25 sierpnia 2012

Rozdział 27

- Świetnie tańczysz - usłyszałam za plecami. Jednak się nie odwróciłam. Stałam przy barierce z kieliszkiem szampana i patrzyłam na miasto. Po chwili obok mnie pojawił się James. Oparł się łokciami o barierkę.
- Dlaczego nie siedzisz z nami? - spytał.
- Musiałam coś przemyśleć - powiedziałam, nawet na niego nie patrząc. Po moim policzku spłynęła łza. Szybko ją wytarłam. Dobrze, że mam wodoodporny tusz do rzęs, pomyślałam.
- Ej Jessica, ty płaczesz? - spytał szatyn.
- Nie... - odpowiedziałam, odwracając głowę.
- Dobra, co jest? - spytał. Wiedziałam, że się nie odczepi dopóki mu nie powiem.
- Pamiętasz mojego dziadka? - spojrzałam na niego.
- Tak, jak mógłbym zapomnieć kogoś kto zostawił szczękę w moim ramieniu - powiedział James z głupią miną, a zaraz po tym się wzdrygnął. Zaśmiałam się. Dobrze pamiętam, jak dziadek grał z nim w pokera. A z racji, że chłopaki prawie że codziennie grają w karty to mój dziadek przegrał. Ciut się zdenerwował i wyładował złość na ramieniu Jamesa.
- A pamiętasz, kiedy się pokłóciliśmy? - spytałam ostrożnie.
- Jasne. Nawrzeszczałaś na mnie, a potem uciekłaś - powiedział niepewnie.
- Taa... Nie ważne. Gdy dowiedziałam się, że mam dziadka w Los Angeles to z początku się cieszyłam, ale później byłam wściekła i... James, ja wykrzyczałam moim rodzicom, że ich nienawidzę... - czułam, że zaraz się rozkleję. Nie znosiłam się nad sobą użalać, samo tak wyszło.
- Ej, nie płacz - szturchnął mnie w ramię. - Jesteśmy na imprezie, bawimy się, a łzy są tu niepotrzebne.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty będziesz ich przepraszał - jęknęłam i napiłam się szampana. - Życie jest nie fair.
- Mnie to mówisz? - spojrzał przed siebie. Dalej milczeliśmy.
  - Jessica, możemy pogadać? - pod koniec imprezy Jennifer odciągnęła mnie na bok.
- Co jest? - spytałam lekko zdziwiona jej zachowaniem.
- Nathalie - szepnęła, wskazując na Czarną stojącą niedaleko nas. Stoner gadała z kimś przez telefon.
- No i? - spytałam.
- Dziwnie się zachowuje, jakby coś ukrywała - wyjaśniła.
- Kendall coś mi wspominał, kiedy tańczyliśmy - przypomniałam sobie.
- Co robimy? - spytała Jen.
- Trzeba z nią o tym pogadać - chciałam już iść...
- Zaczekaj! - Jen mnie powstrzymała. - Tak teraz?
- No, a czemu nie? - zdziwiłam się. - No chodź!
Podeszłyśmy do Nathalie. Akurat skończyła gadać przez telefon.
- O hej, dziewczyny - uśmiechnęła się.
- Co jest? - spytałam, zakładając ręce na piersi.
- O co wam chodzi? - zdziwiła się.
- Dziwnie się zachowujesz. Nathalie, czy ty coś przed nami ukrywasz? - spytała Jennifer.
- Jak wy w ogóle możecie pytać mnie o takie rzeczy?! - Czarna podniosła głos.
- Chcemy wiedzieć. Nie denerwuj się - próbowałam ją uspokoić.
- To jest moje życie! I to są moje prywatne sprawy! Nie macie prawa się w nie wtrącać! - krzyknęła i wybiegła ze studia.
- Cholera! - założyłam ręce na biodrach.
- Dziewczyny, co to za afera? - Monic do nas podbiegła.
- Naskoczyłyśmy na Nathalie. Chciałyśmy wiedzieć, czemu się tak dziwnie zachowuje, ale nam to za bardzo nie wyszło - podrapałam się za uchem.
- Naskoczyłyście na nią? Czy wyście oszalały?! - Mo się zdenerwowała. No kurde, ta też?! Litości!
- Monic wiemy, że przyjaźnicie się od lat, ale chciałyśmy po prostu wiedzieć, co jest powodem jej zachowania, to nie nasza wina, że wybiegła - Jennifer chciała ją jakoś uspokoić.
- Jakbyś się czuła, gdybym naskoczyła na Jessicę, co?
- Nie odwracaj kota ogonem! - Jen obstawała przy swoim.
- Dziewczyny, uspokójcie się! - próbowałam nad nimi zapanować. Jednak mnie nie słuchały. Pobiegłam szybko po Carlosa, żeby zabrał Monic i wszystko z nią obgadał. Logan zajął się Jennifer. Załamana usiadłam na krześle obok Kendalla i oparłam się łokciami o stół.
- Ja z nimi kiedyś zwariuję! - jęknęłam, rozmasowując skronie. - Ta się obraża, te się kłócą! No do cholery, normalnie jak dzieci!
- Impreza kończy się za dwie godziny. Wytrzymasz - powiedział Kendall.
- Dwie godziny?! - jęknęłam i bezsilna opadłam na krzesło.
- Dasz radę - uśmiechnął się James. Moja torebka zaczęła dzwonić, a raczej komórka znajdująca się w niej.
- Kendall, podasz mi torebkę? - spytałam, a blondyn sięgnął dwa krzesła dalej po moją beżową kopertówkę. Podał mi ją. - Dzięki - powiedziałam, wyciągając z niej telefon.
- Halo? - odebrałam.
- Jessica? Cześć - usłyszałam znajomy głos.
- Sarah? Nawet nie wiesz jak się cieszę, że dzwonisz - uśmiechnęłam się.
- Dzwonię, bo Moli chciała z tobą porozmawiać.
- Daj mi ją - ucieszyłam się, a ona przekazała dziewczynce telefon. Przynajmniej tak wywnioskowałam z odgłosów.
- Jessica... - usłyszałam jej słodki, dziewczęcy głosik.
- Hej słońce. Co słychać? - spytałam.
- Jessica, dlaczego nie przychodzisz już? Nie lubisz nas?
- Skarbie, nie mów tak. Bardzo bym chciała z wami być, ale nie mogę.
- Dlaczego? Jesteś chora?
- Nie - zaśmiałam się.
- To dlaczego ciebie nie ma?
- Jestem tysiące kilometrów od domu - wyjaśniłam.
- Tęsknię za tobą.
- Ja za tobą też - czułam, że zaraz się popłaczę.
- A wiesz co się stało? - Moli się rozchmurzyła.
- Nie, co?
- Chłopaki udają Big Time Rush - oburzyła się.
- Nauczyłaś się! - ucieszyłam się.
- Przecież oni są tacy ładni, że nie można ich mylić - zaśmiała się, a ja razem z nią.
- Mam dla ciebie niespodziankę - wpadłam na pomysł.
- Jaką? - spytała zaciekawiona.
- Odwiedzę cię niedługo. Co ty na to? - spytałam.
- Tak! - krzyknęła do słuchawki. Jen usiadła obok mnie.
- Poczekaj chwilę - powiedziałam i zwróciłam się do Jen. - Zrobisz coś dla mnie?
- Jasne - uśmiechnęła się. Poszłyśmy do biura Michaela. Usiadłam na krześle i włączyłam na głośnik.
- No Moli, możesz mówić - uśmiechnęłam się.
- Moli, pamiętasz mnie? - spytała niepewnie Jennifer.
- Jennifer! Ty też jesteś tysiące kilometrów od domu?
- Powiedzmy - zaśmiała się. - Co tam słychać u Josha?
- Bardzo dobrze, jeśli chcesz wiedzieć - usłyszeliśmy zachrypnięty męski głos. Josh to szesnastoletni chłopak, który zaprzyjaźnił się z Jennifer. Oboje świetnie się dogadywali. Jednakowoż Josh się nią zauroczył. Jest ładny i inteligentny.
- Przeziębiłeś się? - Jen najwyraźniej się zmartwiła.
- Powiedzmy - zaśmiał się.
- Wcale nie! - zaprzeczyła Moli. Sarah chyba też włączyła głośnik. - On przechodzi tą całą mutancję!
- Chodzi ci o mutację? - spytałam.
- Tak, właśnie to! - krzyknęła Moli. Jak na pięciolatkę, to wiedziała sporo rzeczy.
- Dobra dzieci! Pora spać! - Sarah wyganiała dzieciaki do łóżek.
- Pa, Jessica! Pa, Jennifer! - pożegnała się Moli.
- Pa, słońce - powiedziałam.
- Cześć, mała - uśmiechnęła się Jen. Josh też się pożegnał. Chwilę jeszcze gadałyśmy z Sarah i później wróciłyśmy na dach. Gdy tylko na niego weszłyśmy, Logan porwał gdzieś Jennifer. Wróciłam do chłopaków.
- Kto dzwonił, że musiałyście iść obie? - spytał James, gdy siadałam na powrót obok Kendalla.
- Nieważne - powiedziałam.
   - Do końca zostało pół godziny - powiedział Carlos, patrząc na zegarek. Siedzieliśmy przy stoliku i gadaliśmy. Postanowiliśmy odpocząć od tańczenia. A reszta ludzi bawiła się w najlepsze.
- Ja chcę już do domu - jęknęła Monic, przytulając się do ramienia swojego chłopaka.
- Ej, Jennifer! - klasnęłam w dłonie. - Nie śpij!
- Wcale nie śpię - oburzyła się i podparła ręką.
- Nie, to mi zamykają się oczy - powiedziałam z ironią.
- Nie wytrzymam pół godziny. Ja chcę wrócić teraz - powiedziała stanowczo Monic.
- Kochanie, wiem, że jesteś zmęczona. My też, ale musimy zostać do końca - Carlos próbował ją namówić do zostania.
- Ale jak zasnę, to będziesz mnie nosił - powiedziała.
- Nie ma sprawy - uśmiechnął się.
- Która godzina? - spytałam, ziewając.
- Ha! A gadasz, że ja za chwilę zasnę! - powiedziała dumnie Jen.
- A weź się odczep - zaśmiałam się.
- Jest w pół do drugiej - powiedział Kendall, patrząc na zegarek w telefonie. Michael do nas podszedł.
- Widzę, że dziewczyny mają już dosyć - uśmiechnął się lekko.
- Trochę - zaśmiałyśmy się razem.
- No nic, zostało niewiele czasu, więc zatańczcie jeszcze raz i możecie jechać do domu - uśmiechnął się.
- A co ze sprzątaniem? - spytał Logan.
- Jutro zamówię ekipę - Johnson puścił nam oczko.
- Nie powinniśmy czasami zostać od końca? - spytał James.
- A po co? Ludzie i tak zaczynają się rozjeżdżać. No idźcie zatańczyć ostatni raz i do domu - klasnął w dłonie. Jak na zawołanie puścili wolną melodię.
- Kochanie, chodź zatańczymy i pojedziemy do domu - Carlos wyciągnął rękę w stronę Monic.
- Dobra, ale zasnę na stojąco - ziewnęła, a Pena ją pocałował. Od razu się rozbudziła. Kopnęłam Jennifer pod stołem. Spojrzała na mnie morderczym wzrokiem.
- Mogę panią prosić? - uśmiechnął się Logan, wyciągając rękę w jej stronę. Spojrzałam na nią triumfalnie.
- Tak - powiedziała, łapiąc go rękę.
- A ty się nie ciesz - szturchnął mnie James. - Zatańczymy?
- Człowieku, czy ty tylko tańcem żyjesz? - zaśmiałam się.
- Nie, ale nie pozwolę ci, żebyś siedziała - uśmiechnął się i pociągnął mnie za rękę na parkiet. Położył mi ręce na talii, a ja mu na karku.
- Wiesz, że jeżeli będziemy tańczyć tak wolno, to w końcu zasnę? - uniosłam brwi do góry.
- To wtedy wrzucę cię do miski z ponchem - uśmiechnął się.
- Patrzcie jaki mądry! - oburzyłam się, a mój wzrok spoczął na Kendallu, który siedział sam przy stoliku. Biedny blondas, pomyślałam i natychmiast posmutniałam.
- Co jest? - usłyszałam.
- Nic - uśmiechnęłam się. - Po prostu się zamyśliłam.
- Skoro tak mówisz - uśmiechnął się. Rozejrzałam się. Carlos i Monic tańczyli niedaleko nas. Po chwili byliśmy obok nich.
- Ej, Monic! - szepnęłam jej na ucho.
- Tak? - spytała.
- Patrz na Jen i Logana - uśmiechnęłam się, a ona spojrzała na tańczącą niedaleko parę. Jen trzymała ręce na karku Hendersona. O czymś rozmawiali.
- Co wy tam szepczecie? - spytał Carlito, przyciągając do siebie Mo.
- Nic, kotek - uśmiechnęła się.
- One coś knują - James udał, że się zastanawia, a ja się zaśmiałam.
- Ty już tak nie myśl, bo serio wylądujemy na ostrym dyżurze - poklepałam go po policzku.
- No wiesz?! - oburzył się.
- James, James, James... - Carlos z dezaprobatą pokręcił głową.
- Spadaj! - uśmiechnął się Maslow i dalej tańczyliśmy.

^*^
Oczami Logana
^*^

- Czyli nie jesteś na mnie zła? - spytałem chyba dziesiąty raz, żeby się upewnić.
- Przecież powiedziałam, że nie - Jennifer położyła mi głowę na ramieniu. Serce zabiło mi mocniej.
- To się cieszę - uśmiechnąłem się.
- W ogóle, dlaczego ci tak zależy na tym, czy jestem zła? - spytała.
- Po prostu nie chcę, żebyśmy się kłócili - wyjaśniłem zgodnie z prawdą.
- Też tego nie chcę - szepnęła. - Powiedz, czy ja się jeszcze kiedyś zakocham?
- Na pewno - odszepnąłem i mocniej ją przytuliłem.


^*^
Oczami Jessici
^*^

Wszystko dobre się kiedyś kończy, pomyślałam, gdy piosenka dobiegła końca, a ludzie zaczęli wychodzić. Zebraliśmy się wszyscy w jednym miejscu.
- Dobra, wracamy - zarządził Kendall. Pożegnaliśmy się z Michaelem i pojechaliśmy do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz