25 sierpnia 2012

Rozdział 47

- Okey, robimy dziesięć minut przerwy! – ogłosił Michael w połowie próby chłopaków. Od tygodnia pracowali jak woły. Dlaczego? Otóż córka samego prezydenta Obamy jest wielką fanką Big Time Rush. A on jako kochający ojciec, postanowił zrobić jej niespodziankę na urodziny. Dlatego chłopcy zaśpiewają dla niej w stolicy, na placu przed Białym Domem. Wszyscy są podekscytowani! No może, prawie wszyscy… Monic się rozchorowała i od kilu dni leży z gorączką w łóżku. Biedulka… Z Jen nie straciłam kontaktu, ale coraz trudniej jest mi ukrywać fakt, że z nią gadam…
- Jak tak dalej pójdzie to do wyjazdu stracicie głosy – zauważyłam, gdy całą szóstką staliśmy w sterowni. Dlaczego szóstką? Bo odziwo Nathalie była wśród nas…
- Lepiej nie kracz, bo się spełni – Logan pogroził mi palcem.
- Wątpię – mruknęła Czarna. – Skoro deszcz was nie pokonał, to takie próby tym bardziej was nie złamią.
- Coś w tym jest – zauważył Kendall. No tak, pamiętam. Dlatego Mo się rozchorowała. Lało jak cholera, a my sobie w ogrodzie siedzieliśmy. Dziwne, że tylko ona zachorowała.
- Nie mów, że znowu dzwonisz do Monic – westchnął James, gdy Carlos wyciągnął komórkę z kieszeni.
- Nie, dostałem sms-a z propozycją wygrania samochodu – Pena wyciągnął mu język.
- Oooo, to coś nowego – Logan zrobił na niego wielkie oczy.
- Taa, bo Mo się w końcu wkurzyła – Carlos podrapał się w tył głowy.
- A to ciekawe dlaczego? – Kendall założył ręce na piersi.
- Skarbie, daj mu spokój – zaśmiała się Nathalie. – Gdybyś ty do mnie tyle wydzwaniał też bym się wkurzyła.
- Oj tam, oj tam – blondyn ją przytulił.
- Zachowujcie się – zganił ich James, a potem mnie od tyłu objął.
- Odezwał się ten przyzwoity – odciął się Kend.
- Odezwał się ten przyzwoity – szatyn go przedrzeźniał.
- Zachowujecie się jak dzieci – mruknęłam, zakładając ręce na piersi.
- Mówiłaś coś, kochanie? – spytał James. Po tonie jego głosu poznałam, że się uśmiecha. Wiedziałam, co chce zrobić. Chciałam odejść, ale za mocno mnie trzymał.
- James, nawet o tym nie myśl! – krzyknęłam, gdy szykował się, żeby mi wbić palce w boki. Mój czuły punkt… Nie znoszę tego!
- Ale o czym ty mówisz? – udawał głupka.
- Dobra, chłopaki. Musimy coś obgadać – do środka wszedł Michael. Bogu dzięki, pomyślałam, a James zrezygnował ze swojego planu.
- Co takiego? – spytał Logan.
- Za tydzień wystąpicie przed głową państwa, a to wielkie wyróżnienie. Dlatego nagramy nową piosenkę...  – Michael rozdał chłopakom teksty.
- Teraz mamy nagrywać nową piosenkę? – spytali razem chłopcy.
- A czemu nie? – spytał Johnson.
- Nie sądzę, że to dobry pomysł. Chłopcy dopiero jedną nagrywają – odezwałam się.
- Ale ta piosenka im nie wychodzi. Miała być hitem, a oni nawet nie są z nią osłuchani – Michael się zdenerwował.
- Przecież świetnie im wychodzi – powiedziałam cicho.
- Słyszałaś ją, że wiesz? – spytał.
- Mi się tam podoba – usłyszeliśmy i się odwróciliśmy. Oczy o mało co mi na wierzch nie wyszły.
- J… J… Jennifer? – wydukałam.
- I na waszym miejscu nic bym nie zmieniała – uśmiechnęła się.
- No dobra, niech wam będzie – Michael zrezygnowany wyszedł.
- Ja już pójdę, przypomniało mi się, że miałam wpaść do rodziców – odezwała się Nathalie i pocałowała Kendalla. I już  jej nie było. Zauważyłam, że Logan chce pogadać z Jen. Wiedziałam, że ona tego nie zniesie.
- Miałaś przyjechać dopiero za tydzień – szybko ją uściskałam. – Mam ci tyle do powiedzenia. Chodź.
Zaciągnęłam ją do Sali, której chłopcy używali do śpiewania.
- Jess, puść mnie – jęknęła, a ja ją puściłam.
- Co ty tu robisz? – spytałam. – Miałaś wyjść ze szpitala za tydzień.
- Wiem, wypisałam się – Jen wzruszyła ramionami.
- Co? Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Czuję się dobrze, nie martw się – chciała mnie uspokoić.
- Dobra, mniejsza o szpital. Co ty tu robisz?
- Chciałam was odwiedzić – mruknęła.
- Ta ta, a tak serio? – spojrzałam na nią uważnie.
- Chciałam zobaczyć Logana, ten ostatni raz – szepnęła i z czułym uśmiechem spojrzała w stronę chłopaków. Z czegoś się śmiali. Cała złość ze mnie uszła, na ten widok.
- To takie słodkie – zachwyciłam się.
- Co ja wyprawiam? – Jen oderwała wzrok od bruneta i wytarła łzy, które miała na policzkach.
- Jennifer, co się między wami wydarzyło? Bo coś się wydarzyło, prawda? – spojrzałam na nią uważnie.
- Tak, ale nie chcę o tym mówić – westchnęła.
- Jennifer, przyjaźnimy się. Mi możesz zaufać – położyłam jej rękę na ramieniu. Wahała się przez chwilę.
- Wtedy w Hiszpanii… dzień przed waszym wyjazdem… my… my siedzieliśmy na plaży i podziwialiśmy zachód słońca… i wtedy on… on powiedział, że mnie kocha… - Jen spojrzała na mnie zapłakanymi oczami.
- Wyznał ci miłość przy zachodzie słońca? – wytrzeszczyłam na nią gały. – To takie romantyczne!
- Wiem, ale ty nic nie rozumiesz – odtrąciła moją rękę. – My nie możemy być razem.
- Dlaczego? Pasujecie do siebie – nie ogarniałam o co jej chodzi.
- Po prostu nie. Kocham Logana, najmocniej na świecie…
- Ty kochasz jego. On kocha ciebie. Jakoś nie widzę w tym problemu – założyłam ręce na piersi.
- Ty nic nie rozumiesz! Logan to wspaniały facet! I wierz mi, nie zamieniłabym go na wszystkie pieniądze świata! Ale nie możemy być razem, bo jestem nikim, tylko zwykłą suką, która rani przyjaciół! Rozumiesz wreszcie?! – krzyknęła Jen i zaraz potem złapała się za lewy  bok.
- Jen, wszystko Okey? – przestraszyłam się.
- Tak, tylko trochę mi słabo – powiedziała nieprzytomnie. Pomogłam jej usiąść na ławce pod ścianą. Wzięła kilka głębszych wdechów. Podałam jej kubeczek wody.
- Już dobrze? – spytałam.
- Tak, dzięki – uśmiechnęła się lekko.
- Jennifer, na pewno wszystko dobrze? Martwię się o ciebie – posmutniałam i kucnęłam przed nią.
- Tak, nie ma powodów do obaw. Lekarz uprzedził mnie, że mogę mieć zawroty głowy. To nic wielkiego. Jak tylko wrócę do domu, to wezmę tabletki. Obiecuję – uśmiechnęła się, jak dla mnie wymuszenie, ale i tak sobie odpuściłam dalsze dochodzenie. Interesowało mnie coś innego.
- Jennifer, mam do ciebie pytanie. Ale błagam cię, odpowiedz na nie – spojrzałam na nią.
- Jasne, o co chcesz zapytać?
- Czy ty boisz się Logana? – spytałam. – Boisz się go kochać?
- To nie o to chodzi, że boję się go kochać. Kocham go jak cholera i wcale nie boję się tej miłości.
- To dlaczego nie chcesz z nim być?
- Nie powiedziałam, że nie chcę – zauważyła.
- Ale się tak zachowujesz – sprostowałam.
- Wiem, ale to tylko dlatego, że obiecałam sobie, że go więcej nie skrzywdzę. Wolę, żeby mnie nienawidził niż miał być ze mną i cierpieć.
- Ale on cierpi, bo nie chcesz z nim być – jęknęłam.
- Może masz rację, ale po prostu nie chcę, żeby odszedł – westchnęła.
- Odszedł? – zdziwiłam się. – Dlaczego miałby odchodzić?
- W sensie, że nie chcę go stracić.
- Jennifer, nie rozumiesz, że tracisz go wyłącznie przez swoje zachowanie? Logan cię kocha i nie wyobraża sobie życia bez ciebie – coraz trudniej mi się z nią rozmawiało.
- Może to tylko zauroczenie? Może mu już przeszło? Znajdzie sobie dziewczynę, którą naprawdę będzie kochał. Nie mogę mu dać tego czego oczekuje.
- Miłości?
- Właśnie… Poza tym, on jest sławny, a związek ze mną mógłby mu popsuć karierę…
- Czy ty siebie słyszysz?! Wiesz co, nie mam ochoty na dalszą rozmowę. Mam dosyć słuchania tych bzdur – wstałam.
- Jessica, a gdzie Monic? – Jen też wstała.
- Jest chora.
- Jak to chora?
- Leży z gorączką w łóżku od kilku dni – wyjaśniłam.
- Pamiętasz jak moja mama nas kiedyś leczyła? Próbowałaś tego? – spytała.
- Nie, z głowy mi to wyleciało – puknęłam się w czoło.
- No to chodź, trzeba postawić Mo na nogi – uśmiechnęła się i zaciągnęła mnie do chłopaków. Gdy tylko weszłyśmy do sterowni, Carlos grzebał coś przy konsoli. A potem odwrócił się do nas jak gdyby nigdy nic.
- Chłopcy, jesteście na dzisiaj wolni. Muszę załatwić kilka spraw odnośnie wyjazdu – do środka wszedł Michael. Zabraliśmy swoje rzeczy i pojechaliśmy do domu. Po drodze musieliśmy jeszcze wstąpić do sklepu. Potrzebne były składniki na syrop, który wymyśliła mama Jennifer. Zbijał gorączkę, niwelował katar i kaszel, a co najważniejsze, był smaczny.
- Pięknie pachnie – zaciągnął się Logan, gdy wszyscy siedzieliśmy w kuchni, a Jen przygotowywała syrop dla Mo.
- Bo to mięta – uśmiechnęła się Jen i zamieszała gorącą ciecz w dość dużym kubku.
- Uwielbiam miętę – westchnął Kendall i porwał jej jeden listek.
- I myślisz, że to jej pomoże? – spytał troskliwie Carlos i posadził sobie Mo na kolanach.
- Najwyżej padnie –Jen wzruszyła ramionami i wrzuciła do kubka posiekaną miętę.
- Że jak? – spytała Mo.
- Żartuję. Oczywiście, że ci pomoże – uśmiechnęła się Jennifer i dokończyła wrzucanie składników do gorącej wody. Wszystko dokładnie wymieszała.
- Jestem ciekaw, czy serio te twoje czary jej pomogą – zaśmiał się Logan.
- Chcesz się przekonać? – uśmiechnęła się Jen.
- Chcę – Loggy zmrużył oczy.
- Dobrze. Monic, wypij to – Jennifer podała jej kubek z syropem, a ona posłusznie wykonała jej polecenie.
- No i? – spytał James. – Jak się czujesz?
- O wiele lepiej – uśmiechnęła się.
- O kochana, ty się nie nakręcaj, syrop jeszcze nie zaczął działać – Jen zgasiła zapał Mo.
- Ale nie chcesz chyba stosować na niej dalszej kuracji? – spytałam ostrożnie.
- Jakiej kuracji? – spytali wszyscy.
- Będziemy cię moczyć w kurzym tłuszczu – powiedziała Jen, zacierając ręce, a Logan zaczął się zwijać ze śmiechu.
- Zgłupiałaś?! – krzyknęła Mo.
- A ty z czego się tak cieszysz? – spytał Kendall.
- Przecież ja się nie śmieję – Loggy natychmiast spoważniał.
- Do tej kuracji potrzebujemy siedem pucharków i dwa gigantyczne pudełka lodów – wyszczerzyła się Jen, wyciągając z zamrażarki pudełka lodów.
- Całe szczęście – Monic odetchnęła z ulgą, a Logan znowu zaczął się brechtać. Wymieniłam z Jen porozumiewawcze spojrzenia. Wyciągnęła z lodówki kostkę lodu i wrzuciła ją brunetowi za koszulkę.
- Aaaa! Zimno! Zimno! – zaczął się miotać. Zaczęliśmy się śmiać. W końcu kostka spadła na podłogę.
- Skoro już jesteś cicho, to zabieraj się z chłopakami za przygotowanie deserów, bo Monic nie może czekać – Jen założyła ręce na piersi.
- Toś ty taka, małpo? – spytał Loggy.
- Mniej gadania, więcej pracowania – klasnęła Jen w ręce.
- Słyszeliście ją, do roboty – zwróciłam się do Jamesa i reszty.
- Chodźcie, dziewczyny. Niech oni popracują, a my sobie pogadamy – powiedziała Mo i wzięła nas pod ręce. Z dumą poszłyśmy do salonu. Zanim opuściłyśmy kuchnię, zauważyłam, że Jen i Logan się do siebie uśmiechnęli. Resztę dnia spędziliśmy na zabawie. Potem film mi się urwał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz