Rozdział dedykuję Nelly ;* i wszystkim Schmidterkom :D
~*~
- Musimy jej poszukać. Kto wie, gdzie się chowa w takiej pogodzie? - Jennifer chodziła z miejsca w miejsce.
- Skarbie, usiądź wreszcie, bo zaraz mi tu zemdlejesz - Loggy próbował przemówić jej do rozsądku.
- Nie zemdleję. Trzeba znaleźć Christine - wiedziałam, że jak Jen się na coś uprze to nie ma mocnych, żeby ją od tego odwieść.
- Popieram. Chrisie jest naszą przyjaciółką i nie możemy jej zostawić - dodałam hardo, chociaż byłam potwornie zmęczona.
- Rozdzielimy się i jej poszukamy - zarządził James.
- Przecież musiała schować się gdzieś przed deszczem - dodał Logan.
- Ja idę - odezwała się, ku zdziwieniu wszystkich, Monic.
- Monic... - szepnęłam.
- Czuję się winna temu, co się stało - dodała.
- Też idę - dodał hardo Carlos, a Mo spojrzała na niego niepewnie.
- Ja też - dodał Kend.
- I ja - odezwałam się.
- Skoro ty idziesz to ja też - James objął mnie w pasie.
- A co z nami? - oburzyła się Jen.
- Ty nie możesz się przemęczać, więc zostaniesz z Loganem w domu, na wypadek, gdyby Christine wróciła - wyjaśniłam.
- Ale... - chciała zaprotestować.
- Zostaniemy - zadecydował Loggy, a my wybiegliśmy z domu.
Nawet nie pomyśleliśmy, żeby wziąć samochód, czy coś. Po prostu wybiegliśmy na zewnątrz, tak jak staliśmy. Wpakowaliśmy się w istne piekło. Lało jak z cebra, co chwilę się błyskało, albo uderzał grzmot.
Sprawdzaliśmy już chyba wszędzie. Na przystankach, w każdym możliwym miejscu, w którym można było schować się przed deszczem. Zostało jedno, ale nie mieliśmy dużych nadziei, że Christine tam będzie...
- Christine! Christine! - wołał Kendall, gdy już wszyscy znaleźliśmy się w parku. Byliśmy całkowicie przemoczeni.
- Christine, odezwij się! - krzyczała Monic, rozglądając się.
- Sprawdzaliśmy już chyba wszędzie - jęknęłam.
- Niemożliwe, żeby zapadła się pod ziemię - dodał Carlos.
- Jest! - krzyknął James. Podbiegliśmy do niego. Christine siedziała skulona pod drzewem. Kendall od razu znalazł się obok niej.
- Boże, Christine! Odezwij się! - złapał ją za ramiona. - Jest zimna! - spojrzał na nas przerażony.
- Błagam, powiedz, że ona nie... - zaczęła Mo.
- Monic... przepraszam... - usłyszeliśmy cichy głos blondynki.
- Nic się nie stało - Mo się popłakała.
- Boże, nawet nie wiesz, jak się martwiłem! - Schmidt mocno ją do siebie przytulił.
- Wracajmy, bo za chwilę się pochorujemy - dodał Carlos. Kend wziął Chrisie na ręce i szybko ruszyliśmy do domu.
Czułam się potwornie. Byłam zmęczona, przemarznięta, przemoczona i w ogóle nic mi się nie chciało. Jedyne, o czym marzyłam to gorąca kąpiel i ciepłe łóżko.
Logan i Jennifer zajęli się Christine, a my mieliśmy jakoś się do porządku doprowadzić. Wzięłam długą, gorącą kąpiel, umyłam włosy i wskoczyłam do łóżka, które już grzał James. Od razu się do niego przytuliłam.
- A czym sobie zasłużyłem na takie czułości? - zaśmiał się i mnie objął.
- Bo cię kocham, zimno mi, jestem zmęczona... Mam wymieniać dalej? - mruknęłam, wtulając się bardziej w jego tors.
- Skarbie, tylko mi się nie rozchoruj - Jimmy się zmartwił i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Nie rozchoruję się. Która godzina? - dodałam. Czułam, jak usypiam.
- Już prawie rano - ziewnął i cmoknął mnie w czoło. Potem zasnęłam i straciłam wszelki kontakt ze światem. I całe szczęście, bo jeszcze chwila bez snu, a zaczęłabym bzikować.
Nie wiem ile dokładnie spałam, ale kiedy się obudziłam zegarek w moim telefonie wskazywał piętnastą. Chciałam się przytulić do Jamesa, ale go nie było. Rozejrzałam się po pokoju. Obok szafy stały puste walizki. No tak, w końcu jutro chłopcy lecą w trasę. Sześć miesięcy...
Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam ciuchy, które wcześniej zabrałam z szafy. Było mi potwornie zimno. Jak nic się przeziębiłam. Uczesałam się w koka i zeszłam na dół. Wszędzie panowała cisza.
- To niemożliwe, że jeszcze śpią - mruknęłam pod nosem. Nagle usłyszałam ciche rozmowy dobiegające z kuchni. Od razu tam poszłam. Chłopcy siedzieli z kawą przy blacie.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko.
- Hej, skarbie. Wyspałaś się? - James od razu mnie objął.
- Tak, tylko strasznie mi zimno - mruknęłam niezadowolona, przytulając się do niego.
- Na pewno się przeziębiłaś - stwierdził Carlos.
- Proszę, powinno ci pomóc - Kendall podał mi kubek z syropem mamy Jennifer, który moja BFF wczoraj zrobiła dla Christine. Od razu wzięłam łyk i przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
- Logan, co ty taki zamyślony? - zdziwiłam się, widząc, że brunet tępo gapi się w jeden punkt.
- A nic, nic - uśmiechnął się. - Tak tylko myślę.
- Aha... Dziewczyny jeszcze śpią? - zmieniłam temat.
- Tak - westchnął Carlos. Wyglądał, jak ktoś kto nie ma dla kogo żyć. Wcale mu się nie dziwię. Monic z nim zerwała, a on uważał ją za cały swój świat. Naprawdę, nie wyobrażam go sobie podczas tej trasy.
- Cześć, wam - do kuchni weszła zaspana Jennifer. Wgramoliła się Loganowi na kolana.
- Hej, jak się czujesz? - spytałam, gdy Kend wręczył jej kubek z gorącą czekoladą.
- W miarę dobrze, tylko głowa mi pęka - westchnęła, opierając głowę o ramię swojego chłopaka.
- Carlos podaj mi jej tabletki - odezwał się Loggy, a Latynos posłusznie wykonał jego polecenie.
- A co z Christine? - drążyłam dalej. Mama Jennifer jest pielęgniarką, dlatego moja przyjaciółka tyle wie o medycynie.
- Była przemarznięta i nic poza tym. Dałam jej syrop mojej mamy, tak na wszelki wypadek, żeby nie dostała zapalenia płuc - wyjaśniła, a Carlos zabrał się za robienie śniadania.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą i dopiłam swój syrop. Kendall wystawił na blat talerze i kubki. Zrobił każdemu gorącą czekoladę, a brudne naczynia umył.
- A co wy dzisiaj tacy chętni do pracy? - zdziwiła się Jennifer, jednak żaden z chłopaków jej nie odpowiedział. Jedyne, co zrobili, to to, że każdy odwrócił głowę w inną stronę.
Już miałam coś powiedzieć, ale do kuchni weszła Monic.
- Hej, a co tak ładnie pachnie? - uśmiechnęła się, przeczesując ręką swoje wilgne włosy.
- Carlos robi naleśniki - wyjaśniłam.
- Uwielbiam naleśniki - pisnęła i zaraz doskoczyła do Latynosa. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Carlosowi prawie gały wypadły.
- No co? Lubię naleśniki - mruknęła Mo speszona tym, że na nią patrzymy.
- Przecież nikt nic nie mówi - uśmiechnęła się Jennifer, jednocześnie bawiąc się guzikiem od koszuli Logana.
- Ale się patrzycie - Blue wystawiła jej język.
- Marudzisz - zaśmiałam się, gdy do kuchni weszła Christine (bez plecaka i pierścionka dop.aut.). Oczy miała czerwone, jakby przed chwilą płakała.
- Hej - przywitała się niepewnie.
- Cześć - uśmiechnął się Kendall.
- Jak już wstałaś to może zjesz z nami śniadanie? - zaproponował James.
- No nie wiem... - zaczęła niepewnie.
- Nie wygłupiaj się. Siadaj i jedz! - zganił ją Carlos i posadził na wolnym krześle. Zauważyłam, że Monic zaczęła się ciut denerwować. Czyżby była zazdrosna?
Pena nałożył każdemu naleśnika na talerz i wszyscy zabrali się za jedzenie. Później chwilę pogadaliśmy, posprzątaliśmy i wpadł Michael poinformować chłopaków o wylocie i takich tam.
- Złóż inaczej spodnie to wszystko się zmieści - powiedziałam rozbawiona, gdy James na siłę wpychał swoje ubrania do walizki.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty musisz się pakować - mruknął.
- Daj mi to, ofiaro - zaśmiałam się, zabierając od niego koszulki i inne ubrania. Poskładałam wszystko od nowa i zmieściło się w trzy walizki. W dodatku uwinęłam się w godzinę. Jak się później okazało chłopcy też byli już spakowani.
^*^
Oczami Kendalla
^*^
Kiedy już się spakowałem, postanowiłem sprawdzić, jak się czuje Christine. Wyszedłem ze swojego pokoju i skierowałem się do jej sypialni. Zapukałem delikatnie, ale nikt mi nie odpowiedział, więc po cichu wszedłem do środka.
Siedziała na starym łóżku Jessici i podpierała się łokciami o kolana. Słońce już zachodziło, a jego promienie cudownie komponowały się z jej włosami.
- Jak się czujesz? - spytałem, siadając obok niej.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz - mruknęła, wycierając łzy, które miała na policzkach.
- Czemu płaczesz? Coś się stało? - zdziwiłem się.
- Nie, wszystko w porządku - dodała, wstając i podchodząc do okna.
- Coś mi się nie wydaje - obstawałem przy swoim. Podszedłem do niej.
- Mógłbyś chociaż raz się nie wtrącać! - warknęła, piorunując mnie wzrokiem.
- Przepraszam, że się martwię! - podniosłem głos.
- Nikt cię o to nie prosił! - krzyknęła.
- Racja, to po co w ogóle z tobą rozmawiam?! - wkurzyłem się.
- Bo jesteś głupi! - krzyknęła mi prosto w twarz, ale zaraz zasłoniła usta dłonią. Cała złość ze mnie uleciała. Skierowałem się do drzwi.
- Kendall, ja nie... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Żałuję, że ci pomagałem. Żałuję, że się spotkaliśmy - odwróciłem głowę w jej stronę. - Już raz ktoś mnie oszukał i nie mam zamiaru tego powtarzać.
Wyszedłem. Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. W ogóle z nikim nie chciałem rozmawiać. Nie po tym, co od niej usłyszałem.
Walnąłem się na łóżko w swoim pokoju i ukryłem twarz w dłoniach.
- Cholera! - mruknąłem, gdy zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz.
- Kevin? Czego chcesz? - odebrałem.
- Hej, braciszku, cóż za miłe powitanie - mruknął sarkastycznie. - Co jest?
- Szkoda gadać - jęknąłem.
- Dziewczyna? - spytał prosto z mostu.
- Można tak powiedzieć - dodałem.
- Tylko mi nie mów, że znowu jesteś z tą czarną wiedźmą - ciut się zdenerwował. Kev nigdy nie lubił Nathalie. Zawsze mówił, że jest jakaś dziwna i miał rację... niestety.
- Nie, to nie o nią chodzi... - mruknąłem. - O Christine.
- O tą śliczną blondyneczkę, która była z wami na tym balu? - spytał, żeby się upewnić.
- Nie mów tak o niej! - skarciłem go.
- No, już, już... Spokojnie, a wracając do tematu... Co z nią?
- Pokłóciliśmy się - mruknąłem niezadowolony.
- O co? - zaciekawił się.
- Powiedziała, że jestem głupi, a ja jej nagadałem, że żałuję, że się spotkaliśmy - wyjaśniłem.
- Uuu... Nieźle, ale dziewczyna ma rację. Jesteś głupi - stwierdził.
- Dzięki, nie ma to jak wsparcie starszego brata - dodałem ironicznie.
- Kendall, do cholery! Weź się w końcu ogarnij! Tylko ty jeszcze nie masz dziewczyny, a założyłem się z ojcem, że prędzej się ożenisz niż ja czy Kenneth! - krzyknął.
- No to masz problem, bo do końca życia będę singlem - gadałem bardziej do siebie niż do niego.
- Ty mnie w ogóle nie denerwuj! Chłopie, Kenneth i ja mamy już żony i dzieci, a ty co?! - nie odpuszczał. Szczerze, to miałem gdzieś to, że na mnie krzyczał.
- Dziwne by było, gdyby takie staruszki były singlami - zaśmiałem się.
- Nie wymądrzaj się! - zganił mnie.
- Bo co? Nawet jeśli ktoś miałby mi się spodobać to kto to by był? Nathalie?
- Błagam cię, nie wypowiadaj tego imienia! - chyba ciarki go przeszły. - A co z tą, jak ona ma...? Christine?
- Proszę cię, nic nas nie łączy. Ona ma swój świat, ja mam swój - westchnąłem.
- Stary, radzę ci, dobrze się zastanów podczas tej trasy, co do niej czujesz, bo ktoś sprzątnie ci ją sprzed nosa. Muszę kończyć, bo dzieciaki mnie wołają. Trzymaj się - i się rozłączył, a ja zasnąłem z mętlikiem w głowie.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
Skończyłem się pakować i postanowiłem wziąć prysznic, i iść spać. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na fotel, w efekcie zostałem w samym czarnych jeansach. Odwróciłem się i na komodzie dostrzegłem ramkę ze zdjęciem, na którym byłem z Monic. Wziąłem ją do ręki i powoli wycofałem się, i usiadłem na łóżku. Wbiłem wzrok w moją, teraz już byłą, dziewczynę.
Tak żałuję tego, co się stało. Cud w ogóle, że się jeszcze jakoś trzymam.
Postawiłem ramkę na stolik, który stał obok łóżka, i położyłem się na plecach, jednocześnie zakrywając twarz dłońmi. Chciałem, żeby było, jak dawniej. Chciałem, żeby moja Monic wróciła...
Ktoś zapukał.
- Proszę - mruknąłem, uchylając jedno oko. Do środka weszła Ona.
- Monic... - szybko się podniosłem.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale chciałam zabrać swoją książkę - wskazała na przedmiot, który leżał na szafce obok łóżka. Podałem jej ją.
- Monic, proszę, porozmawiaj ze mną - złapała za drugi brzeg książki.
- Nie mamy o czym rozmawiać - mruknęła i wyrwała trzymany przeze mnie przedmiot.
- Błagam cię, ja ci to wszystko wyjaśnię - złapałem ją za nadgarstek, kiedy chciała wyjść.
- Powiedziałam ci już, nie chcę twoich wyjaśnień - spojrzała na mnie wrogo i się wyrwała. - Całowałeś się z Christine, dla mnie to wystarczający powód, żeby z tobą zerwać.
- Zrozum, kocham tylko ciebie! - jęknąłem niemalże bliski płaczu.
- Też cię kochałam, ale ty odebrałeś mi nadzieję w to, że mogłabym dla kogoś żyć - dodała ze łzami w oczach i wyszła, a ja załamany opadłem na łóżko.
- To koniec... Straciłem ją na zawsze... - ukryłem twarz w dłoniach i poczułem, jak po chwili stają się mokre. Płakałem...
~*~
No i jest.! I jak podoba się Wam? Bo szczerze powiedziawszy, ja jestem z siebie dumna ^^ . Ale liczę na Waszą opinię ;p .
- A czym sobie zasłużyłem na takie czułości? - zaśmiał się i mnie objął.
- Bo cię kocham, zimno mi, jestem zmęczona... Mam wymieniać dalej? - mruknęłam, wtulając się bardziej w jego tors.
- Skarbie, tylko mi się nie rozchoruj - Jimmy się zmartwił i mocniej mnie do siebie przytulił.
- Nie rozchoruję się. Która godzina? - dodałam. Czułam, jak usypiam.
- Już prawie rano - ziewnął i cmoknął mnie w czoło. Potem zasnęłam i straciłam wszelki kontakt ze światem. I całe szczęście, bo jeszcze chwila bez snu, a zaczęłabym bzikować.
Nie wiem ile dokładnie spałam, ale kiedy się obudziłam zegarek w moim telefonie wskazywał piętnastą. Chciałam się przytulić do Jamesa, ale go nie było. Rozejrzałam się po pokoju. Obok szafy stały puste walizki. No tak, w końcu jutro chłopcy lecą w trasę. Sześć miesięcy...
Wstałam z łóżka i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i założyłam ciuchy, które wcześniej zabrałam z szafy. Było mi potwornie zimno. Jak nic się przeziębiłam. Uczesałam się w koka i zeszłam na dół. Wszędzie panowała cisza.
- To niemożliwe, że jeszcze śpią - mruknęłam pod nosem. Nagle usłyszałam ciche rozmowy dobiegające z kuchni. Od razu tam poszłam. Chłopcy siedzieli z kawą przy blacie.
- Dzień dobry - uśmiechnęłam się lekko.
- Hej, skarbie. Wyspałaś się? - James od razu mnie objął.
- Tak, tylko strasznie mi zimno - mruknęłam niezadowolona, przytulając się do niego.
- Na pewno się przeziębiłaś - stwierdził Carlos.
- Proszę, powinno ci pomóc - Kendall podał mi kubek z syropem mamy Jennifer, który moja BFF wczoraj zrobiła dla Christine. Od razu wzięłam łyk i przyjemne ciepło rozeszło się po moim ciele.
- Logan, co ty taki zamyślony? - zdziwiłam się, widząc, że brunet tępo gapi się w jeden punkt.
- A nic, nic - uśmiechnął się. - Tak tylko myślę.
- Aha... Dziewczyny jeszcze śpią? - zmieniłam temat.
- Tak - westchnął Carlos. Wyglądał, jak ktoś kto nie ma dla kogo żyć. Wcale mu się nie dziwię. Monic z nim zerwała, a on uważał ją za cały swój świat. Naprawdę, nie wyobrażam go sobie podczas tej trasy.
- Cześć, wam - do kuchni weszła zaspana Jennifer. Wgramoliła się Loganowi na kolana.
- Hej, jak się czujesz? - spytałam, gdy Kend wręczył jej kubek z gorącą czekoladą.
- W miarę dobrze, tylko głowa mi pęka - westchnęła, opierając głowę o ramię swojego chłopaka.
- Carlos podaj mi jej tabletki - odezwał się Loggy, a Latynos posłusznie wykonał jego polecenie.
- A co z Christine? - drążyłam dalej. Mama Jennifer jest pielęgniarką, dlatego moja przyjaciółka tyle wie o medycynie.
- Była przemarznięta i nic poza tym. Dałam jej syrop mojej mamy, tak na wszelki wypadek, żeby nie dostała zapalenia płuc - wyjaśniła, a Carlos zabrał się za robienie śniadania.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą i dopiłam swój syrop. Kendall wystawił na blat talerze i kubki. Zrobił każdemu gorącą czekoladę, a brudne naczynia umył.
- A co wy dzisiaj tacy chętni do pracy? - zdziwiła się Jennifer, jednak żaden z chłopaków jej nie odpowiedział. Jedyne, co zrobili, to to, że każdy odwrócił głowę w inną stronę.
Już miałam coś powiedzieć, ale do kuchni weszła Monic.
- Hej, a co tak ładnie pachnie? - uśmiechnęła się, przeczesując ręką swoje wilgne włosy.
- Carlos robi naleśniki - wyjaśniłam.
- Uwielbiam naleśniki - pisnęła i zaraz doskoczyła do Latynosa. Spojrzeliśmy po sobie zdziwieni. Carlosowi prawie gały wypadły.
- No co? Lubię naleśniki - mruknęła Mo speszona tym, że na nią patrzymy.
- Przecież nikt nic nie mówi - uśmiechnęła się Jennifer, jednocześnie bawiąc się guzikiem od koszuli Logana.
- Ale się patrzycie - Blue wystawiła jej język.
- Marudzisz - zaśmiałam się, gdy do kuchni weszła Christine (bez plecaka i pierścionka dop.aut.). Oczy miała czerwone, jakby przed chwilą płakała.
- Hej - przywitała się niepewnie.
- Cześć - uśmiechnął się Kendall.
- Jak już wstałaś to może zjesz z nami śniadanie? - zaproponował James.
- No nie wiem... - zaczęła niepewnie.
- Nie wygłupiaj się. Siadaj i jedz! - zganił ją Carlos i posadził na wolnym krześle. Zauważyłam, że Monic zaczęła się ciut denerwować. Czyżby była zazdrosna?
Pena nałożył każdemu naleśnika na talerz i wszyscy zabrali się za jedzenie. Później chwilę pogadaliśmy, posprzątaliśmy i wpadł Michael poinformować chłopaków o wylocie i takich tam.
- Złóż inaczej spodnie to wszystko się zmieści - powiedziałam rozbawiona, gdy James na siłę wpychał swoje ubrania do walizki.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty musisz się pakować - mruknął.
- Daj mi to, ofiaro - zaśmiałam się, zabierając od niego koszulki i inne ubrania. Poskładałam wszystko od nowa i zmieściło się w trzy walizki. W dodatku uwinęłam się w godzinę. Jak się później okazało chłopcy też byli już spakowani.
^*^
Oczami Kendalla
^*^
Kiedy już się spakowałem, postanowiłem sprawdzić, jak się czuje Christine. Wyszedłem ze swojego pokoju i skierowałem się do jej sypialni. Zapukałem delikatnie, ale nikt mi nie odpowiedział, więc po cichu wszedłem do środka.
Siedziała na starym łóżku Jessici i podpierała się łokciami o kolana. Słońce już zachodziło, a jego promienie cudownie komponowały się z jej włosami.
- Jak się czujesz? - spytałem, siadając obok niej.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz - mruknęła, wycierając łzy, które miała na policzkach.
- Czemu płaczesz? Coś się stało? - zdziwiłem się.
- Nie, wszystko w porządku - dodała, wstając i podchodząc do okna.
- Coś mi się nie wydaje - obstawałem przy swoim. Podszedłem do niej.
- Mógłbyś chociaż raz się nie wtrącać! - warknęła, piorunując mnie wzrokiem.
- Przepraszam, że się martwię! - podniosłem głos.
- Nikt cię o to nie prosił! - krzyknęła.
- Racja, to po co w ogóle z tobą rozmawiam?! - wkurzyłem się.
- Bo jesteś głupi! - krzyknęła mi prosto w twarz, ale zaraz zasłoniła usta dłonią. Cała złość ze mnie uleciała. Skierowałem się do drzwi.
- Kendall, ja nie... - zaczęła, ale jej przerwałem.
- Żałuję, że ci pomagałem. Żałuję, że się spotkaliśmy - odwróciłem głowę w jej stronę. - Już raz ktoś mnie oszukał i nie mam zamiaru tego powtarzać.
Wyszedłem. Nie miałem najmniejszej ochoty z nią rozmawiać. W ogóle z nikim nie chciałem rozmawiać. Nie po tym, co od niej usłyszałem.
Walnąłem się na łóżko w swoim pokoju i ukryłem twarz w dłoniach.
- Cholera! - mruknąłem, gdy zadzwonił mój telefon. Wyciągnąłem go z kieszeni i zerknąłem na wyświetlacz.
- Kevin? Czego chcesz? - odebrałem.
- Hej, braciszku, cóż za miłe powitanie - mruknął sarkastycznie. - Co jest?
- Szkoda gadać - jęknąłem.
- Dziewczyna? - spytał prosto z mostu.
- Można tak powiedzieć - dodałem.
- Tylko mi nie mów, że znowu jesteś z tą czarną wiedźmą - ciut się zdenerwował. Kev nigdy nie lubił Nathalie. Zawsze mówił, że jest jakaś dziwna i miał rację... niestety.
- Nie, to nie o nią chodzi... - mruknąłem. - O Christine.
- O tą śliczną blondyneczkę, która była z wami na tym balu? - spytał, żeby się upewnić.
- Nie mów tak o niej! - skarciłem go.
- No, już, już... Spokojnie, a wracając do tematu... Co z nią?
- Pokłóciliśmy się - mruknąłem niezadowolony.
- O co? - zaciekawił się.
- Powiedziała, że jestem głupi, a ja jej nagadałem, że żałuję, że się spotkaliśmy - wyjaśniłem.
- Uuu... Nieźle, ale dziewczyna ma rację. Jesteś głupi - stwierdził.
- Dzięki, nie ma to jak wsparcie starszego brata - dodałem ironicznie.
- Kendall, do cholery! Weź się w końcu ogarnij! Tylko ty jeszcze nie masz dziewczyny, a założyłem się z ojcem, że prędzej się ożenisz niż ja czy Kenneth! - krzyknął.
- No to masz problem, bo do końca życia będę singlem - gadałem bardziej do siebie niż do niego.
- Ty mnie w ogóle nie denerwuj! Chłopie, Kenneth i ja mamy już żony i dzieci, a ty co?! - nie odpuszczał. Szczerze, to miałem gdzieś to, że na mnie krzyczał.
- Dziwne by było, gdyby takie staruszki były singlami - zaśmiałem się.
- Nie wymądrzaj się! - zganił mnie.
- Bo co? Nawet jeśli ktoś miałby mi się spodobać to kto to by był? Nathalie?
- Błagam cię, nie wypowiadaj tego imienia! - chyba ciarki go przeszły. - A co z tą, jak ona ma...? Christine?
- Proszę cię, nic nas nie łączy. Ona ma swój świat, ja mam swój - westchnąłem.
- Stary, radzę ci, dobrze się zastanów podczas tej trasy, co do niej czujesz, bo ktoś sprzątnie ci ją sprzed nosa. Muszę kończyć, bo dzieciaki mnie wołają. Trzymaj się - i się rozłączył, a ja zasnąłem z mętlikiem w głowie.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
Skończyłem się pakować i postanowiłem wziąć prysznic, i iść spać. Zdjąłem koszulkę i rzuciłem ją na fotel, w efekcie zostałem w samym czarnych jeansach. Odwróciłem się i na komodzie dostrzegłem ramkę ze zdjęciem, na którym byłem z Monic. Wziąłem ją do ręki i powoli wycofałem się, i usiadłem na łóżku. Wbiłem wzrok w moją, teraz już byłą, dziewczynę.
Tak żałuję tego, co się stało. Cud w ogóle, że się jeszcze jakoś trzymam.
Postawiłem ramkę na stolik, który stał obok łóżka, i położyłem się na plecach, jednocześnie zakrywając twarz dłońmi. Chciałem, żeby było, jak dawniej. Chciałem, żeby moja Monic wróciła...
Ktoś zapukał.
- Proszę - mruknąłem, uchylając jedno oko. Do środka weszła Ona.
- Monic... - szybko się podniosłem.
- Przepraszam, że ci przeszkadzam, ale chciałam zabrać swoją książkę - wskazała na przedmiot, który leżał na szafce obok łóżka. Podałem jej ją.
- Monic, proszę, porozmawiaj ze mną - złapała za drugi brzeg książki.
- Nie mamy o czym rozmawiać - mruknęła i wyrwała trzymany przeze mnie przedmiot.
- Błagam cię, ja ci to wszystko wyjaśnię - złapałem ją za nadgarstek, kiedy chciała wyjść.
- Powiedziałam ci już, nie chcę twoich wyjaśnień - spojrzała na mnie wrogo i się wyrwała. - Całowałeś się z Christine, dla mnie to wystarczający powód, żeby z tobą zerwać.
- Zrozum, kocham tylko ciebie! - jęknąłem niemalże bliski płaczu.
- Też cię kochałam, ale ty odebrałeś mi nadzieję w to, że mogłabym dla kogoś żyć - dodała ze łzami w oczach i wyszła, a ja załamany opadłem na łóżko.
- To koniec... Straciłem ją na zawsze... - ukryłem twarz w dłoniach i poczułem, jak po chwili stają się mokre. Płakałem...
~*~
No i jest.! I jak podoba się Wam? Bo szczerze powiedziawszy, ja jestem z siebie dumna ^^ . Ale liczę na Waszą opinię ;p .
Super rozdział :D Tylko James jest taką ciamajdą i nie umie się spakować .? Biedna Monic, oby wybaczyła Carlosowi :P Czekam na nn :D
OdpowiedzUsuńFantastyczny rozdział! James ofiara nie potrafi się spakować ;) Biedny Carlito... Oby jak najszybciej wrócili do siebie z Monic. Niech da mu wytłumaczyć, co się stało! Kendall też biedny... Dlaczego mój blondasek ma zawsze problemy z dziewczynami?? A Christine mogła się powstrzymać. Zraniła go, choć nie jest jej obojętny, bo to widać. Oby zdążyła przed wyjazdem przeprosić go, a najlepiej pocałować. I to namiętnie! :D Tylko u Logiego i Jennifer jest perfecto, jak nigdy! Oby jak najdłużej :] Czekam na nn ;**
OdpowiedzUsuń~Epic/Pauli$
boże jaki cudny rozdział *_______*
OdpowiedzUsuńBoskie, na końcu sama prawie się popłakałam.
OdpowiedzUsuńJuż nie mogę doczekać nn.
OdpowiedzUsuńRed Rose
I masz z czego być dumnaa!! TOO JESSTT ŚWIIEETNEE!! ;D Kocham tego bloga! Ale chyba jednak ci urwę tą głowę. Jak mogłaś skłócić tych blodnasków, noo? ;C Pogódź ich jeszcze przed trasą ;**
OdpowiedzUsuńCzekam na nn ;** <3
Boski rozdział..! No wiesz teraz przed tą trasą wszystkich skłóciłaś.. oj no nie ładnie.. Zajebiaszczy rozdział czekam na nn :)
OdpowiedzUsuń;( Mam mokre ślepka. Jakby się kto pytał, to one tylko się pocą ;( To było słodkie, ale za dużo tu kłótni, jak na mój mały rozumek :( I jeszcze ta trasa... Jakoś od razu się wszystkiego odechciewa :p Ten rozdział był cudny. Zresztą tak, jak każdy twój ;* Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńSuper rozdzial! Mam nadzieje ze Monic wkoncu przejrzy na oczy i wybaczy Carlosowi... Ciekawe co sie stanie podczas trasy, bo jestem pewna ze nie dasz im spokojnie i w szczesciu pozyc ;p juz sie niemoge nn doczekac! Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń~Paula:*
Normalnie sie popłakałam jak czytałam końcówke;( Boże.... Mo wybacz Carloswoi;d
OdpowiedzUsuńCelu$ka
http://asialovebtr.blogspot.com Rozdział 15 :D
OdpowiedzUsuńNormalnie to jest cudowne . . Prawie się popłakałam na końcu . Biedny Carlito :( współczuję mu .. czekam na nn
OdpowiedzUsuńRozdział po prostu fantastyczny.:** Pisz szybko następny. Zapraszam na kolejny rozdział u mnie: http://opowiadanie-o-btr.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńMatko jak słodko.
OdpowiedzUsuńJames ciamajda nie umie się spakowa.