Piątek, czyli dzień balu. Stałam właśnie w kolejce po lunch i zastanawiałam się, jaką sukienkę ma zamiar wcisnąć mi Jennifer. W końcu nie miałam czasu, żeby iść na zakupy, a w domu nie miałam żadnej.
Głośno westchnęłam i spojrzałam na swój obiad, czyli frytki, jakiś deser, sok i hamburgera. Zapłaciłam i ruszyłam do stolika, przy którym zawsze siedziałam z Joshem i jego kolegami z kółka informatycznego. Spoko z nich kolesie, że tak powiem.
- Jessica, słońce, gdzie się wybierasz? - przede mną wyrosła Nicole ze swoimi przyjaciółeczkami.
- Jakbyś nie zauważyła, jest lunch. Myślałam, że jesteś mądrzejsza - spojrzałam na nią jak na debilkę, a ludzie zaczęli się śmiać.
- Cisza! - warknęła blondynka. - Coś ostatnio się za mądra zrobiłaś!
- A skąd takie przypuszczenia? - udałam zdziwioną, a ona znowu się wkurzyła. To denerwowanie jej podobało mi się coraz bardziej.
- Jessica, jesteś...! - nie dokończyła, bo na stołówce zrobił się straszny szum. Wszyscy patrzyli się na drzwi, więc i ja tam spojrzałam. Dosłownie wryło mnie w podłogę, gdy zobaczyłam Jennifer. Chłopaki nie mogli oderwać od niej wzroku. Co ona tu robi?
- Cześć, Jessica, przepraszam za spóźnienie. Korki na mieście - podeszła do mnie.
- Jennifer, ja mam jeszcze lekcje... - szepnęłam do niej. No tak, jeszcze fizyka przede mną.
- Serio? - spojrzała na mnie zdziwiona, a potem przeniosła wzrok na Nicole. - Hej, ja cię znam!
- Dziwne, bo ja ciebie nie! - warknęła, zakładając ręce na piersi.
- Ty byłaś w tej reklamie z jedzeniem dla psów! - wyszczerzyła się Jen, a wszyscy parsknęli śmiechem. Sama ledwo się powstrzymałam. Nicole zrobiła się cała czerwona ze złości.
- Kim ty w ogóle jesteś, co?! - warknęła.
- Ja? Jestem nikim w porównaniu do ciebie - Jen udała załamanie. - Masz taką oryginalną spódniczkę, że tylko pozazdrościć - wyszczerzyła się, wywracając oczami. I znowu śmiech. No nie powiem, spódniczkę miała stanowczo za krótką, a na temat jej dekoltu się nie wypowiem.
- A tak między nami - Jennifer zasłoniła usta ręką, ale mówiła dość głośno. - To nie noś takich, bo ktoś cię jeszcze zgwałci. Zresztą, co ja się martwię. Kto by chciał taką Barbie, jak ty?
- Jennifer, skończ... - szepnęłam rozbawiona. Przyjaciółeczki naszej blondi też rechotały ze śmiechu.
- Cześć... - obok pojawił się Dylan. Gapił się na Jen jak w obrazek. Spojrzała na mnie znacząco, na co kiwnęłam tylko głową. Opowiadałam jej o tym, co się stało, więc wiedziała o nim co nieco.
- No hej, co tam? - wyszczerzyła się.
- Poszłabyś ze mną na bal? - spytał z błyskiem w oku.
- Hej, przecież idziesz ze mną! - oburzyła się Nicole.
- Czekaj, niech pomyślę - Jennifer udała, że się zastanawia. - Nie.
- Uuu! - zawyli wszyscy.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- No nie wiem, może dlatego, że proponowałeś Jessice seks za pójście z nią na bal! - zaczęła chodzić wokół niego z rządzą mordu w oczach. - Albo dlatego, że masz czelność pytać o to mnie, kiedy już się z kimś umówiłeś! No i jest trzeci powód... - uśmiechnęła się szatańsko.
- Jaki? - zdziwił się. Jen bez słowa złapała za shake'a, który miał jakiś przechodzący chłopak, i wylała go na jego głowę.
- Jesteś frajerem! - powiedziała dobijającym głosem, a ludzie zaczęli się śmiać. Załamany uciekł, a Nicole odeszła.
- To ja wpadnę później, skoro masz lekcje. Pa! - cmoknęła mnie w policzek i odeszła. Pokręciłam z niedowierzaniem głową i rozbawiona zjadłam lunch. Fizyka szybko mi minęła i o pierwszej byłam już na sali. W końcu musiałam ją ustroić, a dekoracji było całkiem sporo... Ale jest plus, bo Jennifer zaoferowała się, że mi pomoże.
- Jestem! - wbiegła na salę. - Mam te zasłony!
Z dekoracjami uwinęłyśmy się w pięć godzin. Dlaczego tak długo? A dlatego, że Jennifer dostała głupawki i ze śmiechu nic nie mogła zrobić. Oczywiście próbowałam ją uspokoić, ale jedynie pogorszyłam jej stan i sama się zaraziłam. Dobrze, że miałam aparat, bo przynajmniej uwieczniłam te nasze wygłupy. Zawsze jakaś pamiątka jest, no nie?
Do domu wróciłyśmy o siódmej, bo zjadłyśmy jeszcze obiad na mieście. Szybko poleciałyśmy na górę, aby się przygotować. Wzięłam prysznic i umyłam włosy. Jennifer mnie pomalowała i uczesała, a potem wcisnęła mi w ręce sukienkę i buty.
- No ty chyba sobie żartujesz! - oburzyłam się.
- Nie! Ubieraj się, bo nie ma czasu! - skarciła mnie i sama się przygotowała. Wyglądała pięknie, a makijaż pięknie wszystko uzupełniał. Włosy rozpuściła, co sprawiało, że wyglądała jak księżniczka. Zrezygnowana wykonałam jej polecenie i się przebrałam. Zeszłyśmy na dół, a tam napadli na nas nasi rodzice.
- Jessica, masz zamiar tak iść? - spytał zdziwiony tata.
- Wyjścia nie mam! - spojrzałam morderczym wzrokiem na Jen.
- Czekaj, mam coś dla ciebie! - wyszczerzyła się i podała mi bransoletki.
- Nie musiałaś - mruknęłam i ją przytuliłam, po czym założyłam prezent.
- My też coś dla ciebie mamy - uśmiechnęła się mama, a tata wręczył mi prostokątne pudełko. W środku był wisiorek z moim imieniem z cyrkonii.
- Jest śliczny - wyszczerzyłam się i go założyłam, po czym ucałowałam rodziców.
- No to dziewczyny do zdjęcia! - zaśmiał się tata Jen, a my się ustawiłyśmy i zrobił nam fotkę.
- To my idziemy - westchnęłam, zakładając swoją maskę.
- Rozchmurz się. Będzie fajnie - zaśmiała się Jennifer i założyła swoją. Wyszłyśmy z domu i od razu skierowałyśmy się do szkoły. Po jakichś dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu. Ostatecznie stchórzyłam i wróciłyśmy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz