3 maja 2013

Rozdział 105

Da da daaaa .! ;>
Przewiduję nudny rozdział na dziś -,-




~*~




     Razem z Jennifer weszłam do domu, którego na szczęście rodzice nie sprzedali. I dobrze, przynajmniej jest pamiątka i przydaje się w takich chwilach. Zamknęłam drzwi na wszystkie zamki, po czym obie się rozejrzałyśmy.
- Czuję się, jak w jakimś horrorze... - mruknęła Jennifer, rozglądając się. Wszystkie meble i inne rzeczy były przykryte folią. W niektórych miejscach nawet powstały pajęczyny. W dodatku było przeraźliwie zimno.
- Musimy znaleźć jakieś stare pamiątki. Może na strychu coś będzie? - spojrzałam na nią.
- Nie znoszę strychów, tam zawsze dzieje się coś złego... - mruknęła, idąc na górę.
- Ja się dziwię, że Logan z tobą wytrzymuje - zaśmiałam się.
- Ani słowa! - zgromiła mnie spojrzeniem, na co uniosłam ręce w geście obronnym. Chwilę później stałyśmy pod odpowiednimi drzwiami. Jennifer odetchnęła głęboko i nacisnęła klamkę. Podłoga i drzwi skrzypnęły przeraźliwie. Spojrzałyśmy po sobie lekko przestraszone, po czym przełykając głośno ślinę, weszłyśmy do środka. Wszędzie było pełno kurzu i pajęczyn, co tylko przyprawiało mnie o dreszcze. Podeszłyśmy do jakichś kartonów i zaczęłyśmy nasze poszukiwania. Miałam nadzieję, że coś znajdziemy. W końcu moja mama bez powodu by się tak nie zdenerwowała...
- Jessica, to twoja mama... - oznajmiła Jennifer po godzinie, wyciągając z kartonu jakieś stare zdjęcia.
- Pokaż to... - usiadłam obok niej i przejrzałam fotografie. Na wszystkich była mama, jak miała szesnaście lat i jakiś chłopak, który nie był tatą.
- Tu są jakieś koperty... - zdziwiona, wyciągnęła z dna pudła dość dużo kopert, które połączone były gumką recepturką.
- Nie rozerwij ich... - mruknęłam, a ona ostrożnie przerwała gumkę i podała mi kilka kopert. W każdej były pieniądze i list od tego samego chłopaka.
- Wygląda na to, że wszystkie są od Bradley'a... - mruknęła Jennifer, spoglądając do kartona. - A to co? - zmarszczyła lekko brwi i wyciągnęła z niego jakąś starą książkę. Dmuchnęła na okładkę, a praktycznie cały kurz odleciał.
- Co to jest? - spytałam cicho.
- Nie wiem... - zdziwiona, położyła książkę na podłodze i ostrożnie ją otworzyła. - Wygląda na pamiętnik...
- Pusta strona? - uniosłam brwi do góry, gdy zobaczyłam, że pierwsza kartka jest niezapisana.
- Josephine Olson, 19 lutego roku 1969. Pamiątka ślubna dla Williama Olsona... - Jen przeczytała zapis na następnej karcie.
- 19 lutego? - zdziwiłam się. - To moje urodziny.
- I rocznica ślubu twojego dziadka... - mruknęła.
- Ale... - nie wiedziałam, co robić i mówić. Miałam kompletny mętlik w głowie.
- Jesteś z roku 1993, a twoja mama z 1978. Kyle jest od ciebie o trzy lata starszy, czyli wychodzi na to, że twoja mama miała piętnaście lat, kiedy się urodziłaś - spojrzała na mnie zdziwiona.
- Piętnaście...? Piętnaście lat...? - aż zabrakło mi powietrza.
- A kiedy urodził się twój brat miała dwanaście - mruknęła. - To by wyjaśniało, że jest taka młoda.
- Błagam, powiedz, że to żart...! - jęknęłam, wstając i łapiąc się za głowę.
- Przykro mi... - powiedziała cicho.
- Piętnaście lat, piętnaście lat...! - gadałam w kółko, a łzy stanęły mi w oczach. - Jak ona mogła?!
- Spójrz na pozytywy - Jen uśmiechnęła się lekko. - Gdyby tego nie zrobiła, nie siedziałabyś tu teraz ze mną.
- Dzięki, że jesteś... - przytuliłam ją i się popłakałam. Po jakimś kwadransie jakoś się uspokoiłam i obie zeszłyśmy na dół. Zabrałam pamiętnik babci. W końcu należał do dziadka. Nie wiedząc, co ze sobą zrobić, po prostu postanowiłyśmy wrócić do Los Angeles. Nawet nie obchodziło mnie to, że była już dziesiąta wieczorem. Chciałam jak najszybciej wyjaśnić tę sprawę.
- Będzie dobrze... - powiedziała cicho Jennifer, kiedy siedziałyśmy w samolocie. - No bo w końcu musi... - niemal szepnęła, po czym włożyła słuchawki w uszy i naciągnęła czapkę na oczy. Westchnęłam ciężko i oparłam głowę o szybę, podkulając do siebie nogi. Z wielkim mętlikiem w głowie zasnęłam.
      Obudziłam się dopiero, kiedy wylądowaliśmy w Los Angeles. Nie uśmiechało mi się to zbytnio, bo była trzecia nad ranem, a chciałam się wyspać.
- Jennifer, wstawaj... - szturchnęłam ją.
- Co jest? - spojrzała na mnie zaspana i się przeciągnęła.
- Jesteśmy w Los Angeles... - mruknęłam, zabierając swoje rzeczy. - Wszystko gra? - spojrzałam na nią zdziwiona i lekko zmartwiona. Nie miała za bardzo zadowolonej miny.
- Tak, w porządku, tylko coś sobie właśnie uświadomiłam - uśmiechnęła się, jak dla mnie wymuszenie.
- Powiesz co? - spytałam niepewnie.
- To nic ważnego... - mruknęła, a chwilę później opuściłyśmy samolot i pojechałyśmy taksówką do domu. Po cichu otworzyłam drzwi i dosłownie na palcach weszłyśmy do środka. Od razu Fox do nas podbiegł. Zaczął wesoło szczekać i machać ogonem.
- Ciii...! - Jennifer przyłożyła palec do ust. - Bo je obudzisz!
- Chodź tu, słoneczko... - szepnęłam, biorąc go na ręce, na co znowu zaczął szczekać. - Fox, cicho!
- Fox...? - usłyszałyśmy zaspany głos Christine. Chwilę później światło się zaświeciło, a ona weszła do przedpokoju.
- No czeeeść... - Jen głupio się wyszczerzyła.
- Dziewczyny? - przetarła oczy. - Miałyście wrócić po południu.
- Ale znalazłyśmy to, czego szukałyśmy i jesteśmy wcześniej - powiedziałam cicho.
- Przepraszamy, że cię obudziłyśmy... - dodała Jen skruszona.
- Nie szkodzi, a tak właściwie to... - zaczęła, ale nie dane było jej skończyć, bo na schodach pojawiła się wściekła Monic.
- Czy wyście kompletnie powariowały?! - syknęła cicho. - Jest trzecia w nocy!
- Też miło cię widzieć... - mruknęła Jennifer, zakładając ręce na piersi.
- Mo, nie złość się. Wsiadłyśmy w najwcześniejszy samolot... - broniłam nas.
- Nie obchodzi mnie to! - warknęła, a na wrogość w jej głosie odruchowo się cofnęłam.
- Przestań zgrywać wielką panią! - syknęła Jennifer. No pięknie, pomyślałam zrezygnowana.
- Proszę?! - oburzyła się.
- Dziewczyny, ciszej... - upomniała je Christine.
- Odkąd rozstałaś się z Carlosem zachowujesz się jak jakaś hrabina! - Jen nie odpuszczała. - Rozstawiasz wszystkich po kątach, wściekasz się o byle co i nie da się z tobą normalnie porozmawiać! - Mo z minuty na minutę miała coraz większe oczy. - A najgorsze z tego wszystkiego jest to, że Carlos jest na tyle głupi, żeby nadal cię kochać! Nie zasługujesz na niego! I albo się zmienisz, albo się wyprowadzasz!
- Co?! - krzyknęłyśmy w trójkę, patrząc na nią.
- Nie możesz mnie stąd wyrzucić! - syknęła Mo.
- Mogę! To dom Logana, więc nie masz nic do gadania! - Jen posłała jej zabójcze spojrzenie. Od tej strony jej nie znałam. Wiem, że z Carlosem ma najlepszy kontakt, ale żeby aż tak go broniła? A może faktycznie ona się w nim zakochała...?
- Dziewczyny, uspokójcie się, bo... - zaczęła Chrisie, a na schodach pojawił się mój dziadek.
- Co to za krzyki? - zdziwił się.
- Dziadku! - ucieszyłam się, podbiegając do niego.
- No cześć, wnusiu! - zaśmiał się, przytulając mnie i Foxa jednocześnie..
- Co ty tu robisz? Nie mówiłeś, że przyjeżdżasz... - uśmiech mi z twarzy nie schodził.
- Bo chciałem zrobić wam niespodziankę - zaśmiał się i spojrzał na Jennifer.
- Dzień dobry, panu... - uśmiechnęła się niepewnie. Oczy jej się lekko zaszkliły. No tak przecież ona ze swoim dziadkiem nie rozmawiała od roku, bo na starość stracił pamięć.
- Nie przywitasz się ze mną? - dziadek rozłożył ramiona z uśmiechem. Wahała się przez chwilę, a potem podbiegła i się przytuliła. Monic od razu poszła do siebie, a Christine zaraz po niej. My też postanowiłyśmy się położyć. W końcu rano muszę iść do mamy.




^*^
Kilka godzin później
^*^



- Mamo, otwieraj! - od dłuższego czasu dobijałam się do drzwi domu moich rodziców.
- Może wyszła? - Jen na mnie spojrzała.
- Może... - mruknęłam. - Cholera no!
- Chodź, wrócimy do domu. Może twój dziadek będzie coś wiedział - dodała cicho. Tak też zrobiłyśmy. Mam nadzieję, że wreszcie się dowiem, o co chodzi. Po drodze spotkałyśmy mojego braciszka, więc zgarnęłyśmy go do nas na obiad.
- Miałem nadzieję, że już nie będę musiał do tego wracać... - dziadek westchnął ciężko, kiedy skończyliśmy jeść, a ja niemal zażądałam odpowiedzi na moje pytania.
- Pogoda jest piękna, mamy czas - mruknął Kyle. W końcu jedliśmy w ogrodzie.
- Ja muszę już iść. Spóźnię się na sesję... - Monic wstała od stołu i weszła do domu.
- Niech pan opowiada, bo strasznie jestem ciekawa - Christine uśmiechnęła się lekko.
- Niech pomyślę... - dziadek się zastanowił dłuższą chwilę. - Ach tak... Zaczęło się od tego, że Susan znalazła sobie chłopaka, a potem zaszła z nim w ciążę...
- I wtedy urodziłem się ja... - mruknął Kyle.
- Tak. Wiele osób namawiało waszą matkę do aborcji. Zarówno przy pierwszej, jak i przy drugiej ciąży. Jednak ona się uparła, że wychowa was oboje... No i jak widać to się jej udało - uśmiechnął się dziadek.
- Kto jest naszym ojcem? - palnęłam.
- Na pewno nie Leonard... - spojrzał na nas uważnie. - Jak myślicie, dlaczego nigdy go nie lubiłem?
- Ożenił się z twoją córką, miałeś takie prawo... - zauważył Kyle.
- Chodziło raczej o to, że nigdy nie traktował was jak własne dzieci - wyjaśnił dziadek, a ja poczułam jak mi serce staje. - W końcu jego dziećmi nie byliście...
- A ich biologicznym ojcem... - zaczęła Jennifer.
- Jestem ja... - do ogrodu wszedł Bradley Cooper w towarzystwie mamy. Spojrzeliśmy na nich zdziwieni. No i zaczęła się wielka opowieść o tym, jak się poznali, jak to później ustalili, że Bradley wyjedzie do Los Angeles za pracą i będzie wysyłał mamie, co miesiąc listy i pieniądze na nasze utrzymanie. Ogólnie tak to miało wyglądać, ale pech chciał, że poszło inaczej. Nasza kochana mamusia zakochała się w naszym, fałszywym tatusiu. Kiedy miała osiemnaście lat wzięła z nim ślub i wyprowadziła się z domu.
- W sierpniu kończę osiemnaście i jakoś jeszcze nie mam dzieci i męża! - spojrzałam na nią zabójczo. - W ogóle, jak to możliwe, że skończyłam w zeszłym roku liceum?!
- Po prostu poszłaś wcześniej do szkoły. Byłaś bardzo mądrą dziewczynką, jak na swój wiek... - powiedziała cicho.
- Już osiemnaście? - zdziwił się Bradley. - Szybko zleciało.
- A ty nie myśl, że zaakceptuję cię, jako ojca! - syknęłam.
- Jessica! - mama się wkurzyła.
- Gdzie byłeś całe nasze życie?! - wyrzuciłam z siebie i wbiegłam do domu, a potem opuściłam go, kierując się do parku. Nie miałam najmniejszej ochoty z nikim gadać, więc usiadłam na jakiejś ławce i starałam się uspokoić. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam...




~*~



Jest taki, bo jest ... -,-
Nie podoba mi się kompletnie -,-
Nie wiem, kiedy pojawi się następny. Chyba dopiero wtedy, jak mi wena wróci -,-

11 komentarzy:

  1. Mi ogólnie podoba się każdy rozdział. Nie przejmuj się są lepsze i gorsze dni :)

    OdpowiedzUsuń
  2. O ja.. . Jak oni mogli ich okłamywać, przez tyle lat. o_0 Ale i tak prawda zawsze wyjdzie na jaw. Wspaniały rozdział. Mi się bardzo podoba.;* Mam nadzieję, ze wena szybko powróci więc czekam z niecierpliwością na nn.;**
    Pozdr. Pati

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak można tak dziecko raczej dzieci okłamywać przez tyle lat?! Masakra jakaś.. Dobrze, że dziadziuś jest. :) Rozdział jest genialny i nie przejmuj sie, że weny nie masz, bo jak dla mnie rozdział na prawdę wyszedł genialnie! Wiesz co ci powiem? Tęsknie za chłopakami.. Kiedy się pojawią? ^ ^
    czekam na kolejny rozdział ! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O rany, rany, ale się porobiło! Po tylu latach,dowiedzieć się, że twój ojciec, to jednak nie on. Ja bym psychicznie nie wytrzymała ;/
    Ale mam nadzieję, że z czasem go zaakceptuję i będzie wszystko dobrze :D
    Czekam na nn :*

    OdpowiedzUsuń
  5. rozdział z***bisty <33
    nie moge się doczekać nn;***
    chciałabym żeby chłopacy już wrócili;))
    niech wena ci szybko wraca i pisz dalej rozdziały!!;P
    pozdr.Wikusia;*****************!!

    OdpowiedzUsuń
  6. Rozdział jest super! Tobi prawie nigdy nie podobają się rozdziały, które napiszesz! (zresztą, ja mam podobnie więc... xD) A idź ty z tą weną, pisiaj mi szybko nn! ;)

    OMG... Się porobiło się! o.O Jak ją tak okłamywać można było?! Po tylu latach dowiedzieć się, że jej ojciec nie jest jej ojcem... I, że jej matka w wieku 18 lat miała męża i dzieci! o.O Dużo rzeczy się dowiedziała więc sie nie dziwię, że tak zasnęła na tej ławeczce... Tylko, żeby za jakiegoś menela jej nie wzięli xD A tak wgl, to tęsknię za chłopakami... Niech szybciej koncertują! :D

    PS. Zostałaś przeze mnie nominowana do Liebster Blog Award!!! :D Więcej co do tej nagrody znajdziesz u mnie, zapraszam;** --------> http://big-time-rush-lovestory-4ever-bypaula.blogspot.com/p/jeeejkuu-d-zostaam-nominowana-do.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Zostałaś nominowana to Liebster Blog Award. Więcej dowiesz się na http://bring-them-to-life.blogspot.com/p/nagrody.html :)

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę, tajemnica wyjaśniona, a teraz albo zaakceptować nowy stan rzeczy albo... W każdym razie wszyscy potrzebują czasu żeby ochłonąć. Czekam na ciąg dalszy i zapraszam http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl Pozdrawiam, Ciri

    OdpowiedzUsuń
  9. Nominowałam cię do Liebster Blog Awards :)
    Zapraszam: http://my-brother-is-famous.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. U mnie jakiś czas temu pojawiła się nowość. Zapraszam! http://invisible-btr.blogspot.com/
    Zauważyłam, że u Ciebie też mam zaległości, więc już to nadrabiam! Pozdrawiam, Joanna :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Boże ty masz talent!Odrazu pomyślałam żeby był James ! On by ją pocieszył! ;D ;D Supcio xD

    OdpowiedzUsuń