25 sierpnia 2012

Rozdział 11

- Padam z głodu! - jęknął Carlos, kładąc się na parkiecie. Od kilku godzin siedzieliśmy w sali tanecznej. Chłopaki ćwiczyli, a my się nudziłyśmy.
- Ja też! - zawtórowali mu chłopcy.
- Ale z was marudy - prychnęła Mo. - Kilka godzin bez jedzenia nie wytrzymają.
- Nie jedliśmy śniadania, a jest już czwarta - zauważył Kendall. Ja też zaczynałam być głodna, ale wstydziłam się przyznać.
- Nie rozumiem was, ja wytrzymuję - Mo wstała i się zachwiała. Carlos ją podtrzymał, a on zrobiła się blada.
- Właśnie widzę. Lepiej coś zjedz, bo nam tu zemdlejesz - Pena pomógł jej usiąść. Nagle sobie przypomniałam, że wzięłam z domu jabłko. Wyciągnęłam je z torebki i chwilę na nie patrzyłam.
- Proszę - podałam je Mo. Niepewnie wzięła je do ręki.
- A ty? - spytała.
- Przeżyję - uśmiechnęłam się.
- Na pewno? - spytała.
- Tak, jedz - oparłam się o ścianę. Gapiłam się na chłopaków. Głównie obserwowałam Jamesa.
- Zaraz oszaleję. Muszę coś zjeść! - jęknął Logan.
- Skoro umieracie to czemu nie zamówicie pizzy? - spytałam, a oni po sobie spojrzeli. Po chwili klepnęli się otwartymi rękoma w czoła. James zamówił cztery duże pizze i coś do picia. Po pół godzinie dostawca przywiózł jedzenie. Mnie i Mo wysłali po odbiór. Zapłaciłyśmy i obładowane do nich wróciłyśmy.
- Jedzenie! - krzyknęli i nas napadli. Każdy zabrał jedną pizzę i jeden kubek coli. Zostały nam tylko dwa napoje.
- Ale z was żarłoki! - prychnęła Mo, a ja się zaśmiałam.
- Jecie, czy nie? - spytał Carlos.
- A zostanie coś, zanim się najecie? - spytała Mo.
- Bardzo śmieszne - James udał obrażonego. No i się do nich przysiadłyśmy. Trochę dziwnie to wyglądało, bo siedzieliśmy na podłodze. Po godzinie wszystko było zjedzone. Chłopaki jeszcze potańczyli i Michael w końcu puścił nas do domu. Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu, więc rozsiedliśmy się w salonie.
- Jest dopiero siódma - powiedział Logan, patrząc na zegarek.
- To, co robimy? - spytała Mo.
- Może jakiś film? - zaproponował Kendall.
- O nie! - zaprotestowałyśmy razem z Mo.
- To co chcecie robić? - spytał Carlos.
- Zapomnieć - powiedział James, a my na niego spojrzeliśmy jak na debila.
- Co? - spytał Kendall.
- Nic, zamyśliłem się - Maslow się obronił. Wiedziałam, że ciągle myśli o Miriam. Usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi. Do salonu szybko weszła Jennifer. Płakała, a po twarzy spływał jej makijaż. Zanim weszła na schody zerwała z szyi jakiś łańcuszek i rzuciła go na podłogę.
- Jennifer, co jest? - Logan złapał ją za rękę.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie! - krzyknęła i pobiegła na górę.
- Co jej się stało? - zdziwił się Carlos.
- Nie co, tylko kto - Logan go poprawił. Spojrzeliśmy na niego.
- Wiesz, co jej jest? - spytał James.
- Domyślam się - odpowiedział Loggy. Postanowiliśmy nie zmuszać Jen do mówienia. Uznaliśmy, że jak będzie chciała to sama nam powie. Przez dwie godziny oglądaliśmy telewizor. Nagle usłyszeliśmy z góry damski krzyk. Ze strachu, aż podskoczyłam.
- Jennifer! - krzyknął Logan i pobiegliśmy na górę. Wpadliśmy do naszego pokoju. Jen siedziała skulona w kącie. Była w samej sukience. Jej ramiona były posiniaczone i poranione. Po jej prawym ramieniu spływała krew.
- Jennifer... - Logan przy niej kucnął.
- Nie ma go, nie ma go, nie ma go... - powtarzała, cały czas tępo gapiąc się w okno.
- Kogo nie ma? Jennifer, kogo? - Logan złapał ją za ramiona. Szybko go odepchnęła. Uderzył grzmot.
- On tu jest! - krzyknęła i skuliła się jeszcze bardziej.
- Jennifer, kto? - Logan wyglądał na bezsilnego. Mo kucnęła obok niej.
- Joe... - szepnęła i się do niej przytuliła. Logan serio się wściekł. Wyszedł z pokoju jak oparzony. Carlos został z dziewczynami, a my za nim poszliśmy.
- Co ty wyprawiasz? - spytał James, widząc Logana zakładającego kurtkę.
- A jak ci się zdaje?! - krzyknął.
- Na jaką cholerę chcesz tam iść?! - krzyknął Kendall. Loggy chciał wyjść, ale James zagrodził mu drzwi.
- James, przesuń się! - warknął Henderson.
- Wiem, że jesteś wściekły, ale to niczego nie da! Zrozum wreszcie, że nie możesz za każdym razem jej chronić!
- Będę ją chronił na tyle ile mogę! A teraz się przesuń!
- Nie! Najpierw mnie wysłuchasz, a później będziesz mógł zniszczyć sobie życie!
- Słucham! - Logan założył ręce na piersi.
- Wiem, jak się czujesz. Czułem to samo, kiedy dowiedziałem się, że Miriam... Błagam cię, Logan, nie popełnij żadnego głupstwa, bo nikt ci nie pomoże. Zastanów się, czy Jennifer chciałaby, abyś tam szedł, czy wolałaby, żebyś z nią tu został?
      Chwilę milczeliśmy. Logan głośno westchnął i poszedł na górę.
- Ja tu kiedyś zwariuję - jęknął Kendall i poszedł za Hendersonem. James udał się do ogrodu. Po chwili poszłam za nim. Siedział na jednym z leżaków.
- Dobrze, że go powstrzymałeś - stanęłam w drzwiach.
- To mój przyjaciel - szepnął.
- Wszystko dobrze? - usiadłam obok niego.
- Kiedy wypowiedziałem jej imię, ten ból... On stał się dwa razy większy - jęknął, chowając twarz w dłoniach.
- James... - położyłam mu rękę na ramieniu.
- Nie wiem, co by było, gdybyś mnie wtedy nie powstrzymała - spojrzał na mnie oczami, które były pełne żalu i smutku. - Nie wiesz jak to jest toczyć bitwę o przegrane sprawy.
- To się poddaj - powiedziałam.
- Co? - zdziwił się.
- Poddaj się. Skoro Miriam, to taka suka, to po co o nią walczysz?
- Ale ja o nią nie walczę - James zaprzeczył.
- Może i fizycznie nie, ale o niej myślisz. James, z dnia na dzień nie przestaniesz kochać. Spróbuj chociaż o niej zapomnieć - uśmiechnęłam się.
- Może i tak, ale co to zmieni? - spojrzał przed siebie.
- Życie stanie się prostsze. Poczekaj, a sam zobaczysz - uśmiechnęłam się i weszłam do środka. Poszłam na górę. Jen już spała, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko pójść jej śladem.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz