29 maja 2013

Rozdział 108

Witam po długiej przerwie xd
Przepraszam, że dawno mnie nie było, ale miałam pracowity maj, więc wiecie -,-
Ale rozdział się pojawia i mój iście genialny plan czas wprowadzić w życie ... ;>




~*~





- Możesz wreszcie przestać?! - na górze rozległ się krzyk Logana. Siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy telewizję, a słysząc hałas spojrzeliśmy po sobie zdziwieni.
- Sam zacząłeś, więc daj mi wreszcie spokój... - Jen była na serio znudzona, a po chwili schodziła ze schodów.
- Ja zacząłem, tak?! - Loggy zszedł za nią. - To ty mnie podsłuchiwałaś!
- Podsłuchiwałam? - odwróciła się do niego iście spokojna, a my spojrzeliśmy na nich zdziwieni. - Przypominam ci, że to też mój pokój.
- Ej, co to za krzyki? - do domu wszedł zdziwiony Kendall. - Słychać was na ulicy.
- Nic mnie to nie obchodzi! - syknął Henderson, ignorując blondyna. - Sądziłem, że jesteś lepiej wychowana! I jak ty w ogóle się ubierasz?! - złapał ją za nadgarstek.
- Puszczaj! - wyrwała się. - Spóźnię się!
- Niby dokąd?! - prychnął.
- A co ciebie to obchodzi?! - prychnęła. - Idź do Patrici! Może ci powie! - dodała i wyszła, trzaskając drzwiami. Logan mrucząc coś niezrozumiale pod nosem, poszedł do siebie.
- A im co znowu? - Kendall podrapał się po głowie.
- Nie wiem, ale mam ich już serdecznie dość - James przetarł twarz ręką. - Odkąd wróciliśmy nie robią nic innego, tylko się kłócą. No zwariować można!
- Nie chcę być okrutna, czy coś w tym stylu, ale Jennifer była o wiele milsza i spokojniejsza, gdy Logan był w trasie... - powiedziałam cicho, a oni spojrzeli na mnie dziwnie.
- Nie mówmy o tym - westchnął Carlos. - Christine w domu? - spojrzał na Kenda.
- Tak, odwiozłem ją - kiwnął głową i usiadł obok mnie, wzdychając ciężko.
- Tak mi pusto bez dziewczyn... - mruknęłam, ładując się Jamesowi na kolana. - Christine się wyprowadziła, Monic jest w Mediolanie i pracuje przy nowej sesji, a Jennifer na wszystkich wrzeszczy i się wścieka.
- Poprawka... - Kendall uniósł palec wskazujący do góry - ...nie wrzeszczy na ciebie i Carlosa.
- Nie wiem, co się z nią stało. Naprawdę nie wiem... - powiedziałam cicho, zaciskając oczy. James mocno mnie przytulił i pocałował w głowę.
- Będzie dobrze. Porozmawiam z nią... - Carlos uśmiechnął się ciepło, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Porozmawiamy z nią razem - spojrzałam na niego, na co kiwnął głową.
- No to się zbieramy... - westchnął Jamesa, a kwadrans później byliśmy w studiu Joe. Chłopcy napatrzeć się nie mogli. Oczywiście nie było z nami Logana. To nawet dobrze. Lepiej, żeby nie wiedział o pasji Jen.
- To tutaj... - wskazałam na drzwi z nazwiskiem mojej przyjaciółki, nazwą i logo jej grupy.
- Ktoś jest w środku... - mruknął Kendall i nacisnął klamkę. Wszyscy członkowie Born To Dance siedzieli na ławkach pod jedną ścianą i obserwowali, jak Jennifer prowadzi zajęcia dla pań. Stała z przodu i pokazywała ostatnie kroki.
- Dobrze! To teraz całość razem! - klasnęła w ręce. Nathan włączył od nowa piosenkę Ke$hy, a Rocky zajęła miejsce Jennifer i zaczęły tańczyć.
      Dziwiło mnie to, że Jen nie tańczy, gdy ma zajęcia. Zamiast je prowadzić stała z boku i popijała wodę. No ale co się dziwić? W końcu ma żałobę po dziadku. Nie mam nawet siły już z nią rozmawiać. Za każdym razem, kiedy wraca do domu, albo zaszyje się w kącie w jadalni, albo w naszym starym pokoju lub w ogrodzie. Czasami mam wrażenie, że odgrodziła się od reszty świata grubym murem, którego nie da się zburzyć. Bez przerwy płacze... Nie może sobie wybaczyć, że jej dziadek zmarł. Jakby to była jej wina... Wiele razy próbowałam jej to wybić z głowy, ale jest za bardzo uparta.
     Westchnęłam ciężko i po prostu wyszłam z sali, a za mną reszta. Włóczyłam się na końcu. Na nic nie miałam ochoty. Akurat przechodziliśmy przez park.
- Ej, mała, co jest? - James zmartwiony mnie przytulił. Pozostali tylko się odwrócili i ruszyli dalej.
- Martwię się o Jennifer... - powiedziałam cicho, po czym usiedliśmy na ławce, która stała obok.
- Czemu...? - spojrzał na mnie.
- Tuż przed waszym powrotem zmarł dziadek Jennifer - przytuliłam się do jego ramienia. - Od tamtej pory zamknęła się w sobie, nie chce rozmawiać. Załamała się...
- Dziwisz się jej? Bo ja nie... - mruknął szatyn, a ja spojrzałam na niego zdziwiona. - Pomyśl tylko, jej dziadek był jedną osobą, która wiedziała o niej wszystko, która potrafiła się z nią dogadać.
- Nawet mi nie ufała tak bardzo jak jemu... - dodałam cicho, ponownie się w niego wtulając.
- Sama widzisz. Załamała się, bo uznała, że została sama. Logan jej nie wspiera, bo nawet o tym nie wie... - zaczął.
- I lepiej, żeby tak zostało - wtrąciłam się.
- Idiota woli pisać i gadać z tą całą Patricią niż z własną dziewczyną - dodał i objął mnie ramieniem. Westchnęłam ciężko, pogrążając się w myślach.





^*^
Tydzień później, oczami Jennifer
^*^





- Muszę tam z wami jechać?! - jęknęłam, gdy Joe i Vivienne przyjechali po mnie, abym pomogła im w przygotowaniach do wesela.
- Musisz... - odpowiedział Parker.
- Ale ja nie chcę! - założyłam ręce na piersi. - Weźcie Rocky!
- Rocky jest w szkole, zapomniałaś? - zaśmiała się Vivi.
- Jakby nie mogła zwiać z lekcji, co ja jestem? - mruczałam pod nosem, idąc na górę. - Mam lepsze rzeczy do roboty niż jeżdżenie po mieście.
- Hej, Jennifer... - uśmiechnęła się Jess, którą mijałam.
- Wszystko gra? - zdziwił się James.
- Tak, tak... - machnęłam ręką, zabierając torebkę z sypialni. - Otaczają mnie sadyści... - zeszłam na dół.
- Ale marudzisz! - Joe wywrócił oczami.
- Jedź z nimi, a nie! - zaśmiała się Jessica. - Cały czas siedzisz w domu!
Mruknęłam coś pod nosem, a kwadrans później byliśmy na miejscu. Otworzyłam szeroko oczy ze zdziwienia, wychodząc z auta i patrząc na budynek przed sobą.
- No chyba sobie żartujecie...! - spojrzałam na nich zdziwiona.
- Nie... - zaśmiał się Parker.
- Skąd wzięliście na to kasę? - dodałam nadal w szoku.
- Odkładało się - Vivienne wzruszyła ramionami.
- Wow... - wydusiłam, ponownie patrząc na budynek.
- To jeszcze nic - Joe się wyszczerzył. - Musisz zobaczyć ogród.
Zaśmiałam się na to i weszliśmy do środka. Od razu poszliśmy do sali, w której miała odbyć się cała impreza.
- Jejciu... - wydusiłam. - Jak pięknie...
- O witam, przyszłą parę młodą - do towarzystwa dołączyła kobieta, na oko koło trzydziestki. - Jak się podobają dekoracje?
- Są piękne. A ile miejsca - uśmiechnęła się Vivienne.
- Specjalnie na życzenie pana młodego - zaśmiała się kobieta. - Prosił, aby pomieścić gości i zostawić miejsce na parkiet. Jak widać, udało się.
- I za to dziękuję - wyszczerzył się Parker.
- A pani to...? - spojrzała na mnie.
- Jennifer, świadkowa pana młodego - uścisnęłyśmy dłonie. - Pięknie państwu to wyszło - rozejrzałam się.
- A dziękuję. Może pani obejrzeć ogród, a ja przedstawię państwu menu - uśmiechnęła się, po czym w trójkę się oddalili, a ja skierowałam się do olbrzymich drzwi tarasowych, które były na końcu sali. Od razu znalazłam się na balkonie i aż dech w piersiach mi zaparło. Schodami, które były po mojej lewej, zeszłam na dół. Były w sam raz, a chwilę później stałam na dole. Ścieżka, którą ruszyłam, zaprowadziła mnie do fontanny. Rozejrzałam się zaciekawiona. Z lewej strony tego ,,ronda" nie było drogi, jak w przypadku innych kierunków, tylko trawa. Zdziwiona ostrożnie poszłam w tamtą stronę. Zatrzymałam się przy jakiejś kamiennej tablicy, opartej na cokole, która stała kilka metrów od furtki. Napis był zamazany i spękany. Mimowolnie przejechałam po nim opuszkami palców. Na samej górze widniała nazwa: Labirynt przeznaczenia.
- Jennifer...? - Joe położył mi rękę na ramieniu. - W porządku?
- Tak... Wracajmy... - spojrzałam na niego i odeszliśmy. Ostatni raz odwróciłam się w stronę labiryntu. Coś mnie do niego ciągnęło. Coś magicznego...





^*^
Oczami Jessici
^*^





- Ślub Joe i Vivienne już niedługo, a ja nadal nie mam sukienki - walnęłam się załamana na łóżku.
- No to zakupy... - mruknął mi James do ucha, na co przeszedł mnie widoczny dreszcz.
- Nie, bo będziesz chciał płacić! - prychnęłam i odwróciłam się do niego plecami.
- Jak ty mnie dobrze znasz... - zaśmiał się cicho, przytulając od tyłu. - Pójdziesz to będziesz mogła sama wybrać... - musnął moją szyję, na co zagryzłam dolną wargę.
- To chyba logiczne... - głos mi drżał.
- A jak zostaniesz to sam wybiorę ci sukienkę - uśmiechnął się szatańsko.
- I może od razu wyślesz mnie do klubu ze striptizem, co? - spojrzałam na niego.
- No wiesz?! - oburzył się. - W życiu bym ci takiej sukienki nie kupił, jeszcze ktoś by mi cię poderwał!
- Głupku, ile razy mam ci powtarzać, że kocham tylko ciebie? - objęłam jego twarz w dłonie.
- Aż do znudzenia... - wyszczerzył się, po czym musnął moje usta swoimi. Zaśmiałam się cichutko i odwzajemniłam równie delikatnie.
- Ooo... Jak obrzydliwie... - usłyszałam pogardliwy głos, po czym oderwałam się od Jamesa i zdziwiona spojrzałam w stronę drzwi, gdzie stała Patricia. A ta tu czego?!
- Puka się! - syknęłam. - Zresztą, co ty tu robisz?!
- Szukam Logana, umówiliśmy się na randkę - uśmiechnęła się szatańsko.
- No proszę, upadł tak nisko, żeby umawiać się ze szczurami... - Jen weszła do środka, kręcąc głową. Usiadła obok mnie.
- Spójrz na siebie, wywłoko! - syknęła, a Jennifer nawet nie drgnęła. Co jest?! Normalnie to by wyrzucała takie obraźliwe teksty, że Patricia z płaczem by uciekła.
- Jestem, sorki za spóźnienie... - Henderson pojawił się obok panny Taylor i bez niczego cmoknął ją w policzek.
- Weźcie, nie przy ludziach! - James zasłonił oczy.
- I kto tu się zachowuje obrzydliwie?! - prychnęłam, zakładając ręce na piersi.
- A wam co odbiło?! - Logan się ciut zdenerwował, podchodząc do nas.
- Mówią to, co widzą - Jen stanęła naprzeciwko niego. - A widzą kolesia, którego już nie obchodzą własni przyjaciele... - mruknęła, na co popchnął ją na łóżko.
- Jennifer! - spojrzałam na nią przerażona. Patrzyła na Logana z szeroko otwartymi oczami.
- Odbiło ci?! - James wstał, patrząc na niego morderczym wzrokiem.
- Mogłeś jej zrobić krzywdę! - wtrąciłam się. Brunet machnął tylko ręką i razem z Patricią wyszedł. Jennifer przetarła twarz dłońmi, a ja mocno ją przytuliłam. Coś mi się zdaje, że ta znajomość źle się skończy...






~*~



No i jest.! Jak Wam się podoba ? ;>
Bo mnie trochę xd
Nie jest taki, jaki chciałam, aby był, ale już nic nie zmienię, bo wyjdzie gorzej -,-
...więc cieszcie się tym, co macie ;p
A i jeszcze raz przepraszam, że mnie długo nie było :)

7 komentarzy:

  1. Ta Patricia jest zła. Logan weź odsłoń oczy. Ślub się zbliża!!! Oooo tak!!! Super rozdział, czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  2. super!!ale ta Patricia mnie wkurza!Wrrrrr!!Logan wykop ją z drzwi!!
    wtedy bym się cieszyła!!Hehehehehe!;))o.O już niedługo ślub<33
    już nie moge się doczekać nn^^THX^^Hihihih!!!
    pozdr.Maja;**********************************

    OdpowiedzUsuń
  3. Ta Patricia jest okropna . Nie lubię jej -,- Mam nadzieję, że Logan szybko się ocknie . Ooo ślub się zbliża . ;D ♥ Nie mogę się doczekać następnego .
    Paaati . *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. O M G ! Logan debilu! Głupia Patricia!! Logan nie myśli.. ciota jeden.. -,- Rozdział świetny i czekam na nowy! ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Logan, Logan, Logan. Dzieję się z tobą coś złego. I to bardzo złego. Nie rozumiem jak można tak traktować dziewczynę.
    Pff... ciekawa jestem jaką by James wybrał sukienkę. Chłopaki się prawie w ogóle nie znają na modzie. Choć znajdzie się taki, który wie co nie co.
    Czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. James i nasza Jessica <3 No przesłodko ^^ Logan, debilu -,- Przyp***dolę ci, jak mi zdradzisz Jen :X Patricia, zabiję cię, obiecałam sobie ostrzegać swoje ofiary i dawać im szansy, więc proszę ;D Ale mnie nie ucieniesz xD Czekam :*

    OdpowiedzUsuń
  7. jak nazywa sie ta dziewczyna co tu jest postacią Miley Evans?

    OdpowiedzUsuń