22 października 2012

Rozdział 68

Od rana siedzieliśmy na plaży i świetnie się bawiliśmy. Widok śmiejącego się Kendalla poprawił nam humory. Mo siedziała z chłopakami w wodzie, ja i Jen się opalałyśmy (właściwie to ja, bo ona siedziała w bluzie i dresach), a Christine bawiła się moim nowiutkim aparatem.
- Jen, nie jest ci gorąco? - spytała w pewnym momencie blondynka.
- Nie, wręcz przeciwnie - odpowiedziała.
- No weź się rozbierz, bo mi gorąco jak na ciebie patrzę - zaśmiała się.
- No ale po co? - jęknęła Jen.
- Bo się nie opalisz - dodała Christine, robiąc zdjęcie Kendallowi.
- No weź, Jen. Logana tu nie ma - jęknęłam znudzona. Faktycznie Henderson gdzieś wybył, James też.
- Jessica! - oburzyła się. - Nie chodzi mi o Logana!
- Jak nie o niego, to o co? - zdziwiona się podniosłam.
- Po prostu... - podkuliła pod siebie nogi i objęła je rękoma. - Po prostu mam... mam brzydkie ciało.
Zaczęłam się śmiać.
- Ty... Ty... chy... chyba... - śmiałam się - żar... żar... żartujesz!
- Nie rozumiem, co w tym śmiesznego! - oburzyła się Jennifer.
- Już, rozbieraj się! - rozkazałam, ściągając jej gumkę z włosów. Na jej ramiona opadły proste pasma.
- Nie! - zaczęła przede mną uciekać. Christine pomogła mi ją złapać i we dwie wepchnęłyśmy ją do wody.
- Od razu lepiej, nie? - śmiała się Mays.
- Zabiję was! - warknęła Jen, ściągając z siebie bluzę i dresy. Została tylko w ślicznym kostiumie. Zaczęła nas gonić. W końcu wszystkie trzy znalazłyśmy się w wodzie.
- Brawo, Jessica! Wreszcie ją namówiłaś! - zawołała Mo, która po chwili była już na rękach swojego chłopaka.
- Mam was gdzieś, ja wychodzę! - ogłosiła Jen, kierując się w stronę brzegu.
- Ej, czekaj! - zaśmiałam się, idąc za nią.
- Daj mi spokój! - ochlapała mnie wodą.
- Ej no, Jennifer! Wracaj! - śmiałam się dalej.
- Nie! - krzyknęła i wyszła na brzeg. Złapała za ręcznik i zaczęła się wycierać. Po chwili byłam obok niej.
- Dawaj mi ten ręcznik! - zaczęłyśmy się szarpać o jej własność. W końcu straciłyśmy równowagę i wylądowałyśmy na ziemi. Turlałyśmy się ze śmiechem po tym piasku jak małe dzieci.
- A tu co za śmiechy? - usłyszałyśmy nad sobą rozbawiony głos Logana. Gdy tylko go zobaczyłyśmy znowu dostałyśmy głupawki. Uspokoiłyśmy się i wstałyśmy. Loggy nie spojrzał na Jen ani razu. Zauważyłam, że dolna warga Jen drga. O nie, pomyślałam. Szybko się odsunęła od nas i wzięła kilka głębszych wdechów, żeby się uspokoić. Wiedziałam, że to dla niej za dużo. Jeszcze by się przy nim popłakała i wtedy to byłby koniec. Szybko podniosła z ziemi gumkę do włosów i je spięła.
- Wracam do domku, dzwoń w razie co - w ekspresowym tempie założyła na siebie ciuchy, które zdążyły już wyschnąć. Logan odwrócił głowę, żeby tylko na nią nie patrzeć.
- Jasne - westchnęłam, widząc jak zabiera swoje rzeczy.
- Zacznę się już pakować. Spotkamy się wieczorem - cmoknęła mnie w policzek i się oddaliła. Zrezygnowana usiadłam na swoim ręczniku. Zamknęłam oczy i się położyłam. Nagle poczułam jak ktoś liże mnie po twarzy. Wystraszyłam się i natychmiast zerwałam na nogi.
- Cześć, kochanie - James cmoknął mnie w policzek.
- Pogięło cię?! - ochrzaniłam go.
- Jeśli chodzi ci o to lizanie to nie ja - zaśmiał się. - Tylko Fox.
- Fox? A kto to? - zdziwiłam się, z powrotem siadając.
- On - Maslow wyciągnął zza pleców małego szczeniaka.
- Jejku, jaki ty jesteś słodki! - zachwyciłam się, gdy władował mi się na kolana. - Skąd go masz?
- Jest mój - powiedział dumnie szatyn.
- Żartujesz, tak? Czemu wcześniej nic o nim nie wiedziałam? - spytałam, głaszcząc pieska po karku.
- Mam go dopiero od tygodnia. Przez ten czas był u moich rodziców, bo nie miałem zbytnio czasu, a nie chciałem wam głowy w domu zawracać - dodał, wyprzedzając moje kolejne pytanie.
- Mogłabym cię schrupać - podniosłam zwierzaka na wysokość swojej twarzy. Polizał mnie po nosie. Zaśmiałam się.
- Pięknie, moja dziewczyna zdradza mnie z moim psem - powiedział James z ironią.
- Oj, skarbie, ciebie kocham najbardziej - cmoknęłam go w usta. Reszta do nas doszła.
- Jaki słodziak! - zachwyciły się dziewczyny na widok psa.
- Byłeś po niego u rodziców? - spytał Kendall.
- Przed chwilą wróciłem - wyjaśnił szatyn.
- Więc wy wiedzieliście, a my nie? - oburzyła się Mo.
- Można tak powiedzieć - zaśmiał się Logan.
- Wygląda na to, że mamy dodatkowego lokatora - uśmiechnął się Carlos, drapiąc pieska za uchem. Na plaży siedzieliśmy do wieczora. Fox świetnie się z nami bawił i nie odstępował mnie na krok. Momentami James był naprawdę zazdrosny, aż mi się śmiać chciało.
Coś po piątej postanowiliśmy się zbierać. W końcu dzisiaj mieliśmy już wracać do domu. Jutro po sukienki, a za dwa dni na bal. Ech... Życie zabiegane jak cholera.
Christine wróciła z nami. Zaproponowała siebie jako pomoc przy pakowaniu. Oczywiście my, dziewczyny, musiałyśmy spakować też chłopaków.
- Szkoda, że musicie już wyjeżdżać - westchnęła, gdy wszystkie siedziałyśmy w pokoju moim i Jamesa.
- Taa... Też żałuję - dodała Jen, pakując ciuchy Maslowa do jego walizki.
- Pamiętacie, że jutro musimy iść po sukienki? - odezwała się Mo.
- Cholera! Zapomniałam iść po kasę do rodziców! - jęknęłam. - A to pójdę jutro.
- Sukienki? A po co? - zaciekawiła się Christine.
- Za dwa dni jest bal charytatywny, na który zostaliśmy zaproszeni - wyjaśniła Jennifer.
- Mówicie o tym balu, który jest na rzecz kliniki dla niepełnosprawnych dzieci? - spytała, a raczej stwierdziła, blondynka.
- Tak, dokładnie - kiwnęłam głową.
- Ale macie dobrze. Też bym na niego poszła - niebieskooka się rozmarzyła.
- Ej, to może chodź z nami! - palnęła Mo.
- Właśnie, przecież mamy wolne zaproszenie - dodałam entuzjastycznie.
- Nie sądzę, żeby to był dobry pomysł - Chrisie się opierała.
- Oj, nie marudź! - zganiła ją Mo.
- Chłopaki! - wyleciałyśmy do salonu, a blondynka zaraz za nami.
- Co się drzecie? - spytał Logan.
- Powiedzcie, że Christine może iść z nami na bal - wyjaśniłam.
- Sami chcieliśmy jej to zaproponować. Szkoda, żeby to zaproszenie się zmarnowało - wyjaśnił James.
- Gdybyś się zgodziła, wtedy zatrzymałabyś się u nas na kilka dni - dodał Carlos.
- To jak? - spytał Kend. Christine wahała się dość długo.
- Jak nie będę wam przeszkadzać to okey - westchnęła, a my się z piskiem na nią rzuciłyśmy. Dokończyłyśmy pakowanie i poinformowałyśmy o wszystkim jej rodziców. Zgodzili się, bo uznali, że przyda jej się trochę rozrywki. Wszyscy zadowoleni zapakowaliśmy się do samochodów i ruszyliśmy w drogę powrotną.


~*~

Wiem, że ciut przyspieszyłam, ale chcę już zacząć ten bal, także wiecie ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz