25 sierpnia 2012

Rozdział 10

      Obudził mnie jakiś hałas. Leniwie przetarłam oczy i spojrzałam w lewo, czyli na łóżko Jen. Spała jak zabita. Przynajmniej tak mi się zdawało... 
Zerknęłam na zegarek. Wskazywał za dwadzieścia szósta. Usłyszałam dźwięk bitego szkła. Wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Skierowałam się na dół.
- Carlos, ty idioto! Bo obudzisz dziewczyny! - usłyszałam podniesiony szept Kendalla. Weszłam do kuchni. Schmidt i Pena zbierali kawałki potłuczonego dzbanka z podłogi.
- Brawo, Carlos - powiedział ironicznie Logan, podając Kendallowi papierowy ręcznik do wytarcia soku.
- Zejdziesz ty wreszcie ze mnie? - spytał Latynos, wycierając podłogę.
- Sam zacząłeś! - odgryzł się Henderson.
- Przestańcie! - James ich uciszył.
- Sorki... - powiedzieli razem.
- No, gotowe - powiedział Kendall, wstając z klęczków. Wyrzucił szkło i zużyty papier do kosza.
- Swoją drogą, co wy tak wcześnie wstaliście? - spytałam, siadając na krześle przy barze obok Jamesa.
- Za pół godziny mamy być w studio - wyjaśnił Logan.
- Czy ten wasz manager trochę nie przesadza? - spytałam. - Musicie się wysypiać.
- Przecież się wysypiamy - odezwał się Kendall.
- Taa jasne! - prychnęłam. - Niby kiedy? Idziecie spać o pierwszej w nocy, a wstajecie o piątej. Nie uważacie, że cztery godziny snu to trochę za mało?
- Może i masz rację, ale jeśli chcemy wrócić na szczyt to musimy się trochę poświęcić - powiedział James.
- Jakim kosztem? Bez obrazy, ale jak zaśniecie w czasie koncertu to ja was budzić nie będę - podniosłam ręce w geście poddania się, a oni zaczęli się śmiać.
- Jak się dzisiaj czujesz? - spytał nagle James.
- Nie rozumiem - nie kumałam, o co mu chodzi. Wskazał na plaster na moim czole.
- A nawet dobrze - uśmiechnęłam się.
- Na pewno? - spytał Carlos.
- Na pewno - uśmiechnęłam się. - Nie martwcie się.
- Po wczorajszych wydarzeniach to chyba będziemy was ciągali ze sobą nawet do studia - odezwał się Henderson.
- Żartujesz, tak? - spytałam, chcąc się upewnić, że to żart.
- Ej, to wcale nie głupi pomysł - odezwał się Kendall.
- Nawet o tym nie myśl! - zagroziłam.
- Nawet nie myśl, że was tu dzisiaj zostawimy - do dyskusji włączył się James.
- Ale, co my będziemy tam robić? - spytałam.
- Już coś się dla was znajdzie - uśmiechnął się. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi. Przestraszyłam się nie na żarty.
- Zostań tu - powiedział James i razem z chłopakami opuścił kuchnię. Czekałam z minutę, nie dłużej. W końcu poszłam do salonu. Na szczęście byli tam tylko chłopcy.
- James kazał ci zostać w kuchni - powiedział Carlos.
- A co on? Moja mama? - spytałam, opierając ręce na biodrach.
- Czy ty w ogóle kogoś się słuchasz? - spytał Kendall.
- Tak - pokiwałam głową. Logan kucał przy schodach. Podniósł coś z podłogi. Chwilę trzymał to przed oczami. W końcu wstał.
- Logan, co znalazłeś? - spytałam.
- Wisiorek Jennifer - Henderson pokazał nam owy przedmiot.
- Dostała go od swojej zmarłej prababci. Nigdy się z nim nie rozstaje - zauważyłam.
- Pewnie zgubiła go, kiedy wychodziła z domu - dodał Logan, chowając wisiorek do kieszeni kurtki.
- Skąd wiesz, że to ona wychodziła? - spytał Carlos.
- Nie tej, krasnoludki wzięły u nas zamieszkały. Jasne, że ona - Henderson założył ręce na piersi.             Pena udał obrażonego.
- Idź obudź Monic i się zwijamy - dodał James. Głośno westchnęłam i ruszyłam na górę. Obudziłam Mo. Ona oczywiście na mnie nawrzeszczała, że ją budzę tak wcześnie, jednak wstała. 

    Poszłam do łazienki. Wykonałam wszystkie poranne czynności i poczłapałam do pokoju, aby się ubrać. Stałam przez chwilę przy szafie. W końcu zdecydowałam się na jeansy, niebieską bluzkę z krótkim rękawkiem, różowym paskiem i kolorowym nadrukiem, kilka bransoletek, niebieskie trampki i fioletowe okulary przeciwsłoneczne. Schowałam komórkę i swój aparat cyfrowy do torebki i zeszłam na dół. 
     Mo już tam była. Miała na sobie czarne spodnie, szarą bluzkę z nadrukiem, szare szpilki i pierścionek na palcu. Do tego czarna torebka. Poszłam jeszcze do kuchni po wodę i jabłko. W końcu pojechaliśmy do studia. Było ogromne! I co się dziwić? Poszliśmy do biura managera chłopaków. Był dość zniecierpliwiony. Powrzeszczał trochę na nich i zaczął nawijać o tym jakby tu ich na szczyt przywrócić. Od samego słuchania robiło mi się słabo. 
     Czy faceci nie myślą, gdy są pod presją? No ludzie, przecież wystarczy zastosować najprostsze rozwiązanie, a oni najzwyczajniej w świecie, boją się z niego skorzystać.
- Przepraszam... - odezwałam się.
- Tak? - Michael na mnie spojrzał.
- Nie rozumiem pańskiego toku myślenia - powiedziałam.
- Jak to nie rozumiesz? - zdziwił się.
- Skoro chłopcy i tak są popularni to czemu by tego nie wykorzystać? - zapytałam.
- Właśnie - Mo chyba wiedziała, o co mi chodzi.
- Mów dalej - Michael wyraźnie się zainteresował.
- BTR mało koncertuje. Niech chłopaki jadą w trasę, zwiedzają świat - uśmiechnęłam się.

- Zawsze chciałem zobaczyć Francję! - Carlos się podekscytował.
- W necie i gazetach jest za mało waszych zdjęć. Zorganizujcie kilka sesji zdjęciowych, a wasze plakaty zawisną w pokojach miliona nastolatek - dodała Mo. 

- Czyli, że co? Śliczne dziewczyny będą się na nas gapić? - spytał Kendall.
- Tak, i śliczne i te mniej śliczne - zaśmiałam się.
- Kto wie, może nawet chłopcy będą was naśladować - zachichotała Blue.
- Za mało pokazujecie się publicznie. Idźcie na jakąś premierę, czy rozdanie nagród. Paparazzi na pewno was nie przegapią - dodałam.
- Nagrajcie teledysk lub nową piosenkę - dodała Mo. 

- Zróbcie wszystko, co chcecie, tylko żeby miało to jakiś sens - westchnęłam. Michael milczał.
- Chłopaki? - odezwał się po chwili.
- Co?
- Gdzie wyście je znaleźli? - uśmiechnął się Johnson, a my się zaśmiałyśmy. Nagle zadzwonił jego telefon. Szybko odebrał.
- Halo? (...) Tak, to ja. (...) Zgadza się. (...) Naprawdę?! (...) Za dwa tygodnie? Tak szybko? (...) Nie, może być. Jasne, że tak. (...) Dzięki. (...) No, do zobaczenia.
     Michael się rozłączył.
- Kto dzwonił? - spytał James.
- Kojarzycie takie miejsce, jak Wielka Scena? - spytał Johnson z uśmiechem.
- Tak! - powiedzieli wszyscy oprócz mnie.
- Ja nie - powiedziałam, podnosząc rękę do góry.
- Serio nie wiesz, co to Wielka Scena? - spytała Mo.
- A niby skąd mam wiedzieć? Przecież tu nie mieszkam - oburzyłam się.
- Wielka Scena to największy amfiteatr w całej Ameryce! - wyjaśnił podekscytowany James.
- Na jego scenie występowała sama Lady Gaga! - Carlos się wyszczerzył
- Od zawsze marzyliśmy, aby tam wystąpić! - dodał Logan.
- Zgadza się - Michael potwierdził ich słowa. - I dlatego, wy, za dwa tygodnie dacie tam niesamowity koncert.
- Tak! - krzyknęli chłopcy i zaczęliśmy się cieszyć jak małe dzieci. Carlos chyba, aż za bardzo się ucieszył, bo podniósł i przytulił Monic. Na szczęście reszta była zajęta sobą i tego nie widziała. Zaczęłam ich obserwować. Przez chwilę patrzyli sobie w oczy. Ich twarze były coraz bliżej siebie. Już za moment, już za chwilę...
- No dobra, trzeba to jakoś uczcić! - Logan klasnął w dłonie, a oni odskoczyli od siebie jak oparzeni. Walnęłam go w łeb.
- Au! A to za co?! - zdziwił się, a wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariatkę.
- Miałeś muchę - powiedziałam szybko.
- Ta jasne - prychnął, rozmasowując bolące miejsce.
- Idziemy! - powiedział Michael i zaciągnął nas wszystkich do sali, w której chłopcy ćwiczyli choreografię. Ich nauczyciel ciut się spóźnił. Chłopaki po kilku godzinach mylili wszystkie kroki. W końcu ich choreograf musiał iść.
- Chłopaki, co jest?! - Michael wyglądał na zdenerwowanego.
- To nie nasza wina - Kendall próbował ich bronić.
- Więc przestańcie się wygłupiać i zacznijcie pracować! - krzyknął Michael.
- Hej, daj im spokój! Nie widzisz, że się starają? Krzykiem nic nie zdziałasz. Chłopcy trochę się wyluzują i zatańczą bezbłędnie - powiedziałam, wstając z miejsca. Wcześniej siedziałam na ławce. Michael głośno westchnął i zarządził przerwę. 

    Chłopaki zaczęli się wygłupiać. Mo i Carlos trzymali się od siebie z daleka. Postanowiłam trochę pozwiedzać studio. Po jakiejś godzinie weszłam na dach. Tam odbywały się wszelkiego rodzaju imprezy na powietrzu, więc wyglądał cudownie. Kwiaty w doniczkach, latające motyle... Czego chcieć więcej?
    Rozejrzałam się, aby zapamiętać jak najwięcej szczegółów. W rogu dachu dostrzegłam sylwetkę Jamesa. Stał na krawędzi przed barierką i patrzył w dół. On chyba nie chce... Szybko pobiegłam w jego stronę.
- James! - pociągnęłam go za rękę tak, że spadł na dach. - Co ty wyprawiasz?!
- Czemu ty zawsze pojawisz się w najmniej odpowiednim momencie? - spytał z wyrzutem.
- Najmniej odpowiednim?! - kucnęłam przy nim. - Miałam pozwolić na to, żebyś się zabił?!
- Oszczędziłbym ludziom wielu zmartwień, a Miriam mogłaby spać spokojnie! - warknął, a w moich oczach pojawiły się łzy.
- Zgłupiałeś do reszty?! Myślisz, że dlaczego za każdym razem, kiedy chcesz coś sobie zrobić cię powstrzymuję?! Człowieku, powiedziałam ci już, że Miriam nie jest tego warta! Nie pozwolę, żebyś coś sobie przez nią zrobił, rozumiesz?
- To tak cholernie boli... - szepnął, a ja go przytuliłam. Odwzajemnił uścisk. Siedzieliśmy tak przez kilka minut. Wiedziałam, że on teraz potrzebuje przyjaciół, że nie mogę go zostawić samego.
- Chodźmy już - powiedziałam, odsuwając się od niego. Pomogłam mu wstać. Wróciliśmy do reszty.       Monic ganiała za Kendallem i się darła.
- Debilu, oddawaj mój telefon!
- Najpierw mnie złap! - śmiał się Schmidt. Kiedy biegł obok nas, podłożyłam mu nogę i się wyłożył. Mo nie zdążyła wyhamować i wylądowała na nim. Zaczęliśmy się śmiać i pomogliśmy im wstać. Przypomniało mi się, że zabrałam ze sobą aparat. Wyciągnęłam go szybko z torebki i narobiłam kilka zdjęć.
- Ej, ona ma aparat! - krzyknął James i mi go zabrał.
- Oddaj go! - krzyknęłam i zaczęłam za nim ganiać. On rzucił go Loganowi, a ja nie zdążyłam wyhamować i kiedy James się nachylił, aby poprawić but wpadłam mu na barana. Idiota zamiast mnie postawić jeszcze sobie łaził, a Loggy miał ubaw po pachy. Wymieniali się moim aparatem jak cholera. I w jednym dniu było chyba narobione z pięćset zdjęć. W końcu Michael chciał zobaczyć jak tańczą chłopcy. No i mu pokazali. Cały układ zatańczyli bezbłędnie. Czyli wrzucenie na luz, jednak działa. Punkt dla mnie. Jestem ciekawa, co robi Jennifer. Pewnie przekonamy się, jak wieczorem wrócimy do domu.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz