25 sierpnia 2012

Rozdział 38

^*^
Oczami Logana
^*^


Obudziłem się dość wcześnie. Jennifer jeszcze spała. Zacząłem podziwiać jej urodę. Chłonąłem każdy najmniejszy element jej twarzy. Wyglądała tak słodko i niewinnie. Delikatnie odgarnąłem włosy z jej twarzy. Zaczęła się budzić.
- Dzień dobry - uśmiechnąłem się.
- Dzień dobry - westchnęła, nie otwierając oczu i przysuwając się bliżej mnie. Chyba do końca się nie obudziła, pomyślałem.
- Wiesz, że jeszcze nie spotkałem piękniejszej dziewczyny od ciebie? - spytałem, a ona spojrzała na mnie i się zarumieniła.
- Przesadzasz - podparła się na łokciu. Jej policzki były różowe.
- Do twarzy ci w rumieńcu - uśmiechnąłem się.
- Zrobiłeś to specjalnie! - oburzyła się i mnie popchnęła. Zaczęliśmy się przepychać. W końcu znaleźliśmy się w dość dwuznacznej pozycji. A mianowicie, leżała pode mną, a moje ręce były na wysokości jej piersi. Przez chwilę się śmialiśmy, ale później spoważnieliśmy.
- Logan... - jęknęła, gdy zacząłem zbliżać się do jej twarzy.
- Nic nie mów... - szepnąłem tuż przy jej ustach. Zacząłem delikatnie całować jej wargi. Tak bosko smakowały. Zaczęła odwzajemniać pocałunki. Chciałem, żeby ta chwila trwała wiecznie. Jednak się przeliczyłem. Jennifer szybko mnie od siebie odepchnęła i uciekła. A ja nadal siedziałem na łóżku, nie wierząc w to, co właśnie się stało.

^*^
Oczami Jessici
^*^


- James, wstawaj! - od dziesięciu minut próbowałam obudzić swojego chłopaka.
- Jeszcze pięć minut, mamo... - mruknął, zakrywając się kołdrą.
- Mamo? - zaśmiałam się. - Wstawaj!
- Daj mi spać! - rzucił we mnie poduszką. Zrobiłam unik.
- James! - oburzyłam się. Nie odpowiedział. Wzięłam do ręki wazon z kwiatami, który stał na stoliku i do niego podeszłam. Wylałam na niego całą wodę.
- Ej! - szybko się podniósł.
- Nie daruję ci tej poduszki! Wstawaj! I wlej tu wody, kwiatkom chce się pić! - warknęłam i trzaskając drzwiami opuściłam sypialnię. Zeszłam na dół, do kuchni. Jennifer siedziała przy blacie i piła kawę.
- Cześć - przywitała się.
- Słowo daję, kiedyś go zabiję i mnie wsadzą! Poduszką będzie we mnie rzucał! Idiota! Ma szczęście, że nie wylałam na niego wiadra! - wkurzona, chodziłam po kuchni i szykowałam sobie kawę. - O cześć, Jennifer.
- A ty coś taka wkurzona? - zaśmiała się.
- James... - mruknęłam.
- Pokłóciliście się? - wytrzeszczyła na mnie gały.
- Powiedzmy - z zalną kawą usiadłam na przeciwko niej.
- O co? - spytała.
- Nie chciał wstać. Później rzucił we mnie poduszką, więc wylałam na niego wodę z wazonu - streściłam jej bieg wydarzeń. Zaczęła się śmiać.
- Biedny James - brechtała się.
- Biedny?! On prowadził zamach na moje życie! A ty jeszcze mówisz, że biedny?! - udałam oburzoną.
- Oj, nie marudź. Ta poduszka by cię nie zabiła - wyszczerzyła się.
- No nie, ale... - przerwała mi.
- Ale chcesz go jeszcze pomęczyć - dokończyła za mnie.
- Właśnie - przytaknęłam.
- Oj, ty, nie dobra - z dezaprobatą pokręciła głową. Zaczęłam się śmiać. Do kuchni wszedł Logan.
- Cześć, a co ty taki dobry humor masz? Słyszałem, że wylałaś na Jamesa wodę - wyszczerzył się.
- Skąd wiesz? - spytałam.
- Poskarżył mi się. Zaraz powinien tu być. Swoją drogą, to czemu to zrobiłaś? - stanął między mną, a Jennifer i oparł się o blat.
- Nie chciał wstać, a później rzucił we mnie poduszką - powiedziałam i napiłam się kawy.
- Wiesz, że on ci nie odpuści? - Loggy uniósł brwi do góry.
- Uważaj, bo się go przestraszę - mruknęłam.
- Oj, kochanie. Wątpiłbym w twoje słowa - James wlazł do kuchni.
- Spadaj! - odsunęłam się od niego, kiedy chciał mnie przytulić. - Nie daruję ci tej poduszki!
- A ja ci tego wazonu! - odezwał się.
- Było wstać! - założyłam ręce na piersi.
- Było wstać! - przedrzeźniał mnie. - A ty jak śpisz, to cię nie budzę!
- Bo ja wstaję o przyzowitej godzinie - wystawiłam mu język.
- Bo ja wstaję o przyzwoitej godzinie - i znowu mnie przedrzeźniał.
- Przestań! - warknęłam.
- Przestań! - bo mu zaraz przyłożę!
- James! - krzyknęłam.
- James! - nie no, zabiję go!
- Jesteś trup! - wrzasnęłam.
- Jesteś trup! - dopiero po chwili dotarł do niego sens moich słów. - Zaraz, co?
- Zabiję cię! - krzyknęłam.
- Zanim to zrobisz, porządnie się zastanów - mruknął, przyciągając mnie do siebie.
- James... - warknęłam.
- Cicho - powiedział i mnie pocałował. Nawet nie zauważyłam, kiedy zaczęłam odwzajemniać pocałunki.
- Ekhm... My też tu jesteśmy - odezwała się Jen, a my się od siebie oderwaliśmy.
- Wiemy - mruknął James niezadowolony.
- Jeśli przeszkadzamy, to sobie pójdziemy - zaśmiał się Logan.
- Tak! - powiedział James, kiedy ja powiedziałam 'Nie!'. Loggy i Jen tylko się zaśmiali i sobie poszli.
- Jesteś okropny - powiedziałam.
- I za to mnie kochasz - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
- Nie, nie za to - mruknęłam.
- Nie? - zdziwił się. - A za co?
- Dobrze wiesz - uśmiechnęłam się lekko.
- Nie wiem, oświecisz mnie? - w jego oczach dostrzegłam iskierki.
- Za to, że jesteś sobą, że jesteś taki kochany, opiekuńczy, czuły, przystojny... Mam wymieniać dalej? - spojrzałam na niego.
- Nie, tyle mi wystarczy - mruknął i mnie pocałował. Nagle do kuchni weszli Kendall i Carlos, a my się od siebie oderwaliśmy.
- Moglibyście... - zaczął Pena z uśmiechem.
- Carlos! - usłyszeliśmy Monic, a chłopcy się odwrócili. Stała za nimi, z rękami założonymi na piersi i zdenerwowana tupała nogą. W dodatku miała na sobie tylko koszulę Latynosa.
- Skarbie, już nie śpisz? - trochę się przestraszył.
- Obiecałeś mi, że nie będziesz już taki, co do nich. A ty co? - zaczęła swoje kazanie.
- Ale... - Pena chciał zaprotestować.
- Żadnego 'ale'. James i Jessica się kochają. Mam ci przypomnieć, jak my się zachowywaliśmy, kiedy zostaliśmy parą? - Mo spojrzała na niego spod grzywki.
- Nie, nie trzeba - mruknął i ją do siebie przyciągnął. Szepnął jej coś na ucho, a ona zachichotała. Po chwili Pena złapał ją za rękę i pociągnął na górę. Spojrzeliśmy po sobie i wybuchnęliśmy śmiechem.
- Jessica, jedziesz z nami dzisiaj na punkt widokowy? - Kendall zwrócił się do mnie.
- No weź, to miała być niespodzianka! - oburzył się James.
- Jaki punkt widokowy? - zdziwiłam się.
- Nic ci nie powiedział? Zabieramy was na najwyższy punkt widokowy w całym Los Angeles - wyjaśnił Schmidt, szczerząc się jak głupi do sera.
- Fajnie - uśmiechnęłam się.
- Dobra, to zgarniamy ferajnę i Nathalie po drodze i jedziemy - James zatarł ręce.
- Ale, że tak teraz? - spojrzałam na nich jak na debili.
- No, dojazd trochę trwa, a za godzinę otwierają - dodał Kendall.
- Dobra, ale muszę iść się przebrać - westchnęłam i pobiegłam na górę.
- Zahacz o Mo i Carlosa! - krzyknął z dołu James. Zaśmiałam się tylko i podeszłam do drzwi naszej parki. Delikatnie zapukałam, a po chwili stanął w nich Carlos. Był w samych spodniach.
- Zbierajcie się. Jedziemy na punkt widokowy - uśmiechnęłam się.
- Okey - mruknął i zniknął za drzwiami. Poszłam do sypialni mojej i Jamesa. Wzięłam szybki prysznic i się przebrałam. Zajrzałam jeszcze do Jennifer. Nie miała ochoty z nami jechać, więc jej nie namawiałam. Po pół godzinie wszyscy, oprócz niej, byli na dole.
- Dobra, sprawdzamy listę - powiedział teatralnie Kendall i wyjął spod kurtki jakiś notes.
- On serio ma zamiar sprawdzać tą listę? - szepnęłam do Monic i obie zaczęłyśmy chichotać.
- Mniejsza o formalności - wziął wywalił gdzieś ten notes. - Jedziemy!
No i pojechaliśmy, zostawiając Jennifer samą..

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz