy okazji moją walizkę w kącie. Wyszedłem z domu, kierując się do najbliższego sklepu. Nie było to takie łatwe jak mi się zdawało. W końcu kompletnie nie znałem okolicy.
- Przepraszam... - podszedłem do jakiejś kobiety - ...gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem... -  uśmiechnęła się, wskazując ręką odpowiedni kierunek.
- Dziękuję bardzo... - uśmiechnąłem się wdzięczny, po czym ruszyłem na zakupy. Niedługo później wracałem do domu z dwoma statkami.
- JAMES!!! - usłyszałem pisk kilku dziewczyn, więc się odwróciłem. Uśmiech wskoczył mi na twarz, gdy zobaczyłem fanki, które biegły w moją stronę.
- Dasz nam swój autograf...?! - spojrzały na mnie z nadzieją.
- Jasne... - zaśmiałem się i podpisałem ich notesy. Zrobiliśmy sobie zdjęcia i ponownie ruszyłem do domu. Pochowałem wszystkie produkty do szafek i lodówki.
- Miałeś się wynosić...! - usłyszałem przestraszony głos Jessici.
- Nie zostawię cię... - mruknąłem cicho, patrząc na nią kątem oka.
- Nie potrzebuję cię! - podniosła głos, a oczy jej się zaszkliły. Czułem się potwornie, że doprowadziłem ją do tego stanu.
- Rozumiem, nie nienawidzisz mnie, ale nie wyjadę stąd bez ciebie... - usiadłem przy stole.
- Dlaczego ty to robisz...? - załkała cicho.
- Bo cię kocham i chcę, żebyś to w końcu zrozumiała... - spojrzałem na nią, a ona tak po prostu pobiegła na górę. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem wszystkiego dosyć...
Nie wiem, ile tak siedziałem, ale gdy w końcu się ruszyłem było już ciemno. Od razu skierowałem się na górę.
- Jessica, możemy porozmawiać...? - zapukałem niepewnie do drzwi jej pokoju.
- Niby o czym...? - otworzyła mi zapłakana.
- O wszystkim... - szepnąłem cicho, a ona odwróciła głowę.
- To nie twoja sprawa... - zagryzła dolną wargę.
- Ja uważam inaczej... - mruknąłem i wszedłem do środka, siadając na fotelu pod oknem. - Nie wyjdę stąd, dopóki wszystkiego się o tobie nie dowiem - dodałem hardo, patrząc na nią uważnie.
- To nie fair... - załkała, odwracając się w moją stronę.
- Życie jest nie fair... - mruknąłem i czekałem, aż wreszcie coś powie.





^*^
Oczami Carlosa
^*^





- Dadzą sobie radę... - objąłem Jennifer ramieniem, gdy wracaliśmy z zakupów.
- Mam nadzieję... - westchnęła ciężko. - Martwię się o Jessicę.
- Ja też... - mruknąłem cicho.
- Carlos...?! - usłyszałem, na co zdziwiony się odwróciłem. - Jejku, jakiś ty przystojny! - Sam z uśmiechem mnie uściskała.
- Eee... - Jennifer spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Jen, to jest Samantha Droke. Byliśmy parą dawno temu... - wyjaśniłem z uśmiechem.
- Cześć, miło mi cię poznać... - uśmiechnęła się Jennifer, ściskając dłoń mojej eks.
- Mogę go porwać na lody? - Sam spojrzała na nią bałagalnie.
- Jasne... - zaśmiała się Jayde, po czym odeszła, a my ruszyliśmy do najbliższej kawiarni.
- Więc, co cię sprowadza do Los Angeles? - zagadnąłem z uśmiechem.
- Aktorstwo... - uśmiechnęła się. To w niej lubiłem i nadal lubię. Ten cudowny uśmiech, którym zarażała wszystkich dookoła. Carlos, ogarnij się! A co z Monic?! Z Jennifer?!
- To wspaniale. Cieszę się, że ci się układa... - uśmiechnąłem się ciepło.
- A co tam u ciebie? - zagadnęła z uśmiechem.
- Wszystko dobrze... - mruknąłem, grzebiąc łyżeczką w swoich lodach.
- Carlos...? - spojrzała na mnie zmartwiona.
- Po prostu... - urwałem, zagryzając dolną wargę. - Po prostu ostatnio w moim życiu ciągle coś się psuje. Dziewczyna ze mną zerwała, zauroczyłem się w innej i nie wiem kompletnie jak sobie z tym poradzić - przetarłem twarz dłońmi.
- Ej, spokojnie... - uśmiechnęła się ciepło. - Do mnie możesz zawsze przyjść i się wyżalić, wiesz o tym.
- Wiem... - uśmiechnąłem się lekko, a godzinę później wracałem do domu z mętlikiem w głowie. Lubię Sam, ale nadal kocham Monic. No i jest jeszcze Jennifer. Nie mogę tak po prostu złamać jej serca, jak Logan. To niestosowne. Przyjaźnimy się, ale wiem, że jest to coś więcej niż tylko niewinny flirt.
- No, Carlos, to sobie narobiłeś... - westchnąłem ciężko, wchodząc na teren domu.





^*^
Oczami Jessici
^*^





Siedziałam na łóżku, bawiąc się swoją bransoletką. James, jak powiedział, tak siedział na fotelu i nie myślał się ruszyć.
- Jessica, chcę ci pomóc... - spojrzał na mnie poważnie.
- Akurat! Chcesz się pośmiać i tyle...! - oczy mi się zaszkliły.
- Jessica, wcale tak nie jest! - oburzył się. - Kocham cię i zależy mi na tobie!
- Tak?! Zależy ci?! To czemu jakoś ci nie wierzę?! - spojrzałam na niego zapłakana.
- Bo, do jasnej cholery, ogrodziłaś się tym pieprzonym murem i nikogo do siebie nie dopuszczasz! - wstał zdenerwowany. - Przyśnił ci się jakiś durny sen i kompletnie się zmieniłaś...!
- Ty nic nie rozumiesz...! - wycedziłam przez zęby.
- Jak zwykle! Zrozumiałbym, gdybyś mi powiedziała, co ci się przyśniło miesiąc temu! - syknął. - A zresztą... - machnął ręką - ...skoro nie chcesz mojej pomocy to twoja sprawa - podszedł do okna, zakładając ręce na piersi. Odetchnęłam głęboko, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zaczęło się zaraz po tym, jak rodzice zapisali mnie do liceum... - załkałam cicho, ale nawet na mnie nie spojrzał, więc kontynuowałam. - Byłam najmłodszą uczennicą, więc łatwo się domyślić, że starsi uczniowie mnie nękali... - oparłam się o ściankę łóżka, tuląc się do poduszki. James powoli odwrócił się w moją stronę, po czym zajął miejsce na fotelu. Odetchnęłam głęboko, gdy czułam, że zaraz znowu się rozkleję.
- Nie potrafiłam sobie z tym poradzić... - szepnęłam cicho. - Było mi cholernie ciężko, a nie chciałam martwić rodziców, więc nic nie mówiłam. Uważali, że jestem wzorową córką i uczennicą... - słowa same ze mnie płynęły. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić.
- Czasami miałam wrażenie, że im na mnie nie zależy. Gdy Kyle wyjechał do Londynu, wszystko się zmieniło... - głos mi drżał. - Rodzice nie potrafili poradzić sobie z problemami finansowymi. Bałam się, że stracą dom przez własną głupotę... - prychnęłam pod nosem. - Kilka miesięcy nie mogłam spać spokojnie, bo ciągle się martwiłam, że wylądujemy na ulicy. Najgorsze było to, że przejmowali się tym, co ludzie o nich powiedzą. To denerwowało mnie najbardziej... - zacisnęłam ręce w pięści. - Ich ciągłe użalanie się nad sobą sprawiało, że miałam dosyć wszystkiego i wszystkich. Chciałam się stąd wynieść jak najdalej, żeby nie móc ich oglądać... - mruknęłam cicho. No i zaczęło się to zwierzanie...








~*~




I jak wrażenia? ; D
Mi się tam najbardziej podoba fragment Jamesa ;3
Ale ocenę pozostawiam Wam xd

11 sierpnia 2013

Rozdział 112

Hejoo wszystkim ; D
Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, ale jeszcze ich nie skomentowałam, bo chwilowo nie mam dostępu do kompa -.-
Tak więc, nie martwcie się, bo Wasze opowiadania czytam ;)
A co do ostatniego rozdziału to wywnioskowałam, że para Carlos-Jennifer Wam odpowiada ^,^
Tak więc, zapraszam, może się Wam spodoba :)





~*~





Siedziałam z Jamesem na kanapie i oglądałam jakąś komedię. Na zewnątrz było strasznie gorąco, a w środku działała klimatyzacja, więc to był jedyny sposób, żeby się nie ugotować.
- Słońce...? - James delikatnie posadził mnie sobie na kolanach.
- Coś się stało...? - spytałam cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nie, wszystko dobrze... - z uśmiechem założył mi włosy za ucho. - Myślałem, żeby odwiedzić moich rodziców w Nowym Jorku. Dawno się nie widzieliśmy.
- Czemu po prostu tego nie zrobisz? - położyłam mu głowę na ramieniu.
- Bo chcę, żebyś pojechała tam ze mną - mruknął. - Ciągle siedzisz w domu, do nikogo się nie odzywasz, chowasz się przede mną i mi nie ufasz, to robi się irytujące! Wiem, że to wszystko przez ten twój koszmar, ale... - nie dałam mu dokończyć. Po prostu objęłam jego twarz w dłonie i go pocałowałam. Pierwszy raz od tego koszmaru.
- Bądź wreszcie cicho... - mruknęłam ledwo słyszalnie, patrząc mu w oczy.
- Muszę częściej tak gadać... - mruknął z uśmiechem. - Brakowało mi tego... - szepnął cicho.
- Naprawdę...? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Oczywiście, jesteś mi potrzebna jak powietrze... - przytulił mnie mocno. - Zresztą bosko całujesz... - mruknął z cwanym uśmiechem.
- James... - speszyłam się.
- Siemka, zakochańce! - Kendall ze śmiechem usiadł obok nas.
- Cześć, trollu... - burknął James, na co lekko klepnęłam go w ramię. - No co?
- Czemu masz taki dobry humor? - zagadnęłam, patrząc na blondyna.
- Jest piękna pogoda, ale trochę za gorąco... - westchnął ciężko, biorąc pilota do ręki i przełączając kanał.
- Co powiecie na wypad na plażę w Malibu? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Mi pasuje! - wyszczerzył się Kendall.
- Mi też... - uśmiechnął się James.
- Jessica, a ty...? - Henderson napił się swojego soku.
- Sama nie wiem... - mruknęłam cicho.
- No proszę... - James zrobił minę szczeniaczka. Już miałam coś powiedzieć, ale do środka wszedł Carlos z szeroko otwartymi oczami.
- Co się stało, że masz taką minę? - zaśmiał się Kendall.
- Chyba się zakochałem... - wyjaśnił zszokowany, opadając na fotel.
- To świetnie! - wyszczerzył się James. - Może w końcu zapomnisz o Monic... Auć! - urwał, gdyż uderzyłam go łokciem w brzuch.
- W kim się zakochałeś...? - uśmiechnęłam się ciepło, patrząc na Latynosa.
- W Jennifer... - spojrzał na mnie nadal w szoku.
- Co...?! - Logan zakrztusił się sokiem.
- To pojechałeś... - James spojrzał na niego zdziwiony, a Kendall tylko obserwował, co się dzieje.
- Stary, nie możesz kochać się w mojej dziewczynie! - Logan oburzony wstał i spojrzał na Latynosa.
- Ona nie jest twoją dziewczyną! - Carlos zdenerwowany również się podniósł.
- A kto o tym zadecydował?! - brunet się zdenerwował, popychając go z powrotem na fotel.
- Ona sama! - Latynos naprawdę się zdenerwował.
- Chłopaki, przestańcie...! - Kendall interweniował.
- Masz się do niej nie zbliżać, jasne?! - syknął Loggy.
- Będę się do niej zbliżał, czy tego chcesz, czy nie! - krzyknął Pena, po czym wściekły wyszedł z domu.
- Odbiło ci?! - James się zdenerwował, patrząc na właściciela domu.
- A ciebie, co to obchodzi?! - warknął, łapiąc go za koszulkę i ciągnąc do góry, przez co spadłam z jego kolan na podłogę.
- Jessica! - James spojrzał na mnie przerażony i zmartwiony. Kendall pomógł mi wstać.
- Logan, puść go! - syknął blondyn.
- Nie wtrącaj się więcej w nie swoje sprawy! - warknął brunet, po czym odepchnął chłopaka od siebie i wyszedł.
- James...! - podbiegłam do niego zmartwiona, gdyż uderzył głową o szafkę.
- W porządku, nic mi nie jest... - mruknął, masując tył głowy.
- Na pewno...? - dokładnie go obejrzałam.
- Na pewno... - wziął moje dłonie i je pocałował. Bez słowa przytuliłam go za szyję. Mimo wszystko, nadal się martwiłam.






*




- James, możemy porozmawiać...? - spytałam cicho.
- Jasne, coś się stało? - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Chcę do Middletown... - spojrzałam na niego.
- Chcesz wyjechać? - zdziwił się.
- Chcę, żebyś tam ze mną poleciał. Chciałeś mnie poznać, więc ci to proponuję - dodałam cicho.
- Jessica, nawet nie wiesz jak się cieszę - uśmiechnął się ciepło. - Kiedy chcesz wyjechać?
- Kiedy ty będziesz chciał - podniosłam głowę.
- No to się pakuj, kochanie... - musnął delikatnie mój policzek z uśmiechem.
- Dobrze... - szepnęłam cicho, rumieniąc się. Niedługo później spakowani w dwie walizki zeszliśmy na dół.
- A wy dokąd? - Kendall spojrzał na nas zdziwiony.
- Lecimy do Middletown... - James na niego spojrzał.
- Aha, rozumiem... - uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie.
- Będziemy za tydzień może dwa... - Maslow zaniósł nasze walizki do taksówki.
- Powodzenia, mała... - blondyn mnie przytulił.
- Dziękuję. Przypilnuj chłopców... - szepnęłam cicho.
- A jak sobie nie poradzę...? - spojrzał na mnie niepewnie.
- To wtedy wkroczę ja... - usłyszałam wesoły głos Jennifer.
- Co ty tu robisz...? - spojrzałam na nią  zdziwiona.
- Przyjaźnimy się, więc przyszłam życzyć ci powodzenia - uśmiechnęła się ciepło. - Rocky i Nathan wszystko mi powiedzieli... - dodała, widząc moją minę.
- A ja pomogłem... - uśmiechnął się ciepło Carlos, stając obok niej. Pogadaliśmy chwilę, po czym dołączyłam do Jamesa, który już czekał w taksówce. Pojechaliśmy na lotnisko, a tam wsiedliśmy w samolot, który miał nas zabrać w moje rodzinne strony...





*




- Mała, wszystko w porządku...? - James objął mnie ramieniem, gdy taksówką skierowaliśmy się do domu, w którym się wychowywałam.
- Tak... Nie... Nie wiem... - wydukałam.
- Jessica...? - spojrzał na mnie uważnie.
- Boję się... - szepnęłam cicho, tuląc się do niego mocno.
- Pamiętaj, że co by się nie działo, jestem obok... - pocałował mnie w czoło.
- Wiem o tym... - zamknęłam oczy, a kilka minut później wchodziliśmy do mojego starego domu. Odetchnęłam głęboko, patrząc jak wszystko jest nakryte folią.
- Już tu jesteśmy, więc nie pozwolę ci się wycofać... - James przytulił mnie od tyłu.
- Wiedziałam, że to powiesz... - jęknęłam niezadowolona, na co zaśmiał się cicho i musnął mój policzek. Rozpakowaliśmy się, po czym ogarnęliśmy trochę w domu.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy... - James z uśmiechem pociągnął mnie na swoje kolana, siadając na kanapie.
- A ja nie... - mruknęłam cicho. - Nie chcę tu być.
- Skarbie, sama wymyśliłaś ten wyjazd... - westchnął ciężko, kładąc się i przytulając mnie mocno.
- Nie mogłeś mnie zamknąć na strychu? - mruknęłam obrażona.
- Chcę wiedzieć o tobie to, co tak ukrywasz, więc nie marudź... - podparł się na łokciu i na mnie spojrzał.
- Ale... - zaczęłam, jednak mi przerwał.
- Żadnego 'ale', jasne? Kocham cię i się martwię, więc łaskawie niech twoja śliczna główka wreszcie to zrozumie... - musnął mój policzek z uśmiechem, na co widocznie się zarumieniłam.
- James... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Hm...? - przejechał nosem po moim policzku, kładąc się na mnie delikatnie.
- Ja... - nie byłam w stanie nic wydusić. W końcu westchnęłam cicho, gdy musnął moją żuchwę, a potem ucho i szyję.
- Kocham cię... - szepnął cicho, zjeżdżając pocałunkami na mój dekolt i ramiona.
- Ja ciebie też... - zamknęłam oczy. Czułam jak wsuwa mi dłonie pod plecy, a mój brzuch eksploduje z emocji.









^*^
Oczami Jamesa
^*^







Mruknąłem cicho, gdy zaczęła bawić się moimi włosami. W brzuchu na nowo rozszalały mi motylki. Sam jej widok doprowadzał mnie do euforii, a co dopiero, kiedy była tak blisko.
- Kocham cię... - powtórzyłem, zjeżdżając pocałunkami coraz niżej. W końcu natrafiłem na guzik jej bluzki, który sprawnie odpiąłem zębami. Już po chwili całowałem delikatnie jej odsłonięty biust. Jęknęła cicho, co tylko podsyciło we mnie pożądanie, które wywołał widok jej ciała. Odpiąłem pozostałe guziki, całując delikatnie jej brzuch i zaciskając dłonie na jej pośladkach.
- James... - jęknęła cicho, wzdychając. W życiu jeszcze się tak nie nakręciłem.
- Nie mów... - mruknąłem cicho, całując ją delikatnie. Odwzajemniła od razu, co mnie bardzo ucieszyło. Pogłębiłem pocałunek, unosząc delikatnie i przyciągając do siebie jej dolne partie ciała. Oplotła mnie nogami w pasie, na co mruknąłem cicho, z uśmiechem przygryzając delikatnie jej dolną wargę.
- Jesteś piękna, wiesz o tym... - spojrzałem głęboko w jej tęczówki, widząc jak jej policzki robią się czerwone.
- Wcale nie... - mruknęła cicho.
- Pokażę ci to, tylko mi pozwól... - przejechałem jej nosem po szyi, po chwili delikatnie ją całując.
- Dobrze... - szepnęła cichutko, mrucząc mi do ucha. Przeszedł mnie natychmiastowy dreszcz, na co przyciągnąłem ją do siebie bardziej, a z jej szyi zjechałem pocałunkami na jej dekolt. Po chwili znowu pieściłem wargami jej biust. Miałem ochotę zerwać z niej ubranie i błądzić dłońmi po jej nagim ciele, jednak to tylko by ją wystraszyło i straciłbym jej zaufanie.
- Kocham cię, James... - szepnęła cicho.
- Ja ciebie też... - spojrzałem na nią z uśmiechem. - Zacznijmy od czegoś prostego... - mruknąłem cicho z uśmiechem, po czym zdjąłem koszulkę, rzucając ją gdzieś na podłogę. Po chwili ponownie przyssałem się do jej dekoltu. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy drżącymi dłońmi zaczęła błądzić po moich nagich plecach. Rany, dobrze, że okna są już zasłonięte, pomyślałem rozbawiony, uświadamiając sobie, że znajdujemy się w salonie na kanapie.
- James... - z ust mojej ukochanej wydobył się jęk rozkoszy, co mnie natychmiast zmobilizowało do dalszych kroków. Sprawnie pozbyłem się jej bluzki, ciągle jedną ręką przyciskając jej dolne partie ciała do siebie. Czułem jak moje mięśnie się napinają, pod wpływem jej bliskości. Chciałem już ją mieć, dawać jej tę rozkosz, widzieć ten grymas zadowolenia na jej twarzy.
- Zrób to, proszę... - jęknęła, mocniej oplatając mnie nogami w pasie. Zdziwiłem się lekko, więc spojrzałem na nią kątem oka, przygryzając delikatnie skórę między jej piersiami. Uniosła się, przez co musiałem usiąść. Wsunąłem dłoń pod zapięcie jej biustonoszu, po czym jednym, zwinnym ruchem się go pozbyłem, ramionami obejmując jej biodra i przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej. Pocałowałem ją mocno i pewnie. Musiałem jakoś oderwać myśli od tego, co ma się stać.
- Mmm... - zamruczała cicho, gdy odpiąłem jej spodenki i nawet ich nie ściągając wsunąłem pod nie ręce i naprawdę mocno ścisnąłem jej pośladki.
- Nie wytrzymam... - jęknąłem, odchylając do tyłu głowę i zaciskając oczy, gdy poruszyła biodrami, przez co wyczułem to w swoich spodniach.
- Podoba ci się to, prawda...? - przygryzła dolną wargę, gdy na nią spojrzałem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... - zamruczałem, przyciągając ją do siebie mocno. - Ale nie rób tak więcej
- Czemu...? - przygryzła płatek mojego ucha, po czym ponownie poruszyła biodrami, a ja jęknąłem zadowolony i odwróciłem ją szybko pod siebie.
- Igrasz z ogniem, kochanie... - zsunąłem z niej spodenki, kładąc się obok.
- A ty to niby co...? - sprawnie pozbyła się moich spodni.
- Ja to wyjątek... - musnąłem jej usta swoimi, sięgając ręką do ostatniej części garderoby, którą miała na sobie. Już ją miałem zdjąć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mruknąłem niezadowolony, po czym szybko się ubraliśmy i ogarnęliśmy. Jessica poszła otworzyć, a ja zaszyłem się w kuchni. Wolałem się do niej nie zbliżać na razie, bo spokoju w nocy by nie miała
- James, ty zboczeńcu... - pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zaśmiałem się i wstawiłem wodę na herbatę.
- James, zobacz kto przyszedł... - do kuchni weszła moja dziewczyna, a zaraz za nią jakiś chłopak.
- Eee... Dzień dobry... - speszył się.
- Cześć... - uniosłem brwi do góry zdziwiony.
- To jest Josh. Mieszka w tutejszym sierocińcu... - Jessica spojrzała na mnie zmartwiona.
- Coś się stało? - oparłem się o szafkę, zakładając ręce na piersi.
- Widziałem, że się światło świeci, więc dotarłem do wniosku, że Jessica wróciła - spojrzał na moją dziewczynę z uśmiechem.
- O co chodzi? - spytała cicho.
- Chciałbym, abyś przekazała to Jennifer... - podał jej jakieś pudełko. - Ja muszę już lecieć, bo Sarah nie wie, że tu jestem. Pa! - i już go nie było.
- Co za chłopak... - pokręciłem głową rozbawiony.
- Zakochał się, więc daj mu spokój - Jessica odłożyła pudełko na stół.
- Skoro mowa o zakochaniu... - z cwanym uśmiechem ponownie ją do siebie przyciągnąłem, delikatnie zaciskając w dłoniach jej pośladki. Mruknęła cicho wprost do mojego ucha, na co zrobiłem jej sporą malinkę na szyi. Już po chwili odpiąłem jej górne guziki bluzki, siadając na krześle i po raz kolejny całując jej dekolt i biust. Usiadła przodem do mnie, ponownie ruszając delikatnie biodrami. Odchyliłem do tyłu głowę, jęcząc jej imię z rozkoszy.
- Nie dam ci spać w nocy... - sapnąłem cicho, a woda zaczęła się gotować, na co mruknąłem niezadowolony.
- Wybacz, kochanie, ale ja chcę się wyspać... - Jessica wstała mi z kolan i zalała herbaty.
- I tak jeszcze cię dorwę... - mruknąłem pod nosem z uśmiechem.








~*~





Jejku, strasznie Was przepraszam, że taki zboczony! >.<''
Jakoś tak wyszło... Huehue... ; D
Nie no, serio, więcej takich rozdziałów nie będzie xd
A ogólnie, to nam nadzieję, że się podobało ; D
Następny nie wiem, kiedy...
Liceum nadchodzi i chyba bbędzie dopiero jak netbooka mi naprawią -.-
Więc cierpliwości.... ;>