Hejoo xd
O rany, ale długo mnie nie było ... o.O
Strasznie Was przepraszam, ale miałam małe problemy z internetem ... -,-
Ale już jest dobrze i rozdział się pojawia ;)
Obiecuję, że nadrobię wszystkie Wasze blogi i w najbliższym czasie je skomentuję :).
Mam humor, mam humor, mam humor... ! xD
Haha! Dobra, mniejsza o to, ale jest coś w czym muszę Was uświadomić ... ;>
Albo nie... Zostawię to, żebyście się domyśliły xd
~*~
Obudził mnie dzwoniący telefon. Jęknęłam niezadowolona, po czym zerknęłam na zegarek. Wskazywał dwunastą. Sięgnęłam po komórkę, ignorując to, że Jennifer przytulała się do mojej poduszki na drugim końcu łóżka.
- Halo? - odebrałam, ziewając.
- Jessica...? - usłyszałam cichy głos Monic.
- Mo...? Czemu budzisz mnie tak wcześnie? - jęknęłam, kładąc się z powrotem na poduszce i zamykając oczy.
- Błagam cię, przyjdź do mnie... - głos jej drżał.
- Monic, co się stało? - zmartwiłam się, siadając.
- Proszę, przyjdź... - załkała i się rozłączyła.
- Co jest? - mruknęła Jen, podnosząc głowę i przecierając oczy.
- Coś z Monic... - wstałam szybko z łóżka, próbując się do niej dodzwonić. Jennifer poderwała się z łóżka i obie po chwili stałyśmy w pod pokojem Mo i Christine.
- Dziewczyny? - zapukałam niepewnie, wchodząc do środka.
- To wszystko mi śmierdzi... - mruknęła Jen, rozglądając się.
- Monic...? - spytałam niepewnie, wchodząc do jej sypialni. Siedziała skulona na łóżku i płakała.
- Mo, co się stało? - spytała cicho Jennifer, siadając obok niej.
- Ja nie chciałam... To nie miało tak być... - wydusiła.
- Ale co się stało? - usiadłam obok.
- Matt... - załkała, przytulając się do mnie.
- Co ci zrobił? - Jen wyglądała na zdenerwowaną.
- Nic... My po prostu... - odsunęła się ode mnie.
- Nie... Nie, nie, nie! Oszalałaś?! - wybuchnęłam.
- To nie była nasza wina! To stało się tak nagle! - broniła się zapłakana.
- Do jasnej cholery, coś ty zrobiła?! - teraz Jen na nią naskoczyła.
- Ja nie chciałam! To był impuls! - ukryła twarz w dłoniach i popłakała się bardziej.
- Jaki impuls?! Jaki impuls?! - wstałam wściekła. - A co z Carlosem?! Już o nim zapomniałaś?!
Nic nie odpowiedziała. Nawet na mnie nie spojrzała.
- Monic, do cholery, odpowiedz! - wrzasnęła Jen.
- To nie wasza sprawa! - krzyknęła, patrząc na nas wrogo.
- A tu co się dzieje? - do środka weszła zdziwiona Christine.
- Nie uważasz, że jednak nasza?! - nie zwróciłam na nią uwagi. - Carlos to nasz przyjaciel, więc mamy prawo się nim interesować!
- Co znowu mu zrobiłaś? - Chrisie zaczęła łapać.
- Powiedziałam, że to nie wasza sprawa! - syknęła.
- A niby kogo?! Matta?! - Jen była wściekła. - Zostawiłaś Carlosa, bo PRZEZ PRZYPADEK pocałował Christine! A ty co robisz?!
- Powiedziałam już, że to nie wasza sprawa! - syknęła Monic, wstając z łóżka. Jeszcze tak wściekłej jej nie widziałam.
- Monic, uspokój się! - Christine próbowała zapanować nad sytuacją.
- Nie wtrącaj się! Weszłaś z butami w nasze życie i myślisz, że to nam nie przeszkadza?! - warknęła Blue.
- Monic, do cholery, zamknij się! - wrzasnęłam, a w pokoju zaległa cisza. Jennifer spojrzała na mnie zdziwiona. Wcale się nie dziwię. Sama bym się tego po sobie nie spodziewała.
- Carlos to już przeszłość...! - wycedziła Mo przez zęby.
- Ale, Monic... - zaczęła Jen.
- Powiedziałam coś! - wściekła zmierzyła ją wzrokiem. - I koniec tego tematu!
- Jak zwykle, kiedy trzeba to uciekasz! - warknęłam.
- Jessica, nie wtrącaj się! - podeszła do mnie na niebezpieczną odległość.
- Bo co?! - syknęłam.
- Ciągle się dziwię, dlaczego James wybrał ciebie a nie Miriam! - posłała mi mordercze spojrzenie.
- Monic... - mruknęła ostrzegawczo Jennifer.
- O co ci znowu chodzi? - spojrzałam na nią dziwnie.
- O to, że jesteś zwyczajną dziewczyną z zapyziałego miasteczka! O to w tym wszystkim chodzi! Ojciec Miriam przynajmniej jest reżyserem, a twój jest nikim! - wyszła z pokoju, trącając mnie ramieniem. Christine też wyszła. Słowa Monic ją trafiły, i to jak.
- Hej, spokojnie, będzie dobrze... - Jennifer mnie przytuliła i zaczęła głaskać po plecach, kiedy w oczach stanęły mi łzy.
- Obiecaj mi jedno... - odsunęłam się od niej i na nią spojrzałam.
- Co takiego? - zdziwiła się.
- Że po naszym powrocie będę mogła wrócić do Middletown - powiedziałam poważnie.
- No chyba żartujesz! W życiu ci na to nie pozwolę! - dodała hardo Jen. - Olej Monic i ciesz się wakacjami! Nie przyjechałyśmy tu po to, żeby się kłócić, tylko wypoczywać!
- Może masz rację - westchnęłam ciężko. - Ale czemu naskoczyła na Christine?
- Kryzys wieku średniego? - spojrzała na mnie z dziwną miną, kiedy ruszyłyśmy do drzwi.
- Mówię poważnie! - oburzona założyłam ręce na piersi.
- Ja też! - poszła w moje ślady, na co parsknęłyśmy śmiechem.
Kiedy już wróciłyśmy do siebie, zjadłyśmy śniadanie i się przebrałyśmy. W końcu ja i Jennifer miałyśmy spotkać się z Emily i Sam godzinę temu.
- Ej, Jennifer, o co chodziło wczoraj Kendallowi? - spytałam, zamykając pokój.
- Chodzi ci o to, że nie odbieram telefonów od Logana? - spytała, żeby się upewnić.
- No tak... - mruknęłam, kiedy ruszyłyśmy do windy.
- Sama nie wiem, o co się wścieka - westchnęła ciężko. - Odkąd wyjechali w trasę to zadzwonił do mnie tylko kilka razy i zawsze odbierałam.
- Kilka razy? To znaczy ile...? - spojrzałam na nią uważnie.
- Dwa albo trzy... - mruknęła, zakładając ręce na piersi i opierając się o ścianę windy.
- Na twoim miejscu... - urwałam, bo jej telefon zaczął dzwonić.
- To Logan... - spojrzała na wyświetlacz, a potem na mnie.
- Włącz na głośnik - powiedziałam szybko, a ona westchnęła ciężko i spełniła moje polecenie.
- Hej... - zaczęła, wymuszając się na lekki uśmiech.
- Hej?! I tyle?! Wiesz, ile razy do ciebie dzwoniłem?! - uniósł się, a we mnie, aż się zagotowało.
- Dokładnie trzy razy. Jeśli chcesz to mogę podać ci datę i godzinę - mruknęła Jennifer.
- I trzy razy za dużo! - syknął. - Czemu ty do mnie nie dzwonisz, tylko ja muszę zawsze do ciebie?!
- A wziąłeś pod uwagę to, że nie mam czasu, albo jestem zajęta? - spytała cicho.
- Zajęta?! Niby czym?! - prychnął.
- Ja... - zaczęła.
- Leżenia cały dzień przed telewizorem z miską popcornu albo opalania się nie bierz pod uwagę - mruknął poirytowany.
- Masz rację, będę częściej dzwonić, skoro nie mam nic do roboty - mruknęła Jennifer, zaciskając zęby. Do cholery, czemu mu nie powie, że tańczy u Joe i Vivienne?!
- Jennifer, co się z tobą dzieje? - Logan nieco złagodniał.
- Nie wiem, to chyba przez tę trasę - powiedziała cicho.
- Tak, najlepiej zganiaj na moją pracę - Henderson na nowo zaczął się denerwować.
- Ale ja tylko... - zaczęła Jen.
- Nie chcę wiedzieć. Pamiętaj tylko, że jak na razie to ja płacę za wszystko, co jest twoje - dodał dumnie, a mnie szlag jasny trafiał.
- Wcale nie, bo sama za wszystko płacę! - oburzyła się Jennifer. - Pracuję i zarabiam jak każdy normalny człowiek, więc przestań w końcu mi wypominać to, że RAZ pożyczyłam od ciebie pieniądze.
- Raz?! Raz?! - brunet się wkurzył. - Kilka razy!
- Logan, do jasnej cholery, opanuj się wreszcie! - nie wytrzymałam i się odezwałam. - Jennifer pożyczyła od ciebie pieniądze i zaraz ci je oddała, i zrobiła to tylko RAZ!
- Logan, co ty wyprawiasz?! - w tle rozległ się głos Carlosa. - Chcesz, żeby cię Jennifer rzuciła?!
- Odczep się! Rozmawiam! - chyba zaczęli się przepychać.
- Chłopaki, spokojnie! Ej! - do akcji wkroczył Kendall.
- Stary, za dużo wypiłeś! Idź się połóż! - James się zdenerwował, a zaraz potem dostał ktoś w twarz. Spojrzałyśmy z Jen po sobie przestraszone.
- Do jasnej cholery, co wy robicie?! - no i finał, do akcji dołączył się Michael. - Logan, do cholery...! - przerwało połączenie. Opuściłyśmy windę z szeroko otwartymi oczami. Obie byłyśmy całe roztrzęsione. Usiadłyśmy na jakiejś sofie, która stała niedaleko.
- Dzwonię do Kendalla - powiedziałam szybko, wybierając numer blondyna.
- Co tam się dzieje? - Jen złapała się za głowę, opierając się łokciami o kolana. - Co się z Loganem dzieje?
- Nie odbiera... - jęknęłam niezadowolona, kiedy próbowałam już trzeci raz.
- Tu jesteście! A my was wszędzie szukałyśmy! - Emily podeszła do nas z Harry'm na rękach.
- Wszystko w porządku? - Sam zmartwiona usiadła obok Jennifer. Nic nie powiedziała, tylko pokręciła przecząco głową, na co przyszła pani Johnson gdzieś ją zabrała.
- Jessica, co się stało? - Em wyczuła mój podły humor i usiadła obok, biorąc swojego synka na kolana. Westchnęłam ciężko i opowiedziałam jej wszystko, od kłótni z Monic po sytuację w windzie. Była niemniej zaskoczona i przestraszona tym wszystkim, co ja. Oczywiście od razu dzwoniła do Michaela, ale jak się spodziewałyśmy, nie odbierał.
Czasami mam wrażenie, że to jeden wielki koszmar, z którego za chwilę się obudzę. Całe to Los Angeles, cała ta niby wielka miłość... Dobrze chociaż, że mam Jennifer przy sobie. Naprawdę nie wiem, co ja bym czasami bez niej zrobiła.
- Niech no tylko dorwę tatusia to będzie źle! - Emily wzięła Harry'ego na ręce i wściekła ruszyła do wyjścia z hotelu. Na zewnątrz czekała już na nas Sam.
- A gdzie Jennifer? - zdziwiłam się, rozglądając.
- Rozmawia ze swoją mamą - spojrzała w stronę, gdzie kilka metrów dalej Jen rozmawiała przez telefon.
- Co z nią? - zmartwiła się Emily.
- Na razie dobrze - westchnęła Sam. - Jeśli Logan będzie się tak dalej zachowywał to dziewczyna się załamie. Mówiła mi, że słyszałyście jak kogoś uderzył - spojrzała na mnie.
- To znaczy, nie jest powiedziane, że akurat Logan wymierzył cios. Równie dobrze on mógł dostać - mruknęłam.
- Tej opcji też wykluczyć nie możemy - Sam ponownie spojrzała na Jennifer. - Ale martwi mnie jej psychika. Ciągle się o coś martwi, a teraz jeszcze ten telefon.
- Sama nie wierzę, że to proponuję, ale nie lepiej byłoby, gdyby przez jakiś czas w ogóle się nie kontaktowała z Loganem? - odezwałam się. - Skoro ciągle się kłócą, to po co Jennifer ma się martwić?
- To już zależy od niej - Cortiego uniosła ręce do góry. - Jeśli chcesz to możesz z nią o tym porozmawiać, tylko pamiętaj, że nie możesz jej do niczego zmuszać. Sama musi w końcu się trochę postarać.
- Jasne, rozumiem... - mruknęłam.
- Dobra, koniec tego gadania, bo mnie uszy bolą! - zawołała Emily. - Jesteśmy na wakacjach, Sam! Żadnej pracy, pamiętasz?!
- Pamiętam, pamiętam... - zaśmiała się wyżej wymieniona.
- No i tak ma być! A teraz idziemy na tę wycieczkę! Jennifer, idziesz?! - blondynka spojrzała na moją przyjaciółkę, która po chwili do nas dołączyła.
- Jessica, wiesz, że nasi rodzice idą dzisiaj do klubu? - Jen zrobiła przerażoną minę.
- Co?! No chyba żartujesz! - wybałuszyłam na nią oczy.
- Serio mówię, mama mi powiedziała - zaśmiała się.
- Boże, koniec świata! - jęknęłam. - Za jakie grzechy?!
- Nie marudź tyle! - Jen objęła mnie po przyjacielsku ramieniem. - To jak, idziemy na tę wycieczkę? Chcę w końcu zobaczyć tę rzekę, o której ludzie tyle mówią.
- No wreszcie! - Emily spojrzała w górę, na co tylko się zaśmiałyśmy. Kupiłyśmy jeszcze sobie coś do picia i do jedzenia na drogę. W końcu o pierwszej byłyśmy już w pobliżu lasu, o którym wspominała nam wczoraj Jennifer. Na szczęście wzięłam aparat, więc mogłyśmy uwiecznić tę wspaniałą chwilę, czyli to jak wchodzimy do lasu.
- Rany, dobrze, że nikt nie słyszy moich myśli - zaśmiałam się, oglądając zdjęcie.
- Ja słyszę! - zawołała mi Jen do ucha, na co podskoczyłam ze strachu.
- Małpo, bo cię utopię w tej rzece! - zagroziłam rozbawiona.
- Za płytka jak na to sadło! - zaśmiała się, łapiąc za brzuch i idąc przed siebie. - What doesn't kill you makes you stronger! - zaczęła śpiewać, na co pokręciłam z niedowierzaniem głową i ruszyłam za nią.
- Kto tak pieje, co? - zaśmiała się Sam, odwracając w naszą stronę.
- Ja! - wyszczerzyła się Jen.
- Wariatka na wolności! - zawołałam rozbawiona.
- Dobra, dziewczyny, a teraz cicho, bo tu jest zakaz wydawania głośnych dźwięków - oznajmiła Emily, patrząc na stojącą niedaleko tabliczkę.
- Słyszałaś, Jessica? - Jen się do mnie odwróciła. - Nie odzywaj się.
- Małpo jedna! Teraz to cię serio utopię w tej rzece! - uśmiechnęłam się szatańsko, po czym z dobrymi humorami ruszyłyśmy w głąb lasu, trzymając się oczywiście wyznaczonego szlaku.
Rozglądałam się z uśmiechem, a widząc jakieś ciekawe kwiaty i zwierzęta, od razu robiłam im zdjęcia. Oczywiście dziewczyny, które wędrowały przede mną, na nich też były. Najbardziej podobał mi się Harry, który wśród tych wszystkich liści i drzew wyglądał na małego elfa. Wiem, dziwne określenie, ale nie wiem, jak go inaczej nazwać. Najlepsza fotka, na której był, to chyba ta, kiedy stał przy jakimś krzaku i patrzył z uśmiechem na kolorowego motyla. Eh... Dzieci, takie małe, słodziutkie szkraby...
- Którędy teraz? - spytała Emily po godzinie, zatrzymując się i rozglądając w poszukiwaniu jakiejś tabliczki. W końcu nie szłyśmy drogą, która prowadziła prosto do rzeki, tylko na skróty.
- Wiedziałam, że te skróty to zły pomysł - mruknęła Sam, a ja podałam jej rękę, żeby mogła wejść swobodnie na kłodę, na której stałam z Em.
- Dziewczyny to chyba tędy... - Jen spojrzała w lewo.
- Skąd wiesz? - zdziwiłam się.
- Wystarczy, że będziesz cicho, a usłyszysz szum wody - puściła mi oczko, po czym ruszyła przed siebie. Wzięłam Harry'ego na ręce i razem z dziewczynami poszłam za nią. Po kilku minutach zatrzymałyśmy się, wpatrując się w cudowne miejsce, które rozpościerało się przed nami.
- Wow... - wydusiłam, rozglądając się z szeroko otwartymi oczami.
- Ale tu pięknie... - powiedziała cicho Emily, idąc moim śladem. Postawiłam chłopca na ziemi, a on podszedł z Sam do brzegu jeziora.
- Daj, zrobię wam zdjęcie... - Jennifer zabrała mi aparat, po czym popchnęła mnie w stronę reszty. Porobiłyśmy masę fotek, a po jakichś dwóch godzinach, które wykorzystałyśmy na kąpiel w tej cudnej wodzie, postanowiłyśmy się zbierać, jednak tym razem skorzystałyśmy ze ścieżki, którą przybyli nowi turyści.
- I pomyśleć, że jesteśmy tu dopiero drugi dzień, a widziałyśmy już takie miejsce - uśmiechnęłam się, a na sercu zrobiło mi się cieplej, kiedy Harry podszedł do Jennifer i wziął ją za rękę.
- Jeszcze pięć dni i wrócimy do Los Angeles... - Samantha się przeciągnęła.
- Ja nie wracam! - zaśmiała się Emily. - Zostaję tu na zawsze!
- Na zawsze to trochę długo... - udałam, że się zastanawiam.
- A tata bendzie tensknic... - Harry do niej podbiegł.
- Masz rację, nie możemy go zostawić! - zaśmiała się blondynka, biorąc go na ręce. Zawtórowałyśmy jej, po czym pogrążone w rozmowie opuściłyśmy las, kierując się od razu do budki z lodami.
- Dzisiaj na plaży jest impreza przy ognisku, śpiewy i ta reszta, co powiecie na to, żebyśmy poszły? - spytała Sam. Emily niemal od razu się zgodziła.
- Może być ciekawie... - wzruszyłam ramionami.
- Też się piszę - uśmiechnęła się Jen.
- No to spotkamy się o siódmej w holu, a póki co idziemy do hotelu coś zjeść, bo umieram z głodu - zarządziła Sam, a my zaczęłyśmy się śmiać. Po godzinie siedziałyśmy już w swoim pokoju i odpoczywałyśmy. Walnęłam się u siebie na łóżku i wzięłam do ręki laptopa. Miałam zamiar zadzwonić do chłopaków i dowiedzieć się, co się u nich dzieje.
- Hej, co robisz? - spytała cicho Jen, stając w drzwiach.
- Dzwonię do chłopaków... - uśmiechnęłam się lekko, a ona westchnęła ciężko i usiadła obok mnie. Coś nie wyglądała za dobrze. Czyżby choroba ją złapała?
- Cześć wam... - westchnął Kendall, kiedy nas połączyło.
- No hej, co ty masz taką minę? - zaśmiałam się. Wyglądał jakby tydzień nie spał.
- Weź mi nic nie mów - jęknął, przecierając ręką twarz. - Ta trasa zamienia się w jakiś koszmar.
- Czemu? Co się stało? - spytała Jen.
- Co robisz? - w tle rozległ się przybity głos Carlosa.
- Gadam z Jess i Jen... - mruknął Kend, a po chwili na ekranie pojawiła się twarzyczka Latynosa.
- Hej, jak się czujesz? - uśmiechnęłam się lekko.
- Jakoś leci... - westchnął ciężko. Wyglądał okropnie.
- Carlos... - zaczęłam.
- Jessica, proszę, nie gadajmy o tym... - jęknął. - To nie na moje siły.
- Dobrze, przepraszam... - powiedziałam cicho.
- Jesteśmy! - w tle dało się słyszeć krzyk Michaela.
- Ciszej! Logan śpi! - krzyknął cicho Kendall.
- Co robicie? - cichy głos Jamesa.
- Gadamy z dziewczynami... - mruknął Carlito.
- Z...? - Maslow dosiadł się do chłopaków, a Jennifer z wrażenia zasłoniła sobie usta dłonią. Pod lewym okiem miał opatrunek, a nad brwią widniał plaster.
- Jejku, co ci się stało? - spytałam przestraszona.
- Małe kłopoty, ale to nic... - mruknął, patrząc niepewnie na Jen, której zbierało się na płacz.
- Małe?! - oburzył się cicho Michael, który zapewne stał za laptopem. - Oko prawie straciłeś, a ty mówisz, że to nic?!
- Widocznie to nie Logan oberwał... - spojrzałam niepewnie na Jennifer. Płakała.
- James, przepraszam... Nie wiem, co w niego wstąpiło... Nigdy taki nie był... - załkała.
- Hej, mała, spokojnie... - uśmiechnął się. - Nic się nie stało.
- Przepraszam, naprawdę... - dodała cicho, po czym z płaczem wyszła. Westchnęłam ciężko i oparłam się o ścianę łóżka.
- Pogadam z nią... - mruknął cicho Carlos, grzebiąc coś w telefonie i odchodząc.
- O co poszło? - spytałam cicho. Ten opatrunek Jamesa mnie przerażał. Jak oni mogli się pobić?
- A jak myślisz? - spytał Kend, a James gdzieś poszedł.
- O to, że Jennifer nie odbiera telefonów od Logana? - uniosłam brwi do góry.
- Bingo... - mruknął. - Chociaż nie rozumiem, czemu on się wścieka? Sprawdzaliśmy jego telefon...
- I co? - wtrąciłam zaciekawiona.
- I dzwonił do Jennifer ledwie pięć razy... - dokończył. - Za to ma masę połączeń pod jakiś obcy numer.
- A James...? Czemu ma ten opatrunek...? - spytałam drżącym głosem. Cholernie się martwiłam o tego głupka.
- Niech sam ci powie... - westchnął blondyn, gdy szatyn usiadł obok niego. Schmidt się zmył, a my prawdopodobnie zostaliśmy sami. Zapadła grobowa cisza...
- Rozumiem, że nadal się wściekasz, tak? - spytałam w końcu. Musiałam jakoś przerwać to milczenie.
- A jak myślisz? - mruknął. - Gdybym ja obściskiwał się z jakąś dziewczyną zrobiłabyś to samo...
- Do cholery, nawet nie dałeś mi tego wyjaśnić! - podniosłam głos.
- Co chciałaś mi wyjaśniać?! - również się uniósł. - Że się zakochałaś?!
- Kretynie, to był mój brat! - krzyknęłam, a on miał tak wielkie oczy, że myślałam, iż za chwilę mu wypadną.
- Jak to, twój brat? - zdziwił się. - Nie mówiłaś, że masz rodzeństwo.
- Bo nie pytałeś... - mruknęłam.
- Zaraz mi jeszcze powiesz, że twoi rodzice pracują w FBI - prychnął sarkastycznie.
- Ty mnie w ogóle nie denerwuj, zazdrośniku jeden! - oburzyłam się.
- Ja? Zazdrosny? - wybałuszył na mnie oczy.
- James, do cholery, jesteśmy razem, ale skoro moje słowa ci nie wystarczają to już twój problem... - usiadłam wygodniej.
- Możemy o tym nie rozmawiać? - spojrzał na mnie. - Miałem ciężki dzień...
- Widzę właśnie... Bić się z własnym przyjacielem, do reszty oszalałeś - założyłam ręce na piersi.
- Nie moja wina, że Jennifer związała się z alkoholikiem! - syknął. - I nie moja wina, że oberwałem, bo Logan schlał się w trzy dupy!
- Przestań, dobrze?! Przestań! - krzyknęłam cicho. - Jennifer i tak zanadto się martwi tym wszystkim! Nie musisz dodatkowo jej dobijać!
- Ale ja jej nie dobijam! - oburzył się.
- Dobra, skończmy tę rozmowę, bo ona nie ma sensu - uniosłam ręce do góry.
- Całe moje życie nie ma sensu... - prychnął, po czym się rozłączył, a ja głośno westchnęłam i położyłam się na łóżku, zakrywając twarz dłońmi. Na nic nie miałam ochoty. A z plaży musiałyśmy zrezygnować, bo Christine nie doszła do siebie, Monic ciągle się wściekała, a Harry i Jennifer się przeziębili. Do cholery, wszystko się wali...
~*~
Mam nadzieję, że się Wam spodobał, bo naprawdę nie wiedziałam, jak go napisać ^^'
A póki co to... See you later .! ;**
Nie no co się dzieje z Loganem ? Szczerze to dzeiwczyny mają zarąbiste wakacje nie ma co xd Mam nadzieję, że wszystko szybko się ułoży i wóci do normy.. :) Rozdział super, czekam na następny :P
OdpowiedzUsuńRozdział super, denerwuje mnie zachowanie i Monic i Jennifer i Logana i Jamesa. Jak ma sie walic to wszystko na raz-,- Niecch juz wszystko sie ułożty. A Monic to już totalnie odwaliło. Niech sie opanuje i wraca do Carlosa na kolanach błagać o wybaczenie xD on nie może cierpieć;p dobnrze że chociaż jedna Jessica che im wszystkim pomóc. szkoda tylko, ze te jełopy tego nie chcę-,- Dawaj szybko kolejny i zapraszam do siebie na http://youonlycount.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAle się stęskniłam za twoim blogiem! Nawet nie wiesz, jak się ucieszyłam, że dodałaś rozdział. Myślałam już, że zrezygnowałaś, ale szybko odsunęłam od siebie taką myśl.
OdpowiedzUsuńLogan... co się z tobą dzieje? Ehh... czyżby kolejny kryzys pomiędzy Jen a Hendersonem? Oby nie!
Oj James, James powiem teraz tak: Dobrze, że dostałeś, ale nic ci się w tej głowie dobrze nie poukładało. Denerwuje już mnie tym zachowaniem. Zazdrośnik :)
Czekam nn :*
super, że znowu zaczęłaś pisać;) rozdział niesamowity^^ no nie spodziewałam się tego po Loganie;/ a! no i mam nadzieję, że James pogodzi się z Jessicą;D pisz szybko następny;*
OdpowiedzUsuńOjej! Co Logana ugryzło?? Zmienił się i to bardzo...
OdpowiedzUsuńUhhh... Ale Jamie oberwał ; / Niedobrze...
I mam nadzieję, że w końcu się Jessica i James pogodzą.
Niech będzie jak dawniej, a nie sie wszystko wali ; (
P.S. Wpadnij do mnie: james-and-vanessa-big-love.blogspot.com
I jakbyś chciała sobie coś fantasy poczytać, to też wejdź tutaj: you-plus-me-together-forever.blogspot.com ;***
Omg... WTF co tam sie wgl dzieje?!? Logan wez ty sie kurna ogarnij! Ja na niejscu Jamesa to bym mu oddala... Ahh... James ty tez sie kurna ogarnij i przepros Jess bo tak to kuzna sie nie da! Zeczywiscie wszystko sie wali... Ale zawsze po bocy wschodzi slonce ;) Mam nadzieje, ze wszystko szybko sie ulozy... Logan alkoholiku ogarnij dupe ciolku jeden!!! No, juz mi lepiej xD Dawah szybciutko nn, bo jestem meega ciekawa co bd dalej :D
OdpowiedzUsuńJa przez Ciebie mam zryty mózg! Co się dzieje?! Łota fuk is tys?! Logan'a nie poznaję już.. Co się z Nim dzieje do cholery?! A James, chłopie weź ogarnij swój gwiazdorski tyłek. Swojej dziewczynie nie wierzyć?! Ugh.. LA zmienia ludzi. x.x Boże jak ja dawno nie pisałam komentarzy. Zabij mnie kobieto. x.x Czekam na następny. <3
OdpowiedzUsuńLogan-alkoholikiem XD
OdpowiedzUsuń