25 sierpnia 2012

Rozdział 21

- Doktorze, pacjentka się budzi - usłyszałam głos jakiejś kobiety.
- Przygotuj kroplówkę z witaminami - odezwał się mężczyzna. Powoli podniosłam powieki i zamrugałam kilka razy, aby przyzwyczaić oczy do światła. Nade mną stał starszy pan w białym fartuchu.
- Gdzie ja... ? - szepnęłam, przekręcając głowę w bok, aby na niego spojrzeć.
- W szpitalu. Miałaś wypadek - wyjaśnił.
- Wypadek? - zdziwiłam się i z pomocą pielęgniarki usiadłam.
- Na szczęście nie groźny. Jak się czujesz?
- Chyba... dobrze... - powiedziałam. Pielęgniarka podłączyła mi kroplówkę, a lekarz zapisał coś w mojej karcie.
- Pamiętasz coś? - pytał dalej.
- Tylko światło samochodu, a później ten potworny ból - wytłumaczyłam. Dopiero teraz zauważyłam, że mam opatrunek na czole i zabandażowaną prawą rękę.
- Rozumiem. Jest ktoś kto chciałby się z tobą zobaczyć. Było ich więcej, ale pozwoliłem zostać tylko jednemu - lekarz odłożył moją kartę na miejsce.
- Kto? - spytałam, dotykając powoli swojego czoła. Do środka wszedł James. Zatkało mnie i zachciało mi się płakać. Lekarz i pielęgniarka wyszli, a on niepewnie usiadł na krześle obok mojego łóżka.
- Jessica... - zaczął.
- James, posłuchaj - przerwałam mu. - Jeśli chcesz mnie przepraszać to nie masz za co.
- Ale właśnie chodzi o to, że mam - spojrzałam na niego. Jego oczy były pełne żalu i smutku. Serce mi się krajało. - Myślisz, że jest mi łatwo żyć ze świadomością, że jesteś na mnie wściekła? 
- Jakoś łatwo było ci wygadywać takie bzdury - odwróciłam wzrok.
- Wiem, że masz mnie za skończonego debila. I pewnie teraz sobie myślisz,  po co ja tu w ogóle siedzę, ale chcę żebyś wiedziała, że żałuję tego, co powiedziałem. Wiem, że mogę ci zaufać, wszystko powiedzieć, że ty mnie rozumiesz... - ostatnie słowa wypowiedział niemal szeptem. Słuchałam go jak zaczarowana. Wprost nie mogłam oderwać wzroku od tych jego cudnych brązowych tęczówek. 
- James... - szepnęłam.
- Jessica, ja przepraszam. Błagam cię, wybacz mi - spojrzał na mnie tymi cudnymi oczętami, a ja po prostu w nich utonęłam.
- Spokojnie, nie gniewam się - uśmiechnęłam się lekko.
- Serio? - spytał z nadzieją.
- Serio. Nie mam nawet za co. Poza tym miałeś prawo tak myśleć. Gdyby mnie facet zdradził... - szybko ugryzłam się w język. - James, przepraszam...
- Nie szkodzi - uśmiechnął się lekko.
- Na pewno? Bo coś mi się zdaje, że ty ciągle o niej myślisz - odwróciłam się w jego stronę.
- Nic mi nie jest, nie martw się - uśmiechnął się.
- Wiesz, że jeżeli mówisz, żebym się nie martwiła to martwię się jeszcze bardziej - głośno westchnęłam. Po chwili poczułam jego ciepłe wargi na swoim policzku. Serce zabiło mi mocniej, co EKG natychmiast pokazało. James się zaśmiał.
- Zrobiłeś to specjalnie - oburzyłam się, szturchając go w ramię.
- Aż tak na ciebie działam? - poruszył znacząco brwiami.
- Chciałbyś... - rzuciłam w niego poduszką i odwróciłam się w drugą stronę.
- Oj, nie gniewaj się - położył mi rękę na ramieniu. - Przecież żartuję.
- To głupie żarty - fuknęłam, a on się zaśmiał. - Możesz przestać? - spytałam, powstrzymując się od śmiechu.
- Ale, co ja robię? - spytał, udając niewiniątko.
- Już ty dobrze wiesz. Złaź - zepchnęłam go z łóżka.
- Tak się przyjaciół nie traktuje - prychnął, wstając z podłogi.
- A jak? Może jeszcze czerwony dywan się rozkłada, co? - pokazałam mu język.
- Osz ty mała... - już chciał mnie zacząć łaskotać, ale do środka wszedł mój dziadek. Byłam w nie mniejszym szoku, co James.
- No proszę, ja tu w odwiedziny przychodzę, a jakiś chłopak mi się do wnuczki dobiera - uśmiechnął się, a James natychmiast się wyprostował. 
- Cześć, dziadku - uśmiechnęłam się, a on pocałował mnie w czoło.
- Czy ty nie umiesz przechodzić przez ulicę? - spytał, siadając na drugim krześle.
- A skąd ty...? - zdziwiłam się.
- Jennifer mi powiedziała - wyjaśnił i przeniósł wzrok na Jamesa. - A kim jest twój kolega?
- To mój przyjaciel - uśmiechnęłam się.
- James Maslow, miło mi - szatyn wyciągnął rękę w stronę mojego dziadka.
- William Olson - staruszek uścisnął jego dłoń. Gadaliśmy przez dłuższy czas. James i mój dziadek znaleźli wiele wspólnych tematów. W końcu pielęgniarka wygoniła ich do domu. Pożegnaliśmy się i zostałam sama. Coś mi się zdaje, że między mną i Jamesem jeszcze nie wszystko skończone. Z wielkim uśmiechem na ustach zasnęłam. 
       Następnego dnia odwiedzili mnie wszyscy domownicy. Oczywiście nie obyło się bez kazania ze strony Jennifer. Gdyby nie Logan to nie wiem czy by się zamknęła. Monic podarowała mi prześliczny bukiet kwiatów, a chłopaki laptopa, żebym się nie nudziła. Dziadek nauczył mnie grać w pokera. Nawet nie wiedziałam, że on takie coś potrafi. A rodzice... Rodzice nie odwiedzili mnie ani razu, chociaż Jen zapewniała mnie, że ich o tym poinformowała.
        I tak po pięciu długich dniach spędzonych w szpitalu mogłam wreszcie wrócić do domu. Lekarz zapisał mi jakieś tabletki, które miałam brać przez tydzień, i kazał na siebie uważać. Dziewczyny pomogły mi się spakować i w samo piątkowe południe byłam w domu. Zaniosłam swoje rzeczy do pokoju i zadowolona walnęłam się na kanapie.
- Nareszcie w domu - westchnęłam.
- Nie zapomnij o tabletkach - James podał mi szklankę soku i pudełko tabletek. 
- Będziesz mi tak zrzędził przez cały tydzień? - spytałam, łykając dwie żółte kapsułki.
- Czy ja wiem? Jak się będziesz słuchać to nie - uśmiechnął się.
- Cóż za przywileje - uśmiechnęłam się. Nagle do salonu wszedł Kendall w towarzystwie jakiejś brunetki.
- Patrzcie kogo spotkałem na ulicy - wyszczerzył się.
- Nathalie! - krzyknęły dziewczyny, zbiegając z góry. Przywitały się z nią, a ja siedziałam tam jak ostatnia kretynka.
- O Nath, poznaj proszę Jessicę Olson. To przyjaciółka Jennifer z piaskownicy - powiedziała Mo.
- Cześć - uścisnęłyśmy dłonie. Rozsiedliśmy się w ogrodzie i Nathalie zaczęła opowiadać nam o tym jak trafiła do L.A. W skrócie, jej ojciec dostał tu pracę i musiała przenieść się tutaj. W dodatku mieszka niedaleko nas. Później rola się odmieniła i ja musiałam opowiedzieć coś o sobie. O siódmej Nathalie musiała iść, a my rozwaliliśmy się przed telewizorem.
- Ej! - krzyknął nagle Carlos, aż podskoczyłam.
- Rany, co się drzesz? - spytała Jen.
- Co powiecie na małą przejażdżkę? Pokażemy Jessice Los Angeles po zmroku - wyjaśnił Pena.
- Fajny pomysł - wyszczerzył się Kendall.
- Jestem za - powiedziała reszta.
- To co, Jess? Jedziesz? - szturchnął mnie James.
- No, mogę jechać - powiedziałam.
- Dajcie nam dziesięć minut - wypaliła Jennifer.
- Na co? - zdziwiłam się.
- Musimy się przygotować - wyjaśniła Mo, łapiąc mnie za rękę.
- O rany! - jęknęłam z chłopakami. Spojrzałam na nich i się uśmiechnęłam. W jednej chwili byłam na górze. Dziewczyny się ubrały i wybrały coś dla mnie. Nie mając wyjścia szybko się przebrałam i zeszłyśmy na dół. Chłopakom o mało co, a gałki by z orbit powypadały na nasz widok. Wszystkie miałyśmy rozpuszczone włosy. Mo miała na sobie czarne conversy, jeansową mini i czarną bokserkę. Jen ubrała się w skórzane bolerko, niebieską sukienkę na cienkich ramiączkach z czarnym szerokim paskiem i czarne conversy. Ja założyłam jeansy, niebieską bluzkę na cienkich ramiączkach, indiański naszyjnik, szare conversy i skórzaną kurtkę. Gotowi wsiedliśmy w samochód Logana i pojechaliśmy. Rzeczywiście L.A jest piękne po zmroku. Zjeździliśmy pół miasta.
- Może coś pośpiewamy? - zaproponował Carlos, który siedział po środku z Mo. Ja, Jen i James siedzieliśmy całkiem z tyłu, Loggy prowadził, a Kendall zajmował miejsce pasażera. 
- Co powiecie na City is ours? - spytał Kendall.
- Okay! - potwierdzili wszyscy. No i chłopcy zaczęli śpiewać. My, czyli dziewczyny, śpiewałyśmy z nimi dopiero od refrenu. Dobrze, że zabrałam swój aparat. Narobiłam masę zdjęć. James cały czas pokazywał mi jakieś wspaniałe miejsce. Wjechaliśmy na ogromny i oświetlony wiadukt. Był przepiękny. Oglądałam wszystko dookoła. Razem z Jen zaczęłam tańczyć. Później James się dołączył. Jennifer też zrobiła kilka zdjęć. Zauważyłam, że Logan cały czas obserwuje ją w lusterku.
- Śpiewaj... - powiedział James i zaczął śpiewać swoją partię wokalną. No i wyjścia nie miałam, więc się dołączyłam. Ten wieczór zdecydowanie mogę zaliczyć do jednego z najbardziej udanych.
- Było cudownie! - ucieszyłam się, kiedy wróciliśmy do domu.
- Wiedziałem, że ci się spodoba - uśmiechnął się Maslow. 
- Dobra, jest w pół do dwunastej - powiedział Kendall, patrząc na zegarek. 
- Trzeba iść spać, bo jutro o szóstej mamy być w studio - jęknął Logan.
- I znowu będę sama w pokoju - jęknęła niezadowolona Monic. Szczerze mówiąc to trochę się dziwię, czemu nie śpi z Carlosem.
- O nie! Cały dzień spędzasz z dziewczynami to chociaż wieczorem chcę mieć cię na wyłączność! - powiedział Pena, obejmując ją od tyłu w pasie. Złapał ją za rękę i pociągnął chichoczącą na górę. Z dezaprobatą pokręciłam głową i poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz