Więc tak, bez większego przynudzania, zapraszam na wymuszony przeze mnie rozdział ...
~*~
Obudziły mnie promienie słońca wpadające do pokoju przez okno. Powoli otworzyłam oczy i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić je do światła. W końcu się udało, a ja nawet się nie ruszyłam. Po prostu zagapiłam się w przestrzeń za oknem.
To, co zrobiłam wczoraj nie dawało mi spokoju. Nie mogłam uwierzyć, że posunęłam się do czegoś takiego. Od lat o tym marzyłam, a teraz? Jeden telefon i wszystkie marzenia uleciały. Wolałabym, żeby to był głupi sen, z którego zaraz się obudzę...
Usłyszałam skomlenie za plecami. Odwróciłam się, a Fox spojrzał na mnie smutnymi oczkami.
- Już dobrze, piesku... - niemal szepnęłam, a w oczach stanęły mi łzy. Pupil mojego chłopaka się do mnie przytulił, a ja drżącą dłonią go pogłaskałam. Bałam się tylko reakcji dziewczyn na to, co wczoraj zrobiłam...
Leżałam tak jeszcze z dziesięć minut, po czym wstałam i zabierając po drodze ubrania z szafy, skierowałam się do łazienki. Wzięłam szybki prysznic, po czym wolnym krokiem zeszłam na dół. Nie miałam na nic ochoty, a tym bardziej na spotkanie dziewczyn.
Wypuściłam Fox'a do ogrodu i zrobiłam sobie śniadanie, czyli musli z mlekiem. Usiadłam przy blacie i zaczęłam przeglądać jakąś gazetę. Nie było w niej nic ciekawego. No chyba, że artykuł o mojej ostatniej akcji zalicza się do ciekawych, w co bardzo wątpię.
- Hej... - usłyszałam cichy głos Jennifer.
- Cześć... - powiedziałam cicho, patrząc na nią nieobecnym wzrokiem. Usiadła naprzeciwko mnie.
- Muszę ci coś powiedzieć - zaczęła niepewnie.
- Ale najpierw ja - przerwałam jej. - Zrezygnowałam z uczelni - powiedziałam na jednym wdechu. Spojrzała na mnie mega zdziwiona. Myślałam, że jej oczy zaraz wypadną.
- Co? Czemu? Jak? Kiedy? - pytała.
- Wczoraj wieczorem. Te studia mnie nudziły. To nie było coś, czego oczekiwałam - mruknęłam, wgapiając się w zawartość swojej miski.
- Czyli, że nie będziesz zła, jeśli ci powiem, że mnie wyrzucili? - spojrzała na mnie niepewnie.
- Co?! - mimowolnie krzyknęłam, ale zaraz ściszyłam głos. - Co? Czemu?
- Bo stanęłam w obronie jednej dziewczyny - mruknęła niezadowolona.
- Nadal nie rozumiem - spojrzałam na nią uważnie. - Za takie coś cię wyrzucili?
- Tak, skoro mi nie wierzysz to patrz - podała mi oświadczenie, na którym wyraźnie pisało, że została wyrzucona.
- Dla mnie to jest chore - oddałam jej kartkę. - Jak można wyrzucić kogoś za pomaganie innym?
- Widocznie można - wzruszyła obojętnie ramionami. - Mam to gdzieś. Ta uczelnia i tak była kiepska.
- W sensie? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Sama mówiłaś, że twoja uczelnia nie była tym, czego oczekiwałaś - dodała, na co kiwnęłam głową. - Tak samo było z moją. Co mi po tym, jak się przyjmuje pozycje w balecie?
- Ale przecież ty... - zaczęłam.
- Wiem, że chciałam tańczyć, ale co mi po tym, skoro mnie nie kręci coś takiego? Wolę inne style - wyjaśniła.
- Mniejsza o to - westchnęłam. - Mówiłaś Loganowi?
- Nie... - odwróciła głowę w bok.
- Dlaczego? - spytałam.
- Bo nie... - mruknęła.
- Jennifer... - spojrzałam na nią uważnie.
- Nie chcę, żeby się martwił. Zresztą to nie jego sprawa - powiedziała poważnie, patrząc na mnie. Zdziwiło mnie to, nie powiem. Co jest? Nigdy tak się nie zachowywała.
- Ja Jamesowi też nie powiedziałam... - spuściłam głowę.
- Czemu? - zdziwiła się.
- Boję się jego reakcji - mruknęłam. - Nie chcę, żeby...
- Jessica, siedź cicho i posłuchaj... - Jen wtrąciła mi się w zdanie. Spojrzałam na nią zdziwiona, jak i zaciekawiona. W końcu od bardzo dawna nie rozmawiałyśmy tak, jak w tej chwili. Zawsze któraś z nas była zajęta, albo nie miała po prostu na to ochoty. Przez te studia czułam, jak nasza przyjaźń się rozpada. Może to jednak dobrze, że z nich zrezygnowałam?
- Zastanawiałaś się kiedyś nad tym, dlaczego James cię kocha? - tym to totalnie mnie zbiła z tropu.
- N... Nie... - wydusiłam cicho.
- Więc posłuchaj, bo nie będę się powtarzać - spojrzała na mnie uważnie, na co kiwnęłam tylko głową. - James, to wspaniały facet. I wierz mi, że strasznie się cieszę, że jesteście razem, bo znam go dość długo i wiem, że ciebie by nie skrzywdził.
- Do czego zmierzasz? - spytałam.
- Miłość nie daje i nigdy nie dawała szczęścia. Wręcz przeciwnie, zawsze jest niepokojem, polem bitwy, ciągiem bezsennych nocy, podczas których zadajemy sobie mnóstwo pytań, dręczą nas wątpliwości. Na prawdziwą miłość składa się ekstaza i udręka. No, przynajmniej dla mnie - uśmiechnęła się promiennie. Zupełnie nie wiedziałam, o co jej chodzi. Sugeruje, że James mnie nie kocha? Czy może jednak odnosi się do Logana?
- Czemu mi to wszystko mówisz? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Bo nie chcę, żebyś popełniła ten sam błąd, co ja. Chociaż wątpię, że tak się stanie - uśmiechnęła się lekko. - James cię kocha, a ty jego. Tworzycie parę idealną i niech tak zostanie, jak najdłużej.
- To dlaczego mi to wszystko powiedziałaś? - drążyłam.
- Miłość po prostu jest. Kochaj i nie żądaj zbyt wiele... - niemal szepnęła, kładąc mi rękę na ramieniu.
- Jennifer, nie rozumiem sensu twoich słów. Powiedz, o co ci chodzi? Jaki błąd? - nie ogarniałam.
- Eh... - westchnęła, a potem spojrzała mi w oczy. - Ze wszystkich rzeczy wiecznych, miłość jest tą, która trwa najkrócej.
- Jennifer... - powiedziałam cicho, nie spuszczając z niej wzroku. Czyli ona jednak mówi o sobie i Loganie? Ale dlaczego?
- Miłość nie jest skarbem, który się posiadło, tylko obustronnym zobowiązaniem - dodała ciszej. - Nie ma nic bardziej niesprawiedliwego niż nieodwzajemniona tęsknota. To nawet gorsze niż nieodwzajemniona miłość.
- Do czego zmierzasz? - niemal szepnęłam.
- Marzę o cofnięciu czasu. Chciałbym wrócić na rozwidlenia pewnych dróg i jeszcze raz przeczytać napisy na drogowskazach. Wtedy na pewno wybrałabym inną drogę niż teraz... - uśmiechnęła się do mnie lekko. To nie było wymuszone, czy nawet udawane. Jennifer po prostu była szczęśliwa, gdy to mówiła. Jej oczy ją zdradziły. W życiu nie przypuszczałabym, że myśli o czymś takim.
- To znaczy, że żałujesz tego wszystkiego? - spojrzałam na nią uważnie.
- Hmm... Jessica, zawsze uważałam, że jesteś, zaraz obok moich rodziców, najważniejszą osobą w moim życiu - uśmiechnęła się. - Zupełnie inaczej jest, jeżeli masz kogoś, kto cię kocha. To ci daje setkę powodów, aby żyć. Ja ich nie mam.
- A Logan? - spytałam zdziwiona.
- Logan to zupełnie inna bajka - mruknęła obojętnie. - Ale... - nie skończyła, bo usłyszałyśmy trzask drzwi i czyiś płacz. Spojrzałyśmy na siebie zdziwione i obie poszłyśmy do salonu. Christine siedziała na kanapie i płakała.
- Hej, mała, co jest? - zmartwiłam się, siadając obok niej. Jen usiadła z drugiej strony.
- Coś z Andree? - czasami bezpośredniość Jennifer mnie rozwalała.
- Nie... - załkała. - Rektorka... Ona... wyrzuciła mnie z uczelni... - wydusiła i ukryła twarz w dłoniach.
- Dlaczego? - zdziwiłam się.
- Bo niby się nie nadaję - wyjaśniła przez łzy.
- Jak to, się nie nadajesz?! - oburzyła się Jen.
- Ciszej, Monic śpi - upomniałam ją. - Powiedz, co się stało - zwróciłam się do Chrisie, podając jej paczkę chusteczek.
- Rektorka uważa, że się nie nadaję, bo to studia, które nie mają profilu plastycznego, czy coś tam - mruknęła niezadowolona, wycierając chusteczką oczy. - Powiedziała, że nie mam talentu i powinnam wyjechać z Los Angeles - dodała, a potem pobiegła do siebie.
- O nie! Ja tak tego nie zostawię! - Jennifer się wściekła. Zawsze tak reagowała, gdy ktoś z jej przyjaciół został skrzywdzony. Nigdy nie martwiła się o siebie.
- Zaczekaj, dokąd idziesz? - pobiegłam za nią na górę.
- Jak to, dokąd?! - zabrała torebkę z sypialni. - Na tę uczelnię.
- O nie! - zaprzeczyłam od razu. - Nie puszczę cię tam! Jeszcze zrobisz coś głupiego!
- To chodź ze mną - dodała i zeszła na dół. Bez wahania zgarnęłam torebkę ze swojej sypialni i zbiegłam na dół. Założyłam Fox'owi smycz i razem z Jen opuściłam dom. Coś czułam, że to wszystko źle się skończy...
Po kilku minutach znalazłyśmy się na terenie uczelni Christine. Jennifer bez słowa skierowała się do drzwi. Nie mając innego wyjścia poszłam za nią. Ludzie patrzyli na nas, jakbyśmy były kimś ważnym.
- Przepraszam, a panie to kto? - zanim weszłyśmy na schody, zatrzymała nas jakaś kobieta.
- Szukamy rektorki - wypaliła Jennifer.
- Jest u siebie, o co chodzi? - zdziwiła się.
- To się dobrze składa. Mamy do niej pewną sprawę - dodała.
- Jennifer, daj spokój - szepnęłam, tak że tylko ona mnie usłyszała. - Będziemy mieć kłopoty.
- Łatwa droga, szybko traficie - dodała kobieta i odeszła. Jennifer pociągnęła mnie do środka. Chodziłyśmy tak i szukałyśmy tego przeklętego gabinetu, aż w końcu trafiłyśmy na stołówkę. Akurat uczniowie jedli lunch.
- Proszę, przecież oddałem wam pieniądze! - usłyszałyśmy. Jacyś kolesie straszyli jednego kujonka.
- Trzymaj, zaraz wracam - Jen wcisnęła mi swoją torebkę i poszła w ich stronę.
- Jennifer, wracaj tu! - krzyknęłam cicho za nią. - Cholera, to się źle skończy - jęknęłam niezadowolona i podeszłam bliżej.
- Hej, zostaw go! - warknęła moja przyjaciółka, stając między kujonkiem a tymi kolesiami.
- Ej, piękna, nie wtrącaj się! - odezwał się jeden, a przestraszony chłopak uciekł.
- Bo co?! - syknęła Jen.
- Masz jakiś problem? - dodał ten, co stał z przodu i pokazał nieco swoich ,,umiejętności'' karate.
- Nie chcę z tobą walczyć - Jennifer się odwróciła, a ten jak na złość musiał się zaczepić.
Wiedziałam, że Jen zna sztuki walki, ale nie sądziłam, że nadal je pamięta. W końcu na treningi chodziła, jak była dzieckiem. Jedno jest pewne, cała ta sytuacja źle się dla nas skończy.
Jennifer złapała mnie za rękę, gdy skończyła się ,,bawić", i wyciągnęła z uczelni. Po kilku minutach byłyśmy w domu. Zmęczona opadłam na kanapę i próbowałam uspokoić oddech.
- Co ci odbiło?! - oburzyłam się na tyle cicho, aby nie obudzić Monic. Bądź co bądź nie wybiła jeszcze dwunasta, a ona odsypiała wczorajszą sesję.
- Mi? Nic - wyszczerzyła się.
- Uspokój się! To nie jest śmieszne! - rzuciłam ją poduszką, gdy zaczęła się śmiać.
- Ale właśnie, że jest! - wyszczerzyła się.
- Jesteś chora - mimowolnie się zaśmiałam.
- Oj, też cię kocham - zaśmiała się, rzucając we mnie poduszką. Resztę dnia przesiedziałyśmy w ogrodzie, planując niespodziankę na jutrzejszy dzień. W końcu jutro 4 maja, czyli urodziny Monic.
~*~
No i jest. Taki sobie, ale po urodzinach Mo będzie już z górki i przejdę do tego, co mam w planach ;>
Nie wprowadzaj tego planu, no.! xD Niech chłopaki szybko wrócą z trasy i już!! ;D Rozdział świeetny! I.. hahahaha jaka Jen ;D Już ci coś o tym na gg napisałam xd Czekam na nn ;**
OdpowiedzUsuńPiękny, po prostu piękny rozdział ^^ Jen dobrze powiedziała Jessice. Ona z Jamesem tworzą parę idealną i tylko pozazdrościć można :P No to ładnie 3 dziewczyny wyrzycili z uczelni, ciekawe jak na to chłopaki zareagują :D Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńJejq! Rozdział jest przepiękny!!! <3333 Czy ty musisz mieć taki talent?! Oddaj mi go trochę! <33 Czekam na next! :***
OdpowiedzUsuńGenialny rozdział . ! < 3
OdpowiedzUsuńWooo . 2 wyleciały z uczelni , 1 odeszła . NO nieźle . ;p
A tak wgl . to jaki plan ?! xd
Czekam na następny . ♥
O rany... Do jakiego planu ty przejdziesz? Juz sie boje! o.O
OdpowiedzUsuńRozdzial jak zawsze super! Ohoho... Narozrabiaialas Jen ;p Ciekawe co teraz beda robic skoro na uczelnie juz nie beda chodzic... Czekam na nn i jestem ciekawa co tak wymyslisz ;)
Zaczynam się bać co powie James...Ale może będzie kochany i tylko ją wspomorze w tym wszystkim. Uwilbiam twojego bloga. Ten rozdział jest świetny. A właśnie, założyłam mojego pierwszego bloga i jeżeli chcesz to zapraszam na chlopaki-z-btr.bloog.pl Czekam na nn
OdpowiedzUsuńMajka
Nominowałam cię do The Versatile Blogger. Więcej na moim blogu: http://james-and-vanessa-big-love.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWow..genialny rozdział ! Jen ma rację bo oni tworzą cudowną parę :) Chcę wiedzieć co to za plan i urodziny Monic.. Czekam na nn :*
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział! Ciekawa jestem urodzin Monic. :) Zapraszam do mnie mishiranu-hito-btr.blogspot.com
OdpowiedzUsuńWspaniały rozdział. Ta wymowa Jen, aż się wzruszyłam ;) Ależ się dziewczyna wściekła, w sumie to nie dziwie się. Czekam na kolejny :P
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana przeze mnie doThe Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńNominowałam cię do The Versatile Blogger. Więcej u mnie na chlopaki-z-btr.bloog.pl
OdpowiedzUsuńzostałas nominowana do The Versatile Blogger
OdpowiedzUsuńWow. Super rozdział :)
OdpowiedzUsuń