Od bójki Logana z Joe minął tydzień. Nadal nie gadam z
Jamesem. I nadal przesiaduję całe dnie u dziadka. Ostatnio dziwnie się
zachowuje. Martwię się...
Jennifer nadal nie może sobie wybaczyć, że Logan ją obronił. Chociaż on ją święcie przekonuje, że zrobił to z własnej woli. Nathalie i Kendall spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Trochę to wkurzające, ale słodkie. Za to Carlos i Monic nie rozstają się nawet na moment.
Wszyscy razem siedzieliśmy w ogrodzie i jedliśmy śniadanie. Na ogół zawsze gadaliśmy, a teraz nikt się nie odzywał.
- Jessica, jedziesz dzisiaj do swojego dziadka? - spytała nagle Jennifer.
- Mam taki zamiar. Martwię się o niego - powiedziałam.
- Dlaczego? Stało się coś? - Jen się zmartwiła.
- Mam nadzieję, że nie - westchnęłam.
- Musisz bardzo kochać swojego dziadka - uśmiechnęła się Monic.
- Tak, jest wspaniały. Nie wiem co bym bez niego zrobiła - uśmiechnęłam się. - Traktuje Jennifer jak własną wnuczkę.
- Przesadzasz - zaśmiała się Jen.
- Wcale nie - zaprzeczyłam. - Ostatnio jak u niego byłyśmy to kazał ci mówić do siebie dziadku.
- Ale to jeszcze nic nie znaczy - powiedziała Jen.
- Znaczy, znaczy - zaśmiał się Loggy.
- Logan! - skarciła go Jayde.
- No co? - zaśmiał się.
- Czyli mam rozumieć, że jedziesz tam dzisiaj ze mną? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nom - wyszczerzyła się Jen, a ja się zaśmiałam. - Co cię tak bawi?
- Przypomniało mi się coś. Poczekaj chwilę - wbiegłam do domu i skierowałam się na górę. Zabrałam aparat ze swojego pokoju i wróciłam do ogrodu.
- Po co ci aparat? - spytała Monic, kiedy siadałam z powrotem na krześle obok Jennifer.
- Zaraz zobaczysz - zachichotałam i zaczęłam przeskakiwać zdjęcia. Gdzie to jest? No gdzie? Jak jeszcze byłyśmy w Middletown, to zrobiłam Jen zdjęcie, na którym wygląda jakby chciała dać komuś buziaka. - Mam! - krzyknęłam zadowolona, a James podskoczył na krześle. I w efekcie tego oblał się sokiem, który trzymał w ręce. Wybuchnęłam śmiechem.
- Wielkie dzięki, Jessica - powiedział ironicznie i poszedł się przebrać.
- Sorki! - krzyknęłam za nim, nadal się śmiejąc. - Pamiętasz? - pokazałam Jen zdjęcie.
- Rany! Weź to usuń! - jęknęła.
- Pokaż - powiedział Logan, a ja podałam mu aparat. Razem z Kendallem obejrzeli fotkę. Oboje się uśmiechnęli.
- A komu chciałaś dać buzi, jeśli można wiedzieć? - Loggy podał aparat Monic i Carlosowi.
- Nikomu - fuknęła Jen, załamana faktem, iż wszyscy oglądają jej zdjęcie.
- Oj nie przesadzaj - uśmiechnęła się Mo. - Wyszłaś ślicznie.
- Popieram - Carlito się wyszczerzył.
- Co oglądacie? - spytał James, który właśnie wrócił.
- Zdjęcie Jen - wyjaśnił Kendall.
- Pokaż - Maslow podszedł do Mo, a ona podała mu aparat. Zaśmiał się na widok zdjęcia i oddał mi moją własność.
- Kogo chciałaś całować? - spytał, gdy już siedział na swoim krześle.
- Zadałem jej to samo pytanie! - ucieszył się Loggy.
- Czubek - skwitowała Jennifer, a James wybuchnął śmiechem.
- Dobra, Jennifer. Jak chcemy jechać do dziadka, to musimy się zbierać - powiedziałam. Dokończyliśmy śniadanie i posprzątaliśmy.
- Jessica, idziesz?! - krzyknęła Jen z dołu.
- Tak! - odkrzyknęłam, zabierając torebkę. Zbiegłam po schodach.
- Dzwoniłaś po taksówkę? - spytała.
- Nie, poczekaj - zaczęłam szukać telefonu w torebce.
- To ja was zawiozę - James do nas podszedł.
- Świetnie! - Jen pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi.
- Ale... - nie miałam jak zaprotestować. No i po dziesięciu minutach byliśmy u mojego dziadka.
- James, chodź z nami - powiedziała Jen.
- No nie wiem - Maslow spojrzał na mnie.
- Jak chcesz to chodź - powiedziałam. No i poszliśmy. Dziadek otworzył po kilku minutach. Przywitaliśmy się i weszliśmy do środka. W salonie było pełno kartonów.
- Co to za kartony? - spytałam zdziwiona. - Dziadku, ty chyba nie...?
- Przepraszam, Jessica - westchnął, a mi i Jen do oczu naleciały łzy.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie - po moich policzkach spłynęły łzy. Jen też płakała.
- Moje dziewczynki - przytulił nas. James stał z boku i z żalem przyglądał się wszystkiemu.
- Dlaczego? - spytała Jennifer.
- Chcę wrócić do domu, do Hiszpanii - uśmiechnął się lekko. - Słoneczne Los Angeles było wspaniałą przygodą, ale pora wracać. Dom na mnie czeka.
- Do Hiszpanii? - spytałam i jeszcze bardziej się popłakałyśmy.
- Nie płaczcie, bo tym trudniej jest mi wyjechać - szepnął i mocniej nas przytulił. Po kilku minutach jakoś się uspokoiłyśmy. Dziadek wyjrzał przez okno. - Wóz przeprowadzkowy już jest. Pomożecie mi z tymi pudłami?
- Jasne - powiedziałam i pozanosiliśmy wszystkie kartony do ciężarówki. Oczywiście James nosił te najcięższe. Po jakiejś godzinie dom stał pusty.
- Jutro o pierwszej mam samolot do Hiszpanii - powiedział dziadek, gdy zniósł swoje dwie walizki na dół.
- Gdzie będziesz nocował? - spytałam.
- Zatrzymam się w jakimś hotelu - powiedział i się lekko uśmiechnął.
- Możesz przecież spać u nas i tak jeden pokój stoi pusty - powiedziała szybko Jen. Wiedziałam, że pokochała mojego dziadka jak własnego. Swojego nigdy nie poznała, bo zginął w katastrofie lotniczej.
- Nie chcę sprawiać kłopotu.
- Ale to żaden kłopot. Logan na pewno się zgodzi - dodał James.
- Postanowione. Dziadku wracasz z nami - powiedziałam. Maslow zabrał jego walizki i poszliśmy do samochodu. Chwilę poczekaliśmy, aż James zapakuje je do bagażnika. W końcu ruszyliśmy. Obie z Jen siedziałyśmy z tyłu, a dziadek z przodu.
Weszliśmy do salonu, a wszyscy się na nas spojrzeli. Logan zbiegł właśnie po schodach.
- O dzień dobry, panu - uśmiechnął się i uścisnął z moim dziadkiem dłoń.
- Piękny dom - staruszek się rozejrzał.
- Dziękuję, po rodzicach - uśmiechnął się. - Proszę - Logan wskazał, żeby wszedł dalej - niech pan usiądzie.
Dziadek usiadł we fotelu.
- Eeee... Dzień dobry - powiedziała Mo. - Jestem Monic Blue, przyjaźnię się z Jessicą i Jennifer.
- Miło mi panią poznać - dziadek jak na dżentelmena przystało pocałował ją w dłoń.
- Carlos Pena, miło mi - uścisnęli dłonie.
- Kendall Schmidt - i to samo. Cała czwórka pogrążyła się w rozmowie. Logan się do nas odwrócił.
- Co się dzieje? - spytał.
- Dziadek Jessici leci jutro do Hiszpanii - Jen ledwo powstrzymywała się od płaczu.
- No i zaprosiliśmy go na noc - wyjaśnił James.
- Aha, okey - powiedział Logan i podszedł do mojego dziadka. - To ja pokażę panu pokój.
Razem z Jamesem poszli na górę. Usiadłyśmy na kanapie obok Mo.
- Fajny ten twój dziadek - uśmiechnęła się.
- Wiem - szepnęłam.
- Co jest? - spytała, widząc nasze miny.
- Jutro leci do Hiszpanii - Jen się popłakała.
- Hej, mała. Nie płacz - Mo ją przytuliła i zaczęła pocieszać. Po kilku minutach jakoś się uspokoiła. - Postaraj się nie płakać, okey?
- Dobrze - szepnęła Jen, a chłopaki i dziadek zeszli na dół. Płeć męska rozsiadła się przy stole w ogrodzie i grała w karty, a my położyłyśmy się na trawie i oglądałyśmy zdjęcia w moim aparacie. Mi i Jen humor od razu się poprawił.
Jennifer nadal nie może sobie wybaczyć, że Logan ją obronił. Chociaż on ją święcie przekonuje, że zrobił to z własnej woli. Nathalie i Kendall spędzają ze sobą każdą wolną chwilę. Trochę to wkurzające, ale słodkie. Za to Carlos i Monic nie rozstają się nawet na moment.
Wszyscy razem siedzieliśmy w ogrodzie i jedliśmy śniadanie. Na ogół zawsze gadaliśmy, a teraz nikt się nie odzywał.
- Jessica, jedziesz dzisiaj do swojego dziadka? - spytała nagle Jennifer.
- Mam taki zamiar. Martwię się o niego - powiedziałam.
- Dlaczego? Stało się coś? - Jen się zmartwiła.
- Mam nadzieję, że nie - westchnęłam.
- Musisz bardzo kochać swojego dziadka - uśmiechnęła się Monic.
- Tak, jest wspaniały. Nie wiem co bym bez niego zrobiła - uśmiechnęłam się. - Traktuje Jennifer jak własną wnuczkę.
- Przesadzasz - zaśmiała się Jen.
- Wcale nie - zaprzeczyłam. - Ostatnio jak u niego byłyśmy to kazał ci mówić do siebie dziadku.
- Ale to jeszcze nic nie znaczy - powiedziała Jen.
- Znaczy, znaczy - zaśmiał się Loggy.
- Logan! - skarciła go Jayde.
- No co? - zaśmiał się.
- Czyli mam rozumieć, że jedziesz tam dzisiaj ze mną? - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam.
- Nom - wyszczerzyła się Jen, a ja się zaśmiałam. - Co cię tak bawi?
- Przypomniało mi się coś. Poczekaj chwilę - wbiegłam do domu i skierowałam się na górę. Zabrałam aparat ze swojego pokoju i wróciłam do ogrodu.
- Po co ci aparat? - spytała Monic, kiedy siadałam z powrotem na krześle obok Jennifer.
- Zaraz zobaczysz - zachichotałam i zaczęłam przeskakiwać zdjęcia. Gdzie to jest? No gdzie? Jak jeszcze byłyśmy w Middletown, to zrobiłam Jen zdjęcie, na którym wygląda jakby chciała dać komuś buziaka. - Mam! - krzyknęłam zadowolona, a James podskoczył na krześle. I w efekcie tego oblał się sokiem, który trzymał w ręce. Wybuchnęłam śmiechem.
- Wielkie dzięki, Jessica - powiedział ironicznie i poszedł się przebrać.
- Sorki! - krzyknęłam za nim, nadal się śmiejąc. - Pamiętasz? - pokazałam Jen zdjęcie.
- Rany! Weź to usuń! - jęknęła.
- Pokaż - powiedział Logan, a ja podałam mu aparat. Razem z Kendallem obejrzeli fotkę. Oboje się uśmiechnęli.
- A komu chciałaś dać buzi, jeśli można wiedzieć? - Loggy podał aparat Monic i Carlosowi.
- Nikomu - fuknęła Jen, załamana faktem, iż wszyscy oglądają jej zdjęcie.
- Oj nie przesadzaj - uśmiechnęła się Mo. - Wyszłaś ślicznie.
- Popieram - Carlito się wyszczerzył.
- Co oglądacie? - spytał James, który właśnie wrócił.
- Zdjęcie Jen - wyjaśnił Kendall.
- Pokaż - Maslow podszedł do Mo, a ona podała mu aparat. Zaśmiał się na widok zdjęcia i oddał mi moją własność.
- Kogo chciałaś całować? - spytał, gdy już siedział na swoim krześle.
- Zadałem jej to samo pytanie! - ucieszył się Loggy.
- Czubek - skwitowała Jennifer, a James wybuchnął śmiechem.
- Dobra, Jennifer. Jak chcemy jechać do dziadka, to musimy się zbierać - powiedziałam. Dokończyliśmy śniadanie i posprzątaliśmy.
- Jessica, idziesz?! - krzyknęła Jen z dołu.
- Tak! - odkrzyknęłam, zabierając torebkę. Zbiegłam po schodach.
- Dzwoniłaś po taksówkę? - spytała.
- Nie, poczekaj - zaczęłam szukać telefonu w torebce.
- To ja was zawiozę - James do nas podszedł.
- Świetnie! - Jen pociągnęła mnie za rękę w stronę drzwi.
- Ale... - nie miałam jak zaprotestować. No i po dziesięciu minutach byliśmy u mojego dziadka.
- James, chodź z nami - powiedziała Jen.
- No nie wiem - Maslow spojrzał na mnie.
- Jak chcesz to chodź - powiedziałam. No i poszliśmy. Dziadek otworzył po kilku minutach. Przywitaliśmy się i weszliśmy do środka. W salonie było pełno kartonów.
- Co to za kartony? - spytałam zdziwiona. - Dziadku, ty chyba nie...?
- Przepraszam, Jessica - westchnął, a mi i Jen do oczu naleciały łzy.
- Błagam cię, nie zostawiaj mnie - po moich policzkach spłynęły łzy. Jen też płakała.
- Moje dziewczynki - przytulił nas. James stał z boku i z żalem przyglądał się wszystkiemu.
- Dlaczego? - spytała Jennifer.
- Chcę wrócić do domu, do Hiszpanii - uśmiechnął się lekko. - Słoneczne Los Angeles było wspaniałą przygodą, ale pora wracać. Dom na mnie czeka.
- Do Hiszpanii? - spytałam i jeszcze bardziej się popłakałyśmy.
- Nie płaczcie, bo tym trudniej jest mi wyjechać - szepnął i mocniej nas przytulił. Po kilku minutach jakoś się uspokoiłyśmy. Dziadek wyjrzał przez okno. - Wóz przeprowadzkowy już jest. Pomożecie mi z tymi pudłami?
- Jasne - powiedziałam i pozanosiliśmy wszystkie kartony do ciężarówki. Oczywiście James nosił te najcięższe. Po jakiejś godzinie dom stał pusty.
- Jutro o pierwszej mam samolot do Hiszpanii - powiedział dziadek, gdy zniósł swoje dwie walizki na dół.
- Gdzie będziesz nocował? - spytałam.
- Zatrzymam się w jakimś hotelu - powiedział i się lekko uśmiechnął.
- Możesz przecież spać u nas i tak jeden pokój stoi pusty - powiedziała szybko Jen. Wiedziałam, że pokochała mojego dziadka jak własnego. Swojego nigdy nie poznała, bo zginął w katastrofie lotniczej.
- Nie chcę sprawiać kłopotu.
- Ale to żaden kłopot. Logan na pewno się zgodzi - dodał James.
- Postanowione. Dziadku wracasz z nami - powiedziałam. Maslow zabrał jego walizki i poszliśmy do samochodu. Chwilę poczekaliśmy, aż James zapakuje je do bagażnika. W końcu ruszyliśmy. Obie z Jen siedziałyśmy z tyłu, a dziadek z przodu.
Weszliśmy do salonu, a wszyscy się na nas spojrzeli. Logan zbiegł właśnie po schodach.
- O dzień dobry, panu - uśmiechnął się i uścisnął z moim dziadkiem dłoń.
- Piękny dom - staruszek się rozejrzał.
- Dziękuję, po rodzicach - uśmiechnął się. - Proszę - Logan wskazał, żeby wszedł dalej - niech pan usiądzie.
Dziadek usiadł we fotelu.
- Eeee... Dzień dobry - powiedziała Mo. - Jestem Monic Blue, przyjaźnię się z Jessicą i Jennifer.
- Miło mi panią poznać - dziadek jak na dżentelmena przystało pocałował ją w dłoń.
- Carlos Pena, miło mi - uścisnęli dłonie.
- Kendall Schmidt - i to samo. Cała czwórka pogrążyła się w rozmowie. Logan się do nas odwrócił.
- Co się dzieje? - spytał.
- Dziadek Jessici leci jutro do Hiszpanii - Jen ledwo powstrzymywała się od płaczu.
- No i zaprosiliśmy go na noc - wyjaśnił James.
- Aha, okey - powiedział Logan i podszedł do mojego dziadka. - To ja pokażę panu pokój.
Razem z Jamesem poszli na górę. Usiadłyśmy na kanapie obok Mo.
- Fajny ten twój dziadek - uśmiechnęła się.
- Wiem - szepnęłam.
- Co jest? - spytała, widząc nasze miny.
- Jutro leci do Hiszpanii - Jen się popłakała.
- Hej, mała. Nie płacz - Mo ją przytuliła i zaczęła pocieszać. Po kilku minutach jakoś się uspokoiła. - Postaraj się nie płakać, okey?
- Dobrze - szepnęła Jen, a chłopaki i dziadek zeszli na dół. Płeć męska rozsiadła się przy stole w ogrodzie i grała w karty, a my położyłyśmy się na trawie i oglądałyśmy zdjęcia w moim aparacie. Mi i Jen humor od razu się poprawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz