25 sierpnia 2012

Rozdział 36

- Po kolacji... piliśmy kawę... i... i oni... - Jen popłakała się jeszcze bardziej. Siedzieliśmy w salonie i próbowaliśmy się czegoś dowiedzieć.
- Co się stało? - spytałam.
- Zaczęli gadać... jaki to... Nick jest wspaniały... - zatrzymała się, żeby wziąć oddech. - A potem... mój tata... powiedział, że... że mam za niego... wyjść... - znowu się popłakała.
- Ale dlaczego? - spytała Monic.
- Ojciec... Nicka ma firmę... budowlaną... - znowu wzięła oddech. - A moi tata... tam... pra... pracuje... - i znowu się rozpłakała. - Ojciec Nicka... powiedział, że... że dostanie... awans... al... ale... dopiero wtedy...
- Kiedy weźmiesz ślub z jego synem? - dokończyłam za nią.
- T... tak... Ja nie chcę... Nie chcę... - popłakała się jeszcze bardziej. Przytuliłam ją.
- Nie płacz. Wszystko będzie dobrze - próbowałam ją jakoś uspokoić.
- Najgorsze jest to... że jeżeli... odmówię... to... zwolni... mojego tatę... z... pracy... - płakała. Rozległ się dzwonek do drzwi. Monic poszła otworzyć i po chwili wróciła do salonu w towarzystwie mamy Jen.
- Skarbie, wszystko w porządku? - spytała.
- A jak myślisz? - Jen spojrzała na nią zapłakanymi oczami.
- O córciu, nie płacz - jęknęła.
- Łatwo ci mówić, bo to nie ty jesteś zmuszana do małżeństwa! - wrzasnęła przez łzy i wstała. - Jak wy mogliście mi to zrobić?! Potraktowaliście mnie jak przedmiot!
- Jennifer, ja też nie popieram decyzji twojego ojca! Dlatego tu jestem! - jej mama podniosła głos.
- Jak to? - spytała Jen.
- Nie pozwolę, żebyś wyszła za kogoś kogo nie kochasz - powiedziała jej mama, już spokojniej.
- Mamo, ja nie chcę wychodzić za mąż - Jen się do niej przytuliła.
- Wiem, skarbie. Wiem - pani Jayde ją od siebie odsunęła. I znowu dzwonek do drzwi. Mo ponownie poszła otworzyć.
- Gdzie jest moja córka?! - usłyszeliśmy krzyk, a po chwili do salonu wszedł wściekły tata Jen.
- Tato... - szepnęła.
- Czy ty sobie zdajesz sprawę z tego, co zrobiłaś?! - krzyknął.
- Ja?! Sprzedałeś mnie! - krzyknęła przez łzy.
- Dzięki temu małżeństwu dostanę awans! Dlaczego ty zawsze myślisz o sobie?! - krzyknął jej tata.
- Ja myślę o sobie?! To ty nigdy się mną nie interesowałeś! Zawsze liczyło się to czego ty chcesz! - krzyknęła przez łzy. - Całe życie robiłam wszystko, żebyś chociaż raz był ze mnie dumny! A ty tylko widziałeś czubek swojego nosa!
Jej tata ją spoliczkował.
- Christopher! - krzyknęła jej mama.
- Z całym szacunkiem, ale to pańska córka! - Logan podniósł głos.
- A ty co?! Pewnie sam się do niej przystawiasz!
- Słucham?! Przyjaźnimy się od dziecka! Nigdy bym jej nie skrzywdził! - krzyknął Loggy, a tata Jen go uderzył.
- Logan! - Jennifer chciała do niego podbiec.
- A my wracamy do domu! - jej tata złapał ją za łokieć.
- Zostaw mnie! Nigdzie z tobą nie idę! - wyrwała się. - Zostaję tutaj! I nic mnie nie obchodzi, że stracisz pracę! Nie wyjdę za tego dupka!
- Żałuję, że jesteś moją córką! - krzyknął i wściekły wyszedł. Jej mama za nim wybiegła.
- Logan, nic ci nie jest? - Jennifer pomogła mu wstać.
- Nie, chyba nie - jęknął. Miał rozcięty łuk brwiowy.
- Chodź - wzięła go za rękę i zaprowadziła do kuchni. A my postanowiliśmy się już położyć. Za dużo wrażeń jak na jeden dzień.
- W życiu bym się nie spodziewała tego po jej ojcu - powiedziałam, kładąc się obok Jamesa.
- A myślisz, że my tak? - spytał.
- Biedna, Jennifer - westchnęłam.
- Nie martw się. Logan ją pocieszy - uśmiechnął się.
- Skąd wiesz?
- Nie wiem, ale na pewno będzie próbował - cmoknął mnie w usta i objęci zasnęliśmy.

^*^
Oczami Logana
^*^


Usiadłem na krześle przy barze, a Jennifer obok mnie. Otworzyła apteczkę i namoczyła wacik wodą utlenioną.
- Bardzo cię boli? - spytała.
- Nie tak bardzo - syknąłem, gdy przyłożyła mi wacik do rany.
- Przepraszam - szepnęła.
- Jennifer, jak się czujesz? - spytałem.
- Źle - westchnęła, a po jej policzkach spłynęły łzy.
- Nie płacz... - szepnąłem, wycierając jej policzki dłonią.
- Logan, ja cię tak strasznie przepraszam. Nie wiem, co w niego wstąpiło - popłakała się, a ja ją bez zastanowienia przytuliłem. Oparła głowę o moje ramię i dalej płakała.
- Ciii... Nie płacz... - szepnąłem jej do ucha. Odsunęła się ode mnie. Spojrzała na mnie czerwonymi, od płaczu, oczami.
- Dziękuję ci, za wszystko - szepnęła.
- Nie ma sprawy. Od czego ma się przyjaciół? - uśmiechnąłem się.
- A zwłaszcza tych najlepszych - szepnęła.
- Ta... - westchnąłem. Nasze twarze zaczęły się przybliżać. Nagle dostałem sms'a. Szybko się ode mnie odsunęła.
- Przepraszam - powiedziała i kontynuowała przerwaną czynność.
- To ja przepraszam - mruknąłem. Dalej się nie odzywaliśmy. Kurcze, a było tak blisko, pomyślałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz