25 sierpnia 2012

Rozdział 2

      Obudził mnie budzik, którego szczerze teraz nienawidziłam. Niezadowolona go wyłączyłam i poszłam do łazienki, gdzie wzięłam prysznic i się ubrałam. Spięłam włosy w kitkę, a po spakowaniu książek zeszłam na dół, gdzie moi rodzice jedli już śniadanie.
- Dzień dobry - przeciągnęłam się.
- Cześć, córciu - wyszczerzyła się mama.
- Nie spóźnij się na obiad - upomniał mnie tata.
- Oj, przecież wiem... - mruknęłam pod nosem i usiadłam do stołu. Szybko zjadłam śniadanie i w iście potwornym humorze skierowałam się do szkoły. Nie miałam najmniejszej ochoty tam dzisiaj iść. Zwłaszcza po tym, co się wczoraj stało.
- Raz się żyje... - westchnęłam i weszłam do budynku. Bez słowa skierowałam się do szafki. Wszyscy się na mnie gapili, co doprowadzało mnie do szewskiej pasji. Nie znoszę, gdy ktoś się na mnie perfidnie patrzy. Czuję się wtedy nieswojo.
      Załamana wyciągnęłam książki z szafki i powędrowałam do sali, w której miałam lekcje. Nie miałam na nic ochoty. Na szkołę, na bal, no kompletnie na wszystko...
- Hej, Jessica! - obok mnie pojawił się Josh.
- Cześć... - mruknęłam.
- Powiało chłodem, znowu... - mruknął rozbawiony. - Co jest?
- Nicole... - westchnęłam.
- Co znowu ci zrobiła? - spytał zrezygnowany.
- Wyobrażasz sobie, że chciała mnie wrobić w bal?! - wściekłam się.
- Czyli nie idziesz? - spytał.
- No nie! - uspokoiłam się trochę.
- A ja właśnie idę, i to z Amber! - wyszczerzył się, za co dostał w ramię. - Za co to?
- Ręka coś mnie bolała... - wzruszyłam ramionami i poszliśmy na lekcje. Chemia, matma i fizyka potwornie mi się dłużyły. W końcu o dwunastej mogłam iść do domu.

- Mamo, jestem! - krzyknęłam, zamykając drzwi. Zdjęłam buty i weszłam do kuchni. - Mamo? - zdziwiłam się jej nieobecnością.
- Na górze! - usłyszałam i poszłam schodami na piętro. Skierowałam się do sypialni rodziców. Kiedy stanęłam w progu, mama wcisnęła mi w ręce świeże pościele.
- Co do...? - nie skończyłam, bo uciszyła mnie gestem ręki.
- Za chwilę przyjadą - powiedziała, mijając mnie w progu. - Załóż te pościele w gościnnych.
      Mama pobiegła do kuchni, aby zrobić obiad, a ja zrezygnowana wykonałam jej polecenie. Kiedy skończyłam, poszłam się przebrać. Założyłam na siebie jeansowe spodenki i fioletową bokserkę, a włosy związałam w luźnego koka. Zeszłam na dół i pomogłam zanieść wszystko na stół do ogrodu. Kiedy stawiałam na nim ostatnią miskę, rozległ się dzwonek do drzwi.
- Otworzę! - krzyknęłam i jak mówiłam, tak zrobiłam. Nacisnęłam klamkę i pociągnęłam ją w swoją stronę. Za drzwiami stała cała rodzinka Jayde. Wpuściłam ich do środka.
- Matko, Jessica! Skarbie, jak ty wyrosłaś! - zachwycała się Catherine, mama Jennifer.
- Dzień dobry, proszę pani - uśmiechnęłam się i ją przytuliłam. W przedpokoju pojawili się moi rodzice.
- Christopher! Jak dobrze cię widzieć! - mój tata przywitał się z tatą Jen.
- Ciebie również Leonardzie - uścisnęli dłonie i się ulotnili.
- Może się w końcu ze mną przywitasz, co? - spytała Jennifer, rozkładając ramiona. Zaśmiałam się i ją przytuliłam. Nie mogłam napatrzeć się na jej włosy. Były cudowne! Takie kręcone...
- Ale się za tobą stęskniłam! - wyszczerzyłam się.
- Ja za tobą też! - jeszcze raz mnie przytuliła. Pokazałam Jennifer jej pokój i poszłam do siebie. Walnęłam się na łóżko i włączyłam telewizor. Minęło jakieś kilka minut, aż w końcu ktoś zapukał.
- Proszę - odpowiedziałam, a do środka weszła Jen.
- Mogę z tobą posiedzieć? - spytała, a ja się uśmiechnęłam i zrobiłam jej miejsce na łóżku.
- Zaraz poleci Big Time Rush... - spojrzałam na nią niepewnie.
- Oglądam to - uśmiechnęła się. Obejrzałyśmy dwa odcinki, a przy tym śmiałyśmy się do rozpuku. W końcu mama zawołała nas na obiad, a my w dobrych humorach zeszłyśmy na dół i skierowałyśmy się do ogrodu. Wszyscy już tam siedzieli. Zajęłyśmy miejsca i zabraliśmy się do konsumpcji.
- Jennifer, nawet nie wiesz, jak Jessica cieszyła się na twój przyjazd - odezwała się mama.
- Serio? - Jennifer spojrzała na mnie rozbawiona.
- Mamo... - jęknęłam.
- Ale to prawda! - kobieta upierała się przy swoim.
- I co z tego? Nie musisz od razu wszystkim mówić - spaliłam buraka. Matko, co za wstyd.
- Oj, ja też się za tobą stęskniłam - Jen objęła mnie ramieniem i zaczęliśmy się śmiać. Reszta posiłku przebiegła, że tak powiem, w dość specyficzny sposób. Zaczęło się od tego, że nasi kochani tatusiowie gadali o meczu FC Dallas i Miami FC. Każdy z nich miał różne poglądy na ten temat. W końcu sałatka mamy poszła w ruch. Ja i Jennifer ze śmiechu z krzeseł spadłyśmy, bo nasze mamusie włączyły się do akcji i zrobiło się niezłe zamieszanie.
- Normalnie jak dzieci! - krzyknęła Catherine.
- Za karę posprzątacie po obiedzie! Tu ma lśnić! - krzyknęła Susan, moja mama. W końcu jakoś się uspokoiłyśmy i poszłyśmy do mojego pokoju. Gadałyśmy o różnych rzeczach przez dobre kilka godzin.
- Powiedz, czemu nie postawisz się Nicole? - spytała nagle Jen.
- A czemu miałabym to robić? - spojrzałam na nią zdziwiona.
- Jak to, czemu?! - oburzyła się. - Chcesz, żeby tobą pomiatała?!
- Dobra, załóżmy, żebym jej się postawiła. Ale co mi to da, skoro za tydzień kończę szkołę? - położyłam się na brzuchu.
- O nie! Nie będziesz jej odpuszczać! - zmroziła mnie wzrokiem.
- Ale... 
- Nie pozwolę ci na to! Też jesteś człowiekiem i zasługujesz na szacunek! A z tego, co mówisz wynika, że Nicole to, za przeproszeniem, dziwka! - ciągnęła oburzona. - I nawet nie próbuj mi się sprzeciwiać! - wytknęła mnie palcem, gdy otworzyłam usta.
- Czemu ci tak na tym zależy? - westchnęłam zrezygnowana.
- Bo wiem jaka jesteś i chcę to zmienić. Musisz walczyć o swoje i nie dać sobą pomiatać. Jessica, jesteś super dziewczyną i masz wspaniałe serce, ale pomyśl czasami o sobie - uspokoiła się i na mnie spojrzała.
- Dobra, może i postawię się Nicole, ale to nie zmienia faktu, że na bal nie mam, co liczyć - mruknęłam.
- Ile ty zamierzasz stroić tę salę? - zaśmiała się.
- Gdybym skończyła przed balem to i tak nie mogłabym na niego iść - westchnęłam, chowając twarz w poduszce.
- Dlaczego? - zdziwiła się.
- Ludzie, którzy zapisali się do dekoracji mają zakaz wstępu - mruknęłam.
- Ale to bal maskowy... - spojrzałam na nią zaciekawiona, tajemniczo się uśmiechała. 
- Co masz na myśli? - podniosłam się.
- Będziesz mieć maskę i nikt cię nie rozpozna - puściła mi oczko.
- Może i tak, ale ja nie znoszę balów - jęknęłam. - A tym bardziej sukienek.
- Jessica, nie marudź! - skarciła mnie. - Pójdziesz na ten bal i będziesz niczym Kopciuszek! - wyszczerzyła się, tańcząc po pokoju.
- Jennifer, ja mówię poważnie - zaśmiałam się.
- Ja też - spojrzała na mnie. - Zrobię z ciebie super laskę!
- Hej, nie rozpędzaj się! - rozbawiona walnęłam ją poduszką.
- Jeśli chcesz to mogę tam iść z tobą. Przynajmniej się zabawię! - puściła mi oczko i się wyszczerzyła.
- Jeśli ze mną pójdziesz to obiecuję, że założę sukienkę - westchnęłam.
- Tak! - rzuciła mi się na szyję. Pogadałyśmy jeszcze, a potem się wykąpałyśmy i poszłyśmy spać.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz