31 października 2012

Rozdział 73

Więc tak, Logan i Jennifer będą głównym tematem dwóch, może trzech, najbliższych rozdziałów, a potem to już wszystko będzie po staremu ^^
Zaczynamy z perspektywy Jess :)

~*~

Na zegarkach wybiła jedenasta, a my bawiliśmy się w najlepsze. Logan się rozluźnił, ale do Jen nie podszedł, jakby się bał.
Siedziałam właśnie z Christine przy stoliku. Postanowiłyśmy odpocząć od tańczenia. James żyć mi nie dawał, więc mu uciekłam.
- Tu się moje kochanie schowało - szatyn wyrósł obok mnie z mega wielkim bananem na twarzy.
- James, daj mi odpocząć - jęknęłam.
- Odpoczywasz już dość długo - zaśmiał się, siadając obok mnie.
- Dopiero usiadłam! - oburzyłam się.
- James, daj ty jej spokój - zaśmiała się Mo, zajmując swoje miejsce. Chłopaki też się dołączyli.
- Szczerze to też się zmęczyłem - sapnął mój chłopak.
- No i bardzo dobrze - uśmiechnęłam się, jednocześnie przytulając do jego ramienia.
- Jak wy uroczo razem wyglądacie - rozmarzyła się Chrisie.
- Wiemy - uśmiechnął się James.
- Aleś ty skromny - spojrzałam na niego z rozbawieniem.
- Cenisz tą cechę we mnie, no nie? - uśmiechnął się i cmoknął mnie w usta.
- Moglibyście się zachowywać - zaśmiał się Carlos.
- Skarbie, daj im spokój - uśmiechnęła się Mo. Nagle DJ puścił muzykę do tanga, a jakiś koleś podprowadził Jennifer na środek sali. Zaczęli tańczyć, a my zdziwieni spojrzeliśmy na Logana.
- Co jest...? - mruknął. Wyglądał jakby to go zabolało. Ten koleś zsunął rękę niebezpiecznie nisko po ciele mojej przyjaciółki.
- O mój Boże... - szepnęła Mo, zakrywając usta dłonią.
- Wystarczy, tego już za wiele - Logan wstał i udał się w kierunku drzwi ogrodowych.
- Logan, cze... - chciałam za nim iść, ale James złapał mnie za rękę. Spojrzałam na niego zdziwiona.
- Daj mu spokój. Musi pobyć sam - uśmiechnął się lekko, a ja zrezygnowana usiadłam z powrotem na swoim krześle i dalej patrzyłam na tańczącą parę.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

Zdziwiło mnie to, że Fred poprosił mnie do tańca. Ale mógł z tym poczekać! Akurat chciałam porozmawiać z Loganem...
Podprowadził mnie na środek sali i zaczęliśmy tańczyć.
- Co ty kombinujesz? - spytałam.
- Nic nie kombinuję - mruknął, zsuwając swoją dłoń niebezpiecznie nisko.
- Fred! - upomniałam go.
- Przepraszam - zabrał rękę.
- Odbiło ci? - oburzyłam się.
- Nie moja wina, że mam na ciebie ochotę - uśmiechnął się cwanie.
- Jeszcze chwila, a zostawię cię tu samego! - warknęłam.
- Nie tak ostro, kochanie - mruknął.
- Żadne ,,kochanie"! - oburzyłam się. - Już ci powiedziałam! Nie było nas i nie będzie!
- Jak tam chcesz - warknął. - Ale powiedz mi jedną rzecz...
- Jaką? - warknęłam.
- Carlos kocha Monic, bo ona zawsze go wspiera i jest obok. James nie może żyć bez Jessici, bo dziewczyna jest jego częścią i ma dobre serce. Bez niej nie potrafi normalnie funkcjonować. Kendall miał Nathalie, ale znalazł sobie jak widać inną. A ty?
- Co ja? - zdziwiłam się.
- Dlaczego Henderson cię kochał? - warknął. - Za ładną buźkę? Litości! Chciał cię po prostu przelecieć! Ile razy już się nie powstrzymał?
- Ja... - zaczęłam, chciało mi się cholernie płakać. Dalej się nie odzywaliśmy. W końcu skończyliśmy tańczyć, a ja wróciłam do stolika.
- Czego chciał? - spytał na wstępie Joe.
- Pogadać. Przepraszam, ale chcę zobaczyć ogród. Zobaczymy się później - uśmiechnęłam się lekko i skierowałam się do drzwi tarasowych.

^*^
Oczami Logana
^*^

Chodziłem bez sensu po ogrodzie i zastanawiałem się nad tym, dlaczego nie potrafię spojrzeć Jennifer w oczy. Wyszedłem właśnie z labiryntu, który tworzył żywopłot. Już miałem skręcać w prawo, czyli na schody prowadzące na salę, ale dostrzegłem kilka metrów przede mną wspaniałą fontannę. Postanowiłem zobaczyć ją z bliska. Gdy tylko minąłem świerki, zobaczyłem Jennifer siedzącą na ławce na przeciwko balkonu. Na policzkach miała łzy.
- Jennifer? Co ty tu robisz? - zdziwiłem się, podchodząc bliżej.
- Przepraszam, już sobie idę - wytarła łzy i chciała odejść.
- Zaczekaj! - złapałem ją za nadgarstek. - Przecież cię stąd nie wyganiam.
- Ale... - zaczęła.
- Możemy porozmawiać? - spytałem, patrząc w bok. Nie potrafiłem spojrzeć jej w oczy.
- Nie mamy o czym - dodała.
- Proszę - szepnąłem. Odruchowo splotłem nasze dłonie. Poczułem jak Jennifer ją ściska.
- Dobrze - westchnęła i usiedliśmy na ławce, z której przed chwilą wstała. Puściłem jej rękę.
- Jennifer, ja chciałem cię strasznie przeprosić - zacząłem z żalem.
- Ty? Za co? - zdziwiła się.
- Za wszystko. Nie powinienem cię tak traktować. Wiem, że jestem skończonym idiotą, ale ja naprawdę żałuję. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Byłem wściekły i załamany. Nie zdajesz sobie sprawy, jak zły jestem  na siebie, że zamiast ci uwierzyć... Nie mogę dłużej patrzeć, na to co się z tobą dzieje. Twój smutek, twoje cierpienie to mnie cholernie boli. Przepraszam za to wszystko, co ci powiedziałem, za słowa, które cię zabolały. Nie miałem ci nic za złe. Winy szukałem przede wszystkim u siebie. Ale mi też nie było łatwo. Każdy człowiek błądzi, a ciebie bym nie skrzywdził i dobrze o tym wiesz. Jennifer, błagam cię, wybacz mi - spojrzałem na nią z żalem.
- Logan... - szepnęła.
- Przepraszam, jeśli cię uraziłem, ale musiałem w końcu cię przeprosić - odwróciłem głowę w bok.
- Logan, ale ja nie mam, co ci wybaczać - uśmiechnęła się lekko.
- Co? - spojrzałem na nią zdziwiony.
- Dostałam nauczkę i uwierz mi, że wnioski z tego wyciągnę. Proszę cię, nie wiń się za to, co się stało - dodała.
- Ale... - chciałem zaprzeczyć.
- Żadnego ,,ale". To nie twoja wina - uśmiechnęła się.
Zauważyłem, że zaczęła się trząść. Zdjąłem marynarkę i założyłem ją na jej ramiona.
- Będzie ci zimno! - zaprotestowała od razu. Jednak wtuliła się w nią.
- Nie, jest mi ciepło - uśmiechnąłem się.
- Ale...! - i znowu chciała coś powiedzieć.
- A ty jak zwykle martwisz się o innych, a nie o siebie - zaśmiałem się, patrząc jej głęboko w oczy. - Między innymi dlatego cię kocham.
Patrzyliśmy na siebie w milczeniu. Zacząłem delikatnie gładzić dłonią jej policzek. Przymknęła oczy, jakby rozkoszowała się moim dotykiem.
- Przepraszam - otrzeźwiałem i zabrałem rękę.
- Nie, zostaw - uśmiechnęła się lekko i delikatnie przyłożyła moją dłoń do swojego policzka. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Przepraszam - powiedziałem szybko, a ona lekko się zarumieniła.
- To ja przepraszam - dodała.
- Mam coś dla ciebie - uśmiechnąłem się.
- Co takiego? - zaciekawiła się.
- Lewa kieszeń marynarki - wskazałem palcem na wyżej wymienione miejsce. Wyciągnęła z niej czerwone pudełko i z zaciekawieniem na nie spojrzała.
- Co to jest? - spytała.
- Otwórz to zobaczysz - uśmiechnąłem się. Posłusznie wykonała moje polecenie. W środku była srebrna bransoletka z zawieszką, na której było wygrawerowane jej imię.
- Jest piękna! - zachwyciła się. - Z jakiej to okazji?
- Dziś są twoje urodziny, więc pomyślałem, że coś ci kupię.
- Zupełnie o nich zapomniałam! - klepnęła się w czoło.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi, no nie? - dodałem.
- Tak, ale nie mogę jej wziąć - dodała.
- Dlaczego? - zdziwiłem się.
- Pewnie kosztowała fortunę, a ja nie chcę, żebyś wydawał na mnie pieniądze - zamknęła pudełko i mi je podała.
- Ale ty jesteś uparta - westchnąłem.
Wyciągnąłem bransoletkę z pudełka i założyłem ją na jej lewą rękę.
- Pasuje idealnie - uśmiechnąłem się.
- Dziękuję - cmoknęła mnie w policzek. Gadaliśmy o różnych sprawach. Oczywiście nie związanych z nami. Najwięcej rozmawialiśmy o Kendallu, o Christine i jej młodszej siostrze, o sierocińcu w Middletown, o nowej płycie i takich tam. Od dłuższego czasu miałem wrażenie, że ktoś nas obserwuje.
- Jenny, kochanie, chodź do środka, bo się przeziębisz! - usłyszeliśmy i jednocześnie odwróciliśmy się w stronę balkonu. Jakiś koleś stał tam z głupim uśmieszkiem i bezczelnie patrzył się na Jennifer.
- Fred? A co ty tu robisz? - odpowiedziała zdziwiona.
- Jak to, co? Pilnuję cię! - zniknął na schodach i po chwili pojawił się obok nas.
- Pilnujesz? - Jen nadal była zdziwiona.
- Na moment z oka cię spuścić i już pałętasz się z jakimiś typkami po ogrodzie! - warknął, łapiąc ją za rękę. Szarpnął nią tak, że wstała, a moja marynarka spadła z jej ramion na ławkę.
- Fred to boli! Puść mnie! - jęknęła, gdy ten mocniej ścisnął jej nadgarstek.
- Rozmawialiśmy o tym wcześniej - mruknął jej do ucha, aż mi się niedobrze zrobiło na ten widok.
- Powiedziałam ci już, że między nami nic nie było i nie będzie! Kocham kogoś innego, więc sobie odpuść! - warknęła.
- Słyszałeś, co powiedziała! Puść ją, albo porozmawiamy inaczej! - wstałem z miejsca.
- A jak jej nie puszczę to co? - uśmiechnął się cwanie i puścił Jen.
- Właśnie to zrobiłeś, więc sobie stąd idź, żebyśmy mogli w spokoju porozmawiać! - warknąłem.
- Nadal nie wiem, co w nim widzisz, ale zastanów się nad tym, co ci powiedziałem. Jest taki sam jak wszyscy. W końcu cię dorwę i wtedy zobaczymy - mruknął i odszedł. Spojrzałem na Jennifer. Miała łzy w oczach i chciała uciec. Złapałem ją za rękę i bez słowa przytuliłem. Nie płakała, ale odwzajemniła uścisk. Po chwili odsunęła się ode mnie i spojrzała mi w oczy.
- Dziękuję - szepnęła.
- To ja dziękuję - mruknąłem.
- Za co? - zdziwiła się.
- Za to, że mogłem cię kochać - szepnąłem tuż przy jej ustach. Po chwili całowałem jej miękkie, chłodne wargi. I właśnie przez to uświadomiłem sobie, jak bardzo kocham tą dziewczynę... jak mi jej brakowało. W końcu się od siebie oderwaliśmy i wróciliśmy na ławkę. Pogadaliśmy jeszcze i przed północą postanowiliśmy wrócić do środka. Zatrzymaliśmy się przy drzwiach.
- Twoja marynarka - Jennifer oddała mi moją własność.
- Dzięki. I jak? - spytałem, gdy ją na siebie założyłem.
- Idealnie - uśmiechnęła się.
- Lubię to - uśmiechnąłem się.
- Co? - zdziwiła się.
- Kiedy się uśmiechasz - wyjaśniłem. Zarumieniła się.
- Jeszcze raz dziękuję za rozmowę - uśmiechnęła się lekko i cmoknęła mnie w policzek. Minęła mnie i chciała wejść do środka.
- Jennifer?
- Tak? - odwróciła się w moją stronę.
- Nie, nic. Już nic - westchnąłem z uśmiechem, a ona zniknęła na sali. Wróciłem do reszty.
- Coś ty robił tak długo w tym ogrodzie? - spytał Carlos.
- Myślałem - uśmiechnąłem się, siadając na swoim miejscu. Akurat mogłem swobodnie obserwować Jennifer.
- I co wymyśliłeś? - zaciekawiła się Jessica.
- A ty coś taka dociekliwa? - zaśmiałem się. - James, weź ją na parkiet.
- A właśnie, Jess, koniec leniuchowania - ogłosił Maslow i porwał swoją dziewczynę do tańca. Reszta też się zmyła, a ja z uśmiechem spojrzałem na Jennifer, która właśnie odwróciła się w moją stronę. Zapowiada się ciekawa noc, pomyślałem.



~*~


No i jest. Długo oczekiwana rozmowa Logana i Jennifer :) Pogodzili się, cieszycie się?? :D
Ale to nie koniec romansu między nimi ^^ Noc jeszcze młoda i przed nimi ;)

27 października 2012

Rozdział 72

Dobra, długo oczekiwany bal :D
Z dedykacją dla Nelly ;* , Red Rose, ~Justme, celu$ski, Epic, Ciri i Rusherki225.
Girls, you are the best .! :**
Zapraszam.!

~*~

Siedzieliśmy w limuzynie i w ciszy jechaliśmy na bal. To nie była zwyczajna cisza. Zawsze mi nie ciążyła, a teraz była wręcz nie do zniesienia.
Logan siedział zamyślony i bezsensownie gapił się w okno.
Christine bawiła się swoim szalem, a Kendall komórką.
Mo i Carlos siedzieli przytuleni i cieszyli się sobą.
A ja patrzyłam na to wszystko z nieukrywanym zdziwieniem.
- A wy co tak cicho jesteście? - spytał James, obejmując mnie.
- Jak Jennifer z nami jest to się nie zamykacie - dodałam.
- Właśnie, bo jej z nami nie ma - mruknął Logan, nie odrywając wzroku od okna.
- Logan, zapomniałam cię o coś spytać - zaczęłam. - Dlaczego wtedy przyszedłeś do Jennifer?
- Chciałem z nią porozmawiać - wzruszył ramionami.
- To czemu nie zrobiłeś tego wcześniej? - zdziwiła się Monic.
- Bo nie było okazji - dodał brunet.
- Miałeś ich mnóstwo, a teraz jest za późno, bo Jennifer wyjeżdża - założyłam ręce na piersi.
- Jak to, wyjeżdża?! - Logan gwałtownie odwrócił się w moją stronę.
- Myśleliśmy, że wiesz - zdziwił się Carlos.
- No jakoś zapomnieliście mnie o tym poinformować - dodał Henderson wściekły.
- Obiecała, że poczeka do balu, a potem wyjedzie - wyjaśnił James.
- Serio nic nie wiedziałeś? - spytałam.
- Nie, no niby skąd? - Loggy załamany opadł na fotel.
- No to masz problem - westchnął Kendall.
- Możemy zmienić temat? Jakoś nie mam ochoty myśleć o problemach. I to jeszcze dzisiaj - brunet odwrócił się w stronę okna.
- Jasne - dodałam i momentalnie języki nam się rozwiązały. Gadaliśmy tak długo, aż limuzyna się zatrzymała. Już mieliśmy wychodzić, gdy Christine źle się poczuła.
- Chrisie, jesteś strasznie blada - zmartwiła się Mo.
- Boję się - jęknęła, łapiąc się za brzuch.
- Nie ma czego - uśmiechnął się Carlos.
- Zrobią nam kilka zdjęć i to wszystko - Kendall podał jej rękę i razem wysiedli z limuzyny. Potem Logan, Carlos i Mo, a ja z Jamesem na końcu.
Dosłownie zwaliło mnie z nóg na widok Złotego Pałacu. Był ogromny i niesamowicie wyglądał w świetle zachodzącego słońca. Wokół rosły świerki i inne drzewa oraz krzewy. Przed nami rozpościerał się długi, czerwony dywan, prowadzący do wejścia, które znajdowało się na samej górze ogromnych, szerokich schodów. Po obu stronach dywanu stały barierki, naturalne dla imprez tego typu. Za nimi znajdowali się reporterzy i ochrona. Nasz kierowca odjechał, żeby zaparkować, a na jego miejsce wjechała kolejna limuzyna. Ruszyliśmy przed siebie. Paparazzi robili nam masę zdjęć. Oczywiście chcieli, żeby Christine pozowała z Kendallem. Jakoś przeżyła i dostaliśmy się do schodów. Gdy już na nich byliśmy myślałam, że się nie skończą. Było ich chyba z trzydzieści, o ile dobrze policzyłam. Po tej ,,cudownej" wspinaczce musieliśmy przejść jeszcze kawałek, żeby dotrzeć do drzwi. Gdy dywan się skończył zatrzymali nas ochroniarze, a my musieliśmy pokazać im zaproszenia. Najwięcej martwiliśmy się o Christine, ale przepuścili ją bez problemu.
- Miłego wieczoru - uśmiechnął się jeden z ochroniarzy i odsunął nam barierkę. Weszliśmy do środka. Znaleźliśmy się w przyciemnionym korytarzu. Szliśmy nim chwilę, a potem wkroczyliśmy do pięknej sali balowej. Wszystko było pokryte złotem. Nic dziwnego, że tak nazwali to miejsce. Sufit był strasznie wysoki, a z niego zwisały przepiękne, pozłacane żyrandole. Parkiet był ogromny, od wejścia po okna, które sięgały sufitu. Na środku, pod ścianą była dość duża scena, a zaraz obok niej konsola DJ'a. Potem znowu kilka stołów i wnęka z łazienkami i drzwiami prowadzącymi na taras. Po drugiej stronie sali też była wnęka, ale tam były tylko stoliki. Jakiś koleś podprowadził nas do jednego ze stolików. Akurat był z brzegu i niedaleko sceny. Zajęliśmy swoje miejsca. Oczywiście jedno było puste, bo nie było Jennifer. Ludzi było coraz więcej z minuty na minutę. W końcu dwadzieścia po ósmej byli wszyscy. Rozejrzałam się po sali. Jak można było się spodziewać, frekwencja gwiazd była bardzo duża. Po drugiej stronie tego ,,złotego raju", czyli pod oknami, zauważyłam znajomą dziewczynę.
- Ej, Monic - szepnęłam do niej, bo siedziała zaraz obok mnie. - Czy to nie jest przypadkiem ta dziewczyna, z którą Jen była umówiona na plaży?
- Która? - spytała, rozglądając się.
- Ta w tej czerwonej sukni - dodałam.
- Czyli? - spojrzała na mnie jak na debilkę. - Tu jest kilka dziewczyn, które mają czerwoną suknię.
- Ta pod oknem - dodałam.
- Aaa... Faktycznie! To ona - oświeciło ją. Postanowiłyśmy nie dochodzić, skąd ona się tu wzięła. Nie nasza sprawa. Po chwili bal się zaczął, a na scenę wszedł młody mężczyzna, zapewne organizator.
- Dobry wieczór, państwu. Cieszę się niezmiernie, że przybyliście w tak licznym gronie - zaczął z uśmiechem, a ludzie zaczęli klaskać. - Ten bal cały poświęcony jest na budowę kliniki dla niepełnosprawnych dzieci. Mamy ogromną nadzieję, że z chęcią będą państwo brali udział w licytacji, która odbędzie się na koniec imprezy. Uczestnictwo w tym balu to nie tylko możliwość pomocy potrzebującym dzieciom, ale również szansa, na to aby zrobić coś dobrego - i znowu oklaski. - Nie wiele jest sytuacji, w których możemy się wykazać. Chcemy pomagać, więc pomagamy. Budowa tej kliniki nie tylko umożliwi pomoc i opiekę ciężko chorym, ale również zapewni im miejsce, w którym będą mogli mieszkać i czuć się swobodnie - i znowu oklaski. - Chciałbym, zarówno jak i reszta organizatorów, abyście państwo dobrze się bawili. W końcu spotkaliśmy się tu dzisiaj w szczytnym celu. Miłego wieczoru, dziękuję - uśmiechnął się i zszedł ze sceny, a ludzie przez chwilę klaskali. Potem wzniesiono toast i podano kolację. Była przepyszna. DJ puszczał, co chwilę jakieś klasyki, przy których nie dało się tańczyć, więc nikt z miejsc się nie ruszał. Jedynie ludzie stali w grupkach i rozmawiali. Zerknęłam na zegarek. Wskazywał dziewiątą. Nie do wiary, że już minęła godzina.
- Ciekawe, co teraz robi Jennifer? - myślałam na głos. Chłopaki musieli iść gdzieś z Michaelem, więc zostałyśmy same.
- Pewnie leży z lodami przed telewizorem - westchnęła Monic, a mi na samą myśl, o tym że Jen siedzi tam sama, humor się popsuł.
- Widziałaś ją jak się ubrała? - prychnęła jakaś dziewczyna niedaleko nas.
- No, co ona sobie wyobraża? W zaproszeniu było dokładnie napisane, że mają być długie suknie - dodała druga. Spojrzałyśmy na nie zdziwione. Patrzyły na... Jennifer! Zresztą jak pozostali ludzie. Wyglądała pięknie. Nawet na nas nie spojrzała, tylko od razu poszła do tej całej Vivienne.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

Wreszcie pokonałam te schody i podeszłam do ochroniarzy, którzy stali przy wejściu. Pokazałam im zaproszenie i wpuścili mnie do środka. Głośno westchnęłam i ruszyłam na salę. Gdy ludzie mnie zobaczyli, zrobili wielką sensację. Jakby było z czego...
Wzrokiem wyczaiłam Joe. Akurat wstawał z krzesła. Podeszłam do stolika, który stał przy oknie, czyli do jego.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam się jakoś ogarnąć - powiedziałam na wstępie i przywitałam się z Parkerem i jego narzeczoną.
- Już myślałam, że nie przyjdziesz - zaśmiała się Vivi.
- Żartujesz? W życiu bym nie przegapiła tej imprezy - puściłam jej oczko.
- Ja tam wiedziałem, że przyjdzie - Joe założył ręce na piersi. - Ale, że będzie miała takie wejście, w życiu bym nie przypuszczał.
- O czym ty mówisz? - zdziwiłam się.
- Jennifer, w zaproszeniu było napisane, że prosi się o długą suknię - zaśmiał się Parker.
- Nie gadaj! - wytrzeszczyłam na niego gały. - Vivi, jak mogłaś mnie zostawić?! - jęknęłam, patrząc na jej czerwoną suknię. Jak ja mogłam nie doczytać tego zaproszenia?!
- Ale i tak wyglądasz pięknie - uśmiechnęła się.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się.
Miałam na sobie brązową sukienkę i szpilki (bez bransoletek). Do tego brązowa kopertówka. Włosów po umyciu nie prostowałam. Potraktowałam je tylko pianką, więc były lśniące i puszyste. Na szyi tradycyjnie miałam wisiorek z imieniem Logana. Do tego czarne kolczyki. Z makijażem nie przesadzałam. Makijaż zajął mi trochę czasu, ale się opłacało. Na policzki nałożyłam trochę różu. A usta potraktowałam błyszczykiem. No i jeszcze do tego perfumy, które kiedyś dostałam od Logana...
Usiadłam na wolnym krześle z brzegu.
- A kogo moje oczy widzą? - usłyszałam i poczułam jak ktoś kładzie dłonie na moich ramionach.
- Fred, może wróciłbyś do swojego stolika? - warknął Joe.
- Oj, nie denerwuj się tak. Chciałem się tylko przywitać - uśmiechnął się Stewart, siadając obok mnie. - Jennifer, wyglądasz pięknie.
- Dziękuję... Chyba... - powiedziałam zdziwiona. Ktoś go zawołał.
- No nic, muszę iść. Obowiązki wzywają - uśmiechnął się i poszedł.
- Jak on mnie wkurza - jęknęła Vivi.
- Mniejsza o niego, dlaczego ludzie nie tańczą? - zdziwiłam się, jednocześnie rozglądając po sali.
- DJ puszcza denną muzykę - wyjaśnił Joe.
- Wiem jak temu zaradzić - uśmiechnęłam się i wyciągnęłam z kopertówki płytę. Skierowałam się do konsoli, przy której stacjonował DJ.
- Czym mogę pięknej pani pomóc? - uśmiechnął się.
- Proszę włączyć numer osiem - uśmiechnęłam się, podając mu płytę.
- Dla takiej ślicznotki wszystko - wyszczerzył się. Zauważyłam, że reszta siedzi niedaleko przy stoliku.
- Logan, będę o ciebie walczyć... - szepnęłam i wróciłam do Joe i Vivienne.
- Powiesz, co masz w planach? - spytała blondynka.
- Jasne, ale pożyczę go na chwilę, okey? - uśmiechnęłam się, wskazując na Parkera.
- Okey, przyda mu się trochę ruchu - zaśmiała się Vivi.
- Może wtajemniczysz mnie w swój plan? - spytał Joe, gdy złapałam go za rękę i pociągnęłam w stronę parkietu.
- Chcę rozruszać tych sztywniaków - zaśmiałam się, gdy staliśmy na środku sali. Kiwnęłam głową DJ'owi, żeby spełnił moją prośbę.
Muzyka klasyczna ucichła, a z głośników poleciała piosenka BTR - Shot in the dark.
Ja i Joe zaczęliśmy tańczyć. No taki typowy taniec jak na wesele.
- I myślisz, że ten plan się uda? - spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Nie, ale chce mi się tańczyć, więc korzystam z okazji - wyszczerzyłam się.
- Muszę cię ostrzec - zaczął, a ja zrobiłam obrót.
- Przed czym? - zdziwiłam się.
- Przed Fredem. Coś kombinuje - wyjaśnił.
- Zdaję sobie z tego sprawę - mruknęłam.
- Obiecaj, że będziesz uważać - dodał.
- Obiecuję, ale proszę nie gadajmy teraz o takich sprawach - uśmiechnęłam się.
- Okey - wyszczerzył się i zrobiłam kolejny obrót.
- Pamiętasz nasz ostatni wspólny bal? - spytałam, bo przypomniało mi się, że tańczyliśmy kiedyś do tej piosenki.
- Jasne, jak mógłbym go zapomnieć? - zaśmiał się. - Więc to ci chodzi po głowie?
- Mniej więcej - zaśmiałam się, jednocześnie stając.
- You were floating to me and that's how it should be - zakręciłam biodrami, jednocześnie przestawiając nogi. Gdy refren się zaczął podskoczyłam, a Joe podtrzymał mnie na swojej lewej nodze. Żeby z niego ,,zejść" jakoś przełożyłam nogi z przodu (nie wiem jak to napisać, ale chyba się domyślacie dop.aut.). Zatańczyliśmy jeszcze przez chwilę, a potem obrotem znalazłam się po jego lewej stronie.
- Take a shot in the dark to be where you are... - przesunęłam dłońmi od piersi na dół wzdłuż boków. Potem podniosłam do góry prawą rękę. Joe mnie za nią złapał i tym sposobem zrobiłam kolejny obrót.
- When I'm not with you my heart shaking... - ,,podskakiwałam" w jego stronę, jednocześnie ,,machając" dłońmi w kierunku jego klatki piersiowej. On w tym czasie się cofał.
- Cover up my eyes and just stop pain so take a shot in the dark to be where you are... - przyciągnął mnie do siebie, tak że stykaliśmy się nosami. Przejechałam mu dłonią po policzku i obrotem trafiłam, ku mojemu zaskoczeniu, do Freda.
Zaczęliśmy tańczyć tak jak ja i Joe na początku.
- Witam, księżniczko - uśmiechnął się.
- No hej - odwzajemniłam gest.
- Wyglądasz tak seksownie, że mógłbym cię teraz porwać - mruknął, a ja zrobiłam obrót.
- Co do pierwszej części zdania, dziękuję. Druga mi nie odpowiada - dodałam.
- Jennifer, kocham cię od zawsze. Nie rozumiesz? Od początku próbuję ci to powiedzieć - powiedział.
- Ale ja kocham kogoś innego - broniłam się.
- Wiem, Hendersona - westchnął. - Ale co ona ma, czego ja nie mam?
- Wszystko - dodałam i obrotem wróciłam do Joe. Złapał mnie za dłonie i obrócił dwa razy. Teraz byłam przed nim. Trzymał dłoń na mojej talii, a ja swoją na jego. Zatańczyliśmy tak ze dwa kroki w lewo. Potem znowu na niego ,,wskoczyłam". Gdy z niego już ,,zeszłam", położyłam mu lewą rękę na ramieniu i obeszłam go dookoła. Po chwili byłam przed nim.
- Take a shot in the dark... - Joe gwałtownie mną obrócił i przechylił w lewo. Trzymałam dłonie na jego karku. Lewą ręką mnie trzymał, a prawą podtrzymywał moje lewe udo na wysokości swojego pasa.
Uśmiechał się, więc nie pozostało mi nic innego niż też się szczerzyć. Ludzie zaczęli klaskać i gwizdać, a Joe przywrócił mnie do pionu. Oboje się ukłoniliśmy. Zaczęłam się śmiać, gdy wszyscy obecni nadal nie przerywali owacji. Przytuliłam Joe w pasie i cmoknęłam go w policzek. Jeszcze raz się ukłoniliśmy i wróciliśmy do Vivienne.
- Byliście cudowni! - pisnęła, gdy tylko stanęliśmy obok niej.
- Dzięki - uśmiechnęłam się.
- Wariatka - skwitował Joe.
- Ej! - udałam oburzoną. - Przynajmniej ludzie idą teraz tańczyć!
Faktycznie ludzie zaczęli zbierać się na parkiecie, a DJ puszczał inną muzykę.
- Mniej gadania, więcej tańczenia! - zaśmiała się Vivi i porwała swojego narzeczonego do tańca. Postanowiłam odsapnąć. Usiadłam przy stoliku i napiłam się szampana.

^*^
Oczami Jessici
^*^

Zaczęliśmy klaskać, a Carlosowi i Kendallowi zebrało się na gwizdanie. Zresztą nie tylko oni gwizdali. Ludzie byli wniebowzięci. Jennifer i Joe byli fantastyczni. W życiu bym nie przypuszczała, że moja przyjaciółka potrafi tak tańczyć. Loggy oczu nie mógł od niej oderwać.
Ukłonili się. A potem Jen zaczęła się śmiać. Przytuliła się do Joe i pocałowała go w policzek.
- Zaraz mnie coś trafi! - warknął Logan, nie odrywając wzroku od pary stojącej na środku sali.
- Uspokój się! Zatańczysz z nią. Do końca balu sporo czasu - wyszczerzył się James.
- W ogóle mnie nie denerwuj! - warknął brunet. - Nikt nie powiedział, że chcę z nią tańczyć!
- Ty mówisz swoje, a ja wiem swoje - powiedział dumnie Maslow. Potem poszliśmy na parkiet, a Logan siedział sam przy stoliku i nad czymś myślał. Pewnie o Jennifer... Jak fajnie by było!

^*^
Oczami Logana
^*^

Zaraz oszaleję! Jeszcze chwila i mnie od środka rozsadzi! Boże, czemu ona musiała z nim zatańczyć?! Nie wystarczy, że wygląda cholernie seksownie?!
Podniosłem wzrok i między tańczącymi ludźmi dostrzegłem Jennifer. Siedziała przy stoliku na drugim końcu sali i piła szampana. Rany, ale jak on piła tego szampana? Ogarnij się, Logan!
Przed oczami stanął mi moment, gdy przejechała dłońmi od swoich piersi na dół wzdłuż boków. Ech... Ta talia i zgrabne nogi... Boże, ta kobieta doprowadza mnie do szaleństwa! Jak ja mogłem zostawić ją przez głupie zdjęcia?! Przecież ja żyć bez niej nie mogę, bo tak cholernie ją kocham! Muszę z nią porozmawiać, przeprosić ją. I to jeszcze dzisiaj! Nie wybaczę sobie jak stracę ją na zawsze. Za dużo dla mnie znaczy. Poza tym mówiła prawdę i nie zdradziła mnie. Wiem... Wiem... Teraz nagle to sobie uświadomiłem, no nie? Co ja za to mogę, że starałem się ograniczać nasze relacje do przyjaźni? Koniec! Muszę z nią porozmawiać! Tylko, co ja jej powiem? Że chcę do niej wrócić? Uzna, że jestem skończonym idiotą.
Wyciągnąłem z kieszeni marynarki prostokątne, czerwone, atłasowe pudełko. Spojrzałem na nie i głośno westchnąłem. Odłożyłem je na miejsce i obserwowałem bawiących się ludzi.
- Mogę pana prosić? - przede mną wyrosła Jessica.
- A gdzie masz Jamesa? - zaśmiałem się.
- A zgubił mi się - wyszczerzyła się, łapiąc mnie za rękę. - No chodź.
- Tylko mnie nie zabij - uśmiechnąłem się, idąc za nią na parkiet.
- Da się zrobić - zaśmiała się. No i tym oto sposobem Jessica wciągnęła mnie w tańczenie. Miałem tylko nadzieję, że zdążę porozmawiać z Jennifer, zanim bal się skończy.




~*~


Notka jest :) Strasznie Was przepraszam, że tak okropnie opisałam ten taniec Jennifer i Joe, ale naprawdę w mojej głowie wyglądał on lepiej :/ Nie sądziłam, że tak trudno będzie go opisać. Pozostało Wam się jedynie domyślać, o co mogło mi chodzić :)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał :**
Następny pojawi się może jutro.

26 października 2012

Rozdział 71

Siedzieliśmy w kuchni i jedliśmy śniadanie. Brakowało Jen, która się jeszcze nie obudziła, i Christine, bo poszła po coś na górę.
- Musimy jechać jeszcze do studia - James napił się kawy.
- Nie chce mi się - jęknął Carlos.
- Nie tylko tobie - Kendall wgryzł się w swoją kanapkę.
- Po co tam w ogóle mamy jechać? - spytał Carlito.
- Michael chce o czymś z nami po... - wypowiedź mojego chłopaka przerwał dzwonek do drzwi. Po chwili do kuchni weszła Christine i sam zainteresowany.
- O widzę, że śniadanko! Smacznego! - wyszczerzył się. Panna Mays zajęła swoje miejsce, czyli obok Jamesa.
- Chcesz kawy? - spytała Mo.
- Nie, dzięki. Wpadłem tylko na chwilę, żeby wam coś powiedzieć - porwał z talerza plasterek ogórka.
- Co takiego? - odezwałam się.
- Słyszałem, że zabieracie Christine na bal - zaczął.
- I co w związku z tym? - spytał Carlos.
- Korzystacie z zaproszenia, które się wam zwolniło, więc mam do was prośbę - usiadł na krześle.
- Jaką? - spytał Kendall.
- Gdyby ochroniarz nie chciał jej przepuścić to przedstawcie ją jako moją współpracownicę - dodał.
- Okey - przytaknęliśmy razem, a Michael wstał.
- No to widzimy się wieczorem. Mam nadzieję, że nie przyniesiecie mi wstydu - zaśmiał się i chciał nas opuścić, ale wpadł na Jennifer.
- O cześć, może zostaniesz na śniadaniu? - zaproponowała.
- Dziękuję, ale się spieszę. Na razie! - pokazał nam ,,Cześć" i sobie poszedł.
- Witamy wśród żywych - zaśmiał się James.
- Nie rozwijaj się, geniuszu - Jen wystawiła mu język i usiadła na krześle, na którym przed chwilą siedział Johnson.
- O, komuś tu humor wrócił - uśmiechnął się Carlos.
- A żebyś wiedział. Mam taką dawkę energii, że to się w głowie nie mieści - napiła się soku.
- Mark kazał ci je wziąć, gdy się obudzisz - podałam jej tabletki, które dał mi wczoraj nasz lekarz. Jen wycisnęła dwie na rękę i je połknęła. Wlepiliśmy w nią wzrok.
- Czemu tak dziwnie na mnie patrzycie? - spytała, odstawiając szklankę na stół.
- Po prostu jesteśmy zdziwieni, że masz taki dobry humor - wyjaśniła Mo i wróciliśmy do śniadania.
- Co macie dzisiaj w planach? - spytała Jen, robiąc sobie kanapkę.
- Cóż... - Carlos spojrzał na nas, czyli pozostałe dziewczyny.
- Na razie nic konkretnego - Christine wzruszyła ramionami.
- Pewnie do południa poleżymy w ogrodzie, a potem będziemy szykować się do balu - dodała Mo.
- A właśnie - Jennifer odstawiła na stół kubek z kawą - co do balu... To musimy pogadać.
- Nie zaczyna się za ciekawie - mruknęłam.
- Oj, zaraz snujesz nie wiadomo jakie scenariusze - Jen oparła się łokciami o stół.
- O czym chcesz porozmawiać? - spytał Kendall.
- Właśnie, wracając do tematu - Jen napiła się kawy. - Nie wybieram się na ten bal.
Zauważyłam, że Logan niespokojnie poruszył się na swoim krześle. W ogóle od rana był jakiś nieobecny, zamyślony.
- Co? Czemu? - zdziwiła się Monic.
- Nie kupiłam sukienki i nie przepadam za balami - Jen wzruszyła ramionami.
- Kłamiesz! - oburzyłam się.
- Nie, mówię prawdę. Nie kupiłam sukienki - moja przyjaciółka dziwnie na mnie spojrzała.


- Chodzi mi o to, że nie przepadasz za balami. Odkąd pamiętam zawsze marzyłaś o tym, żeby być na takim balu - zauważyłam. - Poza tym wiem, że chcesz brać w nim udział, bo przez to...
- Jessica, ludzie się zmieniają! - Jen podniosła głos.
- Niby jak?! - też zmieniłam ton głosu. - W twoim przypadku chyba na gorsze!
- Co masz na myśli? - zdziwiła się.
- Odkąd rozstałaś się z Loganem w ogóle cię nie poznaję. Miłość trwa wiecznie, nie rozumiesz tego? - złagodniałam.
- Walczyłam o nią i co mi z tego przyszło?! - Jen wstała i uderzyła rękami w stół. - Płacz po nocach i nic poza tym! Wiem, że ty i James kochacie się bezgranicznie, i wiem, że wiele przeszliście, ale to nie to samo! - w oczach miała łzy. Mimo, że krzyczała i tak było mi jej żal. Wiedziałam, że cholernie cierpi.
- Jennifer, spokojnie. Usiądź - Mo chciała zapanować nad sytuacją.
- Nie! Ty jesteś nie lepsza! - krzyknęła, a po policzkach spłynęły jej łzy. - Myślisz, że jest mi łatwo bez przerwy patrzeć jak się kochacie i udawać, że mnie to nie rusza?! Chciałabym choć raz w życiu być szczęśliwa, choć raz poczuć, co to znaczy miłość! - płakała. - Nie wiesz, co to znaczy stracić wszystko! Ojciec traktuje mnie jak szmatę i dziwkę! Mój były jest nie lepszy!
- Jennifer... - szepnęłam bliska płaczu.
- Nikt nigdy mnie nie kochał! - krzyknęła przez łzy. - Chcę po prostu poczuć jak to jest! To tak wiele?!
Wybiegła z kuchni, a zaraz potem usłyszeliśmy trzask drzwi wejściowych. Nie wytrzymałam i się popłakałam. James mnie przytulił i próbował jakoś uspokoić. Logan bez słowa wstał z miejsca i opuścił kuchnię.
Kiedy już się uspokoiłam, posprzątaliśmy po śniadaniu.
Z godzinę się nudziliśmy. W końcu postanowiliśmy pooglądać stare zdjęcia, żeby powspominać. Zaczęliśmy oczywiście od mojego przyjazdu do Los Angeles. Potem było pełno zdjęć z koncertów i studia. W końcu dotarliśmy do tych, które były zrobione u nas w domu. Te najbardziej nam się podobały. Na większości byłam ja z Jamesem i Monic z Carlosem. Potem trochę Kendalla i Nathalie. Na szczęście Schmidt musiał odebrać telefon, więc wyszedł. Gdy wrócił, przyszedł czas na Logana i Jennifer. No i dotarliśmy do końcówki, czyli zdjęć, na których byliśmy pojedynczo. Oczywiście pierwsi byli chłopcy: James (1, 23, 4); Kendall (1, 2, 3, 4); Carlos (1234) i Logan (1, 2, 3, 4). Podczas zdjęć Hendersona do domu wróciła Jennifer. Bez słowa się do nas przysiadła i oglądała. Potem byłam ja (123), Mo (na wszystkich była w kostiumie i się opalała), Nathalie ominęliśmy, Christine była na dwóch, które zrobiłam na plaży. Na końcu przyszedł czas na Jennifer (1, 2, 3). Wszystkie były zrobione w Middletown. Było jeszcze masę zdjęć. W końcu się skończyły, a Carlos wyłączył telewizor.
- Jeśli chcecie zdążyć to radzę wam się już szykować. Jest w pół do siódmej - odezwała się Jennifer, patrząc na zegarek w telefonie.
- Nie gadaj! - Mo wytrzeszczyła na nią gały. Wszyscy pobiegliśmy na górę, potykając się jeden o drugiego.
- Jessica, czekaj... - Jen zatrzymała mnie przy schodach.
- Tak?
- Chciałam cię przeprosić. Nie powinnam była krzyczeć - westchnęła.
- To ja przepraszam. Nie powinnam się wtrącać - uśmiechnęłam się i się przytuliłyśmy na zgodę.
- Leć już, bo się nie wyrobisz - zaśmiała się Jen, a ja pobiegłam na górę. James brał prysznic, więc nie pozostało mi nic innego niż poczekać.

^*^
Oczami Jennifer
^*^

Jessica pobiegła na górę, a ja poszłam do kuchni. Wyciągnęłam z zamrażarki pudełko lodów waniliowych, zabrałam łyżeczkę i walnęłam się przed telewizorem. Włączyłam jakąś komedię. Poprawiła mi humor i to jak. Nagle ktoś do mnie zadzwonił. Sięgnęłam po telefon, który leżał na stoliku i zerknęłam na wyświetlacz.
- Joe? - zdziwiłam się i odebrałam. - Halo?
- No cześć, mała - po głosie poznałam, że się uśmiecha.
- Jak Vivienne cię usłyszy to dostaniesz ochrzan - zaśmiałam się, ładując do ust kolejną porcję lodów.
- Nie usłyszy, bo bierze prysznic - zaśmiał się.
- Cwaniak - skwitowałam z uśmiechem.
- Jak się czujesz? - spytał.
- Dobrze. Dziękuję, że pytasz. A i jeszcze raz dzięki za rozmowę - uśmiechnęłam się i wzięłam kolejną łyżeczkę lodów do ust.
- Nie ma sprawy - chyba się uśmiechnął. - Plan aktualny?
- Tak, mam zamiar ostatni raz zawalczyć o tą miłość - powiedziałam pewnie. - Najwyżej się nie uda i dam mu spokój.
- Cieszę się, że nie zrezygnowałaś - powiedział.
- Skarbie, z kim rozmawiasz? - usłyszałam w tle głos Vivi.
- Z Jennifer - odpowiedział.
- Dobra to ja nie przeszkadzam. Pozdrów Vivienne - uśmiechnęłam się.
- Dziękuję. Widzimy się wieczorem - dodał.
- Jasne, pa - uśmiechnęłam się i rozłączyłam. Odłożyłam telefon na stolik i wróciłam do oglądania. Kolejna scena w telewizji sprawiła, że wybuchnęłam śmiechem. Reszta komedii była jeszcze lepsza. Śmiałam się tak mocno, że brzuch mnie rozbolał, a do oczu naleciały łzy. Nawet nie zauważyłam, kiedy zjadłam połowę lodów. W końcu Carlos i Kendall zeszli na dół w garniturach.
- A wy już przebrani? - zdziwiłam się.
- Jest za piętnaście ósma - odezwał się Carlito. Faktycznie było już tak późno. W dodatku słońce zachodziło. Jak ja mogłam tego nie zauważyć??
- Daj, pomogę ci - zaśmiałam się, widząc, że Kendall nie miał zawiązanego krawata. Szybko go wyręczyłam.
- Dzięki - uśmiechnął się, a na dół zeszli James i Logan.
- A ty co się tak śmiałaś? - uśmiechnął się Maslow.
- Oglądałam komedię w telewizji - wyszczerzyłam się i na samo wspomnienie zaczęłam chichotać.
- Będziemy o trzeciej. W razie co, dzwoń - odezwał się Logan.
- Nie jestem dzieckiem. Umiem o siebie zadbać - założyłam ręce na piersi. Miałam straszną ochotę go przytulić, pocałować.
- Lepiej dmuchać na zimne - dodał Kendall.
- Dziewczyny, idziecie?! - krzyknął James. - Spóźnimy się!
- No idziemy! - odkrzyknęła Jess z góry i dziewczyny pojawiły się na schodach. Po chwili były już obok nas. Zagwizdałam na ich widok.
- Ale żeście się odstrzeliły - uśmiechnęłam się, opierając się o poręcz schodów.
Jessica miała na sobie śliczną białą sukienkę, biały szal i szpilki. Pięknie uczesane włosy dodawały jej uroku, makijaż idealnie pasował do stroju. Jako dodatki założyła biżuterię, którą dostała od Jamesa na święta. Wyglądała jakby do ślubu szła. Brakowało tylko kwiatów i welonu.
Monic założyła czarno-srebrną sukienkę i do tego miała czarny szal oraz szpilki. Makijaż idealnie pasował do jej sukienki i uczesania. Odkąd pamiętam zawsze miała dryg do takich rzeczy. Nic dziwnego, że Carlos nie mógł się na nią napatrzeć. Jako dodatek założyła naszyjnik, który niedawno jej kupił, i kolczyki.
Za to Christine kompletnie mnie zaskoczyła. Spodziewałam się, że pójdzie w błękit, żeby podkreślić swoje oczy, a tu takie zaskoczenie. Ale i tak wyglądała pięknie. Sukienka była prześliczna, a szal do niej idealnie pasował. Do tego kremowe szpilki. Wszystko ładnie uzupełniały włosy i makijaż. Na szyi miała śliczny wisiorek, a w uszach kolczyki.
Wszystkie wyglądały pięknie. Mogłam jedynie pomarzyć, że kiedykolwiek będę tak wyglądać.
- Dziękujemy, chociaż ty doceniasz nasz wysiłek - uśmiechnęła się Mo, a zaraz potem zmierzyła chłopaków morderczym wzrokiem.
- No i jak ja mam ich do limuzyny zaciągnąć? Przez was się zawiesili! - powiedział Logan oskarżycielskim tonem, machając Jamesowi ręką przed oczami. Zaczęliśmy się śmiać.
- Bal kończy się o trzeciej. Nie będzie ci się nudzić? - Jess się zmartwiła.
- Nie, Fox ze mną jest. Lećcie już, bo się spóźnicie - uśmiechnęłam się.
- Na pewno? - spytała Chrisie.
- Na pewno, a ja wracam do mojego zajęcia - wskazałam na kanapę i telewizor.
- Jak chcesz, pa - pożegnałam się z nimi i wszyscy opuścili dom. Głośno westchnęłam i wyłączyłam telewizor. Lody schowałam do zamrażarki, a łyżeczkę umyłam.
- No Fox, czas wcielić mój plan w życie - mruknęłam i ruszyłam na górę, a piesek wesoło szczekając pobiegł za mną.




~*~

No i jest.! Mam nadzieję, że się Wam podobało ^^ Jak myślicie, co zrobi Jennifer??? :)

24 października 2012

Rozdział 70

Dzisiaj ja i James mieliśmy dość nietypową pobudkę. A mianowicie, Fox zaczął chodzić nam po twarzach. Chcąc nie chcąc musieliśmy wstać. Po porannej toalecie mój chłopak wyszedł z nim na spacer, a ja postanowiłam zjeść śniadanie.
Christine siedziała w kuchni i piła kawę.
- A ty już na nogach? - zdziwiłam się.
- Nie mogłam spać - uśmiechnęła się. 
- Też tak miałam pierwszej nocy - uśmiechnęłam się i z gotową kawą usiadłam na przeciwko niej. 
- Serio? - zaśmiała się.
- Nom, przyzwyczaisz się - machnęłam ręką. - W końcu nie będziesz budzić się sama, tylko któryś z chłopaków to zrobi.
- Nie rozumiem - spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Oj, dowiesz się w swoim czasie - zaśmiałam się, a do kuchni weszła Monic cała w skowronkach.
- Witam, was drogie lokatorki, w ten jakże cudowny dzień - wyszczerzyła się i nalała sobie soku do szklanki.
- Ktoś tu miał cudowną noc - znacząco poruszyłam brwiami.
- A żebyś wiedziała - Mo uśmiechnęła się tajemniczo. Spojrzałyśmy na Christine. Jej mina była bezcenna. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Nie martw się. W tym domu to norma - puściłam jej oczko.
- To ja się nie dziwię, że wam się nie nudzi - uśmiechnęła się blondynka i napiła się kawy. Zaczęłyśmy gadać o mało istotnych sprawach. Potem rozmowa zeszła na bal i przygotowania z nim związane. Nagle do kuchni weszła Jennifer. Miała czerwone oczy. Pewnie od płaczu, pomyślałam.
- Hej... - przywitała się niemrawo. Wyglądała jak wrak człowieka. Lekko przetłuszczone włosy spięła w luźną kitkę. Koszulka i dresy, dosłownie, na niej wisiały. Aż żal było patrzeć, bo serce się krajało.
Bez słowa podeszła do szafki i wyciągnęła z niej bardzo silne tabletki na uspokojenie. Wysypała sobie trzy na rękę i popijając wodą, je połknęła. Odstawiła szklankę na blat i oparła się o niego rękoma.
- Jennifer, wszystko gra? - Monic się zmartwiła.
- Może zjesz z nami śniadanie? - Christine nie była lepsza. Znamy się krótko, a ona i tak była jedną z nas. Nie dość, że miała własne problemy to jeszcze martwiła się naszymi. Kochana jest.
- Dziękuję, ale nie mam ochoty - odetchnęła Jen, odwracając się w naszą stronę.
- Jennifer, wiesz, że dobowa dawka tych tabletek to... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Wiem, dwie - szepnęła cicho, ale i tak ją usłyszałam. Skąd wiedziałam o dawce tych leków? Bo kiedyś sama je brałam. Ale nigdy więcej niż tabletkę. Były tak silne, że po jednej chodziłam przymulona cały dzień. A Jennifer wzięła trzy na raz.
- Nie powinnaś ich brać, tylko sobie zaszkodzisz - zmartwiłam się, a do towarzystwa dołączyli chłopcy.
- Spokojnie. Wiem, co robię - uśmiechnęła się słabo i podpierając się o ścianę, opuściła kuchnię.
- A jej co? - spytał zdziwiony Loggy.
- Wzięła silne leki na uspokojenie - westchnęła Mo.
- Te co kiedyś brałaś? - Kendall zwrócił się do mnie.
- Tak, gdy byłam w szpitalu Mark mi je dał - wyjaśniłam.
- Nie rozumiem, po co dał ci tak silne leki - Carlito objął swoją dziewczynę.
- A Mark to... ? - wtrąciła niepewnie Christine.
- To brat naszego managera. Zajmował się Jessicą, gdy była w szpitalu - wyjaśnił Kendall.
- Wpadłam pod samochód - wyjaśniłam, widząc zdziwiony wzrok blondynki. Usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku skąd dochodził. Carlos stał przy szafce z rozbitą szklanką i rozciętą ręką.
- Skarbie, nic ci nie jest? - Mo do niego podeszła.
- Carlito, ty ofiaro - zaśmiałam się. Razem z Christine posprzątałyśmy szkło, a Mo zajęła się raną. Chłopaki napili się z nami kawy. Gadaliśmy przy tym i się śmialiśmy. Usłyszeliśmy trzask drzwi, a zaraz potem szczekanie psa. James wrócił, pomyślałam z uśmiechem.
- Jezu, Jennifer! Jessica, chodźcie tu! - usłyszeliśmy krzyk szatyna i przerażeni wybiegliśmy z kuchni. Maslow klęczał przy nieprzytomnej Jen, a Fox szczekał i lizał ją po twarzy.
- Matko, Jennifer! - przeraziłam się i kucnęłam przy niej. - Obudź się!
- To na nic! - wtrąciła Mo.
- Cholerne tabletki! - walnęłam pięścią w podłogę.
- Kendall, dzwoń po Marka! - rozkazał James, a blondyn wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer do lekarza.
- Logan, zanieś ją na górę! - odezwała się Monic.
- Co? Ja nie... Czemu ja? - brunet był zdezorientowany.
- Do jasnej cholery, weź się w końcu ogarnij! - Carlos zdrową ręką złapał go za koszulkę.
- Jess, otwórz mi drzwi do jej pokoju - James wziął moją przyjaciółkę na ręce i poszedł z nią na górę, a my zaraz za nim. Tylko Kend został na dole, bo gadał z Markiem. Posłusznie wykonałam polecenie mojego chłopaka, a on delikatnie położył Jennifer na jej łóżku. Wyszliśmy na korytarz.
- Mark za chwilę będzie - Schmidt wbiegł na górę.
- Logan, co się z tobą dzieje? - spytała Monic. Nagle James złapał Hendersona za koszulkę i przyparł go do drzwi od pokoju Christine. Byłam w nie mniejszym szoku, co reszta. W życiu nie widziałam, żeby był tak wściekły. Fox zaczął szczekać.
- Jesteś skończonym dupkiem! - krzyknął szatyn. - Gdyby Jennifer miała kłopoty, palcem byś nie kiwnął! W życiu bym nie pomyślał, że będziesz ją tak traktował! Logan, do jasnej cholery, co się z tobą stało?! Kochałeś ją od zawsze, a teraz nagle ta miłość zniknęła?!
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - szepnął Loggy.
- Nie wkurzaj mnie! To, że się rozstaliście nie daje ci prawa, żeby traktować ją jak śmiecia! Myślisz, że czemu znowu zaufała Joe?!
- Nie wiem... - Henderson odwrócił głowę w bok.
- Bo on przynajmniej starał się ją odzyskać! A ty skreśliłeś ją przez głupie zdjęcia! Stary, nie poznaję cię!
- James, wystarczy... - powiedziałam, odciągając delikatnie swojego chłopaka od Logana.
- Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha. Ona przynajmniej o tą miłość walczyła, a ty co? - dodał James i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Carlos poszedł otworzyć, a Loggy bez słowa zamknął się w swojej sypialni.
- Nie byłeś dla niego za ostry? - spytałam.
- Już dawno chciałem mu to powiedzieć - westchnął James, a na górę wszedł Pena i młodszy z braci Johnson. Zbadał Jennifer dokładnie i powiedział nam, co jej dolega. Nie zemdlała przez tabletki, tylko ze zmęczenia. Leki tylko ją dobiły.
- Będzie spała do końca dnia, a jutro będzie jak nowo narodzona - uśmiechnął się, gdy siedzieliśmy już w salonie.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą.
- Mam do was pytanie - zaczął poważnie.
- Jakie? - zdziwiła się Mo.
- Powodem, dla którego Jennifer zemdlała, może być też jej psychika. Czy ostatnio jej życie było dość chaotyczne?
- Tak - westchnęłam. - Sądzisz, że odreagowała te wszystkie stresy mdlejąc?
- Mniej więcej - uśmiechnął się. - Tu macie dla niej leki na wzmocnienie - podał mi małe kwadratowe pudełko. - Jak się obudzi, niech je od razu weźmie.
- Dobrze - kiwnęłam głową. Pogadaliśmy jeszcze i sobie poszedł. A my w końcu postanowiliśmy jechać po te sukienki. Policzyłam swoją kasę i uznałam, że nie mogę kupić droższej od tysiąca. Przebraliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Logan i Fox zostali w domu.

^*^
Oczami Logana
^*^

Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit.
Reszta pojechała na zakupy, a ja zostałem z Foxem w domu. Była jeszcze Ona. W ogóle od kiedy się pokłóciliśmy nie wypowiedziałem ani razu jej imienia. Nie wiem czemu...
James mnie zaskoczył i to jak. Ale... ma rację. Jestem skończonym dupkiem. Co ja za to mogę, że boję się znowu jej zaufać? Skąd mogę wiedzieć, czy nie znalazła sobie kogoś innego? A nawet jeśli, to jej życie i nie powinno mnie to obchodzić.
Zszedłem na dół, a Fox zaczął wokół mnie skakać. Dałem mu coś do jedzenia i picia, a sobie nalałem soku do szklanki. Usiadłem przy blacie i na niego spojrzałem.
- Ty to masz dobrze, James i Jess cię kochają, a mnie? - mruknąłem i nagle sobie przypomniałem słowa Maslowa. ,,Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha.''
Bez słowa poszedłem na górę. Stanąłem przed drzwiami do swojego pokoju. Już miałem nacisnąć klamkę, gdy coś popchnęło mnie w stronę pokoju mojej byłej dziewczyny. Po dość długim wahaniu, w końcu tam poszedłem. Nawet nie zamknąłem drzwi.
Spała. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie.
Usiadłem obok niej na łóżku i chwilę na nią patrzyłem.
- Jennifer... - szepnąłem i ledwo się powstrzymałem, żeby jej nie dotknąć. Tak mi cholernie brakuje jej dotyku, że tęsknota zżera mnie od środka. Na szafce obok łóżka leżały jakieś zdjęcia i wisiorek. Wziąłem je do ręki. Na fotografiach była nasza dwójka, jak jeszcze byliśmy razem. Najwięcej uwagi poświęciłem złotemu wisiorkowi z moim imieniem. Był podobny do tego, który jej kiedyś zabrałem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, patrząc na trzymany przedmiot. Boże, przecież ja ją kocham! Więc, co stoi na przeszkodzie? Moje wielka duma? Możliwe... Gdy tylko się obudzi, muszę z nią porozmawiać. Muszę ją przeprosić. Może da mi drugą szansę...
- Logan... Przepraszam... - usłyszałem i spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Nawet przez sen mnie przeprasza. Rany, zaraz zwariuję!
Odłożyłem wisiorek i zdjęcia na miejsce. Ostatni raz spojrzałem na Jennifer i po cichu opuściłem jej pokój.

^*^
Oczami Jessici
^*^

- Wszystkie suknie są piękne, ale jak tu teraz wybrać? - jęknęłam, przeglądając wieszaki w sklepie z sukniami. Kupiliśmy już kosmetyki, dodatki i buty. Zostały sukienki.
- Weź tą - James wcisnął mi w ręce białą sukienkę, a zaraz potem wepchnął mnie do przebieralni. Szybko się przebrałam i wyszłam na zewnątrz, aby obejrzeć się w dużym lustrze.
- Chyba oszalałeś! Co ja, do ślubu idę, czy jak? - oburzyłam się, oglądając się w lustrze.
- Wyglądasz pięknie i nie marudź - szatyn objął mnie od tyłu i położył mi głowę na ramieniu.
- Jesteś uroczy, ale nie kupię jej - mruknęłam pod nosem, patrząc na cenę z kosmosu.
- Pański chłopak ma rację. Wygląda pani pięknie - ekspedientka do nas podeszła.
- A widzisz? - Maslow uśmiechnął się triumfalnie.
- Sukienki z tej kolekcji są ostatnio bardzo modne, a zwłaszcza przydają się na bale - uśmiechnęła się kobieta.
- Bierzemy! - ogłosił mój chłopak.
- James! - skarciłam go.
- Nie marudź, kochanie. Niech pani ją skasuje - uśmiechnął się szatyn, a kobieta odeszła.
- Pogięło cię? Widziałeś tą cenę? Nie stać mnie na nią! - jęknęłam.
- Wiem, dlatego ci ją kupuję - puścił mi oczko.
- Jesteś okropny - strzeliłam go w ramię.
- Oj, nie marudź. Wybrałem ją, bo wyglądasz pięknie, bo mogę ci ją kupić, i co najważniejsze, wygląda jak ślubna, a tym lepiej dla mnie, bo nikt mi cię nie poderwie - cmoknął mnie w usta. - Idź się przebierz, a ja zapłacę.
- Obiecuję, że oddam ci te pieniądze - dodałam szybko.
- Spróbuj tylko to zamknę cię na strychu! - zagroził i wepchnął mnie do przebieralni. Chcąc nie chcąc musiałam się przebrać.
James z wielkim bananem na twarzy wychodził ze sklepu. Zadowoleni z zakupów, no przynajmniej reszta, wróciliśmy do domu.



~*~

Okey, potem bal i coś się stanie, ale nie powiem Wam co ^^ :D

22 października 2012

Rozdział 69

Wieczorem byliśmy już w domu. Christine miała zamieszkać w starym pokoju Monic. Uznaliśmy, że Jennifer w obecnym stanie nie chciałaby mieć współlokatorki.
Nasza nowa znajoma poszła razem z Mo na górę, a my rozwaliliśmy się w salonie przed telewizorem. Leżałam Jamesowi na kolanach, a Fox mi na brzuchu.
Nagle Jen zbiegła ze schodów z torebką w ręce.
- Dokąd idziesz? - spytałam, podnosząc głowę.
- Do rodziców, jeszcze nie wiedzą, co się stało - powiedziała i chciała odejść.
- Jak nie wiedzą, co się stało? - zdziwiłam się.
- Nie miałam odwagi im powiedzieć. Dobra nie zadawaj więcej pytań, bo nie mam na to siły - dodała szybko, gdy zauważyła, że chcę coś powiedzieć. Bez słowa wyszła, a my wbiliśmy wzrok w Logana, który siedział we fotelu i gapił się w telewizor.
- Co? - zdziwił się, patrząc na nas.
- Powiedziałeś swoim rodzicom o tym, że nie jesteście razem? - spytał Carlos, a ja z powrotem położyłam głowę na kolanach mojego chłopaka. Uśmiechnął się i pogładził mnie dłonią po policzku.
- Od razu - odwrócił się z powrotem do telewizora.
- I jak zareagowali? - drążył dalej Kendall.
- Normalnie, byli zdziwieni i źli, ale im przeszło - Henderson przełączył kanał.
- A nie boisz się, że tata Jennifer wścieknie się, że skrzywdziłeś jego córkę? - spytał James.
- Słuchaj! - Loggy wściekły odłożył pilota na stolik. - Po pierwsze, to nie ja ją skrzywdziłem! Po drugie, to ona okazała się być suką! I po trzecie, jej ojciec nic mi nie może zrobić, więc sobie daruj!
Jego głos był tak przesączony jadem, że się tak wyrażę, że Fox zaczął piszczeć. Usiadłam i go do siebie przytuliłam, a Logan nadal zły wyszedł do ogrodu.
- Co ja mu powiedziałem? - zdziwił się James.
- Nie przejmuj się nim. W samochodzie też taki był. Odezwać się nie można było, bo pioruny z oczu ciskał - odezwał się Carlos, a dziewczyny zeszły na dół.
- Co to za krzyki? - spytała Mo, siadając na kolana Latynosa. Christine usiadła we fotelu, na którym przed chwilą siedział Henderson.
- Logan się wkurzył... - westchnął Kendall.
- Nie będę pytać o powód, bo mam serdecznie dosyć tych jego humorków - Monic przytuliła się do Peny.
- A myślisz, że my nie? - spojrzałam na nią jak na debilkę.
- Mógłby się już w końcu pogodzić z Jennifer - James mnie objął.
- To już chyba niemożliwe - dodał Kend.
- My tu sobie gadamy, a Christine nie wie, o co chodzi. My to jesteśmy wychowani - oburzyła się Monic.
- Spokojnie, nie muszę wiedzieć, o co Logan i Jennifer się kłócą. To sprawa między nimi - uśmiechnęła się blondynka, a my spojrzeliśmy na nią z wdzięcznością, bo nie musieliśmy wszystkiego jej mówić.
Siedzieliśmy tak do dziesiątej. Loggy pogodził się z Jamesem i przeprosił za swoje zachowanie. My oczywiście mu wybaczyliśmy i dalej oglądaliśmy horror, który włączyli chłopcy. W końcu to straszydło się skończyło, a James zapalił światło i wrócił na kanapę.
- To co robimy dalej? - spytał Carlos, a Kendall wyłączył telewizor.
- Idziemy spać, kochanie - zaśmiała się Mo.
- Ale mi się jeszcze nie chce spać - jęknął Pena.
- Ale marudzisz - zaśmiał się Logan. Monic szepnęła coś swojemu chłopakowi na ucho.
- Dobra, mogę iść spać! - ogłosił zadowolony i złapał swoją dziewczynę za rękę. Pociągnął ją chichoczącą w stronę schodów, a my zaczęliśmy się śmiać. Nagle do środka wbiegła Jennifer. Płakała.
- Jennifer, co się stało? - spytała Chrisie. Mo i Carlos zatrzymali się w połowie schodów.
- Dajcie mi spokój - załkała i wbiegła na górę, mijając naszą zszokowaną parkę.
- Ej, Jennifer! - zawołała za nią Blue.
- Ciekawe, co się stało? - Kend myślał na głos. Zauważyłam, że Loggy miał odwróconą głowę. Wyglądał jak osoba, która cholernie cierpi.
- Nie wiem, ale się dowiem - mruknęłam i wszyscy poszliśmy na górę.
James siedział z Foxem w łóżku, a ja brałam prysznic. Uwielbiałam, gdy tak woda spływała po moim ciele. Wtedy tak jakby razem z nią znikały wszystkie problemy. Logan sprzed dziesięciu minut nie dawał mi spokoju. Wyglądał jakby łzy Jennifer sprawiały mu ból, jakby nie mógł ich znieść. A jeszcze niedawno patrzył na nie obojętnie. Może w końcu coś mu w tej głowie się poprzestawiało. Tylko... Czemu on tak izoluje się od Jen? Od miesiąca nie spojrzał jej w oczy, ba, nawet jej nie dotknął.
Owinęłam się ręcznikiem i głośno westchnęłam. Drugim wytarłam włosy i wróciłam do pokoju. Fox zeskoczył z łóżka i do mnie podbiegł. Zaczął wesoło machać ogonem i szczekać.
- Co jest, słońce? - pogłaskałam go po głowie i podeszłam do szafy, aby znaleźć jakieś ciuchy do spania. Poczułam dłonie Jamesa na swojej talii.
- Ślicznie wyglądasz w tym ręczniku - mruknął mi do ucha, a mnie przeszedł dreszcz.
- James... - jęknęłam, gdy zaczął całować mnie po szyi. W ostatniej chwili złapałam ręcznik, bo by mi spadł. Szatyn delikatnie odwrócił mnie w swoją stronę.
- Moja wina, że nie mogę ci się oprzeć? - zaśmiał się.
- Mógłbyś sobie darować choć raz - uśmiechnęłam się, a on przytulił mnie jeszcze bardziej.
- Pod warunkiem, że przebierzesz się tutaj - jego oczy dziwnie się zaświeciły.
- James! - oburzyłam się.
- No co? Nie często mogę sobie na ciebie popatrzeć - wyszczerzył się.
- Ty się chyba dzisiaj nie wyspałeś, zboczeńcu jeden! - strzeliłam go w ramię.
- Ej, bez takich! - oburzył się.
- Puść mnie to dostaniesz nagrodę - szepnęłam mu na ucho. Poczułam, że przeszedł go dreszcz.
- Kłamiesz - mruknął.
- Nie kłamię - westchnęłam, a on mnie puścił.
- Trzymam cię za słowo - pogroził mi palcem i poszedł do łazienki. Szybko się przebrałam. Postanowiłam zajrzeć jeszcze do Jen. Fox chciał mi towarzyszyć, więc wzięłam go ze sobą. Zaczął szczekać, gdy tylko wyszliśmy na ciemny korytarz.
- Ciii... Fox, bo nas wydasz - szepnęłam, przykładając palec do ust. Szybko dostałam się pod drzwi pokoju Jennifer. Delikatnie zapukałam, ale nikt mi nie odpowiedział, więc weszłam do środka. Jen leżała na łóżku, plecami do drzwi i płakała.
- Jennifer, wszystko gra? - spytałam, siadając za nią. Fox wskoczył mi na kolana.
- Mówiłam mu, że to nie wina Logana, tylko moja. Nie słuchał mnie - płakała.
- Twój tata... - szepnęłam.
- Spytał się o powód, dla którego Logan mnie zostawił - załkała, siadając. - Powiedziałam mu...
- I co? - spytałam cicho.
- Nazwał mnie dziwką i szmatą. Powiedział, że Logan dobrze zrobił... że nikt nie chciałby być z kimś takim jak ja - rozpłakała się jeszcze bardziej. W życiu nie widziałam, żeby ktoś tak płakał. No, ale wcale się jej nie dziwię. Też bym się tak zachowywała gdyby mój tata wyzywał mnie od najgorszych. Bez słowa ją przytuliłam. Fox zaczął piszczeć i trącać jej kolano noskiem. Ku mojemu zaskoczeniu, do środka wszedł Logan. Całe szczęście, że Jennifer go nie widziała, bo naprawdę nie wyobrażam sobie jej jeszcze po konfrontacji z Logim. Z żalem pokręciłam głową, a on westchnął i po cichu wyszedł. Wiedziałam, że później z nią nie porozmawia, ale teraz i tak by się z nią nie dogadał. Siedziałam z nią tak długo, aż zasnęła. Fox też odleciał. Wzięłam go na ręce, zgasiłam światło i wróciłam do Jamesa. Szatyn wielce obrażony leżał z laptopem w łóżku.
- Z tobą się umawiać to jak iść z Carlosem do sklepu - fuknął, gdy tylko weszłam do pokoju. Delikatnie położyłam Foxa na jego legowisku.
- Daj spokój, byłam u Jennifer - szepnęłam, wchodząc pod kołdrę i gasząc lampkę.
- Co z nią? - James od razu zmienił nastawienie. Wyłączył laptopa i odłożył go na szafkę.
- Jej tata znowu jej dogadał. Dziewczyna jest załamana - westchnęłam, przytulając się do niego.
- Ona to ma przesrane - westchnął James.
- Skarbie, mógłbyś delikatniej - zganiłam go. - Poza tym, Jennifer jest delikatna i łatwo ją zranić. Zwłaszcza, że ostatnio tyle przeżyła.
- Wiem, ale sama powiedz, że z ojcem nie ma łatwo - mruknął.
- Taa... - szepnęłam i momentalnie zasnęłam.




~*~

Więc tak. Od kolejnego rozdziału zaczynają się sprawy związane z balem. To tak na wstęp, a reszta potem ;)

Rozdział 68

Od rana siedzieliśmy na plaży i świetnie się bawiliśmy. Widok śmiejącego się Kendalla poprawił nam humory. Mo siedziała z chłopakami w wodzie, ja i Jen się opalałyśmy (właściwie to ja, bo ona siedziała w bluzie i dresach), a Christine bawiła się moim nowiutkim aparatem.
- Jen, nie jest ci gorąco? - spytała w pewnym momencie blondynka.
- Nie, wręcz przeciwnie - odpowiedziała.
- No weź się rozbierz, bo mi gorąco jak na ciebie patrzę - zaśmiała się.
- No ale po co? - jęknęła Jen.
- Bo się nie opalisz - dodała Christine, robiąc zdjęcie Kendallowi.
- No weź, Jen. Logana tu nie ma - jęknęłam znudzona. Faktycznie Henderson gdzieś wybył, James też.
- Jessica! - oburzyła się. - Nie chodzi mi o Logana!
- Jak nie o niego, to o co? - zdziwiona się podniosłam.
- Po prostu... - podkuliła pod siebie nogi i objęła je rękoma. - Po prostu mam... mam brzydkie ciało.
Zaczęłam się śmiać.
- Ty... Ty... chy... chyba... - śmiałam się - żar... żar... żartujesz!
- Nie rozumiem, co w tym śmiesznego! - oburzyła się Jennifer.
- Już, rozbieraj się! - rozkazałam, ściągając jej gumkę z włosów. Na jej ramiona opadły proste pasma.
- Nie! - zaczęła przede mną uciekać. Christine pomogła mi ją złapać i we dwie wepchnęłyśmy ją do wody.
- Od razu lepiej, nie? - śmiała się Mays.
- Zabiję was! - warknęła Jen, ściągając z siebie bluzę i dresy. Została tylko w ślicznym kostiumie. Zaczęła nas gonić. W końcu wszystkie trzy znalazłyśmy się w wodzie.
- Brawo, Jessica! Wreszcie ją namówiłaś! - zawołała Mo, która po chwili była już na rękach swojego chłopaka.
- Mam was gdzieś, ja wychodzę! - ogłosiła Jen, kierując się w stronę brzegu.
- Ej, czekaj! - zaśmiałam się, idąc za nią.
- Daj mi spokój! - ochlapała mnie wodą.
- Ej no, Jennifer! Wracaj! - śmiałam się dalej.
- Nie! - krzyknęła i wyszła na brzeg. Złapała za ręcznik i zaczęła się wycierać. Po chwili byłam obok niej.
- Dawaj mi ten ręcznik! - zaczęłyśmy się szarpać o jej własność. W końcu straciłyśmy równowagę i wylądowałyśmy na ziemi. Turlałyśmy się ze śmiechem po tym piasku jak małe dzieci.
- A tu co za śmiechy? - usłyszałyśmy nad sobą rozbawiony głos Logana. Gdy tylko go zobaczyłyśmy znowu dostałyśmy głupawki. Uspokoiłyśmy się i wstałyśmy. Loggy nie spojrzał na Jen ani razu. Zauważyłam, że dolna warga Jen drga. O nie, pomyślałam. Szybko się odsunęła od nas i wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić. Wiedziałam, że to dla niej za dużo. Jeszcze by się przy nim popłakała i wtedy to byłby koniec. Szybko podniosła z ziemi gumkę do włosów i je spięła.
- Wracam do domku, dzwoń w razie co - w ekspresowym tempie założyła na siebie ciuchy, które zdążyły już wyschnąć. Logan odwrócił głowę, żeby tylko na nią nie patrzeć.
- Jasne - westchnęłam, widząc jak zabiera swoje rzeczy.
- Zacznę się już pakować. Spotkamy się wieczorem - cmoknęła mnie w policzek i się oddaliła. Zrezygnowana usiadłam na swoim ręczniku. Zamknęłam oczy i się położyłam. Nagle poczułam jak ktoś liże mnie po twarzy. Wystraszyłam się i natychmiast zerwałam na nogi.
- Cześć, kochanie - James cmoknął mnie w policzek.
- Pogięło cię?! - ochrzaniłam go.
- Jeśli chodzi ci o to lizanie to nie ja - zaśmiał się. - Tylko Fox.
- Fox? A kto to? - zdziwiłam się, z powrotem siadając.
- On - Maslow wyciągnął zza pleców małego szczeniaka.
- Jejku, jaki ty jesteś słodki! - zachwyciłam się, gdy władował mi się na kolana. - Skąd go masz?
- Jest mój - powiedział dumnie szatyn.
- Żartujesz, tak? Czemu wcześniej nic o nim nie wiedziałam? - spytałam, głaszcząc pieska po karku.
- Mam go dopiero od tygodnia. Przez ten czas był u moich rodziców, bo nie miałem zbytnio czasu, a nie chciałem wam głowy w domu zawracać - dodał, wyprzedzając moje kolejne pytanie.
- Mogłabym cię schrupać - podniosłam zwierzaka na wysokość swojej twarzy. Polizał mnie po nosie. Zaśmiałam się.
- Pięknie, moja dziewczyna zdradza mnie z moim psem - powiedział James z ironią.
- Oj, skarbie, ciebie kocham najbardziej - cmoknęłam go w usta. Reszta do nas doszła.
- Jaki słodziak! - zachwyciły się dziewczyny na widok psa.
- Byłeś po niego u rodziców? - spytał Kendall.
- Przed chwilą wróciłem - wyjaśnił szatyn.
- Więc wy wiedzieliście, a my nie? - oburzyła się Mo.
- Można tak powiedzieć - zaśmiał się Logan.
- Wygląda na to, że mamy dodatkowego lokatora - uśmiechnął się Carlos, drapiąc pieska za uchem. Na plaży siedzieliśmy do wieczora. Fox świetnie się z nami bawił i nie odstępował mnie na krok. Momentami James był naprawdę zazdrosny, aż mi się śmiać chciało.
Coś po piątej postanowiliśmy się zbierać. W końcu dzisiaj mieliśmy już wracać do domu. Jutro po sukienki, a za dwa dni na bal. Ech... Życie zabiegane jak cholera.
Christine wróciła z nami. Zaproponowała siebie jako pomoc przy pakowaniu. Oczywiście my, dziewczyny, musiałyśmy spakować też chłopaków.
- Szkoda, że musicie już wyjeżdżać - westchnęła, gdy wszystkie siedziałyśmy w pokoju moim i Jamesa.
- Taa... Też żałuję - dodała Jen, pakując ciuchy Maslowa do jego walizki.
- Pamiętacie, że jutro musimy iść po sukienki? - odezwała się Mo.
- Cholera! Zapomniałam iść po kasę do rodziców! - jęknęłam. - A to pójdę jutro.
- Sukienki? A po co? - zaciekawiła się Christine.
- Za dwa dni jest bal charytatywny, na który zostaliśmy zaproszeni - wyjaśniła Jennifer.
- Mówicie o tym balu, który jest na rzecz kliniki dla niepełnosprawnych dzieci? - spytała, a raczej stwierdziła, blondynka.
- Tak, dokładnie - kiwnęłam głową.
- Ale macie dobrze. Też bym na niego poszła - niebieskooka się rozmarzyła.
- Ej, to może chodź z nami! - palnęła Mo.
- Właśnie, przecież mamy wolne zaproszenie - dodałam entuzjastycznie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Chrisie się opierała.
- Oj, nie marudź! - zganiła ją Mo.
- Chłopaki! - wyleciałyśmy do salonu, a blondynka zaraz za nami.
- Co się drzecie? - spytał Logan.
- Powiedzcie, że Christine może iść z nami na bal - wyjaśniłam.
- Sami chcieliśmy jej to zaproponować. Szkoda, żeby to zaproszenie się zmarnowało - wyjaśnił James.
- Gdybyś się zgodziła, wtedy zatrzymałabyś się u nas na kilka dni - dodał Carlos.
- To jak? - spytał Kend. Christine wahała się dość długo.
- Jak nie będę wam przeszkadzać to okey - westchnęła, a my się z piskiem na nią rzuciłyśmy. Dokończyłyśmy pakowanie i poinformowałyśmy o wszystkim jej rodziców. Zgodzili się, bo uznali, że przyda jej się trochę rozrywki. Wszyscy zadowoleni zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy w drogę powrotną.


~*~

Wiem, że ciut przyspieszyłam, ale chcę już zacząć ten bal, także wiecie ;)

20 października 2012

Rozdział 67

Okey, zaczynamy z perspektywy Jess, więc... ;)
Zapraszam.!

~*~

Do domku wróciliśmy, gdy słońce już zachodziło. Jego pomarańczowe promienie przepięknie odbijały się w tafli oceanu. Aż dech w piersi zapierało...
Po kolacji Loggy i Kend usiedli na werandzie przed domkiem z gorącą czekoladą. Chciałam przeprosić Hendersona za swoje zachowanie, więc ruszyłam w stronę drzwi. Na szczęście były otwarte, a oni siedzieli do mnie tyłem. Stanęłam w przejściu i oparłam się o framugę, wpatrując się w dwójkę moich przyjaciół. Kendall grał na gitarze jakąś melodię, a Loggy wpatrywał się w jakiś nieokreślony cel.
- My to mamy szczęście do kobiet - westchnął Henderson i napił się czekolady ze swojego kubka.
- Co masz na myśli? - Kendall przestał grać i zaczął grzebać coś przy gitarze. 
- Oboje zakochaliśmy się w nieodpowiedniej dziewczynie - dodał brunet.
- Może masz rację - westchnął Kend, który za nic nie mógł dobrze nastroić swojego instrumentu.
- Ja to wiem - Logan przechylił głowę w bok, żeby na niego spojrzeć. Obok mnie pojawiła się Mo. Spojrzałam na nią z uśmiechem, a ona to odwzajemniła.
- Przyjacielu, my to chyba jesteśmy największymi ofiarami tej całej ,,miłości" - dodał Kend, patrząc na fale rozbijające się o brzeg.
- Ej, bez takich - zaśmiał się Logan, patrząc na blondyna. - Pamiętaj, że siedzimy w tym razem. Od przedszkola jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, więc nie masz mnie zostawiać samego, rozumiesz?
- Jasne - Schmidt odstawił gitarę na bok.
- I to jest podejście - oboje przybili żółwika.
- A co to za kółko różańcowe? - zaśmiał się Carlos, dołączając do nas razem z Jamesem.
- Nie ładnie tak podsłuchiwać - odezwał się Logan, jednocześnie odwracając się z Kendallem w naszą stronę.
- Pięknie, chłopcy, my tu słuchałyśmy tej wzruszającej konwersacji między nimi, a wy musieliście przyleźć i nas wydać - Mo udała oburzoną, a my się zaśmialiśmy.
- Oj, skarbie, ty to zawsze znajdziesz pretekst, żeby nas ochrzanić - Carlito z dezaprobatą pokręcił głową.
- Słucham? - Monic ledwo powstrzymywała się od śmiechu.
- Oj, nie marudź - Pena wpił się w jej usta. Całowali by się dłużej, gdyby nie nadeszła Jennifer, w iście radosnym humorze.
- A tobie co, że jesteś taka wesoła? - spytałam zdziwiona. Zauważyłam, że Logan za wszelką cenę unikał patrzenia na nią.
- A tak jakoś - uśmiechnęła się. - Kendall, a ty co taki przybity? 
- Jennifer, on nie... - zaczęła Mo, gdy odkleiła się od Carlosa.
- Ciągle o niej myślisz?! - Jen lekko zdenerwowana, podeszła do blondyna.
- Ja... - zaczął, ale spuścił głowę.
- Kendall, do jasnej cholery, jesteś dorosłym facetem! Weź się ogarnij! - Jennifer, ku zdziwieniu nas wszystkich, a zwłaszcza Schmidta, złapała go za koszulkę i pociągnęła do góry. - Nie każ mi przypominać, co ona ci zrobiła! Wiem, że ją nadal kochasz, ale to nie ma sensu, skoro i tak nie chcesz do niej wrócić! Nathalie jest zwykłą suką! I zrozum to wreszcie, że gdy ciągle o niej myślisz, to cierpisz jeszcze bardziej! 
- Jennifer... - szepnęłam.
- Wiem, jak to jest stracić ukochaną osobę, ale uwierz mi, że zadręczanie się bez przerwy, nic nie daje! Daj sobie spokój z Nathalie i zrób coś wreszcie! - puściła go z taką siłą, że z hukiem opadł na fotel. - Rusz ten utalentowany tyłek, weź gitarę i idź na mega długi spacer! - Jen wcisnęła mu w dłonie wyżej wymieniony instrument. - A jak to ci nie pomoże, to będę tak długo waliła cię w ten gwiazdorski łeb, aż w końcu zrozumiesz, że Nathalie nie jest dziewczyną dla ciebie!
Staliśmy tam z szeroko otwartymi gałami i patrzyliśmy w milczeniu na całą tę sytuację. Kendall patrzył raz na trzymaną gitarę, raz na stojącą nad nim Jen. W końcu z głośnym westchnieniem wstał.
- Jesteś najbardziej brutalnym psychologiem jakiego w życiu spotkałem - powiedział i poszedł w kierunku plaży.
- Nie spodziewałem się takiej reakcji z jego strony - Carlos podrapał się w tył głowy.
- Brawo, Jennifer! - pochwaliła ją Monic. Jen bez słowa zabrała torebkę, którą upuściła i weszła, a raczej wbiegła do środka. Bez słowa ruszyłam za nią. Tuż przed nosem zatrzasnęła mi drzwi do swojego pokoju.
- Jen, otwórz! Proszę! - zapukałam.
- Daj mi spokój! - zawołała ze środka. Płakała. Głośno westchnęłam i wróciłam do reszty.

^*^
Oczami Kendalla
^*^

Z głośnym westchnieniem ruszyłem w kierunku plaży. Jennifer miała rację. Powinienem wcześniej iść na ten spacer i wszystko na spokojnie przemyśleć.
Usiadłem na jakiejś górce, pokrytej gdzieniegdzie trawą i patrzyłem przez chwilę na słońce, które chowało się za horyzontem. Nagle moja komórka zaczęła dzwonić. Wyciągnąłem ją z kieszeni i z lękiem spojrzałem na wyświetlacz. Dzwoniła Nathalie. Po dłuższym wahaniu, drżącą dłonią odrzuciłem połączenie i wyłączyłem telefon. Głośno westchnąłem i chwyciłem za gitarę, którą wcześniej wcisnęła mi Jennifer. Szybko ją nastroiłem i zacząłem grać.
Nie ważne jak bardzo ją kocham... Nie ważne, że to tak cholernie boli... Po prostu muszę o niej zapomnieć. Zapomnieć o tym, co między nami było.


Przyniosłem Ci ten dar
Wspomnienia
Słowa przeplatane z melodiami
Jestem pewien, że mieliśmy przyjaciół i wrogów
Ale nie lubię opowiadać o wspomnieniach, jak ty to
Już to robisz
Już to robisz

Wszystko tym razem będzie dobrze
Wszystko tym razem będzie dobrze

Dajmy sobie spokój, ponieważ nie chcę walczyć
Uporządkujmy ten bałagan, zanim to się dziś skończy
Mogłem ucałować twoją rękę i próbować odejść
Ale nie lubię opowiadać o wspomnieniach, jak ty to
Już to robisz
Już to robisz

Wszystko tym razem będzie dobrze
Wszystko tym razem będzie dobrze
Co mam powiedzieć, byś czuła się dobrze?
Wszystko tym razem będzie dobrze

Przestań
Ciągle patrzysz mi się w oczy
Przestań
Nie mam czasu na kolejne próby
Aby być prawdziwym
Coś, czego nigdy nie mogłem ukryć
Nie mogę być tobą
Ciągle siedzieć i zastanawiać się dlaczego, dlaczego

Wszystko tym razem będzie dobrze
Wszystko tym razem będzie dobrze
Co mam powiedzieć, byś czuła się dobrze?
Wszystko tym razem będzie dobrze


Głośno westchnąłem i oparłem się o gitarę. Jedno jest pewne: Nathalie Stoner to zamknięty rozdział w moim życiu. Pewne jest, że nie przestaje się kochać z dnia na dzień, ale z czasem sam o niej zapomnę. 
- Hej, mogę się przysiąść? - usłyszałem za plecami. Odwróciłem się i zobaczyłem tę samą dziewczynę, która wczoraj na mnie nakrzyczała.
- Jasne... - uśmiechnąłem się lekko, a ona przysiadła obok mnie. Ponownie utkwiłem wzrok w zachodzącym słońcu.
- Chciałam przeprosić cię za wczoraj - zaczęła niepewnie, a ja zdziwiony na nią spojrzałem. - Nie powinnam była tak cię potraktować. W końcu nie wszyscy sławni ludzie są egoistyczni i zarozumiali.
- Nie wszyscy, ale większość - dodałem, a ona się zaśmiała.
- Przepraszam - spojrzała na mnie, błękitnymi jak ocean, oczami.
- Nie szkodzi. Nie mam do ciebie żalu - uśmiechnąłem się lekko. 
- Z tego wszystkiego zapomniałam się przedstawić. Christine Mays, miło mi - podała mi swoją dłoń.
- Wzajemnie, Kendall Schmidt - delikatnie ścisnąłem jej rękę.
- Mam coś dla ciebie, od mojej siostry - wyciągnęła z teczki, którą miała ze sobą, jakiś rysunek. Nie był najpiękniejszy, ale dało się zobaczyć, że przedstawia cały nasz zespół.
- Dziękuję - uśmiechnąłem się. - A co do twojej siostry, czemu wtedy powiedziałaś, że długo nie pożyje?
- Melody ma chore serce. Operacja kosztuje kilkadziesiąt tysięcy, a moich rodziców na to nie stać. Lekarz daje jej czas do końca roku - w oczach miała łzy. - Tylko nie myśl sobie, że mówię ci to po to, aby wziąć od ciebie pieniądze.
- Jasne, nawet do głowy mi to nie przyszło - dodałem szybko.
- Tak wygląda sytuacja. Na razie mamy połowę kwoty, próbujemy zebrać resztę, ale to nie takie proste. Termin operacji jest pierwszego września. Nie wiem, czy nam się uda, ale trzeba próbować - podkuliła pod siebie nogi i objęła je rękoma.
- Ej, jeśli to cię pocieszy to zdradziła mnie dziewczyna, a druga o mało co mnie nie pobiła - szturchnąłem ją w ramię, a ona spojrzała na mnie jak na debila.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Więc w skrócie to było tak, zdradziła mnie dziewczyna. Przyjechaliśmy tu, żeby odpocząć, a dosłownie przed chwilą, moja przyjaciółka prawie mnie pobiła, bo chciała pomóc - wyjaśniłem na jednym oddechu.
- I pomogła? - spytała.
- Chyba... tak - dodałem po chwili zastanowienia.
- Mnie też chłopak kiedyś zdradził. Przyszłam w to samo miejsce, co ty teraz, i w końcu uświadomiłam sobie, że nie był wart mojej miłości - podparła się z tyłu rękoma.
- Niech zgadnę, twoja przyjaciółka namówiła cię na długi spacer? - uśmiechnąłem się.
- Niezupełnie. Akurat do tego namówił mnie mój kuzyn - zaśmiała się.
- Widocznie wszyscy namawiają na spacery - westchnąłem.
- Ej, rozchmurz się - szturchnęła mnie w ramię. - Jesteś na plaży w Malibu. Tu jest zakaz bycia przybitym i smutnym.
Zaśmiałem się tylko. Posiedzieliśmy tak i pogadaliśmy do północy. W końcu postanowiliśmy się zbierać. Do Christine dobijała się jej mama, a ja uznałem, że reszta pewnie się o mnie martwi. Pożegnałem się z blondynką i ruszyłem do naszego domku. Z uśmiechem spojrzałem na rysunek, który mi dała. Odwróciłem się jeszcze, by spojrzeć na moją nową znajomą. Stała jeszcze chwilę w tym samym miejscu, a potem odeszła.
Nie minęło pięć minut, a ja stałem pod drzwiami naszego tymczasowego domu. Z głośnym westchnieniem wszedłem do środka. Spodziewałem się tego, że wszyscy będą już spać, a oni imprezowali na całego.
- Jesteś krętacz i oszust! - oburzył się Carlos, rzucając kartami w śmiejącego się Jamesa.
- Cześć... - powiedziałem cicho, a w salonie zaległa cisza. W dodatku wszyscy patrzyli się na mnie jakby zobaczyli ducha. Wzrokiem szukałem Jennifer. Nie było jej wśród nich. Zrezygnowany odstawiłem gitarę na podłogę.
- Kendall... - zaczęła Jess.
- Co się stało, że nagle ucichliście? - do środka weszła Jen. - I jak? Już lepiej? - spytała, gdy mnie zobaczyła. Bez słowa mocno ją przytuliłem.
- Dziękuję - szepnąłem.
- Nie ma za co - uśmiechnęła się lekko. Po chwili się ode mnie odsunęła.
- A gdzie buziak? - Logan znacząco poruszył brwiami.
- Zamknij się, debilu! - warknęła Jen, rzucając w niego poduszką. Dostał prosto w twarz. Obrażona poszła na górę. Usiadłem między Mo a Jess.
- Wszystko dobrze? - spytała dziewczyna Maslowa.
- Lepiej ci po tym spacerze? - dodała panna Blue.
- Zdecydowanie - uśmiechnąłem się.




~*~

No i jest.! Kendall się dźwignął z dołka :D
A i mam prośbę do wszystkich czytelników: jak czytacie to KOMENTUJCIE .!
Chcę wiedzieć, co sądzą inni odnośnie tego opowiadania. 

18 października 2012

Rozdział 66

Od rana siedzieliśmy na plaży. Tym razem Jen została z nami. Chyba, żeby uniknąć kolejnej awantury. Jedna rzecz mnie zdziwiła: to, że siedziała w dresie i ani myślała, żeby się rozebrać.
My się opalałyśmy, a chłopaki byli w wodzie. Kendall w żaden sposób nie próbował chociaż udawać, że się dobrze bawi.
Ja i Mo nie zwracałyśmy na to uwagi, za to Jennifer wyglądała jakby miała białej gorączki dostać.
- Jeszcze chwila, a mu trzepnę! - denerwowała się.
- Uspokój się. Tak mu nie pomożesz - powiedziałam.
- Jess ma rację, tylko mu zaszkodzisz. I po ci to? - dodała Mo.
- Niech wam będzie, ale mówię, że przydałby mu się porządny ochrzan - westchnęła.
- Ty to byś wszystkich od razu wyzywała! - oburzyłam się. - A to trzeba delikatnie.
- No już, nie denerwuj się - podniosła ręce w geście obronnym.
- Przestańcie. Mamy piękny dzień, siedzimy na plaży, więc mi tego nie psujcie - Mo z powrotem położyła się na ręczniku. Nagle podeszła do nas jakaś dziewczyna.
- Przepraszam za spóźnienie, ale musiałam coś jeszcze załatwić - sapnęła. Ja i Monic spojrzałyśmy po sobie zdziwione.
- Nie szkodzi. I tak mi się nudziło - zaśmiała się Jen, wstając i otrzepując się z piasku.
- Eee... Jennifer? Może przedstawisz nam swoją znajomą? - odezwałam się.
- A tak, dziewczyny to jest Vivienne, narzeczona Joe. Vivi, poznaj Jessicę Olson i Monic Blue - uśmiechnęła się Jen, wskazując najpierw na mnie, a potem na Mo.
- Miło mi - uścisnęła z nami dłoń.
- Wzajemnie - dodała nadal zdziwiona Monic.
- To my będziemy już lecieć. Zobaczymy się wieczorem. Pa! - Jen pocałowała nas na pożegnanie w policzki i odeszła razem z tą całą Vivienne.
- Dziewczyny, kto to był? - Carlos do nas podszedł.
- Vivienne, narzeczona Joe - wyjaśniła Mo.
- Ładna jest - skwitował Logan, a my się dziwnie na niego spojrzeliśmy. - No co?
- Mógłbyś mieć trochę więcej wyczucia - odezwał się James, siadając na ręczniku obok mnie.
- Jimmy ma rację. Dopiero, co rozstałeś się z Jennifer - oburzyłam się, opierając ręce na biodrach.
- Nie dopiero, bo to było, praktycznie, prawie miesiąc temu - Loggy pochylił się w moją stronę.
- Ty mi nie kombinuj! - pogroziłam mu palcem. - Jennifer cię kocha i...
- Jessica... - jęknął brunet, wywracając oczami.
- Jen cię kocha i będzie o ciebie walczyć - olałam jego wypowiedź.
- Jess, ile razy chcesz powtarzać jedno i to samo? Między nami wszystko skończone. Nie wrócę do niej. Nie masz, na co liczyć - zgasił mój entuzjazm.
- Ale ty jesteś uparty! - obraziłam się.
- Nie uparty, tylko racjonalnie myślący - sprostował. - A to jest różnica.
- Guzik prawda! W głębi duszy nadal kochasz Jennifer, tylko nie chcesz się do tego sam przed sobą przyznać! - warknęłam. - Wiem swoje i zdania nie zmienię!
- Kobieto, zastanów się nad sensem twoich słów - kucnął przede mną. - Rzeczywistość jest zupełnie inna niż ci się wydaje. To, że rozstałem się z Jennifer jest powodem do radości. Nie muszę się już martwić, czy mnie okłamuje, czy nie.
- Widziałeś, co ona robi ze swoim życiem?! - podniosłam głos.
- To, że nosi takie ciuchy, a nie inne, że znowu prostuje włosy i spotyka się z... z Joe... - jego imię wymówił tak jakby chciało mu się wymiotować. - To... To nie moja sprawa. To jej życie i może robić z nim sobie, co się jej żywnie podoba. Ja tam się nie mieszam. Zrobiłem to raz i źle się to dla mnie skończyło.
Już miałam mu wymierzyć siarczysty ,,policzek", gdy moją dłoń w porę zatrzymał James.
- Bez takich, kochanie. Jeszcze się pokłócicie. I po co ci to? - powiedział najspokojniej jak tylko umiał. Logan był niemniej zdziwiony niż reszta.
- Puszczaj! Zasłużył sobie! Nie będzie wygadywał takich bzdur na temat mojej przyjaciółki! James, do cholery, puść mnie! - próbowałam się wyrwać.
- Najpierw się uspokój! - warknął, łapiąc mnie za drugi nadgarstek. Szarpnął mną tak, że spojrzałam mu w oczy. Nie był zły, ani wściekły. Raczej spokojny i opanowany. Uspokoiłam się bez niczego, a on powoli mnie puścił.
- Całą sobą popieram Jessicę - odezwała się Mo, wtulając w swojego chłopaka. - Przydałby ci się taki ,,policzek", na oprzytomnienie. Poza tym Jennifer jest człowiekiem i nie powinieneś traktować jej jak szmaty.
- Ale ja jej tak nie traktuję! - zbulwersował się Loggy, jednocześnie się podnosząc.
- Nie, a jak?! Powiedz mi, bo nie wiem! - Monic przybrała tak straszny ton głosu, że ciarki mnie przeszły. Czasami potrafiła być straszna.
- Wy jesteście jacyś nienormalni! - warknął brunet i odszedł.
- Logan, czekaj! - zawołał za nim Carlos, ale Henderson się nie odwrócił.
- Mieliśmy ich jakoś pogodzić, a tylko się kłócimy - westchnęłam.
- Ej, Ke... Kendall? A gdzie on poszedł? - James zaczął się rozglądać, a my razem z nim. Blondyna nigdzie nie było.

^*^
Oczami Logana
^*^

Co oni kurwa wiedzą?! Nie wrócę do niej i niech wybiją to sobie z głowy! Nie po tym, co mi zrobiła! Myślą, że co? Że jak mi przyniesie jakieś pieprzone wyniki, to jej uwierzę? Nie jestem głupi. Pewnie i tak Joe ją dorwał, albo inny typ. A co mnie to obchodzi?! Już z nią nie jestem! Może robić sobie, co zechce! I jak widać efekty tego są. Co ona zrobiła ze swoim wyglądem?? W tych dresach jest gruba, a te proste włosy są obrzydliwe! Rzygać mi się chce jak na nią patrzę! Zresztą od tych wyników nie spojrzałem na nią ani razu, więc póki co sytuacje, takie jak niestrawności mi nie grożą. I dobrze, że spotyka się z tym dupkiem. Jak się jej pozbędzie, to przynajmniej nigdy nikogo więcej nie wykiwa. Ot co, i bezczelnie wmawiała mi, że mnie kocha! Suka! Mam ochotę ją zabić!

^*^
Oczami Kendalla
^*^

Gdy tylko Jess i Loggy zaczęli się kłócić, założyłem koszulkę i się oddaliłem.
Nie miałem najmniejszej ochoty z nimi siedzieć. W ogóle odechciało mi się żyć. Nathalie... Boże, czemu ja ją nadal tak strasznie kocham?!
Szedłem bez sensu plażą i wzrokiem zbitego psa patrzyłem na zakochane pary, wędrujące brzegiem. Chciałbym, żeby choć jedna rzecz oderwała mnie od myślenia o Nath. Nie ważne co, ważne, żeby było.
Nagle podeszła do mnie jakaś blondynka z małą dziewczynką u nogi, też blondynką.
- Hej, przepraszam, że ci przeszkadzam, ale moja siostra jest twoją fanką i chciała prosić cię o autograf - powiedziała starsza. Spojrzałem na dziewczynkę, a ona bardziej schowała się za blondynką.
- Cześć, słońce - kucnąłem, żeby spojrzeć jej w oczy. Miała jakieś pięć lat. - Jak masz na imię?
- Melody - odpowiedziała nieśmiało.
- Śliczne imię - uśmiechnąłem się. - Mogę? - wskazałem na trzymane przez nią zdjęcie naszego zespołu.
- Yhymm... - nieśmiało podała mi je i długopis.
- Hmm... - zastanowiłem się chwilę, co by jej tu napisać. W końcu wymyśliłem. - Dla... ślicznej... i... cudownej... fanki... Melody... Kendall... Schmidt... - mruczałem pod nosem, jednocześnie pisząc wymawiane słowa.
- Bez przesady - zaśmiała się starsza.
- Proszę, gotowe - z uśmiechem oddałem dziewczynce jej własność.
- Dziękuję - powiedziała z uśmiechem i pobiegła w stronę jakiejś kobiety. - Mamo! Mamo! Zobacz, co mam! - wołała z daleka, a ja się zaśmiałem i wstałem.
- Urocza dziewczynka - uśmiechnąłem się, patrząc na oddalającą się postać dziecka.
- Taa... Szkoda tylko, że nie pożyje długo... - szepnęła cicho, ale i tak ją usłyszałem.
- Co ty mówisz? - zdziwiłem się.
- Co? A nie, nic - zaśmiała się nerwowo i chciała odejść.
- Powiedziałaś, że nie pożyje długo - zatrzymałem ją. - Czemu?
Nie odpowiedziała, tylko odwróciła głowę w bok. W oczach miała łzy.
- A co ciebie to obchodzi? - spojrzała na mnie z nieukrywaną wrogością. - Dlaczego problemy zwykłych ludzi miałyby interesować wielkiego Kendalla Schmidta, co? Chcesz się pośmiać?
- Ale ja nie... - chciałem coś powiedzieć, ale nie bardzo wiedziałem co.
- Słuchaj, wiem, że jesteś sławny, ale to nie daje ci prawa, żeby patrzeć na nas z góry - dodała i minęła mnie bez słowa, idąc w tym samym kierunku, co przed chwilą jej młodsza siostra.
- Pięknie, Kendall. Nawet nie umiesz z kimś porozmawiać - westchnąłem z ironią. Chciałem wrócić do domku i zaszyć się w swoim pokoju. Nie wiele myśląc, tak też zrobiłem.




~*~

Okey, coś z perspektywy Kendalla :)
Mam nadzieję, że się Wam podobało, bo w następnym rozdziale też coś będzie ^^

17 października 2012

Rozdział 65

Notka z dedykacją dla Red Rose, ~Justme i Nelly ;*

~*~

- No, jesteśmy! - powiedział James, gdy zaparkował samochód na parkingu niedaleko plaży. Na szczęście Carlos znalazł miejsce tuż obok nas.
- To jak? Idziemy? - spojrzałam najpierw na swojego chłopaka, a potem na Kendalla i Jen siedzących z tyłu.
- Skoro już musimy - westchnęła Jen i wysiadła z auta. Poszliśmy jej śladem. Wyciągnęliśmy z bagażnika swoje rzeczy.
- Gotowi? - spytała Mo, podchodząc do nas z Loganem i Carlosem.
- Tak - potwierdziliśmy razem, gdy Kendall mruknął pod nosem ,,Nie''. Skierowaliśmy się w stronę domku, który załatwił nam Carlos. Szliśmy w ciszy. Nasze nieszczęśliwie zakochane ofiary szły z przodu, a my z tyłu.
- Jeśli się nie rozchmurzą to obiecuję, że utopię ich w tym przeklętym oceanie - mruknął Pena.
- Skarbie, spokojnie, dopiero przyjechaliśmy. Przez te kilka dni może się wiele wydarzyć - Mo próbowała zapanować nad swoim chłopakiem.
- Monic ma rację - poparłam swoją przyjaciółkę. - Nie skreślaj ich od razu.
- Mam taki mały plan, ale nie wiem, czy wypali - James na głos myślał.
- Mów, zrobię wszystko, żeby nie patrzeć na tych smutasów - Carlos do niego doskoczył.
- Logan i Jennifer nie pogodzą się w te kilka dni, więc możemy na razie ich sobie odpuścić. Powinniśmy zająć się Kendallem - wyjaśnił Maslow.
- Może i masz rację, ale co to da? - Carlito nie był do końca przekonany.
- Warto spróbować - odezwałam się.
- Co mamy do stracenia? Najwyżej się nie uda - westchnęła Monic. Poparliśmy ją i dalej szliśmy w milczeniu. Spojrzałam na tą naszą ,,nieszczęsną" trójkę, która szła z przodu. Jennifer z kimś pisała, Logan gapił się w ocean po naszej lewej, a Kendall bezsensu wpatrywał się w stopy. Głośno westchnęłam i poczułam, że ktoś bierze mnie za rękę. Podniosłam głowę i zobaczyłam uśmiechniętego Jamesa. Cmoknęłam go w usta i przytuliłam się do jego ramienia.
Po jakichś kilku minutach byliśmy na miejscu. Domek był śliczny i dość duży.
- Jasna cholera... - szepnęłam zdziwiona pod nosem, a James zagwizdał.
- Skarbie, jak ci się udało załatwić ten domek? - Mo była niemniej zdziwiona, co my.
- Kiedyś przyjeżdżaliśmy tu na wakacje - uśmiechnął się Latynos. - Więc można powiedzieć, że to miejsce jest na mojej łasce.
- Skoro jest na twojej łasce, czemu jest takie zadbane? - zaśmiał się James, za co dostał ode mnie w łeb.
- Haha, bardzo śmieszne - mruknął Pena.
- Carlos, to miejsce jest niesamowite! - zawołał Kendall, który pojawił się w drzwiach. Szybko wrócił do środka.
- Zapraszam w moje skromne progi - Carlos gestem dłoni zaprosił nas do domku. Rzeczywiście, skromne te progi, pomyślałam, gdy byliśmy już w środku. Po przekroczeniu progu od razu wchodziło się do salonu połączonego z kuchnią. Na dole były dwie sypialnie i łazienka, a na górze cztery dodatkowe pokoje. Domek był urządzony z taką pasją, że nie da się tego opisać. Wcale się nie dziwię, że Kend tak zareagował. Przynajmniej choć raz się z czegoś ucieszył od tych kilku dni.
- Ja i Mo zamawiamy ten pokój - Carlos zaniósł rzeczy swoje i Mo do jednej z sypialni, które były na dole. Ja i James wzięliśmy tą zaraz obok nich, a pozostała trójka zakwaterowała się na górze. Po rozpakowaniu i zapoznaniu się z resztą domu, postanowiliśmy iść na plażę. Przyszykowałam sobie kostium, który kupiłam niedawno i usiadłam na łóżku w oczekiwaniu, aż zwolni się łazienka. To był jedyny minus tego miejsca: jedna łazienka na siedem osób.
- Skarbie, przecież możesz przebrać się tutaj - zaśmiał się James, który był już przebrany.
- Chciałbyś - mruknęłam pod nosem.
- Oj ty nie wiesz, co ja bym teraz chciał - mruknął mi do ucha i się na mnie położył.
- James! Złaź ze mnie! - warknęłam.
- Oj daj mi się nacie... - przerwał, bo do środka weszła przebrana Mo.
- Jess, łazienka wolna! - powiedziała, a ja zepchnęłam z siebie szatyna, zabrałam kostium i pobiegłam do łazienki. Szybko się przebrałam. Założyłam na siebie jeszcze spodenki i białą bokserkę. Wróciłam do pokoju po torbę, którą sobie przyszykowałam wcześniej i dołączyłam do reszty, która czekała już w salonie.
- Jen, gdzie idziesz? - spytałam, gdy moja przyjaciółka gotowa kierowała się w stronę wyjścia.
- Umówiłam się. Na razie! - i tyle ją widzieliśmy. Po chwili Kendall i Logan do nas dołączyli i mogliśmy iść na plażę. Znaleźliśmy miejsce, gdzie było mało ludzi i tam się rozłożyliśmy. Ja i Mo posmarowałyśmy się olejkiem i tradycyjnie zaczęłyśmy się opalać, a chłopaki poszli do wody. Jimmy i Loggy surfowali, Carlito pływał, a Kend siedział przybity na ręczniku i tępo wpatrywał się w dzwoniący telefon.
- Ej, kto tak się do ciebie dobija? - spojrzała na niego Mo spod okularów.
- Nathalie... - mruknął.
- Nie odbieraj - wyrwałam mu komórkę z ręki.
- Może chce mi to wyjaśnić. Ja muszę z nią porozmawiać - jęknął, chcąc zabrać mi telefon.
- Nie dostaniesz go póki wreszcie nie zaczniesz trzeźwo myśleć. Masz iść do wody i się bawić - rozkazałam, a on dał mi całusa w policzek i dołączył do chłopaków.
- Nieźle - skwitowała Mo, z powrotem się kładąc.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i schowałam telefon blondyna do torby, wcześnie go wyłączając.
Na plaży spędziliśmy cały dzień. Chłopaki gdzieś poszli, a ja i Monic postanowiłyśmy już się zbierać. Carlos okazał się być dżentelmenem i pomógł nam z tym wszystkim. Ogólnie to on najwięcej z nami siedział. Nagle podeszła do nas jakaś blondynka.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale mam coś dla was - skierowała się do naszej parki.
- Dla nas? - zdziwieni spojrzeli po sobie.
- Tak, wyglądacie razem tak ślicznie, że pozwoliłam sobie was narysować - podała im przepiękny rysunek, na którym się całowali. Wyglądał zupełnie jak żywy. Nie mogliśmy wyjść z podziwu.
- Ty to narysowałaś? - spytałam.
- Przepraszam, jeśli posunęłam się za daleko. Na ogół rysuję zakochanych i wręczam im te rysunki, ale jak się wam nie podoba to możecie go wyrzucić - dodała szybko.
- Żartujesz? Jest piękny! - ucieszyła się Mo.
- Masz talent - wyszczerzył się Pena.  
- Jestem Jessica Olson, a to są Carlos Pena i Monic Blue - przedstawiłam naszą trójkę.
- Miło mi, Christine Mays - uśmiechnęła się.
- Mieszkasz tu? - spytała Mo.
- Tak, niedaleko - wskazała palcem bliżej nieokreślony kierunek.
- Przepraszamy za spóźnienie, ale mieliśmy małe utrudnienia - obok pojawili się James i Logan. Oczywiście szatyn musiał mnie pocałować w policzek, bo by nie przeżył.
- Niech zgadnę, fani? - Mo założyła ręce na piersi.
- Tak - westchnął Logan.
- A kim jest wasza koleżanka? - spytał James, wskazując na stojącą obok blondynkę.
- Poznajcie Christine. Christine poznaj... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Big Time Rush. Wiem kim są, jestem ich fanką - uśmiechnęła się.
- O, to ciekawe - zaśmiał się Carlos. - Patrzcie, co narysowała dla mnie i Mo.
Blue pokazała chłopakom rysunek.
- Żartujesz, tak? - Logan nie dowierzał.
- Ty to narysowałaś? - James miał gały jak piłeczki do golfa.
- T... Tak... - powiedziała nieśmiało.
- Dziewczyno, ale ty masz talent - zachwycił się Loggy.
- Dzi... Dziękuję... Chyba... - dodała, czerwieniąc się.
- Może wpadniesz do nas na chwilę? - zaproponowałam.
- Może innym razem. Moja mama ma urodziny, więc muszę być wcześniej w domu, ale dziękuję za zaproszenie - uśmiechnęła się. - Do zobaczenia! - pomachała nam, gdy odchodziła. Zabraliśmy swoje rzeczy i ruszyliśmy do domku.
- Fajna ta Christine - uśmiechnęłam się.
- No, wydaje się w porządku - dodała Monic. Chłopcy zostali z tyłu.
- Ej, co wy się tak guzdrzecie?! - krzyknęłam, stając.
- Nie próbujcie nawet jej spiknąć z Kendallem! - zagroziła Mo, gdy byli już obok nas.
- Co? - udawali, że nic nie wiedzą na ten temat.
- Przecież my nic nie kombinujemy - dodał Carlos.
- Ta ta, idziemy - powiedziałam. Po kilku minutach byliśmy już w domku. Kendall leżał na kanapie i bezsensownie gapił się w ogień w kominku. Za to Jennifer siedziała w kuchni z herbatą i gazetą.
- Kend, wszystko gra? - spytałam, podchodząc do niego.
- Nie, oddasz mi mój telefon? - podniósł się.
- Jasne - westchnęłam i wyciągnęłam z torebki jego komórkę.
- Dzięki - wziął ją i skierował się na górę.
- Tylko do niej  nie dzwoń! - krzyknęłam za nim.
- Nie będę! - odkrzyknął i już go nie było. Odłożyłam torebkę na kanapę i poszłam nalać sobie soku do szklanki.
- A ty jak spędziłaś dzień? - spytałam, siadając na przeciwko Jennifer. - Nie jest ci gorąco w tych dresach?
- Nie. I całkiem dobrze - napiła się herbaty. Monic do nas dołączyła.
- To znaczy? - drążyłam dalej. - Z kim byłaś umówiona?
- Z Joe i... - zaczęła, nie odrywając wzroku od gazety. Zaczęłam krztusić się sokiem.
- Śmieszne. Zdawało mi się, że powiedziała ,,z Joe" - Mo nerwowo się zaśmiała.
- Bo tak powiedziałam - dodała znudzona Jen.
- Czy ciebie już kompletnie powaliło?! - mój krzyk zwabił do kuchni resztę.
- Co jest, słońce? Czemu krzyczysz? - pytał James.
- Niech ona wam powie, bo mnie za chwilę coś rozniesie - próbowałam się jakoś uspokoić.
- Jennifer? - Carlos uważnie na nią spojrzał. - O co chodzi?
- Jess pytała się z kim byłam umówiona, więc jej powiedziałam. Nie wiem, o co się wścieka - westchnęła Jayde.
- Dobra, powiedz im z kim byłaś umówiona - powoli traciłam, tą jakże z trudem uzyskaną, cierpliwość.
- Z Joe i z Vivienne, jego narzeczoną - dodała.
- Z tym Joe? - zdziwił się James.
- Tak, z tym Joe. Ale on się zmienił, nie jest taki jak kiedyś - broniła go jak tylko mogła.
- Nie jest taki jak kiedyś?! Zapomniałaś, co zrobił tobie i Loganowi?! - wybuchnęłam i za sprawą Jamesa od razu się uspokoiłam.
- To było kiedyś. Przeprosił mnie. Poza tym on kocha Vivienne i zrobiłby dla niej wszystko. Nic mi nie będzie. Nie martw się - dodała Jen. Była nadzwyczaj spokojna.
- Jennifer, jesteś zbyt łatwowierna - odezwała się Monic.
- Nie znacie go, a osądzacie. Ludzie się zmieniają - obstawała przy swoim.
- Ale nie tacy jak on. Zrozum to wreszcie! - podniosłam głos.
- Nie, nie zrozumiem, bo to, co mówisz nie ma sensu - westchnęła.
- Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam. Logan, powiedz coś - skierowałam się do bruneta, który opierał się o blat i w najlepsze pił sobie sok.
- Niby co? - zdziwił się.
- Że to głupie z jej strony umawiać się z Joe - wyjaśniła Monic.
- To jej życie, niech robi, co chce - wzruszył ramionami i napił się soku.
- Ja pierdole! Dom wariatów! - jęknęłam i poszłam do sypialni mojej i Jamesa. Nie miałam najmniejszej ochoty z nikim gadać. Logan i Jennifer dobili mnie do końca.
- Skarbie, wszystko gra? - do środka wszedł mój chłopak.
- Im nie da już się pomóc - jęknęłam i się do niego przytuliłam.



~*~

No i jest.! Mam nadzieję, że się podobało ;)