25 sierpnia 2012

Rozdział 25

- Co ona do jasnej cholery tutaj robi?! - od dłuższego czasu chodziłam z miejsca w miejsce. Miriam i Mike jednego wieczoru to za dużo jak na Jamesa. Od pół godziny siedział przybity na krześle przy naszym stoliku.
- Jej ojciec jest producentem filmowym, więc pewnie przyszła z nim - wyjaśnił Kendall.
- Jak jeszcze raz się do mnie odezwie to nie ręczę za siebie! - zacisnęłam ręce w pięści.
- Uspokój się. Złość tu nie pomoże. Musimy jakoś wytrzymać - Jennifer zawsze wiedziała jak mnie uspokoić. Bezsilna usiadłam obok niej.
- Jennifer ma rację. Jeden wieczór nam nie zaszkodzi - Monic poparła słowa mojej przyjaciółki.
- No chyba, że będą się obściskiwać na naszych oczach - Logan z obrzydzeniem wskazał na całującą się niedaleko nas parę.
- Ja tu zaraz zwariuję! - jęknął James.
- Stary, wytrzymaj jakoś - Carlos położył mu rękę na ramieniu.
- Za pół godziny zaśpiewamy piosenkę i pojedziemy do domu - dodał Kendall.
- Łatwo wam mówić, bo to nie was dotyczy - chciał wstać.
- Nawet nie waż się wstawać! - zagroziłam. Usiadł z powrotem.
- Wiesz, bo jakoś nie mam ochoty patrzeć jak się całują! - szepnął w moją stronę podniesionym głosem.
- Nie możesz cały czas uciekać! Miriam właśnie na to liczy, że się załamiesz! Nie daj jej tej satysfakcji! Pokaż, że nic dla ciebie nie znaczy! - odszepnęłam takim samym tonem, co on.
- Jessica dobrze mówi - Loggy mnie poparł.
- Dobra, ale jak mnie ten koleś zdenerwuje to mu przyłożę - mruknął Maslow.
- Spoko, nie będziemy cię powstrzymywać. Ale zostaw też coś dla nas - uśmiechnął się Pena, a my się zaśmialiśmy. Później zmieniliśmy temat na jakiś przyjemniejszy dla nas wszystkich. Logan i Jen siedzieli obok siebie, ale się nie odzywali. No kurde, normalnie jak dzieci! Trzeba im jakoś pomóc, pomyślałam. Kopnęłam Monic i Nathalie pod stołem. Spojrzały na mnie zdziwione. Głową wskazałam im Jen i Logana. Od razu załapały.
- Kendall, pokażesz mi studio? - spytała Czarna.
- Jasne, chodź - powiedział blondyn, wstając. I oboje się zmyli.
- Carlos, podobno z dachu jest wspaniały widok na miasto. Pójdziemy zobaczyć? - Monic przytuliła się do ramienia swojego chłopaka.
- Skoro tak ładnie prosisz - uśmiechnął się pod nosem i sobie poszli. Kurcze, jakby tu się wykręcić? Dziewczyny zabrały najlepsze pomysły.
- James, możemy pogadać? - spytałam.
- Jasne - powiedział, wstając. Oboje podeszliśmy do barierki. - To, o czym chciałaś pogadać? - spytał.
- O niczym - powiedziałam, patrząc na nadal milczących Jen i Logana.
- To, po co...?
- Chciałam, żeby zostali sami - przerwałam mu.
- Aha, czyli uknułaś iście genialny plan, żeby ich spiknąć? - James spojrzał na mnie z uśmiechem.
- Nie bierz mnie za swatkę - zaśmiałam się. - Ja im tylko pomogłam. Reszta zależy od tego, czy będą ze sobą gadać.
Usłyszałam dźwięk przychodzącego sms-a. Wyciągnęłam komórkę z torebki i przeczytałam jego treść. Był od Jen. Zabiję cię, przeczytałam w myślach i spojrzałam w jej stronę. Serio wyglądała, na taką, która chce mnie zabić. Pomachałam jej i wskazałam ręką, żeby się odezwała do Logana. Jednak tego nie zrobiła. Nagle podszedł do nich Michael i zabrał gdzieś Hendersona. Jennifer wykorzystała okazję i do nas podeszła. Była wściekła.
- Co ty wyprawiasz? - spytała.
- Jak to co? Pomagam ci. Ty sama byś się do niego nie odezwała - powiedziałam.
- Nie pomyślałaś, że może nie chcę się do niego odezwać?! - Jen podniosła głos, a ludzie obok się na nas spojrzeli. Po chwili jednak wrócili do swoich zajęć. - Nie życzę sobie, żebyś mieszała się do mojego życia, rozumiesz?! - Jennifer lekko ściszyła głos, ale mówiła przez zaciśnięte zęby.
- Jennifer... - powiedziałam zdziwiona.
- Daj mi spokój - warknęła i chciała odejść.
- O nie zostajesz! To ciebie też dotyczy! - Logan, który właśnie do nas podszedł, złapał ją za łokieć i pociągnął w naszą stronę.
- Puszczaj! - Jen się wyrwała, ale została.
- Co się stało? - spytał, jak dotąd milczący, James.
- Michael każe nam zaśpiewać, a potem zatańczyć z dziewczynami, bo ludzie są niezadowoleni - wyjaśnił brunet, lekko zdziwiony zachowaniem Jennifer.
- Okey - Maslow wzruszył ramionami. Po chwili reszta do nas wróciła. Wyjaśniliśmy im to i owo i wszyscy przystali na taki układ. Tylko Jennifer była nadal na mnie wściekła. No i do Logana słowem się nie odzywała. No zwariować można!
     Tuż przed występem chłopaków poszłam do łazienki.
- Myślisz, że James zwróci na ciebie uwagę, jeśli założysz kieckę i się pomalujesz? - usłyszałam, gdy wycierałam ręce ręcznikiem i wrzucałam go do kosza. Odwróciłam się i zobaczyłam...
- Miriam, cóż za niemiła niespodzianka - warknęłam.
- Masz zostawić Jamesa w spokoju, rozumiesz?! - podniosła głos.
- A jeżeli nie, to co? - założyłam ręce na piersi. Chciałam trochę się zabawić.
- To pożałujesz - powiedziała, robiąc krok w moją stronę.
- Nie boję się ciebie. Twoje groźby są śmieszne - prychnęłam.
- Mnie może nie, ale taka osoba jak Mike Paterson, budzi w tobie odrobinę lęku. Przyznaj się - podeszła do mnie bliżej.
- Czego ty chcesz? - spytałam.
- Ja? Od ciebie niczego. Chcę tylko wrócić do Jamesa - powiedziała.
- Myślisz, że będzie cię chciał, po tym jak go potraktowałaś? - spytałam ironicznie.
- Zobaczy się - wzruszyła ramionami. - A gdy już będzie mój, Mike będzie mógł zająć się tobą - powiedziała mi prosto do ucha.
- Nie boję się ciebie, ani jego - powiedziałam, chociaż w głębi czułam, że za chwilę się popłaczę.
- Jeszcze zobaczymy - zaśmiała się, wychodząc. Oparłam się obiema rękami o umywalki i wzięłam kilka głębszych oddechów. Spojrzałam w lustro. Za mną stał Mike. Szybko się odwróciłam. Nikogo tam nie było.
- Mam już chyba jakieś omamy - powiedziałam sama do siebie i szybko wybiegłam z łazienki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz