10 kwietnia 2013

Rozdział 97

Hejoo xd
Kolejny rozdział i jak widać szybciej niż poprzedni ^^ .
Dedykuję go Nelly ;**
Mniejsza o to, także zapraszam .!


~*~



       Jennifer całą noc nie spała, bo kaszlała i płakała na zmianę. A co za tym szło ja nockę też miałam zarwaną. Miałam tego wszystkiego po dziurki w nosie. Kiedyś nie pomyślałabym, że sprawy tak się skomplikują. Chyba naprawdę zacznę rozmyślać nad powrotem do Middletown...
       Westchnęłam ciężko, po czym zalałam herbatę wrzątkiem i zaniosłam ją do pokoju Jen. Całe szczęście, że przed chwilą zasnęła. Dochodziła dziesiąta, a ja myślałam, że zasnę na stojąco. Postawiłam kubek na jej szafce nocnej, po czym dotknęłam dłonią jej czoła. Nie było tak gorące jak w nocy. Widocznie gorączka jej spadła, pomyślałam. Ale jak bardzo? Nie zastanawiając się dłużej zmierzyłam jej temperaturę.
- Stan podgorączkowy... - odetchnęłam z ulgą. Widocznie zalecenia Mark'a działają. Ciągle nie wierzę, że Sam w środku nocy do niego dzwoniła. Fakt, u niego był już dzień, ale u nas północ.
- Jessica...? - usłyszałam jak ktoś wchodzi frontowymi drzwiami do środka. Po cichu opuściłam sypialnię Jennifer i zamknęłam drzwi.
- Jejku, Christine, martwiłam się o ciebie... - od razu przytuliłam blondynkę, kiedy ją zobaczyłam.
- Niepotrzebnie... - uśmiechnęła się lekko. - Andree był ze mną cały czas - spojrzała na chłopaka stojącego obok, a on bez słowa ją przytulił. Gadaliśmy ze dwie godziny, po czym się zwinęli i poszli na plażę. Zmęczona i z potwornym bólem głowy położyłam się na kanapie i zamknęłam oczy. Musiałam chociaż chwilę odpocząć...
- Cholera... - zaklęłam cicho pod nosem, gdy zadzwonił telefon Jennifer. Sięgnęłam po niego na stolik, a widząc kto dzwoni, bez wahania odrzuciłam połączenie i go wyłączyłam. Ponownie się ułożyłam i zasłoniłam sobie ręką oczy. Musiałam zasnąć, tylko za Chiny nie mogłam! Kiedy leżałam tak chyba z godzinę, ktoś zapukał do drzwi.
- Otwarte! - krzyknęłam cicho, a do środka weszły Sam i Emily z Harrym na rękach. Zrobiłam kawę i usiadłyśmy w salonie.
- Jak się czuje Jennifer? - spytała zmartwiona Sam.
- Narazie chyba dobrze, bo zasnęła - mruknęłam. - Całą noc przepłakała.
- Wcale się nie dziwię... - mruknęła Emily.
- A jak nasz mały szkrab, co? - zaśmiałam się cicho, biorąc chłopczyka na kolana.
- Na szczęście to było chwilowe - westchnęła Johnson. - Dobrze, że Mark nam pomógł.
- Właśnie! Do teraz do mnie nie dotarło, że dzwoniłaś do niego w środku nocy - rozbawiona spojrzałam na Sam.
- Słońce, siłą rzeczy to u nich był już dzień - puściła mi ze śmiechem oczko.
- Szczegóły! - rozbawiona wywróciłam oczami. Gadałyśmy praktycznie o wszystkim. Głównie o ślubie Sam i o tym, jak się udzielam charytatywnie. No i tak zleciał nam czas do piętnastej. W końcu zaczęło nam burczeć w brzuchach i postanowiłyśmy zejść na dół coś zjeść. Okazja idealna, zwłaszcza, że Jennifer nadal spała.
- Zjem konia z kopytami! - zaśmiała się Emily, kiedy zmierzałyśmy do drzwi.
- Lepiej nie, bo się roztyjesz i Michael cię zostawi! - zawtórowała jej Sam.
- Nie zostawi! - Em wystawiła jej język, a drzwi od sypialni Jen się otworzyły.
- Rany, ale mnie kark boli... - jęknęła Jayde, kręcąc głową.
- Jak się czujesz? - zmartwiłam się, podając jej tabletki i szklankę soku.
- Nawet dobrze, czemu pytasz? - spytała, gdy wzięła leki.
- Martwię się po prostu. Idziemy coś zjeść. Idziesz z nami? - stanęłam obok dziewczyn.
- Szczerze, to nawet zgłodniałam - zaśmiała się cicho Jen, zakładając swoją bluzę i buty.
- No to idziemy! - zarządziłam, a kwadrans później siedziałyśmy już w bufecie i napełniałyśmy swoje żołądki. Gadałyśmy o różnych sprawach, głównie o przyszłości mojej i Jennifer. No i nieoczekiwanie temat zszedł na hobby Jen...
- Planujesz coś w związku z tańcem? - zaciekawiła się Sam. - W końcu to branża, która zapewnia sporo pieniędzy.
- Sama nie wiem... - mruknęła obojętnie Jen. - Na pieniądzach mi nie zależy, a nie tańczę dla sławy, tylko dla przyjemności - dodała, biorąc do ust kawałek pizzy.
- No tak, ale nie chcesz mieć jakiegoś zabezpieczenia? - zdziwiła się Emily.
- Zabezpieczenia na co? - Jen spojrzała na nią uważnie.
- Na przyszłość. Gdyby z czymś ci nie wyszło to taniec ratuje ci skórę - wyjaśniła Sam.
- A jeśli z tańcem mi też nie wyjdzie? - Jennifer uniosła brwi do góry.
- Ej, więcej wiary w siebie! - zaśmiała się Em.
- Wiesz jaki ty masz problem? - spytałam, biorąc na widelec sałatę, którą miałam na talerzu. - Ciągle sobie wmawiasz, że nie umiesz, że nie potrafisz, i że jesteś najgorsza. Zastanów się czasem nad sobą i stań przed lustrem. Powiedz, że dasz radę, poradzisz sobie!
- Jessica ma rację... - uśmiechnęła się ciepło Sam.
- Może i ma rację, ale robi to samo, co ja - prychnęła Jen, mierząc mnie wzrokiem. - Czemu na przykład nie złapiesz za mikrofon i nie zaśpiewasz? Albo nie zostaniesz modelką?
- Po pierwsze, żeby być modelką trzeba mieć ciało - pochyliłam się w jej stronę. - Po drugie, ja nie śpiewam.
- Jasne, jasne... - wywróciła oczami i założyła ręce na piersi.
- Ja wiem swoje, ty wiesz swoje i finał - wzruszyłam rozbawiona ramionami.
- Jak tam impreza na plaży? - spytała Jen.
- Nie byłyśmy, bo Harry też zachorował... - zaczęłam.
- Moje słoneczko? - zmartwiła się i wzięła chłopca na kolana.
- A Christine miała doła - dokończyłam rozbawiona.
- A Andree? Chyba jej nie zostawił, co? - drążyła.
- No co ty? Na krok jej nie odstępował - dodałam.
- A chłopaki się odzywali? - spytała, stawiając Harry'ego na podłodze. Zaraz potem odwróciła się i zaczęła kaszleć. Spojrzałam niepewnie na Emily i Sam. Obie miały ten sam wyraz twarzy.
- Uznałyśmy, że będzie najlepiej jeśli przez jakiś czas nie będziemy się z nimi kontaktować - zaczęłam ostrożnie. - Zresztą to nawet lepiej, bo pokłóciłam się z Jamesem...
- Pokłóciłaś? - Jen zdziwiona napiła się wody. - O co?
- Sama już nie wiem - podparłam się ręką. - Mniejsza o to! Mamy wakacje, a ja nie chcę się zadręczać problemami!
- Ma rację! - dodała Emily, biorąc swojego synka na kolana. - Co dziś robimy?
- Jest w pół do piątej... - odezwała się Sam, patrząc na zegarek.
- No raczej na żadne zakupy i zwiedzanie nie opłaca się nam iść - oznajmiła Jen.
- To może pójdziemy dzisiaj na tę plażę, co? Podobno te ogniska są co wieczór - uśmiechnęła się Em.
- Czyli plaża - wyszczerzyłam się. - Christine i Andree pewnie też się zgodzą.
- A co z Monic i Mattem? - spytała Sam.
- O wilku mowa... - mruknęła Jen, patrząc na przechodzącą niedaleko i trzymającą się za ręce parę. Mo posłała nam jedynie mordercze spojrzenie i oboje zniknęli.
- Nie mamy co liczyć na ich towarzystwo... - mruknęłam.
- Się przejmujesz! Więcej ognia dla nas! - wyszczerzyła się Jen.
- Jak zawsze optymistka - zaśmiałam się.
- Przepraszam? Problemik? - spojrzała na mnie z ukosa, a to że miała chrypkę przyprawiło mnie o dreszcze. Brzmiała jak jakiś psychol.
- Nie, no skąd... - mruknęłam rozbawiona.
- No to może chodźmy jeszcze na jakiś spacer, co? Może po drodze spotkamy Chrisitne i Andree... - zaproponowała Sam.
- A ja widzialem jak ten pan psytula tamtą panią... - odezwał się Harry, a my myślałyśmy, że nam gały wypadną.
- Jak to jest, że on ma półtora roku i mówi? - wyszczerzyła się Jen.
- Przeważnie dzieci zaczynają mówić właśnie w tym wieku - zaśmiała się Emily.
- Serio? - zdziwiła się Jennifer.
- Będziesz mieć swoje dzieci to będziesz wiedzieć - zaśmiała się Sam.
- Ja nie będę mieć dzieci - Jen założyła ręce na piersi.
- Czemu? - zdziwiłam się.
- Bo boję się porodu... - ściszyła głos, a my parsknęłyśmy śmiechem. W dobrych humorach opuściłyśmy bufet i ruszyłyśmy na spacer. Oczywiście nigdzie nam się nie spieszyło, także wstąpiłyśmy jeszcze na plażę, gdzie powiadomiłyśmy Christine i Andree o naszych planach. Zgodzili się niemalże od razu, a my zadowolone postanowiłyśmy wrócić do hotelu.
- Tam jest moje dziecko! Moje dziecko! - usłyszałyśmy krzyk jakiejś kobiety, więc zdziwione się rozejrzałyśmy. Jeden z budynków się palił, a wokół było pełno gapiów. Od razu tam poszłyśmy. Policja starała się utrzymać ludzi z dala od ognia, co się udawało, bo nikt nie miał zamiaru pomóc.
- Gdzie straż pożarna? - Jen zdziwiona się rozejrzała.
- Do cholery ze strażą, trzeba ratować to dziecko - związałam włosy w kitkę.
- Co chcesz zrobić? Wejść tam i zginąć? - poszła w moje ślady.
- Nie, wejść tam i uratować to dziecko - poprawiłam ją pewnie, a ona pokręciła z niedowierzaniem głową.
- Dziewczyny, czekajcie! - usłyszałyśmy Christine, ale nie zareagowałyśmy. Minęłyśmy policjantów i wbiegłyśmy do palącego się budynku. Pech w tym, że nie miałyśmy nic, aby zasłonić twarz przed dymem.
- Tędy! - krzyknęła Jennifer, po czym obie pobiegłyśmy na drugi koniec domu. W kącie siedziała skulona i zapłakana dziewczynka.
- Nie bój się, słońce. Pomożemy ci - uśmiechnęłam się ciepło, a Jen założyła na nią swoją bluzę i wzięła ją na ręce. Szybko ruszyłyśmy do wyjścia. Droga mi się tak dłużyła, że myślałam, że mijały godziny a nie sekundy. W końcu znalazłyśmy się na zewnątrz, a matka dziewczynki zaraz z płaczem porwała ją na ręce i zaczęła dziękować Bogu, że żyje. Na sercu zrobiło mi się cieplej, ale zaraz potem zaczęłam kaszleć, żeby wydobyć z płuc resztki dymu. Jen oparła ręce na kolanach i też zaczęła kaszleć. Obie byłyśmy usmolone w niektórych miejscach.
- Czy wyście do reszty zgłupiały?! - krzyknęła Christine, a zaraz potem nas przytuliła.
- No już, już... - zaśmiała się Jen, a ona nas puściła.
- Dziękuję paniom, dziękuję... - załkała matka dziewczynki. Na sercu zrobiło mi się cieplej. Strażacy ugasili ogień, policja nas przesłuchała, a lekarze nas przebadali. O siódmej siedziałyśmy u siebie w pokoju i się przygotowywałyśmy do ogniska.
- Co ty się tak uśmiechasz, co? - zdziwiła się Jen, zakładając bluzę.
- Po prostu się cieszę, że uratowałyśmy tę dziewczynkę... - mruknęłam z uśmiechem, rozczesując włosy.
- Cieszysz to za mało powiedziane - zaśmiała się. - Ty normalnie emanujesz radością! - zawołała, po czym zaczęła kaszleć.
- Na pewno chcesz iść na tę plażę? - zmartwiłam się, ubierając do końca.
- Tak, to tylko kaszel... - mruknęła, po czym wzięła leki i obie opuściłyśmy pokój, kierując się prosto do holu, gdzie czekała już reszta.
- Gotowe? - wyszczerzyła się Emily, na co przytaknęłyśmy.
- No to na plażę! - zarządziła Sam i w dobrych humorach ruszyliśmy do wyjścia. Na jednej z sof siedział przybity Matt. Nie wiele myśląc, do niego podeszłam.
- Hej, co jest? - usiadłam obok.
- Pokłóciłem się z Monic... - mruknął.
- Ooo... - wymsknęło mi się. - Może masz ochotę, żeby iść z nami na plażę, co? Będzie ognidko i śpiewy - uśmiechnęłam się.
- Właściwie to czemu by nie? - uśmiechnął się lekko.
- No to chodź - wstałam, podając mu rękę. Rozbawiony ją chwycił, po czym dołączyliśmy do reszty. Na plaży znaleźliśmy się po jakichś kilku minutach. Niedaleko baru rozpalono ognisko, wokół którego było pełno ludzi.
- Raczej nie usiądziemy... - mruknęła Christine.
- A może... - wskazałam na małe ognisko, które paliło się kilka metrów dalej. Od razu tam poszliśmy, jednak ktoś już tam siedział.
- Hej, możemy się dosiąść? - spytałam niepewnie.
- Jasne... - wyszczerzył się chłopak, który trzymał gitarę. Odwzajemniłam gest, po czym usiadłam obok niego, a reszta poszła w moje ślady.
- Jestem Elizabeth Gillies - brunetka z uśmiechem podała mi rękę. - Dla przyjaciół Liz.
- Jessica Olson, dla przyjaciół Jess - z uśmiechem uścisnęłam jej dłoń.
- To jest Leon Thomas III, a to Daniella Monet i Avan Jogia - dziewczyna przedstawiła resztę.
- Hej! - powiedzieli razem.
- Miło mi - wyszczerzyłam się. - A pozostali to Emily Johnson, jej synek Harry, Samantha Cortiego, Christine Mays, Andree Harris, Matt Moon. A wariatka, która siedzi za kamerą, to Jennifer Jayde - po kolei wszystkich przedstawiłam.
- Uważaj, bo w nocy dzieli nas tylko salon - uśmiechnęła się szatańsko, po czym usiadła obok Matta.
- Zabawne, naprawdę... - wystawiłam jej język, zakładając ręce na piersi.
- Chwila, Andree Harris? - Leon spojrzał z wyszczerzem na mojego przyjaciela.
- No tak... - speszył się trochę.
- Postać, którą gram w serialu tak się nazywa - zaczął się śmiać, a my zaraz za nim. Pogadaliśmy jeszcze i się poznaliśmy. W końcu Avan zaproponował, żebyśmy sobie pośpiewali. No i jak na złość Jennifer mnie w to wkręciła. Oczywiście musiała wszystko nagrać, bo by nie przeżyła...
Leon zaczął grać, a my klaskać w rytm melodii.
- I don't wear designer clothes. I don't go to the finest schools. But, I know... - zaśpiewał z uśmiechem.
- I ain't no fool baby... - dołączyłam.
- I may not be a star. I'm not driving the sickest cars. But, I know... - Jen z wyszczerzem wszystko kręciła.
- I can make you happy baby... - uśmiechnęłam się.
- I don't know what you been used to. Never been with a girl like you. But, I can give you a love that's true to your heart, not material things... - ludzie zaczęli się do nas schodzić.
- I'll give you my song. These words to you. Sing you what I feel. My soul is true... - zaśpiewaliśmy oboje. - I don't have the world. Can't give it to you girl. But all that I can do. (All that I can do)... 
- Is give the song to you... - spodobało mi się to.
- Na na na na na na... - wszyscy, którzy siedzieli dołączyli.
- Yeah I know that you are blessed. But, there's something you're missing yeah... - rozejrzał się z wyszczerzem.
- Your own melody, Oh baby... - spojrzałam na wyszczerzoną Jennifer.
- I don't know what you been used to. Never been with a girl like you. But, I can give you a love that's true to your heart, not material things... - wokół nas zebrało się już sporo ludzi.
I'll give you my song. These words to you. Sing you what I feel. My soul is true. I don't have the world. Can't give it to you girl. But all that I can do. (All that I can do)... - Andree objął Chrisie, a Mo przytuliła się do Matta. 
- Is give the song to you... - spojrzałam z uśmiechem na Leona. 
- I'll give you my heart, my song, my words baby. What I can say, I'll sing it. Oh, oooh, oooooh... I'll give my song and the rest to you baby baby. Sing you what I feel, my soul is true... - ludzie zaczęli klaskać razem z nami.
I'll give you my song. These words to you. Sing you what I feel. My soul is true. I don't have the world. Can't give it to you girl. But all that I can do. (All that I can do)... - nagle uśmiech z twarzy Jennifer zniknął.
- Is give the song to you... - zakończyliśmy z uśmiechem. Ludzie zaczęli klaskać i gwizdać, a ja się zaśmiałam. Leon w geście podziękowania mnie przytulił. Posiedzieliśmy na plaży jeszcze trochę, po czym wróciliśmy do hotelu, gdzie Jen od razu wstawiła na Twittera i konto na YouTube swój filmik. Nie wiele myśląc, poszłyśmy spać, bo było już naprawdę późno.





~*~


Dobra, jest jaki jest, ale nie mogłam wymyślić nic innego -,- W następnym rozdziale zakończę te wakacje i trochę jeszcze namieszam w życiu dziewczyn ;>

6 komentarzy:

  1. Alee super.. po prostu kocham tego bloga ;333333

    OdpowiedzUsuń
  2. No ja się do Ciebie przejadę kochana. :D Rozdział świetny. :3 Kurde i znów będzie pod górkę w życiu dziewczyn. Jak ja tego nie lubię no.. x.x Ale cóż, przynajmniej coś dzieje. :D Czekam na następny. ^^

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże *-* Super rozdział :D Zapraszam cię na moje może nie jest jakieś genialne ale dopiero zaczynam i czekam na nowy rozdział XD ^^ http://i-still-have-hope.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudo! *.* Tylko czemu oni są chorzy??? A tak wgl te kłótnie są takie okropne. Czemu za Chiny świat nie może być cały happy co?! Ale nigdy nie był i nie bedzie...Czekam i zapraszam do mnie :)
    Majka ;*********************

    OdpowiedzUsuń
  5. Co ty chcesz zrobić tym biednym dziewczyną? Już się boję twoich pomysłów, ale to chyba dobrze, nie?
    Oby nie było więcej kłótni, choć lubię te momenty jak się wszyscy godzą :D
    Czekam nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam bardzo serdecznie :)
    Jestem nowa w świecie niesamowitej zabawy z pisaniem. Chciałabym Cię serdecznie zaprosić na mojego bloga, który - ku wszystkim Rusherką - w swojej fabule chłopców z BTR'u stawia na pierwszym miejscu :) Liczę na słowa opini, gdyż to niezwykle motywuje do dalszej pracy i mam nadzieję, że spodoba się Tobie moja praca <3

    Paula Fallow.

    OdpowiedzUsuń