1 grudnia 2012

Rozdział 79

Wiem, wiem, wiem... Jestem paskudna, że Was tak długo trzymałam w niepewności, ale miałam masę nauki w ostatnich dniach, więc wiecie, ale już jestem, więc zapraszam na rozdział... :D

~*~


- Boże, Logan, uspokój się do cholery! - James od przeszło dwudziestu minut próbował uspokoić Hendersona, który od zmysłów odchodził po telefonie Jennifer. Sama ledwo się na nogach trzymałam. W głowie mi się ze strachu kręciło. W dodatku pobladłam i brzuch mnie rozbolał. Matko, jak coś stało się Jennifer to chyba nie przeżyję! Ona jest dla mnie jak siostra, której nigdy nie miałam. Mam brata, ale co to ma do rzeczy? Tak, mam starszego o dwa lata brata, który studiuje i pracuje w Anglii. Wyjechał, jak miałam piętnaście lat. Pisaliśmy ze sobą, ale potem jakoś ten kontakt się urwał. Boże, o czym ja gadam?! Moja najlepsza przyjaciółka ma kłopoty, może coś jej się stało, a ja się o rodzinę martwię! Jejku, ja już chyba na łeb dostaję, że tak gadam! 
- Ja muszę ją znaleźć, a co jeśli coś jej się stało?! - Loggy panikował.
- Nic jej nie jest! - James podniósł głos i spojrzał na mnie. - Skarbie, jeszcze ty? No proszę was, Jennifer jest cała  i zdrowa!
Jimmy pomógł usiąść mi na kanapie i przyniósł mi wody.
- Spróbuj do niej zadzwonić - zaproponował Maslow, podając Loggiemu jego komórkę. Drżącymi dłońmi wybrał numer do swojej dziewczyny. Dobrze, że chociaż James jest opanowany, bo chyba byśmy kompletnie zbzikowali ze strachu.
- Nie odbiera - jęknął brunet, odsuwając telefon od ucha po kolejnej nieudanej próbie dodzwonienia się do Jen. 
- Cholera! - James założył ręce na piersi i chodził z miejsca w miejsca. Chyba próbował coś wymyślić.
- I co teraz? Jak coś jej się stało to chyba nie przeżyję - Logan ukrył twarz w dłoniach.
- Jessica, a może ci się wydawało, że słyszałaś strzał? - James pełen nadziei usiadł obok mnie. 
- Właśnie, może tylko ci się wydawało - Loggy był równie pełen nadziei, co szatyn.
- Na pewno nie. Słyszałam wystrzał pistoletu - uparłam się.
- No to po ptakach - James głośno westchnął, opierając dłonie na kolanach. - Nie wiemy, co się stało. Nie wiemy, gdzie ona jest. Nie wiemy, czy jest cała. Nic nie wiemy.
- Stary, dołuj mnie jeszcze bardziej - mruknął Logan. - Ja tak bardzo tego chcę, że ty sobie nie wyobrażasz.
- No sorry, ale mówię jak jest - dodał Maslow i włączył telewizor. Leciały wiadomości. Mówili o jakiejś strzelaninie w centrum miasta. Niby było kilku ciężko rannych, ale tych od razu przewieźli do szpitala.
- Najdziwniejsze jest to, że w sam środek tego bagna wpakowała się Jennifer Jayde, dziewczyna Logana Hendersona - odezwał się reporter, a brunet pobladł jak ściana. Nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku, nawet palcem nie ruszył. James szybko wyłączył telewizor. Logan wyglądał, jakby cały świat mu się zawalił, jakby uleciało z niego życie. 
- Logan, to nie oznacza, że coś jej się stało - zaczął James.
- Nie?! To w takim razie, co?! - wrzasnął brunet, patrząc na nas wrogo. Miał łzy w oczach. Wcale mu się nie dziwię. Sama nie wiem kiedy, ale też się popłakałam.
- Nic jej nie jest. Wiem to - mruknął James, a Fox wskoczył Loggiemu na kolana i zaczął lizać go po twarzy.
- Za bardzo ją kocham, żeby dać jej teraz odejść - dodał brunet i pobiegł na górę. Gdy tylko dotarł do mnie sens jego słów, popłakałam się na dobre. James tylko mnie przytulił i próbował uspokoić. Siedzieliśmy tak długo, aż zasnęłam.
