Zeszłam na dół, do
kuchni. Nagle bardzo zachciało mi się pić. Nalałam sobie soku do
szklanki i ruszyłam na górę. Już miałam dotknąć klamki od swojego
pokoju, ale cofnęłam rękę. Spojrzałam w stronę sypialni Jamesa. Coś mi
mówiło, że muszę tam wejść. Wbrew swojej woli zaczęłam stawiać kroki w
tamtym kierunku. Już po chwili stałam przy drzwiach Maslowa. Napiłam się
soku i niepewnie nacisnęłam klamkę. Weszłam do środka, gdzie panował
pół mrok. Rozejrzałam się. Pod oknem stał James. Był odwrócony do mnie
plecami.
- James? - szepnęłam, a on się odwrócił w moją stronę. Trzymał w ręce pistolet. Przeraziłam się i wypuściłam z ręki szklankę.
- Nie pomogłaś mi - szepnął i przyłożył broń do głowy.
- Patrz jak ginie twój ukochany - znikąd pojawił się Mike. Strzelił w Jamesa. Po chwili dało się słyszeć dźwięk padającego na podłogę ciała.
- James! - krzyknęłam i zaczęłam się oddalać.
- Nie! - zerwałam się do pozycji siedzącej. Byłam zlana potem jak nigdy. James, pomyślałam i wyszłam, a raczej wybiegłam, z pokoju. Skierowałam się do sypialni szatyna. Powoli nacisnęłam klamkę i zajrzałam do środka. Odetchnęłam z ulgą - James spał. Po cichu zamknęłam drzwi i wróciłam do siebie. Położyłam się na łóżku. Wiedziałam, że już nie zasnę. Spojrzałam na zegarek. Było w pół do szóstej. Ostatnio coś często za wcześnie wstaje. Przewróciłam się na drugi bok. Zaczęłam się zastanawiać, jakby tu pomóc dzieciom z sierocińca. No i na takim myśleniu zleciały mi dwie godziny. Nic nie mogłam wymyślić. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, a do środka weszła Mo. Usiadła na łóżku Jen.
- Gotowa na zemstę? - spytała z mega wielkim wyszczerzem na ustach.
- I to jak - uśmiechnęłam się, wskazując na walizkę stojącą w kącie.
- Kiedy...?
- Wczoraj wieczorem - przerwałam jej.
- To co? Idziemy? - Mo wstała.
- Idziemy - kiwnęłam głową i zeszłyśmy na dół. Chłopaki spali, a my nie chciałyśmy ich budzić, więc poszłyśmy do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku, a Monic nasypała kawy do kubków. Usiadłyśmy przy barze.
- I jak tam Carlos? - znacząco poruszyłam brwiami.
- A nie spałam z nim - Mo wyciągnęła mi język.
- Dlaczego? - spytałam z wyrzutem.
- Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa - Mo podparła się ręką.
- Ale i tak do siebie pasujecie - uśmiechnęłam się, a ona się zaśmiała.
- Ej, czy mi się zdawało, czy ty rano krzyczałaś? - Mo uważnie na mnie spojrzała.
- Musiało ci się zdawać - uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam jej mówić, że miałam koszmar, ani że James chciał się zabić.
- Jak chcesz - Mo wzruszyła ramionami. Usłyszałyśmy gwizdek. Zalałam kawy i postawiłam je na blacie. Monic sobie posłodziła, a ja nalałam mleka. Zaczęłyśmy gadać i się śmiać. I tak zleciał nam czas do ósmej. Usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione. Po chwili do kuchni weszła Jennifer.
- Cześć - powiedziała. Olałyśmy ją i napiłyśmy się kawy. - Możecie mi powiedzieć, o co się wściekacie?
- Powinnaś wiedzieć - odezwała się Mo, nawet na nią nie patrząc.
- O Joe, tak? - Jennifer założyła ręce na piersi.
- Też - dodałam.
- Jest jeszcze jakiś powód? - zdziwiła się. Włożyłyśmy kubki do zlewu.
- Domyśl się sama. Niby wszystko wiesz najlepiej - powiedziała Mo i wyszłyśmy z kuchni. Poszłyśmy na górę.
- Czemu powiedziałaś, że ona niby wie wszystko? - spytałam, kiedy miałam pewność, że Jennifer nas nie usłyszy.
- A nie wiem. Tak jakoś - Mo wzruszyła ramionami.
- Aha.
- Widzimy się na śniadaniu - Monic zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Poszłam do siebie. Wybrałam jakieś ciuchy z szafy i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wykonałam wszystkie poranne czynności. Ubrana i odświeżona wróciłam do pokoju. Uczesałam włosy w kucyk i spięłam je klamrą. Kilka kosmyków wypuściłam. Obejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie jeansowe spodenki i biały top z kolorowymi napisami i rysunkami. Wzięłam telefon do ręki, gdy nagle do pokoju weszła Jen.
- Puka się!
- O ile dobrze wiem to ja też tu mieszkam - Jennifer zrobiła głupią minę.
- A skąd mam wiedzieć, że nie wyprowadzisz się do tego swojego Joe? - założyłam ręce na piersi. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Kpisz sobie ze mnie, tak?
- Pomogłam ci się nawet spakować - wskazałam na jej walizkę stojącą w kącie.
- Spakowałaś moje rzeczy?! - Jennifer się zdenerwowała.
- Następnym razem pomyśl o nas, jeśli masz zamiar odstawiać takie sceny pod drzwiami - wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem skierowałam się na dół. Miałam ochotę paść na podłogę i czołgać się ze śmiechu. Poszłam do kuchni. Mo już tam była.
- A ty z czego się tak cieszysz? - spytała, bo wyszczerz nie schodził mi z twarzy. Opowiedziałam jej wszystko. Ona też ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Miałam ochotę jeszcze trochę pomęczyć Jennifer. Monic popierała mój pomysł. Naważyła piwa to niech teraz je wypije. Usłyszałyśmy kroki na schodach. Po chwili w kuchni pojawiła się Jennifer.
- Widziałyście łańcuszek z moim imieniem?
- A niby skąd go masz? - zdziwiłam się.
- Od Joe, to wiecie gdzie on jest?
- Chyba nadal leży przy schodach. Po tym, jak zerwałaś go z szyi to nikt go nie ruszał - wyjaśniła Mo.
- Dzięki.
- Po co ci on? - spytałam.
- Chcę go mieć przy sobie, to ci nie wystarcza?! - warknęła Jen.
- Chcesz podlizać się temu kretynowi? - drążyłam dalej.
- Wiesz co, Jessica?! Myślałam, że będziesz mnie wspierać, że mi pomożesz, a ty jesteś taka sama jak Logan! - krzyknęła i z płaczem pobiegła na górę.
- Chyba trochę przesadziłam - spojrzałam na Mo.
- Nie martw się. Przejdzie jej - Blue położyła mi rękę na ramieniu.
- Oby. Jestem ciekawa, czy powie chłopakom. No bo, my chyba już nie będziemy się mieszać, co? - założyłam ręce na piersi. Było mi tak cholernie przykro. Pierwszy raz w życiu, tak odezwałam się do Jennifer.
- Nie, to już jej sprawa. Mam nadzieję, że wybaczy nam nasze zachowanie - Monic westchnęła.
- Ja też - przytaknęłam i poszłyśmy do salonu. Włączyłyśmy telewizor. Leciał serial chłopaków. Obejrzałyśmy dwa odcinki i Mo przełączyła na jakieś romansidło. O dziesiątej chłopaki zeszli na dół.
- Nie łaska było się ubrać? - spytała Mo, na widok sennych chłopaków w piżamach.
- Oj mała, dopiero wstaliśmy - Carlos pocałował ją w policzek.
- Ooo, jak słodko - westchnęłam, a oni spojrzeli na mnie jak na debilkę. - No co? To już się pozachwycać nie można?
- A zachwycaj się ile chcesz - Kendall machnął ręką.
- Niedługo to ci się znudzi - dodał Logan.
- I zacznie robić ci się niedobrze na sam widok - dodał James.
- Tak jak nam teraz! - powiedzieli razem.
- Ale wy jesteście mili - rzuciłam w nich poduszkami.
- Żartujemy tylko! - krzyknęli razem i mi oddali.
- Nie wiecie, że dziewczyn się nie bije? - spytałam, opierając ręce na biodrach.
- Ale łaskotać je można - Kendall się wyszczerzył i wymienił z chłopakami porozumiewawcze spojrzenia. Trochę się przestraszyłam. Carlos i Mo się odsunęli, a chłopaki zaczęli mnie łaskotać.
- Prze... prze... przestańcie! - śmiałam się.
- Nie! - krzyknęli razem. Po jakichś dziesięciu minutach się odczepili.
- Brzuch mnie przez was boli - jęknęłam. James wstał, a ja się zasłoniłam.
- Nie mów, że się mnie boisz? - zaśmiał się.
- Może trochę - uśmiechnęłam się. Maslow poszedł na górę, a my oglądaliśmy telewizor.
- Może pójdziecie się w końcu przebrać? - spytałam po godzinie.
- Już idziemy, mamo - zaśmiał się Logan i poszedł z chłopakami na górę. Zachichotałam. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, a mianowicie to, że James od dłuższego czasu siedzi sam pokoju. Postanowiłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Poszłam na górę. Stanęłam pod drzwiami. Bałam się tam wejść. A co jeśli... Nie! Nawet tak nie myśl!
Delikatnie zapukałam. Nikt nie odpowiadał. Przestraszyłam się nie na żarty. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. James stał na środku pokoju w samych spodniach.
- Puka się - odwrócił się w moją stronę, bo wcześniej stał tyłem. - Jessica?
- Pukałam... - wydusiłam, rumieniąc się.
- Nie słyszałem - powiedział. Na jego ręce było pełno czerwonych kresek. Przeraziłam się.
- James... - podeszłam do niego. - Czy to...?
- Spokojnie, zasnąłem tylko na gitarze. Nie tnę się, jeśli o to ci chodzi.
Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na jego łóżku i schowałam twarz w dłoniach.
- Co jest? - usiadł obok mnie.
- James, martwię się o ciebie - spojrzałam na niego.
- Chyba wpadasz w jakąś paranoje - uśmiechnął się.
- Może i tak, ale myśl, że mógłbyś coś sobie zrobić nie daje mi spokoju - jęknęłam.
- Nie martw się - szturchnął mnie.
- Chciałabym... - westchnęłam.
- Nie jestem, aż tak głupi, żeby się zabić - zaśmiał się.
- Nie wiem, co cię tak bawi - założyłam ręce na piersi. - Cięcie się i skakanie z dachu nie zalicza się do prób samobójstwa?
- Przesadzasz... - uśmiech od razu zniknął mu z twarzy. Spojrzał przed siebie.
- Nie, James. To są fakty. Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś zrobił sobie krzywdę - położyłam mu rękę na ramieniu.
- Aż tak się o mnie martwisz? - spojrzał na mnie.
- Jesteś moim przyjacielem, nie dziw się.
- Nie dziwię się - uśmiechnął się. - A jak sprawa z Jennifer?
- Pokłóciłyśmy się jak cholera. Ja i Mo liczymy, że sama powie chłopakom. Zrób coś dla mnie i nie mów Loganowi, proszę - zrobiłam minę zbitego psa.
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się. - Coś jeszcze mam dla ciebie zrobić?
- Mógłbyś się ubrać - zaśmiałam się, rzucając w niego jego koszulą i wychodząc z pokoju.
- James? - szepnęłam, a on się odwrócił w moją stronę. Trzymał w ręce pistolet. Przeraziłam się i wypuściłam z ręki szklankę.
- Nie pomogłaś mi - szepnął i przyłożył broń do głowy.
- Patrz jak ginie twój ukochany - znikąd pojawił się Mike. Strzelił w Jamesa. Po chwili dało się słyszeć dźwięk padającego na podłogę ciała.
- James! - krzyknęłam i zaczęłam się oddalać.
- Nie! - zerwałam się do pozycji siedzącej. Byłam zlana potem jak nigdy. James, pomyślałam i wyszłam, a raczej wybiegłam, z pokoju. Skierowałam się do sypialni szatyna. Powoli nacisnęłam klamkę i zajrzałam do środka. Odetchnęłam z ulgą - James spał. Po cichu zamknęłam drzwi i wróciłam do siebie. Położyłam się na łóżku. Wiedziałam, że już nie zasnę. Spojrzałam na zegarek. Było w pół do szóstej. Ostatnio coś często za wcześnie wstaje. Przewróciłam się na drugi bok. Zaczęłam się zastanawiać, jakby tu pomóc dzieciom z sierocińca. No i na takim myśleniu zleciały mi dwie godziny. Nic nie mogłam wymyślić. Usłyszałam pukanie.
- Proszę - powiedziałam, a do środka weszła Mo. Usiadła na łóżku Jen.
- Gotowa na zemstę? - spytała z mega wielkim wyszczerzem na ustach.
- I to jak - uśmiechnęłam się, wskazując na walizkę stojącą w kącie.
- Kiedy...?
- Wczoraj wieczorem - przerwałam jej.
- To co? Idziemy? - Mo wstała.
- Idziemy - kiwnęłam głową i zeszłyśmy na dół. Chłopaki spali, a my nie chciałyśmy ich budzić, więc poszłyśmy do kuchni. Wstawiłam wodę w czajniku, a Monic nasypała kawy do kubków. Usiadłyśmy przy barze.
- I jak tam Carlos? - znacząco poruszyłam brwiami.
- A nie spałam z nim - Mo wyciągnęła mi język.
- Dlaczego? - spytałam z wyrzutem.
- Chyba nie jestem jeszcze na to gotowa - Mo podparła się ręką.
- Ale i tak do siebie pasujecie - uśmiechnęłam się, a ona się zaśmiała.
- Ej, czy mi się zdawało, czy ty rano krzyczałaś? - Mo uważnie na mnie spojrzała.
- Musiało ci się zdawać - uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam jej mówić, że miałam koszmar, ani że James chciał się zabić.
- Jak chcesz - Mo wzruszyła ramionami. Usłyszałyśmy gwizdek. Zalałam kawy i postawiłam je na blacie. Monic sobie posłodziła, a ja nalałam mleka. Zaczęłyśmy gadać i się śmiać. I tak zleciał nam czas do ósmej. Usłyszałyśmy dźwięk zamykanych drzwi. Spojrzałyśmy po sobie zdziwione. Po chwili do kuchni weszła Jennifer.
- Cześć - powiedziała. Olałyśmy ją i napiłyśmy się kawy. - Możecie mi powiedzieć, o co się wściekacie?
- Powinnaś wiedzieć - odezwała się Mo, nawet na nią nie patrząc.
- O Joe, tak? - Jennifer założyła ręce na piersi.
- Też - dodałam.
- Jest jeszcze jakiś powód? - zdziwiła się. Włożyłyśmy kubki do zlewu.
- Domyśl się sama. Niby wszystko wiesz najlepiej - powiedziała Mo i wyszłyśmy z kuchni. Poszłyśmy na górę.
- Czemu powiedziałaś, że ona niby wie wszystko? - spytałam, kiedy miałam pewność, że Jennifer nas nie usłyszy.
- A nie wiem. Tak jakoś - Mo wzruszyła ramionami.
- Aha.
- Widzimy się na śniadaniu - Monic zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Poszłam do siebie. Wybrałam jakieś ciuchy z szafy i poczłapałam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i wykonałam wszystkie poranne czynności. Ubrana i odświeżona wróciłam do pokoju. Uczesałam włosy w kucyk i spięłam je klamrą. Kilka kosmyków wypuściłam. Obejrzałam się w lustrze. Miałam na sobie jeansowe spodenki i biały top z kolorowymi napisami i rysunkami. Wzięłam telefon do ręki, gdy nagle do pokoju weszła Jen.
- Puka się!
- O ile dobrze wiem to ja też tu mieszkam - Jennifer zrobiła głupią minę.
- A skąd mam wiedzieć, że nie wyprowadzisz się do tego swojego Joe? - założyłam ręce na piersi. Miałam ochotę wybuchnąć śmiechem.
- Kpisz sobie ze mnie, tak?
- Pomogłam ci się nawet spakować - wskazałam na jej walizkę stojącą w kącie.
- Spakowałaś moje rzeczy?! - Jennifer się zdenerwowała.
- Następnym razem pomyśl o nas, jeśli masz zamiar odstawiać takie sceny pod drzwiami - wyszłam z pokoju. Szybkim krokiem skierowałam się na dół. Miałam ochotę paść na podłogę i czołgać się ze śmiechu. Poszłam do kuchni. Mo już tam była.
- A ty z czego się tak cieszysz? - spytała, bo wyszczerz nie schodził mi z twarzy. Opowiedziałam jej wszystko. Ona też ledwo powstrzymywała się od wybuchnięcia śmiechem. Miałam ochotę jeszcze trochę pomęczyć Jennifer. Monic popierała mój pomysł. Naważyła piwa to niech teraz je wypije. Usłyszałyśmy kroki na schodach. Po chwili w kuchni pojawiła się Jennifer.
- Widziałyście łańcuszek z moim imieniem?
- A niby skąd go masz? - zdziwiłam się.
- Od Joe, to wiecie gdzie on jest?
- Chyba nadal leży przy schodach. Po tym, jak zerwałaś go z szyi to nikt go nie ruszał - wyjaśniła Mo.
- Dzięki.
- Po co ci on? - spytałam.
- Chcę go mieć przy sobie, to ci nie wystarcza?! - warknęła Jen.
- Chcesz podlizać się temu kretynowi? - drążyłam dalej.
- Wiesz co, Jessica?! Myślałam, że będziesz mnie wspierać, że mi pomożesz, a ty jesteś taka sama jak Logan! - krzyknęła i z płaczem pobiegła na górę.
- Chyba trochę przesadziłam - spojrzałam na Mo.
- Nie martw się. Przejdzie jej - Blue położyła mi rękę na ramieniu.
- Oby. Jestem ciekawa, czy powie chłopakom. No bo, my chyba już nie będziemy się mieszać, co? - założyłam ręce na piersi. Było mi tak cholernie przykro. Pierwszy raz w życiu, tak odezwałam się do Jennifer.
- Nie, to już jej sprawa. Mam nadzieję, że wybaczy nam nasze zachowanie - Monic westchnęła.
- Ja też - przytaknęłam i poszłyśmy do salonu. Włączyłyśmy telewizor. Leciał serial chłopaków. Obejrzałyśmy dwa odcinki i Mo przełączyła na jakieś romansidło. O dziesiątej chłopaki zeszli na dół.
- Nie łaska było się ubrać? - spytała Mo, na widok sennych chłopaków w piżamach.
- Oj mała, dopiero wstaliśmy - Carlos pocałował ją w policzek.
- Ooo, jak słodko - westchnęłam, a oni spojrzeli na mnie jak na debilkę. - No co? To już się pozachwycać nie można?
- A zachwycaj się ile chcesz - Kendall machnął ręką.
- Niedługo to ci się znudzi - dodał Logan.
- I zacznie robić ci się niedobrze na sam widok - dodał James.
- Tak jak nam teraz! - powiedzieli razem.
- Ale wy jesteście mili - rzuciłam w nich poduszkami.
- Żartujemy tylko! - krzyknęli razem i mi oddali.
- Nie wiecie, że dziewczyn się nie bije? - spytałam, opierając ręce na biodrach.
- Ale łaskotać je można - Kendall się wyszczerzył i wymienił z chłopakami porozumiewawcze spojrzenia. Trochę się przestraszyłam. Carlos i Mo się odsunęli, a chłopaki zaczęli mnie łaskotać.
- Prze... prze... przestańcie! - śmiałam się.
- Nie! - krzyknęli razem. Po jakichś dziesięciu minutach się odczepili.
- Brzuch mnie przez was boli - jęknęłam. James wstał, a ja się zasłoniłam.
- Nie mów, że się mnie boisz? - zaśmiał się.
- Może trochę - uśmiechnęłam się. Maslow poszedł na górę, a my oglądaliśmy telewizor.
- Może pójdziecie się w końcu przebrać? - spytałam po godzinie.
- Już idziemy, mamo - zaśmiał się Logan i poszedł z chłopakami na górę. Zachichotałam. Jedna myśl nie dawała mi spokoju, a mianowicie to, że James od dłuższego czasu siedzi sam pokoju. Postanowiłam sprawdzić, czy wszystko w porządku. Poszłam na górę. Stanęłam pod drzwiami. Bałam się tam wejść. A co jeśli... Nie! Nawet tak nie myśl!
Delikatnie zapukałam. Nikt nie odpowiadał. Przestraszyłam się nie na żarty. Niepewnie nacisnęłam klamkę i weszłam do środka. James stał na środku pokoju w samych spodniach.
- Puka się - odwrócił się w moją stronę, bo wcześniej stał tyłem. - Jessica?
- Pukałam... - wydusiłam, rumieniąc się.
- Nie słyszałem - powiedział. Na jego ręce było pełno czerwonych kresek. Przeraziłam się.
- James... - podeszłam do niego. - Czy to...?
- Spokojnie, zasnąłem tylko na gitarze. Nie tnę się, jeśli o to ci chodzi.
Odetchnęłam z ulgą. Usiadłam na jego łóżku i schowałam twarz w dłoniach.
- Co jest? - usiadł obok mnie.
- James, martwię się o ciebie - spojrzałam na niego.
- Chyba wpadasz w jakąś paranoje - uśmiechnął się.
- Może i tak, ale myśl, że mógłbyś coś sobie zrobić nie daje mi spokoju - jęknęłam.
- Nie martw się - szturchnął mnie.
- Chciałabym... - westchnęłam.
- Nie jestem, aż tak głupi, żeby się zabić - zaśmiał się.
- Nie wiem, co cię tak bawi - założyłam ręce na piersi. - Cięcie się i skakanie z dachu nie zalicza się do prób samobójstwa?
- Przesadzasz... - uśmiech od razu zniknął mu z twarzy. Spojrzał przed siebie.
- Nie, James. To są fakty. Nie wybaczyłabym sobie, gdybyś zrobił sobie krzywdę - położyłam mu rękę na ramieniu.
- Aż tak się o mnie martwisz? - spojrzał na mnie.
- Jesteś moim przyjacielem, nie dziw się.
- Nie dziwię się - uśmiechnął się. - A jak sprawa z Jennifer?
- Pokłóciłyśmy się jak cholera. Ja i Mo liczymy, że sama powie chłopakom. Zrób coś dla mnie i nie mów Loganowi, proszę - zrobiłam minę zbitego psa.
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się. - Coś jeszcze mam dla ciebie zrobić?
- Mógłbyś się ubrać - zaśmiałam się, rzucając w niego jego koszulą i wychodząc z pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz