Ale długo mnie nie było ... ._.
Postaram się nadrobić Wasze blogi w najbliższym czasie i odpowiedzieć na nominacje :)
Rozdział z góry wymuszony, bo kompletnie nie miałam na niego pomysłu ... -.-
~*~
Ludzie często zastanawiają się nad sensem tego, co powinni w życiu robić, po co istnieją, jakie jest ich powołanie...? Możliwe, że nie rozumiem tego wszystkiego, ale należę do grona tych osób. Czasami mam wrażenie, że wszyscy moi bliscy są mi zupełnie obcy. Czuję się, jakbym była przez nich hamowana. Jednak chęć udzielenia im pomocy napędza we mnie tę cząstkę, którą teraz pielęgnuję i dowartościowuję. A co jeśli to nie wystarczy...? Co jeśli okaże się, że jednak nie dam rady, że nie podołam odpowiedzialności jaką na siebie wzięłam...? Jeśli nastąpi taki moment, że po prostu nie wytrzymam i rzucę to wszystko w cholerę? Chciałabym przestać o tym ciągle myśleć... Przestać ciągle myśleć o tym, 'co by było gdyby...'. Nie żądam wiele od życia, ale chcę w końcu poczuć, że jestem komuś potrzebna, że potrafię coś zrobić dobrze i że do czegoś się nadaję. To tak dużo...?
- Jessica...! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Kyle'a.
- Hm...? Przepraszam, zamyśliłam się... - mruknęłam, wpatrując się w swój kubek z herbatą.
- Dobra, siostrzyczko, co się dzieje? - usiadł naprzeciwko mnie z poważną miną. - Przychodzisz tu w środku nocy, a ja ni w pięć ni w dziewięć, nie wiem, o co ci chodzi.
- Po prostu... - zacisnęłam dłonie, które obejmowały czerwony kubek, po czym spuściłam głowę, bo zbierało mi się na łzy.
- Jessica... - Kyle od razu znalazł się obok i mocno mnie przytulił.
- Martwię się o rodziców... - szepnęłam cicho. - Tata chce się rozwieść z mamą. No i jeszcze ten Bradley.
- Będzie dobrze. Są dorośli, a to, że zachowują się jak banda dzieciaków, świadczy tylko o tym, że nie potrafią rozwiązać problemu na spokojnie... - spojrzał na mnie. - Masz osiemnaście lat i jesteś bardzo mądrą dziewczyną jak na ten wiek, a o odpowiedzialności już nie wspomnę - zaśmiał się cicho.
- Przestań... - mruknęłam niezadowolona, odsuwając się od niego. - Nie mam pięciu lat.
- Dla mnie zawsze będziesz moją, młodszą siostrzyczką... - uśmiechnął się szeroko.
- Tak, tak... - wywróciłam oczami rozbawiona.
- Pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść ze wszystkim, a ja ci pomogę - wstał z krzesła, uśmiechając się.
- Wiem o tym. Mam najlepszego brata na świecie - powiodłam za nim wzrokiem.
- No nie podlizuj się już tyle! - zaśmiał się. - Nie siedź za długo... - pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł z kuchni. Westchnęłam ciężko i napiłam się herbaty, ponownie pogrążając się w myślach.
*
- Gdzieś ty była?! - James do mnie doskoczył, gdy tylko weszłam rano do domu. - Martwiłem się!
- U Kyle'a, przecież wysłałam ci SMS'a... - uniosłam brwi do góry.
- Co nie zmienia faktu, że się martwiłem! - założył ręce na piersi.
- Nic mi nie jest... - musnęłam jego policzek i go wyminęłam, kierując się do kuchni.
- A co jeśli... - zaczął, idąc za mną.
- Przestań w końcu martwić się o mnie na każdym kroku, to jest męczące... - westchnęłam ciężko, robiąc sobie kawę.
- Będę się martwił, bo nic się mojej, małej księżniczce nie może stać... - przytulił mnie od tyłu, kładąc mi głowę na ramieniu.
- Lizus... - odwróciłam się w jego stronę.
- Ale działa...? - wyszczerzył się, na co wywróciłam oczami i cmoknęłam go w usta. - Czyli działa.
- Gdzie chłopaki...? - z kubkiem w ręku usiadłam na kanapie w salonie.
- Na górze... - westchnął ciężko. - Nie chcą wyjść z pokoi, a Logan wyszedł na miasto.
- Sam...? - spojrzałam na niego zdziwiona.
- Sam... - skinął głową, siadając obok. - Mówił tylko, że będzie późno.
- Martwię się o nich... - westchnęłam ciężko, włączając telewizor.
- Ja też, ale nic nie zrobisz... - objął mnie ramieniem. - Najbardziej boję się o Carlosa.
- Myślisz, że Monic naprawdę chce do niego wrócić...? - spojrzałam na niego.
- Nie mam pojęcia, ale boję się, że nic dobrego z tego nie wyniknie... - westchnął ciężko.
- Nieładnie tak knuć za plecami przyjaciela... - usłyszeliśmy za sobą, na co jednocześnie się odwróciliśmy.
- Christine...! - uśmiechnęłam się, ale nie kryłam swojego zdziwienia jej widokiem.
- Co ty tu robisz? - James uniósł brwi do góry.
- Jennifer zadzwoniła do mnie, że Kendall ma dołka, więc przyjechałam dowiedzieć się, o co chodzi - podeszła do nas.
- Nie, o co, a o kogo... - blondyn pojawił się na schodach.
- Kendall... - szepnęłam cicho, patrząc na niego. Chrisie bez słowa wzięła go za rękę i pociągnęła do góry.
- Będzie dobrze... - James się uśmiechnął i spojrzał na telewizor. Nawet nie wiesz, jak bardzo się mylisz, pomyślałam smutno, tuląc się do niego.
*
- Nie mam pojęcia... - westchnęłam ciężko, siadając na blacie w kuchni, gdy rozmawiałam wieczorem przez telefon z Jennifer.
- Nie wiem, o co jej chodzi, ale się nie wtrącam... - mruknęła Jen. - Martwię się tylko o Carlosa. Chłopak się załamie, jeśli ta wiedźma znowu coś mu zrobi.
- Mam nadzieję, że jednak nie. Nie mam już siły, żeby się o nich martwić. Kendall z powodu Nathalie jest równie załamany, co Logan przez Patricię... - westchnęłam.
- W sumie Logan sobie zasłużył. Wiedział, na co się pisze... - dodała.
- No tak, ale na szczęście jakoś mu przechodzi i jest po staremu - uśmiechnęłam się lekko.
- No i dobrze. A jak tam przygotowania do imprezy dla Kendalla? - zaśmiała się.
- O wilku mowa... - mruknęłam rozbawiona, gdy chłopaki weszli do kuchni.
- Co...? - zdziwiła się, po czym parsknęła śmiechem. - Oni to mają wyczucie!
- Co nie? - zaśmiałam się cicho. - Ale jak coś to nam pomożesz, nie?
- Jasne, że tak... - uśmiechnęła się szeroko, a po chwili usłyszałam, że ktoś zadzwonił do jej drzwi.
- Masz gości... - zaśmiałam się.
- Ale o tej godzinie? - zdziwiła się, idąc pewnie do drzwi. Faktycznie, było grubo po dziesiątej.
- Może chłopaki się stęsknili... - zażartowałam.
- Ale śmieszne... - mruknęła rozbawiona.
- A nie? - wyszczerzyłam się.
- Ni... Ej! Co ty...?! - przerwało połączenie.
- Jennifer?! Jennifer! - zawołałam do telefonu, a chłopaki, zajęci do tej pory rozmową, spojrzeli się na mnie.
- Co się stało? - zdziwił się Kendall.
- Ktoś jest w mieszkaniu Jen! - zeskoczyłam z blatu.
- Jedziemy tam! - zarządził Logan, a my jak na zawołanie pobiegliśmy do aut.
*
- O mój Boże... - zakryłam usta dłonią, gdy weszliśmy do mieszkania mojej przyjaciółki, które wyglądało jak pole walki. Wszędzie leżały porozrzucane przedmioty i zbite szkło.
- Ej, patrzcie na to... - Carlos przełknął głośno ślinę, gdy był w kuchni. Zdziwieni poszliśmy do niego, by zobaczyć zakrwawiony nóż i podłogę. Przerażona wtuliłam się w Jamesa.
- Cholera...! - Logan złapał się za głowę.
^*^
Narrator
^*^
Powoli otworzyła oczy. Czuła potworny ból w lewym boku. Pamięta, zranił ją nożem...
- Nareszcie się obudziłaś... - usłyszała drwiący głos Freda.
- Czego chcesz...? - spytała ledwo, ciężko oddychając. Traciła coraz więcej krwi, doskonale zdawała sobie z tego sprawę.
- A jak myślisz? - kucnął przede nią w samych jeansach. Nawet nie związał jej rąk. Wiedział, że nie miała siły, żeby nawet palcem ruszyć.
- Gwałt...? Mało twórcze... - syknęła cicho.
- Ale za to ja się zadowolę, a ty będziesz umierać ze świadomością, że dałaś się jak zwykła dziwka... - zaśmiał się głupio.
- Zabieraj się ode mnie, śmieciu...! - warknęła.
- Ciszej, bo cię ktoś usłyszy, a tego chyba nie chcesz... - zasłonił jej usta jakąś opaską, po czym zdjął z niej jeansowe bolerko, które na sobie miała. Starała się odsunąć, ale nie miała na to siły. Wykorzystał to, szybko ściągając spodnie i zostając w samych bokserkach. Na wszelki wypadek wstrzyknął jej narkotyk, który ją otępił. Nie wiedziała, co się dzieje.
- To teraz się zabawię... - zaśmiał się szyderczo, rzucając strzykawkę gdzieś na podłogę. W całym pokoju było ciemno, a on już czuł, że jest gotowy. Zdjął jej buty, żeby nie przeszkadzały, po czym położył ją na plecach i podwinął do góry jej krótką sukienkę, siadając na jej czerwonych, koronkowych majtkach, które tylko go pobudzały. Zaczął poruszać się bardzo gwałtownie, w różne sposoby. W końcu się na niej położył, gdy czuł, że ma mało miejsca w bokserkach. Ponownie zaczął ruszać biodrami, doprowadzając się do szaleństwa, a jej jęki jeszcze bardziej go nakręciły. Zaczął całować jej dekolt i piersi.
Nie oponowała, z czego się cieszył, bo oznaczało to, że narkotyk działa.
- Przestań...! - zebrała się w sobie i z całych sił odepchnęła go nogami, po czym wstała. Czuła jak ma ochotę go rozszarpać, zabić.
- A więc za słaba dawka, co? - prychnął, po czym wstał i złapał ją za włosy, co natychmiast ją otrzeźwiło. Szybkim ruchem się wyswobodziła i złapała za swoją kurtkę, jednocześnie zakładając buty.
- Ty, szmato...! - wykrzyknął wściekły i się na nią rzucił.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Gdzie ona może być? - od kilku godzin chodziliśmy po mieście i szukaliśmy Jennifer.
- Musimy ją znaleźć! - Logan szedł przed siebie z hardą miną.
- Los Angeles jest wielkie, nie uda nam się! - Carlos na niego spojrzał.
- To jak szukanie igły w stogu siana... - mruknął Kendall.
- Nie obchodzi mnie to! - syknął Henderson.
- Myślisz, że spadnie ci z nieba?! - James spojrzał na niego jak na debila. Nagle z wieżowca po drugiej stronie ulicy ktoś wypadł przez okno.
- Jennifer! - krzyknęłam przeraźliwie z łzami na policzkach.
~*~
Krótki, ale coś wybazgrałam -.-
Przepraszam jeszcze raz, ale kompletnie nie miałam czasu i ochoty, żeby cokolwiek napisać. Mam sporo nauki, więc sami wiecie : /.
Czy ktokolwiek to jeszcze czyta?
1 listopada 2013
30 sierpnia 2013
Rozdział 115
Hejoo wszystkim xd
To jest ostatni rozdział w te wakacje, więc z góry mówię, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się następny -.-
Liceum to już nie przelewki, a ja mam zamiar zrobić wszystko, żeby spełnić jedno marzenie ;3
Dobra, mniejsza o to xd
Tak więc, mam nadzieję, że te wakacje były dla Was naprawdę udane, że świetnie się bawiliście i w ogóle ; D
Powodzenia w szkole, żeby Was nauczyciele nie męczyli i takie tam xd
Tak więc, ostatni rozdział w te wakacje. Zapraszam ;)
~*~
- Co robisz...? - James przytulił mnie od tyłu.
- Obiad, nie widać...? - zaśmiałam się cicho. Odkąd wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie miewam już koszmarów i powoli oswajam się z obecną sytuacją.
- Widać, ale za to jak czuć... - mruknął z uśmiechem, całując mnie po szyi.
- Musisz, prawda...? - mruknęłam speszona, gdy dostałam dreszczy.
- Tak, podstawa... - zaśmiał się i musnął mój policzek, po czym usiadł przy stole.
- Dobrze, że już jutro wracamy do Los Angeles... - pokręciłam głową zrezygnowana.
- A co? Źle ci ze mną? - uniósł brwi do góry.
- Po prostu wolę być tam niż tu... - mruknęłam cicho, a niedługo później jedliśmy lazanię, którą przygotowałam.
*
- Jesteśmy...! - wydarł się James, gdy po południu weszliśmy do domu.
- Nareszcie...! - Carlos do nas dobiegł, a za nim Kendall z Foxem.
- Co wy takie miny macie? - zdziwiłam się, biorąc psa na ręce.
- Dwa tygodnie czegoś takiego... - zaczął blondyn, patrząc na Carlosa, który odchrząknął.
- Dajesz, mała! O rany, ale mi dobrze...! - zaczął jęczeć. - Mocniej, Logan, mocniej...!
- Co się dzieje...? - zdziwił się James.
- Logan i Patricia...! - wyjaśnił Kendall. - Codziennie, po kilka razy było ich słychać!
- Co...? - zakrztusiłam się własną śliną.
- No właśnie to...! - krzyknęli oboje.
- Gdzie on jest? - James spojrzał za ich plecy.
- Wyszedł z tą...! - Kendall się wzdrygnął.
- Pustą, wstrętną, obrzydliwą wiedźmą...! - Carlos uniósł ręce, jakby kogoś dusił.
- Spokojnie, wróci to porozmawiamy... - spojrzałam na nich obu.
- To nic nie da! Już próbowaliśmy! - syknął Kendall.
- Hej, uspokójcie się! - zganił ich James, gdy oboje zaczęli się kłócić. Westchnęłam ciężko, po czym ich wyminęłam i poszłam na górę, gdzie się rozpakowałam.
*
Siedzieliśmy w czwórkę w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale za nic nie chciało nam się iść do łóżek, czy coś podobnego.
- Chyba Logan wrócił... - mruknęłam, patrząc w stronę przedpokoju, gdy rozległ się trzask drzwi. Chłopcy powiedli za mną wzrokiem, a po chwili ujrzeliśmy totalnie pijanego właściciela domu.
- Stary, coś ty z sobą zrobił? - Kendall uniósł brwi do góry. Loggy ledwo stał na nogach.
- Wykorzystała mnie... - uśmiechnął się kpiarsko.
- Wiedziałem, że tak będzie! - prychnął Carlos, wstając z miejsca. - Zachowałeś się jak kompletny idiota!
- Powtórz to, sukinsynie! - Henderson złapał go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Logan, zostaw go...! - próbowałam go odciągnąć od Latynosa, ale jedynie mnie odepchnął, przez co wpadłam na Kendalla.
- Powtórz...! - warknął Logan.
- Jesteś idiotą! - krzyknął Pena, odpychając go od siebie. A ten z kolei, nie czekając dłużej, rzucił się na niego.
- Cholera, Logan! Uspokój się! - James próbował ich rozdzielić, przez co oberwał od Hendersona, który rozciął mu wargę.
- Dzwoń po Jennifer...! - Kendall na mnie spojrzał i pomógł chłopakom.
- O... Okay... - nie bardzo wiedziałam, co to ma pomóc, ale wyciągnęłam komórkę i spełniłam polecenie blondyna.
- Jessica...? - usłyszałam zdziwiony głos mojej przyjaciółki.
- Jennifer, musisz do nas przyjechać! - wypaliłam od razu, a za mną rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Zostaw mnie, kretynie...! - krzyknął Carlos, próbując odepchnąć od siebie Logana.
- Carlos...! - spojrzałam na niego przerażona, gdy uderzył głową o szafkę i upadł na podłogę, łapiąc się za jej tył.
- Cholera...! Weź się ogarnij...! - James wściekły przycisnął Logana do ściany.
- Co się tam dzieje...?! - Jennifer sprowadziła mnie na Ziemię.
- Logan się upił i chłopaki nie mogą go uspokoić...! - jęknęłam niezadowolona. - Przyjedź szybko! - odpowiedzi już nie usłyszałam, bo się rozłączyła. Ja od razu zadzwoniłam po Michaela i Marka. Oni jako jedyni chyba ich uspokoją.
- Kendall...! - z mojego gardła wydarł się krzyk przerażenia, gdy blondyn oberwał od Logana i upadł na podłogę.
- Co tu, do jasnej cholery, się dzieje?! - w progu przedpokoju stanęła Jennifer, a zaraz za nią pojawili się bracia Johnson.
- Czy wyście powariowali?! - Michael się wściekł, jak jeszcze nigdy. Wcale mu się nie dziwię. Kendall miał podbite oko i zranioną skroń, James rozciętą wargę, a Carlos siedział zakrwawiony pod ścianą.
- A wy tu czego...?! - Logan wytarł krew z kącika ust. - Wynocha!
- Zamknij się w końcu...! - krzyknął Carlos. Oczywiście Henderson się wściekł i podniósł go za koszulkę do góry.
- Zostaw go...! - Jennifer odepchnęła swojego byłego i w jednej chwili go spoliczkowała. W domu zaległa cisza...
- W porządku...? - Mark od razu znalazł się obok Peny, aby go opatrzyć.
- Taa... - mruknął i z pomocą Kendalla poszedł z nim do kuchni.
- Pokaż to... - przyłożyłam Jamesowi dłoń do policzka, gdy wstał z podłogi.
- Nic mi nie jest... - mruknął, całując mnie w nią i zostawiając na niej krew ze swojej rozciętej wargi. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Logana, który ciągle był w szoku po uderzeniu Jen.
- A teraz grzecznie pójdziesz na górę, jasne...?! - złapała go za ucho i pociągnęła w stronę schodów. On pojękując z bólu, poszedł za nią.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Michael spojrzał na nas zabójczo.
- Zrobię herbaty... - westchnęłam ciężko i poszliśmy do kuchni, gdzie Mark zajmował się poturbowanym Carlosem.
- Aua...! - jęknął niezadowolony, gdy nacisnął mu na nadgarstek.
- No pięknie... - lekarz westchnął ciężko. - Jest skręcony.
- Sam bym wam kości połamał! - syknął Michael. - Banda dzieciaków! Nie macie lepszych zajęć jak bójki?!
- Nie nasza wina, że zaczął się stawiać...! - Kendall stanął w ich obronie, po czym skrzywił się niezadowolony, gdy przyłożyłam mu wacik z wodą utlenioną do rany na skroni.
- Rzucił się na Carlosa jak jakiś psychol! Chcieliśmy ich tylko rozdzielić...! - dodał James, trzymając przy wardze chusteczkę.
- Aż brak mi słów na wasze zachowanie! - Michael spojrzał na nich zabójczo.
- Wam chyba nic nie jest... - Mark spojrzał na Kendalla i Jamesa.
- Są tylko poobijani... - westchnęłam ciężko. - I całe szczęście.
- A ty... - przeniósł wzrok na Carlosa - ...przyjdziesz na prześwietlenie do szpitala.
- Prześwietlnie? Po co? - zdziwił się Michael.
- Abym mógł wykluczyć ewentualne złamania... - spakował swoje rzeczy.
- Niech będzie... - Carlos westchnął ciężko.
- Co z Loganem...? - spojrzałam na wchodzącą do kuchni Jennifer.
- Poza tym, że zwymiotował już pięć razy to nic... - wzruszyła ramionami, wyciągając apteczkę z szafki.
- Daj mu to, powinno pomóc... - Mark podał jej małą buteleczkę z lekarstwem.
- Dzięki... - westchnęła, biorąc ją od niego.
- Nie stawia ci się...? - Carlos zdziwiony uniósł brwi do góry.
- Nie, tylko cały czas gada jaki to on był cholernie głupi... - wywróciła oczami i wyszła, kierując się na górę.
- Jessica, a co z tobą? - Mark przeniósł na mnie wzrok.
- Ze mną...? - zdziwiłam się, a on wskazał na moje ramię, gdzie miałam poziome skaleczenie. On nie czekając dłużej, opatrzył mnie i wypił herbatę.
- Wrócę tu rano i ma być spokój! - Michael spojrzał na chłopaków zabójczo, po czym razem z bratem opuścił nasz dom. Kendall zamknął drzwi na wszystkie zamki, po czym każdy poszedł do siebie. Po wzięciu prysznica zaniosłam jeszcze herbatę Jennifer, gdyż miała zamiar czuwać przy tym pacanie całą noc.
- Dzięki... - wzięła kubek do ręki i spojrzała na leżącego w łóżku Logana.
- Co z nim? - spytałam cicho.
- Jest poobijany i tyle, ale jutro będzie umierał z powodu kaca... - wzruszyła ramionami.
- Powodzenia i dobranoc... - uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam do pokoju, gdzie spał już James.
- Dzięki, dobranoc... - zamknęła za sobą drzwi.
Weszłam po cichu do sypialni, po czym wyskoczyłam pod kołdrę i przytuliłam się do Jamesa.
- Nareszcie... - mruknął w moje włosy, przytulając mnie mocno.
- Myślałam, że śpisz... - szepnęłam cicho.
- Bez ciebie nie mogę zasnąć... - uśmiechnął się lekko.
- Śpij już, dobranoc... - musnęłam delikatnie jego usta swoimi, co od razu odwzajemnił.
- Dobranoc... - szepnął cichutko i oboje odlecieliśmy.
Obudziłam się dość późno, bo o dziesiątej. Przeciągnęłam się z uśmiechem, po czym spojrzałam na przytulnego do mnie chłopaka.
- James, wstawaj... - musnęłam delikatnie jego ucho, czując po chwili jak przechodzi go dreszcz.
- Nie-e... - mruknął jak mały chłopiec, tuląc mnie mocniej.
- Trzeba zjeść śniadanie i się ubrać. Nasi rodzice mają dzisiaj wpaść, zapomniałeś? - zaśmiałam się cicho.
- Dasz buziaka...? - otworzył jedno oko, patrząc na mnie uważnie.
- A dam... - uśmiechnęłam się, całując go delikatnie. W końcu oboje zeszliśmy na dół, uprzednio biorąc prysznic i się ubierając.
- Hej... - uśmiechnęłam się lekko, gdy weszliśmy do kuchni, gdzie byli już Kendall i Carlos.
- Jak tam? Żyjecie? - James zrobił wszystkim po kawie.
- Jakoś... - mruknął blondyn, jedząc swoją kanapkę.
- Carlos, w porządku...? - spojrzałam na niego zmartwiona, gdy smażył sobie naleśniki.
- Nie... - burknął. - Jak ja się dzisiaj rodzicom pokażę?
- Nie martw się. Zrozumieją... - położyłam mu rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się ciepło.
- Mam nadzieję... - westchnął ciężko, a do kuchni wszedł Logan.
- Ale miałem dziwny sen... - mruknął zaspany. - Śniło mi się, że pobiłem się z chłopakami, a potem dostałem w twarz od Jennifer.
- To nie był sen... - mruknął Kendall, patrząc na niego i pokazując mu wielkiego siniaka pod okiem.
- Powtórzę to, co powiedziałem wczoraj... - Carlos usiadł przy stole. - Zachowałeś się jak skończony idiota.
- Czyli, że...? - Loggy spojrzał na nas zdziwiony, jak i przestraszony.
- Uderzyłam cię...? - Jennifer za nim stanęła. - Tak, i wcale nie żałuję - wzruszyła ramionami i nalała sobie soku do szklanki.
- Ile wczoraj wypiłem? - spojrzał na nas zdezorientowany.
- Wystarczająco dużo, aby doprowadzić chłopaków do tego stanu... - wskazałam ręką na pozostałą trójkę.
- Przepraszam... - mruknął cicho i wyszedł z kuchni, kierując się na górę. A my tylko spojrzeliśmy po sobie i wróciliśmy do śniadania.
*
- Przyjaźń mi pasuje... - Jennifer przytuliła Carlosa, gdy razem z Jamesem zeszłam na dół.
- Jak wy razem fajnie wyglądacie...! - zaśmiałam się, robiąc im zdjęcie.
- Weź się nie rozwijaj! - Jen spojrzała na mnie ze śmiechem.
- Jak wy się lubicie... - James pokręcił głową rozbawiony.
- A tu co za kółko różańcowe? - Kendall ze śmiechem pojawił się na schodach.
- Knujemy jakby cię tu zabić bez rozlewu krwi! - wyszczerzył się Carlos.
- No wiesz?! - blondyn udał oburzonego, na co parsknęliśmy śmiechem.
- To pewnie rodzice... - oznajmiłam, gdy rozległ się trzask drzwi.
- He... - Carlos urwał, gdy do salonu wkroczyła Nathalie.
- Hejka! - uśmiechnęła się kpiarsko.
- Co ty tu robisz?! - James się zdenerwował.
- Przyszłam do Kendalla, a nie do ciebie, więc siedź cicho! - syknęła Czarna.
- Do mnie? - blondyn zdziwiony uniósł brwi do góry. - Między nami wszystko skończone, nie chcę cię znać!
- O, czyżby? Chyba zmieniszzdanie, kiedy ci powiem, że jestem z tobą w ciąży! - założyła ręce na piersi.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem zdziwieni.
- No właśnie to! - uśmiechnęła się triumfalnie, patrząc na nas po kolei.
- Wyjdź stąd...! - syknął Carlos, po czym rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili do środka weszła... Monic?!
- Monic...? - Los spojrzał na nią zdziwiony.
- Przemyślałam wszystko i postanowiłam do ciebie wrócić! - uśmiechnęła się szeroko, a mi prawie oczy wypadły.
- Ale on będzie ze mną! - w progu do przedpokoju pojawiła się była Carlosa.
- Taa, jasne...! - prychnęła Blue. - Carlos, powiedz jej, że nie ma u ciebie szans!
- Ja... - Latynos spojrzał na nie zdezorientowany. Nie minęła chwila, a pobiegł na górę i zamknął się u siebie.
- Nie licz, że on do ciebie wróci! - Samantha spojrzała na Monic z nieukrywaną wrogością.
- Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, więc dla dobra dziecka sobie pójdę... - Nathalie uśmiechnęła się kpiarsko i wyszła. Kendall bez słowa poszedł do siebie.
- Tak nagle zapragnęłaś wrócić do Carlosa?! - prychnęła Jen, zakładając ręce na piersi i patrząc wrogo na Monic.
- A co ciebie to obchodzi?! - syknęła. - Zajmij się lepiej sobą!
Jennifer uniosła ręce do góry, po czym zabrała torebkę i wyszła, żegnając się wcześniej ze mną i Jamesem.
- A wy wynocha! - popchnęłam obie byłe Carlosa w stronę drzwi.
- Mnie się tak nie traktuje! - oburzyła się Monic.
- Dziwne, bo nas to jakoś nie obchodzi! - syknął James i zamknął drzwi na wszystkie zamki, gdy już były poza nimi.
- Katastrofa... - oparłam się o nie plecami, patrząc przed siebie.
~*~
No i jest! ; D
Mam nadzieję, że się Wam podobał xd
Następny pojawi się, kiedy będę miała czas.
A na razie jestem ciekawa Waszych opinii xd
Bo uważam, że mi trochę nie wyszedł -.-
To jest ostatni rozdział w te wakacje, więc z góry mówię, że nie mam zielonego pojęcia, kiedy pojawi się następny -.-
Liceum to już nie przelewki, a ja mam zamiar zrobić wszystko, żeby spełnić jedno marzenie ;3
Dobra, mniejsza o to xd
Tak więc, mam nadzieję, że te wakacje były dla Was naprawdę udane, że świetnie się bawiliście i w ogóle ; D
Powodzenia w szkole, żeby Was nauczyciele nie męczyli i takie tam xd
Tak więc, ostatni rozdział w te wakacje. Zapraszam ;)
~*~
- Co robisz...? - James przytulił mnie od tyłu.
- Obiad, nie widać...? - zaśmiałam się cicho. Odkąd wszystko sobie wyjaśniliśmy, nie miewam już koszmarów i powoli oswajam się z obecną sytuacją.
- Widać, ale za to jak czuć... - mruknął z uśmiechem, całując mnie po szyi.
- Musisz, prawda...? - mruknęłam speszona, gdy dostałam dreszczy.
- Tak, podstawa... - zaśmiał się i musnął mój policzek, po czym usiadł przy stole.
- Dobrze, że już jutro wracamy do Los Angeles... - pokręciłam głową zrezygnowana.
- A co? Źle ci ze mną? - uniósł brwi do góry.
- Po prostu wolę być tam niż tu... - mruknęłam cicho, a niedługo później jedliśmy lazanię, którą przygotowałam.
*
- Jesteśmy...! - wydarł się James, gdy po południu weszliśmy do domu.
- Nareszcie...! - Carlos do nas dobiegł, a za nim Kendall z Foxem.
- Co wy takie miny macie? - zdziwiłam się, biorąc psa na ręce.
- Dwa tygodnie czegoś takiego... - zaczął blondyn, patrząc na Carlosa, który odchrząknął.
- Dajesz, mała! O rany, ale mi dobrze...! - zaczął jęczeć. - Mocniej, Logan, mocniej...!
- Co się dzieje...? - zdziwił się James.
- Logan i Patricia...! - wyjaśnił Kendall. - Codziennie, po kilka razy było ich słychać!
- Co...? - zakrztusiłam się własną śliną.
- No właśnie to...! - krzyknęli oboje.
- Gdzie on jest? - James spojrzał za ich plecy.
- Wyszedł z tą...! - Kendall się wzdrygnął.
- Pustą, wstrętną, obrzydliwą wiedźmą...! - Carlos uniósł ręce, jakby kogoś dusił.
- Spokojnie, wróci to porozmawiamy... - spojrzałam na nich obu.
- To nic nie da! Już próbowaliśmy! - syknął Kendall.
- Hej, uspokójcie się! - zganił ich James, gdy oboje zaczęli się kłócić. Westchnęłam ciężko, po czym ich wyminęłam i poszłam na górę, gdzie się rozpakowałam.
*
Siedzieliśmy w czwórkę w salonie i oglądaliśmy jakąś komedię. Słońce chyliło się ku zachodowi, ale za nic nie chciało nam się iść do łóżek, czy coś podobnego.
- Chyba Logan wrócił... - mruknęłam, patrząc w stronę przedpokoju, gdy rozległ się trzask drzwi. Chłopcy powiedli za mną wzrokiem, a po chwili ujrzeliśmy totalnie pijanego właściciela domu.
- Stary, coś ty z sobą zrobił? - Kendall uniósł brwi do góry. Loggy ledwo stał na nogach.
- Wykorzystała mnie... - uśmiechnął się kpiarsko.
- Wiedziałem, że tak będzie! - prychnął Carlos, wstając z miejsca. - Zachowałeś się jak kompletny idiota!
- Powtórz to, sukinsynie! - Henderson złapał go za koszulkę i przycisnął do ściany.
- Logan, zostaw go...! - próbowałam go odciągnąć od Latynosa, ale jedynie mnie odepchnął, przez co wpadłam na Kendalla.
- Powtórz...! - warknął Logan.
- Jesteś idiotą! - krzyknął Pena, odpychając go od siebie. A ten z kolei, nie czekając dłużej, rzucił się na niego.
- Cholera, Logan! Uspokój się! - James próbował ich rozdzielić, przez co oberwał od Hendersona, który rozciął mu wargę.
- Dzwoń po Jennifer...! - Kendall na mnie spojrzał i pomógł chłopakom.
- O... Okay... - nie bardzo wiedziałam, co to ma pomóc, ale wyciągnęłam komórkę i spełniłam polecenie blondyna.
- Jessica...? - usłyszałam zdziwiony głos mojej przyjaciółki.
- Jennifer, musisz do nas przyjechać! - wypaliłam od razu, a za mną rozległ się dźwięk tłuczonego szkła.
- Zostaw mnie, kretynie...! - krzyknął Carlos, próbując odepchnąć od siebie Logana.
- Carlos...! - spojrzałam na niego przerażona, gdy uderzył głową o szafkę i upadł na podłogę, łapiąc się za jej tył.
- Cholera...! Weź się ogarnij...! - James wściekły przycisnął Logana do ściany.
- Co się tam dzieje...?! - Jennifer sprowadziła mnie na Ziemię.
- Logan się upił i chłopaki nie mogą go uspokoić...! - jęknęłam niezadowolona. - Przyjedź szybko! - odpowiedzi już nie usłyszałam, bo się rozłączyła. Ja od razu zadzwoniłam po Michaela i Marka. Oni jako jedyni chyba ich uspokoją.
- Kendall...! - z mojego gardła wydarł się krzyk przerażenia, gdy blondyn oberwał od Logana i upadł na podłogę.
- Co tu, do jasnej cholery, się dzieje?! - w progu przedpokoju stanęła Jennifer, a zaraz za nią pojawili się bracia Johnson.
- Czy wyście powariowali?! - Michael się wściekł, jak jeszcze nigdy. Wcale mu się nie dziwię. Kendall miał podbite oko i zranioną skroń, James rozciętą wargę, a Carlos siedział zakrwawiony pod ścianą.
- A wy tu czego...?! - Logan wytarł krew z kącika ust. - Wynocha!
- Zamknij się w końcu...! - krzyknął Carlos. Oczywiście Henderson się wściekł i podniósł go za koszulkę do góry.
- Zostaw go...! - Jennifer odepchnęła swojego byłego i w jednej chwili go spoliczkowała. W domu zaległa cisza...
- W porządku...? - Mark od razu znalazł się obok Peny, aby go opatrzyć.
- Taa... - mruknął i z pomocą Kendalla poszedł z nim do kuchni.
- Pokaż to... - przyłożyłam Jamesowi dłoń do policzka, gdy wstał z podłogi.
- Nic mi nie jest... - mruknął, całując mnie w nią i zostawiając na niej krew ze swojej rozciętej wargi. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na Logana, który ciągle był w szoku po uderzeniu Jen.
- A teraz grzecznie pójdziesz na górę, jasne...?! - złapała go za ucho i pociągnęła w stronę schodów. On pojękując z bólu, poszedł za nią.
- Co tu się do cholery dzieje?! - Michael spojrzał na nas zabójczo.
- Zrobię herbaty... - westchnęłam ciężko i poszliśmy do kuchni, gdzie Mark zajmował się poturbowanym Carlosem.
- Aua...! - jęknął niezadowolony, gdy nacisnął mu na nadgarstek.
- No pięknie... - lekarz westchnął ciężko. - Jest skręcony.
- Sam bym wam kości połamał! - syknął Michael. - Banda dzieciaków! Nie macie lepszych zajęć jak bójki?!
- Nie nasza wina, że zaczął się stawiać...! - Kendall stanął w ich obronie, po czym skrzywił się niezadowolony, gdy przyłożyłam mu wacik z wodą utlenioną do rany na skroni.
- Rzucił się na Carlosa jak jakiś psychol! Chcieliśmy ich tylko rozdzielić...! - dodał James, trzymając przy wardze chusteczkę.
- Aż brak mi słów na wasze zachowanie! - Michael spojrzał na nich zabójczo.
- Wam chyba nic nie jest... - Mark spojrzał na Kendalla i Jamesa.
- Są tylko poobijani... - westchnęłam ciężko. - I całe szczęście.
- A ty... - przeniósł wzrok na Carlosa - ...przyjdziesz na prześwietlenie do szpitala.
- Prześwietlnie? Po co? - zdziwił się Michael.
- Abym mógł wykluczyć ewentualne złamania... - spakował swoje rzeczy.
- Niech będzie... - Carlos westchnął ciężko.
- Co z Loganem...? - spojrzałam na wchodzącą do kuchni Jennifer.
- Poza tym, że zwymiotował już pięć razy to nic... - wzruszyła ramionami, wyciągając apteczkę z szafki.
- Daj mu to, powinno pomóc... - Mark podał jej małą buteleczkę z lekarstwem.
- Dzięki... - westchnęła, biorąc ją od niego.
- Nie stawia ci się...? - Carlos zdziwiony uniósł brwi do góry.
- Nie, tylko cały czas gada jaki to on był cholernie głupi... - wywróciła oczami i wyszła, kierując się na górę.
- Jessica, a co z tobą? - Mark przeniósł na mnie wzrok.
- Ze mną...? - zdziwiłam się, a on wskazał na moje ramię, gdzie miałam poziome skaleczenie. On nie czekając dłużej, opatrzył mnie i wypił herbatę.
- Wrócę tu rano i ma być spokój! - Michael spojrzał na chłopaków zabójczo, po czym razem z bratem opuścił nasz dom. Kendall zamknął drzwi na wszystkie zamki, po czym każdy poszedł do siebie. Po wzięciu prysznica zaniosłam jeszcze herbatę Jennifer, gdyż miała zamiar czuwać przy tym pacanie całą noc.
- Dzięki... - wzięła kubek do ręki i spojrzała na leżącego w łóżku Logana.
- Co z nim? - spytałam cicho.
- Jest poobijany i tyle, ale jutro będzie umierał z powodu kaca... - wzruszyła ramionami.
- Powodzenia i dobranoc... - uśmiechnęłam się ciepło i ruszyłam do pokoju, gdzie spał już James.
- Dzięki, dobranoc... - zamknęła za sobą drzwi.
Weszłam po cichu do sypialni, po czym wyskoczyłam pod kołdrę i przytuliłam się do Jamesa.
- Nareszcie... - mruknął w moje włosy, przytulając mnie mocno.
- Myślałam, że śpisz... - szepnęłam cicho.
- Bez ciebie nie mogę zasnąć... - uśmiechnął się lekko.
- Śpij już, dobranoc... - musnęłam delikatnie jego usta swoimi, co od razu odwzajemnił.
- Dobranoc... - szepnął cichutko i oboje odlecieliśmy.
Obudziłam się dość późno, bo o dziesiątej. Przeciągnęłam się z uśmiechem, po czym spojrzałam na przytulnego do mnie chłopaka.
- James, wstawaj... - musnęłam delikatnie jego ucho, czując po chwili jak przechodzi go dreszcz.
- Nie-e... - mruknął jak mały chłopiec, tuląc mnie mocniej.
- Trzeba zjeść śniadanie i się ubrać. Nasi rodzice mają dzisiaj wpaść, zapomniałeś? - zaśmiałam się cicho.
- Dasz buziaka...? - otworzył jedno oko, patrząc na mnie uważnie.
- A dam... - uśmiechnęłam się, całując go delikatnie. W końcu oboje zeszliśmy na dół, uprzednio biorąc prysznic i się ubierając.
- Hej... - uśmiechnęłam się lekko, gdy weszliśmy do kuchni, gdzie byli już Kendall i Carlos.
- Jak tam? Żyjecie? - James zrobił wszystkim po kawie.
- Jakoś... - mruknął blondyn, jedząc swoją kanapkę.
- Carlos, w porządku...? - spojrzałam na niego zmartwiona, gdy smażył sobie naleśniki.
- Nie... - burknął. - Jak ja się dzisiaj rodzicom pokażę?
- Nie martw się. Zrozumieją... - położyłam mu rękę na ramieniu i uśmiechnęłam się ciepło.
- Mam nadzieję... - westchnął ciężko, a do kuchni wszedł Logan.
- Ale miałem dziwny sen... - mruknął zaspany. - Śniło mi się, że pobiłem się z chłopakami, a potem dostałem w twarz od Jennifer.
- To nie był sen... - mruknął Kendall, patrząc na niego i pokazując mu wielkiego siniaka pod okiem.
- Powtórzę to, co powiedziałem wczoraj... - Carlos usiadł przy stole. - Zachowałeś się jak skończony idiota.
- Czyli, że...? - Loggy spojrzał na nas zdziwiony, jak i przestraszony.
- Uderzyłam cię...? - Jennifer za nim stanęła. - Tak, i wcale nie żałuję - wzruszyła ramionami i nalała sobie soku do szklanki.
- Ile wczoraj wypiłem? - spojrzał na nas zdezorientowany.
- Wystarczająco dużo, aby doprowadzić chłopaków do tego stanu... - wskazałam ręką na pozostałą trójkę.
- Przepraszam... - mruknął cicho i wyszedł z kuchni, kierując się na górę. A my tylko spojrzeliśmy po sobie i wróciliśmy do śniadania.
*
- Przyjaźń mi pasuje... - Jennifer przytuliła Carlosa, gdy razem z Jamesem zeszłam na dół.
- Jak wy razem fajnie wyglądacie...! - zaśmiałam się, robiąc im zdjęcie.
- Weź się nie rozwijaj! - Jen spojrzała na mnie ze śmiechem.
- Jak wy się lubicie... - James pokręcił głową rozbawiony.
- A tu co za kółko różańcowe? - Kendall ze śmiechem pojawił się na schodach.
- Knujemy jakby cię tu zabić bez rozlewu krwi! - wyszczerzył się Carlos.
- No wiesz?! - blondyn udał oburzonego, na co parsknęliśmy śmiechem.
- To pewnie rodzice... - oznajmiłam, gdy rozległ się trzask drzwi.
- He... - Carlos urwał, gdy do salonu wkroczyła Nathalie.
- Hejka! - uśmiechnęła się kpiarsko.
- Co ty tu robisz?! - James się zdenerwował.
- Przyszłam do Kendalla, a nie do ciebie, więc siedź cicho! - syknęła Czarna.
- Do mnie? - blondyn zdziwiony uniósł brwi do góry. - Między nami wszystko skończone, nie chcę cię znać!
- O, czyżby? Chyba zmieniszzdanie, kiedy ci powiem, że jestem z tobą w ciąży! - założyła ręce na piersi.
- Co?! - wykrzyknęliśmy razem zdziwieni.
- No właśnie to! - uśmiechnęła się triumfalnie, patrząc na nas po kolei.
- Wyjdź stąd...! - syknął Carlos, po czym rozległ się dzwonek do drzwi. Po chwili do środka weszła... Monic?!
- Monic...? - Los spojrzał na nią zdziwiony.
- Przemyślałam wszystko i postanowiłam do ciebie wrócić! - uśmiechnęła się szeroko, a mi prawie oczy wypadły.
- Ale on będzie ze mną! - w progu do przedpokoju pojawiła się była Carlosa.
- Taa, jasne...! - prychnęła Blue. - Carlos, powiedz jej, że nie ma u ciebie szans!
- Ja... - Latynos spojrzał na nie zdezorientowany. Nie minęła chwila, a pobiegł na górę i zamknął się u siebie.
- Nie licz, że on do ciebie wróci! - Samantha spojrzała na Monic z nieukrywaną wrogością.
- Nie mam zamiaru w tym uczestniczyć, więc dla dobra dziecka sobie pójdę... - Nathalie uśmiechnęła się kpiarsko i wyszła. Kendall bez słowa poszedł do siebie.
- Tak nagle zapragnęłaś wrócić do Carlosa?! - prychnęła Jen, zakładając ręce na piersi i patrząc wrogo na Monic.
- A co ciebie to obchodzi?! - syknęła. - Zajmij się lepiej sobą!
Jennifer uniosła ręce do góry, po czym zabrała torebkę i wyszła, żegnając się wcześniej ze mną i Jamesem.
- A wy wynocha! - popchnęłam obie byłe Carlosa w stronę drzwi.
- Mnie się tak nie traktuje! - oburzyła się Monic.
- Dziwne, bo nas to jakoś nie obchodzi! - syknął James i zamknął drzwi na wszystkie zamki, gdy już były poza nimi.
- Katastrofa... - oparłam się o nie plecami, patrząc przed siebie.
~*~
No i jest! ; D
Mam nadzieję, że się Wam podobał xd
Następny pojawi się, kiedy będę miała czas.
A na razie jestem ciekawa Waszych opinii xd
Bo uważam, że mi trochę nie wyszedł -.-
21 sierpnia 2013
Rozdział 114
Hey, what's up people?? ; D
Nawet nie wiecie jak mi smutno, że wakacje się już kończą ;C
Za szybko to zleciało... -.-
~*~
- Nie miałam siły, żeby cokolwiek robić, aby było mi lepiej... - zaśmiałam się gorzko. - Zawsze myślałam, że mam cudowne życie, że nie jestem sama w tym wszystkim, że ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze... - po policzkach spłynęły mi łzy. Nie wiedziałam kompletnie, co mam zrobić, aby je powstrzymać.
- Często zastanawiałam się nad tym, co będzie jeśli wyjadę do Los Angeles... - spojrzałam w sufit. - Czy sobie poradzę? Znajdę pracę, może nie... - wzruszyłam ramionami. - Gdyby nie Jennifer, nie wiem, czy w ogóle kiedyś bym stąd wyjechała... - wstałam z łóżka i podeszlam do kosza, który stał obok biurka. James nie spuszczał ze mnie wzroku.
- To... - wyciągnęłam spomiędzy śmieci pogniecione i podarte plakaty chłopaków - ...była jedyna rzecz, która poprawiała mi humor.
Uśmiechnął się lekko, a ja podeszłam do szafy, z której dna wyciągnęłam duży, prostokątny karton. Postawiłam go na łóżku i zdjęłam wieczko. W środku było pełno gadżetów Big Time Rush.
- Odkąd wasz zespół powstał marzyłam o tym, aby pójść na chociaż jeden koncert... - uśmiechnęłam się lekko, biorąc do ręki koszulkę z nazwą i logo zespołu. - W liceum temat Big Time Rush górował. Często zastanawiałam się, czy kocham was za muzykę, czy za wygląd... - zacisnęłam mocno oczy. - Ale zawsze wychodziło na to, że za oba... - dodałam cicho. Przez sporą ilość czasu opowiadałam mu wszystko, czego nie wiedział.
- Tak to mniej więcej wygląda... - westchnęłam ciężko, gdy skończyłam opowiadać Jamesowi cały swój życiorys, czyli wszystko odkąd Kyle pojechał do Londynu. Dowiedział się o Nicole i Dylanie, o Amber, o sierocińcu. O moich rodzicach, czyli o tym, że moim biologicznym ojcem jest Bradley Cooper. W skrócie, opowiedziałam mu o sobie praktycznie wszystko.
- Powiedz coś... - szepnęłam cicho, patrząc na niego, gdyż przez całą moją opowieść milczał jak zaklęty.
- Ale co...? - oparł łokcie na kolanach, splatając palce.
- Cokolwiek... - oczy mi się zaszkliły, na co tylko wstał, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie wszystko mi powiedziałaś... - szepnął cicho z uśmiechem.
- Naprawdę...? - zapytałam cicho i niepewnie.
- Naprawdę... - założył mi włosy za ucho. - Tylko proszę cię, jeśli będziesz mieć jeszcze raz takie sny to powiedz mi od razu.
- Muszę...? - spojrzałam na niego.
- Musisz, kocham cię i się martwię, więc proszę cię, zaufaj mi... - dodał poważnie.
- Kocham cię, James... - wtuliłam się w niego mocno.
- Serio...? - uniósł brwi do góry. - Mówiłaś, że nie wierzysz w prawdziwą miłość... - ściszył głos.
- Bo tak było... - mruknęłam cicho. - Ale pojawiłeś się ty.
Uśmiechnął się ciepło i delikatnie musnął moje usta swoimi. Zakręciło mi się w głowie od napływu emocji, więc powoli się od niego odsunęłam.
- Przepraszam, Jessica, przepraszam... - padł na kolana i przytulił się do mojego brzucha.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Za wczoraj, za wszystko, co ci kiedykolwiek zrobiłem... - szepnął cicho.
- James... - łzy spłynęły mi po policzkach, na co zaczęłam głaskać go po włosach.
- Obiecuję, że więcej cię nie dotknę, obiecuję... - spojrzał na mnie. - Tylko proszę, wybacz mi ten wczorajszy wieczór... - nigdy nie widziałam, żeby miał w oczach tyle smutku i żalu.
- James... - szepnęłam cicho.
- Błagam, wybacz mi... - podniósł się, patrząc mi w oczy. Bez słowa mocno go przytuliłam, zamykając oczy.
- Jesteś pierwszym i jedynym chłopakiem, którego tak naprawdę kocham... - szepnęłam cicho.
- Miło to słyszeć... - uśmiechnął się, tuląc mnie mocno.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
Leżałem na łóżku z założonymi pod głowę rękami i patrzyłem bez sensu w sufit. Na zewnątrz już dawno było ciemno, a ja za nic nie mogłem zasnąć. Westchnąłem ciężko i usiadłem. Jednym, płynnym ruchem zrzuciłem z siebie kołdrę i poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz zimną wodą.
- James, wracajcie już... - spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z łazienki, a potem z sypialni. Przechodząc obok pokoju Logana usłyszałem dwuznaczne jęki i odgłosy, na co moja pizza, którą jadłem na kolację, chciała ujrzeć światło dzienne, które powoli oblewało dom.
- Kendall...? - zdziwiony uniosłem brwi do góry, gdy przekroczyłem linię, która oddzielała kuchnię od salonu.
- Cześć... - mruknął, biorąc łyk kawy.
- Myślałem, że tylko ja mam bezsenną noc... - westchnąłem ciężko, siadając naprzeciwko niego.
- Proszę cię... - wywrócił oczami - ...słychać ich nawet, gdy mam słuchawki w uszach.
- A myślałem, że niżej już upaść nie może... - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - To nie ten Logan.
- Mi to mówisz...? - burknął. - Mam go serdecznie dosyć. Zachowuje się jak ostatni wariat! - uniósł się.
- Ciszej, bo cię usłyszą...! - skarciłem go.
- Wierzysz, że to jest możliwe? - uniósł brwi do góry. - Są zbyt zajęci, żeby zwracać na nas uwagę.
- No, w sumie racja... - westchnąłem ciężko, pijąc z kartonu mleko, które wyciągnąłem wcześniej z lodówki.
- Co to było...? - Kendall spojrzał na mnie zdziwiony, gdy na górze coś walnęło. I to jak walnęło!
- Dajesz, mała...! - usłyszeliśmy przytłumiony krzyk Logana.
- Jeszcze chwila, a się wyprowadzam...! - Schmidt uderzył pięścią w blat.
- Spokojnie, James i Jessica wracają za kilka dni. Może jakoś się ogarnie? - westchnąłem ciężko. Już nie miałem siły, żeby niańczyć Logana.
- Boże, bo się zrzygam... - mruknął Kendall, gdy do kuchni weszła Patricia w krótkim szlafroku.
- Co ty tu robisz...? - uniosłem brwi do góry, gdy wyciągnęła z lodówki bitą śmietanę w sprayu.
- Przyszłam po śmietanę. Spokojnie, dla was też zostawię... - przejechała mi dłonią po ramieniu.
- Weź mnie nie dotykaj, kobieto! - odsunąłem się szybko.
- Zadziorny... - oblizała wargi. - Jeśli lubisz ostry seks jak Logan, to dobrze trafiłeś... - zrobiła krok w moją stronę.
- Ogarnij się! W życiu nawet bym cię nie dotknął! Jesteś obrzydliwa! - syknąłem.
- Twoja strata... - wzruszyła ramionami i pobiegła na górę.
- Rany, ale mi niedobrze... - Kendall zasłonił usta ręką i skierował się do łazienki w jadalni. Ja natomiast zamknąłem się u siebie, gdzie wziąłem kilka razy prysznic, a potem jeszcze gorącą kąpiel. Musiałem zmyć z siebie odciski jej palców! Kto wie, co może teraz po mnie pełzać...!
W końcu stwierdziłem, że jestem 'czysty', więc wyszedłem przed dom, zakładając na siebie uprzednio jakąś bluzę.
- No, stary, przynajmniej tu ich nie słychać... - pogłaskałem Foxa za uchem, siadając na schodach i kładąc go sobie na kolanach.
- Wreszcie cicho... - Kendall usiadł obok mnie. Nic nie powiedziałem, tylko pocałowałem pupila Jamesa w głowę.
- Poradzisz mi...? - spytałem cicho, patrząc na blondyna.
- Wybacz, ale żadne zatyczki na nich nie działają... - uniósł ręce do góry.
- Nie o to mi chodzi... - zaśmiałem się cicho. - Sprawy sercowe... - mruknąłem.
- Co jest? - spytał rozbawiony. - Jennifer już cię nie chce?
- W tym sęk, że ona chyba naprawdę się zaangażowała w ten 'związek' - zrobiłem cudzysłów z palców. - Lepiej by było, gdybyśmy nadal byli przyjaciółmi.
- No to jej to powiedz... - Kend wywrócił oczami.
- Nie mogę! Boję się, że będzie przeze mnie cierpieć, a tego nie chcę... - przetarłem twarz dłońmi.
- Czemu tak nagle zmieniłeś o niej zdanie? - zdziwił się.
- Nie zmieniłem. Kocham ją, naprawdę, ale jako przyjaciółkę i siostrę... - westchnąłem ciężko. - I ciągle myślę o Monic, a teraz jeszcze Sam się pojawiła...! - jęknąłem niezadowolony.
- No to, przyjacielu... - poklepał mnie po ramieniu - ...masz ciężki orzech do zgryzienia.
- Jakbym o tym nie wiedział... - burknąłem pod nosem.
- Wiesz, kiedyś ktoś powiedział... - uśmiechnął się, patrząc w niebo, które przybrało barwy wschodzącego słońca. - 'Jeśli chcesz kochać i być kochanym, musisz nauczyć się wybaczać'.
- To moje słowa, baranie... - mruknąłem rozbawiony.
- Twoje, więc się do nich zastosuj... - szturchnął mnie.
- Może masz rację... - westchnąłem.
- A mam! A teraz przepraszam, ale idę kupić coś do jedzenia, bo coś mi się wydaje, że szybko do środka nie wrócimy... - pokręcił głową i wyszedł za furtkę, kierując się do najbliższego sklepu. Pogłaskałem Foxa, który już smacznie spał na moich kolanach, po czym utkwiłem wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie, kompletnie pogrążając się we własnych myślach...
~*~
No hej ; D
Sorrki, że tak skróciłam tę opowieść Jessici, ale sama nie wiedziałam do czego ona zmierza... -.-' xd
Zbliża się moment, w którym Carlos będzie musiał wybrać dziewczynę, z którą chce być ;>
Jak myślicie, którą wybierze? ; D
Nawet nie wiecie jak mi smutno, że wakacje się już kończą ;C
Za szybko to zleciało... -.-
~*~
- Nie miałam siły, żeby cokolwiek robić, aby było mi lepiej... - zaśmiałam się gorzko. - Zawsze myślałam, że mam cudowne życie, że nie jestem sama w tym wszystkim, że ktoś mnie przytuli i powie, że wszystko będzie dobrze... - po policzkach spłynęły mi łzy. Nie wiedziałam kompletnie, co mam zrobić, aby je powstrzymać.
- Często zastanawiałam się nad tym, co będzie jeśli wyjadę do Los Angeles... - spojrzałam w sufit. - Czy sobie poradzę? Znajdę pracę, może nie... - wzruszyłam ramionami. - Gdyby nie Jennifer, nie wiem, czy w ogóle kiedyś bym stąd wyjechała... - wstałam z łóżka i podeszlam do kosza, który stał obok biurka. James nie spuszczał ze mnie wzroku.
- To... - wyciągnęłam spomiędzy śmieci pogniecione i podarte plakaty chłopaków - ...była jedyna rzecz, która poprawiała mi humor.
Uśmiechnął się lekko, a ja podeszłam do szafy, z której dna wyciągnęłam duży, prostokątny karton. Postawiłam go na łóżku i zdjęłam wieczko. W środku było pełno gadżetów Big Time Rush.
- Odkąd wasz zespół powstał marzyłam o tym, aby pójść na chociaż jeden koncert... - uśmiechnęłam się lekko, biorąc do ręki koszulkę z nazwą i logo zespołu. - W liceum temat Big Time Rush górował. Często zastanawiałam się, czy kocham was za muzykę, czy za wygląd... - zacisnęłam mocno oczy. - Ale zawsze wychodziło na to, że za oba... - dodałam cicho. Przez sporą ilość czasu opowiadałam mu wszystko, czego nie wiedział.
- Tak to mniej więcej wygląda... - westchnęłam ciężko, gdy skończyłam opowiadać Jamesowi cały swój życiorys, czyli wszystko odkąd Kyle pojechał do Londynu. Dowiedział się o Nicole i Dylanie, o Amber, o sierocińcu. O moich rodzicach, czyli o tym, że moim biologicznym ojcem jest Bradley Cooper. W skrócie, opowiedziałam mu o sobie praktycznie wszystko.
- Powiedz coś... - szepnęłam cicho, patrząc na niego, gdyż przez całą moją opowieść milczał jak zaklęty.
- Ale co...? - oparł łokcie na kolanach, splatając palce.
- Cokolwiek... - oczy mi się zaszkliły, na co tylko wstał, przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że wreszcie wszystko mi powiedziałaś... - szepnął cicho z uśmiechem.
- Naprawdę...? - zapytałam cicho i niepewnie.
- Naprawdę... - założył mi włosy za ucho. - Tylko proszę cię, jeśli będziesz mieć jeszcze raz takie sny to powiedz mi od razu.
- Muszę...? - spojrzałam na niego.
- Musisz, kocham cię i się martwię, więc proszę cię, zaufaj mi... - dodał poważnie.
- Kocham cię, James... - wtuliłam się w niego mocno.
- Serio...? - uniósł brwi do góry. - Mówiłaś, że nie wierzysz w prawdziwą miłość... - ściszył głos.
- Bo tak było... - mruknęłam cicho. - Ale pojawiłeś się ty.
Uśmiechnął się ciepło i delikatnie musnął moje usta swoimi. Zakręciło mi się w głowie od napływu emocji, więc powoli się od niego odsunęłam.
- Przepraszam, Jessica, przepraszam... - padł na kolana i przytulił się do mojego brzucha.
- Za co? - zdziwiłam się.
- Za wczoraj, za wszystko, co ci kiedykolwiek zrobiłem... - szepnął cicho.
- James... - łzy spłynęły mi po policzkach, na co zaczęłam głaskać go po włosach.
- Obiecuję, że więcej cię nie dotknę, obiecuję... - spojrzał na mnie. - Tylko proszę, wybacz mi ten wczorajszy wieczór... - nigdy nie widziałam, żeby miał w oczach tyle smutku i żalu.
- James... - szepnęłam cicho.
- Błagam, wybacz mi... - podniósł się, patrząc mi w oczy. Bez słowa mocno go przytuliłam, zamykając oczy.
- Jesteś pierwszym i jedynym chłopakiem, którego tak naprawdę kocham... - szepnęłam cicho.
- Miło to słyszeć... - uśmiechnął się, tuląc mnie mocno.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
Leżałem na łóżku z założonymi pod głowę rękami i patrzyłem bez sensu w sufit. Na zewnątrz już dawno było ciemno, a ja za nic nie mogłem zasnąć. Westchnąłem ciężko i usiadłem. Jednym, płynnym ruchem zrzuciłem z siebie kołdrę i poszedłem do łazienki, gdzie przemyłem twarz zimną wodą.
- James, wracajcie już... - spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Odetchnąłem głęboko i wyszedłem z łazienki, a potem z sypialni. Przechodząc obok pokoju Logana usłyszałem dwuznaczne jęki i odgłosy, na co moja pizza, którą jadłem na kolację, chciała ujrzeć światło dzienne, które powoli oblewało dom.
- Kendall...? - zdziwiony uniosłem brwi do góry, gdy przekroczyłem linię, która oddzielała kuchnię od salonu.
- Cześć... - mruknął, biorąc łyk kawy.
- Myślałem, że tylko ja mam bezsenną noc... - westchnąłem ciężko, siadając naprzeciwko niego.
- Proszę cię... - wywrócił oczami - ...słychać ich nawet, gdy mam słuchawki w uszach.
- A myślałem, że niżej już upaść nie może... - pokręciłem głową z niedowierzaniem. - To nie ten Logan.
- Mi to mówisz...? - burknął. - Mam go serdecznie dosyć. Zachowuje się jak ostatni wariat! - uniósł się.
- Ciszej, bo cię usłyszą...! - skarciłem go.
- Wierzysz, że to jest możliwe? - uniósł brwi do góry. - Są zbyt zajęci, żeby zwracać na nas uwagę.
- No, w sumie racja... - westchnąłem ciężko, pijąc z kartonu mleko, które wyciągnąłem wcześniej z lodówki.
- Co to było...? - Kendall spojrzał na mnie zdziwiony, gdy na górze coś walnęło. I to jak walnęło!
- Dajesz, mała...! - usłyszeliśmy przytłumiony krzyk Logana.
- Jeszcze chwila, a się wyprowadzam...! - Schmidt uderzył pięścią w blat.
- Spokojnie, James i Jessica wracają za kilka dni. Może jakoś się ogarnie? - westchnąłem ciężko. Już nie miałem siły, żeby niańczyć Logana.
- Boże, bo się zrzygam... - mruknął Kendall, gdy do kuchni weszła Patricia w krótkim szlafroku.
- Co ty tu robisz...? - uniosłem brwi do góry, gdy wyciągnęła z lodówki bitą śmietanę w sprayu.
- Przyszłam po śmietanę. Spokojnie, dla was też zostawię... - przejechała mi dłonią po ramieniu.
- Weź mnie nie dotykaj, kobieto! - odsunąłem się szybko.
- Zadziorny... - oblizała wargi. - Jeśli lubisz ostry seks jak Logan, to dobrze trafiłeś... - zrobiła krok w moją stronę.
- Ogarnij się! W życiu nawet bym cię nie dotknął! Jesteś obrzydliwa! - syknąłem.
- Twoja strata... - wzruszyła ramionami i pobiegła na górę.
- Rany, ale mi niedobrze... - Kendall zasłonił usta ręką i skierował się do łazienki w jadalni. Ja natomiast zamknąłem się u siebie, gdzie wziąłem kilka razy prysznic, a potem jeszcze gorącą kąpiel. Musiałem zmyć z siebie odciski jej palców! Kto wie, co może teraz po mnie pełzać...!
W końcu stwierdziłem, że jestem 'czysty', więc wyszedłem przed dom, zakładając na siebie uprzednio jakąś bluzę.
- No, stary, przynajmniej tu ich nie słychać... - pogłaskałem Foxa za uchem, siadając na schodach i kładąc go sobie na kolanach.
- Wreszcie cicho... - Kendall usiadł obok mnie. Nic nie powiedziałem, tylko pocałowałem pupila Jamesa w głowę.
- Poradzisz mi...? - spytałem cicho, patrząc na blondyna.
- Wybacz, ale żadne zatyczki na nich nie działają... - uniósł ręce do góry.
- Nie o to mi chodzi... - zaśmiałem się cicho. - Sprawy sercowe... - mruknąłem.
- Co jest? - spytał rozbawiony. - Jennifer już cię nie chce?
- W tym sęk, że ona chyba naprawdę się zaangażowała w ten 'związek' - zrobiłem cudzysłów z palców. - Lepiej by było, gdybyśmy nadal byli przyjaciółmi.
- No to jej to powiedz... - Kend wywrócił oczami.
- Nie mogę! Boję się, że będzie przeze mnie cierpieć, a tego nie chcę... - przetarłem twarz dłońmi.
- Czemu tak nagle zmieniłeś o niej zdanie? - zdziwił się.
- Nie zmieniłem. Kocham ją, naprawdę, ale jako przyjaciółkę i siostrę... - westchnąłem ciężko. - I ciągle myślę o Monic, a teraz jeszcze Sam się pojawiła...! - jęknąłem niezadowolony.
- No to, przyjacielu... - poklepał mnie po ramieniu - ...masz ciężki orzech do zgryzienia.
- Jakbym o tym nie wiedział... - burknąłem pod nosem.
- Wiesz, kiedyś ktoś powiedział... - uśmiechnął się, patrząc w niebo, które przybrało barwy wschodzącego słońca. - 'Jeśli chcesz kochać i być kochanym, musisz nauczyć się wybaczać'.
- To moje słowa, baranie... - mruknąłem rozbawiony.
- Twoje, więc się do nich zastosuj... - szturchnął mnie.
- Może masz rację... - westchnąłem.
- A mam! A teraz przepraszam, ale idę kupić coś do jedzenia, bo coś mi się wydaje, że szybko do środka nie wrócimy... - pokręcił głową i wyszedł za furtkę, kierując się do najbliższego sklepu. Pogłaskałem Foxa, który już smacznie spał na moich kolanach, po czym utkwiłem wzrok w bliżej nieokreślonym punkcie, kompletnie pogrążając się we własnych myślach...
~*~
No hej ; D
Sorrki, że tak skróciłam tę opowieść Jessici, ale sama nie wiedziałam do czego ona zmierza... -.-' xd
Zbliża się moment, w którym Carlos będzie musiał wybrać dziewczynę, z którą chce być ;>
Jak myślicie, którą wybierze? ; D
18 sierpnia 2013
Rozdział 113
13... Trzynastka przynosi pecha o.O
Rozdział 113, więc będzie pechowy dla naszych bohaterów ;>
A w nagrodę za komentarze pod ostatnim rozdziałem... Hahaha xd
Miłego czytania ;3
~*~
Otworzyłam oczy, jednak nic nie zobaczyłam...
Ciemność... Ciemność ogarniała mnie z wszystkich stron...
Czułam się w środku niesamowicie pusta. Jakby ktoś przyszedł i zabrał nie tylko moje wszystkie wnętrzności, ale i duszę... Duszę, która błąkała się w okrutnym świecie, która nie mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie czy pomoc. Po prostu była sama...
Zdziwiona usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Sypialnia moja i Jamesa, ta w Los Angeles... Ale co ja tu robię?
Odetchnęłam głęboko, patrząc w mrok za oknem. Nie świecił księżyc, nie błyszczała żadna gwiazda. Przerażał mnie ten fakt, ale jednocześnie fascynował.
Z tego głębokiego letargu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła, który echem rozbrzmiewał dłuższą chwilę w moich uszach. Z przerażeniem i bijącym sercem spojrzałam w stronę zamkniętych drzwi. Wzięłam kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić, po czym powolnym krokiem opuściłam sypialnię i skierowałam się na dół. Czułam pod stopami coś mokrego i obrzydliwego, jednak bałam się spojrzeć na podłogę, aby przekonać się, co to takiego.
- Witaj, kochanie... - usłyszałam głos Jamesa. Jednak nie był on ciepły i czuły, jak zwykle. Od samego jego dźwięku przeszedł mnie dreszcz, na co moje serce przyspieszyło. Czułam jak lecę w dół... W końcu wylądowałam na podłodze i spojrzałam na schody, na których pojawił się Dylan z nożem w ręku. Zaczęłam cofać się po zimnych kafelkach, aż w końcu dobiłam do ściany.
- Kochanie, nie uciekaj... - otworzyłam szeroko oczy ze strachu, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu za ramiona. Powoli i z zimnym potem na czole odwróciłam głowę. Krzyknęłam przerażona, gdy ujrzałam wielkie, straszliwe oczy, które dosłownie pożerały mnie samym spojrzeniem. Czułam jak skóra ze mnie schodzi, jak wszystko mnie pali, a z bólu z oczu wypływają mi łzy.
- Kochanie... - James przycisnął mnie do ściany za nadgarstki.
- Zostaw mnie! - starałam się wyrwać, ale był za silny.
- Kochanie...! - syknął, zrywając ze mnie ubranie.
- Proszę, przestań...! - załkałam.
- Zamknij się...! - pociągnął mnie za włosy. - Zniszczyłaś mi życie! Wracaj do swojego, durnego miasta...! - popchnął mnie na kanapę. Nie miałam kompletnie siły, żeby się podnieść, żeby cokolwiek zrobić. Po prostu leżałam tam i płakałam jak małe dziecko.
- Zgwałć ją...! - usłyszałam głos Jennifer.
- Właśnie...! - śmiech Nicole i Dylana.
- Weszła z butami w nasze życie...! - krzyk Kendalla.
- Niech zginie, nikt nie będzie tęsknił...! - wrogi głos Logana.
- Umieraj...! - przeraźliwy wrzask Carlosa.
- Przestańcie...! Zostawcie mnie! - złapałam się za głowę i z płaczem skuliłam się w kącie.
- Kochanie... - James uśmiechnął się kpiarsko i pociągnął mnie za włosy do góry.
- Zostaw mnie, błagam... - załkałam, na co on zaśmiał się szyderczo i zaczął się do mnie dobierać.
- Umieraj!!! - wszyscy wrzasnęli tak głośno, że musiałam zasłonić uszy.
- Nie...! - krzyknęłam, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Włosy oblepiły mi spoconą twarz i ramiona. Byłam przerażona, a serce waliło mi jak młotem.
- Jessica, w porządku...?! - James wpadł do pokoju zmartwiony. - Krzyczałaś!
- Nie dotykaj mnie...! - odsunęłam się od niego gwałtownie, gdy chciał mnie dotknąć. - Chciałeś mnie zgwałcić! - po policzkach spłynęły mi łzy.
- Co...?! Oszalałaś?! - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Nigdy bym się nie posunął do czegoś takiego!
- Ale jednak to zrobiłeś! - krzyknęłam. - Wynoś się! Nie chcę cię znać!
- Jessica... - szepnął cicho, patrząc na mnie bałagalnie.
- Wynoś się, słyszysz?! - popchnęłam go na korytarz. - Wszystko było dobrze dopóki się nie pojawiliście!
- My...? - zdziwił się.
- Ty, chłopaki, dziewczyny...! To wszystko wasza wina! - łzy wypływały ze mnie strumieniami. - Gdyby nie wy, ciągle miałabym normalną rodzinę! I ciągle bym tu mieszkała!
- Jessica, proszę cię, co się stało...? - zbliżył się do mnie z zamiarem przytulenia.
- Nie zbliżaj się do mnie! - popchnęłam go z taką siłą, że upadł na podłogę. - Nienawidzę cię, słyszysz?! Jesteś dla mnie nikim, zupełnie obcy! - zatrzasnęłam za sobą drzwi, przekręcając w nich klucz.
^*^
Oczami Jamesa
^*^
- Jessica... - wydobyłem z siebie cichy szept, patrząc z szeroko otwartymi oczami na zamknięte drzwi od jej pokoju. Czułem się potwornie...! Jakbym dostał w brzuch i twarz jednocześnie! Nie...! To było zupełnie coś gorszego!
Podniosłem się na drżących nogach i skierowałem się na dół. Chciało mi się wymiotować. Jakaś siła ściskała mi gardło. Brakowało mi powietrza, przez co ciężko opadłem na kanapę.
- Co ja zrobiłem...? - wydusiłem w końcu przerażony. Nie chciałem jej skrzywdzić! W życiu nawet o tym nie pomyślałem!
Nagle mnie olśniło, na co spojrzałem na kanapę, na której siedziałem. Gwałtownie się podniosłem, odsuwając od niej na dobre kilka metrów.
- Wczoraj... - przełknąłem z trudem ślinę, zsuwając się po ścianie na podłogę. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i drżącymi dłońmi wybrałem numer do Carlosa.
- No hej, stary! - zaśmiał się po odebraniu. - Jak tam wspólne chwile we dwoje?
- Ona mnie nienawidzi... - wydusiłem cały blady, tępo patrząc przed siebie.
- James, dobrze się czujesz? - zdziwił się. - Wszytko okay?
- Chciałem ją... Ja... - nie potrafiłem tego z siebie wydusić. Byłem w totalnej rozspyce.
- James, do cholery, mów...! - Carlos się zdenerwował, jak i zmartwił.
- Zgwałcić... Ja chciałem ją... - słowa z trudem wypływały z moich ust.
- Co?! - był wręcz zszokowany. - Coś ty zrobił?!
- Ja nie chciałem... - w oczach stanęły mi łzy.
- Okay, od początku... - zarządził. - Co się wydarzyło od waszego przylotu do Middletown?
- Rozpakowaliśmy się, ogarnęliśmy w domu, a potem... - urwałem, zagryzając dolną wargę.
- James, mów...! - Carlos mnie skarcił.
- Na kanapie... - przełknąłem ciężko ślinę. - Zaczęliśmy się całować i... rozbierać... - było mi cholernie głupio, że muszę zdradzać własnemu przyjacielowi sekrety z mojego życia seksualnego, ale to było nic w porównaniu z tym, jak Jessica mnie potraktowała.
- No mówże wreszcie...! - chyba wywrócił oczami.
- Nie miała nic przeciwko... - zacisnąłem mocno oczy. - Sama się nakręciła.
- I...? - ciągnął mnie za język. Milczałem chwilę, aż w końcu odetchnąłem głęboko.
- Do niczego nie doszło... - mruknąłem cicho.
- Czyli, że nie zdążyliście tego zrobić... - stwierdził, na co przytaknąłem. - No to jest tylko jedno wyjaśnienie.
- Jakie...? - spytałem cicho, kompletnie pozbawiony chęci do życia.
- Coś jej się śniło... z tobą w roli głównej... - dodał niepewnie.
- Zanim potraktowała mnie jak śmiecia, krzyczała przez sen... - mruknąłem cicho.
- Sam widzisz. Spróbuj z nią porozmawiać, może sobie wszystko wyjaśnicie... - chyba się uśmiechnął.
- Tak, tylko, że ona wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi... - urwałem, gdyż ze schodów spadła moja walizka, w dodatku spakowana.
- James...! - Carlos sprowadził mnie na ziemię.
- I właśnie wyrzuciła mnie z domu... - czułem jak serce pęka mi na miliony małych kawałeczków.
- James... - westchnął ciężko.
- Wiesz co...? Skoro nie chce mnie widzieć, to jej sprawa. Ja się nie będę narzucał. Nie chcę pogorszyć swojej sytuacji... - mruknąłem.
- Człowieku, tylko nie zostawiaj jej samej...! - przestrzegł mnie.
- Nie jestem głupi... - dodałem cicho. - Powiedziałem, że nie będę się narzucać, więc słowa dotrzymam... - wzruszyłem ramionami.
- Zuch chłopak... - zażartował. - Powodzenia.
- Dzięki, przyda się... - mruknąłem i się rozłączyłem.
Nie mogłem tak po prostu wyjechać i zostawić jej samej. Ja ją kocham!
Odetchnąłem głęboko, po czym powoli się podniosłem i założyłem kurtkę, stawiając przy okazji moją walizkę w kącie. Wyszedłem z domu, kierując się do najbliższego sklepu. Nie było to takie łatwe jak mi się zdawało. W końcu kompletnie nie znałem okolicy.
- Przepraszam... - podszedłem do jakiejś kobiety - ...gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem... - uśmiechnęła się, wskazując ręką odpowiedni kierunek.
- Dziękuję bardzo... - uśmiechnąłem się wdzięczny, po czym ruszyłem na zakupy. Niedługo później wracałem do domu z dwoma statkami.
- JAMES!!! - usłyszałem pisk kilku dziewczyn, więc się odwróciłem. Uśmiech wskoczył mi na twarz, gdy zobaczyłem fanki, które biegły w moją stronę.
- Dasz nam swój autograf...?! - spojrzały na mnie z nadzieją.
- Jasne... - zaśmiałem się i podpisałem ich notesy. Zrobiliśmy sobie zdjęcia i ponownie ruszyłem do domu. Pochowałem wszystkie produkty do szafek i lodówki.
- Miałeś się wynosić...! - usłyszałem przestraszony głos Jessici.
- Nie zostawię cię... - mruknąłem cicho, patrząc na nią kątem oka.
- Nie potrzebuję cię! - podniosła głos, a oczy jej się zaszkliły. Czułem się potwornie, że doprowadziłem ją do tego stanu.
- Rozumiem, nie nienawidzisz mnie, ale nie wyjadę stąd bez ciebie... - usiadłem przy stole.
- Dlaczego ty to robisz...? - załkała cicho.
- Bo cię kocham i chcę, żebyś to w końcu zrozumiała... - spojrzałem na nią, a ona tak po prostu pobiegła na górę. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem wszystkiego dosyć...
Nie wiem, ile tak siedziałem, ale gdy w końcu się ruszyłem było już ciemno. Od razu skierowałem się na górę.
- Jessica, możemy porozmawiać...? - zapukałem niepewnie do drzwi jej pokoju.
- Niby o czym...? - otworzyła mi zapłakana.
- O wszystkim... - szepnąłem cicho, a ona odwróciła głowę.
- To nie twoja sprawa... - zagryzła dolną wargę.
- Ja uważam inaczej... - mruknąłem i wszedłem do środka, siadając na fotelu pod oknem. - Nie wyjdę stąd, dopóki wszystkiego się o tobie nie dowiem - dodałem hardo, patrząc na nią uważnie.
- To nie fair... - załkała, odwracając się w moją stronę.
- Życie jest nie fair... - mruknąłem i czekałem, aż wreszcie coś powie.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
- Dadzą sobie radę... - objąłem Jennifer ramieniem, gdy wracaliśmy z zakupów.
- Mam nadzieję... - westchnęła ciężko. - Martwię się o Jessicę.
- Ja też... - mruknąłem cicho.
- Carlos...?! - usłyszałem, na co zdziwiony się odwróciłem. - Jejku, jakiś ty przystojny! - Sam z uśmiechem mnie uściskała.
- Eee... - Jennifer spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Jen, to jest Samantha Droke. Byliśmy parą dawno temu... - wyjaśniłem z uśmiechem.
- Cześć, miło mi cię poznać... - uśmiechnęła się Jennifer, ściskając dłoń mojej eks.
- Mogę go porwać na lody? - Sam spojrzała na nią bałagalnie.
- Jasne... - zaśmiała się Jayde, po czym odeszła, a my ruszyliśmy do najbliższej kawiarni.
- Więc, co cię sprowadza do Los Angeles? - zagadnąłem z uśmiechem.
- Aktorstwo... - uśmiechnęła się. To w niej lubiłem i nadal lubię. Ten cudowny uśmiech, którym zarażała wszystkich dookoła. Carlos, ogarnij się! A co z Monic?! Z Jennifer?!
- To wspaniale. Cieszę się, że ci się układa... - uśmiechnąłem się ciepło.
- A co tam u ciebie? - zagadnęła z uśmiechem.
- Wszystko dobrze... - mruknąłem, grzebiąc łyżeczką w swoich lodach.
- Carlos...? - spojrzała na mnie zmartwiona.
- Po prostu... - urwałem, zagryzając dolną wargę. - Po prostu ostatnio w moim życiu ciągle coś się psuje. Dziewczyna ze mną zerwała, zauroczyłem się w innej i nie wiem kompletnie jak sobie z tym poradzić - przetarłem twarz dłońmi.
- Ej, spokojnie... - uśmiechnęła się ciepło. - Do mnie możesz zawsze przyjść i się wyżalić, wiesz o tym.
- Wiem... - uśmiechnąłem się lekko, a godzinę później wracałem do domu z mętlikiem w głowie. Lubię Sam, ale nadal kocham Monic. No i jest jeszcze Jennifer. Nie mogę tak po prostu złamać jej serca, jak Logan. To niestosowne. Przyjaźnimy się, ale wiem, że jest to coś więcej niż tylko niewinny flirt.
- No, Carlos, to sobie narobiłeś... - westchnąłem ciężko, wchodząc na teren domu.
^*^
Oczami Jessici
^*^
Siedziałam na łóżku, bawiąc się swoją bransoletką. James, jak powiedział, tak siedział na fotelu i nie myślał się ruszyć.
- Jessica, chcę ci pomóc... - spojrzał na mnie poważnie.
- Akurat! Chcesz się pośmiać i tyle...! - oczy mi się zaszkliły.
- Jessica, wcale tak nie jest! - oburzył się. - Kocham cię i zależy mi na tobie!
- Tak?! Zależy ci?! To czemu jakoś ci nie wierzę?! - spojrzałam na niego zapłakana.
- Bo, do jasnej cholery, ogrodziłaś się tym pieprzonym murem i nikogo do siebie nie dopuszczasz! - wstał zdenerwowany. - Przyśnił ci się jakiś durny sen i kompletnie się zmieniłaś...!
- Ty nic nie rozumiesz...! - wycedziłam przez zęby.
- Jak zwykle! Zrozumiałbym, gdybyś mi powiedziała, co ci się przyśniło miesiąc temu! - syknął. - A zresztą... - machnął ręką - ...skoro nie chcesz mojej pomocy to twoja sprawa - podszedł do okna, zakładając ręce na piersi. Odetchnęłam głęboko, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zaczęło się zaraz po tym, jak rodzice zapisali mnie do liceum... - załkałam cicho, ale nawet na mnie nie spojrzał, więc kontynuowałam. - Byłam najmłodszą uczennicą, więc łatwo się domyślić, że starsi uczniowie mnie nękali... - oparłam się o ściankę łóżka, tuląc się do poduszki. James powoli odwrócił się w moją stronę, po czym zajął miejsce na fotelu. Odetchnęłam głęboko, gdy czułam, że zaraz znowu się rozkleję.
- Nie potrafiłam sobie z tym poradzić... - szepnęłam cicho. - Było mi cholernie ciężko, a nie chciałam martwić rodziców, więc nic nie mówiłam. Uważali, że jestem wzorową córką i uczennicą... - słowa same ze mnie płynęły. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić.
- Czasami miałam wrażenie, że im na mnie nie zależy. Gdy Kyle wyjechał do Londynu, wszystko się zmieniło... - głos mi drżał. - Rodzice nie potrafili poradzić sobie z problemami finansowymi. Bałam się, że stracą dom przez własną głupotę... - prychnęłam pod nosem. - Kilka miesięcy nie mogłam spać spokojnie, bo ciągle się martwiłam, że wylądujemy na ulicy. Najgorsze było to, że przejmowali się tym, co ludzie o nich powiedzą. To denerwowało mnie najbardziej... - zacisnęłam ręce w pięści. - Ich ciągłe użalanie się nad sobą sprawiało, że miałam dosyć wszystkiego i wszystkich. Chciałam się stąd wynieść jak najdalej, żeby nie móc ich oglądać... - mruknęłam cicho. No i zaczęło się to zwierzanie...
~*~
I jak wrażenia? ; D
Mi się tam najbardziej podoba fragment Jamesa ;3
Ale ocenę pozostawiam Wam xd
Rozdział 113, więc będzie pechowy dla naszych bohaterów ;>
A w nagrodę za komentarze pod ostatnim rozdziałem... Hahaha xd
Miłego czytania ;3
~*~
Otworzyłam oczy, jednak nic nie zobaczyłam...
Ciemność... Ciemność ogarniała mnie z wszystkich stron...
Czułam się w środku niesamowicie pusta. Jakby ktoś przyszedł i zabrał nie tylko moje wszystkie wnętrzności, ale i duszę... Duszę, która błąkała się w okrutnym świecie, która nie mogła liczyć na jakiekolwiek wsparcie czy pomoc. Po prostu była sama...
Zdziwiona usiadłam i rozejrzałam się po pokoju. Sypialnia moja i Jamesa, ta w Los Angeles... Ale co ja tu robię?
Odetchnęłam głęboko, patrząc w mrok za oknem. Nie świecił księżyc, nie błyszczała żadna gwiazda. Przerażał mnie ten fakt, ale jednocześnie fascynował.
Z tego głębokiego letargu wyrwał mnie dźwięk tłuczonego szkła, który echem rozbrzmiewał dłuższą chwilę w moich uszach. Z przerażeniem i bijącym sercem spojrzałam w stronę zamkniętych drzwi. Wzięłam kilka głębszych wdechów, aby się uspokoić, po czym powolnym krokiem opuściłam sypialnię i skierowałam się na dół. Czułam pod stopami coś mokrego i obrzydliwego, jednak bałam się spojrzeć na podłogę, aby przekonać się, co to takiego.
- Witaj, kochanie... - usłyszałam głos Jamesa. Jednak nie był on ciepły i czuły, jak zwykle. Od samego jego dźwięku przeszedł mnie dreszcz, na co moje serce przyspieszyło. Czułam jak lecę w dół... W końcu wylądowałam na podłodze i spojrzałam na schody, na których pojawił się Dylan z nożem w ręku. Zaczęłam cofać się po zimnych kafelkach, aż w końcu dobiłam do ściany.
- Kochanie, nie uciekaj... - otworzyłam szeroko oczy ze strachu, gdy poczułam jak ktoś łapie mnie od tyłu za ramiona. Powoli i z zimnym potem na czole odwróciłam głowę. Krzyknęłam przerażona, gdy ujrzałam wielkie, straszliwe oczy, które dosłownie pożerały mnie samym spojrzeniem. Czułam jak skóra ze mnie schodzi, jak wszystko mnie pali, a z bólu z oczu wypływają mi łzy.
- Kochanie... - James przycisnął mnie do ściany za nadgarstki.
- Zostaw mnie! - starałam się wyrwać, ale był za silny.
- Kochanie...! - syknął, zrywając ze mnie ubranie.
- Proszę, przestań...! - załkałam.
- Zamknij się...! - pociągnął mnie za włosy. - Zniszczyłaś mi życie! Wracaj do swojego, durnego miasta...! - popchnął mnie na kanapę. Nie miałam kompletnie siły, żeby się podnieść, żeby cokolwiek zrobić. Po prostu leżałam tam i płakałam jak małe dziecko.
- Zgwałć ją...! - usłyszałam głos Jennifer.
- Właśnie...! - śmiech Nicole i Dylana.
- Weszła z butami w nasze życie...! - krzyk Kendalla.
- Niech zginie, nikt nie będzie tęsknił...! - wrogi głos Logana.
- Umieraj...! - przeraźliwy wrzask Carlosa.
- Przestańcie...! Zostawcie mnie! - złapałam się za głowę i z płaczem skuliłam się w kącie.
- Kochanie... - James uśmiechnął się kpiarsko i pociągnął mnie za włosy do góry.
- Zostaw mnie, błagam... - załkałam, na co on zaśmiał się szyderczo i zaczął się do mnie dobierać.
- Umieraj!!! - wszyscy wrzasnęli tak głośno, że musiałam zasłonić uszy.
- Nie...! - krzyknęłam, gwałtownie podnosząc się do pozycji siedzącej. Włosy oblepiły mi spoconą twarz i ramiona. Byłam przerażona, a serce waliło mi jak młotem.
- Jessica, w porządku...?! - James wpadł do pokoju zmartwiony. - Krzyczałaś!
- Nie dotykaj mnie...! - odsunęłam się od niego gwałtownie, gdy chciał mnie dotknąć. - Chciałeś mnie zgwałcić! - po policzkach spłynęły mi łzy.
- Co...?! Oszalałaś?! - spojrzał na mnie z niedowierzaniem. - Nigdy bym się nie posunął do czegoś takiego!
- Ale jednak to zrobiłeś! - krzyknęłam. - Wynoś się! Nie chcę cię znać!
- Jessica... - szepnął cicho, patrząc na mnie bałagalnie.
- Wynoś się, słyszysz?! - popchnęłam go na korytarz. - Wszystko było dobrze dopóki się nie pojawiliście!
- My...? - zdziwił się.
- Ty, chłopaki, dziewczyny...! To wszystko wasza wina! - łzy wypływały ze mnie strumieniami. - Gdyby nie wy, ciągle miałabym normalną rodzinę! I ciągle bym tu mieszkała!
- Jessica, proszę cię, co się stało...? - zbliżył się do mnie z zamiarem przytulenia.
- Nie zbliżaj się do mnie! - popchnęłam go z taką siłą, że upadł na podłogę. - Nienawidzę cię, słyszysz?! Jesteś dla mnie nikim, zupełnie obcy! - zatrzasnęłam za sobą drzwi, przekręcając w nich klucz.
^*^
Oczami Jamesa
^*^
- Jessica... - wydobyłem z siebie cichy szept, patrząc z szeroko otwartymi oczami na zamknięte drzwi od jej pokoju. Czułem się potwornie...! Jakbym dostał w brzuch i twarz jednocześnie! Nie...! To było zupełnie coś gorszego!
Podniosłem się na drżących nogach i skierowałem się na dół. Chciało mi się wymiotować. Jakaś siła ściskała mi gardło. Brakowało mi powietrza, przez co ciężko opadłem na kanapę.
- Co ja zrobiłem...? - wydusiłem w końcu przerażony. Nie chciałem jej skrzywdzić! W życiu nawet o tym nie pomyślałem!
Nagle mnie olśniło, na co spojrzałem na kanapę, na której siedziałem. Gwałtownie się podniosłem, odsuwając od niej na dobre kilka metrów.
- Wczoraj... - przełknąłem z trudem ślinę, zsuwając się po ścianie na podłogę. Szybko wyciągnąłem telefon z kieszeni i drżącymi dłońmi wybrałem numer do Carlosa.
- No hej, stary! - zaśmiał się po odebraniu. - Jak tam wspólne chwile we dwoje?
- Ona mnie nienawidzi... - wydusiłem cały blady, tępo patrząc przed siebie.
- James, dobrze się czujesz? - zdziwił się. - Wszytko okay?
- Chciałem ją... Ja... - nie potrafiłem tego z siebie wydusić. Byłem w totalnej rozspyce.
- James, do cholery, mów...! - Carlos się zdenerwował, jak i zmartwił.
- Zgwałcić... Ja chciałem ją... - słowa z trudem wypływały z moich ust.
- Co?! - był wręcz zszokowany. - Coś ty zrobił?!
- Ja nie chciałem... - w oczach stanęły mi łzy.
- Okay, od początku... - zarządził. - Co się wydarzyło od waszego przylotu do Middletown?
- Rozpakowaliśmy się, ogarnęliśmy w domu, a potem... - urwałem, zagryzając dolną wargę.
- James, mów...! - Carlos mnie skarcił.
- Na kanapie... - przełknąłem ciężko ślinę. - Zaczęliśmy się całować i... rozbierać... - było mi cholernie głupio, że muszę zdradzać własnemu przyjacielowi sekrety z mojego życia seksualnego, ale to było nic w porównaniu z tym, jak Jessica mnie potraktowała.
- No mówże wreszcie...! - chyba wywrócił oczami.
- Nie miała nic przeciwko... - zacisnąłem mocno oczy. - Sama się nakręciła.
- I...? - ciągnął mnie za język. Milczałem chwilę, aż w końcu odetchnąłem głęboko.
- Do niczego nie doszło... - mruknąłem cicho.
- Czyli, że nie zdążyliście tego zrobić... - stwierdził, na co przytaknąłem. - No to jest tylko jedno wyjaśnienie.
- Jakie...? - spytałem cicho, kompletnie pozbawiony chęci do życia.
- Coś jej się śniło... z tobą w roli głównej... - dodał niepewnie.
- Zanim potraktowała mnie jak śmiecia, krzyczała przez sen... - mruknąłem cicho.
- Sam widzisz. Spróbuj z nią porozmawiać, może sobie wszystko wyjaśnicie... - chyba się uśmiechnął.
- Tak, tylko, że ona wykrzyczała mi prosto w twarz, że mnie nienawidzi... - urwałem, gdyż ze schodów spadła moja walizka, w dodatku spakowana.
- James...! - Carlos sprowadził mnie na ziemię.
- I właśnie wyrzuciła mnie z domu... - czułem jak serce pęka mi na miliony małych kawałeczków.
- James... - westchnął ciężko.
- Wiesz co...? Skoro nie chce mnie widzieć, to jej sprawa. Ja się nie będę narzucał. Nie chcę pogorszyć swojej sytuacji... - mruknąłem.
- Człowieku, tylko nie zostawiaj jej samej...! - przestrzegł mnie.
- Nie jestem głupi... - dodałem cicho. - Powiedziałem, że nie będę się narzucać, więc słowa dotrzymam... - wzruszyłem ramionami.
- Zuch chłopak... - zażartował. - Powodzenia.
- Dzięki, przyda się... - mruknąłem i się rozłączyłem.
Nie mogłem tak po prostu wyjechać i zostawić jej samej. Ja ją kocham!
Odetchnąłem głęboko, po czym powoli się podniosłem i założyłem kurtkę, stawiając przy okazji moją walizkę w kącie. Wyszedłem z domu, kierując się do najbliższego sklepu. Nie było to takie łatwe jak mi się zdawało. W końcu kompletnie nie znałem okolicy.
- Przepraszam... - podszedłem do jakiejś kobiety - ...gdzie jest najbliższy sklep?
- Tuż za rogiem... - uśmiechnęła się, wskazując ręką odpowiedni kierunek.
- Dziękuję bardzo... - uśmiechnąłem się wdzięczny, po czym ruszyłem na zakupy. Niedługo później wracałem do domu z dwoma statkami.
- JAMES!!! - usłyszałem pisk kilku dziewczyn, więc się odwróciłem. Uśmiech wskoczył mi na twarz, gdy zobaczyłem fanki, które biegły w moją stronę.
- Dasz nam swój autograf...?! - spojrzały na mnie z nadzieją.
- Jasne... - zaśmiałem się i podpisałem ich notesy. Zrobiliśmy sobie zdjęcia i ponownie ruszyłem do domu. Pochowałem wszystkie produkty do szafek i lodówki.
- Miałeś się wynosić...! - usłyszałem przestraszony głos Jessici.
- Nie zostawię cię... - mruknąłem cicho, patrząc na nią kątem oka.
- Nie potrzebuję cię! - podniosła głos, a oczy jej się zaszkliły. Czułem się potwornie, że doprowadziłem ją do tego stanu.
- Rozumiem, nie nienawidzisz mnie, ale nie wyjadę stąd bez ciebie... - usiadłem przy stole.
- Dlaczego ty to robisz...? - załkała cicho.
- Bo cię kocham i chcę, żebyś to w końcu zrozumiała... - spojrzałem na nią, a ona tak po prostu pobiegła na górę. Ukryłem twarz w dłoniach. Miałem wszystkiego dosyć...
Nie wiem, ile tak siedziałem, ale gdy w końcu się ruszyłem było już ciemno. Od razu skierowałem się na górę.
- Jessica, możemy porozmawiać...? - zapukałem niepewnie do drzwi jej pokoju.
- Niby o czym...? - otworzyła mi zapłakana.
- O wszystkim... - szepnąłem cicho, a ona odwróciła głowę.
- To nie twoja sprawa... - zagryzła dolną wargę.
- Ja uważam inaczej... - mruknąłem i wszedłem do środka, siadając na fotelu pod oknem. - Nie wyjdę stąd, dopóki wszystkiego się o tobie nie dowiem - dodałem hardo, patrząc na nią uważnie.
- To nie fair... - załkała, odwracając się w moją stronę.
- Życie jest nie fair... - mruknąłem i czekałem, aż wreszcie coś powie.
^*^
Oczami Carlosa
^*^
- Dadzą sobie radę... - objąłem Jennifer ramieniem, gdy wracaliśmy z zakupów.
- Mam nadzieję... - westchnęła ciężko. - Martwię się o Jessicę.
- Ja też... - mruknąłem cicho.
- Carlos...?! - usłyszałem, na co zdziwiony się odwróciłem. - Jejku, jakiś ty przystojny! - Sam z uśmiechem mnie uściskała.
- Eee... - Jennifer spojrzała na mnie zdezorientowana.
- Jen, to jest Samantha Droke. Byliśmy parą dawno temu... - wyjaśniłem z uśmiechem.
- Cześć, miło mi cię poznać... - uśmiechnęła się Jennifer, ściskając dłoń mojej eks.
- Mogę go porwać na lody? - Sam spojrzała na nią bałagalnie.
- Jasne... - zaśmiała się Jayde, po czym odeszła, a my ruszyliśmy do najbliższej kawiarni.
- Więc, co cię sprowadza do Los Angeles? - zagadnąłem z uśmiechem.
- Aktorstwo... - uśmiechnęła się. To w niej lubiłem i nadal lubię. Ten cudowny uśmiech, którym zarażała wszystkich dookoła. Carlos, ogarnij się! A co z Monic?! Z Jennifer?!
- To wspaniale. Cieszę się, że ci się układa... - uśmiechnąłem się ciepło.
- A co tam u ciebie? - zagadnęła z uśmiechem.
- Wszystko dobrze... - mruknąłem, grzebiąc łyżeczką w swoich lodach.
- Carlos...? - spojrzała na mnie zmartwiona.
- Po prostu... - urwałem, zagryzając dolną wargę. - Po prostu ostatnio w moim życiu ciągle coś się psuje. Dziewczyna ze mną zerwała, zauroczyłem się w innej i nie wiem kompletnie jak sobie z tym poradzić - przetarłem twarz dłońmi.
- Ej, spokojnie... - uśmiechnęła się ciepło. - Do mnie możesz zawsze przyjść i się wyżalić, wiesz o tym.
- Wiem... - uśmiechnąłem się lekko, a godzinę później wracałem do domu z mętlikiem w głowie. Lubię Sam, ale nadal kocham Monic. No i jest jeszcze Jennifer. Nie mogę tak po prostu złamać jej serca, jak Logan. To niestosowne. Przyjaźnimy się, ale wiem, że jest to coś więcej niż tylko niewinny flirt.
- No, Carlos, to sobie narobiłeś... - westchnąłem ciężko, wchodząc na teren domu.
^*^
Oczami Jessici
^*^
Siedziałam na łóżku, bawiąc się swoją bransoletką. James, jak powiedział, tak siedział na fotelu i nie myślał się ruszyć.
- Jessica, chcę ci pomóc... - spojrzał na mnie poważnie.
- Akurat! Chcesz się pośmiać i tyle...! - oczy mi się zaszkliły.
- Jessica, wcale tak nie jest! - oburzył się. - Kocham cię i zależy mi na tobie!
- Tak?! Zależy ci?! To czemu jakoś ci nie wierzę?! - spojrzałam na niego zapłakana.
- Bo, do jasnej cholery, ogrodziłaś się tym pieprzonym murem i nikogo do siebie nie dopuszczasz! - wstał zdenerwowany. - Przyśnił ci się jakiś durny sen i kompletnie się zmieniłaś...!
- Ty nic nie rozumiesz...! - wycedziłam przez zęby.
- Jak zwykle! Zrozumiałbym, gdybyś mi powiedziała, co ci się przyśniło miesiąc temu! - syknął. - A zresztą... - machnął ręką - ...skoro nie chcesz mojej pomocy to twoja sprawa - podszedł do okna, zakładając ręce na piersi. Odetchnęłam głęboko, a po policzkach spłynęły mi łzy.
- Zaczęło się zaraz po tym, jak rodzice zapisali mnie do liceum... - załkałam cicho, ale nawet na mnie nie spojrzał, więc kontynuowałam. - Byłam najmłodszą uczennicą, więc łatwo się domyślić, że starsi uczniowie mnie nękali... - oparłam się o ściankę łóżka, tuląc się do poduszki. James powoli odwrócił się w moją stronę, po czym zajął miejsce na fotelu. Odetchnęłam głęboko, gdy czułam, że zaraz znowu się rozkleję.
- Nie potrafiłam sobie z tym poradzić... - szepnęłam cicho. - Było mi cholernie ciężko, a nie chciałam martwić rodziców, więc nic nie mówiłam. Uważali, że jestem wzorową córką i uczennicą... - słowa same ze mnie płynęły. Nie potrafiłam tego zatrzymać. Musiałam to w końcu z siebie wyrzucić.
- Czasami miałam wrażenie, że im na mnie nie zależy. Gdy Kyle wyjechał do Londynu, wszystko się zmieniło... - głos mi drżał. - Rodzice nie potrafili poradzić sobie z problemami finansowymi. Bałam się, że stracą dom przez własną głupotę... - prychnęłam pod nosem. - Kilka miesięcy nie mogłam spać spokojnie, bo ciągle się martwiłam, że wylądujemy na ulicy. Najgorsze było to, że przejmowali się tym, co ludzie o nich powiedzą. To denerwowało mnie najbardziej... - zacisnęłam ręce w pięści. - Ich ciągłe użalanie się nad sobą sprawiało, że miałam dosyć wszystkiego i wszystkich. Chciałam się stąd wynieść jak najdalej, żeby nie móc ich oglądać... - mruknęłam cicho. No i zaczęło się to zwierzanie...
~*~
I jak wrażenia? ; D
Mi się tam najbardziej podoba fragment Jamesa ;3
Ale ocenę pozostawiam Wam xd
11 sierpnia 2013
Rozdział 112
Hejoo wszystkim ; D
Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, ale jeszcze ich nie skomentowałam, bo chwilowo nie mam dostępu do kompa -.-
Tak więc, nie martwcie się, bo Wasze opowiadania czytam ;)
A co do ostatniego rozdziału to wywnioskowałam, że para Carlos-Jennifer Wam odpowiada ^,^
Tak więc, zapraszam, może się Wam spodoba :)
~*~
Siedziałam z Jamesem na kanapie i oglądałam jakąś komedię. Na zewnątrz było strasznie gorąco, a w środku działała klimatyzacja, więc to był jedyny sposób, żeby się nie ugotować.
- Słońce...? - James delikatnie posadził mnie sobie na kolanach.
- Coś się stało...? - spytałam cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nie, wszystko dobrze... - z uśmiechem założył mi włosy za ucho. - Myślałem, żeby odwiedzić moich rodziców w Nowym Jorku. Dawno się nie widzieliśmy.
- Czemu po prostu tego nie zrobisz? - położyłam mu głowę na ramieniu.
- Bo chcę, żebyś pojechała tam ze mną - mruknął. - Ciągle siedzisz w domu, do nikogo się nie odzywasz, chowasz się przede mną i mi nie ufasz, to robi się irytujące! Wiem, że to wszystko przez ten twój koszmar, ale... - nie dałam mu dokończyć. Po prostu objęłam jego twarz w dłonie i go pocałowałam. Pierwszy raz od tego koszmaru.
- Bądź wreszcie cicho... - mruknęłam ledwo słyszalnie, patrząc mu w oczy.
- Muszę częściej tak gadać... - mruknął z uśmiechem. - Brakowało mi tego... - szepnął cicho.
- Naprawdę...? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Oczywiście, jesteś mi potrzebna jak powietrze... - przytulił mnie mocno. - Zresztą bosko całujesz... - mruknął z cwanym uśmiechem.
- James... - speszyłam się.
- Siemka, zakochańce! - Kendall ze śmiechem usiadł obok nas.
- Cześć, trollu... - burknął James, na co lekko klepnęłam go w ramię. - No co?
- Czemu masz taki dobry humor? - zagadnęłam, patrząc na blondyna.
- Jest piękna pogoda, ale trochę za gorąco... - westchnął ciężko, biorąc pilota do ręki i przełączając kanał.
- Co powiecie na wypad na plażę w Malibu? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Mi pasuje! - wyszczerzył się Kendall.
- Mi też... - uśmiechnął się James.
- Jessica, a ty...? - Henderson napił się swojego soku.
- Sama nie wiem... - mruknęłam cicho.
- No proszę... - James zrobił minę szczeniaczka. Już miałam coś powiedzieć, ale do środka wszedł Carlos z szeroko otwartymi oczami.
- Co się stało, że masz taką minę? - zaśmiał się Kendall.
- Chyba się zakochałem... - wyjaśnił zszokowany, opadając na fotel.
- To świetnie! - wyszczerzył się James. - Może w końcu zapomnisz o Monic... Auć! - urwał, gdyż uderzyłam go łokciem w brzuch.
- W kim się zakochałeś...? - uśmiechnęłam się ciepło, patrząc na Latynosa.
- W Jennifer... - spojrzał na mnie nadal w szoku.
- Co...?! - Logan zakrztusił się sokiem.
- To pojechałeś... - James spojrzał na niego zdziwiony, a Kendall tylko obserwował, co się dzieje.
- Stary, nie możesz kochać się w mojej dziewczynie! - Logan oburzony wstał i spojrzał na Latynosa.
- Ona nie jest twoją dziewczyną! - Carlos zdenerwowany również się podniósł.
- A kto o tym zadecydował?! - brunet się zdenerwował, popychając go z powrotem na fotel.
- Ona sama! - Latynos naprawdę się zdenerwował.
- Chłopaki, przestańcie...! - Kendall interweniował.
- Masz się do niej nie zbliżać, jasne?! - syknął Loggy.
- Będę się do niej zbliżał, czy tego chcesz, czy nie! - krzyknął Pena, po czym wściekły wyszedł z domu.
- Odbiło ci?! - James się zdenerwował, patrząc na właściciela domu.
- A ciebie, co to obchodzi?! - warknął, łapiąc go za koszulkę i ciągnąc do góry, przez co spadłam z jego kolan na podłogę.
- Jessica! - James spojrzał na mnie przerażony i zmartwiony. Kendall pomógł mi wstać.
- Logan, puść go! - syknął blondyn.
- Nie wtrącaj się więcej w nie swoje sprawy! - warknął brunet, po czym odepchnął chłopaka od siebie i wyszedł.
- James...! - podbiegłam do niego zmartwiona, gdyż uderzył głową o szafkę.
- W porządku, nic mi nie jest... - mruknął, masując tył głowy.
- Na pewno...? - dokładnie go obejrzałam.
- Na pewno... - wziął moje dłonie i je pocałował. Bez słowa przytuliłam go za szyję. Mimo wszystko, nadal się martwiłam.
*
- James, możemy porozmawiać...? - spytałam cicho.
- Jasne, coś się stało? - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Chcę do Middletown... - spojrzałam na niego.
- Chcesz wyjechać? - zdziwił się.
- Chcę, żebyś tam ze mną poleciał. Chciałeś mnie poznać, więc ci to proponuję - dodałam cicho.
- Jessica, nawet nie wiesz jak się cieszę - uśmiechnął się ciepło. - Kiedy chcesz wyjechać?
- Kiedy ty będziesz chciał - podniosłam głowę.
- No to się pakuj, kochanie... - musnął delikatnie mój policzek z uśmiechem.
- Dobrze... - szepnęłam cicho, rumieniąc się. Niedługo później spakowani w dwie walizki zeszliśmy na dół.
- A wy dokąd? - Kendall spojrzał na nas zdziwiony.
- Lecimy do Middletown... - James na niego spojrzał.
- Aha, rozumiem... - uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie.
- Będziemy za tydzień może dwa... - Maslow zaniósł nasze walizki do taksówki.
- Powodzenia, mała... - blondyn mnie przytulił.
- Dziękuję. Przypilnuj chłopców... - szepnęłam cicho.
- A jak sobie nie poradzę...? - spojrzał na mnie niepewnie.
- To wtedy wkroczę ja... - usłyszałam wesoły głos Jennifer.
- Co ty tu robisz...? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Przyjaźnimy się, więc przyszłam życzyć ci powodzenia - uśmiechnęła się ciepło. - Rocky i Nathan wszystko mi powiedzieli... - dodała, widząc moją minę.
- A ja pomogłem... - uśmiechnął się ciepło Carlos, stając obok niej. Pogadaliśmy chwilę, po czym dołączyłam do Jamesa, który już czekał w taksówce. Pojechaliśmy na lotnisko, a tam wsiedliśmy w samolot, który miał nas zabrać w moje rodzinne strony...
*
- Mała, wszystko w porządku...? - James objął mnie ramieniem, gdy taksówką skierowaliśmy się do domu, w którym się wychowywałam.
- Tak... Nie... Nie wiem... - wydukałam.
- Jessica...? - spojrzał na mnie uważnie.
- Boję się... - szepnęłam cicho, tuląc się do niego mocno.
- Pamiętaj, że co by się nie działo, jestem obok... - pocałował mnie w czoło.
- Wiem o tym... - zamknęłam oczy, a kilka minut później wchodziliśmy do mojego starego domu. Odetchnęłam głęboko, patrząc jak wszystko jest nakryte folią.
- Już tu jesteśmy, więc nie pozwolę ci się wycofać... - James przytulił mnie od tyłu.
- Wiedziałam, że to powiesz... - jęknęłam niezadowolona, na co zaśmiał się cicho i musnął mój policzek. Rozpakowaliśmy się, po czym ogarnęliśmy trochę w domu.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy... - James z uśmiechem pociągnął mnie na swoje kolana, siadając na kanapie.
- A ja nie... - mruknęłam cicho. - Nie chcę tu być.
- Skarbie, sama wymyśliłaś ten wyjazd... - westchnął ciężko, kładąc się i przytulając mnie mocno.
- Nie mogłeś mnie zamknąć na strychu? - mruknęłam obrażona.
- Chcę wiedzieć o tobie to, co tak ukrywasz, więc nie marudź... - podparł się na łokciu i na mnie spojrzał.
- Ale... - zaczęłam, jednak mi przerwał.
- Żadnego 'ale', jasne? Kocham cię i się martwię, więc łaskawie niech twoja śliczna główka wreszcie to zrozumie... - musnął mój policzek z uśmiechem, na co widocznie się zarumieniłam.
- James... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Hm...? - przejechał nosem po moim policzku, kładąc się na mnie delikatnie.
- Ja... - nie byłam w stanie nic wydusić. W końcu westchnęłam cicho, gdy musnął moją żuchwę, a potem ucho i szyję.
- Kocham cię... - szepnął cicho, zjeżdżając pocałunkami na mój dekolt i ramiona.
- Ja ciebie też... - zamknęłam oczy. Czułam jak wsuwa mi dłonie pod plecy, a mój brzuch eksploduje z emocji.
^*^
Oczami Jamesa
^*^
Mruknąłem cicho, gdy zaczęła bawić się moimi włosami. W brzuchu na nowo rozszalały mi motylki. Sam jej widok doprowadzał mnie do euforii, a co dopiero, kiedy była tak blisko.
- Kocham cię... - powtórzyłem, zjeżdżając pocałunkami coraz niżej. W końcu natrafiłem na guzik jej bluzki, który sprawnie odpiąłem zębami. Już po chwili całowałem delikatnie jej odsłonięty biust. Jęknęła cicho, co tylko podsyciło we mnie pożądanie, które wywołał widok jej ciała. Odpiąłem pozostałe guziki, całując delikatnie jej brzuch i zaciskając dłonie na jej pośladkach.
- James... - jęknęła cicho, wzdychając. W życiu jeszcze się tak nie nakręciłem.
- Nie mów... - mruknąłem cicho, całując ją delikatnie. Odwzajemniła od razu, co mnie bardzo ucieszyło. Pogłębiłem pocałunek, unosząc delikatnie i przyciągając do siebie jej dolne partie ciała. Oplotła mnie nogami w pasie, na co mruknąłem cicho, z uśmiechem przygryzając delikatnie jej dolną wargę.
- Jesteś piękna, wiesz o tym... - spojrzałem głęboko w jej tęczówki, widząc jak jej policzki robią się czerwone.
- Wcale nie... - mruknęła cicho.
- Pokażę ci to, tylko mi pozwól... - przejechałem jej nosem po szyi, po chwili delikatnie ją całując.
- Dobrze... - szepnęła cichutko, mrucząc mi do ucha. Przeszedł mnie natychmiastowy dreszcz, na co przyciągnąłem ją do siebie bardziej, a z jej szyi zjechałem pocałunkami na jej dekolt. Po chwili znowu pieściłem wargami jej biust. Miałem ochotę zerwać z niej ubranie i błądzić dłońmi po jej nagim ciele, jednak to tylko by ją wystraszyło i straciłbym jej zaufanie.
- Kocham cię, James... - szepnęła cicho.
- Ja ciebie też... - spojrzałem na nią z uśmiechem. - Zacznijmy od czegoś prostego... - mruknąłem cicho z uśmiechem, po czym zdjąłem koszulkę, rzucając ją gdzieś na podłogę. Po chwili ponownie przyssałem się do jej dekoltu. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy drżącymi dłońmi zaczęła błądzić po moich nagich plecach. Rany, dobrze, że okna są już zasłonięte, pomyślałem rozbawiony, uświadamiając sobie, że znajdujemy się w salonie na kanapie.
- James... - z ust mojej ukochanej wydobył się jęk rozkoszy, co mnie natychmiast zmobilizowało do dalszych kroków. Sprawnie pozbyłem się jej bluzki, ciągle jedną ręką przyciskając jej dolne partie ciała do siebie. Czułem jak moje mięśnie się napinają, pod wpływem jej bliskości. Chciałem już ją mieć, dawać jej tę rozkosz, widzieć ten grymas zadowolenia na jej twarzy.
- Zrób to, proszę... - jęknęła, mocniej oplatając mnie nogami w pasie. Zdziwiłem się lekko, więc spojrzałem na nią kątem oka, przygryzając delikatnie skórę między jej piersiami. Uniosła się, przez co musiałem usiąść. Wsunąłem dłoń pod zapięcie jej biustonoszu, po czym jednym, zwinnym ruchem się go pozbyłem, ramionami obejmując jej biodra i przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej. Pocałowałem ją mocno i pewnie. Musiałem jakoś oderwać myśli od tego, co ma się stać.
- Mmm... - zamruczała cicho, gdy odpiąłem jej spodenki i nawet ich nie ściągając wsunąłem pod nie ręce i naprawdę mocno ścisnąłem jej pośladki.
- Nie wytrzymam... - jęknąłem, odchylając do tyłu głowę i zaciskając oczy, gdy poruszyła biodrami, przez co wyczułem to w swoich spodniach.
- Podoba ci się to, prawda...? - przygryzła dolną wargę, gdy na nią spojrzałem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... - zamruczałem, przyciągając ją do siebie mocno. - Ale nie rób tak więcej
- Czemu...? - przygryzła płatek mojego ucha, po czym ponownie poruszyła biodrami, a ja jęknąłem zadowolony i odwróciłem ją szybko pod siebie.
- Igrasz z ogniem, kochanie... - zsunąłem z niej spodenki, kładąc się obok.
- A ty to niby co...? - sprawnie pozbyła się moich spodni.
- Ja to wyjątek... - musnąłem jej usta swoimi, sięgając ręką do ostatniej części garderoby, którą miała na sobie. Już ją miałem zdjąć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mruknąłem niezadowolony, po czym szybko się ubraliśmy i ogarnęliśmy. Jessica poszła otworzyć, a ja zaszyłem się w kuchni. Wolałem się do niej nie zbliżać na razie, bo spokoju w nocy by nie miała
- James, ty zboczeńcu... - pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zaśmiałem się i wstawiłem wodę na herbatę.
- James, zobacz kto przyszedł... - do kuchni weszła moja dziewczyna, a zaraz za nią jakiś chłopak.
- Eee... Dzień dobry... - speszył się.
- Cześć... - uniosłem brwi do góry zdziwiony.
- To jest Josh. Mieszka w tutejszym sierocińcu... - Jessica spojrzała na mnie zmartwiona.
- Coś się stało? - oparłem się o szafkę, zakładając ręce na piersi.
- Widziałem, że się światło świeci, więc dotarłem do wniosku, że Jessica wróciła - spojrzał na moją dziewczynę z uśmiechem.
- O co chodzi? - spytała cicho.
- Chciałbym, abyś przekazała to Jennifer... - podał jej jakieś pudełko. - Ja muszę już lecieć, bo Sarah nie wie, że tu jestem. Pa! - i już go nie było.
- Co za chłopak... - pokręciłem głową rozbawiony.
- Zakochał się, więc daj mu spokój - Jessica odłożyła pudełko na stół.
- Skoro mowa o zakochaniu... - z cwanym uśmiechem ponownie ją do siebie przyciągnąłem, delikatnie zaciskając w dłoniach jej pośladki. Mruknęła cicho wprost do mojego ucha, na co zrobiłem jej sporą malinkę na szyi. Już po chwili odpiąłem jej górne guziki bluzki, siadając na krześle i po raz kolejny całując jej dekolt i biust. Usiadła przodem do mnie, ponownie ruszając delikatnie biodrami. Odchyliłem do tyłu głowę, jęcząc jej imię z rozkoszy.
- Nie dam ci spać w nocy... - sapnąłem cicho, a woda zaczęła się gotować, na co mruknąłem niezadowolony.
- Wybacz, kochanie, ale ja chcę się wyspać... - Jessica wstała mi z kolan i zalała herbaty.
- I tak jeszcze cię dorwę... - mruknąłem pod nosem z uśmiechem.
~*~
Jejku, strasznie Was przepraszam, że taki zboczony! >.<''
Jakoś tak wyszło... Huehue... ; D
Nie no, serio, więcej takich rozdziałów nie będzie xd
A ogólnie, to nam nadzieję, że się podobało ; D
Następny nie wiem, kiedy...
Liceum nadchodzi i chyba bbędzie dopiero jak netbooka mi naprawią -.-
Więc cierpliwości.... ;>
Zaczęłam nadrabiać Wasze blogi, ale jeszcze ich nie skomentowałam, bo chwilowo nie mam dostępu do kompa -.-
Tak więc, nie martwcie się, bo Wasze opowiadania czytam ;)
A co do ostatniego rozdziału to wywnioskowałam, że para Carlos-Jennifer Wam odpowiada ^,^
Tak więc, zapraszam, może się Wam spodoba :)
~*~
Siedziałam z Jamesem na kanapie i oglądałam jakąś komedię. Na zewnątrz było strasznie gorąco, a w środku działała klimatyzacja, więc to był jedyny sposób, żeby się nie ugotować.
- Słońce...? - James delikatnie posadził mnie sobie na kolanach.
- Coś się stało...? - spytałam cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nie, wszystko dobrze... - z uśmiechem założył mi włosy za ucho. - Myślałem, żeby odwiedzić moich rodziców w Nowym Jorku. Dawno się nie widzieliśmy.
- Czemu po prostu tego nie zrobisz? - położyłam mu głowę na ramieniu.
- Bo chcę, żebyś pojechała tam ze mną - mruknął. - Ciągle siedzisz w domu, do nikogo się nie odzywasz, chowasz się przede mną i mi nie ufasz, to robi się irytujące! Wiem, że to wszystko przez ten twój koszmar, ale... - nie dałam mu dokończyć. Po prostu objęłam jego twarz w dłonie i go pocałowałam. Pierwszy raz od tego koszmaru.
- Bądź wreszcie cicho... - mruknęłam ledwo słyszalnie, patrząc mu w oczy.
- Muszę częściej tak gadać... - mruknął z uśmiechem. - Brakowało mi tego... - szepnął cicho.
- Naprawdę...? - spojrzałam na niego niepewnie.
- Oczywiście, jesteś mi potrzebna jak powietrze... - przytulił mnie mocno. - Zresztą bosko całujesz... - mruknął z cwanym uśmiechem.
- James... - speszyłam się.
- Siemka, zakochańce! - Kendall ze śmiechem usiadł obok nas.
- Cześć, trollu... - burknął James, na co lekko klepnęłam go w ramię. - No co?
- Czemu masz taki dobry humor? - zagadnęłam, patrząc na blondyna.
- Jest piękna pogoda, ale trochę za gorąco... - westchnął ciężko, biorąc pilota do ręki i przełączając kanał.
- Co powiecie na wypad na plażę w Malibu? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Mi pasuje! - wyszczerzył się Kendall.
- Mi też... - uśmiechnął się James.
- Jessica, a ty...? - Henderson napił się swojego soku.
- Sama nie wiem... - mruknęłam cicho.
- No proszę... - James zrobił minę szczeniaczka. Już miałam coś powiedzieć, ale do środka wszedł Carlos z szeroko otwartymi oczami.
- Co się stało, że masz taką minę? - zaśmiał się Kendall.
- Chyba się zakochałem... - wyjaśnił zszokowany, opadając na fotel.
- To świetnie! - wyszczerzył się James. - Może w końcu zapomnisz o Monic... Auć! - urwał, gdyż uderzyłam go łokciem w brzuch.
- W kim się zakochałeś...? - uśmiechnęłam się ciepło, patrząc na Latynosa.
- W Jennifer... - spojrzał na mnie nadal w szoku.
- Co...?! - Logan zakrztusił się sokiem.
- To pojechałeś... - James spojrzał na niego zdziwiony, a Kendall tylko obserwował, co się dzieje.
- Stary, nie możesz kochać się w mojej dziewczynie! - Logan oburzony wstał i spojrzał na Latynosa.
- Ona nie jest twoją dziewczyną! - Carlos zdenerwowany również się podniósł.
- A kto o tym zadecydował?! - brunet się zdenerwował, popychając go z powrotem na fotel.
- Ona sama! - Latynos naprawdę się zdenerwował.
- Chłopaki, przestańcie...! - Kendall interweniował.
- Masz się do niej nie zbliżać, jasne?! - syknął Loggy.
- Będę się do niej zbliżał, czy tego chcesz, czy nie! - krzyknął Pena, po czym wściekły wyszedł z domu.
- Odbiło ci?! - James się zdenerwował, patrząc na właściciela domu.
- A ciebie, co to obchodzi?! - warknął, łapiąc go za koszulkę i ciągnąc do góry, przez co spadłam z jego kolan na podłogę.
- Jessica! - James spojrzał na mnie przerażony i zmartwiony. Kendall pomógł mi wstać.
- Logan, puść go! - syknął blondyn.
- Nie wtrącaj się więcej w nie swoje sprawy! - warknął brunet, po czym odepchnął chłopaka od siebie i wyszedł.
- James...! - podbiegłam do niego zmartwiona, gdyż uderzył głową o szafkę.
- W porządku, nic mi nie jest... - mruknął, masując tył głowy.
- Na pewno...? - dokładnie go obejrzałam.
- Na pewno... - wziął moje dłonie i je pocałował. Bez słowa przytuliłam go za szyję. Mimo wszystko, nadal się martwiłam.
*
- James, możemy porozmawiać...? - spytałam cicho.
- Jasne, coś się stało? - spojrzał na mnie zmartwiony.
- Chcę do Middletown... - spojrzałam na niego.
- Chcesz wyjechać? - zdziwił się.
- Chcę, żebyś tam ze mną poleciał. Chciałeś mnie poznać, więc ci to proponuję - dodałam cicho.
- Jessica, nawet nie wiesz jak się cieszę - uśmiechnął się ciepło. - Kiedy chcesz wyjechać?
- Kiedy ty będziesz chciał - podniosłam głowę.
- No to się pakuj, kochanie... - musnął delikatnie mój policzek z uśmiechem.
- Dobrze... - szepnęłam cicho, rumieniąc się. Niedługo później spakowani w dwie walizki zeszliśmy na dół.
- A wy dokąd? - Kendall spojrzał na nas zdziwiony.
- Lecimy do Middletown... - James na niego spojrzał.
- Aha, rozumiem... - uśmiechnął się ciepło, patrząc na mnie.
- Będziemy za tydzień może dwa... - Maslow zaniósł nasze walizki do taksówki.
- Powodzenia, mała... - blondyn mnie przytulił.
- Dziękuję. Przypilnuj chłopców... - szepnęłam cicho.
- A jak sobie nie poradzę...? - spojrzał na mnie niepewnie.
- To wtedy wkroczę ja... - usłyszałam wesoły głos Jennifer.
- Co ty tu robisz...? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Przyjaźnimy się, więc przyszłam życzyć ci powodzenia - uśmiechnęła się ciepło. - Rocky i Nathan wszystko mi powiedzieli... - dodała, widząc moją minę.
- A ja pomogłem... - uśmiechnął się ciepło Carlos, stając obok niej. Pogadaliśmy chwilę, po czym dołączyłam do Jamesa, który już czekał w taksówce. Pojechaliśmy na lotnisko, a tam wsiedliśmy w samolot, który miał nas zabrać w moje rodzinne strony...
*
- Mała, wszystko w porządku...? - James objął mnie ramieniem, gdy taksówką skierowaliśmy się do domu, w którym się wychowywałam.
- Tak... Nie... Nie wiem... - wydukałam.
- Jessica...? - spojrzał na mnie uważnie.
- Boję się... - szepnęłam cicho, tuląc się do niego mocno.
- Pamiętaj, że co by się nie działo, jestem obok... - pocałował mnie w czoło.
- Wiem o tym... - zamknęłam oczy, a kilka minut później wchodziliśmy do mojego starego domu. Odetchnęłam głęboko, patrząc jak wszystko jest nakryte folią.
- Już tu jesteśmy, więc nie pozwolę ci się wycofać... - James przytulił mnie od tyłu.
- Wiedziałam, że to powiesz... - jęknęłam niezadowolona, na co zaśmiał się cicho i musnął mój policzek. Rozpakowaliśmy się, po czym ogarnęliśmy trochę w domu.
- Cieszę się, że tu przyjechaliśmy... - James z uśmiechem pociągnął mnie na swoje kolana, siadając na kanapie.
- A ja nie... - mruknęłam cicho. - Nie chcę tu być.
- Skarbie, sama wymyśliłaś ten wyjazd... - westchnął ciężko, kładąc się i przytulając mnie mocno.
- Nie mogłeś mnie zamknąć na strychu? - mruknęłam obrażona.
- Chcę wiedzieć o tobie to, co tak ukrywasz, więc nie marudź... - podparł się na łokciu i na mnie spojrzał.
- Ale... - zaczęłam, jednak mi przerwał.
- Żadnego 'ale', jasne? Kocham cię i się martwię, więc łaskawie niech twoja śliczna główka wreszcie to zrozumie... - musnął mój policzek z uśmiechem, na co widocznie się zarumieniłam.
- James... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Hm...? - przejechał nosem po moim policzku, kładąc się na mnie delikatnie.
- Ja... - nie byłam w stanie nic wydusić. W końcu westchnęłam cicho, gdy musnął moją żuchwę, a potem ucho i szyję.
- Kocham cię... - szepnął cicho, zjeżdżając pocałunkami na mój dekolt i ramiona.
- Ja ciebie też... - zamknęłam oczy. Czułam jak wsuwa mi dłonie pod plecy, a mój brzuch eksploduje z emocji.
^*^
Oczami Jamesa
^*^
Mruknąłem cicho, gdy zaczęła bawić się moimi włosami. W brzuchu na nowo rozszalały mi motylki. Sam jej widok doprowadzał mnie do euforii, a co dopiero, kiedy była tak blisko.
- Kocham cię... - powtórzyłem, zjeżdżając pocałunkami coraz niżej. W końcu natrafiłem na guzik jej bluzki, który sprawnie odpiąłem zębami. Już po chwili całowałem delikatnie jej odsłonięty biust. Jęknęła cicho, co tylko podsyciło we mnie pożądanie, które wywołał widok jej ciała. Odpiąłem pozostałe guziki, całując delikatnie jej brzuch i zaciskając dłonie na jej pośladkach.
- James... - jęknęła cicho, wzdychając. W życiu jeszcze się tak nie nakręciłem.
- Nie mów... - mruknąłem cicho, całując ją delikatnie. Odwzajemniła od razu, co mnie bardzo ucieszyło. Pogłębiłem pocałunek, unosząc delikatnie i przyciągając do siebie jej dolne partie ciała. Oplotła mnie nogami w pasie, na co mruknąłem cicho, z uśmiechem przygryzając delikatnie jej dolną wargę.
- Jesteś piękna, wiesz o tym... - spojrzałem głęboko w jej tęczówki, widząc jak jej policzki robią się czerwone.
- Wcale nie... - mruknęła cicho.
- Pokażę ci to, tylko mi pozwól... - przejechałem jej nosem po szyi, po chwili delikatnie ją całując.
- Dobrze... - szepnęła cichutko, mrucząc mi do ucha. Przeszedł mnie natychmiastowy dreszcz, na co przyciągnąłem ją do siebie bardziej, a z jej szyi zjechałem pocałunkami na jej dekolt. Po chwili znowu pieściłem wargami jej biust. Miałem ochotę zerwać z niej ubranie i błądzić dłońmi po jej nagim ciele, jednak to tylko by ją wystraszyło i straciłbym jej zaufanie.
- Kocham cię, James... - szepnęła cicho.
- Ja ciebie też... - spojrzałem na nią z uśmiechem. - Zacznijmy od czegoś prostego... - mruknąłem cicho z uśmiechem, po czym zdjąłem koszulkę, rzucając ją gdzieś na podłogę. Po chwili ponownie przyssałem się do jej dekoltu. Uśmiechnąłem się pod nosem, gdy drżącymi dłońmi zaczęła błądzić po moich nagich plecach. Rany, dobrze, że okna są już zasłonięte, pomyślałem rozbawiony, uświadamiając sobie, że znajdujemy się w salonie na kanapie.
- James... - z ust mojej ukochanej wydobył się jęk rozkoszy, co mnie natychmiast zmobilizowało do dalszych kroków. Sprawnie pozbyłem się jej bluzki, ciągle jedną ręką przyciskając jej dolne partie ciała do siebie. Czułem jak moje mięśnie się napinają, pod wpływem jej bliskości. Chciałem już ją mieć, dawać jej tę rozkosz, widzieć ten grymas zadowolenia na jej twarzy.
- Zrób to, proszę... - jęknęła, mocniej oplatając mnie nogami w pasie. Zdziwiłem się lekko, więc spojrzałem na nią kątem oka, przygryzając delikatnie skórę między jej piersiami. Uniosła się, przez co musiałem usiąść. Wsunąłem dłoń pod zapięcie jej biustonoszu, po czym jednym, zwinnym ruchem się go pozbyłem, ramionami obejmując jej biodra i przyciągając ją do siebie jeszcze bardziej. Pocałowałem ją mocno i pewnie. Musiałem jakoś oderwać myśli od tego, co ma się stać.
- Mmm... - zamruczała cicho, gdy odpiąłem jej spodenki i nawet ich nie ściągając wsunąłem pod nie ręce i naprawdę mocno ścisnąłem jej pośladki.
- Nie wytrzymam... - jęknąłem, odchylając do tyłu głowę i zaciskając oczy, gdy poruszyła biodrami, przez co wyczułem to w swoich spodniach.
- Podoba ci się to, prawda...? - przygryzła dolną wargę, gdy na nią spojrzałem.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo... - zamruczałem, przyciągając ją do siebie mocno. - Ale nie rób tak więcej
- Czemu...? - przygryzła płatek mojego ucha, po czym ponownie poruszyła biodrami, a ja jęknąłem zadowolony i odwróciłem ją szybko pod siebie.
- Igrasz z ogniem, kochanie... - zsunąłem z niej spodenki, kładąc się obok.
- A ty to niby co...? - sprawnie pozbyła się moich spodni.
- Ja to wyjątek... - musnąłem jej usta swoimi, sięgając ręką do ostatniej części garderoby, którą miała na sobie. Już ją miałem zdjąć, gdy rozległ się dzwonek do drzwi. Mruknąłem niezadowolony, po czym szybko się ubraliśmy i ogarnęliśmy. Jessica poszła otworzyć, a ja zaszyłem się w kuchni. Wolałem się do niej nie zbliżać na razie, bo spokoju w nocy by nie miała
- James, ty zboczeńcu... - pokręciłem głową z niedowierzaniem, po czym zaśmiałem się i wstawiłem wodę na herbatę.
- James, zobacz kto przyszedł... - do kuchni weszła moja dziewczyna, a zaraz za nią jakiś chłopak.
- Eee... Dzień dobry... - speszył się.
- Cześć... - uniosłem brwi do góry zdziwiony.
- To jest Josh. Mieszka w tutejszym sierocińcu... - Jessica spojrzała na mnie zmartwiona.
- Coś się stało? - oparłem się o szafkę, zakładając ręce na piersi.
- Widziałem, że się światło świeci, więc dotarłem do wniosku, że Jessica wróciła - spojrzał na moją dziewczynę z uśmiechem.
- O co chodzi? - spytała cicho.
- Chciałbym, abyś przekazała to Jennifer... - podał jej jakieś pudełko. - Ja muszę już lecieć, bo Sarah nie wie, że tu jestem. Pa! - i już go nie było.
- Co za chłopak... - pokręciłem głową rozbawiony.
- Zakochał się, więc daj mu spokój - Jessica odłożyła pudełko na stół.
- Skoro mowa o zakochaniu... - z cwanym uśmiechem ponownie ją do siebie przyciągnąłem, delikatnie zaciskając w dłoniach jej pośladki. Mruknęła cicho wprost do mojego ucha, na co zrobiłem jej sporą malinkę na szyi. Już po chwili odpiąłem jej górne guziki bluzki, siadając na krześle i po raz kolejny całując jej dekolt i biust. Usiadła przodem do mnie, ponownie ruszając delikatnie biodrami. Odchyliłem do tyłu głowę, jęcząc jej imię z rozkoszy.
- Nie dam ci spać w nocy... - sapnąłem cicho, a woda zaczęła się gotować, na co mruknąłem niezadowolony.
- Wybacz, kochanie, ale ja chcę się wyspać... - Jessica wstała mi z kolan i zalała herbaty.
- I tak jeszcze cię dorwę... - mruknąłem pod nosem z uśmiechem.
~*~
Jejku, strasznie Was przepraszam, że taki zboczony! >.<''
Jakoś tak wyszło... Huehue... ; D
Nie no, serio, więcej takich rozdziałów nie będzie xd
A ogólnie, to nam nadzieję, że się podobało ; D
Następny nie wiem, kiedy...
Liceum nadchodzi i chyba bbędzie dopiero jak netbooka mi naprawią -.-
Więc cierpliwości.... ;>
22 lipca 2013
Rozdział 111
O jejku... o.O
Ale mnie znowu długo nie było... O.O
Strasznie Was przepraszam, naprawdę ;(
Nie mam kompletnie głowy do pisania, a zepsuty netbook pogorszył sprawę... -.-
Dobra, nie przynudzam więcej i postaram się coś wyskrobać, choć wątpię, że mi wyjdzie ...
Biorąc pod uwagę to, że spodobał się Wam rozdział z perspektywy Jamesa, który ma już 23 lata *-* (mój mąż dorósł xd), ten rozdział również będzie poświęcony głównie jemu ; D
Zapraszam... ;>
~*~
Jęknąłem niezadowolony, gdy mój budzik zadzwonił, na co tylko nakryłem głowę poduszką. Jednym ruchem ręki go wyłączyłem i ponownie opadłem na moją mięciutką podusię.
- James...? - usłyszałem cichy szept mojej ukochanej.
- Tak...? - otworzyłem jedno oko, patrząc na nią zasypany.
- Wierzysz Jennifer...? - spytała cicho, ledwo słyszalnie, przysuwając się bliżej mnie.
- Nie mogę tego robić, ponieważ nie wiem, o co się pokłóciłyście. Jennifer pewnie chodziło o coś innego, a nie o to, o co ją posądzasz... - mruknąłem w poduszkę, by po chwili podnieść głowę z braku powietrza.
- Ale... - chciała zaprzeczyć.
- Słońce, porozmawiaj z nią... - wtrąciłem się. - Wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie i będzie dobrze.
- Nie chcę z nią rozmawiać... - mruknęła, siadając.
- Jessica... - westchnąłem ciężko, również siadając.
- Nie, James, nie chcę... - założyła ręce na piersi.
- Jeśli nie zrobisz tego dla siebie to zrób to dla mnie, proszę... - przyłożyłem jej dłoń do policzka, patrząc w oczy.
- James... - westchnęła ciężko.
- Proszę... - szepnąłem cicho.
- Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie... - przytuliła mnie mocno za szyję. Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Jestem na dobrej drodze do tego, aby mi wszystko o sobie opowiedziała...
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Hej... - niepewnie weszłam do kuchni, gdzie chłopcy w najlepsze rozmawiali.
- Wyspana...? - uśmiechnął się James, całując mnie w policzek.
- Tak sobie... - mruknęłam cicho, naciągając rękawy jego bluzy, którą miałam na sobie. - Co gotujesz...? - stanęłam obok Carlosa, patrząc na patelnię.
- Naleśniki, a co? Zgłodniałaś? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Odrobinę... - mruknęłam speszona.
- To siadaj, a zaraz będziesz pełna - wyszczerzył się Kendall, nakrywając do stołu.
- Dooobry... - do kuchni wszedł uśmiechnięty Logan. - A pani zgłodniała? - spojrzał na mnie rozbawiony.
- Daj jej spokój... - mruknął James, robiąc wszystkim kawę. Pokręciłam na to głową z niedowierzaniem.
- Boya! Jestem wielki! - wykrzyknął Carlos, gdy na talerzu obok patelni pojawił się stos naleśników, na co chłopcy parsknęli śmiechem, a ja jedynie się uśmiechnęłam.
- Jessica, z czekoladą czy z syropem klonowym? - spytał Kendall z głową w lodówce.
- Z... - nie dane było mi skończyć, bo rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknął Logan, nalewając sobie mleka do kawy. Po chwili w kuchni pojawiła się Rocky w towarzystwie Nathana. Zdziwiłam się na ich widok, tak jak reszta. W końcu ich nie znali.
- Coś się stało? - James uniósł brwi do góry.
- My do... - zaczęła Parker, ale jej przerwałam.
- Chodźmy do przedpokoju... - mruknęłam, ciągnąc ich w wyznaczone przez siebie miejsce. - Co wy tu robicie...? - spytałam cicho, patrząc na nich.
- Chcemy, żebyś się w końcu pogodziła z Jennifer - oznajmił Nathan całkiem poważnie.
- Czemu...? - założyłam ręce na piersi.
- Oskarżyłaś ją bezpodstawnie o coś, czego nie zrobiła! To chyba wystarczający powód! - syknęła cicho Rocky.
- Porozmawiaj z nią, proszę... - Nathan spojrzał na mnie błagalnie. - Nie wychodzi z domu, ciągle płacze i nawer z nami nie chce rozmawiać.
- Jessica... - Rocky spojrzała na mnie uważnie.
- No dobrze, niech będzie... - westchnęłam ciężko. - Lecę do Middletown, zadzwonię do niej jeszcze.
- Dzięki! - Nathan mnie przytulił, a zaraz po nim młodsza siostra Joe. Pożegnali się i wyszli, a ja wróciłam do kuchni, gdzie dosłownie wryło mnie w podłogę. Na blacie siedziała Patricia i to w koszuli Logana, dziwne było to, że jej właściciela w kuchni nie było.
- Jak długo spałam...? - spojrzałam na Jamesa, który razem z Carlosem i Kendallem siedział przy stole.
- Dość długo... - mruknął, popijając kawę.
- Jessica, słońce, gdzieś ty tyle czasu była? - zaśmiała się Taylor. - Dużo minęło od naszego ostatniego spotkania.
- Nie nazwałabym tego 'spotkaniem'... - mruknęłam, siadając Jamesowi na kolanach.
- No tak przecież my się prawie nie znamy... - machnęła ręką, wywracając oczami. - A gdzie ta wiedźma Jennifer? Podobno się pokłóciłyście.
- To nie twoja sprawa... - spojrzałam na nią uważnie.
- A co mi zrobisz? Poskarżysz się mamusi...? - prychnęła. - Pytanie tylko, czy to jest ta prawdziwa...
- Ej, nie przeginaj! - James się zdenerwował.
- Stul dziób, kochasiu...! - syknęła, patrząc na niego.
- Nie obrażaj go, do cholery, ty wypudrowana laluniu! - podniosłam głos, wstając. Zdenerwowała mnie, naprawdę.
- O proszę, widać Jennifer czegoś cię nauczyła... - uśmiechnęła się szatańsko.
- Nie waż się mówić na nią złego słowa...! - syknęłam, po czym talerz z pysznymi naleśnikami Carlosa, które aktualnie jadł Kendall, wylądował na jej twarzy.
- Hej...! - oburzył się. - Jadłem je!
- Moje naleśniki...! - Carlito złapał się za głowę załamany.
- Szkoda ich, słońce. Naprawdę były dobre... - westchnął ciężko James.
- Ty mała, wredna...! - Patricia spojrzała na mnie zabójczo.
- Tak, tak, słyszałam to wiele razy... - wywróciłam oczami. - A teraz wynocha i niech cię nie widzę więcej w tym domu! - syknęłam, na co wściekła wyszła z kuchni.
- Brawo, kochanie... - James pociągnął mnie na swoje kolana, po czym musnął mój policzek.
- Nikt nie będzie obrażał mi przyjaciółki... - mruknęłam nadal poddenerowana.
- Dzwoń po Jennifer i mamy dzień nad basenem! - wyszczerzył się Kendall, szturchając Carlosa.
- No już, już... - zaśmiał się, wybierając jej numer. Jednak, jak się spodziewałam, nie odebrała. Może jest zajęta, pomyślałam z westchnieniem. Chłopaki jednak nie myśleli zrezygnować z kąpieli w ich ukochanym basenie, więc wykorzystałam okazję i wyszlam na spacer. Musiałam pobyć chwilę sama, żeby jakoś to wszystko przemyśleć i odreagować. Już od dawna myślałam nad tym, aby zabrać Jamesa do Middletown i wszystko mu opowiedzieć od początku... Cały mój życiorys. W końcu jesteśmy razem, a przez moje zachowanie tylko go tracę, przynajmniej tak mi się wydaje...
^*^
Oczami Carlosa
^*^
- Powiedz, czemu nie odebrałaś rano telefonu? - spojrzałem na nią zmartwiony. - Dzwoniłem dwa razy.
- Przepraszam, ale byłam w pracy... - westchnęła ciężko. - Zresztą komórkę miałam w torbie.
- Jennifer, martwię się o ciebie... - mruknąłem, patrząc na kinowy ekran, na którym leciała jakaś komedia.
- Nie masz powodów... - uśmiechnęła się, odwracając głowę w moją stronę. - Jestem już duża.
- A co z Jess? Pogodzicie się? - spytałem niepewnie.
- Myślę, że tak... - odetchnęła z ulgą. - Pisała do mnie, że chce się jutro spotkać, ale czy to wypali, to nie wiem.
- Dobrze by było, aby wszystko było z powrotem po staremu - uśmiechnąłem się ciepło.
- Taa... - westchnęła z uśmiechem, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Tylko nie zaśnij... - mruknąłem rozbawiony, na co zaśmiała się cicho i na mnie spojrzała. Mimowolnie odnalazłem wzrokiem jej tęczówki, które dosłownie mnie zahipnotyzowały. Nie mogłem przestać w nie patrzeć, były cudowne... wręcz niesamowite. To, co czułem było nie do opisania. Delikatnym ruchem założyłem jej kręcone włosy za ucho, nie spuszając z niej wzroku. Ledwo wyczuwalnie przejechałem jej kciukiem po policzku i dolnej wardze. Czułem jej przyspieszony oddech na swojej szyi, co tylko doprowadziło do motylków w moim brzuchu. Zbliżyłem się i niepewnie musnąłem jej usta swoimi...
~*~
Oh God... -,-
Jaki krótki.... ;C
Strasznie Was przepraszam, ale nie mam czasu, żeby cokolwiek pisać ;(
A co do Carlosa i Jennifer, to same o to prosiłyście ;p xd
Do zobaczenia, myślę, że niedługo... A i obiecuję, że w najbliższym czasie nadrobię Wasze blogi ;)
Ale mnie znowu długo nie było... O.O
Strasznie Was przepraszam, naprawdę ;(
Nie mam kompletnie głowy do pisania, a zepsuty netbook pogorszył sprawę... -.-
Dobra, nie przynudzam więcej i postaram się coś wyskrobać, choć wątpię, że mi wyjdzie ...
Biorąc pod uwagę to, że spodobał się Wam rozdział z perspektywy Jamesa, który ma już 23 lata *-* (mój mąż dorósł xd), ten rozdział również będzie poświęcony głównie jemu ; D
Zapraszam... ;>
~*~
Jęknąłem niezadowolony, gdy mój budzik zadzwonił, na co tylko nakryłem głowę poduszką. Jednym ruchem ręki go wyłączyłem i ponownie opadłem na moją mięciutką podusię.
- James...? - usłyszałem cichy szept mojej ukochanej.
- Tak...? - otworzyłem jedno oko, patrząc na nią zasypany.
- Wierzysz Jennifer...? - spytała cicho, ledwo słyszalnie, przysuwając się bliżej mnie.
- Nie mogę tego robić, ponieważ nie wiem, o co się pokłóciłyście. Jennifer pewnie chodziło o coś innego, a nie o to, o co ją posądzasz... - mruknąłem w poduszkę, by po chwili podnieść głowę z braku powietrza.
- Ale... - chciała zaprzeczyć.
- Słońce, porozmawiaj z nią... - wtrąciłem się. - Wyjaśnicie sobie wszystko na spokojnie i będzie dobrze.
- Nie chcę z nią rozmawiać... - mruknęła, siadając.
- Jessica... - westchnąłem ciężko, również siadając.
- Nie, James, nie chcę... - założyła ręce na piersi.
- Jeśli nie zrobisz tego dla siebie to zrób to dla mnie, proszę... - przyłożyłem jej dłoń do policzka, patrząc w oczy.
- James... - westchnęła ciężko.
- Proszę... - szepnąłem cicho.
- Dobrze, ale robię to tylko dla ciebie... - przytuliła mnie mocno za szyję. Odetchnąłem głęboko, zamykając oczy. Jestem na dobrej drodze do tego, aby mi wszystko o sobie opowiedziała...
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Hej... - niepewnie weszłam do kuchni, gdzie chłopcy w najlepsze rozmawiali.
- Wyspana...? - uśmiechnął się James, całując mnie w policzek.
- Tak sobie... - mruknęłam cicho, naciągając rękawy jego bluzy, którą miałam na sobie. - Co gotujesz...? - stanęłam obok Carlosa, patrząc na patelnię.
- Naleśniki, a co? Zgłodniałaś? - spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Odrobinę... - mruknęłam speszona.
- To siadaj, a zaraz będziesz pełna - wyszczerzył się Kendall, nakrywając do stołu.
- Dooobry... - do kuchni wszedł uśmiechnięty Logan. - A pani zgłodniała? - spojrzał na mnie rozbawiony.
- Daj jej spokój... - mruknął James, robiąc wszystkim kawę. Pokręciłam na to głową z niedowierzaniem.
- Boya! Jestem wielki! - wykrzyknął Carlos, gdy na talerzu obok patelni pojawił się stos naleśników, na co chłopcy parsknęli śmiechem, a ja jedynie się uśmiechnęłam.
- Jessica, z czekoladą czy z syropem klonowym? - spytał Kendall z głową w lodówce.
- Z... - nie dane było mi skończyć, bo rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otwarte! - krzyknął Logan, nalewając sobie mleka do kawy. Po chwili w kuchni pojawiła się Rocky w towarzystwie Nathana. Zdziwiłam się na ich widok, tak jak reszta. W końcu ich nie znali.
- Coś się stało? - James uniósł brwi do góry.
- My do... - zaczęła Parker, ale jej przerwałam.
- Chodźmy do przedpokoju... - mruknęłam, ciągnąc ich w wyznaczone przez siebie miejsce. - Co wy tu robicie...? - spytałam cicho, patrząc na nich.
- Chcemy, żebyś się w końcu pogodziła z Jennifer - oznajmił Nathan całkiem poważnie.
- Czemu...? - założyłam ręce na piersi.
- Oskarżyłaś ją bezpodstawnie o coś, czego nie zrobiła! To chyba wystarczający powód! - syknęła cicho Rocky.
- Porozmawiaj z nią, proszę... - Nathan spojrzał na mnie błagalnie. - Nie wychodzi z domu, ciągle płacze i nawer z nami nie chce rozmawiać.
- Jessica... - Rocky spojrzała na mnie uważnie.
- No dobrze, niech będzie... - westchnęłam ciężko. - Lecę do Middletown, zadzwonię do niej jeszcze.
- Dzięki! - Nathan mnie przytulił, a zaraz po nim młodsza siostra Joe. Pożegnali się i wyszli, a ja wróciłam do kuchni, gdzie dosłownie wryło mnie w podłogę. Na blacie siedziała Patricia i to w koszuli Logana, dziwne było to, że jej właściciela w kuchni nie było.
- Jak długo spałam...? - spojrzałam na Jamesa, który razem z Carlosem i Kendallem siedział przy stole.
- Dość długo... - mruknął, popijając kawę.
- Jessica, słońce, gdzieś ty tyle czasu była? - zaśmiała się Taylor. - Dużo minęło od naszego ostatniego spotkania.
- Nie nazwałabym tego 'spotkaniem'... - mruknęłam, siadając Jamesowi na kolanach.
- No tak przecież my się prawie nie znamy... - machnęła ręką, wywracając oczami. - A gdzie ta wiedźma Jennifer? Podobno się pokłóciłyście.
- To nie twoja sprawa... - spojrzałam na nią uważnie.
- A co mi zrobisz? Poskarżysz się mamusi...? - prychnęła. - Pytanie tylko, czy to jest ta prawdziwa...
- Ej, nie przeginaj! - James się zdenerwował.
- Stul dziób, kochasiu...! - syknęła, patrząc na niego.
- Nie obrażaj go, do cholery, ty wypudrowana laluniu! - podniosłam głos, wstając. Zdenerwowała mnie, naprawdę.
- O proszę, widać Jennifer czegoś cię nauczyła... - uśmiechnęła się szatańsko.
- Nie waż się mówić na nią złego słowa...! - syknęłam, po czym talerz z pysznymi naleśnikami Carlosa, które aktualnie jadł Kendall, wylądował na jej twarzy.
- Hej...! - oburzył się. - Jadłem je!
- Moje naleśniki...! - Carlito złapał się za głowę załamany.
- Szkoda ich, słońce. Naprawdę były dobre... - westchnął ciężko James.
- Ty mała, wredna...! - Patricia spojrzała na mnie zabójczo.
- Tak, tak, słyszałam to wiele razy... - wywróciłam oczami. - A teraz wynocha i niech cię nie widzę więcej w tym domu! - syknęłam, na co wściekła wyszła z kuchni.
- Brawo, kochanie... - James pociągnął mnie na swoje kolana, po czym musnął mój policzek.
- Nikt nie będzie obrażał mi przyjaciółki... - mruknęłam nadal poddenerowana.
- Dzwoń po Jennifer i mamy dzień nad basenem! - wyszczerzył się Kendall, szturchając Carlosa.
- No już, już... - zaśmiał się, wybierając jej numer. Jednak, jak się spodziewałam, nie odebrała. Może jest zajęta, pomyślałam z westchnieniem. Chłopaki jednak nie myśleli zrezygnować z kąpieli w ich ukochanym basenie, więc wykorzystałam okazję i wyszlam na spacer. Musiałam pobyć chwilę sama, żeby jakoś to wszystko przemyśleć i odreagować. Już od dawna myślałam nad tym, aby zabrać Jamesa do Middletown i wszystko mu opowiedzieć od początku... Cały mój życiorys. W końcu jesteśmy razem, a przez moje zachowanie tylko go tracę, przynajmniej tak mi się wydaje...
^*^
Oczami Carlosa
^*^
- Powiedz, czemu nie odebrałaś rano telefonu? - spojrzałem na nią zmartwiony. - Dzwoniłem dwa razy.
- Przepraszam, ale byłam w pracy... - westchnęła ciężko. - Zresztą komórkę miałam w torbie.
- Jennifer, martwię się o ciebie... - mruknąłem, patrząc na kinowy ekran, na którym leciała jakaś komedia.
- Nie masz powodów... - uśmiechnęła się, odwracając głowę w moją stronę. - Jestem już duża.
- A co z Jess? Pogodzicie się? - spytałem niepewnie.
- Myślę, że tak... - odetchnęła z ulgą. - Pisała do mnie, że chce się jutro spotkać, ale czy to wypali, to nie wiem.
- Dobrze by było, aby wszystko było z powrotem po staremu - uśmiechnąłem się ciepło.
- Taa... - westchnęła z uśmiechem, kładąc głowę na moim ramieniu.
- Tylko nie zaśnij... - mruknąłem rozbawiony, na co zaśmiała się cicho i na mnie spojrzała. Mimowolnie odnalazłem wzrokiem jej tęczówki, które dosłownie mnie zahipnotyzowały. Nie mogłem przestać w nie patrzeć, były cudowne... wręcz niesamowite. To, co czułem było nie do opisania. Delikatnym ruchem założyłem jej kręcone włosy za ucho, nie spuszając z niej wzroku. Ledwo wyczuwalnie przejechałem jej kciukiem po policzku i dolnej wardze. Czułem jej przyspieszony oddech na swojej szyi, co tylko doprowadziło do motylków w moim brzuchu. Zbliżyłem się i niepewnie musnąłem jej usta swoimi...
~*~
Oh God... -,-
Jaki krótki.... ;C
Strasznie Was przepraszam, ale nie mam czasu, żeby cokolwiek pisać ;(
A co do Carlosa i Jennifer, to same o to prosiłyście ;p xd
Do zobaczenia, myślę, że niedługo... A i obiecuję, że w najbliższym czasie nadrobię Wasze blogi ;)
2 lipca 2013
Rozdział 110
No heeej .! xD
Ogłaszam wszem i wobec, że od dnia 28.06. rozpoczął się najlepszy okres w roku!
Tak, ludzie! WAKACJE! ^,^
Normalnie tak się cieszę, że uśmiech mi z twarzy nie schodzi xd
Rozdziały będą pojawiać się, co tydzień. Przynajmniej się o to postaram ;p
A teraz zapraszam na rozdział, który dedykuję wszystkim komentującym xd
~*~
Głosy... Te same głosy, co w liceum... Te same śmiechy, jakieś maski, krzywe twarze. Coraz bardziej to mi się nie podobało.
- Jessica... - drwiący głos Nicole.
- Nie pasujesz do nas! - śmiech Dylana.
- Do nikogo nie pasujesz! Nikomu nie jesteś potrzebna! - jadowity głos Amber. Ktoś mnie dotknął, a skóra z ramienia zaczęła mi schodzić. Potwornie piekła. Zaczęłam krzyczeć i płakać z bólu.
- Jessica...! - usłyszałam przez mgłę. - Jessica, skarbie, obudź się! - James... to był James. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam. Byłam wręcz przerażona.
- Już dobrze, to tylko sen... - mocno mnie przytulił, opierając się o ścianę łóżka i sadzając mnie sobie na kolanach. - Tylko sen... - szepnął cicho, gdy płacz nie chciał mnie opuścić. Schowałam głowę w jego szyi i pozwoliłam łzom płynąć...
^*^
Oczami Jamesa
^*^
- Co z nią?! - Jennifer wparowała do domu jak torpeda. Szybka jest, pomyślałem, uświadamiając sobie, że niecałe pięć minut temu do niej dzwoniłem.
- Uspokój się... Emily z nią jest... - Carlos do niej podszedł.
- James...? - usiadła obok mnie, wyczekując odpowiedzi na zadane przez nią pytanie.
- Nie mam pojęcia. W środku nocy zaczęła krzyczeć i płakać, jakby z bólu... - skrzywiłem się na samą myśl. - Kazała mi ICH zabrać... - spojrzałem na nią uważnie.
- Ich? - zdziwiła się.
- Tak, ich... - kiwnąłem głową. - Mówiła, że ją ranią, że nie chce ich widzieć, że chce zapomnieć... - dodałem, a ona momentalnie cała zbladła i się cofnęła, przez co prawie spadła z kanapy.
- Jennifer...? - Carlos się przestraszył.
- Oddychaj, dziewczyno! - Kendall do niej doskoczył.
- A tu, co za...? - do domu wszedł uśmiechnięty Logan, a widząc, co się dzieje, momentalnie mina mu zrzedła.
- Jennifer, wiesz, co jej jest, prawda? - spojrzałem na nią uważnie, na co podniosła na mnie przerażony wzrok i kiwnęła nieznacznie głową. Nagle z góry zeszła Emily.
- I jak? - spytaliśmy niemal równo.
- Nie chce rozmawiać. Po prostu położyła się i zasnęła - westchnęła ciężko, patrząc na mnie smutno. - Wszystko zależy od ciebie.
- Ode mnie? - uniosłem brwi zdziwiony.
- Tak, porozmawiaj z nią. Dowiedz się, o co chodzi. Ale nie naciskaj... - wyjaśniła. - To siedzi głęboko w jej psychice i nie rozwiąże się tego przez jedną rozmowę.
- Rozumiem... - kiwnąłem głową, a po chwili rozległ się trzask drzwi. Jennifer wyszła...
Wszedłem do sypialni, gdzie moja dziewczyna w najlepsze spała. Zamknąłem za sobą po cichu drzwi, po czym delikatnie położyłem się za nią.
- Kocham cię, mała... - szepnąłem cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. Zmarszczyła brwi i powoli podniosła powieki, patrząc na mnie tymi wielkimi, przepięknymi oczami.
- James... - mruknęła cicho, wtulając się we mnie.
- Jestem tu... - musnąłem ustami jej czoło.
- Wiem... Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej... - poczułem jak zaciska dłonie na mojej koszulce na klatce. Przytuliłem ją do siebie mocno, tak że nie było między nami wolnej przestrzeni.
- Nie zostawię... - szepnąłem cicho. - Możesz mi zaufać, o wszystkim powiedzieć.
- Wiem... - dodała cicho, ledwo słyszalnie. Leżeliśmy tak dość długo, a ja biłem się z myślami, czy spytać ją o minioną noc, czy raczej nie.
- Kochanie...? - zagadnąłem cicho.
- Hm...? - ułożyła wygodniej głowę, zamykając oczy.
- Powiesz mi...? - zaciąłem się. - Powiesz mi, co ci się śniło? Martwię się... - spojrzałem na nią smutno. Poczułem jak spięła się na moje słowa.
- Ja... - zaczęła, ale urwała, chowając twarz w moim ramieniu. Po chwili poczułem jak moja koszulka robi się mokra. Znowu płakała... Znowu przeze mnie, pomyślałem kompletnie zdołowany.
- Ciii... Nie płacz... - przytuliłem ją mocno. - Nie mów, jeśli nie chcesz. Powiesz mi, wtedy, gdy będziesz gotowa, dobrze? - dodałem cicho.
- Dobrze... - załkała cichutko, na co musnąłem jej czoło i policzek ustami. Nie chciałem, żeby cierpiała. Już sam widok jej łez doprowadzał mnie do szewskiej pasji.
*
- James, widziałeś tę moją ulubioną bluzę? - moja ukochana od dziesięciu minut stała przy szafie i szukała owej części garderoby. Wytarłem do końca włosy, po czym rzuciłem ręcznik na łóżko i do niej podszedłem.
- Gdzieś tu była... - przejrzałem górne półki, gdzie nie sięgała. - Proszę... - podałem jej niebieską bluzę, której tak szukała.
- Dziękuję... - wspięła się na palce i delikatnie musnęła mój policzek swoimi miękkimi wargami.
- Czemu zakładasz moje bluzy? - przyciągnąłem ją do siebie delikatnie, gdy już się ubrała. - Czuję się wtedy, jakbyś się przede mną chowała.
- Bo się chowam... - mruknęła cicho, odwracając głowę.
- Dlaczego...? - ująłem jej twarz za podbródek i odwróciłem w swoją stronę.
- Bo czuję, że z dnia na dzień coraz mniej ci się podobam... - dodała niepewnie, co mnie kompletnie zabiło. Potrzepałem głową, żeby się otrząsnąć.
- Słucham? - spojrzałem na nią rozbawiony. - Z dnia na dzień jestem coraz bardziej w tobie zakochany, mała - przeniosłem wzrok na jej tęczówki, kątem oka dostrzegając, że jej policzki oblał widoczny rumieniec.
- Naprawdę...? - wydusiła wreszcie.
- Naprawdę... - oparłem swoje czoło o jej głowę, na co ona wtuliła się we mnie mocno. - Kocham cię... - szepnąłem cicho, zamykając oczy.
- Ja ciebie też... - dodała równie cicho, co ja.
- Co powiesz na spacer? - spojrzałem na nią z uśmiechem, jednak niepewnie. Od kilku dni nie wychodziła z domu i z nikim nie rozmawiała, poza mną oczywiście.
- Wiesz... - zawahała się. - Może kiedy indziej - odwróciła wzrok.
- No proszę, od kilku dni nie wychodzisz z domu - zrobiłem minę zbitego psa. - Zabierzemy Foxa...
- Sama nie wiem... - westchnęła. - Boję się.
- Będę z tobą cały czas... - spojrzałem jej w oczy. - Nie odstąpię cię nawet na krok.
- Obiecujesz...? - zagryzła dolną wargę.
- Ufasz mi? - spytałem, na co kiwnęła głową. - Więc nie zadawaj głupich pytań... - przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi z nią porozmawiać, do cholery! - na dole rozległ się krzyk Jennifer. Spojrzałem zdziwiony na Jessicę, po czym splotłem nasze dłonie i pociągnąłem ją na dół.
- Ale ona nie chce rozmawiać z tobą... - Logan skutecznie zagradzał Jen drogę do schodów. Płakała, choć nie byłem w stanie rozstrzygnąć, dlaczego.
- Jessica... - zaczęła cicho, patrząc na moją dziewczynę, na co ta gwałtownie się zatrzymała w połowie schodów.
- Czego chcesz...? - poczułem jak zaciska mocniej dłoń. Odwróciłem się do niej zdziwiony, miała łzy w oczach.
- Czego chcesz? - zdziwił się Logan, patrząc na nie obie. W końcu Jess nigdy by się tak do niej nie odezwała. Coś musiało się stać, że tak jej teraz nienawidzi...
- Jessica, ja przepraszam. To nie tak miało być... - załkała Jennifer, patrząc na nią. Ja i Logan milczeliśmy. Możliwe, że w końcu się dowiemy, o co chodzi, pomyślałem.
- A jak...? - pusty wzrok Jess mnie przerażał. - Myślałaś, że się nie dowiem?
- Nie dowiesz? - zdziwiła się. - O czym znowu?
- Nie udawaj... - moja dziewczyna wywróciła oczami, po czym zeszła ze schodów i podeszła do niej. - Każdy gest, każde twoje słowo... Było jak jad, który zatruwał mi umysł przez wiele lat!
- Co...? O czym ty mówisz? - wydusiła Jen, a ja myślałem, że mi oczy wypadną. Logan na zadowolonego też nie wyglądał.
- Najlepsze przyjaciółki, tak?! - Jessica wrzasnęła tak nagle, że aż podskoczyłem ze strachu.
- Przecież przeprosiłam... - załkała cicho Jen, spuszczając lekko głowę i zaciskając oczy. Zrobiło mi się jej żal.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin! - syknęła Jess z łzami na policzkach. - Tak samo jak nie potrzebuję ciebie!
- Jessica, proszę cię, daj mi to wyjaśnić... - Jen spojrzała na nią zapłakana.
- Skończyłam, Jennifer... - cofnęła się o kilka kroków. - To koniec, nie chcę cię znać. Wracaj do Nicole, jesteście siebie warte - przyjęła tak obojętny ton głosu, że aż mnie dreszcz przeszedł.
- Jennifer...? - Logan spojrzał na nią zdziwiony. A ona nawet nie zareagowała. Słowa Jess trafiły ją jak piorun. Cofnęła się odruchowo, aby za chwilę wybiec z płaczem z domu.
- Nie mam ochoty na spacer... - mruknęła Jess, idąc do ogrodu, na co westchnąłem ciężko. I jak się spodziewałem, przesiedziała tam cały dzień do nikogo się nie odzywając.
*
- Jaka Nicole...? - spytałem po raz kolejny, gdy kilka dni później siedzieliśmy z chłopakami w jadalni i przy piwie graliśmy w karty.
- A nie mówiła ci nigdy o niej? - zagadnął Kendall.
- Nie, gdyby tak było teraz bym się nie zastanawiał, co ona ma z tym wspólnego... - mruknąłem.
- No tak, ale coś musi być na rzeczy skoro tak na nią zareagowała - Logan spojrzał w swoje karty.
- I co Jennifer ma z tym wspólnego? - zdziwił się Carlos.
- I to martwi mnie najbardziej - westchnąłem ciężko, opadając na oparcie krzesła.
- Niby czemu? - Kend na mnie spojrzał.
- Sam sobie odpowiedz... - przechyliłem głowę w jego stronę. - Przyjaźniły się od piaskownicy, coś się stało i w jednej chwili przestały ze sobą rozmawiać.
- Pytanie tylko: co Jennifer zrobiła? - Logan upił piwa ze swojej puszki.
- Byłeś z nią, to nam powiedz, do czego byłaby zdolna - Carlos na niego spojrzał.
- Ona? - zaśmiał się, opierając o krzesło. - Jeśli chodzi o najbliższych, to do wszystkiego.
- Logan, to nie jest zabawne - Kend wywrócił oczami. - Uruchom te szare komórki.
- Nigdy nic nie mówiła o tej całej Nicole? - zaciekawiłem się. - Musiała coś wspominać.
- Nie, nie przypominam sobie... - zamyślił się chwilę. - Ale opowiadała mi kiedyś o takim kolesiu, co chciał Jess do łóżka zaciągnąć... - mruknął. Na jego słowa momentalnie cały się spiąłem, a w środku aż mi się zagotowało ze złości.
- Jak to, do łóżka zaciągnąć? - Carlos z wrażenia odstawił puszkę na stół.
- Coś tam było ze studniówką... - zamyślił się. - Obiecał, że z nią pójdzie, jeśli zgodzi się na ten jeden warunek.
- Co za sukinsyn! - wstałem wściekły i zacząłem chodzić nerwowo po pomieszczeniu.
- Ale Jennifer dała mu nauczkę i się od niej odczepił... - mruknął, patrząc na mnie uważnie. Byłem wściekły! Miałem ochotę dorwać tego dupka i go zabić! Moja Jessica...!
- Coś jeszcze? - Kendall przeniósł na niego wzrok.
- Nic więcej mi nie mówiła... - Henderson wzruszył ramionami. - Zawsze mało o sobie opowiadała. Unikała tych tematów jak ognia. Dlatego są z Jessicą takie podobne.
- Nie porównuj ich - mruknął Carlos. - Różnią się od siebie pod wieloma względami.
- Na przykład? - zaśmiał się Logan.
- Jennifer ma czarny pas w karate, a Jess nigdy by na takie coś nie poszła - zaczął Pena.
- Jessica ma dobre serce, a Jen jest zimna jak lód... - Kendall się wzdrygnął, na co Carlos uderzył go w ramię.
- Aua! - syknął, łapiąc się za nią.
- Ale jedno je łączy... - zająłem swoje miejsce.
- Niby co? - spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Obie chcą spełniać swoje marzenia i bronią najbliższych jak tylko mogą... - mimowolnie uśmiechnąłem się lekko.
- No i brawo! - Logan klasnął w dłonie. - Tylko nie bardzo rozumiem, co to ma związek z naszym problemem.
- Boże, trzymajcie mnie, bo mu walnę! - Carlos przetarł twarz dłońmi, załamany.
- Ty serio jesteś strasznie tępy - stwierdził Kendall, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Wypraszam sobie! - oburzył się, zakładając ręce na piersi, na co parsknąłem śmiechem. No i tak zleciał nam czas do południa.
- James...? - moja ukochana dziewczyna przytuliła się do mnie od tyłu, gdy stałem przy szafie w poszukiwaniu koszulki.
- Tak? - spojrzałem na nią przez ramię. - Coś się stało?
- Nic, po prostu cię kocham... - zacisnęła mocno oczy, na co westchnąłem i usiadłem na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach.
- Powiesz mi, o co chodzi? - spytałem niepewnie. - Minęły już dwa tygodnie od tamtej nocy.
- Nie, nie chcę o tym rozmawiać... - mruknęła, tuląc się do mnie mocno.
- Wiesz dobrze, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać... - westchnąłem ciężko.
- Wiem, ale nie teraz, dobrze? - spojrzała na mnie.
- Dobrze... - poddałem się, na co pocałowała mnie delikatnie w policzek i ponownie się przytuliła. Siedzielibyśmy tak dłużej, gdyby nam nie przerwano. Do drzwi ktoś zapukał.
- James...? - do środka po cichu wszedł Carlos.
- Co jest? - spojrzałem na niego zdziwiony, na co zamknął drzwi i usiadł obok mnie.
- Chodzi o Monic... - mruknął.
- Co z nią? Wróciła do ciebie? - uniosłem brwi do góry, tuląc do siebie Jessicę, gdy zasnęła.
- W tym sęk, że nie... - przetarł twarz dłońmi. - Wyjechała.
- Co?! - krzyknąłem cicho. - Dokąd?!
- Nie wiem... - jęknął załamany. - Powiedziała, że nie ma już dla nas szans skoro umawiam się z Jennifer.
- A umawiasz się? - zagadnąłem.
- No właśnie, że nie! - odparł, chociaż ciut za głośno, bo Jess poruszyła się niespokojnie.
- Ciszej... - mruknąłem karcącym głosem. - I co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mam zrobić? - spytał cicho. - Ona nawet nie chce ze mną rozmawiać.
- Co za dziewczyna... - westchnąłem ciężko, przykładając policzek do czoła Jessici.
- Mi to mówisz? - westchnął, kładąc się na plecach. - Życie jest nie fair.
- Ej, masz swój pokój! - oburzyłem się rozbawiony.
- Pff! - wystawił mu język. - Wygodne macie to łóżko!
- Carlos, wynocha do siebie... - mruknęła Jess zaspanym głosem.
- Oj no już... - mruknął niezadowolony, idąc do drzwi. Po chwili jednak się odwrócił i podbiegł do niej, całując ją w policzek z uśmiechem.
- Eee... - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Dziękuję... - uśmiechnął się ciepło i wyszedł.
- Co to miało być? - spojrzałem na nią.
- To był Carlos... - zaśmiała się cicho, zamykając oczy.
- A ten buziak, hm? - udałem wielce obrażonego. - Mam być zazdrosny?
- Skarbie, a masz, o co? - usiadła przodem do mnie, odgarniając mi włosy z twarzy, na co dostałem natychmiastowych dreszczy.
- Wiesz, taka piękna dziewczyna, jak ty... - z uśmiechem założyłem jej włosy za ucho, po czym przygryzłem delikatnie jego płatek. Czułem jak jej oddech przyspiesza, jak jej ręce drżą pod wpływem emocji.
- To nie fair... - mruknęła cicho niedaleko mojego ucha.
- Co ty nie powiesz...? - zaśmiałem się cicho, jedną ręką przyciągając ją do siebie mocno i muskając ustami jej szyję. Odchyliła głowę, zaciskając dłonie na mojej koszulce. Uśmiechnąłem się szeroko, kładąc się po chwili na plecach.
- Kocham cię, mała... - spojrzałem jej w oczy.
- Ja ciebie też... - szepnęła cichutko, po czym położyła się na mnie, przytulając i chowając głowę pod moja brodą. Zamknąłem oczy, obejmując ją mocno. Bałem się, że za chwilę ktoś przyjdzie i mi ją zabierze. Na szczęście to tylko głupia myśl...
~*~
Jejku, nareszcie xd
Strasznie Was przepraszam, że dawno nic nie napisałam, ale kompletnie nie chciało mi się usiąść i tego skończyć. Zwłaszcza, że była taka ładna pogoda ;3
Ale mniejsza o to xd
Jak Wam się podoba rozdział z perspektywy Jamesa ... ? ;>
Przyznam się bez bicia, że nie miałam kompletnie pomysłu po ostatnim rozdziale, ale jak widać, coś tam wyskrobałam. Może nie jest za dobry, ale mi się osobiście podoba :)
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu xd Do następnego ;**
Ogłaszam wszem i wobec, że od dnia 28.06. rozpoczął się najlepszy okres w roku!
Tak, ludzie! WAKACJE! ^,^
Normalnie tak się cieszę, że uśmiech mi z twarzy nie schodzi xd
Rozdziały będą pojawiać się, co tydzień. Przynajmniej się o to postaram ;p
A teraz zapraszam na rozdział, który dedykuję wszystkim komentującym xd
~*~
Głosy... Te same głosy, co w liceum... Te same śmiechy, jakieś maski, krzywe twarze. Coraz bardziej to mi się nie podobało.
- Jessica... - drwiący głos Nicole.
- Nie pasujesz do nas! - śmiech Dylana.
- Do nikogo nie pasujesz! Nikomu nie jesteś potrzebna! - jadowity głos Amber. Ktoś mnie dotknął, a skóra z ramienia zaczęła mi schodzić. Potwornie piekła. Zaczęłam krzyczeć i płakać z bólu.
- Jessica...! - usłyszałam przez mgłę. - Jessica, skarbie, obudź się! - James... to był James. Gwałtownie otworzyłam oczy i usiadłam. Byłam wręcz przerażona.
- Już dobrze, to tylko sen... - mocno mnie przytulił, opierając się o ścianę łóżka i sadzając mnie sobie na kolanach. - Tylko sen... - szepnął cicho, gdy płacz nie chciał mnie opuścić. Schowałam głowę w jego szyi i pozwoliłam łzom płynąć...
^*^
Oczami Jamesa
^*^
- Co z nią?! - Jennifer wparowała do domu jak torpeda. Szybka jest, pomyślałem, uświadamiając sobie, że niecałe pięć minut temu do niej dzwoniłem.
- Uspokój się... Emily z nią jest... - Carlos do niej podszedł.
- James...? - usiadła obok mnie, wyczekując odpowiedzi na zadane przez nią pytanie.
- Nie mam pojęcia. W środku nocy zaczęła krzyczeć i płakać, jakby z bólu... - skrzywiłem się na samą myśl. - Kazała mi ICH zabrać... - spojrzałem na nią uważnie.
- Ich? - zdziwiła się.
- Tak, ich... - kiwnąłem głową. - Mówiła, że ją ranią, że nie chce ich widzieć, że chce zapomnieć... - dodałem, a ona momentalnie cała zbladła i się cofnęła, przez co prawie spadła z kanapy.
- Jennifer...? - Carlos się przestraszył.
- Oddychaj, dziewczyno! - Kendall do niej doskoczył.
- A tu, co za...? - do domu wszedł uśmiechnięty Logan, a widząc, co się dzieje, momentalnie mina mu zrzedła.
- Jennifer, wiesz, co jej jest, prawda? - spojrzałem na nią uważnie, na co podniosła na mnie przerażony wzrok i kiwnęła nieznacznie głową. Nagle z góry zeszła Emily.
- I jak? - spytaliśmy niemal równo.
- Nie chce rozmawiać. Po prostu położyła się i zasnęła - westchnęła ciężko, patrząc na mnie smutno. - Wszystko zależy od ciebie.
- Ode mnie? - uniosłem brwi zdziwiony.
- Tak, porozmawiaj z nią. Dowiedz się, o co chodzi. Ale nie naciskaj... - wyjaśniła. - To siedzi głęboko w jej psychice i nie rozwiąże się tego przez jedną rozmowę.
- Rozumiem... - kiwnąłem głową, a po chwili rozległ się trzask drzwi. Jennifer wyszła...
Wszedłem do sypialni, gdzie moja dziewczyna w najlepsze spała. Zamknąłem za sobą po cichu drzwi, po czym delikatnie położyłem się za nią.
- Kocham cię, mała... - szepnąłem cicho, odgarniając jej włosy z twarzy. Zmarszczyła brwi i powoli podniosła powieki, patrząc na mnie tymi wielkimi, przepięknymi oczami.
- James... - mruknęła cicho, wtulając się we mnie.
- Jestem tu... - musnąłem ustami jej czoło.
- Wiem... Proszę cię, nie zostawiaj mnie samej... - poczułem jak zaciska dłonie na mojej koszulce na klatce. Przytuliłem ją do siebie mocno, tak że nie było między nami wolnej przestrzeni.
- Nie zostawię... - szepnąłem cicho. - Możesz mi zaufać, o wszystkim powiedzieć.
- Wiem... - dodała cicho, ledwo słyszalnie. Leżeliśmy tak dość długo, a ja biłem się z myślami, czy spytać ją o minioną noc, czy raczej nie.
- Kochanie...? - zagadnąłem cicho.
- Hm...? - ułożyła wygodniej głowę, zamykając oczy.
- Powiesz mi...? - zaciąłem się. - Powiesz mi, co ci się śniło? Martwię się... - spojrzałem na nią smutno. Poczułem jak spięła się na moje słowa.
- Ja... - zaczęła, ale urwała, chowając twarz w moim ramieniu. Po chwili poczułem jak moja koszulka robi się mokra. Znowu płakała... Znowu przeze mnie, pomyślałem kompletnie zdołowany.
- Ciii... Nie płacz... - przytuliłem ją mocno. - Nie mów, jeśli nie chcesz. Powiesz mi, wtedy, gdy będziesz gotowa, dobrze? - dodałem cicho.
- Dobrze... - załkała cichutko, na co musnąłem jej czoło i policzek ustami. Nie chciałem, żeby cierpiała. Już sam widok jej łez doprowadzał mnie do szewskiej pasji.
*
- James, widziałeś tę moją ulubioną bluzę? - moja ukochana od dziesięciu minut stała przy szafie i szukała owej części garderoby. Wytarłem do końca włosy, po czym rzuciłem ręcznik na łóżko i do niej podszedłem.
- Gdzieś tu była... - przejrzałem górne półki, gdzie nie sięgała. - Proszę... - podałem jej niebieską bluzę, której tak szukała.
- Dziękuję... - wspięła się na palce i delikatnie musnęła mój policzek swoimi miękkimi wargami.
- Czemu zakładasz moje bluzy? - przyciągnąłem ją do siebie delikatnie, gdy już się ubrała. - Czuję się wtedy, jakbyś się przede mną chowała.
- Bo się chowam... - mruknęła cicho, odwracając głowę.
- Dlaczego...? - ująłem jej twarz za podbródek i odwróciłem w swoją stronę.
- Bo czuję, że z dnia na dzień coraz mniej ci się podobam... - dodała niepewnie, co mnie kompletnie zabiło. Potrzepałem głową, żeby się otrząsnąć.
- Słucham? - spojrzałem na nią rozbawiony. - Z dnia na dzień jestem coraz bardziej w tobie zakochany, mała - przeniosłem wzrok na jej tęczówki, kątem oka dostrzegając, że jej policzki oblał widoczny rumieniec.
- Naprawdę...? - wydusiła wreszcie.
- Naprawdę... - oparłem swoje czoło o jej głowę, na co ona wtuliła się we mnie mocno. - Kocham cię... - szepnąłem cicho, zamykając oczy.
- Ja ciebie też... - dodała równie cicho, co ja.
- Co powiesz na spacer? - spojrzałem na nią z uśmiechem, jednak niepewnie. Od kilku dni nie wychodziła z domu i z nikim nie rozmawiała, poza mną oczywiście.
- Wiesz... - zawahała się. - Może kiedy indziej - odwróciła wzrok.
- No proszę, od kilku dni nie wychodzisz z domu - zrobiłem minę zbitego psa. - Zabierzemy Foxa...
- Sama nie wiem... - westchnęła. - Boję się.
- Będę z tobą cały czas... - spojrzałem jej w oczy. - Nie odstąpię cię nawet na krok.
- Obiecujesz...? - zagryzła dolną wargę.
- Ufasz mi? - spytałem, na co kiwnęła głową. - Więc nie zadawaj głupich pytań... - przytuliłem ją delikatnie.
- Daj mi z nią porozmawiać, do cholery! - na dole rozległ się krzyk Jennifer. Spojrzałem zdziwiony na Jessicę, po czym splotłem nasze dłonie i pociągnąłem ją na dół.
- Ale ona nie chce rozmawiać z tobą... - Logan skutecznie zagradzał Jen drogę do schodów. Płakała, choć nie byłem w stanie rozstrzygnąć, dlaczego.
- Jessica... - zaczęła cicho, patrząc na moją dziewczynę, na co ta gwałtownie się zatrzymała w połowie schodów.
- Czego chcesz...? - poczułem jak zaciska mocniej dłoń. Odwróciłem się do niej zdziwiony, miała łzy w oczach.
- Czego chcesz? - zdziwił się Logan, patrząc na nie obie. W końcu Jess nigdy by się tak do niej nie odezwała. Coś musiało się stać, że tak jej teraz nienawidzi...
- Jessica, ja przepraszam. To nie tak miało być... - załkała Jennifer, patrząc na nią. Ja i Logan milczeliśmy. Możliwe, że w końcu się dowiemy, o co chodzi, pomyślałem.
- A jak...? - pusty wzrok Jess mnie przerażał. - Myślałaś, że się nie dowiem?
- Nie dowiesz? - zdziwiła się. - O czym znowu?
- Nie udawaj... - moja dziewczyna wywróciła oczami, po czym zeszła ze schodów i podeszła do niej. - Każdy gest, każde twoje słowo... Było jak jad, który zatruwał mi umysł przez wiele lat!
- Co...? O czym ty mówisz? - wydusiła Jen, a ja myślałem, że mi oczy wypadną. Logan na zadowolonego też nie wyglądał.
- Najlepsze przyjaciółki, tak?! - Jessica wrzasnęła tak nagle, że aż podskoczyłem ze strachu.
- Przecież przeprosiłam... - załkała cicho Jen, spuszczając lekko głowę i zaciskając oczy. Zrobiło mi się jej żal.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin! - syknęła Jess z łzami na policzkach. - Tak samo jak nie potrzebuję ciebie!
- Jessica, proszę cię, daj mi to wyjaśnić... - Jen spojrzała na nią zapłakana.
- Skończyłam, Jennifer... - cofnęła się o kilka kroków. - To koniec, nie chcę cię znać. Wracaj do Nicole, jesteście siebie warte - przyjęła tak obojętny ton głosu, że aż mnie dreszcz przeszedł.
- Jennifer...? - Logan spojrzał na nią zdziwiony. A ona nawet nie zareagowała. Słowa Jess trafiły ją jak piorun. Cofnęła się odruchowo, aby za chwilę wybiec z płaczem z domu.
- Nie mam ochoty na spacer... - mruknęła Jess, idąc do ogrodu, na co westchnąłem ciężko. I jak się spodziewałem, przesiedziała tam cały dzień do nikogo się nie odzywając.
*
- Jaka Nicole...? - spytałem po raz kolejny, gdy kilka dni później siedzieliśmy z chłopakami w jadalni i przy piwie graliśmy w karty.
- A nie mówiła ci nigdy o niej? - zagadnął Kendall.
- Nie, gdyby tak było teraz bym się nie zastanawiał, co ona ma z tym wspólnego... - mruknąłem.
- No tak, ale coś musi być na rzeczy skoro tak na nią zareagowała - Logan spojrzał w swoje karty.
- I co Jennifer ma z tym wspólnego? - zdziwił się Carlos.
- I to martwi mnie najbardziej - westchnąłem ciężko, opadając na oparcie krzesła.
- Niby czemu? - Kend na mnie spojrzał.
- Sam sobie odpowiedz... - przechyliłem głowę w jego stronę. - Przyjaźniły się od piaskownicy, coś się stało i w jednej chwili przestały ze sobą rozmawiać.
- Pytanie tylko: co Jennifer zrobiła? - Logan upił piwa ze swojej puszki.
- Byłeś z nią, to nam powiedz, do czego byłaby zdolna - Carlos na niego spojrzał.
- Ona? - zaśmiał się, opierając o krzesło. - Jeśli chodzi o najbliższych, to do wszystkiego.
- Logan, to nie jest zabawne - Kend wywrócił oczami. - Uruchom te szare komórki.
- Nigdy nic nie mówiła o tej całej Nicole? - zaciekawiłem się. - Musiała coś wspominać.
- Nie, nie przypominam sobie... - zamyślił się chwilę. - Ale opowiadała mi kiedyś o takim kolesiu, co chciał Jess do łóżka zaciągnąć... - mruknął. Na jego słowa momentalnie cały się spiąłem, a w środku aż mi się zagotowało ze złości.
- Jak to, do łóżka zaciągnąć? - Carlos z wrażenia odstawił puszkę na stół.
- Coś tam było ze studniówką... - zamyślił się. - Obiecał, że z nią pójdzie, jeśli zgodzi się na ten jeden warunek.
- Co za sukinsyn! - wstałem wściekły i zacząłem chodzić nerwowo po pomieszczeniu.
- Ale Jennifer dała mu nauczkę i się od niej odczepił... - mruknął, patrząc na mnie uważnie. Byłem wściekły! Miałem ochotę dorwać tego dupka i go zabić! Moja Jessica...!
- Coś jeszcze? - Kendall przeniósł na niego wzrok.
- Nic więcej mi nie mówiła... - Henderson wzruszył ramionami. - Zawsze mało o sobie opowiadała. Unikała tych tematów jak ognia. Dlatego są z Jessicą takie podobne.
- Nie porównuj ich - mruknął Carlos. - Różnią się od siebie pod wieloma względami.
- Na przykład? - zaśmiał się Logan.
- Jennifer ma czarny pas w karate, a Jess nigdy by na takie coś nie poszła - zaczął Pena.
- Jessica ma dobre serce, a Jen jest zimna jak lód... - Kendall się wzdrygnął, na co Carlos uderzył go w ramię.
- Aua! - syknął, łapiąc się za nią.
- Ale jedno je łączy... - zająłem swoje miejsce.
- Niby co? - spojrzeli na mnie zdziwieni.
- Obie chcą spełniać swoje marzenia i bronią najbliższych jak tylko mogą... - mimowolnie uśmiechnąłem się lekko.
- No i brawo! - Logan klasnął w dłonie. - Tylko nie bardzo rozumiem, co to ma związek z naszym problemem.
- Boże, trzymajcie mnie, bo mu walnę! - Carlos przetarł twarz dłońmi, załamany.
- Ty serio jesteś strasznie tępy - stwierdził Kendall, patrząc na niego z niedowierzaniem.
- Wypraszam sobie! - oburzył się, zakładając ręce na piersi, na co parsknąłem śmiechem. No i tak zleciał nam czas do południa.
- James...? - moja ukochana dziewczyna przytuliła się do mnie od tyłu, gdy stałem przy szafie w poszukiwaniu koszulki.
- Tak? - spojrzałem na nią przez ramię. - Coś się stało?
- Nic, po prostu cię kocham... - zacisnęła mocno oczy, na co westchnąłem i usiadłem na łóżku, sadzając ją sobie na kolanach.
- Powiesz mi, o co chodzi? - spytałem niepewnie. - Minęły już dwa tygodnie od tamtej nocy.
- Nie, nie chcę o tym rozmawiać... - mruknęła, tuląc się do mnie mocno.
- Wiesz dobrze, że kiedyś będziemy musieli o tym porozmawiać... - westchnąłem ciężko.
- Wiem, ale nie teraz, dobrze? - spojrzała na mnie.
- Dobrze... - poddałem się, na co pocałowała mnie delikatnie w policzek i ponownie się przytuliła. Siedzielibyśmy tak dłużej, gdyby nam nie przerwano. Do drzwi ktoś zapukał.
- James...? - do środka po cichu wszedł Carlos.
- Co jest? - spojrzałem na niego zdziwiony, na co zamknął drzwi i usiadł obok mnie.
- Chodzi o Monic... - mruknął.
- Co z nią? Wróciła do ciebie? - uniosłem brwi do góry, tuląc do siebie Jessicę, gdy zasnęła.
- W tym sęk, że nie... - przetarł twarz dłońmi. - Wyjechała.
- Co?! - krzyknąłem cicho. - Dokąd?!
- Nie wiem... - jęknął załamany. - Powiedziała, że nie ma już dla nas szans skoro umawiam się z Jennifer.
- A umawiasz się? - zagadnąłem.
- No właśnie, że nie! - odparł, chociaż ciut za głośno, bo Jess poruszyła się niespokojnie.
- Ciszej... - mruknąłem karcącym głosem. - I co masz zamiar z tym zrobić?
- A co mam zrobić? - spytał cicho. - Ona nawet nie chce ze mną rozmawiać.
- Co za dziewczyna... - westchnąłem ciężko, przykładając policzek do czoła Jessici.
- Mi to mówisz? - westchnął, kładąc się na plecach. - Życie jest nie fair.
- Ej, masz swój pokój! - oburzyłem się rozbawiony.
- Pff! - wystawił mu język. - Wygodne macie to łóżko!
- Carlos, wynocha do siebie... - mruknęła Jess zaspanym głosem.
- Oj no już... - mruknął niezadowolony, idąc do drzwi. Po chwili jednak się odwrócił i podbiegł do niej, całując ją w policzek z uśmiechem.
- Eee... - otworzyła szeroko oczy ze zdziwienia.
- Dziękuję... - uśmiechnął się ciepło i wyszedł.
- Co to miało być? - spojrzałem na nią.
- To był Carlos... - zaśmiała się cicho, zamykając oczy.
- A ten buziak, hm? - udałem wielce obrażonego. - Mam być zazdrosny?
- Skarbie, a masz, o co? - usiadła przodem do mnie, odgarniając mi włosy z twarzy, na co dostałem natychmiastowych dreszczy.
- Wiesz, taka piękna dziewczyna, jak ty... - z uśmiechem założyłem jej włosy za ucho, po czym przygryzłem delikatnie jego płatek. Czułem jak jej oddech przyspiesza, jak jej ręce drżą pod wpływem emocji.
- To nie fair... - mruknęła cicho niedaleko mojego ucha.
- Co ty nie powiesz...? - zaśmiałem się cicho, jedną ręką przyciągając ją do siebie mocno i muskając ustami jej szyję. Odchyliła głowę, zaciskając dłonie na mojej koszulce. Uśmiechnąłem się szeroko, kładąc się po chwili na plecach.
- Kocham cię, mała... - spojrzałem jej w oczy.
- Ja ciebie też... - szepnęła cichutko, po czym położyła się na mnie, przytulając i chowając głowę pod moja brodą. Zamknąłem oczy, obejmując ją mocno. Bałem się, że za chwilę ktoś przyjdzie i mi ją zabierze. Na szczęście to tylko głupia myśl...
~*~
Jejku, nareszcie xd
Strasznie Was przepraszam, że dawno nic nie napisałam, ale kompletnie nie chciało mi się usiąść i tego skończyć. Zwłaszcza, że była taka ładna pogoda ;3
Ale mniejsza o to xd
Jak Wam się podoba rozdział z perspektywy Jamesa ... ? ;>
Przyznam się bez bicia, że nie miałam kompletnie pomysłu po ostatnim rozdziale, ale jak widać, coś tam wyskrobałam. Może nie jest za dobry, ale mi się osobiście podoba :)
Mam nadzieję, że przypadł Wam do gustu xd Do następnego ;**
3 czerwca 2013
Rozdział 109
Pod poprzednim rozdziałem jedna z komentujących osób zadała mi pytanie: jak nazywa się dziewczyna, która jest na zdjęciu jako Miley Evans? Otóż odpowiem na to pytanie bez żadnego problemu :).
Nie mam pojęcia kim jest ta dziewczyna, ponieważ znalazłam to zdjęcie w wyszukiwarce Google. Więc jak widzisz, nie wiem, jak się nazywa. Jeśli zdjęcie Ci nie odpowiada to po prostu je zmienię...
~*~
- Może ta? - ściągnęłam z wieszaka jakąś sukienkę. Razem z Jamesem od dwóch godzin byliśmy na zakupach i szukaliśmy czegoś, w czym mogłabym pójść na ślub Joe i Vivienne, który jest już jutro.
- Paskudna... - udał wielki odruch wymiotny i wcisnął mi w rękę jakąś kieckę. - Idź przymierz - popchnął mnie w stronę przymierzalni. Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym posłusznie się przebrałam i obejrzałam się w lustrze. Sukienka była prześliczna.
- I jak? - James wlazł do środka i zaraz się wyszczerzył.
- Nie uważasz, że trochę za bardzo wyzywająca? - spojrzałam na swoje odbicie.
- Dla mnie wyglądasz pięknie... - mruknął cicho, przyciągając mnie do siebie.
- Lizus... - zaśmiałam się cicho, rumieniąc przy tym.
- Może, ale za to będziesz jutro pięknie wyglądać, bo twój chłopak ma dobry gust - oparł swoje czoło o moje i spojrzał w oczy.
- Kocham cię, wiesz? - zachichotałam i musnęłam jego usta swoimi. Uśmiechnął się szeroko i mocniej mnie do siebie przycisnął, na co zarzuciłam mu ręce na szyję. Kurcze, ale by było, gdyby ktoś teraz tu wszedł, pomyślałam, a w duchu parsknęłam śmiechem.
^*^
Oczami Jennifer
^*^
Piątkowy wieczór, a ja siedzę na łóżku w sypialni i kuję do egzaminu, który mam mieć zaraz po weselu Joe i Vivi. Jaki egzamin? Sama nie wiem... Parker mówił, że bez tego nie mogę być opiekunem grupy, czy coś, ale i tak wiem, że chodzi o coś zupełnie innego.
Odłożyłam podręczniki na biurko, a do środka wszedł Logan z głupim uśmiechem. Wywróciłam na to oczami. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, więc od razu skierowałam się do drzwi.
- Hej, skarbie, a ty gdzie? - przyciągnął mnie do siebie. Czuć od niego było alkohol, na co się skrzywiłam.
- Logan, puszczaj! To boli! - próbowałam go od siebie odepchnąć.
- Oj, no weź... Wiem, że tego chcesz... - popchnął mnie na łóżko i chciał mnie pocałować.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go ze łzami w oczach i wybiegłam na korytarz, gdzie wpadłam na Carlosa.
- Hej, mała, co jest? - przytulił mnie mocno. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego.
- Cienka w łóżku, cienka we wszystkim.... - Logan machnął ręką i zamknął za sobą drzwi. Zacisnęłam mocno oczy.
- Pff! - prychnęła Mo, która przechodziła obok nas, na co Carlos posłał jej mordercze spojrzenie. On chyba jako jedyny mnie rozumie...
^*^
Dzień ślubu Joe i Vivienne, oczami Jessici
^*^
- James, skarbie... Wstawaj... - mruknęłam szatynowi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam jak przechodzi go dreszcz, gdyż przez całą noc mnie do siebie przytulał.
- Muszę...? - musnął moje ramię, a potem szyję.
- Musisz, bo się na ślub spóźnimy... - mruknęłam cicho, zamykając oczy.
- Ale ja wiem, że ty nie chcesz tam iść... - uśmiechnął się cwanie, przesuwając rękę z mojego uda na pośladek, a potem plecy.
- Ja... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Skarbie, ulegasz mi... - mruknął rozbawiony, zjeżdżając na mój dekolt. Po chwili poczułam jak robi mi malinkę między piersiami.
- Ej! - szybko go od siebie odepchnęłam i wstałam. Zaśmiał się cicho i usiadł.
- Za późno... - wyszczerzył się dumnie.
- Będziesz mi ją maskował! - stanęłam nad nim, zakładając ręce na piersi. Objął mnie w pasie i pociągnął na siebie.
- Tobie zawsze... - ponownie musnął moją szyję. - I wszędzie... - wyszczerzył się głupio i zaczął poprawiać swoje dzieło.
- Ekhm... - ktoś odchrząknął, na co zdziwieni spojrzeliśmy na drzwi, w których stała Jennifer. - Mam zostać, czy dalej się połykacie? - zaśmiała się cicho.
- Zostań! - oznajmiłam, gdy James zawołał 'Wyjdź!'. Spiorunowałam go wzrokiem i usiadłam mu na brzuchu.
- Jadę do rodziców Vivienne pomóc jej się przygotować. Jak coś to dzwońcie... - dodała.
- I tylko po to nam przerwałaś? - James założył ręce na piersi, obrażając się jak mały chłopiec.
- Reszta śpi, więc co miałam zrobić? - zaśmiała się cicho. - Powodzenia, Jess! Przyda się! - pomachała mi i zniknęła.
- Co...? - nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam dłonie Jamesa na plecach. Szybko uciekłam i wystawiłam mu język.
- Małpa! - zawołał, gdy zamknęłam się w łazience. Zaśmiałam się na to cicho, po czym wzięłam prysznic i umyłam włosy. Zostało mało czasu...
^*^
Oczami Jennifer
^*^
- Wyglądasz bajecznie! - wyszczerzyłam się, gdy Vivienne była już gotowa.
- Jejku, dziękuję! - pisnęłam, przytulając mnie.
- Nie ma sprawy - zaśmiałam się.
- Dziewuchy, wchodzę! - za drzwiami rozległ się głos Joe.
- Nie ma! - szybko zablokowałam drzwi, podstawiając krzesło.
- No ej! - zajęczał. - Wszyscy czekają!
- Ale Jennifer nie jest jeszcze gotowa! - zaśmiała się blondynka.
- Baby... - Parker, prawdopodobnie, wywrócił oczami i zszedł na dół. A ja się przebrałam. Włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone, a makijaż zrobiłam w domu.
- Jennifer... - zaczęła cicho Vivi.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Przykro mi z powodu dziadka - spojrzała na mnie smutno. - Wiem, że wiele dla ciebie znaczył.
- To nic... - odwróciłam się do niej plecami. - Jest w lepszym miejscu.
- Nie będziesz tańczyć, jak zgaduję - stanęła obok.
- Wybacz, Vivienne, ale nie dzisiaj - westchnęłam, ponownie na nią patrząc.
- Rozumiem... - kiwnęła lekko głową, po czym przytuliła mnie w geście pocieszenia i obie zeszłyśmy na dół, gdzie czekali rodzice pary młodej oraz Rocky i Nathan, jako delegacja z mojej grupy. Rany, ale to śmiesznie brzmi, zaśmiałam się cicho w duchu.
- Wyglądasz pięknie! - wyszczerzył się Joe, na co Vivienne się zarumieniła i pocałowała go w policzek. Rodzice dali im błogosławieństwo i wszyscy skierowali się do samochodów.
- Jennifer...! - Parker złapał mnie za rękę. - Mamy coś dla ciebie - z uśmiechem spojrzał na przyszłą żonę.
- Niby co? - spojrzałam na nich uważnie, a on rzucił mi jakieś klucze. - Co to jest?
- Klucze do twojego mieszkania - uśmiechnęła się panna młoda.
- Mojego...?! Mojego mieszkania?! - zakrztusiłam się własną śliną.
- Jak już wcześniej ci mówiłem, kupiliśmy dom, a nasze stare mieszkanie stoi puste, więc wyremontowaliśmy je i dajemy tobie - zaśmiał się Joe.
- Ja... - zatkało mnie.
- Oczywiście, masz najpierw się nad tym zastanowić. Nic na siłę - dodała Vivi, na co uśmiechnęłam się wdzięczna i wyszliśmy.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- James, przestań! - syknęłam cicho, gdy szatyn bez przerwy mnie dotykał.
- A dostanę coś w zamian? - wyszczerzył się głupio.
- Tak, porządnego kopniaka w tyłek! - spojrzałam na niego zabójczo.
- Wiesz... - rozbawiony mnie do siebie przyciągnął - ...kopniak może być, byleby był od ciebie.
- Nie wierzę... - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- W co? W to, że dam ci się kopnąć? Czy w to, że tak strasznie jestem w tobie zakochany? - wymruczał mi do ucha.
- Oba... - spojrzałam na niego, zagryzając dolną wargę.
- Bo ją w końcu sobie odgryziesz! - zaśmiał się, po czym musnął delikatnie moje usta swoimi.
- Hej, gołąbeczki! - obok nas wyrósł Kendall z mega wyszczerzem.
- A tobie co? - spojrzałam na niego rozbawiona.
- No więc, świeci słońce, śpiewamy dla pary młodej, Carlos czeka na Jennifer, Monic znowu jest z Mattem, a Christine obiecała, że przyjedzie na ślub, bo dostała zaproszenie - wyliczał na palcach rozbawiony.
- Monic znowu z Mattem? - dodałam cicho, po czym westchnęłam ciężko. - A już myślałam, że wszystko będzie po staremu.
- Widocznie nie... - mruknął James.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie - obok nas wyrosła Christine. - Coś mi wypadło.
- Chrisie! - rzuciłam jej się na szyję. - Rany, ale się stęskniłam!
- Ej, bo mnie udusisz! - zaśmiała się, a ja ją puściłam. - Piękna sukienka!
- Sam wybierałem! - James wyszczerzył się dumnie i objął mnie ramieniem.
- Tak, jasne... - zaśmiała się cicho.
- Ciężko to przyznać, ale on ma rację - westchnęłam z uśmiechem.
- A ze mną się już nie przywitasz? - odezwał się Kendall rozbawiony.
- Chodź tu, głupku... - zaśmiała się cicho i przytuliła go za szyję.
- Uuu... - rozległo się obok. - No hej! Widzę, że ekipa w komplecie! - zaśmiała się Jennifer.
- Wariatka... - mruknęłam rozbawiona.
- No wreszcie - obok niej wyrósł Carlos. - Gdzie byłaś?
- Coś mnie zatrzymało... - zaśmiała się cicho.
- Proszę, proszę, proszę... Panna 'Cienka w łóżku, cienka we wszystkim...' - Patricia do nas podeszła. - Na pogrzeb idziesz, czy jak?
- Daj jej spokój! - Carlos się uniósł.
- Spokojnie, kochasiu... - zaśmiała się głupio. - Bez dziadziusia na świecie nie jesteś już taka cwana, co?
- Ej! Nie przeginaj! - oburzyłam się, a Jennifer zacisnęła zęby i odwróciła się do nas plecami. W oczach miała łzy.
- A tu co za zbiorowisko? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Poznajemy się lepiej... - Taylor uśmiechnęła się przesłodzenie, aż mnie zemdliło.
- Tak, tak... Jennifer, wszytko w porządku? - machnął ręką na brunetkę, po czym zmartwiony podszedł do mojej przyjaciółki.
- Tak, zostaw mnie... - odsunęła się i ze spuszczoną głową odeszła. Carlos od razu poszedł za nią.
- Daj sobie z nią spokój! - Patricia przytuliła się do jego ramienia. - Chodź, bo miejsca nie będzie - pociągnęła go do kościoła.
- Jak jej zaraz...! - zacisnęłam ręce w pięści i chciałam za nimi iść.
- Skarbie, spokojnie! - James rozbawiony złapał mnie w pasie.
- Puszczaj! - syknęłam cicho.
- Mowy nie ma! Jeszcze wsadzą cię do więzienia za pobicie! - spojrzał na mnie uważnie. Prychnęłam pod nosem i obrażona założyłam ręce na piersi. Ceremonia niedługo potem się zaczęła, a ja się jakoś przez ten czas uspokoiłam.
^*^
Kilka godzin później
^*^
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? - mruknął mi James do ucha.
- Tak, setki razy - wywróciłam rozbawiona oczami. Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy się świetnie bawili. No może oprócz Jennifer, jej rodziców i siostry, którzy cały czas siedzieli i nie tańczyli. Znaczy Marie tańczyła, bo żałobę miała równy miesiąc, czyli tak jak się po dziadku trzyma. Tylko dziwiła mnie Jennifer... Nie odzywała się do nikogo, a gdy Patricia jej dogadywała, nawet nie miała zamiaru jej się odgryźć.
- Dokąd Jennifer idzie? - zagadnęła Christine, patrząc jak wyżej wymieniona, kieruje się do ogrodu. Bez słowa wstałam i za nią poszłam.
- Jennifer, wszystko gra? - dogoniłam ją.
- Tak, a czemu pytasz? - zatrzymała się przy jakiejś płycie.
- Martwię się, co ty robisz...? - spojrzałam na nią uważnie.
- Znajdź w labiryncie fontannę ukrytą. Wrzuć doń monetę i wypowiedz życzenie, a wnet spełni się Twe najskrytsze marzenie... - przeczytała, po czym spojrzała na furtkę, a potem na mnie. - To jest odpowiedź na moje pytania.
- Ale, Jennifer...! - nim dokończyłam, wbiegła do labiryntu. Przeklęłam pod nosem i ruszyłam za nią. Po kilku minutach byłyśmy pod wielką bramą, za którą była podświetlona fontanna.
- To tutaj... - mruknęła pod nosem i otworzyła bramę, po czym weszła do środka.
- Jennifer, wracaj tu! - syknęłam, ale mnie nie słuchała. Po prostu wrzuciła do wody monetę i odetchnęła głęboko.
- Chcę, aby to, co czuję do Logana zniknęło... - gdy to powiedziała, poczułam, jak serce mi staje. - Nie chcę go kochać. Ta miłość cholernie boli, dlatego proszę, aby zniknęła... - w oczach stanęły jej łzy. - Chcę o wszystkim zapomnieć. O tym, co nas łączyło... Proszę...
- Jennifer, co ty robisz?! Nie wygłupiaj się i wracaj ze mną na salę! - chciałam do niej podejść, ale ktoś położył mi rękę na ramieniu. I jak się okazało, był to ogrodnik. Nagle fontanna rozbłysła się tak jaskrawym światłem, że musiałam zasłonić oczy. Gdy już wszystko się uspokoiło, zauważyłam, jak Jennifer leży na ziemi.
- Jen! - podbiegłam do niej przestraszona.
- Spokojnie, nic jej nie jest. Jest tylko oszołomiona - ogrodnik do mnie podszedł.
- Co to za miejsce? I co to było za światło? - zdziwiłam się.
- To zwykła fontanna, a ludzie wierzą, że spełnia życzenia - westchnął ciężko. - A światło pochodziło od zepsutego reflektora. Nie mów swojej przyjaciółce, że jej prośba się nie spełniła. Niech wierzy, że się udało. Na pewno będzie szczęśliwsza niż z tym chłopakiem - dodał i się oddalił, a ja potrzepałam głową. Gdy Jen się obudziła obie wróciłyśmy na salę. Miałam tylko nadzieję, że nic złego nie zacznie się z nią dziać...
^*^
Niedziela, godzina 15.00
Oczami Logana
^*^
- Cieszę się, że spędziliśmy to wesele razem - Patricia wzięła mnie za rękę.
- Szczerze, to ja trochę też - uśmiechnąłem się lekko.
- Wiesz... - zagryzła dolną wargę. - Chyba się w tobie zakochałam...
Zdziwiłem się lekko. W końcu znamy się krótko. Nim cokolwiek powiedziałem, poczułem jej wargi na swoich. Nie całowała tak jak Jennifer... Nie potrafiła robić tego w nieskończoność, gdy miała humor. A co najważniejsze nie robiła tego, ze względu na mnie. Jennifer jest o 360 stopni inna niż Pat.
Sam nawet nie zauważyłem, kiedy odwzajemniłem ten jakże, według brunetki, gorący pocałunek. Poczułem, że jej dłoń zaczęła wędrować tam, gdzie nie powinna. Nagle do środka weszła Jennifer, a ja odskoczyłem od niej jak oparzony, spadając przy okazji z łóżka na podłogę.
- O hej... - uśmiechnęła się szeroko. - Nie przeszkadzajcie sobie, zabiorę tylko swoje rzeczy - dodała i w mgnieniu oka się spakowała.
- Wyprowadzasz się...? - wydusiłem wreszcie.
- No tak. Nie jesteśmy już razem... - gdy to usłyszałem, poczułem jak serce mi staje. - Nie będę siedzieć wam na głowie. Zresztą mam lepsze rzeczy do roboty niż patrzenie jak się nawzajem połykacie... - wzruszyła ramionami. - Narazie... - pomachała mi ręką, po czym zniknęła za drzwiami.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Na pewno chcesz się wyprowadzić? - smutna podeszłam do Jen, gdy zeszła na dół.
- Tak, chcę sobie poukładać wszystko i na spokojnie przemyśleć - westchnęła. - Zresztą nie mam ochoty patrzeć jak Logan i Patricia się obściskują - wzdrygnęła się.
- Będziesz mieszkać u rodziców? - zagadnęłam.
- Nie... - spojrzała na mnie. - I nie pytaj, gdzie, bo i tak ci nie powiem. Jest za wcześnie.
- Jennifer, zastanów się nad tym, proszę... - oczy mi się zaszkliły, na co ciężko westchnęła.
- Ten rozdział w życiu uważam za zamknięty. Nie chcę wracać do tego, co było kiedyś. Zresztą teraz przynajmniej czuję, że nic i nikt nie stanie mi na drodze do sukcesu... - uśmiechnęła się szeroko.
- Masz mi zaraz powiedzieć, gdyby coś się działo - mocno ją przytuliłam.
- Obiecuję... - dodała cicho, po czym się pożegnałyśmy i odjechała taksówką. Po policzkach spłynęły mi łzy.
- Będzie dobrze... Nie martw się... - James przytulił mnie od tyłu, kładąc mi głowę na ramieniu. Bez słowa się w niego wtuliłam.
~*~
No i jest.! xd
Mam nadzieję, że się podobało ;>
Trochę przesadziłam z Jamesem i Jessicą, co nie ? Jak myślicie ?
Nie mam pojęcia kim jest ta dziewczyna, ponieważ znalazłam to zdjęcie w wyszukiwarce Google. Więc jak widzisz, nie wiem, jak się nazywa. Jeśli zdjęcie Ci nie odpowiada to po prostu je zmienię...
~*~
- Może ta? - ściągnęłam z wieszaka jakąś sukienkę. Razem z Jamesem od dwóch godzin byliśmy na zakupach i szukaliśmy czegoś, w czym mogłabym pójść na ślub Joe i Vivienne, który jest już jutro.
- Paskudna... - udał wielki odruch wymiotny i wcisnął mi w rękę jakąś kieckę. - Idź przymierz - popchnął mnie w stronę przymierzalni. Spojrzałam na niego zdziwiona, po czym posłusznie się przebrałam i obejrzałam się w lustrze. Sukienka była prześliczna.
- I jak? - James wlazł do środka i zaraz się wyszczerzył.
- Nie uważasz, że trochę za bardzo wyzywająca? - spojrzałam na swoje odbicie.
- Dla mnie wyglądasz pięknie... - mruknął cicho, przyciągając mnie do siebie.
- Lizus... - zaśmiałam się cicho, rumieniąc przy tym.
- Może, ale za to będziesz jutro pięknie wyglądać, bo twój chłopak ma dobry gust - oparł swoje czoło o moje i spojrzał w oczy.
- Kocham cię, wiesz? - zachichotałam i musnęłam jego usta swoimi. Uśmiechnął się szeroko i mocniej mnie do siebie przycisnął, na co zarzuciłam mu ręce na szyję. Kurcze, ale by było, gdyby ktoś teraz tu wszedł, pomyślałam, a w duchu parsknęłam śmiechem.
^*^
Oczami Jennifer
^*^
Piątkowy wieczór, a ja siedzę na łóżku w sypialni i kuję do egzaminu, który mam mieć zaraz po weselu Joe i Vivi. Jaki egzamin? Sama nie wiem... Parker mówił, że bez tego nie mogę być opiekunem grupy, czy coś, ale i tak wiem, że chodzi o coś zupełnie innego.
Odłożyłam podręczniki na biurko, a do środka wszedł Logan z głupim uśmiechem. Wywróciłam na to oczami. Nie miałam najmniejszej ochoty z nim rozmawiać, więc od razu skierowałam się do drzwi.
- Hej, skarbie, a ty gdzie? - przyciągnął mnie do siebie. Czuć od niego było alkohol, na co się skrzywiłam.
- Logan, puszczaj! To boli! - próbowałam go od siebie odepchnąć.
- Oj, no weź... Wiem, że tego chcesz... - popchnął mnie na łóżko i chciał mnie pocałować.
- Zostaw mnie! - odepchnęłam go ze łzami w oczach i wybiegłam na korytarz, gdzie wpadłam na Carlosa.
- Hej, mała, co jest? - przytulił mnie mocno. Nie odpowiedziałam, tylko wtuliłam się w niego.
- Cienka w łóżku, cienka we wszystkim.... - Logan machnął ręką i zamknął za sobą drzwi. Zacisnęłam mocno oczy.
- Pff! - prychnęła Mo, która przechodziła obok nas, na co Carlos posłał jej mordercze spojrzenie. On chyba jako jedyny mnie rozumie...
^*^
Dzień ślubu Joe i Vivienne, oczami Jessici
^*^
- James, skarbie... Wstawaj... - mruknęłam szatynowi do ucha, przygryzając jego płatek. Poczułam jak przechodzi go dreszcz, gdyż przez całą noc mnie do siebie przytulał.
- Muszę...? - musnął moje ramię, a potem szyję.
- Musisz, bo się na ślub spóźnimy... - mruknęłam cicho, zamykając oczy.
- Ale ja wiem, że ty nie chcesz tam iść... - uśmiechnął się cwanie, przesuwając rękę z mojego uda na pośladek, a potem plecy.
- Ja... - głos mi drżał, a w brzuchu szalały motylki.
- Skarbie, ulegasz mi... - mruknął rozbawiony, zjeżdżając na mój dekolt. Po chwili poczułam jak robi mi malinkę między piersiami.
- Ej! - szybko go od siebie odepchnęłam i wstałam. Zaśmiał się cicho i usiadł.
- Za późno... - wyszczerzył się dumnie.
- Będziesz mi ją maskował! - stanęłam nad nim, zakładając ręce na piersi. Objął mnie w pasie i pociągnął na siebie.
- Tobie zawsze... - ponownie musnął moją szyję. - I wszędzie... - wyszczerzył się głupio i zaczął poprawiać swoje dzieło.
- Ekhm... - ktoś odchrząknął, na co zdziwieni spojrzeliśmy na drzwi, w których stała Jennifer. - Mam zostać, czy dalej się połykacie? - zaśmiała się cicho.
- Zostań! - oznajmiłam, gdy James zawołał 'Wyjdź!'. Spiorunowałam go wzrokiem i usiadłam mu na brzuchu.
- Jadę do rodziców Vivienne pomóc jej się przygotować. Jak coś to dzwońcie... - dodała.
- I tylko po to nam przerwałaś? - James założył ręce na piersi, obrażając się jak mały chłopiec.
- Reszta śpi, więc co miałam zrobić? - zaśmiała się cicho. - Powodzenia, Jess! Przyda się! - pomachała mi i zniknęła.
- Co...? - nie zdążyłam dokończyć, gdy poczułam dłonie Jamesa na plecach. Szybko uciekłam i wystawiłam mu język.
- Małpa! - zawołał, gdy zamknęłam się w łazience. Zaśmiałam się na to cicho, po czym wzięłam prysznic i umyłam włosy. Zostało mało czasu...
^*^
Oczami Jennifer
^*^
- Wyglądasz bajecznie! - wyszczerzyłam się, gdy Vivienne była już gotowa.
- Jejku, dziękuję! - pisnęłam, przytulając mnie.
- Nie ma sprawy - zaśmiałam się.
- Dziewuchy, wchodzę! - za drzwiami rozległ się głos Joe.
- Nie ma! - szybko zablokowałam drzwi, podstawiając krzesło.
- No ej! - zajęczał. - Wszyscy czekają!
- Ale Jennifer nie jest jeszcze gotowa! - zaśmiała się blondynka.
- Baby... - Parker, prawdopodobnie, wywrócił oczami i zszedł na dół. A ja się przebrałam. Włosy jak zwykle zostawiłam rozpuszczone, a makijaż zrobiłam w domu.
- Jennifer... - zaczęła cicho Vivi.
- Tak? - spojrzałam na nią.
- Przykro mi z powodu dziadka - spojrzała na mnie smutno. - Wiem, że wiele dla ciebie znaczył.
- To nic... - odwróciłam się do niej plecami. - Jest w lepszym miejscu.
- Nie będziesz tańczyć, jak zgaduję - stanęła obok.
- Wybacz, Vivienne, ale nie dzisiaj - westchnęłam, ponownie na nią patrząc.
- Rozumiem... - kiwnęła lekko głową, po czym przytuliła mnie w geście pocieszenia i obie zeszłyśmy na dół, gdzie czekali rodzice pary młodej oraz Rocky i Nathan, jako delegacja z mojej grupy. Rany, ale to śmiesznie brzmi, zaśmiałam się cicho w duchu.
- Wyglądasz pięknie! - wyszczerzył się Joe, na co Vivienne się zarumieniła i pocałowała go w policzek. Rodzice dali im błogosławieństwo i wszyscy skierowali się do samochodów.
- Jennifer...! - Parker złapał mnie za rękę. - Mamy coś dla ciebie - z uśmiechem spojrzał na przyszłą żonę.
- Niby co? - spojrzałam na nich uważnie, a on rzucił mi jakieś klucze. - Co to jest?
- Klucze do twojego mieszkania - uśmiechnęła się panna młoda.
- Mojego...?! Mojego mieszkania?! - zakrztusiłam się własną śliną.
- Jak już wcześniej ci mówiłem, kupiliśmy dom, a nasze stare mieszkanie stoi puste, więc wyremontowaliśmy je i dajemy tobie - zaśmiał się Joe.
- Ja... - zatkało mnie.
- Oczywiście, masz najpierw się nad tym zastanowić. Nic na siłę - dodała Vivi, na co uśmiechnęłam się wdzięczna i wyszliśmy.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- James, przestań! - syknęłam cicho, gdy szatyn bez przerwy mnie dotykał.
- A dostanę coś w zamian? - wyszczerzył się głupio.
- Tak, porządnego kopniaka w tyłek! - spojrzałam na niego zabójczo.
- Wiesz... - rozbawiony mnie do siebie przyciągnął - ...kopniak może być, byleby był od ciebie.
- Nie wierzę... - spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
- W co? W to, że dam ci się kopnąć? Czy w to, że tak strasznie jestem w tobie zakochany? - wymruczał mi do ucha.
- Oba... - spojrzałam na niego, zagryzając dolną wargę.
- Bo ją w końcu sobie odgryziesz! - zaśmiał się, po czym musnął delikatnie moje usta swoimi.
- Hej, gołąbeczki! - obok nas wyrósł Kendall z mega wyszczerzem.
- A tobie co? - spojrzałam na niego rozbawiona.
- No więc, świeci słońce, śpiewamy dla pary młodej, Carlos czeka na Jennifer, Monic znowu jest z Mattem, a Christine obiecała, że przyjedzie na ślub, bo dostała zaproszenie - wyliczał na palcach rozbawiony.
- Monic znowu z Mattem? - dodałam cicho, po czym westchnęłam ciężko. - A już myślałam, że wszystko będzie po staremu.
- Widocznie nie... - mruknął James.
- Cześć, przepraszam za spóźnienie - obok nas wyrosła Christine. - Coś mi wypadło.
- Chrisie! - rzuciłam jej się na szyję. - Rany, ale się stęskniłam!
- Ej, bo mnie udusisz! - zaśmiała się, a ja ją puściłam. - Piękna sukienka!
- Sam wybierałem! - James wyszczerzył się dumnie i objął mnie ramieniem.
- Tak, jasne... - zaśmiała się cicho.
- Ciężko to przyznać, ale on ma rację - westchnęłam z uśmiechem.
- A ze mną się już nie przywitasz? - odezwał się Kendall rozbawiony.
- Chodź tu, głupku... - zaśmiała się cicho i przytuliła go za szyję.
- Uuu... - rozległo się obok. - No hej! Widzę, że ekipa w komplecie! - zaśmiała się Jennifer.
- Wariatka... - mruknęłam rozbawiona.
- No wreszcie - obok niej wyrósł Carlos. - Gdzie byłaś?
- Coś mnie zatrzymało... - zaśmiała się cicho.
- Proszę, proszę, proszę... Panna 'Cienka w łóżku, cienka we wszystkim...' - Patricia do nas podeszła. - Na pogrzeb idziesz, czy jak?
- Daj jej spokój! - Carlos się uniósł.
- Spokojnie, kochasiu... - zaśmiała się głupio. - Bez dziadziusia na świecie nie jesteś już taka cwana, co?
- Ej! Nie przeginaj! - oburzyłam się, a Jennifer zacisnęła zęby i odwróciła się do nas plecami. W oczach miała łzy.
- A tu co za zbiorowisko? - do towarzystwa dołączył uśmiechnięty Logan.
- Poznajemy się lepiej... - Taylor uśmiechnęła się przesłodzenie, aż mnie zemdliło.
- Tak, tak... Jennifer, wszytko w porządku? - machnął ręką na brunetkę, po czym zmartwiony podszedł do mojej przyjaciółki.
- Tak, zostaw mnie... - odsunęła się i ze spuszczoną głową odeszła. Carlos od razu poszedł za nią.
- Daj sobie z nią spokój! - Patricia przytuliła się do jego ramienia. - Chodź, bo miejsca nie będzie - pociągnęła go do kościoła.
- Jak jej zaraz...! - zacisnęłam ręce w pięści i chciałam za nimi iść.
- Skarbie, spokojnie! - James rozbawiony złapał mnie w pasie.
- Puszczaj! - syknęłam cicho.
- Mowy nie ma! Jeszcze wsadzą cię do więzienia za pobicie! - spojrzał na mnie uważnie. Prychnęłam pod nosem i obrażona założyłam ręce na piersi. Ceremonia niedługo potem się zaczęła, a ja się jakoś przez ten czas uspokoiłam.
^*^
Kilka godzin później
^*^
- Mówiłem ci już, że pięknie wyglądasz? - mruknął mi James do ucha.
- Tak, setki razy - wywróciłam rozbawiona oczami. Impreza trwała w najlepsze. Wszyscy się świetnie bawili. No może oprócz Jennifer, jej rodziców i siostry, którzy cały czas siedzieli i nie tańczyli. Znaczy Marie tańczyła, bo żałobę miała równy miesiąc, czyli tak jak się po dziadku trzyma. Tylko dziwiła mnie Jennifer... Nie odzywała się do nikogo, a gdy Patricia jej dogadywała, nawet nie miała zamiaru jej się odgryźć.
- Dokąd Jennifer idzie? - zagadnęła Christine, patrząc jak wyżej wymieniona, kieruje się do ogrodu. Bez słowa wstałam i za nią poszłam.
- Jennifer, wszystko gra? - dogoniłam ją.
- Tak, a czemu pytasz? - zatrzymała się przy jakiejś płycie.
- Martwię się, co ty robisz...? - spojrzałam na nią uważnie.
- Znajdź w labiryncie fontannę ukrytą. Wrzuć doń monetę i wypowiedz życzenie, a wnet spełni się Twe najskrytsze marzenie... - przeczytała, po czym spojrzała na furtkę, a potem na mnie. - To jest odpowiedź na moje pytania.
- Ale, Jennifer...! - nim dokończyłam, wbiegła do labiryntu. Przeklęłam pod nosem i ruszyłam za nią. Po kilku minutach byłyśmy pod wielką bramą, za którą była podświetlona fontanna.
- To tutaj... - mruknęła pod nosem i otworzyła bramę, po czym weszła do środka.
- Jennifer, wracaj tu! - syknęłam, ale mnie nie słuchała. Po prostu wrzuciła do wody monetę i odetchnęła głęboko.
- Chcę, aby to, co czuję do Logana zniknęło... - gdy to powiedziała, poczułam, jak serce mi staje. - Nie chcę go kochać. Ta miłość cholernie boli, dlatego proszę, aby zniknęła... - w oczach stanęły jej łzy. - Chcę o wszystkim zapomnieć. O tym, co nas łączyło... Proszę...
- Jennifer, co ty robisz?! Nie wygłupiaj się i wracaj ze mną na salę! - chciałam do niej podejść, ale ktoś położył mi rękę na ramieniu. I jak się okazało, był to ogrodnik. Nagle fontanna rozbłysła się tak jaskrawym światłem, że musiałam zasłonić oczy. Gdy już wszystko się uspokoiło, zauważyłam, jak Jennifer leży na ziemi.
- Jen! - podbiegłam do niej przestraszona.
- Spokojnie, nic jej nie jest. Jest tylko oszołomiona - ogrodnik do mnie podszedł.
- Co to za miejsce? I co to było za światło? - zdziwiłam się.
- To zwykła fontanna, a ludzie wierzą, że spełnia życzenia - westchnął ciężko. - A światło pochodziło od zepsutego reflektora. Nie mów swojej przyjaciółce, że jej prośba się nie spełniła. Niech wierzy, że się udało. Na pewno będzie szczęśliwsza niż z tym chłopakiem - dodał i się oddalił, a ja potrzepałam głową. Gdy Jen się obudziła obie wróciłyśmy na salę. Miałam tylko nadzieję, że nic złego nie zacznie się z nią dziać...
^*^
Niedziela, godzina 15.00
Oczami Logana
^*^
- Cieszę się, że spędziliśmy to wesele razem - Patricia wzięła mnie za rękę.
- Szczerze, to ja trochę też - uśmiechnąłem się lekko.
- Wiesz... - zagryzła dolną wargę. - Chyba się w tobie zakochałam...
Zdziwiłem się lekko. W końcu znamy się krótko. Nim cokolwiek powiedziałem, poczułem jej wargi na swoich. Nie całowała tak jak Jennifer... Nie potrafiła robić tego w nieskończoność, gdy miała humor. A co najważniejsze nie robiła tego, ze względu na mnie. Jennifer jest o 360 stopni inna niż Pat.
Sam nawet nie zauważyłem, kiedy odwzajemniłem ten jakże, według brunetki, gorący pocałunek. Poczułem, że jej dłoń zaczęła wędrować tam, gdzie nie powinna. Nagle do środka weszła Jennifer, a ja odskoczyłem od niej jak oparzony, spadając przy okazji z łóżka na podłogę.
- O hej... - uśmiechnęła się szeroko. - Nie przeszkadzajcie sobie, zabiorę tylko swoje rzeczy - dodała i w mgnieniu oka się spakowała.
- Wyprowadzasz się...? - wydusiłem wreszcie.
- No tak. Nie jesteśmy już razem... - gdy to usłyszałem, poczułem jak serce mi staje. - Nie będę siedzieć wam na głowie. Zresztą mam lepsze rzeczy do roboty niż patrzenie jak się nawzajem połykacie... - wzruszyła ramionami. - Narazie... - pomachała mi ręką, po czym zniknęła za drzwiami.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Na pewno chcesz się wyprowadzić? - smutna podeszłam do Jen, gdy zeszła na dół.
- Tak, chcę sobie poukładać wszystko i na spokojnie przemyśleć - westchnęła. - Zresztą nie mam ochoty patrzeć jak Logan i Patricia się obściskują - wzdrygnęła się.
- Będziesz mieszkać u rodziców? - zagadnęłam.
- Nie... - spojrzała na mnie. - I nie pytaj, gdzie, bo i tak ci nie powiem. Jest za wcześnie.
- Jennifer, zastanów się nad tym, proszę... - oczy mi się zaszkliły, na co ciężko westchnęła.
- Ten rozdział w życiu uważam za zamknięty. Nie chcę wracać do tego, co było kiedyś. Zresztą teraz przynajmniej czuję, że nic i nikt nie stanie mi na drodze do sukcesu... - uśmiechnęła się szeroko.
- Masz mi zaraz powiedzieć, gdyby coś się działo - mocno ją przytuliłam.
- Obiecuję... - dodała cicho, po czym się pożegnałyśmy i odjechała taksówką. Po policzkach spłynęły mi łzy.
- Będzie dobrze... Nie martw się... - James przytulił mnie od tyłu, kładąc mi głowę na ramieniu. Bez słowa się w niego wtuliłam.
~*~
No i jest.! xd
Mam nadzieję, że się podobało ;>
Trochę przesadziłam z Jamesem i Jessicą, co nie ? Jak myślicie ?
Subskrybuj:
Posty (Atom)