        Obudziłam się gdzieś koło ósmej wieczorem. Leżałam w łóżku. Słońce już zachodziło, a Fox leżał na swoim legowisku i smacznie spał. Nie miałam ochoty nigdzie się ruszać. Jednak świadomość, że Jennifer wróciła cała i zdrowa do domu, nie dawała mi spokoju. Wyskoczyłam z łóżka i zbiegłam na dół. Chłopcy siedzieli w salonie z piwem i o czymś gadali. Brakowało tylko Carlosa, który pewnie nadal siedzi zamknięty u siebie.
- Hej - uśmiechnęłam się lekko i wgramoliłam się na kanapę obok Jamesa. Objął mnie bez słowa i cmoknął w usta.
- Cześć, śpiochu - zaśmiał się Kendall.
- Daj mi spokój, małpo - rzuciłam w niego poduszką.
- Czemu małpo? - zachichotał James.
- Bo się tak zachowuje - wyjaśniłam. 
- Ej, a gdzie jest... ? - zaczął Kendall, ale jego wypowiedź przerwał mój dzwoniący telefon. Wyciągnęłam go z kieszeni i odebrałam.
- Halo? - chłopcy patrzyli na mnie wyczekująco. Zwłaszcza Logan.
- Jessica? Tu Joe - usłyszałam i nie powiem, zdziwiłam się jak cholera.
- Coś się stało? Skąd masz mój numer? - pytałam.
- To teraz jest nie ważne - wtrącił. - Dzwonię, żeby ci powiedzieć, że Jennifer jest u mnie. Przyjedź po nią.
- Jest u ciebie?! Jak?! Skąd?! Czemu?! Nic jej nie jest?! - zdenerwowałam się. Po pierwsze, nie wiem, czy Joe faktycznie się zmienił, jak mówiła Jen. Po drugie, czemu nie zadzwonił wcześniej?!
- Tak, spokojnie. Jest cała. Przyjedź jak najszybciej możesz - dodał, podał mi adres i się rozłączył.
- Kto dzwonił? - zaciekawił się Kendall.
- Joe. Jennifer jest u niego - szybko wstałam i skierowałam się do przedpokoju. 
- Co robisz? - zdziwił się szatyn.
- Jadę po nią - powiedziałam, zakładając buty i kurtkę. Pobiegłam jeszcze do góry po torebkę.
- Nie puszczę cię samej - ogłosił Maslow i też się ubrał. Logan nic się nie odzywał, tylko czekał pod drzwiami, aż się ubierzemy. Wybiegliśmy z domu, zostawiając zdziwionego Kendalla. 
Wzięliśmy auto Jamesa. Uznaliśmy, że Loggy nie powinien prowadzić w takim stanie. Podałam szatynowi adres Joe i pojechaliśmy. Okazało się, że po pięciu minutach staliśmy pod wielkim apartamentowcem. Wbiegliśmy do środka jak oparzeni i dopadliśmy windy. James wdusił guzik piętra, na którym mieszkał Parker i po chwili byliśmy już na korytarzu i szukaliśmy jego mieszkania. 
- Jest, 3165! - zawołał uszczęśliwiony Jimmy i nacisnął dzwonek do drzwi. Logan cały się niecierpliwił. Świadomość, że Jennifer jest u Joe, wkurzała go do granic możliwości. W końcu to o niego toczyły się ich wszystkie dawne kłótnie.
Po chwili usłyszeliśmy przekręcanie zamków i w drzwiach stanął sam gospodarz. 
- Szybka... - urwał, gdy zobaczył chłopaków.
- Gdzie Jennifer?! - Loggy nie wytrzymał i podniósł głos.
- Spokojnie, jest w środku. Wejdźcie - Joe przepuścił nas w drzwiach, a potem je zamknął. Jak na mieszkanie, to korytarz robi niezłe wrażenie, pomyślałam, obserwując pomieszczenie, w którym byliśmy. Musiało sporo kosztować. Tak poza tym, to czym Joe się zajmuje? Jennifer nigdy nam o tym nie mówiła. 
Z lewej strony drzwi chyba był mały korytarz, który prowadził do sypialni gospodarza, bo na jego końcu dostrzegłam przepiękny pokój. Gdyby nie zachodzące słońce, pewnie bym go nie widziała. 
- Chodźcie za mną - dodał Joe i zaprowadził nas do salonu. 
- Przestań kręcić i mów, gdzie jest Jennifer - odezwał się James.
- Śpi na kanapie - dodał Parker, wskazując na stojącą niedaleko nas sofę. Logan od razu znalazł się obok śpiącej Jen. Ja i James podeszliśmy bliżej. Moja BFF leżała pod kocem, a z lewej strony na czole miała przyklejony ogromny opatrunek. Nagle do salonu weszła Vivienne w samym szlafroku.
- Skarbie, obudź się - szepnął Logan, gładząc dłonią policzek Jen. Zaczęła się budzić. W końcu powoli otworzyła oczy i zamrugała kilka razy.
- Logan? - mruknęła niemrawo.
- Jestem tu, kochanie. Jestem tu - delikatnie ją pocałował, a zaraz potem pomógł jej usiąść.
- Logan, ja przepraszam. Tak strasznie się bałam - Jen się popłakała i wtuliła w bruneta, a ten mocno ją objął. Spojrzałam wyczekująco na Joe. Od razu załapał o co mi chodzi.
- Zrobię herbatę - odezwała się Vivienne i poszła zapewne do kuchni, a my usiedliśmy i czekaliśmy, aż Parker wszystko nam wyjaśni.
- Pierwsze i podstawowe pytanie: jak Jennifer do ciebie trafiła? - spytałam, a on odetchnął głęboko i spojrzał mi w oczy.
- Nie trafiła, sam ją tu przywiozłem - powiedział od niechcenia.
- Dlaczego? - ciągnęłam go za język.
- Wychodziłem właśnie ze sklepu. Zapakowałem zakupy do samochodu i już miałem wsiadać, gdy zza zakrętu wybiegła Jennifer. Patrzyła za siebie i całą siłą wyrżnęła w słup. Okazało się, że uciekała od tej całej strzelaniny i gonił ją jeden z bandytów, ale całe szczęście go złapali. Jak już mówiłem, Jennifer uderzyła w słup i natychmiast zemdlała. W dodatku spadła głową na pustą butelkę i się zraniła. Widząc to wszystko zabrałem ją do szpitala, żeby ją zbadali i stwierdzili, że wszystko gra. Nałożyli jej opatrunek i zapisali tabletki. No i przywiozłem ją tutaj - wyjaśnił. W czasie jego opowiadania, Vivienne przyniosła nam herbatę.
- Czemu nie zadzwoniłeś wcześniej, tylko dopiero teraz? - zaciekawił się James.
- Chciałem sprawdzić, czy wszystko z nią gra. Wolałbym nie mieć później wmawiane, że to ja ją tak urządziłem - zerknął na Logana.
- Przecież nikt by cię o to nie posądzał - dodałam.
- Wolałem się jednak upewnić - dodał Joe, nie spuszczając wzroku z Hendersona.
- Najważniejsze, że nic poważnego nie stało się Jennifer - uśmiechnęłam się.
- Aha, jest coś jeszcze - Joe wstał i podszedł do komody. Wyciągnął z niej tabletki i jakiś woreczek ze szczątkami jakiegoś urządzenia. Leki dał mi, a worek położył na stoliku.
- Co to jest? - spytał Logan.
- Telefon Jennifer - wyjaśnił Parker, wracając na miejsce. Zdziwiona przypatrywałam się zniszczonemu urządzeniu. Nie do wiary, że po zetknięciu z ziemią jest teraz nie do użytku, ba, nawet nie do naprawy.
- Joe, posłuchaj mnie uważnie - odezwał się Loggy.
- Logan, nie... - mruknął James.
- Między nami różnie bywało, ale wiesz, że miałem powody, aby osądzać cię tak, a nie inaczej. Myślę, że pora zakopać topór wojenny i się w końcu pogodzić, chociażby ze względu na Jennifer i Vivienne - powiedział brunet, wyciągając dłoń w stronę Parkera. Gały o mało co mi na ten widok nie wypadły. Nie dziwcie się. Logan i Joe godzący się, to nie codzienny widok.
- Zgoda - uśmiechnął się były Jen i uścisnął dłoń bruneta. Posiedzieliśmy jeszcze u nich i postanowiliśmy wrócić do domu. James prowadził, a ja zajęłam miejsce pasażera, jak poprzednio.
- Jeszcze raz mnie tak wystraszysz to chyba cię uduszę - odezwał się oskarżycielskim tonem Logan.
- Nie ty jeden - zaśmiałam się.
- Aż tak was przestraszyłam? - spytała Jen.
- Tak! - powiedzieliśmy razem.
- Przepraszam, głupio się zachowałam - mruknęła, przytulając się do bruneta. Po chwili byliśmy w domu. Zdążyliśmy przed burzą. Kendall i o dziwo Carlos siedzieli w salonie. Schmidt chodził z miejsca w miejsce. Wyglądał na zdenerwowanego.
- Coś się stało? - spytał James.
- Christine nie wróciła do domu, a dochodzi dwunasta - wyjaśnił Pena.
- To wszystko moja wina, nie powinienem na nią krzyczeć - Kend złapał się za głowę i usiadł we fotelu.
- Dzwoń do niej - odezwał się Logan.
- Nie odbiera - dodała Mo, która właśnie pojawiła się na schodach. Miała czerwone oczy i ślady po łzach na policzkach. Zdziwiłam się na jej widok. Za oknem rozpętało się prawdziwe piekło.
- Jak jej się coś stanie to ja chyba zwariuję - jęknął blondyn, patrząc w okno i nasłuchując odgłosów burzy...





~*~


Wiem, wiem, wiem.... Znowu skończyłam w takim momencie :D Ale musicie się trochę niecierpliwić, aby był nowy rozdział ^^ ;p

8 komentarzy:

  1. Dobrze, że Jen nic nie jest. Biedny Kendall oby Christine nic sie nie stało

    OdpowiedzUsuń
  2. Oh yeach ..! Jen jest cała i zdrowa..! :)
    Super że Logan i Joe zawarli rozejm..!
    Mam nadzieję że Christine nie nie jest..
    Czekam na nn:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Geniuszu, to jest zarąbiste! Niech Christine się znajdzie! Czekam na nn ;***
    ~Epic/Pauli$

    OdpowiedzUsuń
  4. OMG! Oby Christin nic sie nie stalo! Ciesze sie ze Jen jest cala (no, nieliczac rozwalonego czola :p ) i zdrowa! I super ze Loggi pogodzil sie z Joe'em. Dodawaj szybko nn bo chyba nie wytrzymam! I zapraszam do mnie; http://big-time-rush-lovestory-4ever-bypaula.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Świeeetnyyy *________________________* Bosz... oby Chritin cała i zdrowa wróciła szybko do domu!! MAm nadzieje, że to bd tak jak z Jen... omińmy to czoło xd Czekam na nn ;**
    PS: u mnie nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Małpooooooo jak ty możesz tak ich zamartwiac;d oni przez cb nerwicy sie nabawia:D Rozdział fantastyczny dawaj szybko nn
    celu$ka

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział jest boski!!!!. Oby Christine wróciła do domu i oby Carlos i Mo się pogodzili.
    Nie wiem czemu, ale ten cały Joe mnie irytuje. Mam wrażenie, że coś ukrywa!
    Czekam na nexta!!!

    OdpowiedzUsuń
  8. Ufffffffffffffffffffffffffffffffffff.... Głaz z serca. Od razu czuję się o połowę lżejsza :) Super rozdział ;*

    OdpowiedzUsuń