22 lipca 2013

Rozdział 111

O jejku... o.O
Ale mnie znowu długo nie było... O.O
Strasznie Was przepraszam, naprawdę ;(
Nie mam kompletnie głowy do pisania, a zepsuty netbook pogorszył sprawę...  -.-
Dobra, nie przynudzam więcej i postaram się coś wyskrobać, choć wątpię, że mi wyjdzie ...
Biorąc pod uwagę to, że spodobał się Wam rozdział z perspektywy Jamesa, który ma już 23 lata *-* (mój mąż dorósł xd), ten rozdział również będzie poświęcony głównie jemu ; D
Zapraszam... ;>




~*~







Jęknąłem niezadowolony, gdy mój budzik zadzwonił, na co tylko nakryłem głowę poduszką. Jednym ruchem ręki go wyłączyłem i ponownie opadłem na moją mięciutką podusię.
- James...? - usłyszałem cichy szept mojej ukochanej.
- Tak...? - otworzyłem jedno oko, patrząc na nią zasypany.
- Wierzysz Jennifer...? - spytała cicho, ledwo słyszalnie, przysuwając się bliżej mnie.
- Nie mogę tego robić, ponieważ nie wiem, o co się pokłóciłyście. Jennifer pewnie chodziło o coś innego, a nie o to, o co ją posądzasz... - mruknąłem w poduszkę, by po chwili podnieść głowę z braku powietrza.
- Ale... - chciała zaprzeczyć.
- Słońce, porozmawiaj z nią... - wtrąciłem się. - Wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie i będzie dobrze.
- Nie chcę z nią rozmawiać... - mruknęła, siadając.
- Jessica... - westchnąłem ciężko, również siadając.
- Nie, James, nie chcę... - założyła ręce na piersi.
- Jeśli nie zrobisz tego dla siebie to zrób to dla mnie, proszę... - przyłożyłem jej dłoń do policzka, patrząc w oczy.
- James... - westchnęła ciężko.
- Proszę... - szepnąłem cicho.
- Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie... - przytuliła mnie mocno za szyję. Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Jestem na dobrej drodze do tego, aby mi wszystko o sobie opowiedziała...






^*^
Oczami Jessici
^*^





- Hej... - niepewnie weszłam do kuchni, gdzie chłopcy w najlepsze rozmawiali.
- Wyspana...? - uśmiechnął się James, całując mnie w policzek.
- Tak sobie... - mruknęłam cicho, naciągając rękawy jego bluzy, którą miałam na sobie. - Co gotujesz...? - stanęłam obok Carlosa, patrząc na patelnię.
- Naleśniki, a co? Zgłodniałaś? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Odrobinę... - mruknęłam speszona.
- To siadaj, a zaraz będziesz pełna - wyszczerzył się Kendall, nakrywając do stołu.
- Dooobry... - do kuchni wszedł uśmiechnięty Logan. - A pani zgłodniała? - spojrzał na mnie rozbawiony.
- Daj jej spokój... - mruknął James, robiąc wszystkim kawę. Pokręciłam na to głową z niedowierzaniem.
- Boya! Jestem wielki! - wykrzyknął Carlos, gdy na talerzu obok patelni pojawił się stos naleśników, na co chłopcy parsknęli śmiechem, a ja jedynie się uśmiechnęłam.
- Jessica, z czekoladą czy z syropem klonowym? - spytał Kendall z głową w lodówce.
- Z... - nie dane było mi skończyć, bo rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknął Logan, nalewając sobie mleka do kawy. Po chwili w kuchni pojawiła się Rocky w towarzystwie Nathana. Zdziwiłam się na ich widok, tak jak reszta. W końcu ich nie znali.
- Coś się stało? - James uniósł brwi do góry.
- My do... - zaczęła Parker, ale jej przerwałam.
- Chodźmy do przedpokoju... - mruknęłam, ciągnąc ich w wyznaczone przez siebie miejsce. - Co wy tu robicie...? - spytałam cicho, patrząc na nich.
- Chcemy, żebyś się w końcu pogodziła z Jennifer - oznajmił Nathan całkiem poważnie.
- Czemu...? - założyłam ręce na piersi.
- Oskarżyłaś ją bezpodstawnie o coś, czego nie zrobiła! To chyba wystarczający powód! - syknęła cicho Rocky.
- Porozmawiaj z nią, proszę... - Nathan spojrzał na mnie błagalnie. - Nie wychodzi z domu, ciągle płacze i nawer z nami nie chce rozmawiać.
- Jessica... - Rocky spojrzała na mnie uważnie.
- No dobrze, niech będzie... - westchnęłam ciężko. - Lecę do Middletown, zadzwonię do niej jeszcze.
- Dzięki! - Nathan mnie przytulił, a zaraz po nim młodsza siostra Joe. Pożegnali się i wyszli, a ja wróciłam do kuchni, gdzie dosłownie wryło mnie w podłogę. Na blacie siedziała Patricia i to w koszuli Logana, dziwne było to, że jej właściciela w kuchni nie było.
- Jak długo spałam...? - spojrzałam na Jamesa, który razem z Carlosem i Kendallem siedział przy stole.
- Dość długo... - mruknął, popijając kawę.
- Jessica, słońce, gdzieś ty tyle czasu była? - zaśmiała się Taylor. - Dużo minęło od naszego ostatniego spotkania.
- Nie nazwałabym tego 'spotkaniem'... - mruknęłam, siadając Jamesowi na kolanach.
- No tak przecież my się prawie nie znamy... - machnęła ręką, wywracając oczami. - A gdzie ta wiedźma Jennifer? Podobno się pokłóciłyście.
- To nie twoja sprawa... - spojrzałam na nią uważnie.
- A co mi zrobisz? Poskarżysz się mamusi...? - prychnęła. - Pytanie tylko, czy to jest ta prawdziwa...
- Ej, nie przeginaj! - James się zdenerwował.
- Stul dziób, kochasiu...! - syknęła, patrząc na niego.
- Nie obrażaj go, do cholery, ty wypudrowana laluniu! - podniosłam głos, wstając. Zdenerwowała mnie, naprawdę.
- O proszę, widać Jennifer czegoś cię nauczyła... - uśmiechnęła się szatańsko.
- Nie waż się mówić na nią złego słowa...! - syknęłam, po czym talerz z pysznymi naleśnikami Carlosa, które aktualnie jadł Kendall, wylądował na jej twarzy.
- Hej...! - oburzył się. - Jadłem je!
- Moje naleśniki...! - Carlito złapał się za głowę załamany.
- Szkoda ich, słońce. Naprawdę były dobre... - westchnął ciężko James.
- Ty mała, wredna...! - Patricia spojrzała na mnie zabójczo.
- Tak, tak, słyszałam to wiele razy... - wywróciłam oczami. - A teraz wynocha i niech cię nie widzę więcej w tym domu! - syknęłam, na co wściekła wyszła z kuchni.
- Brawo, kochanie... - James pociągnął mnie na swoje kolana, po czym musnął mój policzek.
- Nikt nie będzie obrażał mi przyjaciółki... - mruknęłam nadal poddenerowana.
- Dzwoń po Jennifer i mamy dzień nad basenem! - wyszczerzył się Kendall, szturchając Carlosa.
- No już, już... - zaśmiał się, wybierając jej numer. Jednak, jak się spodziewałam, nie odebrała. Może jest zajęta, pomyślałam z westchnieniem. Chłopaki jednak nie myśleli zrezygnować z kąpieli w ich ukochanym basenie, więc wykorzystałam okazję i wyszlam na spacer. Musiałam pobyć chwilę sama, żeby jakoś to wszystko przemyśleć i odreagować. Już od dawna myślałam nad tym, aby zabrać Jamesa do Middletown i wszystko mu opowiedzieć od początku... Cały mój życiorys. W końcu jesteśmy razem, a przez moje zachowanie tylko go tracę, przynajmniej tak mi się wydaje...






^*^
Oczami Carlosa
^*^





- Powiedz, czemu nie odebrałaś rano telefonu? - spojrzałem na nią zmartwiony. - Dzwoniłem dwa razy.
- Przepraszam, ale byłam w pracy... - westchnęła ciężko. - Zresztą komórkę miałam w torbie.
- Jennifer, martwię się o ciebie... - mruknąłem, patrząc na kinowy ekran, na którym leciała jakaś komedia.
- Nie masz powodów... - uśmiechnęła się, odwracając głowę w moją stronę. - Jestem już duża.
- A co z Jess? Pogodzicie się? - spytałem niepewnie.
- Myślę, że tak... - odetchnęła z ulgą. - Pisała do mnie, że chce się jutro spotkać, ale czy to wypali, to nie wiem.
- Dobrze by było, aby wszystko było z powrotem po staremu - uśmiechnąłem się ciepło.
- Taa... - westchnęła z uśmiechem, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Tylko nie zaśnij... - mruknąłem rozbawiony, na co zaśmiała się cicho i na mnie spojrzała. Mimowolnie odnalazłem wzrokiem jej tęczówki, które dosłownie mnie zahipnotyzowały. Nie mogłem przestać w nie patrzeć, były cudowne... wręcz niesamowite. To, co czułem było nie do opisania. Delikatnym ruchem założyłem jej kręcone włosy za ucho, nie spuszając z niej wzroku. Ledwo wyczuwalnie przejechałem jej kciukiem po policzku i dolnej wardze. Czułem jej przyspieszony oddech na swojej szyi, co tylko doprowadziło do motylków w moim brzuchu. Zbliżyłem się i niepewnie musnąłem jej usta swoimi...









~*~




Oh God... -,-
Jaki krótki.... ;C
Strasznie Was przepraszam, ale nie mam czasu, żeby cokolwiek pisać ;(
A co do Carlosa i Jennifer, to same o to prosiłyście ;p xd
Do zobaczenia, myślę, że niedługo... A i obiecuję, że w najbliższym czasie nadrobię Wasze blogi ;)

2 lipca 2013

Rozdział 110

No heeej .! xD
Ogłaszam wszem i wobec, że od dnia 28.06. rozpoczął się najlepszy okres w roku!
Tak, ludzie! WAKACJE! ^,^
Normalnie tak się cieszę, że uśmiech mi z twarzy nie schodzi xd
Rozdziały będą pojawiać się, co tydzień. Przynajmniej się o to postaram ;p
A teraz zapraszam na rozdział, który dedykuję wszystkim komentującym xd





~*~




   Głosy... Te same głosy, co w liceum... Te same śmiechy, jakieś maski, krzywe twarze. Coraz bardziej to mi się nie podobało. 
- Jessica... - drwiący głos Nicole.
- Nie pasujesz do nas! - śmiech Dylana. 
- Do nikogo nie pasujesz! Nikomu nie jesteś potrzebna! - jadowity głos Amber. Ktoś mnie dotknął, a skóra z ramienia zaczęła mi schodzić. Potwornie piekła. Zaczęłam krzyczeć i płakać z bólu.
- Jessica...! - usłyszałam przez mgłę. - Jessica, skarbie, obudź się! - James... to był James. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam. Byłam wręcz przerażona.
- Już dobrze, to tylko sen... - mocno mnie przytulił, opierając się o ścianę łóżka i sadzając mnie sobie na kolanach. - Tylko sen... - szepnął cicho, gdy płacz nie chciał mnie opuścić. Schowałam głowę w jego szyi i pozwoliłam łzom płynąć...



^*^
Oczami Jamesa
^*^


- Co z nią?! - Jennifer wparowała do domu jak torpeda. Szybka jest, pomyślałem, uświadamiając sobie, że niecałe pięć minut temu do niej dzwoniłem.
- Uspokój się... Emily z nią jest... - Carlos do niej podszedł.
- James...? - usiadła obok mnie, wyczekując odpowiedzi na zadane przez nią pytanie.
- Nie mam pojęcia. W środku nocy zaczęła krzyczeć i płakać, jakby z bólu... - skrzywiłem się na samą myśl. - Kazała mi ICH zabrać... - spojrzałem na nią uważnie.
- Ich? - zdziwiła się.
- Tak, ich... - kiwnąłem głową. - Mówiła, że ją ranią, że nie chce ich widzieć, że chce zapomnieć... - dodałem, a ona momentalnie cała zbladła i się cofnęła, przez co prawie spadła z kanapy.
- Jennifer...? - Carlos się przestraszył.
- Oddychaj, dziewczyno! - Kendall do niej doskoczył.
- A tu, co za...? - do domu wszedł uśmiechnięty Logan, a widząc, co się dzieje, momentalnie mina mu zrzedła.
- Jennifer, wiesz, co jej jest, prawda? - spojrzałem na nią uważnie, na co podniosła na mnie przerażony wzrok i kiwnęła nieznacznie głową. Nagle z góry zeszła Emily.
- I jak? - spytaliśmy niemal równo.
- Nie chce rozmawiać. Po prostu położyła się i zasnęła - westchnęła ciężko, patrząc na mnie smutno. - Wszystko zależy od ciebie.
- Ode mnie? - uniosłem brwi zdziwiony.
- Tak, porozmawiaj z nią. Dowiedz się, o co chodzi. Ale nie naciskaj... - wyjaśniła. - To siedzi głęboko w jej psychice i nie rozwiąże się tego przez jedną rozmowę.
- Rozumiem... - kiwnąłem głową, a po chwili rozległ się trzask drzwi. Jennifer wyszła...
     Wszedłem do sypialni, gdzie moja dziewczyna w najlepsze spała. Zamknąłem za sobą po cichu drzwi, po czym delikatnie położyłem się za nią.
- Kocham cię, mała... - szepnąłem cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. Zmarszczyła brwi i powoli podniosła powieki, patrząc na mnie tymi wielkimi, przepięknymi oczami.
- James... - mruknęła cicho, wtulając się we mnie.
- Jestem tu... - musnąłem ustami jej czoło.
- Wiem... Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej... - poczułem jak zaciska dłonie na mojej koszulce na klatce. Przytuliłem ją do siebie mocno, tak że nie było między nami wolnej przestrzeni.
- Nie zostawię... - szepnąłem cicho. - Możesz mi zaufać, o wszystkim powiedzieć.
- Wiem... - dodała cicho, ledwo słyszalnie. Leżeliśmy tak dość długo, a ja biłem się z myślami, czy spytać ją o minioną noc, czy raczej nie.
- Kochanie...? - zagadnąłem cicho.
- Hm...? - ułożyła wygodniej głowę, zamykając oczy.
- Powiesz mi...? - zaciąłem się. - Powiesz mi, co ci się śniło? Martwię się... - spojrzałem na nią smutno. Poczułem jak spięła się na moje słowa.
- Ja... - zaczęła, ale urwała, chowając twarz w moim ramieniu. Po chwili poczułem jak moja koszulka robi się mokra. Znowu płakała... Znowu przeze mnie, pomyślałem kompletnie zdołowany.
- Ciii... Nie płacz... - przytuliłem ją mocno. - Nie mów, jeśli nie chcesz. Powiesz mi, wtedy, gdy będziesz gotowa, dobrze? - dodałem cicho.
- Dobrze... - załkała cichutko, na co musnąłem jej czoło i policzek ustami. Nie chciałem, żeby cierpiała. Już sam widok jej łez doprowadzał mnie do szewskiej pasji.

*

- James, widziałeś tę moją ulubioną bluzę? - moja ukochana od dziesięciu minut stała przy szafie i szukała owej części garderoby. Wytarłem do końca włosy, po czym rzuciłem ręcznik na łóżko i do niej podszedłem.
- Gdzieś tu była... - przejrzałem górne półki, gdzie nie sięgała. - Proszę... - podałem jej niebieską bluzę, której tak szukała.
- Dziękuję... - wspięła się na palce i delikatnie musnęła mój policzek swoimi miękkimi wargami.
- Czemu zakładasz moje bluzy? - przyciągnąłem ją do siebie delikatnie, gdy już się ubrała. - Czuję się wtedy, jakbyś się przede mną chowała.
- Bo się chowam... - mruknęła cicho, odwracając głowę.
- Dlaczego...? - ująłem jej twarz za podbródek i odwróciłem w swoją stronę.
- Bo czuję, że z dnia na dzień coraz mniej ci się podobam... - dodała niepewnie, co mnie kompletnie zabiło. Potrzepałem głową, żeby się otrząsnąć.
- Słucham? - spojrzałem na nią rozbawiony. - Z dnia na dzień jestem coraz bardziej w tobie zakochany, mała - przeniosłem wzrok na jej tęczówki, kątem oka dostrzegając, że jej policzki oblał widoczny rumieniec.
- Naprawdę...? - wydusiła wreszcie.
- Naprawdę... - oparłem swoje czoło o jej głowę, na co ona wtuliła się we mnie mocno. - Kocham cię... - szepnąłem cicho, zamykając oczy.
- Ja ciebie też... - dodała równie cicho, co ja.
- Co powiesz na spacer? - spojrzałem na nią z uśmiechem, jednak niepewnie. Od kilku dni nie wychodziła z domu i z nikim nie rozmawiała, poza mną oczywiście.
- Wiesz... - zawahała się. - Może kiedy indziej - odwróciła wzrok.
- No proszę, od kilku dni nie wychodzisz z domu - zrobiłem minę zbitego psa. - Zabierzemy Foxa...
- Sama nie wiem... - westchnęła. - Boję się.
- Będę z tobą cały czas... - spojrzałem jej w oczy. - Nie odstąpię cię nawet na krok.
- Obiecujesz...? - zagryzła dolną wargę.
- Ufasz mi? - spytałem, na co kiwnęła głową. - Więc nie zadawaj głupich pytań... - przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi z nią porozmawiać, do cholery! - na dole rozległ się krzyk Jennifer. Spojrzałem zdziwiony na Jessicę, po czym splotłem nasze dłonie i pociągnąłem ją na dół.
- Ale ona nie chce rozmawiać z tobą... - Logan skutecznie zagradzał Jen drogę do schodów. Płakała, choć nie byłem w stanie rozstrzygnąć, dlaczego.
- Jessica... - zaczęła cicho, patrząc na moją dziewczynę, na co ta gwałtownie się zatrzymała w połowie schodów.
- Czego chcesz...? - poczułem jak zaciska mocniej dłoń. Odwróciłem się do niej zdziwiony, miała łzy w oczach.
- Czego chcesz? - zdziwił się Logan, patrząc na nie obie. W końcu Jess nigdy by się tak do niej nie odezwała. Coś musiało się stać, że tak jej teraz nienawidzi...
- Jessica, ja przepraszam. To nie tak miało być... - załkała Jennifer, patrząc na nią. Ja i Logan milczeliśmy. Możliwe, że w końcu się dowiemy, o co chodzi, pomyślałem.
- A jak...? - pusty wzrok Jess mnie przerażał. - Myślałaś, że się nie dowiem?
- Nie dowiesz? - zdziwiła się. - O czym znowu?
- Nie udawaj... - moja dziewczyna wywróciła oczami, po czym zeszła ze schodów i podeszła do niej. - Każdy gest, każde twoje słowo... Było jak jad, który zatruwał mi umysł przez wiele lat!
- Co...? O czym ty mówisz? - wydusiła Jen, a ja myślałem, że mi oczy wypadną. Logan na zadowolonego też nie wyglądał.
- Najlepsze przyjaciółki, tak?! - Jessica wrzasnęła tak nagle, że aż podskoczyłem ze strachu.
- Przecież przeprosiłam... - załkała cicho Jen, spuszczając lekko głowę i zaciskając oczy. Zrobiło mi się jej żal.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin! - syknęła Jess z łzami na policzkach. - Tak samo jak nie potrzebuję ciebie!
- Jessica, proszę cię, daj mi to wyjaśnić... - Jen spojrzała na nią zapłakana.
- Skończyłam, Jennifer... - cofnęła się o kilka kroków. - To koniec, nie chcę cię znać. Wracaj do Nicole, jesteście siebie warte - przyjęła tak obojętny ton głosu, że aż mnie dreszcz przeszedł.
- Jennifer...? - Logan spojrzał na nią zdziwiony. A ona nawet nie zareagowała. Słowa Jess trafiły ją jak piorun. Cofnęła się odruchowo, aby za chwilę wybiec z płaczem z domu.
- Nie mam ochoty na spacer... - mruknęła Jess, idąc do ogrodu, na co westchnąłem ciężko. I jak się spodziewałem, przesiedziała tam cały dzień do nikogo się nie odzywając.

*

- Jaka Nicole...? - spytałem po raz kolejny, gdy kilka dni później siedzieliśmy z chłopakami w jadalni i przy piwie graliśmy w karty.
- A nie mówiła ci nigdy o niej? - zagadnął Kendall.
- Nie, gdyby tak było teraz bym się nie zastanawiał, co ona ma z tym wspólnego... - mruknąłem.
- No tak, ale coś musi być na rzeczy skoro tak na nią zareagowała - Logan spojrzał w swoje karty.
- I co Jennifer ma z tym wspólnego? - zdziwił się Carlos.
- I to martwi mnie najbardziej - westchnąłem ciężko, opadając na oparcie krzesła.
- Niby czemu? - Kend na mnie spojrzał.
- Sam sobie odpowiedz... - przechyliłem głowę w jego stronę. - Przyjaźniły się od piaskownicy, coś się stało i w jednej chwili przestały ze sobą rozmawiać.
- Pytanie tylko: co Jennifer zrobiła? - Logan upił piwa ze swojej puszki.
- Byłeś z nią, to nam powiedz, do czego byłaby zdolna - Carlos na niego spojrzał.
- Ona? - zaśmiał się, opierając o krzesło. - Jeśli chodzi o najbliższych, to do wszystkiego.
- Logan, to nie jest zabawne - Kend wywrócił oczami. - Uruchom te szare komórki.
- Nigdy nic nie mówiła o tej całej Nicole? - zaciekawiłem się. - Musiała coś wspominać.
- Nie, nie przypominam sobie... - zamyślił się chwilę. - Ale opowiadała mi kiedyś o takim kolesiu, co chciał Jess do łóżka zaciągnąć... - mruknął. Na jego słowa momentalnie cały się spiąłem, a w środku aż mi się zagotowało ze złości.
- Jak to, do łóżka zaciągnąć? - Carlos z wrażenia odstawił puszkę na stół.
- Coś tam było ze studniówką... - zamyślił się. - Obiecał, że z nią pójdzie, jeśli zgodzi się na ten jeden warunek.
- Co za sukinsyn! - wstałem wściekły i zacząłem chodzić nerwowo po pomieszczeniu.
- Ale Jennifer dała mu nauczkę i się od niej odczepił... - mruknął, patrząc na mnie uważnie. Byłem wściekły! Miałem ochotę dorwać tego dupka i go zabić! Moja Jessica...!
- Coś jeszcze? - Kendall przeniósł na niego wzrok.
- Nic więcej mi nie mówiła... - Henderson wzruszył ramionami. - Zawsze mało o sobie opowiadała. Unikała tych tematów jak ognia. Dlatego są z Jessicą takie podobne.
- Nie porównuj ich - mruknął Carlos. - Różnią się od siebie pod wieloma względami.
- Na przykład? - zaśmiał się Logan.
- Jennifer ma czarny pas w karate, a Jess nigdy by na takie coś nie poszła - zaczął Pena.
- Jessica ma dobre serce, a Jen jest zimna jak lód... - Kendall się wzdrygnął, na co Carlos uderzył go w ramię.
- Aua! - syknął, łapiąc się za nią.
- Ale jedno je łączy... - zająłem swoje miejsce.
- Niby co? - spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Obie chcą spełniać swoje marzenia i bronią najbliższych jak tylko mogą... - mimowolnie uśmiechnąłem się lekko.
- No i brawo! - Logan klasnął w dłonie. - Tylko nie bardzo rozumiem, co to ma związek z naszym problemem.
- Boże, trzymajcie mnie, bo mu walnę! - Carlos przetarł twarz dłońmi, załamany.
- Ty serio jesteś strasznie tępy - stwierdził Kendall, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Wypraszam sobie! - oburzył się, zakładając ręce na piersi, na co parsknąłem śmiechem. No i tak zleciał nam czas do południa.
- James...? - moja ukochana dziewczyna przytuliła się do mnie od tyłu, gdy stałem przy szafie w poszukiwaniu koszulki.
- Tak? - spojrzałem na nią przez ramię. - Coś się stało?
- Nic, po prostu cię kocham... - zacisnęła mocno oczy, na co westchnąłem i usiadłem na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach.
- Powiesz mi, o co chodzi? - spytałem niepewnie. - Minęły już dwa tygodnie od tamtej nocy.
- Nie, nie chcę o tym rozmawiać... - mruknęła, tuląc się do mnie mocno.
- Wiesz dobrze, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać... - westchnąłem ciężko.
- Wiem, ale nie teraz, dobrze? - spojrzała na mnie.
- Dobrze... - poddałem się, na co pocałowała mnie delikatnie w policzek i ponownie się przytuliła. Siedzielibyśmy tak dłużej, gdyby nam nie przerwano. Do drzwi ktoś zapukał.
- James...? - do środka po cichu wszedł Carlos.
- Co jest?  - spojrzałem na niego zdziwiony, na co zamknął drzwi i usiadł obok mnie.
- Chodzi o Monic... - mruknął.
- Co z nią? Wróciła do ciebie? - uniosłem brwi do góry, tuląc do siebie Jessicę, gdy zasnęła.
- W tym sęk, że nie... - przetarł twarz dłońmi. - Wyjechała.
- Co?! - krzyknąłem cicho. - Dokąd?!
- Nie wiem... - jęknął załamany. - Powiedziała, że nie ma już dla nas szans skoro umawiam się z Jennifer.
- A umawiasz się? - zagadnąłem.
- No właśnie, że nie! - odparł, chociaż ciut za głośno, bo Jess poruszyła się niespokojnie.
- Ciszej... - mruknąłem karcącym głosem. - I co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mam zrobić? - spytał cicho. -  Ona nawet nie chce ze mną rozmawiać.
- Co za dziewczyna... - westchnąłem ciężko, przykładając policzek do czoła Jessici.
- Mi to mówisz? - westchnął, kładąc się na plecach. - Życie jest nie fair.
- Ej, masz swój pokój! - oburzyłem się rozbawiony.
- Pff! - wystawił mu język. - Wygodne macie to łóżko!
- Carlos, wynocha do siebie... - mruknęła Jess zaspanym głosem.
- Oj no już... - mruknął niezadowolony, idąc do drzwi. Po chwili jednak się odwrócił i podbiegł do niej, całując ją w policzek z uśmiechem.
- Eee... - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Dziękuję... - uśmiechnął się ciepło i wyszedł.
- Co to miało być? - spojrzałem na nią.
- To był Carlos... - zaśmiała się cicho, zamykając oczy.
- A ten buziak, hm? - udałem wielce obrażonego. - Mam być zazdrosny?
- Skarbie, a masz, o co? - usiadła przodem do mnie, odgarniając mi włosy z twarzy, na co dostałem natychmiastowych dreszczy.
- Wiesz, taka piękna dziewczyna, jak ty... - z uśmiechem założyłem jej włosy za ucho, po czym przygryzłem delikatnie jego płatek. Czułem jak jej oddech przyspiesza, jak jej ręce drżą pod wpływem emocji.
- To nie fair... - mruknęła cicho niedaleko mojego ucha.
- Co ty nie powiesz...? - zaśmiałem się cicho, jedną ręką przyciągając ją do siebie mocno i muskając ustami jej szyję. Odchyliła głowę, zaciskając dłonie na mojej koszulce. Uśmiechnąłem się szeroko, kładąc się po chwili na plecach.
- Kocham cię, mała... - spojrzałem jej w oczy.
- Ja ciebie też... - szepnęła cichutko, po czym położyła się na mnie, przytulając i chowając głowę pod moja brodą. Zamknąłem oczy, obejmując ją mocno. Bałem się, że za chwilę ktoś przyjdzie i mi ją zabierze. Na szczęście to tylko głupia myśl...




~*~


Jejku, nareszcie xd
Strasznie Was przepraszam, że dawno nic nie napisałam, ale kompletnie nie chciało mi się usiąść i tego skończyć. Zwłaszcza, że była taka ładna pogoda ;3
Ale mniejsza o to xd
Jak Wam się podoba rozdział z perspektywy Jamesa ... ? ;>
Przyznam się bez bicia, że nie miałam kompletnie pomysłu po ostatnim rozdziale, ale jak widać, coś tam wyskrobałam. Może nie jest za dobry, ale mi się osobiście podoba :)
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu xd Do następnego ;**