25 sierpnia 2012

Rozdział 24

      Przygotowania do imprezy szły pełną parą. Chłopaki siedzieli na próbach, a my pomagałyśmy przy dekoracjach. Carlos i Mo byli w sobie coraz bardziej zakochani, a Kendall spędzał dość dużo czasu z Nathalie. Widać było, że go do niej ciągnie. W Jamesa powróciło życie. Za to Logan i Jennifer omijali się wielkim łukiem. Nikt nie wiedział czemu, a oni zbytnio też nie chcieli gadać. Najlepsze było to, że James poprosił mnie o to, abym mu towarzyszyła na tej całej imprezie. Mówił, że przy mnie nie będzie wyglądał na wrak człowieka, że będę wiedziała jak go pocieszyć, gdy złapie doła. No i się zgodziłam. Z tego, co się później dowiedziałam Kendall zaprosił Nathalie. Logan i Jennifer niby umówili się wcześniej, ale żadne z nich tego nie potwierdziło.
      Siedzieliśmy w biurze Michaela i słuchaliśmy informacji na temat bankietu. Chłopaki mieli zaśpiewać nową piosenkę.
- A wasza rola, dziewczyny - spojrzał na naszą czwórkę - sprowadza się do tego, że macie się świetnie bawić.
- Da się zrobić - potwierdziłyśmy razem.
- No! Na co czekacie?! Na próbę! - Michael klasnął w ręce i wszyscy poszliśmy na dach. Wszystko było już gotowe. Wystarczyło tylko czekać na rozpoczęcie imprezy. Chłopaki stanęli na scenie.
- A teraz poproszę panie o opinię - Michael zwrócił się do nas.
Chłopaki zaśpiewali nową piosenkę. Kiedy skończyli zaczęłyśmy bić im brawa. Michael dał nam ostatnie wskazówki i kazał iść do domu, aby się przygotować. W końcu do imprezy zostało kilka godzin.

- Chłopaki, mamy wasze garnitury! - krzyknęłam, gdy razem z Monic wróciłyśmy do domu. Musiałyśmy odebrać garnitury chłopaków z czyszczenia.
- Dzięki, dziewczyny! - powiedzieli razem, zbiegając po schodach. Każdy zabrał swój i pobiegł na górę. My też postanowiłyśmy się przygotować. Całą czwórką zebrałyśmy się w pokoju moim i Jen. Dziewczyny mnie uczesały i pomalowały. Obejrzałam się w lustrze i doznałam szoku.
- Jezu, wyglądam pięknie! - ucieszyłam się. Pomogłam dziewczynom w przygotowaniach. W końcu wszystkie założyłyśmy sukienki i ruszyłyśmy w stronę schodów. Monic miała śliczną czerwoną sukienkę. Jennifer ubrana była w czarną sukienkę. Nathalie miała białą, a ja ciemną beżową.
- Dziewczyny, idziecie?! Bo się spóźnimy! - krzyknął Carlos z dołu.
- Idziemy, idziemy! - odkrzyknęła Mo i jako pierwsza zeszła na dół. Z odgłosów wywnioskowałyśmy, że Pena się zachwycił. Dalej była Nathalie. Kendall również nie krył zachwytu. Jennifer zeszła pierwsza. Chłopcy prawili dziewczynom komplementy. Pora na mnie, pomyślałam. Wzięłam głęboki oddech i zeszłam na dół. Podeszłam do Jamesa.
- Wyglądasz pięknie - powiedział, a ja się uśmiechnęłam.
- Dziękuję.
- Dobra, musimy iść - zarządził Kendall i poszliśmy do limuzyny, którą załatwił Michael.
- Denerwujesz się? - spytał James, gdy już jechaliśmy do studia.
- Nie, a mam czym? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Przed studiem będzie pełno paparazzi i dziennikarzy.
- Toś mnie pocieszył - jęknęłam, a on się zaśmiał.
- Nie martw się. Zrobią nam kilka zdjęć i to wszystko - uśmiechnął się Logan. Po chwili limuzyna się zatrzymała.
- No, pora wychodzić - wyszczerzył się Carlos i razem z Monic wyszedł z auta. Zaraz za nimi byli Kendall i Nathalie. No i siłą rzeczy nie miałam wyjścia, jak tylko towarzyszyć Jamesowi. Zrobiono parę zdjęć. Maslow dał kilka autografów i już byliśmy w studio.
- I co? Było aż tak źle? - spytał.
- No nie - uśmiechnęłam się. - Zaraz, a gdzie Logan i Jen?
Wszyscy spojrzeliśmy w stronę limuzyny. Henderson wyszedł jako pierwszy, a chwilę po nim Jennifer. Żadne z nich nie zdążyło zrobić nawet kroku, a już zostali zaatakowani przez reporterów. Szybko znaleźli się obok nas.
- Rany, ale im dzisiaj odbija - brunet podrapał się po głowie.
- Może mieli powody, żeby was tak zaatakować - odezwał się Kendall, a Logan i Jen od razu się spięli.
- Nie wiem o czym mówisz - powiedział szybko Henderson.
- Ja też nie - dodała Jen. Nagle przyszedł Michael i kazał nam iść już na dach. Wykonaliśmy jego polecenie. O co chodzi Loganowi i Jennifer? Czyżby się coś między nimi wydarzyło? No nic, trzeba z nimi o tym pogadać i to choćby dzisiaj. Porwałam Jen do łazienki.
- Dobra, gadaj. O co chodzi? - powiedziałam, zakładając ręce na piersi.
- Nie rozumiem o co ci chodzi - Jen próbowała odbiec od tematu.
- Dobrze wiesz, o czym mówię. Dlaczego się tak dziwnie zachowujecie? Od kilku dni nie zamieniliście ze sobą słowa.
- Nic się nie dzieje - z tonu jej głosu wywnioskowałam, że zaraz się chyba rozpłacze.
- Jennifer...
- Prawie się pocałowaliśmy! Już! Pasuje ci?! - krzyknęła, a zaraz potem się rozpłakała.
- To cudownie! - ucieszyłam się.
- Wcale nie! - Jen spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Dlaczego? Przecież go lubisz - nie rozumiałam jej.
- Logan, to mój przyjaciel. A ja ciągle nie mogę sobie wybaczyć, że go skrzywdziłam. Po prostu boję się, że coś takiego może się powtórzyć - po jej policzkach spływały łzy. Szybko ją przytuliłam. Odwzajemniła uścisk.
- Nie płacz. Logan to wspaniały facet. Nie możesz go unikać, tylko dlatego, że kiedyś się kłóciliście - odsunęłam ją od siebie.
- Może masz rację - wytarła łzy.
- No pewnie, że mam - puściłam jej oczko. - A teraz musisz się ogarnąć.
Pomogłam jej doprowadzić się do poprzedniego stanu i obie wróciłyśmy na dach.
- Gdzie wyście były? Martwiłam się - na wstępie dostałyśmy ochrzan od Monic.
- Musiałyśmy obgadać pewną sprawę, ale jest już dobrze - zerknęłam na Jen. Ta tylko kiwnęła głową. Michael do nas podszedł.
- Dobra, goście zaczynają się schodzić. Przedstawienie czas zacząć. Liczę na was, chłopaki - zwrócił się do zespołu.
- Nie martw się - powiedzieli razem.
- Chciałbym - westchnął i zaczęliśmy obserwować, jak goście zajmują miejsca przy stolikach. Lampki wiszące na barierce dodawały nastroju. A i niebo nam sprzyjało, bo nie miało żadnej chmurki. Gwiazdy i księżyc doskonale wszystko oprawiały, że się tak wyrażę. Wokół pachniało kwiatami, a scena była najbardziej oświetlona. Po jakichś dwudziestu minutach wszyscy goście już byli.
- No proszę, proszę. Nasz Kopciuszek - usłyszeliśmy i momentalnie się odwróciliśmy. Jakieś dwa metry od nas stała Miriam z Patersonem. Aż się we mnie zagotowało na ich widok.
- Mi... Mi... Miriam... - wydusił James. Wiedziałam, że to spotkanie nie wyjdzie mu na dobre. Przez ostatnie tygodnie jej nie widział i prawie się pozbierał, a tu bum! Zjawia się ta wywłoka i wszystko psuje! Do tego ten cały Mike...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz