Po śniadaniu każdy
poszedł w swoją stronę. Chłopaki i dziewczyny na plażę, Michael z
rodziną zwiedzać, a ja z Jamesem do mojego dziadka.
- Jak myślisz, ucieszy się? - spytałam, gdy dochodziliśmy do domu, w którym mieszkał mój dziadek. Okazało się, że mieszka jakieś kilka set metrów od naszego hotelu.
- Na pewno. W końcu dawno się nie widzieliście - splótł swoją dłoń z moją.
- Zaraz zobaczymy - westchnęłam i nacisnęłam dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawił się mój dziadek.
- Jessica! - ucieszył się.
- Cześć, dziadku! - rzuciłam mu się na szyję.
- Dzień dobry, panu - James uścisnął z nim rękę. Weszliśmy do środka. Pomogłam zrobić dziadkowi herbatę, a potem usiedliśmy w salonie.
- Co za niespodzianka! Skąd się wzięłaś w Hiszpanii? - dziadek nie mógł się nacieszyć. Zresztą nie tylko on.
- Przylecieliśmy wczoraj na wakacje - wyjaśniłam.
- Rozumiem, że reszta też tu jest? - spojrzał na mnie uważnie.
- Tak, a co? - lekko się zdziwiłam. - Spodziewałeś się nas?
- Sądziłem, że przylecicie wcześniej, ale Jennifer dotrzymywała mi towarzystwa - uśmiechnął się.
- Jennifer tu jest?! - niemal krzyknęłam. Spojrzałam na Jamesa, a on na mnie.
- Tak, przyleciała jakieś dwa tygodnie temu, też na wakacje. Zdziwiłem się, że jest sama, więc ją o to spytałem, ale nie chciała rozmawiać - wyjaśnił.
- Dziadku, posłuchaj... - no i mu wszystko wyjaśniłam. Słuchał w skupieniu i nie małym zdziwieniu.
- Nie wiedziałem. Przepraszam, ale zabroniła mi wam mówić - powiedział staruszek.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się James.
- Dziadku, gdzie teraz mieszka Jennifer? - spytałam.
- Nie wiem. Od tygodnia jej nie widziałem. Może wróciła do domu - powiedział. Pogadaliśmy jeszcze i w południe postanowiliśmy wracać.
- I co o tym myślisz? - spytał James, gdy byliśmy już na chodniku.
- Sama nie wiem - mruknęłam. - Nie mamy pewności, że Jennifer tu jest.
- A nawet jeśli jest, to nie wiemy, gdzie mieszka - odezwał się szatyn.
- Właśnie. Najlepiej by było, gdyby rzeczywiście wróciła do domu - westchnęłam. Dalej się nie odzywaliśmy. Po jakichś kilku minutach dotarliśmy na plażę. Postanowiliśmy nie wspominać reszcie o tym, co dowiedzieliśmy się od dziadka.
- I jak? Ucieszył się na wasz widok? - spytała Monic, gdy szliśmy brzegiem w stronę budki z lodami.
- I to jak - wyszczerzyłam się.
- Chociaż Jessica prawie go udusiła - zaśmiał się James, za co dostał łokciem w brzuch.
- Też bym dusiła swojego dziadka, gdybym go tyle nie widziała - Mo stanęła po mojej stronie.
- A widzisz? - wystawiłam Maslowowi język.
- Dałbym sobie rękę uciąć, że gdyby Jennifer z nami była, też by go dusiła. Może nawet mocniej - zaśmiał się Kendall, a my razem z nim.
- Ej! - Carlos wyskoczył przed nas wszystkich i zaczął iść tyłem. - Dzisiaj na plaży jest impreza, może pójdziemy?
- Czemu by nie? - Nathalie wzruszyła ramionami.
- I tak nie mamy nic innego do roboty - powiedział Logan.
- Carlos, odwróć się, bo na kogoś wpadniesz - odezwała się Monic.
- Kochanie, nie martw się. Nie wpadnę - wyszczerzył się Pena i dalej szedł tyłem.
- Odwróć się, bo na serio kogoś potrącisz - zagroziła.
- Skarbie, wiem, co rob... - Carlito nie dokończył, bo wpadł na jakąś dziewczynę. Na szczęście się nie przewrócili. Pena szybko od niej odskoczył.
- A nie mówiłam?! - Mo się zdenerwowała.
- Przepraszam. Nic ci nie jest? - Carlos próbował załagodzić sytuację.
- Nie... - odwróciła się w naszą stronę i podobnie jak my zrobiła minę jakby zobaczyła ducha.
- J... J... Jen... Jennifer... - wydukałam. Przed nami stała nasza przyjaciółka. Miała na sobie jeansowe spodenki, czarny stanik od bikini wiązany na szyi i na to białą bluzkę wiązaną pod piersiami. Coś na wzór koszuli. Rękawy podwinęła, a guziki były odpięte.
- C... co wy tu robicie? - wydukała.
- Jennifer, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy - odezwała się Monic.
- Nie podchodź do mnie! - odsunęła się, kiedy Logan zrobił krok w jej stronę.
- Jennifer... - szepnęłam. Jej oczy były przepełnione strachem. Jakby bała się, że zaraz będzie koniec świata. Chciała uciec, ale Logan ją przytrzymał.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie! - krzyknęła i ze łzami uciekła.
- Jennifer! - krzyknęłam za nią.
- Cholera! - Loggy kopnął piasek. Odpuściliśmy sobie lody i od razu wróciliśmy do hotelu. Postanowiliśmy posiedzieć w pokojach, a potem zacząć przygotowywać się do imprezy. Leżeliśmy z Jamesem objęci na łóżku, a każde z nas było pogrążone we własnych myślach. Jennifer. Dlaczego wyjechała? Co tu robi? Czemu się nas wystraszyła? Jesteśmy przyjaciółmi, a ona wyglądała jakby zobaczyła gościa z piłą łańcuchową i maską na twarzy. Nawet Logan przeżywa to wszystko bardziej niż ja. Chociaż tak naprawdę nie wiem dlaczego...
- James? - zaczęłam.
- Hm? - mruknął, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Dlaczego Jennifer tak zareagowała na nasz widok? - spytałam smutnym głosem. - Była przerażona.
- Może miała powód? Poza tym była niemniej zdziwiona, co my - powiedział.
- Powód? - podparłam się na łokciu. - Jaki?
- Nie wiem. Może się wystraszyła, że chcemy zabrać ją do domu, czy coś - westchnął.
- Wątpię. Ten strach był inny. Taki nienaturalny - mruknęłam.
- Nie naturlany? - spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Jakby bała się o coś lub o kogoś, a nie o siebie - wyjaśniłam.
- To by wyjaśniało, dlaczego tak dziwnie na nas patrzyła - mruknął.
- Tak - westchnęłam. Poleżeliśmy jeszcze, a potem przygotowaliśmy się na imprezę.
- Powinnaś założyć sukienkę - odezwał się James, gdy zobaczył mnie w spodenkach i bokserce.
- Sam se załóż - mruknęłam, chowając telefon do kieszeni.
- Skarbie, wyobrażasz mnie sobie w sukience? Bo ja nie - zaśmiał się, a mi się przypomniał odcinek ich serialu, w którym faktycznie miał na sobie sukienkę. Zaczęłam się śmiać, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Co? - zdziwił się.
- Ni... nic... - śmiałam się i wyszłam z pokoju. On zakluczył drzwi i poszedł za mną.
- Jak myślisz, ucieszy się? - spytałam, gdy dochodziliśmy do domu, w którym mieszkał mój dziadek. Okazało się, że mieszka jakieś kilka set metrów od naszego hotelu.
- Na pewno. W końcu dawno się nie widzieliście - splótł swoją dłoń z moją.
- Zaraz zobaczymy - westchnęłam i nacisnęłam dzwonek. Po chwili w drzwiach pojawił się mój dziadek.
- Jessica! - ucieszył się.
- Cześć, dziadku! - rzuciłam mu się na szyję.
- Dzień dobry, panu - James uścisnął z nim rękę. Weszliśmy do środka. Pomogłam zrobić dziadkowi herbatę, a potem usiedliśmy w salonie.
- Co za niespodzianka! Skąd się wzięłaś w Hiszpanii? - dziadek nie mógł się nacieszyć. Zresztą nie tylko on.
- Przylecieliśmy wczoraj na wakacje - wyjaśniłam.
- Rozumiem, że reszta też tu jest? - spojrzał na mnie uważnie.
- Tak, a co? - lekko się zdziwiłam. - Spodziewałeś się nas?
- Sądziłem, że przylecicie wcześniej, ale Jennifer dotrzymywała mi towarzystwa - uśmiechnął się.
- Jennifer tu jest?! - niemal krzyknęłam. Spojrzałam na Jamesa, a on na mnie.
- Tak, przyleciała jakieś dwa tygodnie temu, też na wakacje. Zdziwiłem się, że jest sama, więc ją o to spytałem, ale nie chciała rozmawiać - wyjaśnił.
- Dziadku, posłuchaj... - no i mu wszystko wyjaśniłam. Słuchał w skupieniu i nie małym zdziwieniu.
- Nie wiedziałem. Przepraszam, ale zabroniła mi wam mówić - powiedział staruszek.
- Nie szkodzi - uśmiechnął się James.
- Dziadku, gdzie teraz mieszka Jennifer? - spytałam.
- Nie wiem. Od tygodnia jej nie widziałem. Może wróciła do domu - powiedział. Pogadaliśmy jeszcze i w południe postanowiliśmy wracać.
- I co o tym myślisz? - spytał James, gdy byliśmy już na chodniku.
- Sama nie wiem - mruknęłam. - Nie mamy pewności, że Jennifer tu jest.
- A nawet jeśli jest, to nie wiemy, gdzie mieszka - odezwał się szatyn.
- Właśnie. Najlepiej by było, gdyby rzeczywiście wróciła do domu - westchnęłam. Dalej się nie odzywaliśmy. Po jakichś kilku minutach dotarliśmy na plażę. Postanowiliśmy nie wspominać reszcie o tym, co dowiedzieliśmy się od dziadka.
- I jak? Ucieszył się na wasz widok? - spytała Monic, gdy szliśmy brzegiem w stronę budki z lodami.
- I to jak - wyszczerzyłam się.
- Chociaż Jessica prawie go udusiła - zaśmiał się James, za co dostał łokciem w brzuch.
- Też bym dusiła swojego dziadka, gdybym go tyle nie widziała - Mo stanęła po mojej stronie.
- A widzisz? - wystawiłam Maslowowi język.
- Dałbym sobie rękę uciąć, że gdyby Jennifer z nami była, też by go dusiła. Może nawet mocniej - zaśmiał się Kendall, a my razem z nim.
- Ej! - Carlos wyskoczył przed nas wszystkich i zaczął iść tyłem. - Dzisiaj na plaży jest impreza, może pójdziemy?
- Czemu by nie? - Nathalie wzruszyła ramionami.
- I tak nie mamy nic innego do roboty - powiedział Logan.
- Carlos, odwróć się, bo na kogoś wpadniesz - odezwała się Monic.
- Kochanie, nie martw się. Nie wpadnę - wyszczerzył się Pena i dalej szedł tyłem.
- Odwróć się, bo na serio kogoś potrącisz - zagroziła.
- Skarbie, wiem, co rob... - Carlito nie dokończył, bo wpadł na jakąś dziewczynę. Na szczęście się nie przewrócili. Pena szybko od niej odskoczył.
- A nie mówiłam?! - Mo się zdenerwowała.
- Przepraszam. Nic ci nie jest? - Carlos próbował załagodzić sytuację.
- Nie... - odwróciła się w naszą stronę i podobnie jak my zrobiła minę jakby zobaczyła ducha.
- J... J... Jen... Jennifer... - wydukałam. Przed nami stała nasza przyjaciółka. Miała na sobie jeansowe spodenki, czarny stanik od bikini wiązany na szyi i na to białą bluzkę wiązaną pod piersiami. Coś na wzór koszuli. Rękawy podwinęła, a guziki były odpięte.
- C... co wy tu robicie? - wydukała.
- Jennifer, nawet nie wiesz jak się o ciebie martwiliśmy - odezwała się Monic.
- Nie podchodź do mnie! - odsunęła się, kiedy Logan zrobił krok w jej stronę.
- Jennifer... - szepnęłam. Jej oczy były przepełnione strachem. Jakby bała się, że zaraz będzie koniec świata. Chciała uciec, ale Logan ją przytrzymał.
- Zostaw mnie! Wszyscy mnie zostawcie! - krzyknęła i ze łzami uciekła.
- Jennifer! - krzyknęłam za nią.
- Cholera! - Loggy kopnął piasek. Odpuściliśmy sobie lody i od razu wróciliśmy do hotelu. Postanowiliśmy posiedzieć w pokojach, a potem zacząć przygotowywać się do imprezy. Leżeliśmy z Jamesem objęci na łóżku, a każde z nas było pogrążone we własnych myślach. Jennifer. Dlaczego wyjechała? Co tu robi? Czemu się nas wystraszyła? Jesteśmy przyjaciółmi, a ona wyglądała jakby zobaczyła gościa z piłą łańcuchową i maską na twarzy. Nawet Logan przeżywa to wszystko bardziej niż ja. Chociaż tak naprawdę nie wiem dlaczego...
- James? - zaczęłam.
- Hm? - mruknął, głaszcząc mnie po ramieniu.
- Dlaczego Jennifer tak zareagowała na nasz widok? - spytałam smutnym głosem. - Była przerażona.
- Może miała powód? Poza tym była niemniej zdziwiona, co my - powiedział.
- Powód? - podparłam się na łokciu. - Jaki?
- Nie wiem. Może się wystraszyła, że chcemy zabrać ją do domu, czy coś - westchnął.
- Wątpię. Ten strach był inny. Taki nienaturalny - mruknęłam.
- Nie naturlany? - spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Jakby bała się o coś lub o kogoś, a nie o siebie - wyjaśniłam.
- To by wyjaśniało, dlaczego tak dziwnie na nas patrzyła - mruknął.
- Tak - westchnęłam. Poleżeliśmy jeszcze, a potem przygotowaliśmy się na imprezę.
- Powinnaś założyć sukienkę - odezwał się James, gdy zobaczył mnie w spodenkach i bokserce.
- Sam se załóż - mruknęłam, chowając telefon do kieszeni.
- Skarbie, wyobrażasz mnie sobie w sukience? Bo ja nie - zaśmiał się, a mi się przypomniał odcinek ich serialu, w którym faktycznie miał na sobie sukienkę. Zaczęłam się śmiać, a on spojrzał na mnie jak na wariatkę.
- Co? - zdziwił się.
- Ni... nic... - śmiałam się i wyszłam z pokoju. On zakluczył drzwi i poszedł za mną.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz