25 sierpnia 2012

Rozdział 6

      Od kilku godzin siedziałyśmy w samolocie. Ciągle nie wierzyłam w to, że zobaczę Los Angeles. Jennifer bez przerwy z kimś pisała, a ja gapiłam się w okno. Widok był przepiękny. Wyciągnęłam mp3 z torebki i włożyłam słuchawki w uszy. 
      Dopiero teraz zauważyłam jak się ubrałam. Miałam na sobie czerwone rurki, bluzkę z krótkim rękawkiem w granatowe, poziome paski, czarne conversy i czarną marynarkę (rękawy podwinęłam). Zerknęłam na Jen. Ubrana była w śliczną, różowo-czarną sukienkę z falbanką i czarnym paskiem, jeansową kurtkę z rękawami 3/4 i szare conversy. Podobnie jak ja, miała słuchawki w uszach. Nawet nie zauważyłam, kiedy zasnęłam.
      Ktoś mną potrząsał.
- Jessica, obudź się! Jessica! - leniwie podniosłam powieki i zobaczyłam Jennifer.
- Co jest? - zapytałam, przecierając oczy.
- Za dziesięć minut lądujemy - powiedziała, chowając mp3 i telefon do torebki.
- Okay... - poszłam w jej ślady. 

- Zobaczysz, Los Angeles to piękne miasto - uśmiechnęła się Jen. Zachichotałam i wyjrzałam przez okno. Z góry miasto wyglądało cudownie. Nagle coś sobie przypomniałam.
- Kim jest Monic? - to pytanie dręczyło mnie od wczoraj.
- To moja przyjaciółka. Poznałyśmy się, gdy wróciłam do L.A.
- Aha.
- Niedługo ją poznasz. Jest super 
- uśmiechnęła się Jen.

- W to nie wątpię - zaśmiałam się.
- Proszę zapiąć pasy. Za chwilę lądujemy - usłyszałyśmy stewardessę i wykonałyśmy jej polecenie. Po chwili samolot zetknął się z powierzchnią ziemi. Moje włosy wyglądały jakbym piorunem dostała, więc musiałam się z nimi uporać. Spięłam je w wysoką kitkę.
- Jessica, chodź! - popędziła mnie Jen. Zabrałam swoją torebkę i ruszyłam za nią do wyjścia. Minęłyśmy stewardessy, które żegnały pasażerów i znalazłyśmy się na schodach, które miały zawieźć nas na dół.
- Jennifer?
- Tak? - odwróciła głowę w moją stronę.
- Skoro rodzice, mają klucze od domu, to jak wejdziemy do środka? - spytałam.
- Niech twoja główka się o to nie boi - Jen tajemniczo się uśmiechnęła, a ja głośno westchnęłam. Po chwili byłyśmy już na dole. Poszłyśmy po swoje walizki i stanęłyśmy na środku lotniska.

- Czemu tu stoimy? - zdziwiłam się.
- Czekamy na nasz transport - rozejrzała się.
- Jaki transport? - spytałam.
- Logan! - podbiegła do jakiegoś chłopaka i rzuciła mu się na szyję. Normalnie mnie w podłogę wryło, kiedy zobaczyłam Logana Hendersona i Jamesa Maslowa.
- Hej, spokojnie. Zaraz dam ci ten autograf - odezwał się zdziwiony, a mi śmiać się zachciało.
- To ja, wariacie - zaśmiała się Jen, odsuwając od niego.
- Jennifer? - oczy miał jak dwa spodki. - O rany, mała Jenny! - z mega wyszczerzem ją podniósł i przytulił.
- Ja ci dam, Jenny! - oburzyła się rozbawiona, a on ją odstawił.
- Rany, ale się zmieniłaś - wyszczerzył się. No tak, w końcu Jen wraca do L.A. po dość długim okresie czasu.
- Ty też. Przystojniak się z ciebie zrobił - zaśmiała się.
- Jennifer, możesz łaskawie przy mnie nie flirtować? - mruknęłam rozbawiona, na co James parsknął śmiechem.
- Cicho, małpo... - zaśmiała się. - Chłopcy, to jest Jessica Olson, będzie z nami mieszkać.
- Jestem James, a ten tu to Logan - szatyn przedstawił ich rozbawiony.
- Miło mi - uśmiechnęłam się.
- To co? Jedziemy - wyszczerzyła się Jen. No i pojechaliśmy.

- Matko, Jen! Ale się za tobą stęskniłam! - po przekroczeniu drzwi na Jennifer rzuciła się jakaś dziewczyna. - Rany, ale się zmieniłaś!
- Monic, zaraz mnie udusisz! - zaśmiała się Jen, a tamta ją puściła. - Monic, to jest Jessica Olson, moja przyjaciółka z dzieciństwa. 
- Cześć - uśmiechnęłam się, wyciągając w jej stronę rękę. 
- Cześć, jestem Monic Blue, ale mów mi Mo - uśmiechnęła się, delikatnie ściskając moją dłoń.
- Ej, a gdzie nasze duże dzieci? - spytała Jen, rozglądając się.
- Jesteśmy! - Carlos i Kendall wparowali do przedpokoju i się ze mną przywitali.
     Dom był piękny. Na podłogach leżały kafelki, a ściany były głównie białe, tylko w niektórych miejscach beżowe.
- Pora na zwiedzanie - Kendall zatarł ręce. Korytarz, w którym byliśmy miał pięć metrów długości i trzy szerokości.
- Tu są klucze od domu, każdy ma swój - Logan wyciągnął z szafki, która stała obok, kilka pęczków kluczy. Każdemu dał jeden.
- Chwila, nas jest siedmioro, a kluczy dziesięć - odezwałam się.
- Kazałem kilka dorobić - uśmiechnął się i resztę schował.
- Tu jest szafa na kurtki, buty, czy co wy tam jeszcze macie - zaśmiał się Carlos, rozsuwając drzwi z lewej strony.
- Dobra, idziemy dalej - James zatarł ręce. Wychodząc z przedpokoju wchodziło się od razu do salonu. Zamiast drzwi była tylko framuga, co wyglądało ekstra. Z lewej znajdowały się szerokie schody prowadzące na górę. W niektórych miejscach stały doniczki z kwiatami, a na środku ogromna biała kanapa, na której leżało kilka poduszek. Przed nią stacjonował szklany stolik, na którym znajdował się wazon z tulipanami, kilka gazet i piloty od wieży i telewizora. Po obu stronach stolika stał jeden fotel. Na przeciwko kanapy znajdował się kominek, a nad nim wisiał dość duży telewizor plazmowy.
- To jest dzienna część domu - odezwał się Kendall. 
- Tam we wnęce... - James wskazał wnękę, obok ściany, na której wisiał telewizor - ...jest jadalnia i łazienka, ale rzadko z niej korzystamy.
- Z łazienki czy z jadalni? - zachichotała Jen, a ja i Mo zaczęłyśmy się śmiać.
- Bardzo śmieszne, małpo - szatyn udał obrażonego.
- Oj, i tak wiem, że mnie lubisz - poklepała go po ramieniu, a on tylko się zaśmiał.
- To może chodźmy do mojego ulubionego miejsca, co? - Carlos zatarł ręce.
- Do sypialni? - Kendall znacząco poruszył brwiami.
- Ale z was debile! - oburzyła się Monic.
- Oni zawsze tacy są? - szepnęłam do Jen.
- Przeważnie... - wzruszyła ramionami, a potem zaczęła się śmiać.
- Kendall, on miał na myśli kuchnię - westchnął James, zakładając ręce na piersi.
- Oj, przecież wiem, daj mi się pośmiać - wyszczerzył się blondyn i powędrował, prawdopodobnie, do kuchni. Przeszliśmy kawałek do przodu. Okazało się, że cała ściana od strony ogrodu to okna. Fajnie to wygląda, pomyślałam. Gdzieś tak w połowie kanapy kończyła się ściana oddzielająca salon. Do kuchni nie było żadnych drzwi, czy specjalnie zrobionego przejścia. Po prostu stał stół i było wiadomo, gdzie się jest. Reszta była oddzielona od stołu przez blat.
- To może pokażemy im w końcu pokoje, co? - odezwał się Logan. No i poszliśmy na górę. Na środku leżał czerwony dywan, gdzie nie gdzie stała doniczka.
- Więc tak, te drzwi to pokój Carlosa, a tamte moje - Kendall wskazał na drzwi znajdujące się z lewej strony. - Dalej jest pokój Mo, a na środku łazienka.
- Te pokoje są moje i Logana - James wskazał na drzwi z prawej. - Trzecie drzwi są do waszej dyspozycji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz