25 sierpnia 2012

Rozdział 4

- Możesz przestać? - spytałam, gdy Jennifer chyba setny raz zasłaniała włosy przed ludźmi, którzy nas mijali.
- Co za wstyd - jęknęła, gdy minęłyśmy park.
- Jeśli nie chcesz ze mną iść na zakupy to mogę wrócić do domu - założyłam ręce na piersi.
- Nie, to nie o to chodzi! - Jen natychmiast zaprzeczyła. - Tylko o moje włosy. Wyglądam jak pudel.
- Matko, ale ty mnie wkurzasz!
- Skoro cię wkurzam, to po co wyciągałaś mnie na te zakupy?! - Jen się oburzyła.
- Skąd miałam wiedzieć, że będziesz tyle jęczeć? - załamałam ręce.
- Wypraszam sobie - Jennifer udała obrażoną. Założyła ręce na piersi i odwróciła głowę. Zaśmiałam się i po kilku minutach znalazłyśmy się w centrum. Mijało nas wielu ludzi. W tym pełno chłopaków z mojej szkoły, którzy należeli do drużyny. Szli na trening, ale każdy z nich posyłał Jennifer jakiś komplement odnośnie włosów. W końcu weszłyśmy do jakiegoś sklepu.
- I co? A nie mówiłam, że twoje włosy są świetne? - uśmiechnęłam się, przeglądając wieszaki z topami.
- No może i miałaś rację, ale to nie zmienia faktu, że nadal ich nie lubię - Jen przymierzyła do ciała niebieską tunikę z kolorowymi szerokimi pasami z przodu.
- Nie - skrzywiłam się. - Ta lepsza - podałam jej białą luźną bluzkę ze ściągaczem u dołu i błyszczącą naprasowanką Lady Gagi.
- Idealna! - zachwyciła się.
- Powiedz, czemu ty tak ich nie lubisz? - spytałam, oglądając żółte rurki.
- A czy to ważne? - spytała.
- No, chyba musisz mieć jakiś powód - założyłam ręce na piersi.
- Dziwne są... - dodała wymijająco.
- Dlaczego? - zaciekawiłam się.
- Bo tak - Jennifer odwróciła wzrok. - Możemy zmienić temat?
- Jasne - powiedziałam, lekko zdziwiona. Wybrałyśmy sobie to, co nam się podobało, zapłaciłyśmy i opuściłyśmy sklep. Łaziłyśmy tak kilka godzin. Od sklepu, do sklepu. W końcu padnięte, zatrzymałyśmy się w małej kawiarence. Dopiero wtedy nas olśniło, że nie jadłyśmy śniadania. Zamówiłyśmy sobie kawę i coś słodkiego. Wiem, że to niezdrowo jeść słodycze na pusty żołądek, ale co miałyśmy zrobić. Kiedy już skonsumowałyśmy to, co przyniósł nam kelner zapłaciłyśmy, zabrałyśmy swoje rzeczy i opuściłyśmy kawiarenkę. W dobrych humorach skierowałyśmy się do domu. Miałyśmy niesamowite tempo, bo w niecałe pięć minut byłyśmy na miejscu. Weszłyśmy do środka, zdjęłyśmy buty i udałyśmy się na górę.
- Ekhm... A panie gdzie były? - usłyszałyśmy za plecami.
- Kurcze! - mruknęłyśmy razem i się odwróciłyśmy.
- Hej, mamo - pomachałam jej.
- Dzień dobry, pani.
- Możecie mi łaskawie powiedzieć, gdzie byłyście? - moja mama założyła ręce na piersi.
- Na zakupach - powiedziałyśmy razem, podnosząc i pokazując jej torby. Mama załamała ręce i sobie poszła, a ja i Jen ze śmiechem poszłyśmy na górę. Pochowałyśmy wszystkie nowo nabyte ubrania i udałyśmy się do ogrodu. Położyłyśmy się na trawie i gapiłyśmy się w chmury. Znalazłyśmy mnóstwo różnych kształtów. Leżałyśmy tak z kilka godzin, aż w końcu niebo zaczęło robić się pomarańczowe.
- Czasami mam ochotę być taką chmurką - szepnęła Jen.
- Co? - spytałam lekko zdziwiona.
- Płyną sobie po niebie. O nic się nie martwią, nic nie muszą...
      Spojrzałam na Jennifer, a później na chmury.
- Jennifer?
- No? - spytała, nie odrywając wzroku od obłoków.
- Cieszę się, że jesteśmy przyjaciółkami - odwróciłam głowę w jej stronę.
- Ja też - uśmiechnęła się do mnie.
- Przyjaźń z tobą to najlepsze, co mnie w życiu spotkało - dodałam i dalej gapiłyśmy się w niebo.

     Te dwa tygodnie minęły bardzo szybko. W tym czasie pozbyłam się raz na zawsze Nicole i odnowiłam przyjaźń z Jennifer. Maturę zdałam najlepiej z całej szkoły, więc był powód do świętowania.

Jest sobota, czyli pierwszy dzień wolności...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz