19 kwietnia 2013

Rozdział 100

Tak, ludzie ! xD Już 100 rozdział!
Sama nie wierzę, że tak szybko to zleciało o.O
Jedno wiem na pewno, że bez Was tego bym nie osiągnęła, tak więc dziękuję ;**
A teraz zapraszam na jubileuszowy rozdział ^^



~*~



    Te dwa tygodnie zleciały naprawdę szybko i nim się obejrzałam, siedziałam w samolocie, który miał zabrać mnie do Nowego Jorku.
- Jess, jaki prezent kupić Jamesowi na urodziny? - zagadnęła Jen. No tak, w końcu ona też z nami leci, przecież sama w domu nie będzie siedzieć. Czemu sama? Ano temu, że Monic dostała w pracy wspaniałą ofertę, z której nieskorzystanie byłoby grzechem. Miała lecieć do Mediolanu na sesję zdjęciową, promującą jakiś film. No i się tak złożyło, że stylistka zrezygnowała z posady, a panna Blue to wykorzystała i wkręciła do pracy Christine. Samolot miały dzień wcześniej od nas. No i okazało się, że Fox z nami lecieć nie może, więc oddałam go pod opiekę rodzicom Jamesa.
- Nie mam pojęcia - westchnęłam ciężko. - Szesnasty za dwa dni, a ja nie mogę nic wymyślić.
- Może, jak wylądujemy to się czegoś poszuka... - zastanowiła się chwilę. - Pozostaje jeszcze kwestia tego, jak masz zamiar dać mu ten prezent.
- A nie mogę mu dać tego prezentu, jak wrócą? - spojrzałam na nią.
- Jasne, że możesz - wzruszyła ramionami. - Co ty tyle tam piszesz? - spojrzała podejrzliwie na mój zeszyt.
- Wypisuję to, co dobrego mnie spotkało - mruknęłam.
- Widzę, że jestem pierwsza na liście! - zaśmiała się.
- A spadaj...! - szturchnęłam ją.
- Przerwa! - ogłosiła. - Telefon mi dzwoni! - spojrzałam na nią dziwnie, po czym parsknęłam śmiechem.
- Oj, Jennifer... - rozbawiona pokręciłam głową.
- Rezydencja profesor 'Dobre rzeczy w życiu', czym mogę służyć? - odebrała z wyszczerzem. Słysząc to, znowu zaczęłam się śmiać. Włączyła na głośnik.
- Masz szczęście, że nie stoję obok - usłyszałam rozbawiony głos Joe.
- Siemka! - przywitałam się z wyszczerzem.
- Cześć, Jessica. Mam do was sprawę - zaczął poważnie.
- Jaką? - spojrzałyśmy na siebie, a potem na telefon.
- Do naszej szkoły przyszła grupa taneczna Next Generation Dancers. Ich choreografka złamała nogę i tu zwracam się do ciebie, Jennifer - dodał niepewnie.
- Do mnie? - zdziwiła się.
- Chciałbym, abyś ich przygotowała do konkursu, który jest za miesiąc. Zgłosili się i chcą dać z siebie wszystko - zakończył.
- Ale czemu ja? - spytała cicho Jen. - Nie może ktoś inny?
- Nie, bo tobie ufam i wiem, że mnie nie zawiedziesz - dodał poważnie.
- Joe, my teraz lecimy do Nowego Jorku - wtrąciłam się. - Wrócimy za trzy dni.
- No to jak wrócicie to wpadnijcie do mnie do studia. Zastanów się, Jennifer, bo naprawdę nie mam czasu, żeby kogoś szukać - westchnął ciężko.
- Och, no już dobrze! - poddała się. - Pomogę im, ale jak przegrają to będzie na ciebie! - zagroziła.
- Jasne, to ja im powiem i widzimy się za trzy dni - wyszczerzył się i rozłączył. Spojrzałam na Jen z uśmiechem.
- A ty co suszysz zęby? - mruknęła.
- Po pierwsze, bo mi wolno. A po drugie, wreszcie się za siebie wzięłaś! - zakończyłam z entuzjazmem.
- Przestań! To tylko chwilowo! Nie mam zamiaru tańczyć zawodowo... - podciągnęła do siebie nogi.
- Niby dlaczego? - zdziwiłam się. - To coś, co kochasz. Powinnaś wiązać z tym swoją przyszłość.
- Nie rozumiesz, że branie pieniędzy za tańczenie nie jest dla mnie?! - podniosła głos. - Nie robię tego po to, żeby być sławną i bogatą! Robię to dla przyjemności!
- No to rób to sobie dla przyjemności - spojrzałam na nią dziwnie. - Zresztą nikt nie mówił, że masz gwiazdorzyć jak Logan - wywróciłam oczami.
- Jak Logan? - spojrzała na mnie zdziwiona. - Co masz na myśli?
- Nie mów, że nie zauważyłaś... - mruknęłam, zakładając ręce na piersi. - Patrzy na nas z góry, panoszy się wszędzie, chociaż są w trasie... A najgorsze jest to, że uważa się za lepszego od nas... lepszego od ciebie - spojrzałam na nią zmartwiona. Nic nie powiedziała, tylko odwróciła głowę i schowała ją w kolanach. Westchnęłam ciężko, po czym zdjęłam marynarkę i ze słuchawkami w uszach, zasnęłam.
    Obudziłam się kwadrans przed lądowaniem w Nowym Jorku. Zabrałyśmy swoje rzeczy i opuściłyśmy samolot. Na lotnisku spotkałyśmy się z Andree i w trójkę pojechaliśmy taksówką do hotelu. Było już późno, więc od razu poszliśmy spać. W końcu jutro czeka nas ciężki dzień...




^*^
Następnego dnia, godzina 16:00
^*^



- Padam na twarz! - jęknęła Jen, kiedy przygotowania do akcji dobiegły końca. - W życiu się tak nie napracowałam!
- Ostrzegałam, że nie będzie łatwo... - założyłam ręce na piersi. Plecy potwornie mnie bolały. Jedyne, o czym marzyłam to masaż i gorąca kąpiel.
- Wiem, wiem... Tylko wkurza mnie to, że my harowałyśmy jak takie woły, a te puste lalki nic nie zrobiły! - syknęła cicho, wskazując głową na grupkę dziewczyn stojącą niedaleko.
- Uspokój się... - westchnęłam ciężko. - Przygotowania się skończyły. Jutro odbędzie się cała akcja, a w Niedzielę będziemy z powrotem w Los Angeles.
- Jutro James ma urodziny - spojrzała na mnie. - Wymyśliłaś, co mu kupić?
- Całą noc nad tym myślałam - kopnęłam najbliższy kamyk. - Chyba będziemy musiały iść na te zakupy.
- A możemy się najpierw przebrać? - jęknęła. - Jestem tak brudna i przepocona, że klękajcie narody.
- Wracamy do hotelu i na zakupy - uśmiechnęłam się. - A gdzie Andree? - dopiero teraz zauważyłam jego nieobecność.
- Hej, dziewczyny! - wyrósł przed nami z bananem na twarzy.
- Gdzie się szlajasz? - Jen założyła ręce na piersi.
- A tu i tam - uśmiechnął się tajemniczo. - Chcę kupić coś dla Christine. Pójdziecie ze mną na zakupy?
- Właśnie miałyśmy iść do hotelu, żeby się przebrać - wyjaśniłam. No więc całą trójką wróciliśmy do naszego tymczasowego miejsca zamieszkania. Od razu po przekroczeniu drzwi pobiegłam do łazienki, wzięłam prysznic i umyłam włosy, po czym przygotowałam się do tego wyjścia. Jen zajęła moje miejsce, a ja poczekałam na nią w kuchni, sprawdzając przy okazji telefon, którego ze sobą nie wzięłam. Miałam chyba z dziesięć nieodebranych połączeń od Jamesa. Westchnęłam ciężko.
- Możemy iść... - do środka weszła Jennifer, przez co zrezygnowałam z dzwonienia do szatyna. - Muszę kupić sobie nowe ciuchy - przeciągnęła się.
- Po co ci nowe? - zdziwiłam się. - Masz ich pełno.
- Chyba pomyliłaś mnie z Monic. Zresztą chodziło mi o coś luźniejszego, skoro mam być tym choreografem... - mruknęła.
- No to, mała, szykuj się na zakupy! - zaśmiałam się, obejmując ją ramieniem.
- Już się boję... - zaśmiała się cicho, a ja wyszczerzyłam się tylko i opuściłyśmy pokój. W holu spotkałyśmy się z Andree i w trójkę ruszyliśmy na miasto. Aż do centrum było chyba z dziesięć sklepów jubilerskich, więc zagnałyśmy tam pana Harrisa, żeby kupił coś dla naszej malarki. No ale się uparł, że sam tam nie pójdzie, więc poszłyśmy z nim i pomogłyśmy mu wybrać prześliczny zestaw. Był tak zadowolony, że od razu wrócił do hotelu, gdzie resztę dnia przegadał z Christine.
- Chodź, tam coś jest! - Jen pociągnęła mnie w stronę sklepu z ciuchami. Zaśmiałam się na to i po chwili byłyśmy na miejscu. Od razu podbiegłyśmy do wieszaków i zaczęłyśmy szukać. Najpierw chciałam pomóc trochę Jennifer, więc poszukiwałam czegoś mniej więcej w jej guście. W sklepie byłyśmy tylko my i ekspedientka, która okazała się być bardzo miła i nam pomogła. I tak zleciało nam kilka godzin...
- Hej, Jennifer...! - zawołałam z głupim wyszczerzem na twarzy.
- Czemu się tak szczerzysz? - spojrzała na mnie dziwnie.
- Przymierz to! - zaśmiałam się, wciskając jej w ręce ciuchy i wpychając do przebieralni. No i co z tego, że ten sklep jest już zamknięty! Bawiłyśmy się świetnie, a sprzedawczyni razem z nami.
- Haha! Aleś wymyśliła! - Jen wyszła do nas już przebrana, a ja od razu zrobiłam jej zdjęcie.
- Jennifer, ratuj! Topię się! - leżałam na kanapie i zwijałam się ze śmiechu.
- Czekaj, zaraz ja coś dla ciebie znajdę... - uśmiechnęła się szatańsko i podleciała do wieszaków.
- Jasne, jasne... - ledwo się uspokoiłam, a ona wcisnęła mi w ręce ciuchy i wepchnęła do przymierzalni. Szybko się przebrałam i parsknęłam śmiechem, po czym cała rozbawiona do nich wyszłam. Jennifer jak mnie zobaczyła to ze śmiechu z kanapy spadła.
- Niech cię...! Haha! James zobaczy...! - aż łzy jej wyszły na wierzch.
- A co Logan powie na superbohaterkę w przykrótkiej spódniczce? - uśmiechnęłam się szatańsko i złapałam za aparat.
- No zobaczymy! - wystawiła mi język, cała roześmiana. Szybko wskoczyłam w inne ciuchy, po czym razem z Jen przebrałyśmy ekspedientkę i zrobiłyśmy sobie zdjęcie. Po zapłaceniu za ubrania, które sobie wybrałyśmy, pożegnałyśmy się i opuściłyśmy sklep, kierując się prosto do hotelu. Zjadłyśmy kolację i walnęłyśmy się w salonie przed telewizorem, przy okazji wstawiając na Twittera zdjęcia z całego dnia. Ledwo skończyłam dodawać fotki ze sklepu, a James już do mnie dzwonił.
- No hej... - zaśmiałam się, a Jen porwała mojego laptopa na kolana i zaczęła coś tam robić. Nie bardzo wiedziałam, co...
- Mogę wiedzieć skąd pomysł na te ciuchy? - ledwo stłumił śmiech.
- To wina Jennifer! - spojrzałam na nią rozbawiona. Chwilę później rzuciła mnie poduszką.
- Jennifer? Pani Robin? - parsknął śmiechem, zarażając tym mnie.
- Swoją drogą, jak Logan na nią zareagował...? - mruknęłam rozbawiona.
- Kochanie, wolałabyś nie wiedzieć... - zaśmiał się.
- Czemu? Aż tak źle? - zdziwiłam się, po czym włączyłam na głośnik.
- Nie, wręcz przeciwnie - dodał tajemniczo.
- To znaczy? - odezwała się Jen. - Znając Logana pewnie znowu coś odwalił.
- Właściwie to nawet całkiem spokojny jest...! - zaśmiał się. - Ej, mówię prawdę! - odezwał się do kogoś innego.
- Człowieku, ja tu zaraz umrę! - jęczał Logan i chyba gdzieś się położył.
- Zadzwonić po Jennifer? - rozbawiony James, odłożył telefon. Przynajmniej tak wywnioskowałyśmy z odgłosów.
- Logan, spadaj, to moje łóżko! - krzyk Kendalla.
- Aua! Mój tyłek! - oburzony Logan. - Własnego przyjaciela?!
- Ja się dziwię, że Jen cię jeszcze nie kopnęła! - zaśmiał się blondyn. - Te jej buty bohaterki by się przydały!
- Chłopaki...! - James się odezwał, ale nie reagowali.
- A spadaj! - Loggy chyba rzucił czymś w Schmidta. - Nie wiesz, jak to jest, kiedy laska ubierze takie ciuchy, a ty nawet nie możesz jej dotknąć!
- Nie napalaj się tak! - Carlos parsknął śmiechem.
- A co, nie wolno? - w głosie bruneta dało się wyczuć odrobinę dumy.
- Chłopaki, dziewczyny to wszystko słyszą! - wydarł się James.
- James! - wrzasnęła pozostała trójka.
- Nie przerywajcie sobie. Strasznie fajnie się was słucha! - Jen parsknęła śmiechem.
- Oj baaardzo... - wyszczerzyłam się.
- Ej, Logan, no weź...! - westchnął Kend, a potem ktoś trzasnął drzwiami.
- Sorki, dziewczyny... Pogadamy później... - dodał cicho James.
- No dobrze... Pa... - pożegnałyśmy się i rozłączyłyśmy.




^*^
Sobota, 16 lipca, godzina 12:00
^*^



Od rana siedzimy na tej akcji charytatywnej. Ludzi jest pełno, a osób chętnych do pracy nie za wiele. Dziś James ma urodziny, więc żeby nie było, że zapomniałam, wysłałam mu zaraz po obudzeniu sms'a. No i potem gadaliśmy chyba z godzinę.
- Jest problem... - mruknął Andree, stając obok mnie.
- Jaki? - zdziwiłam się. Nic nie powiedział, tylko wskazał na stojącą niedaleko Jennifer. Nie wyglądała za dobrze.
- Hej, wszystko dobrze? - podeszłam do niej zmartwiona.
- Tak, tylko nie spałam całą noc i jestem zmęczona - pokręciła głową, trzymając dłoń na karku.
- Odeśpisz w samolocie - położyłam jej rękę na ramieniu.
- Mam nadzieję... - mruknęła. Akcja skończyła się po jakiejś godzinie, a my wróciliśmy do hotelu i od razu się spakowaliśmy. Odświeżyłam się jeszcze i chwilę poczekałam na Jennifer, po czym obie dołączyłyśmy do Andree. Na lotnisko pojechaliśmy taksówką. No i tak jak przewidywałam, cały lot przespaliśmy.




^*^
Dwa dni później
^*^



     Obudziła mnie stewardessa. Przeciągnęłam się i rozejrzałam nieprzytomnie. Chwilę później wylądowaliśmy na lotnisku w Londynie. Po zabraniu swoich rzeczy od razu opuściłyśmy samolot, kierując się po swoje bagaże.
- Rany, ale zesztywniałam! - jęknęła Jen, kiedy szliśmy już do wyjścia. - Zabiję Joe! Co mu odbiło, żeby ściągać nas do Londynu?!
- Nie tylko ty... - mruknęłam, rozmasowując sobie kark. - Zresztą, to nie jego wina, że coś mu wypadło.
- Ja nie wiem, powinni w tych samolotach zain... - jej marudzenie i grzebanie w torebce przerwało potrącenie przez jakiegoś kolesia. W efekcie oboje upuścili swoje rzeczy.
- Tam! - krzyknął ktoś, wskazując na nas. Facet zabrał swoją torbę i spieprzył, a my stałyśmy tam z szeroko otwartymi oczami.
- To się nazywa brak kultury! - krzyknęła za nimi Jennifer, a ja wywróciłam rozbawiona oczami. No i pojechałyśmy do hotelu. Ciągle nie mogłam sobie wybaczyć, że znowu zwaliłam Foxa na głowę rodzicom Jamesa.
- Padam na twarz! - walnęłam się na kanapę w naszym pokoju, zaraz po tym jak do niego weszłyśmy.
- Nie tylko... - Jen otworzyła swoją torebkę, która w środku była kwadratowa.
- Co to jest? - zdziwiona wskazałam na jej zawartość (chyba każdy wie, jak wyglądało to urządzenie w BTM xd dop.aut.).
- Nie moja torebka - mruknęła, gapiąc się na to dziwnie. Ostrożnie to wyjęła i się przyjrzała.
- Nie ruszaj tego! - złapałam ją za rękę, kiedy chciała nacisnąć guzik na urządzeniu. - Nie wiemy, co to jest!
- Daj spokój, nic się nie stanie - strąciła moją rękę i zrobiła to, co zamierzała. Urządzenie się otworzyło i zaczęło świecić na zielono.
- Hej, co jest?! - przestraszyłam się lekko, gdy zaczęłyśmy się unosić, a wszystko co lekkie razem z nami.
- Łoo! - Jen złapała się fotela.
- Mój laptop! - krzyknęłam, gdy komputer dosłownie przefrunął mi przed twarzą. Szybko go złapałam, a co za tym szło od razu poleciałam do sufitu.
- Jess! - no i Jennifer podzieliła mój los. - Nie mogę dosięgnąć guzika! - urządzenie na nieszczęście wylądowało przy jej kostkach.
- Nie...! - nim cokolwiek powiedziałam, trafiła butem w ten guzik i obie spadłyśmy na dół. W ostatniej chwili rzuciłam laptopa na kanapę.
- Odbiło ci?! - wybuchnęłam, podnosząc się z podłogi.
- Lepsze to niż wiszenia tam do końca życia! - mruknęła, rozmasowując tyłek.
- Co nie zmienia faktu, że przez ciebie wygląda tu jak po jakiejś wojnie! - rozejrzałam się po pokoju hotelowym. - Syf jak cholera! Zresztą, co ty trzymasz w tej torebce?!
- Musiała mi się z kimś zamienić - zastanowiła się chwilę. - Koleś z lotniska! - olśniło ją.
- Co on może mieć coś wspólnego z tym?! - wskazałam na urządzenie.
- Musimy coś z tym zrobić. - Zarządziła.
- Tak, oddać to na policję! - schowałam urządzenie z powrotem do torebki.
- Zwariowałaś?! - wyrwała mi ją. -  A co jeśli trafi w niepowołane ręce?!
- Za dużo filmów oglądasz! - wywróciłam oczami. - Carlos cię zaraził!
- Nie zaraził! - wystawiła mi język. - A teraz chodź!
- Dokąd niby? - zdziwiłam się.
- Do Joe, przecież się z nim umówiłyśmy - wyjaśniła, idąc na górę.
- Drzwi są tam - wskazałam właściwy kierunek.
- Idę się przebrać! - krzyknęła, będąc już u siebie. Westchnęłam ciężko i również się przebrałam. Kwadrans później szłyśmy jedną z ulic Londynu do parku, w którym miałyśmy spotkać się z Joe. No oczywiście Jennifer musiała wziąć ze sobą tę torebkę, bo by nie przeżyła. Czułam jak ktoś nas obserwuje, ale nie chciałam się odwracać, żeby się o tym przekonać. No bałam się, no!
- Gdzie on jest? - Jen się rozejrzała, kiedy byłyśmy już na miejscu.
- Może zapomniał? - poszłam jej śladem.
- Wątpię, on taki nie jest... - mruknęła.
- Hej, wy! - usłyszałyśmy, po czym się odwróciłyśmy. - Macie coś, co należy do nas! - to był koleś z lotniska ze swoimi kolegami. Boże, jakie goryle, pomyślałam.
- Że niby to? - Jen pokazała im torebkę.
- Tak! Oddajcie nam to, a my grzecznie sobie pójdziemy! - odezwał się pan Łysol.
- Nie! - powiedziała pewnie Jen.
- Co?! - spojrzałam na nią zdziwiona.
- No to sami to sobie weźmiemy! - spojrzeli na nas z ukosa.
- Wiej! - krzyknęła Jen i rzuciła się biegiem w głąb parku. Nie wiele myśląc pobiegłam za nią. No a oni pobiegli za nami. Normalnie jak pieski.
- Odbiło ci?! - zrównałam z nią bieg.
- Ci kolesie nie mogą dostać tego czegoś! - była już z lekka zdyszana. - W filmach to zawsze się źle kończy!
- Ty znowu o tym filmie! Jeszcze mi tu Beatlesów brakuje! - syknęłam. No i to kompletnie mnie zabiło! W całym parku rozległa się piosenka wspomnianego przeze mnie zespołu, gdyż niedaleko nas organizowany był jakiś festyn, czy coś tam.
- Serio?! - Jen się rozejrzała, a chwilę potem obie wbiegłyśmy w krzaki, by zaraz po nich mieć bliskie spotkanie z ziemią, bo spadłyśmy z murku.
- Wracajcie tu! - ten łysy za nami biegł.
- Jennifer, szybko! - złapałam ją za rękę i pociągnęłam w stronę miasta. Tam krążyłyśmy po uliczkach i wszędzie, żeby tylko ich zgubić.
- Padam na twarz! - jęknęłam, kiedy leżałyśmy na trawie w parku całe zziajane.
- W życiu się tyle nie nabiegałam! - Jen próbowała uspokoić oddech.
- Tam są! - kolesie w czarnym pojawili się na horyzoncie.
- Co?! Nie możesz odpuścić?! - spojrzała ponownie w górę.
- Chodź! - pociągnęłam ją do toalety, która stała na środku parku.
- Odbiło ci?! Teraz nie uciekniemy! - naskoczyła na mnie, kiedy zamknęłam drzwi.
- Wyjścia nie...! - nie skończyłam, bo Jen o coś się oparła, a podłoga pod nami się rozsunęła. Z krzykiem na ustach leciałyśmy tunelem w dół...





~*~




Jejciu, trochę długi o.O
Ale to nic xd
Najważniejsze jest to, że w końcu go napisałam. Korcił mnie ten pomysł dość długo, więc się przyznam, że nie byłam do niego całkiem przekonana. No ale jest napisany, więc resztę zostawiam Wam ^,^
Następna część tego wszystkiego już niedługo ;>

13 komentarzy:

  1. Dobra... Końcówka była dziwna, ale fajna. A co tam. Rozdział wyszedł świetny, jak zwykle. I co będzie dalej?
    Dawaj następną notkę

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahahahahahah nie no pomysł genialny;d;d;d zajebisty dziewczyno hahahahaha BTR Movie hahahahahaha w dziewczyńskiej wersji matko ubóstwiam cie;d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. P.S u mnie nnhttp://bigtimerushforeverlife.blogspot.com/

      Usuń
  3. Nie no pomysł zarąbisty.xD ^^ Jestem baaardzo ciekawa co będzie dalej.;D Czekam z niecierpliwością na nn.;*
    Pozdr. Pati

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja to nigdy nie wiem co kupić chłopakowi na urodziny... więc najczęściej kupuję jakieś gry na komputer ^,^
    Łuhuhu, ale dziewczyny nabroiły, to się teraz nieźle w to wkręciły ;D
    Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  5. No woow *__* Nie muszę ci mówić, że świetnie piszesz, bo pewnie o tym wiesz :P
    Ale tak:
    1. Gratulacje z okazji 100 rozdziału :* <3
    2. Pomysły to masz niezłe hahah :D
    3. Kocham Cię <3
    4. Uwielbiam tego bloga *.*

    Pozdrawiam <333

    OdpowiedzUsuń
  6. Gratuluję 100 rozdziału! Jest świetny...a z tej rozmowy telefonicznej z BTR to śmieje się do teraz... Cudo! Czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. Gratuluję setnego rozdziału, oby tak dalej! ogólnie opowiadanie bardzo mi się podobało, jest ciekawe, już masz we mnie czytelniczkę :)) Myślę, że wtrącenie tu scen z BTM to dobry pomysł, akcja będzie jeszcze ciekawsza. czekam na nowość :)
    Pozdrawiam, Joanna.

    OdpowiedzUsuń
  8. po prostu... WoW czekam na nexta

    OdpowiedzUsuń
  9. Serdecznie zapraszam Cię na mój nowy blog, w którym opisuję życie niezwykle zbuntowanej dziewczyny - Pauli Fallow. Ku zadowoleniu każdej Rusherki, opowiadanie poświęcone będzie chłopcom z BTR'u. Niezwykle zależy mi na opinii, więc zachęcam do komentowania. :)
    Paula Fallow

    OdpowiedzUsuń
  10. wszystkie rozdziały są super a najbardziej mnie ciekawi kiedy chłopacy wrócą z trasy:)) ^^^<33
    czekam na następny
    pozdrawiam XD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomnałabym to jest najlepszy blog jaki czytałam.:33
      a ten pomysł był świetny;P

      Usuń
  11. Gratulacje z okazji 'stówki' :) No i tak, kupić facetowi prezent toż to zgroza. Traf w to co by chciał albo w to co by mu się podobało? Ryzyk - fizyk ;) Czekam na ciąg dalszy i zapraszam http://big-time-rush-ciri.blog.onet.pl - Ciri

    OdpowiedzUsuń