13 października 2012

Rozdział 60

- Hej, śpiąca królewno - usłyszałam jakby przez mgłę. - Masz zamiar się jeszcze dzisiaj obudzić?
Powoli otworzyłam oczy i zobaczyłam szatyna leżącego obok. Podpierał się na łokciu.
- James? Która godzina? - przeciągnęłam się.
- W pół do dwunastej - przejechał opuszkami palców po moim ramieniu, pozostawiając na nim pasma gęsiej skórki.
- Tak późno? - zdziwiłam się.
- Jest jeszcze wcześnie. Co chcesz na śniadanie? - pocałował mnie. Trwaliśmy tak z dziesięć minut
W końcu postanowiłam wstać. Narzuciłam na ramiona koszulę mojego chłopaka, a po jej zapięciu, podeszłam do szafy.
- Musiałaś? - jęknął James z łóżka.
- Tak - zaśmiałam się, wyciągając ubrania. - Wstawaj. Reszta pewnie też jest już na nogach.
- Nieee - zaprotestował jak małe dziecko. Zachichotałam i pochyliłam się, żeby go pocałować. Głupio się wyszczerzył. Zauważyłam, że patrzy w dół.
- Zboczeniec! - zaśmiałam się, zakrywając dekolt.
- Oj, nie przesadzaj - zaśmiał się.
- Idę pod prysznic - dodałam. Kiedy odchodziłam klepnął mnie w tyłek. - Wariat... - mruknęłam pod nosem.
- Słyszałem! - zawołał za mną. Zachichotałam.
Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam.
Zeszłam na dół, żeby zrobić śniadanie, a James poszedł do łazienki.
Zrobiłam dwa pełne talerze kanapek.
- Mmm... Co za pyszności... - w kuchni pojawiła się Jennifer.
- Ślicznie wyglądasz - uśmiechnęłam się.
- Dzięki. Wygląda smakowicie - zatarła ręce, pochylając się nad stołem.
- A co tu tak pachnie? - do kuchni wszedł Carlos, a zaraz za nim Kendall.
- Ale jestem głodny - blondyn porwał jedną kanapkę i ją zjadł. Zrobiłam wszystkim gorącej czekolady. We czwórkę usiedliśmy i zabraliśmy się za jedzenie.
- Widzę, że na nas nie chciało się wam czekać - zaśmiał się Loggy, wchodząc do kuchni razem z Jamesem. Pocałował Jen w policzek, przerywając jej tym samym jedzenie kanapki, i usiadł obok niej.
- Przeżywasz - zaśmiał się Maslow i zrobił to samo, co jego przyjaciel.
- Te kanapki są pyszne! - zawołał Kendall, biorąc sobie na talerz dwie kolejne.
- Zostaw coś dla nas, chytrusie! - odezwał się Carlos i mu jedną zabrał. Dobrze, że siedzieli obok siebie.
- Zamień się. Ja nie lubię tego sera, a ty nie jesz cebuli - dodał Schmidt.
- Okey - i się wymienili. A my patrzyliśmy na tą całą sytuację z rozbawieniem.
- Co? - spytali oboje, a my wybuchnęliśmy śmiechem.
- Nic, nic - James poklepał Kendalla po ramieniu.
Śmialiśmy się i gadaliśmy. Po dziesięciu minutach nie było na stole ani jednej kanapki.
- Ale się najadłem - Carlos opadł na krzesło.
- Cieszę się, że ci smakowało - uśmiechnęłam się.
- Bo ty i Kendall zmywacie - dodała Jen i dopiła swoją czekoladę.
- Czemu my?! - oburzył się blondyn.
- Byliście tacy chętni do jedzenia, więc sprzątajcie - zaśmiała się, wtulając w Logana.
- A oni co będą robić?! - Carlito wskazał na Maslowa i Hendersona.
- Są zajęci, więc nie marudź - odpowiedziałam mu.
- Ciekawe, czym? - burknął Kendall.
- Jak to, czym? Nami! - uśmiechnęła się Jen i cmoknęła bruneta w policzek.
- Takie życie, chłopaki - zaśmiał się Logan.
Kendall i Carlos zostali, żeby pozmywać, a my poszliśmy do salonu. James usiadł we fotelu, ja mu na kolanach, a Logan i Jen władowali się objęci na kanapę.
- Jess, może pójdziemy do sierocińca? - zaproponowała Jayde.
- Po co? - zdziwiłam się. - Nikogo tam nie ma. Sara zabrała dzieciaki na wieś do swoich rodziców.
- Aaa, skoro tak... To co robimy? - spytała znudzona, kładąc głowę na ramieniu Logana.
- Jak chłopaki posprzątają to możemy iść na spacer - zaproponowałam.
- Ooo, spacer! Jak ja uwielbiam spacery w śniegu! - ucieszyła się Jen.
- Logan, trzymaj ją, bo zaraz odleci - zaśmiał się James.
- Bardzo śmieszne - fuknęła obrażona i odwróciła się do nas plecami.
- Oj, skarbie, do twarzy ci z fochem pięciolatki - zaśmiał się Logan.
- Możesz przestać? - spytała, gdy posadził ją sobie na kolanach.
- Ale, co ja ci robię? - zdziwił się Loggy.
- Zawstydzasz mnie - mruknęła Jen, a ja i James wybuchnęliśmy śmiechem. Henderson tylko pokręcił głową i cmoknął ją w policzek.
Chłopaki dość szybko uwinęli się ze sprzątaniem, więc o drugiej mogliśmy iść na ten spacer.
Jen założyła jeszcze dość grube, czarne rajstopy, bo Logan zagroził jej, że z nami nie wyjdzie.
Ubrałam swoją czarną kurtkę, którą miałam na sobie wczoraj w klubie i kozaki. Jen założyła tą kurtkę i kozaki, w których przyjechała, a chłopcy ubrali się równie ciepło, co my.
Gdy tylko wyszliśmy z domu, natychmiast skierowaliśmy się do parku.
- Ciekawe, co teraz robi Monic? - myślał na głos Carlos.
- Pewnie usycha za tobą z tęsknoty - zaśmiał się Kendall i rzucił w niego śnieżką.
- Tak chcesz się bawić? - Pena ulepił kulkę i mu oddał. I tak rozpętała się wielka bitwa. Wszędzie latały śnieżki. Oczywiście ja i Jen połączyłyśmy siły i niezauważenie narobiłyśmy sobie pełno ,,amunicji". Chłopaki nawet na nas uwagi nie zwracali, bo byli zajęci sobą.
- Ej, chłopaki! - zawołała Jen, a on się odwrócili i dostali śniegiem po twarzach.
- Małpy! - krzyknął Kendall i zaczęli nam oddawać.
Bawiliśmy się jak małe dzieci.
- Jen, uważaj! - krzyknęłam, gdy Logan zaczął się za nią skradać. Jednak za późno załapała i brunet rozbił na jej głowie śnieżkę.
- Logan! - jęknęła. - Jess, za tobą!
Szybko się odwróciłam i wpadłam w ramiona Jamesa.
- Witam, księżniczko - uśmiechnął się.
- No hej - odwzajemniłam się tym samym.
- Masz strasznie sine usta - zauważył szatyn. - Wiem, jak temu zaradzić.
- Jak? - zdziwiłam się, a on mnie pocałował. Od razu zrobiło mi się cieplej. Po jakichś kilku minutach się od siebie oderwaliśmy.
- Wracajmy już - szepnęłam.
- Dobrze - odszepnął. Zebraliśmy resztę. Cali mokrzy i przemarznięci wróciliśmy do domu.
Razem z Jen zrobiłyśmy wszystkim gorącą czekoladę. Owinięci w koce rozsiedliśmy się w salonie.
- Ale było fajnie - uśmiechnęła się Jen, wtulając się w Logana. Siedziała mu na kolanach.
- Taa, w Los Angeles nie ma takich atrakcji - zaśmiał się Carlos.
- Racja, są lepsze - zauważyłam.
- Lepsze? Co masz na myśli? - zdziwił się Kendall.
- Jak to, co? Wy tam jesteście, więc nie można się nudzić - zaśmiałam się.
- Masz nas, aż za takich wariatów? - James mocniej mnie przytulił.
- No do normalnych nie należycie - zauważyła Jen ze śmiechem.
- Czyli jutro całą szóstką wracamy do Los Angeles? - Loggy spojrzał na mnie niepewnie.
- Tak - przyznałam mu rację. Poczułam, że James odetchnął głęboko. Niezauważenie cmoknęłam go w policzek.
Posiedzieliśmy tak do jedenastej, a potem się spakowaliśmy i poszliśmy spać.



~*~


Ja tam osobiście uważam, że mogła być lepsza :/

A Wy, co sądzicie? :)

7 komentarzy:

  1. Dla mnie mega. I nie mogła być lepsza, bo to jest MEGA ! I nie mogę doczekać się nn :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Już lepszy nie mógł być moim zdaniem. :3 To z ustami było takie hm...romantyczne? No nie wiem jak to nazwać. :D Bardzo mi się podobał! Czekam z niecierpliwością na następny rozdział. <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja też uważam, że lepszy już nie móg być. Jest FANTASTYCZNY! Taki spokojny i radosny, że aż przyjemnie się go czytało. :) CZekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jest cudowny!! Już lepszy nie mógł być!
    Brak mi słów, żeby to opisać!
    Czekam z niecierpliwością na nexta ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie przesadzaj! Rozdział wspaniały!!!! ;DD Czekam na nowy! Też kocham bitwę na śnieżki!!! xdd Najlepszy początek i wzrok Jamesa w dół ^.^ hahahaha xd

    OdpowiedzUsuń
  6. Booooooooooooskie!!!!!!!!! Los Angeles!!!!!!!!!!!! Śnieg!!! Już się nie mogę doczekać zimy. O_O

    OdpowiedzUsuń
  7. 50 yrs old Accountant I Walther Monroe, hailing from Owen Sound enjoys watching movies like Donovan's Echo and Surfing. Took a trip to Kenya Lake System in the Great Rift Valley and drives a Bugatti Royale Berline de Voyager. dowiedz sie wiecej tutaj

    OdpowiedzUsuń