17 kwietnia 2013

Rozdział 99

Jestem zawiedziona :(
Tak mało komentarzy teraz jest... Wiem, że na to zasłużyłam, dlatego postaram się to jakoś naprawić :)


~*~


- A może to mi się śni?! - chodziłam zdenerwowana po salonie. - Tak to na pewno jest sen! - nadal nie wierzyłam w to, że auta chłopaków zniknęły. Przecież my w życiu się im nie wypłacimy!
- Jessica, spokojnie! Jessica! - Jennifer złapała mnie za ramiona.
- To sen! To mi się śni! - powtarzałam w kółko, jakby to miało coś pomóc.
- Jessica, do cholery, uspokój się! To nie jest sen! Auta chłopaków zniknęły! - Jen lekko mną potrząsnęła. Opadłam na fotel i ukryłam twarz w dłoniach.
- Co teraz? - jęknęłam.
- Jak to, co? Pójdziemy na policję - Jen usiadła obok mnie, kładąc mi rękę na ramieniu. - Nie martw się. Będzie dobrze.
- Zniknęły cztery auta za prawie sto tysięcy, a ty mówisz, że będzie dobrze?! - wstałam gwałtownie.
- Tak, właśnie tak... - spojrzała na mnie dziwnie. - Może zrobiły się niewidzialne?
- Jennifer, to nie jest śmieszne! - wybuchnęłam.
- No sorry! Pocieszam się jakoś! - rzuciła mnie poduszką.
- Ale przeżywacie - Mo wywróciła oczami. - To tylko samochody.
- Eee...? - spojrzałyśmy na nią dziwnie.
- Tylko samochody? - zdziwiła się Christine. - Monic, czy ty siebie słyszysz?
- No co? Auta zniknęły, i co z tego. Mam płakać? - założyła ręce na piersi.
- Nie, ale mogłabyś nie zachowywać się tak egoistycznie - poszłam w jej ślady.
- Słucham...?! - oburzyła się, a ja posłałam jej zabójcze spojrzenie.
- Dziewczyny, Kendall dzwoni! - Jennifer podłączyła mojego laptopa do telewizora, a po chwili ukazały nam się wyszczerzone buźki chłopaków.
- Czeeeść! - wyszczerzyli się głupio.
- Z czego ta radość? - Jen spojrzała na nich dziwnie, popijając sok, który dopiero sobie przyniosła.
- Po prostu strasznie was kochamy! - oznajmili Carlos i Logan, na co James i Kendall dość dziwnie zareagowali.
- Okeeej... - Christine spojrzała na nich podejrzliwie.
- Co przeskrobaliście? - Monic zmrużyła oczy.
- Pff! Cooo? - prychnął Logan.
- Czy my zawsze musimy coś przeskrobać? - spytał Latynos.
- Tak! - oznajmiłyśmy razem.
- Dobra, tego się nie spodziewałem - Kendall spojrzał na resztę zespołu.
- My byliśmy grzeczni... - Henderson wskazał na siebie i blondyna, na co Jennifer parsknęła śmiechem.
- Ty grzeczny? - wybałuszyła na nich oczy rozbawiona.
- Jak zawsze...! - brunet rozbawiony nie odpuszczał.
- Dobra, koniec tego! - Carlos wypchnął go z kadru.
- Carlito, piątka! - wyszczerzyła się Jen, na co Latynos parsknął śmiechem.
- Zdrajczyni... - burknął pod nosem Henderson, który właśnie wstał z podłogi.
- Dobra, dziewczyny, jak wam się podoba nasz domek? - James z wyszczerzem zatarł ręce.
- Wiedziałam, że to ich sprawka! - Christine klasnęła w dłonie. Wyjaśnili nam wszystko, a zwłaszcza, że sprzedali auta, przeznaczając pieniądze na cele charytatywne. Szczerze, to byłam z nich dumna.
- Jeszcze raz taki numer, a obiecuję, że nie zestarzejecie się godnie! - Jennifer złapała za poduszkę, którą na szczęście jej zaraz zabrałam, bo rzuciłaby w telewizor. - Jessica żyć mi nie dawała!
- Nie... - zaśmiał się James.
- Bo ona gadała, że te auta się niewidzialne zrobiły! - wytknęłam ją palcem.
- Bo mi oko wydzióbiesz! - walnęła mnie w rękę. - Zresztą myślałam pozytywnie!
- Jedno diabelstwo mniej na tym świecie! - rzuciłam w nią poduszką.
- Osz ty...! - zaczęła mnie nią bić.
- Ej, no! Ogarnijcie się! - Monic chciała nas rozdzielić. W końcu jej się udało.
- Carlos, ja ci się dziwię, wiesz? - założyłam ręce na piersi.
- Niby czemu? - spytał, kiedy Mo wyszła, bo dzwonił jej telefon.
- Jesteś przystojny, utalentowany, słodki... - wyliczałam na palcach.
- Ej! - oburzył się James.
- No co? - zaśmiała się Jen. - Przecież Carlos w moim rankingu jest najsłodszy na świecie! - zakończyła z entuzjazmem, na co Latynos tylko się uśmiechnął.
- Dzięki, Jennifer, na ciebie zawsze można liczyć - dodał cicho.
- Nie ma sprawy - wysłała mu buziaka i się uśmiechnęła, a mnie przeszło dziwne uczucie, że między nimi zaiskrzyło. W dodatku Carlos dziwnie na nią patrzył.
- Okeeej... To my będziemy już kończyć... - uśmiechnęłam się. - Pa! - wyłączyłam telewizor i spojrzałam na Jennifer zabójczym wzrokiem.
- Co? - zdziwiła się.
- Co ty wyprawiasz?! - oburzyłam się.
- Nic... - mruknęła.
- Jennifer, wiem, że przyjaźnicie się dość długo, ale nie możesz go podrywać, kiedy masz chłopaka... - westchnęłam ciężko.
- To czemu czuję się, jakbym go nie miała?! - wyrzuciła z siebie i pobiegła na górę, a ja siedziałam tam zdziwiona i nie wiedziałam, co mam zrobić. Westchnęłam ciężko.
- Fox... - urwałam, bo nagle mi się uświadomiło, że go z nami nie było, bo daliśmy go pod opiekę moim rodzicom. Ciekawe, jak oni z nim wytrzymali? I ile rzeczy będę musiała odkupić?
Zabrałam torebkę i wyszłam z domu, kierując się od razu do domu moich rodziców.
     Westchnęłam ciężko. Niby pogodziłam się z Jamesem, ale coś mi w środku mówiło, to nie koniec problemów w naszym związku. Do tego ta sprawa z Carlosem i Jennifer. Nie żeby coś, ale Logan na to sobie zasłużył. Dziwnie to brzmi, ale taka jest bolesna prawda. Nic więc dziwnego, że Jen ma już go po dziurki w nosie i poczuła coś do Carlosa. W końcu jest facetem idealnym. No ma wady, jak każdy, no ale potrafi zadbać o dziewczynę, którą naprawdę kocha. A co Logan robi? Wielkie nic. Myśli, że jeśli będzie siedział z założonymi na piersi rękami to wszystko się ułoży. W dodatku to, że ostatnio się upił mu nie pomaga. A najbardziej wkurzające jest to, że zaczyna gwiazdorzyć.
- Ech... Nie sądziłam, że życie w Los Angeles będzie takie ciężkie - westchnęłam, patrząc w niebo. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a ja wreszcie stanęłam pod drzwiami właściwego domu. Nacisnęłam dzwonek i czekałam, aż ktoś otworzy. Jednak się tego nie doczekałam. Nacisnęłam niepewnie klamkę i weszłam do środka, dziwiąc się, czemu drzwi są otwarte.
- Jessica? - usłyszałam za plecami, toteż się odwróciłam.
- Cześć, braciszku - uśmiechnęłam się - Cześć, Fox... - z wyszczerzem wzięłam pieska na ręce, który od razu polizał mnie w nos.
- Rodziców nie ma? - wskazał na otwarte drzwi.
- No właśnie nie wiem, dopiero przyszłam - spojrzałam w to samo miejsce.
- Ile razy mam ci powtarzać, że robiłem to dla was?! - usłyszeliśmy krzyk taty. Spojrzeliśmy po sobie przestraszeni i mega zdziwieni. Przecież rodzice nigdy się nie kłócili!
Bez mniejszego zastanowienia weszliśmy do środka, gdzie, ku naszemu zdziwieniu stał sam Bradley Cooper!  Myślałam, że zacznę piszczeć na jego widok.
- Mamo...? Wszystko w porządku? - spytałam cicho, po czym wszyscy się na nas spojrzeli.
- Jessica! Kyle! - była równie mocno zdziwiona, co my.
- A więc tak wyglądają nasze dzieci? - Bradley się uśmiechnął.
- Chyba MOJE dzieci! - tata się zdenerwował. Jeszcze tak wściekły nie był.
- Leonardzie, uspokój się! - krzyknęła mama. - Nie oddam ci dzieci!
- Jeśli nie to pójdę do sądu! - syknął, po czym wyszedł ze swoimi rzeczami.
- Mamo, co się dzieje? - spytał cicho Kyle.
- Po co tu przyszedłeś?! - mama spojrzała zapłakana na Bradley'a, a potem na nas. - A wy?!
- Mamo... - czułam jak bliżej nieokreślona siła ściska mi serce.
- Zostawcie mnie wszyscy! - krzyknęła i pobiegła na górę. Pan Cooper westchnął ciężko.
- A pan, co tu robi? - zagadnął Kyle.
- Lepiej, jak wasza mama wam to wyjaśni - poklepał go delikatnie po ramieniu i wyszedł. Bez słowa opuściliśmy dom. Kyle poszedł do siebie, a ja powolnym krokiem skierowałam się w swoją stronę. Mój ojciec chyba już kompletnie zbzikował! Żeby do sądu mamę pozwać?! Nie mogę tego tak zostawić, muszę się dowiedzieć, o co chodzi!
Z hardą miną weszłam do domu, gdzie świeciło pustkami. Na blacie w kuchni leżała jakaś kartka.
- Jestem z Mattem. Wrócę późno. Monic - przeczytałam, po czym westchnęłam ciężko. Napoiłam i nakarmiłam Foxa, po czym wyszłam z kuchni, zderzając się przy tym z Christine.
- Żyjesz? - zaśmiała się i pomogła mi wstać.
- Jak widać - mruknęłam rozbawiona. Podeszła do lodówki i zaczęła czegoś szukać, a ja już miałam iść na górę, gdy z ogrodu dobiegł mnie głos Jennifer. Zdziwiona poszłam w tamtym kierunku. Leżała na jednym z leżaków i rozmawiała przez telefon. Wiem, że to nieładnie podsłuchiwać, ale ciekawość wzięła górę, tak więc schowałam się za drzwiami i na nią spojrzałam.
- Cieszę się, że nie jesteś na mnie zły - uśmiechnęła się ciepło. - (...). Mógłbyś, mógłbyś. (...). Nie mam pojęcia. Jessica gdzieś wyszła, Monic też, a Christine siedzi u siebie i coś rysuje. (...). Prawdopodobnie tak... - westchnęła ciężko. - Ale nie martw się. Przejdzie jej. (...). Carlos, no...! - słysząc imię Latynosa, ogarnął mnie dziwny niepokój. - Jeśli chciałbyś pogadać to wiesz, że możesz zadzwonić w każdej chwili. (...) No bez przesady, aż taka najlepsza nie jestem - zaśmiała się cicho. - (...). I jeszcze raz dzięki za rozmowę. Naprawdę mi pomogłeś. (...). Już? - posmutniała z lekka. - (...). Eh... No dobrze, tylko zadzwoń później, dobrze? (...). Ja też, pa! - wysłała mu buziaka przez telefon i się rozłączyła. A ja z szeroko otwartymi gałami skierowałam się na górę.
    No ale jak to?! Carlos i Jennifer?! To się w głowie nie mieści! Przecież ona jest z Loganem, a on kocha Monic... Boże, nie wyobrażam sobie tego, co będzie jak to wszystko się wyda. Chociaż z drugiej strony, Monic jest z Mattem, więc Carlito ma czystą kartę. Za to Jennifer... Nie mam sił już na tę dziewczynę. Najpierw jest z Loganem, potem zrywają, potem znowu są razem, a teraz znowu zerwą?
- Halo? - mruknęłam, odbierając telefon, który dzwonił od dłuższego czasu. Usiadłam na łóżku w sypialni.
- No hej, masz czas? - usłyszałam wesoły głos Andree.
- Skąd ten dobry nastrój, co? - spytałam podejrzliwie, uśmiechając się lekko. Położyłam się.
- A ma się kilka powodów - dodał tajemniczo.
- Zdradzisz je? - zaśmiałam się cicho, głaszcząc Foxa, który położył mi się na brzuchu.
- No nie wiem, czy jesteś tego godna - udał, że się zastanawia.
- Godna, jakie słownictwo - mruknęłam rozbawiona. - No powiedz!
- Pierwszy powód, mam najcudowniejszą dziewczynę na świecie! - oznajmił zapewne z mega wyszczerzem.
- To wiem - zaśmiałam się.
- Drugi powód, przyjaźnimy się - dodał, a ja wywróciłam oczami rozbawiona.
- A trzeci? - spytałam cicho.
- Trzeci... Hm... Co to było? - zastanowił się chwilę. - A tak! Co powiesz na akcję charytatywną na rzecz bezdomnych?
- Gdzie i kiedy? - usiadłam z uśmiechem.
- Za dwa tygodnie w Nowym Jorku - wyszczerzył się. Na jego słowa zakrztusiłam się śliną.
- W Nowym Jorku?! - zdziwiłam się.
- No tak, to akcja obejmująca całe Stany Zjednoczone - wyjaśnił.
- A mogę zabrać ze sobą Foxa? - spytałam z nadzieją.
- Właśnie miałem ci to zaproponować - zaśmiał się, a ja aż pisnęłam ze szczęścia.
- Sorrki... - mruknęłam speszona, zasłaniając usta ręką.
- Spoko! - parsknął śmiechem.
- Jutro jest Niedziela, tak? - spytałam, żeby się upewnić, na co przytaknął. - Idziesz jutro do kościoła?
- Jasne, jak w każdą Niedzielę - chyba się uśmiechnął.
- To dobrze, bo ja też. W takim razie spotkamy się jutro i powiesz mi resztę - wyszczerzyłam się.
- Jasne. No to do jutra! - dodał i się rozłączył.
- No, Fox, lecimy do Nowego Jorku! - spojrzałam z uśmiechem na psa, na co on wesoło zaszczekał i pomachał ogonem.
- Jessica, musisz to zobaczyć! - do środka wparowała zdyszana Christine.
- Co takiego? - zdziwiłam się.
- Chodź! - złapała mnie za rękę i pociągnęła na balkon. - Patrz tam... - ściszyła głos, wskazując palcem na ogród. Zdziwiona powiodłam wzrokiem w to miejsce. Jennifer stała na środku i tańczyła. Mimowolnie uśmiech wskoczył mi na usta. Jednak długo to nie potrwało, bo Fox zaczął szczekać, a Jen spojrzała na nas przestraszona, przez co się potknęła i wpadła do basenu. Od razu zbiegłyśmy na dół i wybiegłyśmy do ogrodu.
- Byłaś świetna! - wyszczerzyłam się, kiedy wychodziła z basenu.
- Nieładnie tak podglądać... - mruknęła, wycierając się ręcznikiem.
- Oj, daj spokój! - Chrisie machnęła ręką. - Świetnie tańczysz!
- Jasne, jasne... - wywróciła oczami i weszła do domu.
- To się nazywa ośli upór! - strzeliłam dziwną minę, kiedy ręce mi opadły bezradnie. Mays zaśmiała się tylko na moje słowa, po czym obie weszłyśmy do środka i walnęłyśmy się przed telewizorem.



~*~



No i wreszcie.! ;D Mam nadzieję, że się podobało. No i jak uprzedzałam, trochę już namieszałam ;>

6 komentarzy:

  1. Hej! Wpadłam własnie na Twojego bloga i po przeczytaniu tego rozdziału uważam że opowiadanie na pewno jest świetne! Dlatego zabieram się do czytania, od pierwszego rozdziału. Pozdrawiam, Joanna.

    PS. zapraszam do siebie http://invisible-btr.blogspot.com/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ahaa... niewidzialne auta już na tym świecie się pojawiają, no, no, no. Ale miło ze strony chłopaków, że sprzedali je. Nie wiem czy bym miała na tyle odwagi by coś takiego zrobić.
    Logan, widzisz co się dzieje? Twoja laska flirtuje z twoim przyjacielem, a ty siedzisz na dupie i nic nie robisz! Hello! Budzimy się proszę pana, trzeba dbać o swoją dziewczynę, a nie.
    Czekam nn :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Oooo! Jen zarywa do Carlosa! Zgadzam się, że Logan na to zasłużył... Niech będzie normalniejszy! I niech już się z Jen pogodzą, plissss! ;D Ciekawi mnie bardzo ta sprawa z rodzicami Jess... Hmm.. Może jej ojciec nie jest jej biologicznym ojcem? Dobraa, nie będę już gdybać. Dowiem się w następnych rozdziałach ^^ Hahaha! A ta sprawa z autami! Mega mnie rozwaliła... To słodkie, że chłopaki je sprzedali na cele charytatywne ;) Super rozdział! Czekam na nn ;***

    OdpowiedzUsuń
  4. ojej, przepraszam, że krótki kom, ale odebrało mi mowę. *.* Jak tak można?! Ona z Logim, a Mo z Carlosem! Czekam
    Majka ;*******************

    OdpowiedzUsuń
  5. Awwwwwwwwwwwwww tak tak tak takl Jen ma być z Carlosem;dd;d; Kocham aw;d;dd;d; szczerze to dla Logana bym znalazła kogoś innego;d;d; Logan powinien ogarnać swoja nie ogarniętom dupe;d i zacząć szukać kogoś innego:P aw ale mam zaciesz Jen z Carlosem kocham kocham kocham cie za to<3
    celu$ka

    OdpowiedzUsuń
  6. Rzeczywiście namieszałaś. :D Jen i Carlos... Aaa... Yyy.. aż mi brak słów. o_0 W sumie.. To Logan na to zasłużył.;D Powinien się ogarnąć i zmienić swoje zachowanie. Pisz szybko następny.;** Wow..! To już będzie 100.!
    Pozdr. Pati

    OdpowiedzUsuń