~*~
- Dziewczyny, wychodzę! - Jennifer zbiegła na dół.
- Gdzie idziesz? Jest piątek - zdziwiła się Christine.
- Umówiłam się z Sam, do zobaczenia wieczorem! - pomachała nam i tyle ją widziałyśmy. Głośno westchnęłam i wróciłyśmy do oglądania.
Zresztą zachowanie Jennifer jest takie od tygodnia. Po zajęciach siedzi do nocy i się uczy, a w weekendy praktycznie nie ma jej w domu. Dobre chociaż to, że stosuje się do zaleceń Mark'a odnośnie jej ręki. Ja już nie wiem, co my z tą dziewczyną mamy zrobić. W ogóle z nami nie rozmawia, ciągle jest zajęta. Ostatnio nawet Logan nam się skarżył, że się do niego nie odzywa. No zwariować można!
- Kto to jest ta Sam? - spytała nagle Chrisie.
- A żebym ja to wiedziała... - mruknęłam pod nosem, próbując dodzwonić się do Jamesa. Ten głupek się na mnie obraził i nie odbiera moich telefonów. A żeby go...! Urgh...! Czemu to zawsze ja mam pod górkę, a nie na przykład Monic?!
- Dziewczyny, wychodzę! - panna Blue zeszła na dół.
- Ty też? - zdziwiła się blondynka.
- Tak, Matt załatwił mi sesję zdjęciową - uśmiechnęła się.
- To wspaniale! - ucieszyłam się.
- Wiem, tylko mam straszną tremę - zaśmiała się nerwowo. - Widzimy się wieczorem. Pa!
- Pa... - powiedziałyśmy razem, gdy zniknęła nam z oczu. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ooo, to do mnie! - ucieszyła się Chrisie i pobiegła otworzyć. Zaciekawiona stanęłam w przejściu do przedpokoju i oparłam się o framugę.
- Hej, przepraszam za spóźnienie - uśmiechnął się Andree. Więc to dlatego tak się odstrzeliła!
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się blondynka.
- A właśnie - Harris spojrzał w moją stronę. - Jessica, mam do ciebie prośbę.
- O co chodzi? - zdziwiłam się.
- Za godzinę zaczyna się akcja charytatywna i ja miałem ją prowadzić. Zastąpisz mnie dzisiaj? Proszę - zrobił minę szczeniaczka.
- Jasne! - ucieszyłam się. - I tak mi się nudzi!
- Dzięki! Jesteś super! - cmoknął mnie w policzek.
- To widzimy się wieczorem! Pa! - Christine mi pomachała i oboje wyszli.
- Pięknie - westchnęłam, wyłączając telewizor. - Fox, ale ty mnie nie zostawisz? - zwróciłam się do pieska, stojącego na schodach. Podbiegł do mnie i zaczął skakać mi na kolana. Zaśmiałam się tylko i poszłam na górę, aby się przebrać. Po jakichś dziesięciu minutach byłam gotowa. Założyłam Fox'owi smycz i ruszyłam na tę akcję charytatywną.
Czemu ja nigdy nie potrafię komuś odmówić? Zwłaszcza jeśli chodzi o pomaganie innym... Odkąd chodzę na studia, brałam udział już chyba w ponad stu akcjach charytatywnych i to w ciągu dwóch tygodni! Sama się sobie dziwię, że przez ten czas zdążyłam zaliczyć wszystkie kartkówki i większość sprawdzianów. Gorzej z projektami, ale jak mus to mus. Eh... Myślałam, że te studia będą lepsze, a tu takie rozczarowanie. Nic, kompletnie nic nie jest mówione o pomaganiu innym. Jedynie kilka akcji jest organizowanych przez szkołę, w których wszyscy muszą brać udział. Tak się zastanawiam, czy się czasem nie wypisać z tej uczelni i działać na własną rękę. W końcu o wolontariacie wiem całkiem sporo. Ja już chyba wariuję, skoro tak myślę!
Po jakichś dwudziestu minutach byłam na miejscu. Do rozpoczęcia akcji było jeszcze pół godziny, więc mogłam się nieco rozeznać, o co chodzi. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nic nie było przygotowane! Ludzie siedzieli w jednym miejscu i nie myśleli się ruszyć! Co to za wolontariusze, do cholery?!
Podeszłam do nich lekko zdenerwowana, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. W końcu oczekiwali Andree, co nie?
- Czemu tu siedzicie? - spytałam, biorąc Fox'a na ręce.
- Czekamy na Andree - powiedziała obojętnie jakaś dziewczyna.
- Andree nie przyjdzie. Dzisiaj ja go zastępuję - powiedziałam.
- Ty? A co ty wiesz o wolontariacie? - prychnął jakiś chłopak.
- Do twojej wiadomości, bardzo dużo! - warknęłam. - A teraz rusz tyłek i weź się za przygotowania, bo ta akcja nie będzie miała sensu jeśli nic nie zrobimy!
Widocznie się zdziwił, bo nie wiedział, co mi odpowiedzieć.
- Cześć, przepraszam za... O rany, ty jesteś Jessica Olson! - obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Ta Jessica Olson?! - reszta wybałuszyła na mnie oczy.
- Dobra, słuchajcie! Może moje towarzystwo wam nie odpowiada, ale ta akcja musi się odbyć, więc jeśli chcecie iść do domu, proszę bardzo, ja was nie zatrzymuję! - powiedziałam hardo, patrząc na wszystkich po kolei.
- Ja zostaję. W końcu tu chodzi o pomaganie innym! - uśmiechnęła się brunetka, która dopiero, co przyszła.
- Skoro Alex się zgadza to ja też - uśmiechnęła się jakaś blondynka i stanęła obok mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy powoli reszta się zgadzała.
- A ten psiak nam nie będzie przeszkadzał? - zmartwiła się Alex.
- To jest Fox. Będzie nam pomagał, a nie przeszkadzał - puściłam jej oczko. - No, ludzie! Do roboty!
Mi przypadło nadzorowanie wszystkiego. Dostałam nawet listę z wszystkim, co miało być licytowane i rozdawane ubogim. Czułam się fantastycznie. Chyba dlatego, że byłam w swoim żywiole.
- Jessica, gdzie zanieść te kartony? - chłopcy do mnie podeszli cali obładowani.
- Postawcie je gdzieś z tyłu. Jedzenie będziemy rozdawać na końcu. A i żeby nie stały centralnie na ziemi! - zawołałam za nimi, gdy już odeszli.
- Ja i Alex poskładałyśmy wszystkie ubrania i rozłożyłyśmy rzeczy na licytację - Miley pojawiła się obok.
- Dobrze. Sprawdź jeszcze, czy wszystko jest w dobrym stanie - kiwnęła tylko głową i odeszła. - Widział ktoś Fox'a?!
Piesek wesoło za mną zaszczekał, a ja z uśmiechem się odwróciłam.
- Zanieś to Lucy, dobrze? - włożyłam mu w pyszczek kartkę, a on posłusznie zaniósł ją do właściwej osoby. Rozejrzałam się zadowolona i odetchnęłam głęboko, gdy pierwsi ludzie zaczęli się schodzić. Rola licytatora przypadła mi. Udało zebrać się sporo pieniędzy, a to wszystko dzięki temu, że Fox podawał ludziom ich wylicytowane rzeczy. Zdziwiłam się, gdy niektórzy robili zdjęcia. No, ale się tym nie przejmowałam. W końcu miałam na głowie inne sprawy. Pod koniec jeden z chłopaków mnie zmienił, a ja poszłam sprawdzić jak reszta radzi sobie z rozdawaniem jedzenia.
- I jak wam idzie? - spytałam.
- Świetnie! Wszystko jest zapakowane, a większość już rozdana. Za jakąś godzinę nie powinno nic zostać - uśmiechnęła się Lucy.
- To ja wam nie przeszkadzam - zaśmiałam się i wróciłam do Fox'a, aby pomóc jemu i dziewczynom w rozdawaniu licytowanych rzeczy. Gdzieś tak koło szóstej wieczorem akcja się skończyła. Pochwaliłam wszystkich i wróciłam z Fox'em do domu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia, bo cały dzień chodziłam głodna. Gdy myłam talerz, z przyzwyczajenia spojrzałam w okno i zobaczyłam Monic i Matta przed drzwiami.
- No proszę... - zaśmiałam się pod nosem i uważnie im się przyjrzałam. Dobrze, że okno było uchylone, bo przynajmniej mogłam słyszeć, o czym mówią.
- Jeszcze raz dziękuję za tę sesję. Było super! - uśmiechnęła się Blue.
- Nie ma sprawy - wyszczerzył się. - Byłem w szoku, gdy spoliczkowałaś fotografa.
- Zasłużył sobie! - zaśmiała się. - Nie będzie mnie obrażał! Zresztą sam mówiłeś, że moje zdjęcia były lepsze.
- Fajnie się z tobą bawiłem. Może to kiedyś powtórzymy? - uśmiechnął się.
- Z chęcią - odwzajemniła gest. - A i dzięki za odprowadzenie.
- Nie dziękuj. Miałbym cię na sumieniu, gdyby coś ci się stało - zaśmiał się. - To widzimy się niedługo, tak?
- Tak. Do zobaczenia - cmoknęła go w policzek i weszła do środka. Natychmiast poleciałam do przedpokoju.
- Czeeeść, Monic - wyszczerzyłam się, zakładając ręce na piersi i pochylając się w jej stronę.
- Jessica? Cz... Cześć - zdziwiła się.
- Ładnie to tak, flirtować pod drzwiami? - uśmiechnęłam się szatańsko.
- Co? - zarumieniła się.
- Daj spokój. Widziałam was przez okno - znacząco poruszyłam brwiami. - To jak tam sesja ci minęła, co?
- Wiesz, coś się źle czuję. Lepiej się położę - zaśmiała się nerwowo i pobiegła na górę.
- Hej! - krzyknęłam za nią oburzona.
- Fajnie było! - odkrzyknęła i zamknęła się u siebie.
- Małpa... - mruknęłam, idąc do kuchni, gdzie na podłodze siedział zdziwiony Fox. - Widzisz, piesku? Nawet mi nic nie powie.
- Jessica, masz coś z głową, że z psem gadasz? - usłyszałam rozbawiony głos Jen.
- No wiesz? - oburzyłam się. - Przynajmniej on mnie słucha, a nie tak jak Monic.
- A co? Wróciła już? - zaciekawiła się, siadając przy blacie.
- Przed chwilą - mruknęłam, wyciągając butelkę wody z lodówki.
- Sądziłam, że będzie później, skoro widziałam ją z Mattem w parku - zamyśliła się.
- Flirtowali ze sobą przed drzwiami - zachichotałam, opierając się o szafkę.
- No proszę, jaka cwana - wyszczerzyła się Jen. - Zupełnie jak Christine.
- A co ty od niej chcesz? - zdziwiłam się.
- Była z Andree na lodach, a potem się całowali - uśmiechnęła się szatańsko. Zakrztusiłam się wodą.
- To gdzieś ty łaziła, że ich widziałaś? - spytałam, gdy już się uspokoiłam.
- Byłam na spacerze z rodzicami i Sam - wzruszyła ramionami, gdy podałam jej szklankę soku.
- A właśnie. Sorry, że pytam, ale kto to ta cała Sam? - spojrzałam na nią uważnie.
- Jest psychologiem - uśmiechnęła się. - Pomaga mi z tatą. Wiesz, że ostatnio nasze relacje znacznie się poprawiły?
- Naprawdę? To fantastycznie! - ucieszyłam się.
- Nie mów nikomu, ale wiem, dlaczego tata taki był - powiedziała cicho.
- Nie pisnę ani słowa - złożyłam harcerską przysięgę i usiadłam naprzeciwko niej.
- Ojciec mojego taty, czyli mój dziadek... - zaczęła, gapiąc się w szklankę.
- Chwila, ale rodzice twojego taty zginęli w katastrofie lotniczej - zauważyłam.
- Zgadza się - mruknęła.
- Więc, o co chodzi z twoim dziadkiem? - zdziwiłam się.
- Wiesz, że mój dziadek był wojskowym, nie? - spojrzała na mnie uważnie, a ja kiwnęłam tylko głową. - Gdy mój tata był małym chłopcem, dziadek stosował wobec niego kary, które były w wojsku za nieposłuszeństwo.
- Nadal nie rozumiem. Skoro twój dziadek taki był to czemu twoja babcia nic nie zrobiła? - zdziwiłam się, a ona prychnęła pod nosem.
- A myślisz, że ona była lepsza. Całe dzieciństwo mój tata był bity i poniżany. Według Sam to podziałało na jego osobowość, dlatego taki był - dodała cicho.
- Więc twój tata był taki dla ciebie, bo jego ojciec był taki dla niego - powiedziałam cicho.
- Dokładnie... - mruknęła. - Tata był na indywidualnej rozmowie z Sam i wszystko jej powiedział, a ona przekazała to mi.
- Czyli co? - spytałam ostrożnie
- Że mnie bardzo kocha... - oczy jej się ze szczęścia zaszkliły, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. - Mówił, że jestem wspaniałą córką, że zawsze był ze mnie dumny, że wiedział o tym, iż kocham taniec...
- Jennifer... - wzruszyłam się.
- Chciał mnie pochwalić nawet za głupi rysunek w przedszkolu, ale nie potrafił, a to wszystko przez jego rodziców - uśmiechnęła się lekko. - Jessica, rozumiesz? Jestem jego oczkiem w głowie. Ja i mama jesteśmy dla niego najważniejsze.
- Mała, przecież to było pewne - podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Wtedy nie chciał mnie uderzyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby to zrobić... - odwzajemniła uścisk.
- Więc dlaczego to zrobił? - spytałam niepewnie.
- Rodzice mu kazali. Od małego wpajali mu, że gdy dziecko jest nieposłuszne, trzeba je uderzyć - mruknęła.
- Rozumiem... - szepnęłam. Przytulałyśmy się jeszcze przez chwilę, a potem zrobiłyśmy sobie popcorn i usiadłyśmy przed telewizorem. Leciała jakaś komedia, przy której ze śmiechu się popłakałyśmy. Później Mo do nas dołączyła, a gdzieś tak o w pół do ósmej do domu wróciła Christine. Rozmarzona opadła na fotel.
- A tobie co? - zaśmiałam się.
- Chyba się zakochałam - westchnęła z uśmiechem.
- Nie chyba, tylko tak. Czy Andree dobrze całuje? - Jen znacząco poruszyła brwiami.
- A skąd ty... ? - zdziwiła się Chrisie, jednocześnie rumieniąc.
- Widziałam was - zaśmiała się Jennifer.
- Nie martw się. Mo jest nie lepsza. Pod drzwiami z Mattem flirtowała - zachichotałam, patrząc znacząco na naszą przyjaciółkę.
- A weź się! - rzuciła mnie poduszką.
- No co? Mówię prawdę! - zaśmiałam się.
- Ej, skoro jest piątek to może pójdziemy do jakiegoś klubu się zabawić, co? - Jen się podniosła, bo wcześniej leżała.
- No możemy - wzruszyłam ramionami.
- Czyli rozumiem, że babski wieczór? - wyszczerzyła się Mo.
- Tak, flirciaro - zaśmiała się Jennifer, a zaraz potem oberwała poduszką.
- To idziemy się przygotować i za pół godziny na dole, okay? - spojrzałam na dziewczyny. Kiwnęły głowami i poszłyśmy na górę. Zadzwoniłam jeszcze do rodziców, żeby wpadli po Fox'a. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. W mgnieniu oka się przebrałam i gotowa zeszłam na dół. Akurat przyjechali rodzice.
- Widzę, że się gdzieś wybieracie - zaśmiał się mój tata, gdy Jennifer zeszła na dół.
- Ooo, dobry wieczór - uśmiechnęła się i przywitała.
- Jennifer, skarbie, słyszałam o twoim tacie - uśmiechnęła się niepewnie mama.
- Jestem z niego dumna - wyszczerzyła się Jen.
- To dobrze, słońce - dodała moja rodzicielka. Pogadaliśmy chwilę i pojechali, a na dół zeszły Mo i Christine. Zadowolone i w dobrych humorach opuściłyśmy dom. Była piękna pogoda, więc pieszo ruszyłyśmy do najbliższego klubu. Impreza trwała już w najlepsze. Od razu poszłyśmy na parkiet. Przetańczyłyśmy kilka piosenek i zmęczone usiadłyśmy z drinkami przy wolnym stoliku.
- Fajnie, że jesteśmy tak w czwórkę - wyszczerzyła się Mo.
- Żadnych chłopców, żadnych problemów, a co najważniejsze jest dobra zabawa! - zaśmiała się Jen i stuknęłyśmy się kieliszkami.
- Tak bez nich jakoś dziwnie, nie? - spojrzałam na nie.
- Bez chłopaków, czy bez problemów? - zaśmiała się Christine.
- Bez chłopaków - wyszczerzyłam się.
- Ja tam nie narzekam - Jen z uśmiechem wzruszyła ramionami. - Przynajmniej Logan nie truje mi tyłka.
- W sensie? - zdziwiła się Mo.
- W wolnych kawałkach mogę sobie odpocząć - puściła nam oczko, a zaraz potem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Szczerze, to bez Jamesa moje nogi wreszcie mają wakacje - zachichotałam.
- A widzisz? Same plusy, gdy ich nie ma - wyszczerzyła się Jen. W klubie byłyśmy do drugiej. Bawiłyśmy się świetnie i w iście szampańskich humorach ruszyłyśmy do domu. Oczywiście szłyśmy środkiem chodnika.
- Jennifer, uspokój się, bo obudzisz całą dzielnicę! - skarciłam ją, gdy zaczęła śpiewać jedną z piosenek chłopaków.
- Oj, daj mi spokój - zaśmiała się. - Wskakuj!
Zaczęłam się śmiać, a po chwili wskoczyłam jej na barana.
- Dziewczyny, jesteście chore! - śmiała się Monic, gdy włączyłam piosenkę.
- Here I am, once again! Feeling lost but now and then! I breath in it to let it go! - zaczęłyśmy śpiewać. Całkiem dobrze nam to wychodziło. Mo i Christine wzruszyły ramionami i do nas dołączyły.
- And you don't know where you are now! With what it will come to it only somebody could hear! - zaśpiewały, tańcząc.
- Dajesz Jen! - zaśmiałam się, zeskakując na chodnik.
- When you figure out how! You're lost in the moment you disappear! - zaśpiewała.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - zaśpiewałam, tańcząc razem dziewczynami.
- Reaching high! Feeling low! I'm holding on but letting go! I like to shine! I'll shine for you! - wyszczerzyła się Christine, przytulając się z Monic i idąc tanecznym krokiem do domu.
- And it's time to show the world how it's a little bit closer as long as I'm ready to go! All we have is right now! As long as you feel it inside you know! - nie wiedziałam, że Mo tak świetnie śpiewa.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - ze śpiewem na ustach weszłyśmy na teren domu i zaczęłyśmy tańczyć. Boże, co za wariatki!
- Everyone can tell you how it's all been said and done! That harder times will change your mind and make you wanna run! But you want it! And you need it! Like you need to breath the air! If they doubt you! Just believe it! That's enough to get you there! - śpiewała Jen, otwierając drzwi. Znowu zaczęła kręcić tyłkiem na wszystkie strony, a nam się śmiać zachciało.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - śpiewając razem, tanecznym krokiem weszłyśmy do domu i zamknęłyśmy drzwi. Wybuchnęłyśmy śmiechem i walnęłyśmy się w salonie. Za nic nie chciało nam się spać, więc włączyłyśmy jakiś horror. Z popcornem w rękach zaczęłyśmy oglądać.
- Nie otwieraj tej szafy... - odezwała się Jen, gdy bohaterka filmu chciała to zrobić. No i zrobiła, a z szafy wyskoczył upiór. Wrzasnęłyśmy przerażone.
- Dziewczyny... - usłyszałyśmy i ze strachu ponownie krzyknęłyśmy, a popcorn rozsypał się po całym salonie. Nagle światło się zapaliło i zobaczyłyśmy zdziwionego ochroniarza.
- To tylko Louis - odetchnęłam z ulgą, próbując opanować walenie serca.
- Aaa! - krzyknęła nagle Jen i jak oparzona wstała z fotela.
- Spokojnie, to tylko Jerry - odezwała się Monic, wskazując na drugiego ochroniarza.
- Co wam odbiło, że o tej godzinie oglądacie horror? - Max założył ręce na piersi.
- Spać nam się nie chciało - Christine złapała się za serce, gdy David zszedł na dół.
- Lepiej się połóżcie - dodał Louis, a my posprzątałyśmy popcorn i pobiegłyśmy na górę. Zmyłam makijaż, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zasnęłam.
~*~
Z rozdziału na rozdział coraz gorzej ... -,-
Jak mi wena wróci to obiecuję, że się poprawię. A na razie musicie jakoś wytrzymać te katastrofy ... -,-
- Gdzie idziesz? Jest piątek - zdziwiła się Christine.
- Umówiłam się z Sam, do zobaczenia wieczorem! - pomachała nam i tyle ją widziałyśmy. Głośno westchnęłam i wróciłyśmy do oglądania.
Zresztą zachowanie Jennifer jest takie od tygodnia. Po zajęciach siedzi do nocy i się uczy, a w weekendy praktycznie nie ma jej w domu. Dobre chociaż to, że stosuje się do zaleceń Mark'a odnośnie jej ręki. Ja już nie wiem, co my z tą dziewczyną mamy zrobić. W ogóle z nami nie rozmawia, ciągle jest zajęta. Ostatnio nawet Logan nam się skarżył, że się do niego nie odzywa. No zwariować można!
- Kto to jest ta Sam? - spytała nagle Chrisie.
- A żebym ja to wiedziała... - mruknęłam pod nosem, próbując dodzwonić się do Jamesa. Ten głupek się na mnie obraził i nie odbiera moich telefonów. A żeby go...! Urgh...! Czemu to zawsze ja mam pod górkę, a nie na przykład Monic?!
- Dziewczyny, wychodzę! - panna Blue zeszła na dół.
- Ty też? - zdziwiła się blondynka.
- Tak, Matt załatwił mi sesję zdjęciową - uśmiechnęła się.
- To wspaniale! - ucieszyłam się.
- Wiem, tylko mam straszną tremę - zaśmiała się nerwowo. - Widzimy się wieczorem. Pa!
- Pa... - powiedziałyśmy razem, gdy zniknęła nam z oczu. Po chwili ktoś zadzwonił do drzwi.
- Ooo, to do mnie! - ucieszyła się Chrisie i pobiegła otworzyć. Zaciekawiona stanęłam w przejściu do przedpokoju i oparłam się o framugę.
- Hej, przepraszam za spóźnienie - uśmiechnął się Andree. Więc to dlatego tak się odstrzeliła!
- Nie szkodzi - uśmiechnęła się blondynka.
- A właśnie - Harris spojrzał w moją stronę. - Jessica, mam do ciebie prośbę.
- O co chodzi? - zdziwiłam się.
- Za godzinę zaczyna się akcja charytatywna i ja miałem ją prowadzić. Zastąpisz mnie dzisiaj? Proszę - zrobił minę szczeniaczka.
- Jasne! - ucieszyłam się. - I tak mi się nudzi!
- Dzięki! Jesteś super! - cmoknął mnie w policzek.
- To widzimy się wieczorem! Pa! - Christine mi pomachała i oboje wyszli.
- Pięknie - westchnęłam, wyłączając telewizor. - Fox, ale ty mnie nie zostawisz? - zwróciłam się do pieska, stojącego na schodach. Podbiegł do mnie i zaczął skakać mi na kolana. Zaśmiałam się tylko i poszłam na górę, aby się przebrać. Po jakichś dziesięciu minutach byłam gotowa. Założyłam Fox'owi smycz i ruszyłam na tę akcję charytatywną.
Czemu ja nigdy nie potrafię komuś odmówić? Zwłaszcza jeśli chodzi o pomaganie innym... Odkąd chodzę na studia, brałam udział już chyba w ponad stu akcjach charytatywnych i to w ciągu dwóch tygodni! Sama się sobie dziwię, że przez ten czas zdążyłam zaliczyć wszystkie kartkówki i większość sprawdzianów. Gorzej z projektami, ale jak mus to mus. Eh... Myślałam, że te studia będą lepsze, a tu takie rozczarowanie. Nic, kompletnie nic nie jest mówione o pomaganiu innym. Jedynie kilka akcji jest organizowanych przez szkołę, w których wszyscy muszą brać udział. Tak się zastanawiam, czy się czasem nie wypisać z tej uczelni i działać na własną rękę. W końcu o wolontariacie wiem całkiem sporo. Ja już chyba wariuję, skoro tak myślę!
Po jakichś dwudziestu minutach byłam na miejscu. Do rozpoczęcia akcji było jeszcze pół godziny, więc mogłam się nieco rozeznać, o co chodzi. Najlepsze z tego wszystkiego jest to, że nic nie było przygotowane! Ludzie siedzieli w jednym miejscu i nie myśleli się ruszyć! Co to za wolontariusze, do cholery?!
Podeszłam do nich lekko zdenerwowana, a oni spojrzeli na mnie zdziwieni. W końcu oczekiwali Andree, co nie?
- Czemu tu siedzicie? - spytałam, biorąc Fox'a na ręce.
- Czekamy na Andree - powiedziała obojętnie jakaś dziewczyna.
- Andree nie przyjdzie. Dzisiaj ja go zastępuję - powiedziałam.
- Ty? A co ty wiesz o wolontariacie? - prychnął jakiś chłopak.
- Do twojej wiadomości, bardzo dużo! - warknęłam. - A teraz rusz tyłek i weź się za przygotowania, bo ta akcja nie będzie miała sensu jeśli nic nie zrobimy!
Widocznie się zdziwił, bo nie wiedział, co mi odpowiedzieć.
- Cześć, przepraszam za... O rany, ty jesteś Jessica Olson! - obok mnie pojawiła się jakaś dziewczyna.
- Ta Jessica Olson?! - reszta wybałuszyła na mnie oczy.
- Dobra, słuchajcie! Może moje towarzystwo wam nie odpowiada, ale ta akcja musi się odbyć, więc jeśli chcecie iść do domu, proszę bardzo, ja was nie zatrzymuję! - powiedziałam hardo, patrząc na wszystkich po kolei.
- Ja zostaję. W końcu tu chodzi o pomaganie innym! - uśmiechnęła się brunetka, która dopiero, co przyszła.
- Skoro Alex się zgadza to ja też - uśmiechnęła się jakaś blondynka i stanęła obok mnie. Zrobiło mi się cieplej na sercu, gdy powoli reszta się zgadzała.
- A ten psiak nam nie będzie przeszkadzał? - zmartwiła się Alex.
- To jest Fox. Będzie nam pomagał, a nie przeszkadzał - puściłam jej oczko. - No, ludzie! Do roboty!
Mi przypadło nadzorowanie wszystkiego. Dostałam nawet listę z wszystkim, co miało być licytowane i rozdawane ubogim. Czułam się fantastycznie. Chyba dlatego, że byłam w swoim żywiole.
- Jessica, gdzie zanieść te kartony? - chłopcy do mnie podeszli cali obładowani.
- Postawcie je gdzieś z tyłu. Jedzenie będziemy rozdawać na końcu. A i żeby nie stały centralnie na ziemi! - zawołałam za nimi, gdy już odeszli.
- Ja i Alex poskładałyśmy wszystkie ubrania i rozłożyłyśmy rzeczy na licytację - Miley pojawiła się obok.
- Dobrze. Sprawdź jeszcze, czy wszystko jest w dobrym stanie - kiwnęła tylko głową i odeszła. - Widział ktoś Fox'a?!
Piesek wesoło za mną zaszczekał, a ja z uśmiechem się odwróciłam.
- Zanieś to Lucy, dobrze? - włożyłam mu w pyszczek kartkę, a on posłusznie zaniósł ją do właściwej osoby. Rozejrzałam się zadowolona i odetchnęłam głęboko, gdy pierwsi ludzie zaczęli się schodzić. Rola licytatora przypadła mi. Udało zebrać się sporo pieniędzy, a to wszystko dzięki temu, że Fox podawał ludziom ich wylicytowane rzeczy. Zdziwiłam się, gdy niektórzy robili zdjęcia. No, ale się tym nie przejmowałam. W końcu miałam na głowie inne sprawy. Pod koniec jeden z chłopaków mnie zmienił, a ja poszłam sprawdzić jak reszta radzi sobie z rozdawaniem jedzenia.
- I jak wam idzie? - spytałam.
- Świetnie! Wszystko jest zapakowane, a większość już rozdana. Za jakąś godzinę nie powinno nic zostać - uśmiechnęła się Lucy.
- To ja wam nie przeszkadzam - zaśmiałam się i wróciłam do Fox'a, aby pomóc jemu i dziewczynom w rozdawaniu licytowanych rzeczy. Gdzieś tak koło szóstej wieczorem akcja się skończyła. Pochwaliłam wszystkich i wróciłam z Fox'em do domu. Zrobiłam sobie coś do jedzenia, bo cały dzień chodziłam głodna. Gdy myłam talerz, z przyzwyczajenia spojrzałam w okno i zobaczyłam Monic i Matta przed drzwiami.
- No proszę... - zaśmiałam się pod nosem i uważnie im się przyjrzałam. Dobrze, że okno było uchylone, bo przynajmniej mogłam słyszeć, o czym mówią.
- Jeszcze raz dziękuję za tę sesję. Było super! - uśmiechnęła się Blue.
- Nie ma sprawy - wyszczerzył się. - Byłem w szoku, gdy spoliczkowałaś fotografa.
- Zasłużył sobie! - zaśmiała się. - Nie będzie mnie obrażał! Zresztą sam mówiłeś, że moje zdjęcia były lepsze.
- Fajnie się z tobą bawiłem. Może to kiedyś powtórzymy? - uśmiechnął się.
- Z chęcią - odwzajemniła gest. - A i dzięki za odprowadzenie.
- Nie dziękuj. Miałbym cię na sumieniu, gdyby coś ci się stało - zaśmiał się. - To widzimy się niedługo, tak?
- Tak. Do zobaczenia - cmoknęła go w policzek i weszła do środka. Natychmiast poleciałam do przedpokoju.
- Czeeeść, Monic - wyszczerzyłam się, zakładając ręce na piersi i pochylając się w jej stronę.
- Jessica? Cz... Cześć - zdziwiła się.
- Ładnie to tak, flirtować pod drzwiami? - uśmiechnęłam się szatańsko.
- Co? - zarumieniła się.
- Daj spokój. Widziałam was przez okno - znacząco poruszyłam brwiami. - To jak tam sesja ci minęła, co?
- Wiesz, coś się źle czuję. Lepiej się położę - zaśmiała się nerwowo i pobiegła na górę.
- Hej! - krzyknęłam za nią oburzona.
- Fajnie było! - odkrzyknęła i zamknęła się u siebie.
- Małpa... - mruknęłam, idąc do kuchni, gdzie na podłodze siedział zdziwiony Fox. - Widzisz, piesku? Nawet mi nic nie powie.
- Jessica, masz coś z głową, że z psem gadasz? - usłyszałam rozbawiony głos Jen.
- No wiesz? - oburzyłam się. - Przynajmniej on mnie słucha, a nie tak jak Monic.
- A co? Wróciła już? - zaciekawiła się, siadając przy blacie.
- Przed chwilą - mruknęłam, wyciągając butelkę wody z lodówki.
- Sądziłam, że będzie później, skoro widziałam ją z Mattem w parku - zamyśliła się.
- Flirtowali ze sobą przed drzwiami - zachichotałam, opierając się o szafkę.
- No proszę, jaka cwana - wyszczerzyła się Jen. - Zupełnie jak Christine.
- A co ty od niej chcesz? - zdziwiłam się.
- Była z Andree na lodach, a potem się całowali - uśmiechnęła się szatańsko. Zakrztusiłam się wodą.
- To gdzieś ty łaziła, że ich widziałaś? - spytałam, gdy już się uspokoiłam.
- Byłam na spacerze z rodzicami i Sam - wzruszyła ramionami, gdy podałam jej szklankę soku.
- A właśnie. Sorry, że pytam, ale kto to ta cała Sam? - spojrzałam na nią uważnie.
- Jest psychologiem - uśmiechnęła się. - Pomaga mi z tatą. Wiesz, że ostatnio nasze relacje znacznie się poprawiły?
- Naprawdę? To fantastycznie! - ucieszyłam się.
- Nie mów nikomu, ale wiem, dlaczego tata taki był - powiedziała cicho.
- Nie pisnę ani słowa - złożyłam harcerską przysięgę i usiadłam naprzeciwko niej.
- Ojciec mojego taty, czyli mój dziadek... - zaczęła, gapiąc się w szklankę.
- Chwila, ale rodzice twojego taty zginęli w katastrofie lotniczej - zauważyłam.
- Zgadza się - mruknęła.
- Więc, o co chodzi z twoim dziadkiem? - zdziwiłam się.
- Wiesz, że mój dziadek był wojskowym, nie? - spojrzała na mnie uważnie, a ja kiwnęłam tylko głową. - Gdy mój tata był małym chłopcem, dziadek stosował wobec niego kary, które były w wojsku za nieposłuszeństwo.
- Nadal nie rozumiem. Skoro twój dziadek taki był to czemu twoja babcia nic nie zrobiła? - zdziwiłam się, a ona prychnęła pod nosem.
- A myślisz, że ona była lepsza. Całe dzieciństwo mój tata był bity i poniżany. Według Sam to podziałało na jego osobowość, dlatego taki był - dodała cicho.
- Więc twój tata był taki dla ciebie, bo jego ojciec był taki dla niego - powiedziałam cicho.
- Dokładnie... - mruknęła. - Tata był na indywidualnej rozmowie z Sam i wszystko jej powiedział, a ona przekazała to mi.
- Czyli co? - spytałam ostrożnie
- Że mnie bardzo kocha... - oczy jej się ze szczęścia zaszkliły, a ja mimowolnie się uśmiechnęłam. - Mówił, że jestem wspaniałą córką, że zawsze był ze mnie dumny, że wiedział o tym, iż kocham taniec...
- Jennifer... - wzruszyłam się.
- Chciał mnie pochwalić nawet za głupi rysunek w przedszkolu, ale nie potrafił, a to wszystko przez jego rodziców - uśmiechnęła się lekko. - Jessica, rozumiesz? Jestem jego oczkiem w głowie. Ja i mama jesteśmy dla niego najważniejsze.
- Mała, przecież to było pewne - podeszłam do niej i ją przytuliłam.
- Wtedy nie chciał mnie uderzyć. Nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby to zrobić... - odwzajemniła uścisk.
- Więc dlaczego to zrobił? - spytałam niepewnie.
- Rodzice mu kazali. Od małego wpajali mu, że gdy dziecko jest nieposłuszne, trzeba je uderzyć - mruknęła.
- Rozumiem... - szepnęłam. Przytulałyśmy się jeszcze przez chwilę, a potem zrobiłyśmy sobie popcorn i usiadłyśmy przed telewizorem. Leciała jakaś komedia, przy której ze śmiechu się popłakałyśmy. Później Mo do nas dołączyła, a gdzieś tak o w pół do ósmej do domu wróciła Christine. Rozmarzona opadła na fotel.
- A tobie co? - zaśmiałam się.
- Chyba się zakochałam - westchnęła z uśmiechem.
- Nie chyba, tylko tak. Czy Andree dobrze całuje? - Jen znacząco poruszyła brwiami.
- A skąd ty... ? - zdziwiła się Chrisie, jednocześnie rumieniąc.
- Widziałam was - zaśmiała się Jennifer.
- Nie martw się. Mo jest nie lepsza. Pod drzwiami z Mattem flirtowała - zachichotałam, patrząc znacząco na naszą przyjaciółkę.
- A weź się! - rzuciła mnie poduszką.
- No co? Mówię prawdę! - zaśmiałam się.
- Ej, skoro jest piątek to może pójdziemy do jakiegoś klubu się zabawić, co? - Jen się podniosła, bo wcześniej leżała.
- No możemy - wzruszyłam ramionami.
- Czyli rozumiem, że babski wieczór? - wyszczerzyła się Mo.
- Tak, flirciaro - zaśmiała się Jennifer, a zaraz potem oberwała poduszką.
- To idziemy się przygotować i za pół godziny na dole, okay? - spojrzałam na dziewczyny. Kiwnęły głowami i poszłyśmy na górę. Zadzwoniłam jeszcze do rodziców, żeby wpadli po Fox'a. Wzięłam szybki prysznic i umyłam włosy. W mgnieniu oka się przebrałam i gotowa zeszłam na dół. Akurat przyjechali rodzice.
- Widzę, że się gdzieś wybieracie - zaśmiał się mój tata, gdy Jennifer zeszła na dół.
- Ooo, dobry wieczór - uśmiechnęła się i przywitała.
- Jennifer, skarbie, słyszałam o twoim tacie - uśmiechnęła się niepewnie mama.
- Jestem z niego dumna - wyszczerzyła się Jen.
- To dobrze, słońce - dodała moja rodzicielka. Pogadaliśmy chwilę i pojechali, a na dół zeszły Mo i Christine. Zadowolone i w dobrych humorach opuściłyśmy dom. Była piękna pogoda, więc pieszo ruszyłyśmy do najbliższego klubu. Impreza trwała już w najlepsze. Od razu poszłyśmy na parkiet. Przetańczyłyśmy kilka piosenek i zmęczone usiadłyśmy z drinkami przy wolnym stoliku.
- Fajnie, że jesteśmy tak w czwórkę - wyszczerzyła się Mo.
- Żadnych chłopców, żadnych problemów, a co najważniejsze jest dobra zabawa! - zaśmiała się Jen i stuknęłyśmy się kieliszkami.
- Tak bez nich jakoś dziwnie, nie? - spojrzałam na nie.
- Bez chłopaków, czy bez problemów? - zaśmiała się Christine.
- Bez chłopaków - wyszczerzyłam się.
- Ja tam nie narzekam - Jen z uśmiechem wzruszyła ramionami. - Przynajmniej Logan nie truje mi tyłka.
- W sensie? - zdziwiła się Mo.
- W wolnych kawałkach mogę sobie odpocząć - puściła nam oczko, a zaraz potem wybuchnęłyśmy śmiechem.
- Szczerze, to bez Jamesa moje nogi wreszcie mają wakacje - zachichotałam.
- A widzisz? Same plusy, gdy ich nie ma - wyszczerzyła się Jen. W klubie byłyśmy do drugiej. Bawiłyśmy się świetnie i w iście szampańskich humorach ruszyłyśmy do domu. Oczywiście szłyśmy środkiem chodnika.
- Jennifer, uspokój się, bo obudzisz całą dzielnicę! - skarciłam ją, gdy zaczęła śpiewać jedną z piosenek chłopaków.
- Oj, daj mi spokój - zaśmiała się. - Wskakuj!
Zaczęłam się śmiać, a po chwili wskoczyłam jej na barana.
- Dziewczyny, jesteście chore! - śmiała się Monic, gdy włączyłam piosenkę.
- Here I am, once again! Feeling lost but now and then! I breath in it to let it go! - zaczęłyśmy śpiewać. Całkiem dobrze nam to wychodziło. Mo i Christine wzruszyły ramionami i do nas dołączyły.
- And you don't know where you are now! With what it will come to it only somebody could hear! - zaśpiewały, tańcząc.
- Dajesz Jen! - zaśmiałam się, zeskakując na chodnik.
- When you figure out how! You're lost in the moment you disappear! - zaśpiewała.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - zaśpiewałam, tańcząc razem dziewczynami.
- Reaching high! Feeling low! I'm holding on but letting go! I like to shine! I'll shine for you! - wyszczerzyła się Christine, przytulając się z Monic i idąc tanecznym krokiem do domu.
- And it's time to show the world how it's a little bit closer as long as I'm ready to go! All we have is right now! As long as you feel it inside you know! - nie wiedziałam, że Mo tak świetnie śpiewa.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - ze śpiewem na ustach weszłyśmy na teren domu i zaczęłyśmy tańczyć. Boże, co za wariatki!
- Everyone can tell you how it's all been said and done! That harder times will change your mind and make you wanna run! But you want it! And you need it! Like you need to breath the air! If they doubt you! Just believe it! That's enough to get you there! - śpiewała Jen, otwierając drzwi. Znowu zaczęła kręcić tyłkiem na wszystkie strony, a nam się śmiać zachciało.
- You don't have to be afraid! To put your dream in action! You're never gonna fade! You'll be the main attraction! Not a fantasy! Just remember me! When it turns out right! 'Cause you know that if you live in your imagination! Tomorrow you'll be everybody's fascination! In my victory! Just remember me! When I make it shine! - śpiewając razem, tanecznym krokiem weszłyśmy do domu i zamknęłyśmy drzwi. Wybuchnęłyśmy śmiechem i walnęłyśmy się w salonie. Za nic nie chciało nam się spać, więc włączyłyśmy jakiś horror. Z popcornem w rękach zaczęłyśmy oglądać.
- Nie otwieraj tej szafy... - odezwała się Jen, gdy bohaterka filmu chciała to zrobić. No i zrobiła, a z szafy wyskoczył upiór. Wrzasnęłyśmy przerażone.
- Dziewczyny... - usłyszałyśmy i ze strachu ponownie krzyknęłyśmy, a popcorn rozsypał się po całym salonie. Nagle światło się zapaliło i zobaczyłyśmy zdziwionego ochroniarza.
- To tylko Louis - odetchnęłam z ulgą, próbując opanować walenie serca.
- Aaa! - krzyknęła nagle Jen i jak oparzona wstała z fotela.
- Spokojnie, to tylko Jerry - odezwała się Monic, wskazując na drugiego ochroniarza.
- Co wam odbiło, że o tej godzinie oglądacie horror? - Max założył ręce na piersi.
- Spać nam się nie chciało - Christine złapała się za serce, gdy David zszedł na dół.
- Lepiej się połóżcie - dodał Louis, a my posprzątałyśmy popcorn i pobiegłyśmy na górę. Zmyłam makijaż, przebrałam się i wskoczyłam do łóżka. Gdy tylko przyłożyłam głowę do poduszki, od razu zasnęłam.
~*~
Z rozdziału na rozdział coraz gorzej ... -,-
Jak mi wena wróci to obiecuję, że się poprawię. A na razie musicie jakoś wytrzymać te katastrofy ... -,-
Co ty pierdolisz, że gorzej!? -,- Jest coraz lepiej! A nie tak jak ty bredzisz, że gorzej! o.O TO nie są katastrofy , bo ten rozdział na prawdę mi się podobał! <3 Weź.. -,- Nie znasz się i bredzisz, jakbyś od tego mrozu przemarzła ! o.O
OdpowiedzUsuńMoże idź zmierzyć sobie gorączkę, bo serio coś jest nie tak! Piszesz świetnie a bredzisz , że nie ! :O <33 Ale i tak Cię wielbię :3
Wcale nie jest z ozdziału na ozdział coaz gorzej! Jest coraz lepiej! Rozdział genialny! Jeżeli ty teaz nie miałaś weny to co bybyło gdybyś ją miała? Najlepszy ozdział na świecie! czekam nn;*
OdpowiedzUsuńKURWA!!!! Zabiję cię. Ukatrupię. Jeszcze raz, po takim zajebisty rozdziale powiesz, że to katastrofa, to na prawdę w końcu zginiesz w niewyjaśnionych okolicznościach! >.<' Genialny rozdział. Już nie mogę się doczekać kolejnego ;*
OdpowiedzUsuńNiee i ty to nazywasz brakiem weny ? No proszę cię, ten rozdział jest genialny ! I nie zaprzeczaj, bo i tak wiem swoje :D Czekam na następny :*
OdpowiedzUsuń~Justme ma rację!! Dołączam się do groźby! Rozdział przefantastyczny! Mmmm.. Christine i Andree :D Ołł.. Mo i Matt?! Nie! Ja się nie zgadzam! Biedny Carlos.. Czekam na nn ;***
OdpowiedzUsuńHmmm ... Chyba z rozdziału na rozdział coraz lepiej ^^ O ile da się jeszcze lepiej xd
OdpowiedzUsuńRozdział zarąbisty . :*
No i jednak Christine jest z Andree ... Ejj , ej , ej . Ale Monic ma być z Carlosem , a nie zarywać do innych :p
Czekam na następny . ♥
Jaja sobie robisz?!? Wcale nie jest gorzej! Rozdzial super! Bo nie ma to jak drzec sie na cala ulice ;p Wydawalo by sie ze bez chopakow moze byc nudno a tu prosze! A teraz przez ciebie ta piosenka lata mi po glowie -,- Czekam na nn! ;)
OdpowiedzUsuńKATASTROFA TO TY POWINNAŚ SIĘ NAZYWAĆ! Rozdział jest boski!! :D haha śpiewy były najlepsze. Z tym horrorem to podobnie jak ja reagują.. xd Czekam na nowy i myślę, że James w końcu odbierze ten telefon! :P
OdpowiedzUsuńŚwieetny rozdziAAŁ!! Weź mi nie gadaj, że to jakaś niby katastrofa -,-". Ale ja chcę, żeby chłopaki wrócili ;C ploooosseee no *-* Czekam na nn ;**
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdzial do mnie!!
OdpowiedzUsuńhttp://big-time-rush-lovestory-4ever-bypaula.blogspot.com
Że co ? To jest niby katastrofa ? To jest wspaniałe ! I nie gadaj mi tu głupot... Haha dziewczyny są świetne, czekam na kolejny :D
OdpowiedzUsuńU mnie dwa nowe rozdzialy, serdecznie zapraszam!
OdpowiedzUsuńświetny rozdział :) *___* czekam na nn :) a tak przy okazji zapraszam do siebie :)
OdpowiedzUsuńhttp://zpunktuwidzeniamyheroislogan.blogspot.com/