- Co tam, zaginieni? - zaśmiał się Carlos, gdy wróciliśmy na plażę.
- A bardzo dobrze, jeśli serio chcesz wiedzieć - brunet pokazał mu język.
-
Już myślałam, że się prędzej zestarzeję, niż wrócicie - zaśmiała się
Mo, a my razem z nią. Zerknęłam na datę w telefonie. Siedemnasty lipca.
Cholera! James miał wczoraj urodziny! Zapomniałam!
- Bez przesady -
zaśmiał się Loggy. Później wszyscy poszli do wody, a ja zostałam na
ręczniku. Podkuliłam pod siebie nogi. Jak ja mogłam zapomnieć?! Dlatego
był wczoraj taki smutny, pomyślałam. Cholera! Ale ze mnie kretynka! Nie
pamiętam nawet o urodzinach swojego chłopaka!
- Skarbie, wszystko w porządku? - usłyszałam i podniosłam głowę. Nade mną stał James.
- Nie - mruknęłam.
- Co się stało? - westchnął, siadając obok mnie.
- James, ja cię strasznie przepraszam - spojrzałam na niego.
- Ale za co? - zdziwił się.
- Zapomniałam o twoich urodzinach. Przepraszam - myślałam, że za chwilę się popłaczę.
- Hej, mała. To nic. Będę miał je za rok - uśmiechnął się, obejmując mnie.
- Nie złościsz się? - spytałam.
- Nie, a dlaczego? Każdemu mogło się zapomnieć. Poza tym byłaś przy mnie, a to wystarczający prezent - oparł swoje czoło o moje.
- Ale to nie był celowy prezent - mruknęłam.
- Jessica... - szepnął.
-
Spóźnione wszystkiego najlepszego - uśmiechnęłam się i go pocałowałam.
Trwaliśmy tak przez chwilę. W końcu się od siebie oderwaliśmy.
- Kocham cię - powiedział, całując moją dłoń.
-
Ja ciebie też - cmoknęłam go w usta. Posiedzieliśmy chwilę na ręczniku,
a potem poszliśmy do wody. Na plaży spędziliśmy cały dzień. Kolację
zjedliśmy na mieście i wróciliśmy do hotelu. Musieliśmy się jeszcze
spakować. W końcu jutro wracamy do domu.
- James, nie widziałeś mojego ręcznika? - spytałam, przeszukując pokój.
- Którego? - spytał, wychodząc z łazienki.
- Tego niebieskiego - powiedziałam.
- Monic chyba go zabrała - powiedział.
- Dobra, zaraz wrócę - chciałam wyjść, ale złapał mnie od tyłu w pasie. - James, zaraz wrócę - jęknęłam.
-
Byle szybko - mruknął, całując mnie po szyi. Zaśmiałam się i opuściłam
nasz pokój. Weszłam do windy i nacisnęłam przycisk piętra wyżej. Po
chwili stałam już na korytarzu.
- Żebyś wiedziała! - krzyknął Kendall, wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami.
- Co się stało? - spytałam.
-
Nie chcę o tym gadać! - warknął i wszedł do windy. Zdziwiona zapukałam
do pokoju Mo i Carlosa. Po chwili w drzwiach pojawił się Latynos.
- W czym mogę pani pomóc? - uśmiechnął się.
- Monic chyba zabrała mój ręcznik - wyjaśniłam.
- Chodź, zaraz sprawdzimy - wpuścił mnie do środka. - Skarbie, Jessica przyszła!
Mo wyszła z łazienki. Wycierała włosy ręcznikiem.
- Po ręcznik, tak? - spytała.
- Nom - wyszczerzyłam się, a on wyciągnęła z szuflady mój niebieski ręcznik.
- Zabrałam go przez przypadek - podała mi go.
- Nie szkodzi. Wiecie może o co Kendall się wścieka? - spytałam.
- On i Nathalie się pokłócili. Chyba coś poważnego - Carlos założył ręce na piersi.
- Słychać ich było odkąd wróciliśmy z plaży - dodała Mo.
- Kurcze, biedny blondas. O co się pokłócili?
- Nie wiemy - westchnął Pena. Posiedziałam jeszcze u nich, a potem wróciłam do Jamesa.
- Miało być chwilę! - ochrzanił mnie, gdy tylko przekroczyłam próg.
- Za przyzwoitkę robisz? - założyłam ręce na piersi i oparłam się o drzwi.
- Nie - podszedł do mnie. - Ale się stęskniłem - przejechał palcami po moim ramieniu.
- Myślisz, że to ci coś pomoże? - wskazałam na jego dłoń. Przysunął się jeszcze bliżej mnie.
-
Skarbie, przecież wiem, że i tak mi się nie oprzesz - szepnął mi do
ucha i przejechał ręką wzdłuż mojego boku. Usłyszałam jak zakluczył
drzwi.
- Mam się bać? - spytałam, gdy zaczął całować mnie po szyi.
- Może - spojrzał na mnie. W jego oczach dostrzegłam iskierkę szaleństwa.
- James... - mruknęłam. - Teraz?
- Powstrzymywałem się już dość długo - jęknął.
- Skoro tak bardzo tego chcesz... - pocałowałam go i wróciłam do pakowania.
- Ej! To nie fair! - oburzył się.
- Ale co? - udałam niewiniątko.
- Jeszcze zobaczymy - mruknął i poszedł do łazienki. Zaśmiałam się tylko i skończyłam się pakować.
^*^
Oczami Logana
^*^
Szedłem
brzegiem morza, a ręce trzymałem w kieszeniach. Słońce zaczęło
zachodzić, a mi za nic nie chciało się wracać do pakowania. Wolałem w
ogóle nie wyjeżdżać. Nawet nie zauważyłem, kiedy dotarłem na skalistą
plażę. Usiadłem na jednej ze skał i zacząłem obserwować zachód słońca.
Uwielbiam ten widok, pomyślałem z uśmiechem.
- Czy ty czasem nie musisz się pakować? - usłyszałem i odwróciłem głowę.
- Jennifer? - zdziwiłem się. Usiadła obok mnie.
- Spodziewałeś się kogoś innego? Jak chcesz to mogę sobie iść - uśmiechnęła się.
- Nie! - powiedziałem szybko. - Zostań, będę miał z kim posiedzieć.
-
Okay... - wzruszyła ramionami. Dalej milczeliśmy. Patrzyliśmy tylko na
zachód. Kątem oka obserwowałem Jennifer. Przymknęła oczy, gdy zawiał
wiatr. Po chwili je otworzyła. Odbijał się w nich blask słońca. Wygląda
tak pięknie, pomyślałem.
- O czym teraz myślisz? - szepnąłem.
- Czy ja wiem? O wszystkim... - szepnęła.
- To znaczy? - spojrzałem na nią.
- O tym, co jest teraz... O przyszłości... O tobie... - szeptała z uśmiechem.
-
Mówił ci ktoś, że masz piękny uśmiech? - szepnąłem. Z uśmiechem
patrzyłem jak jej policzki stają się różowe. Znowu zawiał wiatr.
Zauważyłem, że zadrżała. Zdjąłem
kurtkę i założyłem ją na jej ramiona.
- Będzie ci zimno - spojrzała na mnie.
- Nie... - szepnąłem.
- Logan? - usłyszałem szept Jen.
- Tak? - spojrzałem na nią.
- Powiedz, czy ja jestem brzydka? - spojrzała na mnie.
- A co to w ogóle za pytanie? - zdziwiłem się.
- Nie ważne. Zapomnij, że pytałam - spuściła głowę.
-
Jennifer, jesteś piękna - uniosłem delikatnie jej podbródek, żeby na
mnie spojrzała. - I nie myśl, że kiedykolwiek sądziłem inaczej.
- Uważasz, że jestem piękna? - zarumieniła się.
- Tak... - szepnąłem.
-
Logan, ja... - szepnęła. Spojrzałem jej głęboko w oczy. W te boskie,
brązowe, hipnotyzujące tęczówki. Zbliżyłem się do jej warg i zacząłem
delikatnie je całować. Znowu czułem ten boski smak jej ust.
Odwzajemniała pocałunki. Przycisnąłem ją do siebie. Wplotła mi palce we
włosy. Wiedziałem, że Jennifer jest tą jedyną. Po chwili się od siebie
oderwaliśmy.
- Kocham cię, Jennifer - szepnąłem, opierając swoje czoło o jej.
-
Ja ciebie też, Logan - szepnęła, a po jej policzku spłynęła łza.
Wytarłem ją wierzchem dłoni i ponownie złożyłem na jej ustach pocałunek.
Mogłem z czystym sumieniem stwierdzić, że jestem najszczęśliwszym
facetem na świecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz