25 sierpnia 2012

Rozdział 41

Jennifer od dwóch tygodni nie dała znaku życia. Logan ciągle siedział w pokoju i do nikogo się nie odzywał. Tylko tyle, co szedł z chłopakami na plan i do studia. A ja nadal nie mogłam sobie wybaczyć, że zostawiliśmy ją wtedy samą. Gdybym z nią była pewnie by nie wyjechała...
- No odbierz - gadałam do telefonu, chodząc po pokoju. Próbowałam się dodzwonić do Jen. Już miałam się rozłączyć, gdy nagle odebrała.
- Jessica?
- Jennifer! Gdzie jesteś?! Wszystko dobrze?! Martwiłam się! - z tego wszystkiego musiałam usiąść na łóżku.
- Wszystko w porządku. Nie martw się, nic mi nie jest - powiedziała spokojnie.
- Do jasnej cholery, gdzie ty jesteś?! Ja tu od zmysłów odchodzę! - podniosłam głos.
- U kogoś, kto dobrze się mną zajmie - mruknęła. Zdawało mi się, czy płakała? Przynajmniej tak brzmiała...
- Czyli u kogo? Jennifer, powiedz mi! - naciskałam.
- Nie mogę. Wybacz - mruknęła.
- Jennifer, cze...! - rozłączyła się. Cholera, pomyślałam i zbiegłam na dół. Reszta siedziała w salonie i oglądała telewizor. Zdziwiłam się na widok Logana.
- Masz minę, jakbyś zobaczyła ducha - zaśmiał się, a ja odzyskałam kontakt ze światem.
- Przepraszam, zagapiłam się - mruknęłam, siadając Jamesowi na kolana.
- Mam być zazdrosny? - zaśmiał się Maslow.
- A masz o co? - cmoknęłam go w policzek. Nagle rozległ się dzwonek do drzwi. Kendall poszedł otworzyć. Po chwili wrócił w towarzystwie Michaela.
- Cześć - przywitaliśmy się.
- Cześć. Mam dla was niespodziankę - jego oczy dziwnie się zaświeciły.
- Mamy się bać? - spytał Carlos.
- Nie, no skąd - Johnson machnął ręką.
- No, mów. Co to za niespodzianka? - odezwał się Loggy.
- Ostatnio ciężko pracowaliście. Nowa płyta powstaje, nowe odcinki do serialu nakręcone, sesje zdjęciowe i takie tam... - nie dokończył.
- Do rzeczy! - krzyknęliśmy razem.
- Postanowiłem, że zrobicie sobie tygodniowe wakacje w Hiszpanii! - krzyknął dumny.
- Hiszpanii?! - nadal do mnie to nie docierało.
- Jessica, twój dziadek! - ucieszył się James.
- Będę mogła go odwiedzić - cieszyłam się jak małe dziecko.
- Ale to nie koniec niespodzianek - ucieszył się ich manager.
- Nie? - zdziwiła się Monic.
- Nie wiem, czy to was ucieszy, czy nie, ale lecę z wami... - ja i Mo do niego doskoczyłyśmy i zaczęłyśmy go ściskać. Obie bardzo go lubiłyśmy, a on traktował nas jak przyjaciółki.
- Nie ma mowy, że cię tu zostawimy - śmiała się Mo.
- Ani mi się śni - brechtałam się.
- Ciekawe, co powie na to moja żona? - zaśmiał się, drapiąc się po głowie. Wybuchnęliśmy śmiechem i się od niego odkleiłyśmy. Samolot mieliśmy następnego dnia rano. Michael nas jeszcze poinformował, co i jak i sobie poszedł. Okazało się, że jego żona i jednoletni syn lecą z nami. Zapowiadało się ciekawie. Odwiedzę dziadka i w dodatku spędzę tydzień w słonecznej Hiszpanii! Po południu wszyscy pobiegli się pakować. Uznałam, że jedna walizka mi w zupełności wystarczy. Poza tym, znając dziewczyny, to i tak pójdziemy na zakupy. Ogólnie to każdy miał jeden bagaż.
- Jess, pakuj się - James już chyba dziesiąty raz mówił do mnie jedno i to samo. Nie słuchałam go. Nie mogłam. Nie chciałam. Moje myśli krążyły wokół Jennifer. Ja sobie na wakacje jadę, a ona nie wiadomo, gdzie jest.
- Nie mogę lecieć - usiadłam na łóżku.
- Co? Nie wygłupiaj się - James usiadł obok mnie.
- James, nie mogę. Odkąd Jennifer wyjechała, czuję się jakby połowa mnie była pusta - w moich oczach pojawiły się łzy. - Nie mogę jechać na wakacje, kiedy on zniknęła.
- Skarbie, nie płacz - przytulił mnie.
- Dzwoniłam do niej dzisiaj. Mówiła, że jest u kogoś, kto dobrze się nią zajmie - wytarłam oczy.
- Sama widzisz. Błagam cię, chociaż spróbuj się dobrze bawić - spojrzał na mnie.
- Ale robię to tylko dla ciebie - mruknęłam, a on pocałował mnie w policzek i wrócił do pakowania. Po długim namyśle wzięłam się za swoją walizkę. Późnym wieczorem wszyscy byli gotowi do podróży. Zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Nathalie została u nas na noc. Ten pomysł mi nie odpowiadał. Ostatnio zauważyłam u niej dziwne zachowanie. Już nie była tak blisko z Kendallem jak kiedyś i rzadziej u nas bywała. Jakby miała coś do ukrycia... Mniejsza o to. Jutro lecimy do Hiszpanii. Odwiedzę dziadka. Może on mi coś poradzi w sprawie Jennifer. W końcu bardzo dobrze się dogadywali i jest minimalna szansa, że do niego dzwoniła. Pojedziemy, zobaczymy. Obym tylko nie żałowała tego wyjazdu...

- Carlos, to mój but! - wrzeszczał Kendall, któremu zginął lewy convers.
- No sorry! Są podobne! - Pena odrzucił mu jego własność.
- Widzisz różnicę między czarnym, a białym?! - krzyknął wściekły blondyn i założył buta.
- Przestańcie! - uciszyła ich Nathalie.
- Jak będziecie się tak ruszać, to w życiu nie zdążymy! - krzyknęła Monic.
- Długo będziecie tu stać i się kłócić?! Taksówki już są! - do domu wlazł Logan. Chłopaki zabrali nasze walizki i po jakiejś pół godzinie byliśmy na lotnisku. Zapłaciliśmy i zaczęliśmy rozglądać się za Michaelem i jego rodziną.
- Widzę, że wszyscy już są - manager zespołu do nas podszedł.
- Są, są - przytaknął Kendall.
- Dobrze. Poznajcie moją żonę, Emily - wskazał na młodą blondynkę z dzieckiem na rękach.
- Cześć - uśmiechnęła się.
- Dzień dobry, pani - powiedzieliśmy razem.
- Nie mówcie do mnie pani. Jestem od was starsza tylko o trzy lata - zaśmiała się. No tak, ona i Michael byli bardzo młodzi.
- A co to za brzdąc? - Monic z uśmiechem wskazała na trzymane przez blondynkę dziecko.
- Nasz synek, Harry - powiedział dumny Johnson. Pogadaliśmy jeszcze chwilę i poszliśmy do samolotu. Po pół godzinie wystartowaliśmy. Siedziałam pod oknem, bo poprosiłam o to Jamesa. On się bez niczego zgodził. Zastanawiałam się nad tym, co będziemy robić. W końcu żadne z nas nie znało Hiszpanii. Gdyby była z nami Jennifer, to byłoby zupełnie, co innego. Jej rodzice stamtąd pochodzą, a ona przez pierwsze lata dzieciństwa tam mieszkała. Robiłaby wtedy za naszego przewodnika, a tak to klapa...
Coś uderzyło mnie w głowę. Odruchowo się odwróciłam i zobaczyłam Harry'ego.
- Przepraszam, Jessica - Emily uśmiechnęła się przepraszająco.
- Nie szkodzi - uśmiechnęłam się.
- Mama... - powiedział chłopczyk i chciał się wspiąć na mój fotel.
- Mogę? - spytałam.
- Jasne - uśmiechnęła się Emily, a ja wzięłam go na kolana.
- A kto tu do nas przyszedł? - zaśmiał się James i połaskotał chłopca palcem.
- Prawda, że uroczy? - uśmiechnęłam się. Harry złapał rękę Maslowa i zaczął się nią bawić. Jeszcze chwilę chłopiec siedział z nami, a potem oddałam go Emily. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.

^*^
Oczami Logana
^*^


Oni to mają dobrze, pomyślałem, widząc, że reszta śpi. Zasną sobie i obudzą się przy boku ukochanej osoby. Dlaczego życie musi być takie trudne? Co zrobiłem źle? Ten pocałunek... On ciągle był w mojej głowie. Ciągle miałem przed oczami spokojną i śliczną twarz Jennifer... Jej uśmiech... Kuszące usta... Zgrabne nogi... I te hipnotyzujące oczy...
Wyciągnąłem z kieszeni kurtki złoty łańcuszek. Należał do Jen. Zapomniałem jej go oddać, tak dawno go zgubiła... Jeszcze wtedy, gdy była z tym palantem Joe. Spojrzałem w okno.
- Jennifer, gdzie jesteś? - szepnąłem, patrząc w ocean rozpościerający się pod nami.

^*^
Oczami Jessici
^*^


- Proszę zapiąć pasy, za dziesięć minut lądujemy - usłyszałam, jakby przez mgłę. Powoli podniosłam powieki i przetarłam oczy. Rozejrzałam się. Samolot? No tak, lecimy do Hiszpanii.
- James, wstawaj - szturchnęłam swojego chłopaka w ramię, na którym przed chwilą leżałam. Po chwili otworzył oczy i podobnie jak ja się rozejrzał.
- Co jest? - spytał, przeciągając się.
- Za chwilę lądujemy - mruknęłam, zakładając na nogi buty, które zdjęłam po starcie.
- Okey - westchnął. No i tak jak powiedziała stewardessa, po dziesięciu minutach wylądowaliśmy na hiszpańskim lotnisku. Wyszliśmy z samolotu i zabraliśmy swoje bagaże.
- Kurcze, ale zesztywniałem - jęknął Carlos, przeciągając się, gdy czekaliśmy na Logana i Michaela, którzy poszli wypożyczyć samochody.
- Jak tylko dojedziemy do hotelu, idę spać - jęknął Kendall.
- Ale z was marudy - skwitowałam. Jednak w pełni ich popierałam. Samolot to nie za dobre miejsce do spania. Po chwili Loggy i Michael zatrzymali się obok nas wypożyczonymi autami. Zapakowaliśmy do nich bagaże i pojechaliśmy do hotelu, który był przy samej plaży. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zabraliśmy walizki i poszliśmy do recepcji.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? - uśmiechnęła się recepcjonistka.
- Dzień dobry. Prosimy o pięć pokoi z widokiem na morze - odezwał się Michael.
- Rozumiem, że pokoje mają być z jednym łóżkiem? - uśmiechnęła się, widząc, że Carlos i Monic są objęci.
- Tak - potwierdzili wszyscy.
- Dobrze - sprawdziła coś w komputerze. - Pokoje są wyposażone w łazienkę i garderobę. Śniadanie jest o dziesiątej. W razie jakichkolwiek problemów, proszę dzwonić - powiedziała podając nam pięć kart-kluczy.
- Dobrze, dziękujemy - uśmiechnęłam się i poszliśmy w kierunku windy. Wcisnęliśmy guzik z naszym piętrem i pojechaliśmy. Po kilku minutach każdy szukał swojego pokoju.
- Ten jest nasz - powiedziałam do Jamesa, stając przed drzwiami z numerem naszego klucza.
- Widzę, że my po sąsiedzku - zaśmiał się Logan, który miał pokój na przeciwko nas.
- No, a gdzie reszta? - James się rozejrzał.
- Ich pokoje są piętro wyżej - wyjaśnił brunet. No i weszliśmy do środka. Rozpakowaliśmy się i poszliśmy spać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz