Christine siedziała w kuchni i piła kawę.
- A ty już na nogach? - zdziwiłam się.
- Nie mogłam spać - uśmiechnęła się.
- Też tak miałam pierwszej nocy - uśmiechnęłam się i z gotową kawą usiadłam na przeciwko niej.
- Serio? - zaśmiała się.
- Nom, przyzwyczaisz się - machnęłam ręką. - W końcu nie będziesz budzić się sama, tylko któryś z chłopaków to zrobi.
- Nie rozumiem - spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Oj, dowiesz się w swoim czasie - zaśmiałam się, a do kuchni weszła Monic cała w skowronkach.
- Witam, was drogie lokatorki, w ten jakże cudowny dzień - wyszczerzyła się i nalała sobie soku do szklanki.
- Ktoś tu miał cudowną noc - znacząco poruszyłam brwiami.
- A żebyś wiedziała - Mo uśmiechnęła się tajemniczo. Spojrzałyśmy na Christine. Jej mina była bezcenna. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Nie martw się. W tym domu to norma - puściłam jej oczko.
- To ja się nie dziwię, że wam się nie nudzi - uśmiechnęła się blondynka i napiła się kawy. Zaczęłyśmy gadać o mało istotnych sprawach. Potem rozmowa zeszła na bal i przygotowania z nim związane. Nagle do kuchni weszła Jennifer. Miała czerwone oczy. Pewnie od płaczu, pomyślałam.
- Hej... - przywitała się niemrawo. Wyglądała jak wrak człowieka. Lekko przetłuszczone włosy spięła w luźną kitkę. Koszulka i dresy, dosłownie, na niej wisiały. Aż żal było patrzeć, bo serce się krajało.
Bez słowa podeszła do szafki i wyciągnęła z niej bardzo silne tabletki na uspokojenie. Wysypała sobie trzy na rękę i popijając wodą, je połknęła. Odstawiła szklankę na blat i oparła się o niego rękoma.
- Jennifer, wszystko gra? - Monic się zmartwiła.
- Może zjesz z nami śniadanie? - Christine nie była lepsza. Znamy się krótko, a ona i tak była jedną z nas. Nie dość, że miała własne problemy to jeszcze martwiła się naszymi. Kochana jest.
- Dziękuję, ale nie mam ochoty - odetchnęła Jen, odwracając się w naszą stronę.
- Jennifer, wiesz, że dobowa dawka tych tabletek to... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Wiem, dwie - szepnęła cicho, ale i tak ją usłyszałam. Skąd wiedziałam o dawce tych leków? Bo kiedyś sama je brałam. Ale nigdy więcej niż tabletkę. Były tak silne, że po jednej chodziłam przymulona cały dzień. A Jennifer wzięła trzy na raz.
- Nie powinnaś ich brać, tylko sobie zaszkodzisz - zmartwiłam się, a do towarzystwa dołączyli chłopcy.
- Spokojnie. Wiem, co robię - uśmiechnęła się słabo i podpierając się o ścianę, opuściła kuchnię.
- A jej co? - spytał zdziwiony Loggy.
- Wzięła silne leki na uspokojenie - westchnęła Mo.
- Te co kiedyś brałaś? - Kendall zwrócił się do mnie.
- Tak, gdy byłam w szpitalu Mark mi je dał - wyjaśniłam.
- Nie rozumiem, po co dał ci tak silne leki - Carlito objął swoją dziewczynę.
- A Mark to... ? - wtrąciła niepewnie Christine.
- To brat naszego managera. Zajmował się Jessicą, gdy była w szpitalu - wyjaśnił Kendall.
- Wpadłam pod samochód - wyjaśniłam, widząc zdziwiony wzrok blondynki. Usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku skąd dochodził. Carlos stał przy szafce z rozbitą szklanką i rozciętą ręką.
- Skarbie, nic ci nie jest? - Mo do niego podeszła.
- Carlito, ty ofiaro - zaśmiałam się. Razem z Christine posprzątałyśmy szkło, a Mo zajęła się raną. Chłopaki napili się z nami kawy. Gadaliśmy przy tym i się śmialiśmy. Usłyszeliśmy trzask drzwi, a zaraz potem szczekanie psa. James wrócił, pomyślałam z uśmiechem.
- Jezu, Jennifer! Jessica, chodźcie tu! - usłyszeliśmy krzyk szatyna i przerażeni wybiegliśmy z kuchni. Maslow klęczał przy nieprzytomnej Jen, a Fox szczekał i lizał ją po twarzy.
- Matko, Jennifer! - przeraziłam się i kucnęłam przy niej. - Obudź się!
- To na nic! - wtrąciła Mo.
- Cholerne tabletki! - walnęłam pięścią w podłogę.
- Kendall, dzwoń po Marka! - rozkazał James, a blondyn wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer do lekarza.
- Logan, zanieś ją na górę! - odezwała się Monic.
- Co? Ja nie... Czemu ja? - brunet był zdezorientowany.
- Do jasnej cholery, weź się w końcu ogarnij! - Carlos zdrową ręką złapał go za koszulkę.
- Jess, otwórz mi drzwi do jej pokoju - James wziął moją przyjaciółkę na ręce i poszedł z nią na górę, a my zaraz za nim. Tylko Kend został na dole, bo gadał z Markiem. Posłusznie wykonałam polecenie mojego chłopaka, a on delikatnie położył Jennifer na jej łóżku. Wyszliśmy na korytarz.
- Mark za chwilę będzie - Schmidt wbiegł na górę.
- Logan, co się z tobą dzieje? - spytała Monic. Nagle James złapał Hendersona za koszulkę i przyparł go do drzwi od pokoju Christine. Byłam w nie mniejszym szoku, co reszta. W życiu nie widziałam, żeby był tak wściekły. Fox zaczął szczekać.
- Jesteś skończonym dupkiem! - krzyknął szatyn. - Gdyby Jennifer miała kłopoty, palcem byś nie kiwnął! W życiu bym nie pomyślał, że będziesz ją tak traktował! Logan, do jasnej cholery, co się z tobą stało?! Kochałeś ją od zawsze, a teraz nagle ta miłość zniknęła?!
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - szepnął Loggy.
- Nie wkurzaj mnie! To, że się rozstaliście nie daje ci prawa, żeby traktować ją jak śmiecia! Myślisz, że czemu znowu zaufała Joe?!
- Nie wiem... - Henderson odwrócił głowę w bok.
- Bo on przynajmniej starał się ją odzyskać! A ty skreśliłeś ją przez głupie zdjęcia! Stary, nie poznaję cię!
- James, wystarczy... - powiedziałam, odciągając delikatnie swojego chłopaka od Logana.
- Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha. Ona przynajmniej o tą miłość walczyła, a ty co? - dodał James i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Carlos poszedł otworzyć, a Loggy bez słowa zamknął się w swojej sypialni.
- Nie byłeś dla niego za ostry? - spytałam.
- Już dawno chciałem mu to powiedzieć - westchnął James, a na górę wszedł Pena i młodszy z braci Johnson. Zbadał Jennifer dokładnie i powiedział nam, co jej dolega. Nie zemdlała przez tabletki, tylko ze zmęczenia. Leki tylko ją dobiły.
- Będzie spała do końca dnia, a jutro będzie jak nowo narodzona - uśmiechnął się, gdy siedzieliśmy już w salonie.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą.
- Mam do was pytanie - zaczął poważnie.
- Jakie? - zdziwiła się Mo.
- Powodem, dla którego Jennifer zemdlała, może być też jej psychika. Czy ostatnio jej życie było dość chaotyczne?
- Tak - westchnęłam. - Sądzisz, że odreagowała te wszystkie stresy mdlejąc?
- Mniej więcej - uśmiechnął się. - Tu macie dla niej leki na wzmocnienie - podał mi małe kwadratowe pudełko. - Jak się obudzi, niech je od razu weźmie.
- Dobrze - kiwnęłam głową. Pogadaliśmy jeszcze i sobie poszedł. A my w końcu postanowiliśmy jechać po te sukienki. Policzyłam swoją kasę i uznałam, że nie mogę kupić droższej od tysiąca. Przebraliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Logan i Fox zostali w domu.
^*^
Oczami Logana
^*^
Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit.
Reszta pojechała na zakupy, a ja zostałem z Foxem w domu. Była jeszcze Ona. W ogóle od kiedy się pokłóciliśmy nie wypowiedziałem ani razu jej imienia. Nie wiem czemu...
James mnie zaskoczył i to jak. Ale... ma rację. Jestem skończonym dupkiem. Co ja za to mogę, że boję się znowu jej zaufać? Skąd mogę wiedzieć, czy nie znalazła sobie kogoś innego? A nawet jeśli, to jej życie i nie powinno mnie to obchodzić.
Zszedłem na dół, a Fox zaczął wokół mnie skakać. Dałem mu coś do jedzenia i picia, a sobie nalałem soku do szklanki. Usiadłem przy blacie i na niego spojrzałem.
- Ty to masz dobrze, James i Jess cię kochają, a mnie? - mruknąłem i nagle sobie przypomniałem słowa Maslowa. ,,Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha.''
Bez słowa poszedłem na górę. Stanąłem przed drzwiami do swojego pokoju. Już miałem nacisnąć klamkę, gdy coś popchnęło mnie w stronę pokoju mojej byłej dziewczyny. Po dość długim wahaniu, w końcu tam poszedłem. Nawet nie zamknąłem drzwi.
Spała. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie.
Usiadłem obok niej na łóżku i chwilę na nią patrzyłem.
- Jennifer... - szepnąłem i ledwo się powstrzymałem, żeby jej nie dotknąć. Tak mi cholernie brakuje jej dotyku, że tęsknota zżera mnie od środka. Na szafce obok łóżka leżały jakieś zdjęcia i wisiorek. Wziąłem je do ręki. Na fotografiach była nasza dwójka, jak jeszcze byliśmy razem. Najwięcej uwagi poświęciłem złotemu wisiorkowi z moim imieniem. Był podobny do tego, który jej kiedyś zabrałem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, patrząc na trzymany przedmiot. Boże, przecież ja ją kocham! Więc, co stoi na przeszkodzie? Moje wielka duma? Możliwe... Gdy tylko się obudzi, muszę z nią porozmawiać. Muszę ją przeprosić. Może da mi drugą szansę...
- Logan... Przepraszam... - usłyszałem i spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Nawet przez sen mnie przeprasza. Rany, zaraz zwariuję!
Odłożyłem wisiorek i zdjęcia na miejsce. Ostatni raz spojrzałem na Jennifer i po cichu opuściłem jej pokój.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Wszystkie suknie są piękne, ale jak tu teraz wybrać? - jęknęłam, przeglądając wieszaki w sklepie z sukniami. Kupiliśmy już kosmetyki, dodatki i buty. Zostały sukienki.
- Weź tą - James wcisnął mi w ręce białą sukienkę, a zaraz potem wepchnął mnie do przebieralni. Szybko się przebrałam i wyszłam na zewnątrz, aby obejrzeć się w dużym lustrze.
- Chyba oszalałeś! Co ja, do ślubu idę, czy jak? - oburzyłam się, oglądając się w lustrze.
- Wyglądasz pięknie i nie marudź - szatyn objął mnie od tyłu i położył mi głowę na ramieniu.
- Jesteś uroczy, ale nie kupię jej - mruknęłam pod nosem, patrząc na cenę z kosmosu.
- Pański chłopak ma rację. Wygląda pani pięknie - ekspedientka do nas podeszła.
- A widzisz? - Maslow uśmiechnął się triumfalnie.
- Sukienki z tej kolekcji są ostatnio bardzo modne, a zwłaszcza przydają się na bale - uśmiechnęła się kobieta.
- Bierzemy! - ogłosił mój chłopak.
- James! - skarciłam go.
- Nie marudź, kochanie. Niech pani ją skasuje - uśmiechnął się szatyn, a kobieta odeszła.
- Pogięło cię? Widziałeś tą cenę? Nie stać mnie na nią! - jęknęłam.
- Wiem, dlatego ci ją kupuję - puścił mi oczko.
- Jesteś okropny - strzeliłam go w ramię.
- Oj, nie marudź. Wybrałem ją, bo wyglądasz pięknie, bo mogę ci ją kupić, i co najważniejsze, wygląda jak ślubna, a tym lepiej dla mnie, bo nikt mi cię nie poderwie - cmoknął mnie w usta. - Idź się przebierz, a ja zapłacę.
- Obiecuję, że oddam ci te pieniądze - dodałam szybko.
- Spróbuj tylko to zamknę cię na strychu! - zagroził i wepchnął mnie do przebieralni. Chcąc nie chcąc musiałam się przebrać.
James z wielkim bananem na twarzy wychodził ze sklepu. Zadowoleni z zakupów, no przynajmniej reszta, wróciliśmy do domu.
~*~
Okey, potem bal i coś się stanie, ale nie powiem Wam co ^^ :D
- Nom, przyzwyczaisz się - machnęłam ręką. - W końcu nie będziesz budzić się sama, tylko któryś z chłopaków to zrobi.
- Nie rozumiem - spojrzała na mnie z przerażeniem.
- Oj, dowiesz się w swoim czasie - zaśmiałam się, a do kuchni weszła Monic cała w skowronkach.
- Witam, was drogie lokatorki, w ten jakże cudowny dzień - wyszczerzyła się i nalała sobie soku do szklanki.
- Ktoś tu miał cudowną noc - znacząco poruszyłam brwiami.
- A żebyś wiedziała - Mo uśmiechnęła się tajemniczo. Spojrzałyśmy na Christine. Jej mina była bezcenna. Zaczęłyśmy się śmiać.
- Nie martw się. W tym domu to norma - puściłam jej oczko.
- To ja się nie dziwię, że wam się nie nudzi - uśmiechnęła się blondynka i napiła się kawy. Zaczęłyśmy gadać o mało istotnych sprawach. Potem rozmowa zeszła na bal i przygotowania z nim związane. Nagle do kuchni weszła Jennifer. Miała czerwone oczy. Pewnie od płaczu, pomyślałam.
- Hej... - przywitała się niemrawo. Wyglądała jak wrak człowieka. Lekko przetłuszczone włosy spięła w luźną kitkę. Koszulka i dresy, dosłownie, na niej wisiały. Aż żal było patrzeć, bo serce się krajało.
Bez słowa podeszła do szafki i wyciągnęła z niej bardzo silne tabletki na uspokojenie. Wysypała sobie trzy na rękę i popijając wodą, je połknęła. Odstawiła szklankę na blat i oparła się o niego rękoma.
- Jennifer, wszystko gra? - Monic się zmartwiła.
- Może zjesz z nami śniadanie? - Christine nie była lepsza. Znamy się krótko, a ona i tak była jedną z nas. Nie dość, że miała własne problemy to jeszcze martwiła się naszymi. Kochana jest.
- Dziękuję, ale nie mam ochoty - odetchnęła Jen, odwracając się w naszą stronę.
- Jennifer, wiesz, że dobowa dawka tych tabletek to... - zaczęłam, ale mi przerwała.
- Wiem, dwie - szepnęła cicho, ale i tak ją usłyszałam. Skąd wiedziałam o dawce tych leków? Bo kiedyś sama je brałam. Ale nigdy więcej niż tabletkę. Były tak silne, że po jednej chodziłam przymulona cały dzień. A Jennifer wzięła trzy na raz.
- Nie powinnaś ich brać, tylko sobie zaszkodzisz - zmartwiłam się, a do towarzystwa dołączyli chłopcy.
- Spokojnie. Wiem, co robię - uśmiechnęła się słabo i podpierając się o ścianę, opuściła kuchnię.
- A jej co? - spytał zdziwiony Loggy.
- Wzięła silne leki na uspokojenie - westchnęła Mo.
- Te co kiedyś brałaś? - Kendall zwrócił się do mnie.
- Tak, gdy byłam w szpitalu Mark mi je dał - wyjaśniłam.
- Nie rozumiem, po co dał ci tak silne leki - Carlito objął swoją dziewczynę.
- A Mark to... ? - wtrąciła niepewnie Christine.
- To brat naszego managera. Zajmował się Jessicą, gdy była w szpitalu - wyjaśnił Kendall.
- Wpadłam pod samochód - wyjaśniłam, widząc zdziwiony wzrok blondynki. Usłyszeliśmy dźwięk tłuczonego szkła. Wszyscy spojrzeliśmy w kierunku skąd dochodził. Carlos stał przy szafce z rozbitą szklanką i rozciętą ręką.
- Skarbie, nic ci nie jest? - Mo do niego podeszła.
- Carlito, ty ofiaro - zaśmiałam się. Razem z Christine posprzątałyśmy szkło, a Mo zajęła się raną. Chłopaki napili się z nami kawy. Gadaliśmy przy tym i się śmialiśmy. Usłyszeliśmy trzask drzwi, a zaraz potem szczekanie psa. James wrócił, pomyślałam z uśmiechem.
- Jezu, Jennifer! Jessica, chodźcie tu! - usłyszeliśmy krzyk szatyna i przerażeni wybiegliśmy z kuchni. Maslow klęczał przy nieprzytomnej Jen, a Fox szczekał i lizał ją po twarzy.
- Matko, Jennifer! - przeraziłam się i kucnęłam przy niej. - Obudź się!
- To na nic! - wtrąciła Mo.
- Cholerne tabletki! - walnęłam pięścią w podłogę.
- Kendall, dzwoń po Marka! - rozkazał James, a blondyn wyciągnął komórkę z kieszeni i wybrał numer do lekarza.
- Logan, zanieś ją na górę! - odezwała się Monic.
- Co? Ja nie... Czemu ja? - brunet był zdezorientowany.
- Do jasnej cholery, weź się w końcu ogarnij! - Carlos zdrową ręką złapał go za koszulkę.
- Jess, otwórz mi drzwi do jej pokoju - James wziął moją przyjaciółkę na ręce i poszedł z nią na górę, a my zaraz za nim. Tylko Kend został na dole, bo gadał z Markiem. Posłusznie wykonałam polecenie mojego chłopaka, a on delikatnie położył Jennifer na jej łóżku. Wyszliśmy na korytarz.
- Mark za chwilę będzie - Schmidt wbiegł na górę.
- Logan, co się z tobą dzieje? - spytała Monic. Nagle James złapał Hendersona za koszulkę i przyparł go do drzwi od pokoju Christine. Byłam w nie mniejszym szoku, co reszta. W życiu nie widziałam, żeby był tak wściekły. Fox zaczął szczekać.
- Jesteś skończonym dupkiem! - krzyknął szatyn. - Gdyby Jennifer miała kłopoty, palcem byś nie kiwnął! W życiu bym nie pomyślał, że będziesz ją tak traktował! Logan, do jasnej cholery, co się z tobą stało?! Kochałeś ją od zawsze, a teraz nagle ta miłość zniknęła?!
- Co ty możesz o tym wiedzieć? - szepnął Loggy.
- Nie wkurzaj mnie! To, że się rozstaliście nie daje ci prawa, żeby traktować ją jak śmiecia! Myślisz, że czemu znowu zaufała Joe?!
- Nie wiem... - Henderson odwrócił głowę w bok.
- Bo on przynajmniej starał się ją odzyskać! A ty skreśliłeś ją przez głupie zdjęcia! Stary, nie poznaję cię!
- James, wystarczy... - powiedziałam, odciągając delikatnie swojego chłopaka od Logana.
- Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha. Ona przynajmniej o tą miłość walczyła, a ty co? - dodał James i wtedy zadzwonił dzwonek do drzwi. Carlos poszedł otworzyć, a Loggy bez słowa zamknął się w swojej sypialni.
- Nie byłeś dla niego za ostry? - spytałam.
- Już dawno chciałem mu to powiedzieć - westchnął James, a na górę wszedł Pena i młodszy z braci Johnson. Zbadał Jennifer dokładnie i powiedział nam, co jej dolega. Nie zemdlała przez tabletki, tylko ze zmęczenia. Leki tylko ją dobiły.
- Będzie spała do końca dnia, a jutro będzie jak nowo narodzona - uśmiechnął się, gdy siedzieliśmy już w salonie.
- Całe szczęście - odetchnęłam z ulgą.
- Mam do was pytanie - zaczął poważnie.
- Jakie? - zdziwiła się Mo.
- Powodem, dla którego Jennifer zemdlała, może być też jej psychika. Czy ostatnio jej życie było dość chaotyczne?
- Tak - westchnęłam. - Sądzisz, że odreagowała te wszystkie stresy mdlejąc?
- Mniej więcej - uśmiechnął się. - Tu macie dla niej leki na wzmocnienie - podał mi małe kwadratowe pudełko. - Jak się obudzi, niech je od razu weźmie.
- Dobrze - kiwnęłam głową. Pogadaliśmy jeszcze i sobie poszedł. A my w końcu postanowiliśmy jechać po te sukienki. Policzyłam swoją kasę i uznałam, że nie mogę kupić droższej od tysiąca. Przebraliśmy się i pojechaliśmy na zakupy. Logan i Fox zostali w domu.
^*^
Oczami Logana
^*^
Leżałem na łóżku i gapiłem się w sufit.
Reszta pojechała na zakupy, a ja zostałem z Foxem w domu. Była jeszcze Ona. W ogóle od kiedy się pokłóciliśmy nie wypowiedziałem ani razu jej imienia. Nie wiem czemu...
James mnie zaskoczył i to jak. Ale... ma rację. Jestem skończonym dupkiem. Co ja za to mogę, że boję się znowu jej zaufać? Skąd mogę wiedzieć, czy nie znalazła sobie kogoś innego? A nawet jeśli, to jej życie i nie powinno mnie to obchodzić.
Zszedłem na dół, a Fox zaczął wokół mnie skakać. Dałem mu coś do jedzenia i picia, a sobie nalałem soku do szklanki. Usiadłem przy blacie i na niego spojrzałem.
- Ty to masz dobrze, James i Jess cię kochają, a mnie? - mruknąłem i nagle sobie przypomniałem słowa Maslowa. ,,Jennifer jest głupia, skoro nadal cię kocha.''
Bez słowa poszedłem na górę. Stanąłem przed drzwiami do swojego pokoju. Już miałem nacisnąć klamkę, gdy coś popchnęło mnie w stronę pokoju mojej byłej dziewczyny. Po dość długim wahaniu, w końcu tam poszedłem. Nawet nie zamknąłem drzwi.
Spała. Wyglądała tak spokojnie i niewinnie.
Usiadłem obok niej na łóżku i chwilę na nią patrzyłem.
- Jennifer... - szepnąłem i ledwo się powstrzymałem, żeby jej nie dotknąć. Tak mi cholernie brakuje jej dotyku, że tęsknota zżera mnie od środka. Na szafce obok łóżka leżały jakieś zdjęcia i wisiorek. Wziąłem je do ręki. Na fotografiach była nasza dwójka, jak jeszcze byliśmy razem. Najwięcej uwagi poświęciłem złotemu wisiorkowi z moim imieniem. Był podobny do tego, który jej kiedyś zabrałem. Uśmiechnąłem się sam do siebie, patrząc na trzymany przedmiot. Boże, przecież ja ją kocham! Więc, co stoi na przeszkodzie? Moje wielka duma? Możliwe... Gdy tylko się obudzi, muszę z nią porozmawiać. Muszę ją przeprosić. Może da mi drugą szansę...
- Logan... Przepraszam... - usłyszałem i spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Nawet przez sen mnie przeprasza. Rany, zaraz zwariuję!
Odłożyłem wisiorek i zdjęcia na miejsce. Ostatni raz spojrzałem na Jennifer i po cichu opuściłem jej pokój.
^*^
Oczami Jessici
^*^
- Wszystkie suknie są piękne, ale jak tu teraz wybrać? - jęknęłam, przeglądając wieszaki w sklepie z sukniami. Kupiliśmy już kosmetyki, dodatki i buty. Zostały sukienki.
- Weź tą - James wcisnął mi w ręce białą sukienkę, a zaraz potem wepchnął mnie do przebieralni. Szybko się przebrałam i wyszłam na zewnątrz, aby obejrzeć się w dużym lustrze.
- Chyba oszalałeś! Co ja, do ślubu idę, czy jak? - oburzyłam się, oglądając się w lustrze.
- Wyglądasz pięknie i nie marudź - szatyn objął mnie od tyłu i położył mi głowę na ramieniu.
- Jesteś uroczy, ale nie kupię jej - mruknęłam pod nosem, patrząc na cenę z kosmosu.
- Pański chłopak ma rację. Wygląda pani pięknie - ekspedientka do nas podeszła.
- A widzisz? - Maslow uśmiechnął się triumfalnie.
- Sukienki z tej kolekcji są ostatnio bardzo modne, a zwłaszcza przydają się na bale - uśmiechnęła się kobieta.
- Bierzemy! - ogłosił mój chłopak.
- James! - skarciłam go.
- Nie marudź, kochanie. Niech pani ją skasuje - uśmiechnął się szatyn, a kobieta odeszła.
- Pogięło cię? Widziałeś tą cenę? Nie stać mnie na nią! - jęknęłam.
- Wiem, dlatego ci ją kupuję - puścił mi oczko.
- Jesteś okropny - strzeliłam go w ramię.
- Oj, nie marudź. Wybrałem ją, bo wyglądasz pięknie, bo mogę ci ją kupić, i co najważniejsze, wygląda jak ślubna, a tym lepiej dla mnie, bo nikt mi cię nie poderwie - cmoknął mnie w usta. - Idź się przebierz, a ja zapłacę.
- Obiecuję, że oddam ci te pieniądze - dodałam szybko.
- Spróbuj tylko to zamknę cię na strychu! - zagroził i wepchnął mnie do przebieralni. Chcąc nie chcąc musiałam się przebrać.
James z wielkim bananem na twarzy wychodził ze sklepu. Zadowoleni z zakupów, no przynajmniej reszta, wróciliśmy do domu.
~*~
Okey, potem bal i coś się stanie, ale nie powiem Wam co ^^ :D
Oby tym czymś było pogodzenie się Logasia z Jennifer! Jak ja na to czekam! Wreszcie Henderson przejrzał na oczy! Kochany James nim potrząsnął i coś do niego dotarło - NARESZCIE! Tylko czy po tym wszystkim Jen nadal będzie go chciała... Mam nadzieję, że tak, ale dobrze by mu zrobiło, gdyby nie rzuciła mu się od razu na szyję. To by go troche ogarnęło. :D Czekam na ten rozdział z balem ;***
OdpowiedzUsuńPROSZĘ, PROSZĘ, PROSZĘ, dodaj jak najszybciej kolejny rozdział. Nie mogę się doczekać co się dalej stanie.
OdpowiedzUsuńO rany człowieku!!! Ja tu zaraz padnę z ciekawości!!! Nie mogę się doczekać aż Logi i Jen się pogodzą! Oby na balu! wreszcie Logan zrozumiał, że kocha Jen!
OdpowiedzUsuńCzekam z WIELKĄ NIECIERPLIWOŚCIĄ!!!!!!!
Brawo James! Też bym tak zrobiła, ale nie mogę. Logan był taki pełen życia, a teraz jes jak żywy trup. Mógłby wcześniej przeprosić Jen,a tego olśniło po takiej akcji. Ale mam nadzieję, że pogodzą sie na balu. Czekam nn i zpraszam do siebie
OdpowiedzUsuńRed Rose
Nareszcie ktoś Loganowi wygarnął.Chcę, żeby się pogodzili pasują do siebie:) Dawaj szybko nn:)
OdpowiedzUsuńLogan w końcu przejrzał na oczy ! Mam nadzieje że teraz sie pogodzą. Czekam nn:)
OdpowiedzUsuń