1 listopada 2013

Rozdział 116

Ale długo mnie nie było ... ._.
Postaram się nadrobić Wasze blogi w najbliższym czasie i odpowiedzieć na nominacje :)
Rozdział z góry wymuszony, bo kompletnie nie miałam na niego pomysłu ... -.-





~*~





     Ludzie często zastanawiają się nad sensem tego, co powinni w życiu robić, po co istnieją, jakie jest ich powołanie...? Możliwe, że nie rozumiem tego wszystkiego, ale należę do grona tych osób. Czasami mam wrażenie, że wszyscy moi bliscy są mi zupełnie obcy. Czuję się, jakbym była przez nich hamowana. Jednak chęć udzielenia im pomocy napędza we mnie tę cząstkę, którą teraz pielęgnuję i dowartościowuję. A co jeśli to nie wystarczy...? Co jeśli okaże się, że jednak nie dam rady, że nie podołam odpowiedzialności jaką na siebie wzięłam...? Jeśli nastąpi taki moment, że po prostu nie wytrzymam i rzucę to wszystko w cholerę? Chciałabym przestać o tym ciągle myśleć... Przestać ciągle myśleć o tym, 'co by było gdyby...'. Nie żądam wiele od życia, ale chcę w końcu poczuć, że jestem komuś potrzebna, że potrafię coś zrobić dobrze i że do czegoś się nadaję. To tak dużo...?
- Jessica...! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kyle'a.
- Hm...? Przepraszam, zamyśliłam się... - mruknęłam, wpatrując się w swój kubek z herbatą.
- Dobra, siostrzyczko, co się dzieje? - usiadł naprzeciwko mnie z poważną miną. - Przychodzisz tu w środku nocy, a ja ni w pięć ni w dziewięć, nie wiem, o co ci chodzi.
- Po prostu... - zacisnęłam dłonie, które obejmowały czerwony kubek, po czym spuściłam głowę, bo zbierało mi się na łzy.
- Jessica... - Kyle od razu znalazł się obok i mocno mnie przytulił.
- Martwię się o rodziców... - szepnęłam cicho. - Tata chce się rozwieść z mamą. No i jeszcze ten Bradley.
- Będzie dobrze. Są dorośli, a to, że zachowują się jak banda dzieciaków, świadczy tylko o tym, że nie potrafią rozwiązać problemu na spokojnie... - spojrzał na mnie. - Masz osiemnaście lat i jesteś bardzo mądrą dziewczyną jak na ten wiek, a o odpowiedzialności już nie wspomnę - zaśmiał się cicho.
- Przestań... - mruknęłam niezadowolona, odsuwając się od niego. - Nie mam pięciu lat.
- Dla mnie zawsze będziesz moją, młodszą siostrzyczką... - uśmiechnął się szeroko.
- Tak, tak... - wywróciłam oczami rozbawiona.
- Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść ze wszystkim, a ja ci pomogę - wstał z krzesła, uśmiechając się.
- Wiem o tym. Mam najlepszego brata na świecie - powiodłam za nim wzrokiem.
- No nie podlizuj się już tyle! - zaśmiał się. - Nie siedź za długo... - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z kuchni. Westchnęłam ciężko i napiłam się herbaty, ponownie pogrążając się w myślach.

*

- Gdzieś ty była?! - James do mnie doskoczył, gdy tylko weszłam rano do domu. - Martwiłem się!
- U Kyle'a, przecież wysłałam ci SMS'a... - uniosłam brwi do góry.
- Co nie zmienia faktu, że się martwiłem! - założył ręce na piersi.
- Nic mi nie jest... - musnęłam jego policzek i go wyminęłam, kierując się do kuchni.
- A co jeśli... - zaczął, idąc za mną.
- Przestań w końcu martwić się o mnie na każdym kroku, to jest męczące... - westchnęłam ciężko, robiąc sobie kawę.
- Będę się martwił, bo nic się mojej, małej księżniczce nie może stać... - przytulił mnie od tyłu, kładąc mi głowę na ramieniu.
- Lizus... - odwróciłam się w jego stronę.
- Ale działa...? - wyszczerzył się, na co wywróciłam oczami i cmoknęłam go w usta. - Czyli działa.
- Gdzie chłopaki...? - z kubkiem w ręku usiadłam na kanapie w salonie.
- Na górze... - westchnął ciężko. - Nie chcą wyjść z pokoi, a Logan wyszedł na miasto.
- Sam...? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Sam... - skinął głową, siadając obok. - Mówił tylko, że będzie późno.
- Martwię się o nich... - westchnęłam ciężko, włączając telewizor.
- Ja też, ale nic nie zrobisz... - objął mnie ramieniem. - Najbardziej boję się o Carlosa.
- Myślisz, że Monic naprawdę chce do niego wrócić...? - spojrzałam na niego.
- Nie mam pojęcia, ale boję się, że nic dobrego z tego nie wyniknie... - westchnął ciężko.
- Nieładnie tak knuć za plecami przyjaciela... - usłyszeliśmy za sobą, na co jednocześnie się odwróciliśmy.
- Christine...! - uśmiechnęłam się, ale nie kryłam swojego zdziwienia jej widokiem.
- Co ty tu robisz? - James uniósł brwi do góry.
- Jennifer zadzwoniła do mnie, że Kendall ma dołka, więc przyjechałam dowiedzieć się, o co chodzi - podeszła do nas.
- Nie, o co, a o kogo... - blondyn pojawił się na schodach.
- Kendall... - szepnęłam cicho, patrząc na niego. Chrisie bez słowa wzięła go za rękę i pociągnęła do góry.
- Będzie dobrze... - James się uśmiechnął i spojrzał na telewizor. Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, pomyślałam smutno, tuląc się do niego.

*

- Nie mam pojęcia... - westchnęłam ciężko, siadając na blacie w kuchni, gdy rozmawiałam wieczorem przez telefon z Jennifer.
- Nie wiem, o co jej chodzi, ale się nie wtrącam... - mruknęła Jen. - Martwię się tylko o Carlosa. Chłopak się załamie, jeśli ta wiedźma znowu coś mu zrobi.
- Mam nadzieję, że jednak nie. Nie mam już siły, żeby się o nich martwić. Kendall z powodu Nathalie jest równie załamany, co Logan przez Patricię... - westchnęłam.
- W sumie Logan sobie zasłużył. Wiedział, na co się pisze... - dodała.
- No tak, ale na szczęście jakoś mu przechodzi i jest po staremu - uśmiechnęłam się lekko.
- No i dobrze. A jak tam przygotowania do imprezy dla Kendalla? - zaśmiała się.
- O wilku mowa... - mruknęłam rozbawiona, gdy chłopaki weszli do kuchni.
- Co...? - zdziwiła się, po czym parsknęła śmiechem. - Oni to mają wyczucie!
- Co nie? - zaśmiałam się cicho. - Ale jak coś to nam pomożesz, nie?
- Jasne, że tak... - uśmiechnęła się szeroko, a po chwili usłyszałam, że ktoś zadzwonił do jej drzwi.
- Masz gości... - zaśmiałam się.
- Ale o tej godzinie? - zdziwiła się, idąc pewnie do drzwi. Faktycznie, było grubo po dziesiątej.
- Może chłopaki się stęsknili... - zażartowałam.
- Ale śmieszne... - mruknęła rozbawiona.
- A nie? - wyszczerzyłam się.
- Ni... Ej! Co ty...?! - przerwało połączenie.
- Jennifer?! Jennifer! - zawołałam do telefonu, a chłopaki, zajęci do tej pory rozmową, spojrzeli się na mnie.
- Co się stało? - zdziwił się Kendall.
- Ktoś jest w mieszkaniu Jen! - zeskoczyłam z blatu.
- Jedziemy tam! - zarządził Logan, a my jak na zawołanie pobiegliśmy do aut.

*

- O mój Boże... - zakryłam usta dłonią, gdy weszliśmy do mieszkania mojej przyjaciółki, które wyglądało jak pole walki. Wszędzie leżały porozrzucane przedmioty i zbite szkło.
- Ej, patrzcie na to... - Carlos przełknął głośno ślinę, gdy był w kuchni. Zdziwieni poszliśmy do niego, by zobaczyć zakrwawiony nóż i podłogę. Przerażona wtuliłam się w Jamesa.
- Cholera...! - Logan złapał się za głowę.




^*^
Narrator
^*^



Powoli otworzyła oczy. Czuła potworny ból w lewym boku. Pamięta, zranił ją nożem...
- Nareszcie się obudziłaś... - usłyszała drwiący głos Freda.
- Czego chcesz...? - spytała ledwo, ciężko oddychając. Traciła coraz więcej krwi, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- A jak myślisz? - kucnął przede nią w samych jeansach. Nawet nie związał jej rąk. Wiedział, że nie miała siły, żeby nawet palcem ruszyć.
- Gwałt...? Mało twórcze... - syknęła cicho.
- Ale za to ja się zadowolę, a ty będziesz umierać ze świadomością, że dałaś się jak zwykła dziwka... - zaśmiał się głupio.
- Zabieraj się ode mnie, śmieciu...! - warknęła.
- Ciszej, bo cię ktoś usłyszy, a tego chyba nie chcesz... - zasłonił jej usta jakąś opaską, po czym zdjął z niej jeansowe bolerko, które na sobie miała. Starała się odsunąć, ale nie miała na to siły. Wykorzystał to, szybko ściągając spodnie i zostając w samych bokserkach. Na wszelki wypadek wstrzyknął jej narkotyk, który ją otępił. Nie wiedziała, co się dzieje.
- To teraz się zabawię... - zaśmiał się szyderczo, rzucając strzykawkę gdzieś na podłogę. W całym pokoju było ciemno, a on już czuł, że jest gotowy. Zdjął jej buty, żeby nie przeszkadzały, po czym położył ją na plecach i podwinął do góry jej krótką sukienkę, siadając na jej czerwonych, koronkowych majtkach, które tylko go pobudzały. Zaczął poruszać się bardzo gwałtownie, w różne sposoby. W końcu się na niej położył, gdy czuł, że ma mało miejsca w bokserkach. Ponownie zaczął ruszać biodrami, doprowadzając się do szaleństwa, a jej jęki jeszcze bardziej go nakręciły. Zaczął całować jej dekolt i piersi.
Nie oponowała, z czego się cieszył, bo oznaczało to, że narkotyk działa.
- Przestań...! - zebrała się w sobie i z całych sił odepchnęła go nogami, po czym wstała. Czuła jak ma ochotę go rozszarpać, zabić.
- A więc za słaba dawka, co? - prychnął, po czym wstał i złapał ją za włosy, co natychmiast ją otrzeźwiło. Szybkim ruchem się wyswobodziła i złapała za swoją kurtkę, jednocześnie zakładając buty.
- Ty, szmato...! - wykrzyknął wściekły i się na nią rzucił.




^*^
Oczami Jessici
^*^



- Gdzie ona może być? - od kilku godzin chodziliśmy po mieście i szukaliśmy Jennifer.
- Musimy ją znaleźć! - Logan szedł przed siebie z hardą miną.
- Los Angeles jest wielkie, nie uda nam się! - Carlos na niego spojrzał.
- To jak szukanie igły w stogu siana... - mruknął Kendall.
- Nie obchodzi mnie to! - syknął Henderson.
- Myślisz, że spadnie ci z nieba?! - James spojrzał na niego jak na debila. Nagle z wieżowca po drugiej stronie ulicy ktoś wypadł przez okno.
- Jennifer! - krzyknęłam przeraźliwie z łzami na policzkach.







~*~





Krótki, ale coś wybazgrałam -.-
Przepraszam jeszcze raz, ale kompletnie nie miałam czasu i ochoty, żeby cokolwiek napisać. Mam sporo nauki, więc sami wiecie : /.
Czy ktokolwiek to jeszcze czyta?